Różyczka prosto z krzaczka

Ta przepiękna różyczka kwitnie jeszcze u Magdy w ogródku. Specjalnie jej nie zrywałam, bo podobnie, jak i w zeszłym tygodniu, nie będzie dzisiaj na moim blogu odwiedzin Uli, bo wciąż jeszcze Ulka wojażuje po polskim Wybrzeżu.
Pewnie by wszystkie płatki opadły do tego czasu, aż powróci Ona do domku, więc czeka na nią różyczka na krzewie, aż do następnego tygodnia, wtedy na pewno znów Ulka odwiedzi blog i upomni się o to, co dla niej tutaj pozostawiłam 🙂
Ale ja pamiętam, że dzisiaj jest nasz dzień i portret tej różyczki przynajmniej zamieszczam, niech Ulka wie, jaka piękność ją czeka po powrocie.
I wcale Uleczki bynajmniej nie popędzam, nie namawiam do przyjazdu do domu, bo wiem, że tam nabiera Ona sił na cały przyszły rok.
Baw się Uluś świetnie, ja nadal cierpliwie czekam, a podobno cierpliwość jest zawsze nagradzana.

Dzisiaj mam dzień gospodarczy, czyli Renię do pomocy przy sprzątaniu, a na 12.30 umówiona jestem na pierwszy masaż kręgosłupa. I znów się pani Maria do mnie „dobierze”. Pewnie 2-3 pierwsze masaże będą trochę bolesne, bo sama czuję, jak bardzo napięte mam mięśnie w karku, ale równocześnie każdy masaż przynosi olbrzymią ulgę, nareszcie przestanie mi promieniować ból do lewej dłoni, no, przynajmniej mam taką nadzieję.
Bo jest to bardzo nieprzyjemne, gdy przez całą długość ręki przechodzi Ci prąd. Dotychczas zazwyczaj miałam ból w okolicy splotu barkowego, teraz ten ból promieniuje dalej. Ale fakt, ostatni masaż miałam robiony chyba dwa lata temu, to jednak za długi czas przy takich zmianach deformacyjnych.
Mięśnie wtedy się napinają, sztywnieją i powodują ból, jedyny sposób to troszkę je masowaniem rozluźnić.
Bardzo się cieszę, że nie musiałam długo na te masaże czekać, bo każdy dzień czekania jest mordęgą, ale niestety takie są realia w naszej służbie zdrowia, że dostęp do rehabilitacji jest bardzo utrudniony. Ale mi się udało, oczywiście dzięki Maskowi i Eli i od jutra będę już zdrowiała 🙂
Dobrze, że  idę dzisiaj do pracy dopiero na popołudnie, zdążę więc sobie wszystko na czas załatwić, nie wiem tylko, jak będzie z następnymi masażami, albowiem oni też pracują na zmianę, albo do 14, albo dopiero od 14, co może trochę kolidować z moimi zmianami w pacy ale tamtym razem udało mi się jakoś dostosować mój grafik do zabiegów, mam nadzieję, że i tak będzie teraz, tym bardziej, że poprzednio prócz masaży miałam jeszcze inne zabiegi fizykoterapeutyczne, teraz zdecydowałam się tylko na masaż, Tak po prawdzie, ale   tylko między nami, nie za bardzo wierzę ani w lasery, ani inne naświetlania. Masaż zawsze jednak pomaga!!

Wczoraj w Poznaniu odbyły się  uroczystości obchodów  60 rocznicy zrywu  robotniczego, walczącego z komuną.
Wbrew woli prezydenta miasta Poznania i wbrew woli zdecydowanej większości Poznaniaków został na tej uroczystości  odczytany apel smoleński, co uważam za zdecydowanie wręcz chamską i butną postawę obecnego rządu, który siłą narzuca swoją wolę, zniewolonym przez nich Polakom. Za te i inne posunięcia rządu otrzymał on czerwoną kartkę od Poznaniaków, a podczas przemówień niby prezydenta Polski wznoszone gwizdy i okrzyki Konstytucja, Konstytucja.
Wiem, że Duda jest już uodporniony na wszelakie krytyki, którymi ciągle jest obrzucany, po prostu to człowiek bez honoru, sługus Jarusia, tylko czy on sobie naprawdę nie zdaje sprawy z tego, że to nie Jarosław, a właśnie on kiedyś stanie przed Trybunałem Stanu?

