Idealnie byłoby iść spać o 22-giej i przespać spokojnie do tej 6-stej rano ,conajmniej.
Zwłaszcza jak się ma przed soba wizję weekendu…
Byłam bliska ideału,bo poszłam spać już o 20 -stej. (sms do siostry:idę spać,proszę mi nie przeszkadzać!!),
Co prawda wstałam już po piątej,ale ile można spać???
Jakoś jestem przybita ostatnio.Widzę,że nic mnie nie cieszy.
Ale mój nielubiany listopad pomału już się kończy.
Za kilka dni dostanę pierwszą emeryturę ( hahah,czemu tak na nią czekam z utęsknieniem).
Niedługo święta.
Przed świętami pewnie będzie urwanie głowy we firmie ( no cóż, nadchodzi "rybi czas" ).
Tylko,że ciągle czuję,że to wszystko nie TO.
No właśnie,nie to.
Od weekendu do weekendu,a czas tak szybko ucieka.
Jakoś mało użytecznie,bo czy praca i sen to wszystko,co jest celem w życiu???
Chyba przemęczenie jednak daje mi w kość,nawet brak urlopu w tym roku,ta praca od rana do wieczora…
Ale z kolei nudno byłoby siedzieć w domu,tak bezczynnie.
Przynudzam,więc kończę ten wpis.
PAAAAA