a tak sobie wpiszę cosik

Bo właściwie nic specjalnego do powiedzenia nie mam.

Co można mieć do powiedzenia, gdy praktycznie nic się nie dzieje?

Dalej szukam dobrych diet w internecie ( kapuściana w końcu musi się skończyć) kiedyś, już

sama nie wiem, trzy stosować tą „stop brzuch” czy „jesz żeby chudnąć „czy jeszcze inne jakieś

takie, które mamią, tylko trzeba cosik wpłacić komuś na konto.

Ja wpłcę np 50 zł a za to dostanę byle co, czyli to, co i tak już wiem.

No niby w jednej z nich są przepisy na oczyszczajace koktaile ( niestety nie alkoholowe

oczywiście)  i potrawy, które są dobrymi spalaczami diety.

Kapusta spala, coś tam jeszcze spala, dziwne, że tyle grubasów po świecie chodzi????

Niech zyje kapuścianka

 

Pewnie, że każda dieta się w końcu nudzi, mi po prawdzie już to wcinanie

kapusty nieco wychodzi uszami, ale….

Dzisiaj zmierzyłam sobie cukier i…….. no proszę znów zleciał w dół.

W sumie mam już go około 1/4 mniej niż na początku, chociaż do doskonałości

ciągle jeszcze mi troszkę  brakuje.

Więc zaraz ubieram się i pędzę po tą zbawienną kapuchę do pobliskiej budki.

A co mi ta, czego dla zdrowia się nie robi?????

Chyba jednak ( jak wytrzymam w tych postanowieniac} zadziwię pod koniec lipca

moją panią doktor.

Zasłużyła sobie na to, bo trzeba przyznać, że wielką cierpliwością i wyrozumiałością

wobec mnie się wykazała na ostatniej wizycie, nie krzyczała, nie wywaliła mnie za

drzwi, chociaż pewno powinna była.

Ale tak po prawdzie tylko sobie samej krzywdę robiłam nie stosując się

do jej rad.

Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.

Czy to ma oznaczać, ze już nigdy nic pysznego np. torcika nie skosztuję?????

 

oj działo się dzisiaj działo…

Po raz pierwszy po bardzo długim czasie poszłam do pracy.

Oczywiscie w sobotę, bo oczywićcie był ten mój ukochany pan doktor od skolioz.

Weszłam do przycghodni ( oczywiście nerwy z powodu włączania w dodatku całkiem

nowego alarmku miałam jak czort) i…gęba mi opadła.

Ale zmiany!!!!

To znaczy nie cała przychodnia jeszcze wyremontowana, ale wejście, rejestracja i pokój

tomograficzny wyglądają super lux.

U mnie w rtg jest jeszcze w tej chwili  graciarnia, więc na razie znów mam spokój aż do…

no właśnie, do końca lipca????

Wogóle duże zmiany ostatnio  u mnie nastąpiły.

Na lepsze!!!

Po pierwsze ostatecznie i definitywnie rozstałam się z plemionkami.

Kiedyś siedziałam do 3 w nocy i z byłym kolegą a teraz „wrogiem” wymienialiśmy sobie ataki:

Rysiek toporki i kawaleria, ja też.

Wreszcie o 3.15 mi się to znudziło, napisałam mu,że jak chce jeszcze sobie wojować to

niech wojuje, ja idę spać, bo rano idę do lekarza.

I wtedy sobie pomyślałam: człowieku, co ci ta gra daje?,

siedzisz i tylko wojsko rekrutujesz, wysyłasz na wojnę znów rekrutujesz i tak bez końca.

A rzuć to w kibiny mać, będziesz mieć spokój.

I co pomyślałam, zrobiłam.

Oddałam oba konta ( na 10 i 38 świecie) kolegom, niech się męczą.

A ja jestem wolna jak ptak, przynajmniej o normalnej porze i bez nerwów spać sobie

mogę iść, na spacer mam czas, nie muszę nerwowo zaglądać, czy ktoś mi buchnął

wioseczkę.

Trochę mi szkoda tej młodzieży, którą na grze pozostawiłam, stanowczo przy

nich czułam się odmłodzona 🙂

Ale cóż, trudno, przekroczyłam słuszny wiek i najwyższa pora spoważnieć.

Inna zmiana to moja dieta.

Zaczęłam jeść ta kapuscianą zupkę – podobno zbija i cukier i tłuszcz.

Niby cukier mam mniejszy, to fakt, ale nie wiem, czy to zasługa   nowych tabletek,

które dostałam w środę po ostatniej wizycie u p. doktór diabetyk, czy rzeczywiście

kapuściana zupa pomaga?

Dobre jest to, że wolno jej jeść do woli, podobno im wiecej tym lepiej, hm.

Reszty diety aż tak rygorystycznie nie przestrzegam, czyli jem na moje wyczucie, a dokładnie

nie jem chleba, tłuszczy ( zupa jest jałowa), oczywiście zero słodyczy czy kluch.

Jem sobie pomidorki, ogóreczki, serek feta w niewielkiej iości, czasami 1-2 plasterki

chudej wędlinki no i owoce: jabłuszka, i póki są jeszcze truskawki.