A ja myślałam wczoraj o śp. Panu Kawusi, mężu Ulki, dla którego tamten Czerwiec miał olbrzymie znaczenie i wyobrażam sobie, jak bardzo musiał wczoraj się gniewać na tych, którzy tak zniszczyli ten etos tamtych dni i przywłaszczyli go dla własnych partykularnych  potrzeb.
Niestety nie mogłam znaleźć w moim komputerze pięknego wiersza, który z  okazji kolejnej takiej rocznicy Pan Kawusia  kiedyś  napisał, może kiedyś Ulka mi go przypomni i wtedy zamieszczę w którymś kolejnym moim wpisie, ale pamiętam, że Pan Kawusia zawsze  bardzo silnie przezywał każdą rocznicę Poznańskiego Czerwca, a ta wczorajsza najpewniej bardzo boleśnie  zapisałaby się w Jego sercu.
Gdziekolwiek jesteś Panie Kawusia, pamiętaj, że przyjdzie kiedyś chwila, gdy to święto znów odzyska swoją rangę ważności, a plugastwa, które teraz ją otaczają będą pomszczone.
Nie darmo Bóg przestrzegał : Bójcie się fałszywych proroków, teraz niestety znów mamy z takimi do czynienia, z politycznymi uzurpatorami, którzy historię siłą chcą pisać na nowo, zamazując tę prawdziwą,  wychwalając w nowej swojego Bożka, który na takie  pochwały nie zasługuje.
Bardzo nisko niestety nasza Ojczyzna upada, nie tylko nie powstaje z kolan, ale wprost spada na pysk.
Mam tylko nadzieję, że taki stan nie potrwa zbyt długo, bo każdy fałsz kiedyś zostaje odkryty, pogrążony w niebycie i wyśmiany.
I takim zrywem był właśnie Czerwiec 1956 roku, gdy spora część Poznaniaków czynnie sprzeciwiła się nieprawością ówczesnego rządu.
Kiedyś historia zatoczy koło i dla dobra Polski dobrze by było, by stało się to jak najszybciej.

Po kilku dniach ochłodzenia znów nadchodzi czas kanikuły, w Krakowie temperatura osiągnie dzisiaj około 30 stopni.
Przewidując to, wczoraj kupiłam sobie na straganie nowe, bardzo letnie, przewiewne,  kolorowe spodnie i bluzeczkę z krótkimi rękawkami, dzisiaj będę swój nowy strój wypróbowywała. No i czekam na jeszcze jedną przesyłkę, też z letnimi spodniami, tym razem jednokolorowymi i z kolorową bluzeczką.
Ale będę piękna!!!!!!

Życzę wszystkim przyjemnej i pogodnej środy, a ja….czekam już na następną środę i na Ulkę 🙂

smolinos

 

Ten smolinos też rośnie  u Magdy w ogródku.
Ładny prawda? Tylko nazwę ma jakas taką dziwną……

Mój „nożny barometr” znów okazał się niezawodny, popołudniu okrutnie zaczęły mnie boleć stopy, no i niedługo potem się rozlało na dobre.
Czy już zawsze będę skazana na Nimesil? Ale jednak stwierdziłam, że nie ma co się męczyć,  gdy nogi zaczynają dokuczać, od razu lepiej wypić tę oranżadkę, niż czekać, aż ból się nasili i będzie nie do wytrzymania.
Tylko zastanawiam się, co będzie w takim razie w jesieni, gdy przyjdą już prawdziwe szarugi?
W dodatku nie będzie już centralnego ogrzewania, tylko elektryczne i więcej pewnie będę marzła, bo jednak trochę trzeba będzie na tym poborze prądu zaoszczędzić.
Moje nowe mieszkanko już jest w remoncie, już coś się dzisiaj zaczęło dziać, pewnie do miesiąca będę się z obecnego przeprowadzać na „swoje”
I znów te obawy, czy na pewno dam sobie sama radę?
No, ale skoro rzekło się A, trzeba i powiedzieć Zet. Tylko na pewno nie będzie to takie proste i na pewno tę przeprowadzkę odkupię wieloma stresami.
Kiedyś wydawało mi się, że już nigdy stąd się nie przeprowadzę, że już do śmierci będę tu mieszkała, a jednak stało się to inaczej.
Może nie tyle żałuję tego kroku, a tylko tego, że  jednak zawsze już będzie inaczej. Będzie to zapewne miało i swoje dobre i złe strony, ale przyznam szczerze, ze akurat ta opcja, którą mi zaproponowano jest najbardziej dla mnie przyswajalna.
Dam sobie radę, w zeszłym roku też przeszłam stress, poddając się operacji i jakoś to całkiem dobrze zniosłam, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
Na razie czekam na dalszy rozwój tej sprawy, ocenę pozostawię na potem.

Pan Józio okazał się niezawodny i zdalnie zeskanował mi mój laptop i usunął wszelakie mieszkające w nim wirusy.
Swoją drogą jaki to jest mądry pomysł, że można się przy pomocy programu Team Vievier połączyć się  z czyimś komputerem i z oddali zrobić na nim korektę.
Teraz tylko pozostaje schować gdzieś głęboko mój laptop, aby znów nie trafił w niepowołane ręce i znów się nie zainfekował.
Przecież nie mogę często pana Józia prosić o pomoc, tym bardziej, że robi on to całkiem bezinteresownie.

