PRZYSZŁA…..

                            

                       14 D  D  M  W  D  B  –  Z

Dzisiaj o 11.52 przyszła do nas jesień.

  

Cichutko i słonecznie wkradła się do naszych miast i wsi.

Kolorując po drodze liście i trawy.

Ale jest cieplutka, słoneczna i piękna.

Może jednak powtórzy się ta śliczna polska jesień sprzed roku??

A do wyjazdu zostało mi tylko dwa tygodnie…..

Tylko i aż.

Reklama

słoneczna sobota

 

                                     15  D  D  M  W  D  B  –  Z

 

 A za oknem piękna słoneczna pogoda….

…..aż serce się raduje….

I znów te plemiona mnie wciagnęły na dobre, trudno mi się z komputerem rozstać,bo tu ja napadam, tam na mnie napadają, ale trzeba będzie na trochę sobie odpuścić, bo tak piękna pogoda, aż kusi na zrobienie parę jesiennych zdjęć.

Już drzewa się zaczynają żółcić, już kolory jesienne przybierają, trzeba to uwiecznić troszkę.

Więc dzisiaj mam w planie niewielki spacerek nadwiślanymi bulwarani, oczywiście uzbrojona w stosowny sprzęt, a potem niewielkie zakupy w Jubilacie.

Ewa, opamiętaj się, akcja O wdrożona ( oszczędności)

Ale jak tu oszczędzać, jak żołądek jeść woła, a gęba o papieroska się upomina???

Miłego wekendu.

fruwający pies

 

                                  16 D  D  M  W  D  B  –  Z

           

Czy ktoś widział, żeby pies fruwał?

I niech ktoś odważy się powiedzieć, że nie jest  to nazdwyczaj urokliwa sunia…

Tak, tak, to jest wspaniała Metaxa, w skrócie Meta, okropnie ruchliwy pies ( właściwie to po prawdzie suka, ale to też pies). Żeby zrobić temu  rozbrykanemu zwierzęciu zdjęcie, jej właścicielka, czyli Magda musiała ją na moment na ręce podnieść.

No i całe szczęście, że toto jest małe, bo jakby naprzykład podnieść do góry takiego powiedzmy doga, czy bernardyna?????

A ja się cieszę (HURRRRRRAAA), że dzisiaj jest już piątek, za kilka godzin już weekend – oczywiście jutro nie pracuję, odrobiłam sobotę już tydzień temu.

No i coraz bliżej do mojego wyjazdu, trochę więcej niż dwa tygodnie,

A już myślałam, że ta liczba odliczeń nigdy nie zmaleje…poczekam, aż będzie jednocyfrowa.

A póki co, lecę do moich żabek, papa

Zdążę…

 

                 17 D D  M  W  D  B  –  Z

   

Zdążę jeszcze kilka słów tutaj wpisać przed moim wyjściem do pracy, chociaż komputer okropnie muli…

No tak, komputer się muli, mój żołądek muli, bo widać, że już jesień, mój ukochany wrzodzik na XII-cy odezwał się i okropie w dodatku  gnębi.

Ale na szczęście mam odpowiednią na niego broń i już te pigułki od wczoraj zażywać musziałam, nie dam mu się łatwo, co to, to nie.

Niestety dalej jest zimny poranek, dzień też za gorący nie będzie, więc w sweterki wskoczyć musiałam.

A pomyśleć,że rok temu o tej samej porze roku w bluzeczkach z krótkim rękawkiem chodziłam….

pamiętam, akurat wyjeżdżałam wtedy do Buska….

Rok do roku niepodobny, ale nic to, ja mam ciągle taką cichą nadzieję, że od 7 października zrobi się prawdziwa, złota i ciepła jesień.

No tak, 8 październik to magiczna ( dla mnie ) data, juz sie doczekac nie mogę…….

minął dzień

 

 

 

                    1 8  D  D  M  W  D  B –  Z

  

Dzień minął niepostrzeżenie i teraz dopiero zobaczyłam, że jeszcze dzisiaj obowiązkowego wpisu nie zrobiłam.

Tak odkładałam i odkładałam na potem, aż noc za oknem się zrobiła….