Efekt widoczny pewno będzie dopiero po miesiącu, a pod koniec lipca idę na kontrolną

wizytę do diabetyków, tam mnie ważą dokładnie, więc zobaczymy.

Jestem dobrej myśli.

Muszę zbić ten nadmiar tłuszczyku, bo on powoduje, że cukier mi urósł nadmiernie.

Ja im jeszcze pokażę.

Kiedyś potrafiłam tylko dietą zbić cukier do 4,3 czyli do normy.

Z odwyków pozostaje mi jeszcze rzucenie palenia, ale to  dopiero za jakiś czas, nie można

wszystkiego na raz odrzucać. bo mi w końcu w główce wszystko się powywraca.

A już i tak nerwus jestem, bo dzisiaj wracając z pracy zaczepił mnie jakis obwieś,ale

zanim cokolwiek zdążył powiedzieć ofuknęłam go: nie mam, nie dam, niech pan sobie idzie.

Co z tego, na światłach facet stał za mną i już sobie wyobrażałam, jak jego nóż wbija

się w moje ciało.

Czułam gorąco i pot, który oblewał mnie całą.

Na szczęście scenariusz okazał sie  tylko moja fikcją, ale mogłoby tak być, teraz nawet

w biały dzień ludzie sie na ulicach zabijają…..

Jeszcze nie pora na umierania, zwłaszcza teraz, gdy tak solennie  zabrałam się za siebie,

nieprawdaż????

 

 

ważna data

Dzisiaj 15 czerwca-  odbedzie sie pierwszorocznicowa msza św za moja siostrę.

W urokliwym kościółku w Modlnicy znów będę wspominała zeszły rok, jej śmierć, jej pogrzeb.

Znów smutek.

W dodatku nie najlepiej się czuję, upał powrócił, a do pracy coraz bliżej.

Ech, życie.

Dzisiaj studiowałam dietę Montignaca.

No nie powiem, powinna być dobra.

Ale była burza

 

Przyznam się, że bałam się, ale z wielka ulgą przyjęłam wczorajszą burzę

Nagle zaczymało być czym oddychać.

Lało jak z cebra, grzmiało i błyskało jak cholera, ale  to przynosiło wreszcie

upragnioną ulgę.

Nawet wcześniej pisac bloga mi się nie chciało przez ten zaduch.

Aż dziw, jak moje dwie dziewczynki:Olcia i Wika dały wczoraj radę jeździć na wrotkach?

W taki upał???

No cóż, młodość swoje prawa ma i siłę większą niż u staruchów takich jak ja, którzy przespali

by chętnie ten upał.

I spałam, no z wyjątkiem tych dwóch godzin odwiedzin u mnie Olci i Wiki.

Ale jeszcze w pełni korzystam z ostatnich dni mojego urlopu.

Niedługo znów zacznę  pracowity czas życia.

I dobrze, bo okropnie się rozleniwiłam……….

mija rok…..

 

 

Tak szybko ten rok minął,

Bardzo smutny rok, bez mojej Kochanej Ani.

Mimo, że minęło 365 dni nadal nie mogę pogodzić sie z Jej odejściem.

I chyba nigdy się nie pogodzę.

Dzisiaj odwiedzę Ją w Modlnicy, podumam trochę nad Jej grobem.

I mimo, że nadejdzie jutro, dalej smutno będzie bez Niej.

Niestety…..

 

 

Kto powiedział…..

 

……że należy pisać blog codziennie?

Jak urlop, to urlop, od blogu też.

No dobra, żartowałam.

Nie było mnie znów dwa dni  – pojechałam sobie do Modlnicy do Magdusi.

Miał być co prawda grill  na świeżym powietrzu, ale pogoda wszystkie plany,

jak zwykle w weekend , pokrzyżowała.

Zimny wiatr, burze, deszcz – wszystko to, co nam weekend zaoferował.

Zreszxtą prognozy dla poudnia Polski są niestety nieżbyt optymistyczne, czyżby

miał być następny potop???

Oj nie wiem, czy w Arce znajdzie się dla mnie miejse, ale jeżeli nawet tak, to jak tam

wlezę??? -po drabinie chodzić nie umiem i mam w dodatku  lęk wysokości…..

Co prawda inensywnych, jak zapowiadali opadów nie ma, jak na razie, ale….

wszystko zdarzyć się może.

W każdym bądź razie to był najgorszy maj, jaki pamiętam, zimny i mokry.

A podobno maj to najpiękniejszy miesiąc w roku??

Dzisiaj Dzień Dziecka.

Wszystkim moim Kochanym Dzieciaczkom, które mój blog, jak wiem czytają:

Olci, Darusi, Wikusi życzę samych promiennych dni, uśmiechów i radości

oraz wspaniałych wakacji w Bułgarii.

Olcia, uśmiechnij się :   🙂

I wszystkim innym dzieciakom i tym nieco doroślejszym  życzę też pomyślności

w nadchodzącym najbliższym czasie

Wszak każdy w pewnym sensie przez całe życie pozostaje Dzieckiem…….