No i na koniec trochę polityki ( muszę!!) Otóż Jarosław Kaczyński wie, kto jest odpowiedzialny za Bretix, tak Bretix a nie Brexit, bo dla niego ta nazwa nie ma wielkiego widać znaczenia, chociaż ma siebie za największego polityka tego świata.
Otóż za to, ze Wielka Brytania wystąpi z Unii wini kogo?…. oczywiście, że Tuska, największe zło tego świata.
Tusk nie pozostał mu dłużny i jak dotąd zawsze potulnie wszystkie Kacze pomysły wysłuchiwał, tym razem odgryzł się na Twitterze Kaczyńskiemu słowami piosenki Bajmu „Józek nie daruję ci tej nocy”.  Mianowicie napisał mu „pojawiasz się i znikasz i znikasz, masz na mym punkcie bzika,, masz bzika”
Brawo Donald, uważam, że Twoja riposta była naprawdę celna i bezbłędna. Bo Jarek chyba ma rzeczywiście bzika na jego punkcie?
Teraz przenosi tego swojego bzika na forum Europejskie, hi, hi.
Kaczyński poszedł w swoich rozważaniach dalej i stwierdził, że Unia musi się. zmienić i on ma nawet plan naprawczy dla Unii i to tak wspaniały plan, że Cameron raz jeszcze przeprowadzi referendum i Wielka Brytania powróci , jako ta córka marnotrawna, na łono Nowej Unii, ustanowionej,  oczywista oczywistość, według zasad Kaczyńskiego. Chyba Jarosławowi już całkiem w głowie się wszystko pomerdało, najpierw zbawiał Polskę, teraz chce zbawić Unię…
Tylko ciekawe, kto tego dziadka w Unii będzie chciał słuchać? Już teraz patrzą na niego, jak na dziwadło, a gdy ten jeszcze wyjdzie ze swoimi wspaniałymi pomysłami, chyba już nikt go tolerować  nie będzie. No chyba, że przeniesie filię z Torunia do Brukseli i otoczy ją gwardią moherów 🙂
Tylko jedno jest zastanawiające, co jakiś tam podrzędny poseł, nawet nie europoseł i nie premier rządu kraju należącego do Unii, może dyktować demokratycznie wybranym władzom Unii  i unijnym posłom??????????
Niedawno denerwował się, że Unia wtrąca się do jego, (też wprawdzie nie jego, ale jego partii) rządów, a sam wpycha nos tam, gdzie wcale go nie potrzebują. I jeszcze do tego ta Jarkowa megalomania, że tylko on wie wszystko najlepiej……..
To tyle, więcej na temat polityki już dzisiaj nie pisze, bo po co? To i tak jest przelewanie pustego w próżne.

Pogoda jest nie najlepsza, co prawda nie pada, ale jest ponuro i chłodno. I znów Nimesil był w użyciu….

Dobrego dnia Wam życzę  no i do jutra.

a jeszcze wczoraj bylam malutkim pączkiem

Gdzie jesteś mały Książę, gdzie
odszedłeś z mej książeczki kart………

Wczoraj fotografowałam malutki jeszcze pączek, skąpany w strugach spływającego deszczu, dzisiaj rano ujrzałam pięknie rozwijającą się różyczkę, nie mogłam się opanować, by ją w obiektywie nie umieścić.
Dopiero dzisiaj powróciłam do Krakowa. Wczoraj pół dnia było śliczne i cieplutkie, koło południa zaczęło się porządnie chmurzyć, zerwał się straszliwy wiatr, który zrzucał płatki z róż na ziemię, błyskawice rozjaśniały ciemne już niebo i zaczął padać deszcz. Zapowiadało się na niezłą zadymkę, na szczęście nie trwało to długo i już popołudniu mogliśmy z powrotem zasiąść na tarasie, by zjeść smakowity obiad. Muszę skromne tylko dodać, że chłodnik wybitnie mi się udał, co prawda robiony był już w sobotę, ale dopiero wczoraj przeszedł wszystkimi smakami i był naprawdę wspaniały.
Brawo Ewa!!!!
Prócz chłodnika jedliśmy inne smakowitości z grilla i było bardzo przyjemnie, chociaż chłodny wietrzyk nieco przeszkadzał i trzeba było nawet  ubrać sweterek.
Ale po tych kilku dniach nieznośnych upałów taki dzień odpoczynku całkiem poprawia humor, no oczywiście pod warunkiem, że nie grzmi porządnie, bo nawet wczoraj Czekuś, pies Magdy, nieco był przerażony tym, na co się zapowiadało. Skulił się i poszedł spać na fotel, a nos ukrył głęboko w kocyku.
Ale od rana już nieco pogoda się polepszyła, słonko świeci, jest o wiele cieplej, niż wczoraj wieczorem, a od środy, albo czwartku znów zapowiadają powrót wielkich upałów.
Przecież w końcu mamy lato, prawda???

