To były piękne dni, po prostu piękne dni…

…nie zna już  dziś kalendarz takich dat

 

 

 

 

Czyli moich wspomnień ciąg dalszy…

Bo przecież we wczorajszym blogu nie wspomniałam o tych moich najbliższych i najukochańszych osobach, które były ze mną od zarania moich dni.
22 kwietnia 1950 roku przyszłam na ten dobry świat właśnie w obecnym moim mieszkaniu, nie w żadnym szpitalu, ale tu, w tym miejscu, gdzie nadal na razie mieszkam. Moja Mama nie lubiła szpitali (już wiem po kim też to mam), zresztą wtedy bardzo często kobiety rodziły swoje dzieci w zaciszu swojego domu. Dla mnie był to bardzo szczęśliwy dzień, niestety nie dla mojej Mamy, która na wskutek po porodowych komplikacji dostała  wielki krwotok, który bardzo trudny był do poskromienia, jednak moja dzielna Mama wytrzymała jakoś te trudne chwile, z tym, że nie mogła mnie karmić piersią, więc Tata sprowadzał dla mnie mleko od mamki (wtedy nie było takich wspaniałych preparatów mlecznych dla dzieci, jak teraz) i niestety razem z mlekiem została mi przyniesiona czerwonka, bardzo ciężka choroba, zwłaszcza dla kilkudniowych niemowlaków. Bardzo wiele moi biedni Rodzice wycierpieli, aby mnie z niej wyprowadzić, po wielu lekarskich konsultacjach udało się wreszcie sprowadzić specjalistę – pediatrę, który poskromił tę chorobę.
Szczęśliwie i dla mnie i moich Rodziców skończyła się ta potyczka, chociaż moje starsze rodzeństwo było nieco niepocieszone, jako, że panowała wtedy szkarlatyna i z powodu obecności niemowlęcia w domu musieli przebyć kwarantannę w domu naszej Cioci Danki, siostry mojej Mamusi.
Ale i ta gehenna dla nich się w końcu skończyła i mogliśmy wreszcie zamieszkać wszyscy razem. Bardzo często potem wspominali oboje i Ania i Krzysztof dni, gdy mogli oglądać mnie tylko przez szybę okienną, gdy z Ciocią podchodzili pod nasz dom. Ale i tak kochali swoją małą siostrzyczkę i nie mieli jej wcale za złe, że ona niejako „wygnała” ich wtedy z domu, zrozumieli  sytuację i pozytywnie do niej się na szczęście dla mnie odnosili.
Zawsze byliśmy otoczeni wielką miłością ze strony naszych Rodziców, naszej Babci Tamtej Mamy (nie pozwalała nazywać się Babcią, bo nie czuła się jeszcze aż taka stara, by na tę nazwę zasłużyć) i naszej Niani – Adzika, która tak pieszczotliwie nazywana była przez dzieci, dla Rodziców i innych członków rodziny była po prostu Panną Nusią (miała na imię Anna). Pochodziła z północy Polski, z okolic Poznania, ale z naszą rodziną związana była już dużo, dużo wcześniej, jeszcze gdy moja Mama i jej siostra Danuta były młodymi dziewczynkami była ich opiekunką. Była wspaniała i zawsze przez wszystkich bardzo kochana. Razem z nimi i ich rodzicami przeszła ciężki okres okupacji, zawsze dzielna i gotowa do pomocy, chociaż jak wiem z opowiadań, panicznie bała się wszelakich nalotów i bombardowań. Nawet słyszałam taką rodzinną anegdotkę, że gdy wszyscy uciekali z bombardowanej Warszawy, gdzie przez jakiś czas mieszkali, Adzik chcąc zabrać ze sobą jak najwięcej swoich rzeczy, ubrała na siebie wszystkie ciepłe pary majtek i wszystkie prawie swetry, aż trudno jej było się poruszać, ale nie ustała w podróży, zawsze była z nimi.
Pamiętam jej ciepły głos i jej ciepłe ręce, gdy mnie przytulała. Szkoda, tylko, że gdzieś zawieruszyła mi się  książka – prezent, który wraz z dedykacją dostałam od niej na któreś kolejne moje urodziny – miałabym teraz piękną pamiątkę. Pamiętam tylko, że były to Mity greckie, które bardzo często z wielkim zainteresowaniem czytałam.
Za to ostatnio, pakując swoje książki, znalazłam książkę z wierszami Konstantego Gałczyńskiego, którą dostałam też wraz z dedykacją od brata mojej Mamy, Wujka Zbyszka, który był  zarazem moim chrzestnym Ojcem. Była na niej data 1957 rok, czyli też bardzo, bardzo dawno temu.
Przynajmniej jedna pamiątka z tamtych lat mi pozostała.
