Po raz pierwszy po bardzo długim czasie poszłam do pracy.
Oczywiscie w sobotę, bo oczywićcie był ten mój ukochany pan doktor od skolioz.
Weszłam do przycghodni ( oczywiście nerwy z powodu włączania w dodatku całkiem
nowego alarmku miałam jak czort) i…gęba mi opadła.
Ale zmiany!!!!
To znaczy nie cała przychodnia jeszcze wyremontowana, ale wejście, rejestracja i pokój
tomograficzny wyglądają super lux.
U mnie w rtg jest jeszcze w tej chwili graciarnia, więc na razie znów mam spokój aż do…
no właśnie, do końca lipca????
Wogóle duże zmiany ostatnio u mnie nastąpiły.
Na lepsze!!!
Po pierwsze ostatecznie i definitywnie rozstałam się z plemionkami.
Kiedyś siedziałam do 3 w nocy i z byłym kolegą a teraz „wrogiem” wymienialiśmy sobie ataki:
Rysiek toporki i kawaleria, ja też.
Wreszcie o 3.15 mi się to znudziło, napisałam mu,że jak chce jeszcze sobie wojować to
niech wojuje, ja idę spać, bo rano idę do lekarza.
I wtedy sobie pomyślałam: człowieku, co ci ta gra daje?,
siedzisz i tylko wojsko rekrutujesz, wysyłasz na wojnę znów rekrutujesz i tak bez końca.
A rzuć to w kibiny mać, będziesz mieć spokój.
I co pomyślałam, zrobiłam.
Oddałam oba konta ( na 10 i 38 świecie) kolegom, niech się męczą.
A ja jestem wolna jak ptak, przynajmniej o normalnej porze i bez nerwów spać sobie
mogę iść, na spacer mam czas, nie muszę nerwowo zaglądać, czy ktoś mi buchnął
wioseczkę.
Trochę mi szkoda tej młodzieży, którą na grze pozostawiłam, stanowczo przy
nich czułam się odmłodzona 🙂
Ale cóż, trudno, przekroczyłam słuszny wiek i najwyższa pora spoważnieć.
Inna zmiana to moja dieta.
Zaczęłam jeść ta kapuscianą zupkę – podobno zbija i cukier i tłuszcz.
Niby cukier mam mniejszy, to fakt, ale nie wiem, czy to zasługa nowych tabletek,
które dostałam w środę po ostatniej wizycie u p. doktór diabetyk, czy rzeczywiście
kapuściana zupa pomaga?
Dobre jest to, że wolno jej jeść do woli, podobno im wiecej tym lepiej, hm.
Reszty diety aż tak rygorystycznie nie przestrzegam, czyli jem na moje wyczucie, a dokładnie
nie jem chleba, tłuszczy ( zupa jest jałowa), oczywiście zero słodyczy czy kluch.
Jem sobie pomidorki, ogóreczki, serek feta w niewielkiej iości, czasami 1-2 plasterki
chudej wędlinki no i owoce: jabłuszka, i póki są jeszcze truskawki.
Efekt widoczny pewno będzie dopiero po miesiącu, a pod koniec lipca idę na kontrolną
wizytę do diabetyków, tam mnie ważą dokładnie, więc zobaczymy.
Jestem dobrej myśli.
Muszę zbić ten nadmiar tłuszczyku, bo on powoduje, że cukier mi urósł nadmiernie.
Ja im jeszcze pokażę.
Kiedyś potrafiłam tylko dietą zbić cukier do 4,3 czyli do normy.
Z odwyków pozostaje mi jeszcze rzucenie palenia, ale to dopiero za jakiś czas, nie można
wszystkiego na raz odrzucać. bo mi w końcu w główce wszystko się powywraca.
A już i tak nerwus jestem, bo dzisiaj wracając z pracy zaczepił mnie jakis obwieś,ale
zanim cokolwiek zdążył powiedzieć ofuknęłam go: nie mam, nie dam, niech pan sobie idzie.
Co z tego, na światłach facet stał za mną i już sobie wyobrażałam, jak jego nóż wbija
się w moje ciało.
Czułam gorąco i pot, który oblewał mnie całą.
Na szczęście scenariusz okazał sie tylko moja fikcją, ale mogłoby tak być, teraz nawet
w biały dzień ludzie sie na ulicach zabijają…..
Jeszcze nie pora na umierania, zwłaszcza teraz, gdy tak solennie zabrałam się za siebie,
nieprawdaż????