Nie będę dzisiaj dokonywała dużego wpisu, ponieważ piszę na zainfekowanym laptopie, z którego nijak nie mogę pozbyć się wirusa, próbowałam go skanować, niestety prócz tego, że pokazał mi, że mam trojana przy próbie usunięcia go zawiesza się program.
Niestety sama nie dam sobie rady i już prosiłam moją „złotą rączkę” – pana Józia o pomoc, teraz czekam na jego odpowiedź.
Tak to jest, gdy dzieci ze zgodą, czy bez, pożyczają sobie laptop, wchodząc na dziwne strony  przy okazji go infekują.
A mówiłam……….. ta, mogłam sobie mówić!!!!!!!
No nic, przyrzekam, że następny mój wpis będzie dłuższy i lepszy, dzisiaj jest taki, jaki jest, byle nie zawieść jego brakiem moich przemiłych Gości.
Mam nadzieję, że w związku z perturbacjami w laptopie, mój cenzor dzisiaj błędy mi odpuści?????
Miłego poniedziałku 🙂

zamiast długiego wpisu

Dzisiaj zamiast długiego  wpisu, zdjęcie różyczki z Modlnicy.
Tak, tak, wczoraj wylądowałam właśnie u Magdy i u Jacka i było wspaniale.
Oczywiście cały dzień przesiedziałam na tarasie, a wieczorom rozpalony  był grill.
Były też i meczowe sensacje, podczas gdy Magda, Aga, Jacek i Jarek entuzjazmowali się piłkarskimi popisami naszej drużyny, ja spokojnie, jak gdyby nigdy nic, siedziałam sobie we foteliku na tarasie i czytałam gazetę. Raz tylko weszłam do pokoju, gdy powtarzali strzeloną przez niezawodnego naszego Kubusia Błaszczykowskiego  bramkę, na rzuty karne wolałam się jednak nie patrzeć, po co ryzykować i prowokować moje nerwy???
Grunt, że w sumie wygraliśmy i jesteśmy w ćwierćfinale.
Jednego, czego mi wczoraj brakowało, to chyba tylko basenu, bo temperatura oscylowała w granicach 35 stopni i zamiast kąpać się w zimnej wodzie, musiałam kąpać się we własnym pocie.
Oj,  koniecznie muszę wygrać w tego Lotka, żeby Jackom basen porządny zafundować 🙂
Następny kupon wysłany, myślę, że gdy będę stale tak prowokować ten los, okaże się on w końcu kiedyś dla mnie łaskawy i szczęśliwy.
Dzisiaj pogoda ma mieć też dosyć wysokie wartości, więc znów prawie cały dzionek na tarasie spędzę, a wieczorem niestety muszę już wracać do Krakowa.
Żyć nie umierać, gdy jest się na wsi w takie upalne dni. W mieście zdecydowanie gorzej znosi się te tropikalne upały, no chyba, że ktoś ma klimatyzację, ale z kolei ciągle przebywając w niej można nabawić się przeziębienia, lub co gorsza, zapalenia ucha.
Tylko niestety jutro już poniedziałek. Temperatura ma podobno na kilka dni zelżeć, ale od środy następny okres kanikuły.
Byle do jesieni…. Bo w weekendy jakoś człowiek wysokie temperatury znosi, w dni powszednie, gdy trzeba przemieszczać się różnymi środkami komunikacji, nie koniecznie……..

Jak na Modlnicę przystało, nie spałam tej nocy za dużo (zawsze w Modlnicy mam trochę kłopoty ze spaniem), już przed 5 rano się obudziłam i rozpoczęłam swoje urzędowanie, cichutko, bo domownicy jeszcze spali, więc odwiedziłam Face Book, gdzie zamieściłam kilka postów, no i jakżeby inaczej,  już tak wcześnie bloga nawet napisałam, pewno są tacy, którzy nawet tym faktem się zdziwią, ale blok przeczytają, pewnie znów i jakieś  błędy w nim znajdą, co mi potem skwapliwie wypomną. Trudno, niestety korektora jeszcze nie zatrudniłam 🙂

Życzę wszystkim bardzo udanej niedzieli i wspaniałego odpoczynku po wczorajszych piłkarskich rozgrywkach
Pewnie są tacy, którzy i pozostałe mecze eliminacyjne będą w najbliższym czasie  oglądali, zostawiam im tę przyjemność, a ja zdecydowanie wolę obcowanie z przepiękną przyrodą 🙂