Ale ponieważ to ja byłam najmłodsza z dzieci, różnica między mną a bratem była 10 lat, a pomiędzy mną a moją siostrą lat 7, to ja byłam otaczana szczególną opieką i troską. Wielokrotnie starsze dzieci musiały obejść się ze smakiem, słysząc, nie ruszaj, to dla Ewy, ale przecież i im tez nigdy ptasiego mleczka nie brakowało. Mój Tata pracował w Szpitalu i potem w naszej Pracowni Rtg na Smoleńsk (tej samej, która istnieje do dzisiaj), moja Mamusia popołudniami dzielnie mu tam pomagała, robiąc wspaniałe zdjęcia rtg, chociaż wcale nie miała wyuczonego tego zawodu, po prostu była zdolna. Wielokrotnie potem słyszałam słowa mojego Taty do mnie skierowane: Twoja Mama to dopiero wspaniale zdjęcia robiła !!!
Zresztą szkoła ucząca tego profilu powstała dopiero wiele lat później, do niej właśnie i ja uczęszczałam. Nazywaliśmy ją potocznie Uczelnią Koletańską, gdyż mieściła się na ul. Koletek w Krakowie, zresztą przez długie lata po tym, jak ją kończyłam, dopiero potem przenieśli ją w inne miejsce, gdyż umieszczona była  ona na terenie Klasztoru Sióstr Koletek, które odzyskały w końcu swoje posiadłości. Ale jak pisałam, odbyło się to całkiem niedawno, może kilka lat temu, do tamtej pory mieściła się pomaturalna  szkoła Techników Elektro-radiologii, którą właśnie skończyłam i Techników Analityki
Podczas gdy Rodzice pracowali nami opiekowała się Niania i Babcia. I tak słodko nam te lata jakoś leciały. Krzysztof dostał się z wyróżnieniem na Medycynę, gdzie zresztą poznał swoją żonę, Zosię, Ania też uczyła się w świetnym liceum imieniem T.Joteyki, aby i ona później mogła kontynuować medyczne studia.
I całe prawie moje  wczesne dzieciństwo spływało po płatkach róż, gdyby nie nadszedł tragiczny cios,  krótka, ale straszna choroba nowotworowa , a później śmierć naszej ukochanej Mateczki. Miałam wtedy zaledwie 10 lat, ale rozpieszczana przez wszystkich, długo pozostawałam bardzo dziecinna i może wtedy nie wyobrażałam sobie, jak bardzo śmierć mojej Mamy zaważy na dalszym moim życiu. Miałam co prawda nadal ukochane osoby koło siebie, Rodzeństwo, Tatę, Babcię, Nianię, ale to już nigdy nie było to samo, moja dusza została zarażona sierocą chorobą. Matka jest tylko jedna, najdroższa, najbardziej Kochana i nigdy przez nikogo niezastąpiona.
Tata mój wprawdzie kilka lat później ożenił się powtórnie, rozumiałam go, należał do mężczyzn, którzy muszą koło siebie mieć kobietę, ale nigdy nie zaprzestał kochać naszej Mamy, nigdy nie zaprzestał nadal kochać nas, swoje dzieci i zawsze ich los bardzo go interesował. Zresztą jego druga żona mieszkała osobno, w swoim mieszkaniu, Tata tam do niej chodził, ale de facto mieszkał ciągle z nami.
Los ma to do siebie, że co jakiś czas odsuwa od nas osoby, które kochamy, odszedł od nas Adzik, która zamieszkała z Ciocią Danką, niestety potem szybko zachorowała i umarła, potem zachorowała Tamta Mama i w bardzo krótkim czasie też przeniosła się na drugi świat. Krzysztof po ślubie przez długi okres również mieszkał z nami, tu urodziła się mu trójka dzieci : Monika, Michał i Łukasz, ale potem wraz z rodziną przeniósł się na swoje nowe mieszkanie, gdzie jeszcze na świat przyszła dwójka jego dzieci: Basia i Emil. W domu pozostałam ja z tatą, Anią i jej dwójką dzieci:Marcinem i Magdą, a potem, kilka lat później,  jeszcze na świat przyszedł nasz malutki Maciuś.
Rok 1974 był tragicznym dla mnie rokiem, w przeciągu kilku miesięcy mój Tata przeszedł aż trzy zawały serca, niestety ten trzeci zawał był już śmiertelny.  Świat mój wtedy zawalił się doszczętnie, ale musiałam być dzielna, tym bardziej, że moja siostra bardzo poważnie się rozchorowała, właściwie to omalże cały rok spędziła w różnych szpitalach, w tym także i w szpitalu w Warszawie. Zostałam sama ze szwagrem i z dwójką dzieci mojej siostry, które wciąż jeszcze były małe , miały dopiero 7-8 lat, ale jakoś musiałam sobie z nimi radzić, a równocześnie nie mogłam też przerwać swojej pracy zawodowej w przychodni.
Różnie bywało, raz lepiej, raz gorzej, wydawało się, że choroba mojej siostry się cofnęła i wtedy właśnie na świat przyszedł Maciek, ale niestety  znów choroba zaatakowała nieoczekiwanie moją siostrę zupełnie z innej strony i znów było długotrwałe jej leczenie, sporo łez i nerwów. Ale i tę chorobę jakoś przynajmniej chwilowo udało się poskromić, chociaz uderzała ona kilkakrotnie i to bardzo boleśnie, a jej owoce niestety kilkanaście lat potem przyniosły jej złe żniwo – śmierć.
