Aparat znowu odmówił mi posłuszeństwa.
Kolejny raz.
To znaczy przez ponad pół mojej wczorajszej pracy zachowywał się poprawnie, łagodny
jak baranek, posłuszny jak owieczka a potem…..
Wkładam kasetę do aparatu a tu krach, aparat powiedział stop, więcej zdjęć nie robię.
No i co takiemu zrobisz.
Rzeczywiście chyba go pokropię wodą święcona, może wtedy przestanie wydziwiać.
Tak więc dzisiaj mam czas na załatwianie swoich własnych spraw, co skurpulatnie
wykorzystam.
Mam nadzieję, że do jutra już z powrotem będzie naprawiony, z tyn, że nie koniecznie
do końca, jest to jakaś dziwna usterka, która wg. pani Marty, serwisantki tego aparatu,
wyskakuje całkiem niespodziewanie.
Jak diablik z kapelusza, hi hi, stąd mój pomysł z kropidłem.
No, ale zawsze tyle nerwów przy nim się najem, że strach,
Widać stress wpisany jest w mój życiorys.
Powodzenia , ale komu? mnie, pani Marcie czy wszystkim czytającym?????
P.S.Przykro mi moja siostrzyczko,ale byłam zmuszona zlikwidowac Twoje wioski na 10- tym
świecie , tak będzie lepiej dla mnie