Gorąca sobota

Po bardzo gorącym politycznie i pogodowo piątku, nadszedł kolejny, kanikułowy dzień tygodnia.
Ale może czas na moje słowo o Brexit-ie. Mam mieszane uczucia, z jednej strony jest to tylko i wyłącznie sprawa Anglików, że tak, a nie inaczej zagłosowali, z drugiej mam obawy co do konsekwencji, które Brexit może za sobą nieść.
Nie było co prawda bardzo znacznej przewagi w tym referendum, więc trudno powiedzieć, że jednogłośnie Wielka Brytania opowiedziała się za wyjściem z Unii.  Z referendum wyraźnie wynika, że zarówno Szkocja, jak i Irlandia Północna  były przeciwne temu krokowi i teraz będą starali się w referendum o przeprowadzenie odłączenie się od Anglików, co spowoduje to, że pozostaną oni w Unii, a Wielka Brytania przestanie już być aż tak bardzo wielka.
Również premier Cameron, który zgodnie z wyborczą obietnicą rozpisał  czwartkowe referendum, wcale nie jest zadowolony z takiego obrotu sprawy i już zaznaczył, że będzie  rządził tylko do października, do następnych wyborów, gdyż to nowy premier będzie teraz musiał dowodzić dalej losami kraju.
Zrozumiał, że jego wyborcza obietnica była niestety nie do końca przemyślaną, była  wręcz populistyczną decyzją i nie widzi w związku z tym siebie u dalszych sterów rządu. A losy nie tylko Anglii, ale i całej Unii mogą teraz przybrać zupełnie nieoczekiwane zwroty, szczególnie właśnie dla dalszych losów Unii w takim wymiarze, jak jest dotąd, gdyż w ślady Wielkiej Brytanii pójdą zapewne eurosceptycy z północnych krajów Europy, Francja, także i Czechy, którym układ „poddańczy” w Unii całkowicie się nie podoba. Faktem jest, że gospodarka Wielkiej Brytanii jest na bardzo wysokim poziomie i na pewno nie grożą im jakieś wielkie zawirowania, jednakże na pewno stracą  rynki zbytów, a co za tym idzie również przyjdzie wiele ograniczeń dotąd im nieznanych.
Coś czuję, że Anglicy jeszcze mocno pożałują swojego nie do końca rozważnego  kroku.
Nieznany jest też los Polaków i innych emigrantów obecnie przebywających w Anglii, gdzie znaleźli swoje miejsce na ziemi, pracę, mieszkania, teraz pewno gros z nich będzie musiało wracać do swoich krajów.
Ciekawe co zrobi nasz rząd, gdy zaczną się masowe powroty do Polski, skąd wziąć tyle miejsc pracy dla powracających, w jaki sposób zapewni im warunki socjalne porównywalne do tych, które mieli dotąd  zapewnione w Wielkiej Brytanii, bo na gorsze zmiany pewno łatwo się nie zgodzą.
To wszystko okaże się wielkim problemem dla już zadłużonego rządu, który musi się również liczyć i z tym, ze spływające dotąd do Polski fundusze z Unii zaczną być bardzo ograniczone, jako, że to właśnie Wielka Brytania była wielkim udziałowcem w unijnych dotacjach.
Jak już ktoś zauważył, na Kremlu wczoraj strzelały szampany z radości, że Unia pomału zaczyna ulegać rozsypce, przecież to zawsze było marzenie Putina, który chce ciągle powiększać swoje wpływy w Europie. Dotąd z silną Unią liczyć się musiał, teraz ma całkowicie ułatwione pole manewru.
Co prawda nasz rząd zastrzega sobie, że nie ma nawet mowy o próbach opuszczenia przez Polskę Unii, ale kto wie, jak dalsze losy się potoczą, gdy jednak szaleństwa odejścia od Unii zaczną nabierać coraz szersze kręgi.
Obawiam się, żeby to wszystko, wraz ze sprzyjającymi złej politycznej sytuacji  atakami ISIS, nie doprowadziło do kolejnej wojny światowej.
W każdym bądź razie, światowa polityka przybiera coraz bardziej groźne prognozy, oby to były tylko prognozy!! Oby to się wkrótce nie miało spełnić……

Następny film, który polecam na ciepły sobotni relaks  jest   historią  dosyć skomplikowanego życia pewnej rodziny, w której wiele faktów zostaje zamazanych, niedopuszczanych do świadomości członkom rodziny,  życie płynące torami ubocznymi  okazuje się nie tak całkiem proste, jakby to się wydawało, a dopiero śmierć ojca rodziny pokazuje, w jak wielkiej nieświadomości i w  zakłamaniu wszyscy w niej żyli i jakie skomplikowane efekty przeszłe fakty teraz przynoszą ciężkie do rozwiązania problemy. Mówię o filmie „Ludzie jak my”  – film psychologiczny, który oglądałam oczywiście na cda.
Jest to retrospekcja dwojga obcego dotąd rodzeństwa, którzy teraz rozpatrują wszystkie stare obrazy życia, raz jeszcze je przerabiając, ale w jakże innym niż dotychczas wymiarze. Każde wspomnienie przynosi ból, niepokój i potrzeba teraz wiele czasu, aby znów do wewnętrznego spokoju powrócić.