Nawet całkiem miły i słoneczny był ten dzień, ale gdy chmurki słonko zakryło, odrazu zimny wiatr buszował pomiędzy drzewami, wdzierając się nieprzyjemnym, lodowatym strumieniem za człowiecze odzienie…..

Dostałam dzisiaj mail od Marzeny, mojej byłej kierowniczki gastronomii  w "rybkach"

List był bardzo serdeczny…

To znaczy, ze jednak tam nie troszkę lubili….

Miłe to.

 Małżeństwo obchodzi pięciolecie zawarcia związku małżeńskiego.

–  muszę coś ci wyznać – mówi mąż

–  jestem daltonistą

– i ja też do czegoś chciałabym ci się przyznać- odpowiada żona

– nie pochodzę spod Nowego Targu, jestem z Mozambiku   🙂

I to by było na tyle…..

 

PODRÓŻ

    19 D D M W D B – Z

 

Z życiem jest jak  z  podróżą  pociągiem, czy autobusem: Jedni wsiadają, inni jadą mniej czy bardziej wygodnie dalej, ale każdy ma swój ostatni przystanek, na którym podróż dobiega końca……

O…….

Szkoda, że nie wypada tu  kląć.

A chętnie bym to zrobiła.

Taką niemiłą wiadomość poniedziałek mi przyniósł….. Nie mogę niestety się tu z nią podzielić.

Wolałabym, żeby ten podniedziałek raz jeszcze się zaczął, ale  bez tych wieści

Nie wszystko umiem zaczarować, ale spróbuję.

A   K Y S Z !!!!

Szczęsliwa liczba

 

                                21  D D M  W  D  B  –  Z

21 to taka szczęsliwa liczba (podobno)

a tyle tylko mi do urlopu pozostało….

Trzeba jednak przyznać, że od czasu, gdy pracuje juz tylko na pół gwizdka, jestem o wiele, wiele mniej zmęczona.

No cóż, jest jak powiedziałam, Opatrzność za mnie zadecydowała, bo ja widać  mi umysłu zabrakło…..

A co dzisiaj ciekawego robię?

Jak zwykle siedzę sobie na plemionach, ale równiez surfuję po krakowskich hotelach……. szukam ładnego miejsca dla pewnego gościa z rodziny, który na parę dni ma do Krakowa wskoczyć.

I chyba koniec tematu, zabrakło mi dzisiaj weny……

wieczorny raporcik

 

Ha, jednak coś z tym moim  czarowaniem (deszczu) ma się na rzeczy.

Rano wyglądałam przez okno, a tam deszcz sobie pada. No to te swoje abrakadabra-  czary odprawiłam ( obowiązkowo paluszkiem młynek zakręciłam) i jak już wyszłam z domu na ulicę ( oczywiście uzbrojona w parasolkę) deszcz przestał padać.

Musiałam ten parasol na kiju niepotrzebnie tylko dźwigać ( to też jest mój straszak na deszcz he)

Czyżbym kiedyśna stosie płonęła ( chyba już teraz wiem, skąd ta moja nienawiść do mioteł haha).

Słoneczko przyświecało mi całe do i popołudnie,Rano byłam w pracy, musiałam się potem szybciutko uwijać, bo mi się gosc zapowiedział ( niby nie na jedzonko :"pamiętaj,  tylko nic nie szykuj do jedzenia, będę po obiedzie), ale zawze czymś gościa podjąć trzeba,

Jak sie domyślają niektórzy pilni czytelnicy mojego bloga, owym gościem oczywiście był…Kaziutek, a jakże.

Z Jako, że słodyczy nie jadam, zrobiłam pyszną zapiekankę makaronowo – rybną (chyba te rybki tak całkowicie mi nie przeszły jeszcze), w sosie koperkowo- śmietankowym, Mówię Wam, pychotka, i ja i gość jedliśmy, aż nam się uszy trzęsły.

A wiecie na co mi teraz wielka ochota przyszła?? Na wielki kawałek…piernika ( bez aluzji hehe), takiego z goździkami, orzechami i ewentualnie powidłami śliwkowymi.

Pomarzyć zawsze można…..