
Wczoraj dopiero późnym popołudniem postanowiłam wyjść na chwilkę na spacer, a i tak upał dał mi w kość.
Musiałam kupić jakieś pieczywko no i załatwić sprawę z moim elektronem. Zdecydowałam kupić nowy, bo tamten przez wielokrotne upadki na ziemię, nieco się podłamał.
Ale nic to, zapłaciłam (razem z nowym płynem) około 100 zł, czyli można powiedzieć, że do każdego miesiąca używania poprzedniego papierosa musiałam dołożyć około 10 zł – idzie jeszcze wytrzymać i tak jeszcze to nie jest wielka suma w porównaniu z tą, jaką wydawałabym na normalne papierosy.
Następna wymiana papierosa pewnie znów za jakieś 10 – 12 miesięcy, ale wszystko kiedyś się przecież kończy. Przynajmniej teraz, gdy pociągnę mojego papierosa, czuję od razu jego moc, przez to nie muszę się zaciągać tak często, jak poprzednim.
Najlepiej by było, żebym w ogóle nie musiała się zaciągać, ale…… jest to niemożliwe, raczej.
Zresztą przyznam się bez bicia, że przez ten popsuty mój poprzedni papieros zaczęłam sięgać po normalne papierosy, no nie, nie tak całkiem normalnie, jak poprzednio, ale gdy poczułam brak nikotyny, musiałam czymś się zaciągnąć, czymś wyrównać brak jej w moim organizmie, więc prze te ostatnie dni wypaliłam może 2-3 papierosy (na kilka rat zresztą), teraz, gdy już mam porządnego elektrona, znów nie muszę sięgać po tego normalnego, nie czuję takiej potrzeby.
A po zakupach usiadłam wczoraj sobie chwilkę w Parku, jak tam pięknie, zielono, ile tam kwiatów, jakie zapachy, nie, nie tylko smogu z pobliskich Alei, ale i ten zapach kwiatowy też dobiegał do moich nozdrzy.
Tylko musiałam kilkakrotnie ławeczkę zmieniać, bo co słonko zaczęło mocniej na ławkę operować, od razu czułam pewien dyskomfort, było mi duszno, gorąco.
Zrobiłam zresztą jeden podstawowy błąd, nie wzięłam ze sobą żadnego picia.
Miałam co prawda świeżo kupione truskawki, które pewnie i by mnie nieco nawodniły, ale nie będę przecież prosto ze straganu brudnych truskawek konsumowała.
Póki jeszcze siedziałam, nie było tak źle, ale w pewnym momencie, gdy wstałam z ławki i zrobiłam kilka kroków, zresztą chciałam zrobić zdjęcia tego pięknego parkowego krzewu, zakręciło mi się tak w głowie, że bezwładnie poleciałam do tyłu. Na całe szczęście w jakiś sposób udało mi się w ostatniej chwili złapać równowagę i nie upadłam, ale musiałam potem co kilka ławek odpoczywać, zanim do domu z tą moją kręciołką w głowie wróciłam. Nawet był taki moment, że zastanawiałam się, czy nie poprosić jakąś młodą, przechodzącą osobę o podprowadzenie mnie do domu.
Na szczęście jakoś do domu o własnych siłach doszłam, od razu zresztą przyssałam się do butelki (oczywiście wody mineralnej marki Muszynianka), jak niemowlak do swojej butelki z mlekiem i wytrąbiłam sporą jej zawartość.
Potem poprawiłam swoje nawodnienie pysznymi, już umytymi truskawkami, były takie słodziutkie, że nie potrzebowałam dodawać oczywiście ani śmietany, ani cukru, nie chciałam psuć ich smaku.
A następne moje kroki był pod prysznic, musiałam zmyć ze siebie ten „sos własny” z potu utworzony, dopiero potem poczułam, że znów żyję.