Po wczorajszym kanikułowym dniu, wieczorem, niebo nad Krakowem zachmurzyło się i wydawało się, że burza jest nieunikniona.
Ale burza przyszła dopiero nad ranem. Nie jakas groźna, raczej taka z rodzaju straszących swoimi pomrukami, pewnie była od Krakowa dosyć oddalona.
Ale już chwilę potem znów słonko zaświeciło, znów robi się zaduch, tak więc zaczynam swój poranek podobnie, jak skończyłam i wieczór, z puszczonym wiatraczkiem, który co tu mówić, troszkę miesza tym powietrzem, ale przy olbrzymim zaduchu jaki był wczoraj, pomaga raczej w dosyć miernym stopniu.
No tak, znów narzekam zbyt gorąco źle, zbyt zimno źle. Najlepsza byłaby pogoda umiarkowana, ani za zimna, ani za gorąca, przynajmniej taka, by było czym oddychać no i nie trzeba by było w swetrze siedzieć.

A gdy już jest taka letnia pogoda, trzeba koniecznie pomyśleć o zrobieniu chłodnika po litewsku, odpowiednie wiktuały już mam przygotowane.
Najpierw ugotuję sobie kawałek cielęciny z marchewką, która usunę, mięsko odstawię na bok, a w tym rosołu ugotuje sobie buraczki – botwinkę, zarówno bulwy, jak i listki, dodam do tego trochę buraczanego zakwasu i wystudzę. Do zimnego wywaru buraczanego dodam jogurt grecki, trochę śmietany, wkroję ugotowaną cielęcinę, ogórki małosolne drobno pokrojone i sporo posiekanego koperku, a na koniec wkroję ćwiartki jajka ugotowanego na twardo. Aby taki chłodnik był dobry, musimy kilka godzin poleżeć w lodówce, aby wszystkie jego smaki dobrze się przemieszały.
Myślę, że gdy dzisiaj zacznę chłodnik gotować, jutro będę miała już pyszne danie, na które koniecznie muszę kogoś zaprosić A kogo???…. wiadomo……nie wiadomo…….

Plany już są, teraz trzeba je tylko zrealizować, a Wam wszystkim życzę przyjemnej i letniej soboty

Gdy ból dokucza….

 

Każdy ból jest bardzo dokuczliwy i przeszkadza w życiu, niestety w spaniu też.
Tym razem mam zapalenie nerwu splotu barkowego i cały czas promieniuje mi ból do łokcia i do dłoni. Pewnie wszystko to wina tych przeciągów, które ostatnio u nas panowały, a z którymi tak walczyłam. Niestety, dorwało mnie i już.
W nocy kilkakrotnie się budziłam, ale nad  ranem, koło czwartej, ból był tak nieznośny, że musiałam wstać, by zażyć sobie Nimesil.
Teraz widać lek już działa, bo jeszcze ciągle mam „prąd” w tej ręce, ale już jakoś da się wytrzymać. Może nawet jeszcze z godzinę uda mi się zdrzemnąć, a może nie?
Tak to już niestety jest, że w starszym wieku ciągle coś tam dolega, chociaż taki stan zapalny wcale nie musi być spowodowany wiekiem, właściwie bardziej nieuwagą, przez eksponowanie się w nieodpowiednim miejscu, tu akurat na linii przeciągu.
Jednak jeżeli ten ból się nasili, nie ominie mnie blokada, a gdy się wszystko uspokoi, postaram się przynajmniej o masaże okolicy kręgosłupa szyjnego. Przecież już sporo czasu od poprzedniego masażu minęło, najwyższa pora przynajmniej w taki sposób o siebie zadbać, skoro na razie wyjazd do sanatorium jest niemożliwy.
A potem?……… a potem to już doktor Glinka wszystko wyleczy, nie będzie już wtedy żadnych bóli.
Chociaż nie, bo gdy sobie kiedyś uzmysłowiłam, że nade mną kiedyś miałoby skrzypieć próchniejące wieko trumny, a robaczki miał „zaglądać” do  moich oczów, buzi i się nimi pożywiać, postanowiłam, że jednak wolę być spopielona. Najbliższa rodzina już wie, że taka jest moja wola i mam nadzieję, że do niej się dostosują. Odpowiednia melodia przy pochówku też już jest „zamówiona”, też rodzina została powiadomiona, ale dla przypomnienia ma to być Amazing Grace. Spróbujcie mi jej nie zagrać na moim pogrzebie, oj jak będę Was wtedy  straszyć co noc 🙂
Straszny temat, ale jakże niestety prawdziwy i niestety  jest to problem nie do ominięcia. Czy to się komuś podoba, czy nie, nikogo to zresztą nie ominie, nie ma na to żadnych szans, po prostu w odpowiednim czasie Kostucha przyjdzie i weźmie to, co jej się należy 🙂

Lecz precz smutki niech zginą, przynajmniej dzisiaj w kanikułowy piątek.
Wczoraj, gdy jechałam do pracy autobusem spoglądnęłam na termometr wiszący na Alejach i było na nim 34 stopnie Celsjusza, a gdy wracałam około 18 było tylko o 2 stopnie mniej. Dzisiaj i przez weekend ma być zresztą podobnie.
No nareszcie nie muszę narzekać, że jest mi ciągle zimno i nareszcie zdjęłam w domu z siebie ten okropny sweter.