Takie jest właśnie życie, przeplata te dobre chwile złymi. : W końcu Ania wybudowała sobie dom w Modlnicy i tam ze Smoleńsk przeprowadziła się z Maćkiem, jego żoną Elą i dwoma córeczkami Darią i Wiktorią , Magda z małą Kamilką i Marcin wyprowadzili się z naszego mieszkania trochę wcześniej. Niestety Ania niedługo się cieszyła swoim nowym domem, mieszkała w nim zaledwie kilka lat, gdy jednak choroba znów sobie o niej przypomniała znów ją zaatakowała, niestety tym razem śmiertelnie i znów zostałam sama na tym świecie, bo mój Brat Krzysztof niespodziewanie zmarł kilka lat wcześniej przed Anią . Nie miałam już Rodziców, nie miałam już Rodzeństwa, nigdy nie miałam swoich dzieci, więc czułam wielką pustkę w życiu, chociaz trzeba przyznać, że i Magda i Maciek bardzo starali się, abym tej samotności boleśnie nie odczuwała.
A ja po przeprowadzce mojej siostry  pozostałam przez długie miesiące sama w olbrzymim, ponad 160 metrowym, pustym mieszkaniu, mogłam co prawda wtedy też z nimi się przeprowadzić do ich nowego domu, ale bardzo komplikowałoby mi to moje życie zawodowe, wtedy dyżurowałam i w szpitalu i pod telefonem i dojazdy z Modlnicy do Krakowa byłyby bardzo utrudnione.Na szczęście i Magda już Kamilką i Oliwią i Maciek z dziewczynkami  mnie tu odwiedzali od czasu do czasu.  Zresztą z czasem Magda też przeniosła się do Modlnicy i wtedy na świat przyszedł Jasiek.
Po kilku miesiącach do tego samotnego mojego   mieszkania wprowadziła się moja bratanica Monika z Tomkiem i  dwójką małych jeszcze wtedy dziewczynek, z Polą i z Zojką, a po kilku latach na świat jeszcze przyszła Mia.
I tak jakoś przez te 13- 14 lat mieszkaliśmy sobie razem, ale wiadomo, dziewczyny rosły, każda z nich potrzebowała swoją własną przestrzeń życiową rozwijać, każda potrzebowała mieć osobny pokój, w którym musi mieć swoje własne biurko do nauki, miejsca robiło się więc coraz mniej.
Gdy już  i Mia doszła do wieku nastolatki, zdecydowanie brakowało jeszcze jednego dla niej spokoju w osobnym pokoju, trzeba było ustąpić.
I to jest właśnie jeden z głównych powodów, że podjęliśmy decyzję, że zamieszkam osobno, w całkiem innym mieszkaniu.
No i tak właśnie się dzieje, chociaż, jak ktoś mi we wczorajszym komentarzu napisał, że nie przesadza się starych drzew  ( starych? dlaczego od razu starych), idę szukać swojej nowej przestrzeni życiowej, obojętnie na jak długi czaso -okres będzie mi ona potrzebna.
Chociaż z małą, kilku miesięczną przerwą zawsze mieszkałam z kimś z rodziny, teraz wydaje mi się, że samotność może być dla mnie nieco bolesna i  pewnie tak będzie, ale w końcu muszę się do tego przyzwyczaić, a i tak wierze, że moi ukochani Najbliżsi mnie całkowicie tam nie opuszczą, będą mnie odwiedzali. Tu na Smoleńsk zawsze wiele się działo, prócz domowników przewijało się sporo jeszcze innych gości i było gwarnie i wesoło, teraz czeka mnie tylko cisza…….
Tak w skrócie wygląda moje curriculum vitae. Kiedyś ktoś przekonywał mnie, że powinnam zacząć spisywać moje wspomnienia z przeszłych dni.
Nie wiem, czy są one aż tak ciekawe, aż tak warte uwagi, ale właśnie ta moja przeprowadzka sprowokowała ten mój dzisiejszy wynurzający moje wspomnienia wpis.
Pewno takich wspomnień mam wiele, może znów kiedyś pokuszę się o nich w którymś tam kolejnym moim blogu zamieścić, kto wie.
Wydawało mi się, że wiele rzeczy pozapominałam, ale pisząc niejako wracam pamięcią do tamtych dni, zaczynają się otwierać klepki w moim mózgu i przemieniam je potem na zdania, może dla niektórych nudne, dla innych ciekawe, czy nijakie, nie wiem, niech ten, kto czyta ten blog sam to oceni.
To tamte dni właśnie torowały w końcu moją drogę życia, to przez nie jestem taka, jaka jestem. Po prostu Ciotka Ewa!!!!!

Przyznam się, że te moje wspomnienia nieco mnie rozrzewniły, więc dla pokrzepienia mojej duszy dodaję jeszcze piękne zdjęcie, aby i weselej na mojej i  na Waszych duszach się zrobiło, a także, by ten obrazek był zapowiedzią cudnego, sobotniego dnia

Miłej soboty wszystkim życzę 

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s