Wtedy już zrobiło się dosyć przyjemnie w domu, zwłaszcza, że miałam otwarte okno w pokoju i na oścież balkon w kuchni, przynajmniej był podmuch, nie mówiąc o muchach, które mimo upału latały jak oszalałe z pobliskiego śmietnika, to ta jedna z tych wad posiadania balkonu na tyłach domu
Gorzej było w nocy, gdy musiałam zamknąć balkon, jednak ponieważ na parterze, co prawda wysokim, ale jednak to jest parter mieszkam, bałam się, że ktoś w nocy mógłby się do mnie zakraść i… no własnie i co? chyba mógłby mnie raczej okraść, czy zamordować, bo nie sadzę by ktoś chciałby na przykład starą babę zgwałcić, chociaż kto wie…… 🙂
Ale obudziłam się dzisiaj już przed piątą rano (jednak w pokoju było trochę duszno) i pierwsze kroku skierowałam w kierunku balkonowych drzwi, otwarłam je na oścież, chociaż jeszcze wtedy tego upału nie dawało się tak odczuć. A potem wypiłam dwie kawki (jedną z mleczkiem, drugą czarną) i już było wszystko O.K.
Gorzej jest teraz, bo już skwar dokucza, a co będzie o godzinie 13, gdy do pracy trzeba będzie wyruszać????
Prognozowany jest wtedy już ponad 30 stopniowy upał, a jednak kawałek drogi do autobusu i potem od autobusu do przychodni mam i to w dodatku po całkiem nasłonecznionym terenie.
Nie będę jednak chyba ryzykowała, od czego jest BOLD?
Lepiej już wydać te 15 zł, niż nosem zaryć w ziemię i potem na pogotowiu, czy nawet w szpitalu wylądować.
W końcu już jestem starszą panią i powinnam się szanować, nieprawdaż?
Szczególnie, że przestrzegają starsze osoby przed przebywaniem w takie upały na słońcu, ale skoro czasami trzeba wyjść………. można znaleźć jakiś sensowne rozwiązanie.
Wszak pieniądze szczęścia nie dają, a w zdrowym ciele mieszka zdrowy duch 🙂 🙂 🙂
Celowo nie śledziłam wczoraj politycznych wyczyniań Adriana w USA (po co mi zbędne nerwy??), chociaż trzeba przyznać, że pewnie Trump ma jakiś interes w tym spotkaniu, skoro tym razem do podpisywania wspólnego dokumenty podstawili nawet Adrianowi stołek do siedzenia, (tyle wiem z wiadomości Onetu), dyplomatyczny postęp z amerykańskiej strony, nawet pozwolili Adrianowi pomachać przelatującym nad nimi samolotom, będzie czym się chwalić przy następnych wyborach …
Oburzające jednak jest to, że w tej podróży oprócz żony (co jeszcze jest normalne) bierze też udział i ich córeczka, znów wykorzystują pieniądze podatnika dla własnej prywaty???????
Pewnie tak, skoro utrzymywali tę wiadomość w tajemnicy, ale i ta się wreszcie wydała.
Nic to, Polakom i tak to nie przeszkadza, że za ich pieniądze władza świetnie własne prywatne życie sobie układa, nadal Adrian w sondażach ma wielką przewagę , byle tak dalej, nawet wkrótce i Grecja będzie dla nas odległym krajem dobrobytu.
Ale jeżeli do stanowisk dochodzą takie osoby jak pani Gosiewska, która o Polakach niedawno jeszcze mówiła swołocz, hołota , a teraz będzie pełniła obowiązki wicemarszałka Sejmu (okropnie na psy ten pisi Sejm zszedł), albo takie redaktorki jak pani Ewa Stankiewicz, prawicówka całą gębą, czyli rozumiem, wyznawca tego dziwnego, pisiego „katolicyzmu” , żąda kary śmierci dla Donalda Tuska…. to….
A przecież miałam się nie denerwować, nie zajmować tą brudną polityką.
Tylko czasami człowiek musi, inaczej się udusi…. i to nie tylko z powodu kanikuły za oknem
Życzę , mimo tego zaduchu, udanego dnia.
Uważajcie tylko na możliwość nadchodzących burz, trąb powietrznych, gradów i innych pogodowych anomalii, bo takie niestety ciągle w swoich alertach niektóre stacje zapowiadają.
A ja myślami jestem w autobusie, w którym dzisiaj Uleczka nad morze się udaje.
Ale Jej tam musi być teraz gorąco, chociaż na pewno takie autobusy mają klimatyzację, ale czy tak, czy siak, taka podróż jest jednak uciążliwa, zwłaszcza w taki gorący, jak obecnie czas.
Ale za to za kilka godzin Ulka już szczęśliwa, swoje stopy w Bałtyku zamoczy.
Całuski Uleczku, jedź spokojnie i szczęśliwie.
I pamiętaj o tej muszelce dla mnie 🙂 🙂 🙂