Dzieciaczki dzisiaj cieszą się wielce, bo po raz ostatni idą dzisiaj do szkoły i zaczynają swoją dwumiesięczną labę.
No oczywiście nie wszystkie, bo te szkolne lesery będą musiały przygotowywać się podczas wakacji do egzaminów poprawkowych, niektórzy niestety będą musieli repetować klasę i w oślej ławce w przyszłym roku siedzieć.
Trudno, bo mieli by teraz czas na fan, ale jeże ktoś w ciągu roku sobie bimbał i komuś nie chciało się wtedy uczyć, teraz muszą za to zapłacić nauką, podczas gdy inne dzieci będą się bawić, dokazywać, pływać, gonić itp
Wcale mi tych leserów nie jest żal, mają za swoje. Żałować można jedynie te dzieci, które chorowały i nie zdążyły na czas nadrobić materiału.
Ale większość dzieci jednak zasłużyła sobie na ten radosny czas wakacyjny, więc życzę im samych pięknych, udanych i pełnych wesołych przygód wakacji

A wszystkim  Solenizantom, którzy mnie tu dzisiaj odwiedzą, Janinom i Janom wiele serdeczności na ten dzisiejszy dzień posyłam.
Wszystkiego najlepszego.

Wszystkim zaś życzę miłego piątku i miłego weekendu

Maksyma na dzisiaj………..

…….POCHWAŁA PRZYJAŹNI

Bo czymże życie bez przyjaźni było? Puste i smutne. Lata przemijają, miłość niestety też najczęściej przemija, ale przyjaźń, ale taka prawdziwa, nie udawana, pozostaje z nami na zawsze.
Wczoraj w jakimś brukowcu przeczytałam wspomnienie młodej kobiety, które nagle została porzucona przez męża. Tak z dnia na dzień, całkowicie niespodziewanie. Wróciła z dzieckiem od swoich rodziców i zastała na stole kartkę od męża : Kocham kogoś innego, odchodzę, zostawiam Ci mieszkanie, myślę, że to wystarczy? Zostawił mieszkanie? Jakie mieszkanie, skoro ono było odziedziczone w spadku po jej Cioci. Postąpił jak tchórz, nawet jej w oczy nie popatrzył, by wyznać swoją nową koncepcję życia.
Porzucił jak psa, znikając z powierzchni , nawet jego rodzice (podobno) nie wiedzieli, gdzie go należy szukać,  porzucił też i własne dziecko, zdane teraz tylko na swoją mamę, osobę niepracująca, jako, że wcześniej pan mąż zabronił kobiecie pracować, rozkazał za to opiekę nad dzieckiem i nad domem. Teraz dziewczyna została całkowicie bez środków do życia. Znalazła pracę w firmie sprzątającej, małą córkę oddała do żłobka, niestety dziecko coraz częściej zaczęło chorować i matka biorąc opiekę nad nią, ciągle się narażała swojej niewyrozumiałej szefowej, która obcinała jej pensję o połowę, mimo, że nieobecność mamy była przecież usprawiedliwiona. W końcu choroba dziecka zmusiła dziewczynę do rezygnacji z pracy, nie mogła też starać się o należne jej alimenty, ponieważ nie było znane miejsce pobytu ojca dziecka. A dziecko było głodne…płakało, prosiło o łyk zupki……….
Biedna matka poszła kiedyś wieczorem na śmietnik i z kosza zaczęła wybierać wyrzucone tam przez ludzi jedzenie, które ewentualnie jeszcze do jedzenia mogłoby się nadawać. I tam właśnie nakryła ją sąsiadka, pytając, co się stało, czemu ona grzebie w śmieciach. Dziewczyna zdenerwowała się, nie chciała najpierw wyznać prawdy, złościło ją wścibstwo sąsiadki.
Ale to wścibstwo nie było znowu aż takie złe. Młoda kobieta wyznała jej w końcu prawdę, przyznała się do swojej beznadziejnej sytuacji, w której stała się całkiem bezradna. Sąsiadka poszła za dziewczyną do jej mieszkania, ale po drodze zabrała  ze swojego mieszkania potrzebne wiktuały i już po chwili w mieszkaniu  matki i dziecka zaczął rozchodzić się zapach wspaniałego rosołku.
Gdy obie panie nakarmiły już dziecko i położyły go spać, rozpoczęły szczerą rozmowę o tym, jak rozwiązać ten problem.
Okazało się, że w tej kamienicy, w której mieszkały, grono starszych osób ustanowiły dla siebie specyficzną sąsiedzką pomoc i teraz z tej pomocy miała skorzystać również i porzucona matka. Nie tylko pomagały jej na początku finansowo, ale również pomogły jej znaleźć pracę w kwiaciarni, a gdy dziewczyna w pracy przebywała, panie opiekowały się jej córeczką. Dziewczyna za to pomagała sąsiadkom w inny sposób, wykonywała za nich trudniejsze prace domowe, robiła dla pań zakupy. To właśnie dzięki poradom i zachętom sąsiadek młoda kobieta zapisała się na kurs florystyczny. Teraz wiedziała, że ma koło siebie prawdziwych przyjaciół, na których zawsze polegać może, nikt ją nie zmusi już więcej do spełniania swoich kaprysów, tak jak dotąd robił to jej mąż.

Nie miałam wiele przyjaciółek w życiu. Pierwszą taką przyjaciółką była Zosia, razem chodziłyśmy do podstawówki, mieszkałyśmy na sąsiednich ulicach i całe dnie ze sobą spędzałyśmy, nie tylko w szkole.  Potem Zośka  wyszła za mąż, kontakt nadal między nami był, ale z czasem pomału coraz rzadszy.
Kiedyś dowiedziałam się, że Zosia nie żyje, zmarła młodo, chyba tak jak i jej mama w wieku około 50 lat. Szkoda….

Drugą taką moją przyjaciółką od serca była Majka. Razem chodziłyśmy na Koletki, do Szkoły Techników Elektro radiologii, też mieszkała nieopodal mnie, Miałyśmy wspólnych przyjaciół, z jednego z nich wyszła za mąż. To właśnie Majka namówiła mnie do zmiany pracy i długi czas obie pracowałyśmy w Szpitalu Kolejowym w pracowni rtg.  I tu sprawa była podobna, bowiem Majka tez przeprowadziła się na obrzeża Krakowa, ale całkowicie kontakt między nami nie zaginął. Wiadomo, był coraz rzadszy, ale jednak odwiedzałam ją na tym Kurdwanowie, czasami ona przyjeżdżała do mnie.
Niestety zmogła ją straszna choroba, białaczka. W tym roku, w listopadzie minie 6 lat, gdy od nas odeszła.
Ale często o niej myślę, wspominam, nie zapomniałam…….

A czy może istnieć przyjaźń pomiędzy kobietą i mężczyzną? Podobno nie, ale to nie jest prawda. Bo mam przecież Kazia, na którym bardzo mi zależy, który jest mi bardzo oddany, a przyjaźnimy się już przecież bardzo, bardzo długo, bo aż 42 lata.
Spyta ktoś, dlaczego w takim razie nie wzięliśmy ślubu? Pewnie zniszczylibyśmy wtedy to, co nas łączy, właśnie tę przyjaźń. Pewnie, że czasami się kłócimy, przegadujemy, ale za to każde przeprosiny są takie ważne, takie miłe.
Każde z nas ma swoje własne mieszkanie, w którym spędza czas według swoich potrzeb, bez narzucania swojej woli drugiemu, ale każdy z nas wie, że w razie potrzeby, zawsze możemy na siebie liczyć. I to jest właśnie w naszej przyjaźni  takie piękne…….

Nie oznacza to wcale, ze jestem wrogiem wszelakich małżeństw, na pewno nie, jeżeli taka para jest naprawdę dobrana, jeżeli grają jedną melodię życia, nie są samolubni, takie małżeństwo ma szanse powodzenia, ale tak po prawdzie nie jest wiele takich małżeństw na świecie.
Ja najwidoczniej nie odnalazłam swojej drugiej połowy jabłka do zamążpójścia, ale całe szczęście, że odkryłam, że przyjaźń też jest bardzo ważną i cenną zaletą życia.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wetknęła w moim wpisie jakiegoś politycznego, chociażby krótkiego tekstu.
A takim jest ostatnie postanowienie rządu, który uzmysłowił sobie, że nie jest w stanie przeprowadzić reformy emerytalnej według swoich głośnych i bardzo butnych kampanijnych zapewnień: wrócimy do wieku emerytalnego: kobiety 60 lat, mężczyźni 65 lat. Nie ma niestety na to pieniędzy, o czym pewnie świetnie pisowscy populiści wiedzieli, ale czego się nie obiecuje, żeby wybory wygrać?
Kandydat na prezydenta, Andrzej Duda nawet obiecywał, że jeżeli w ciągu 1 roku nie uda mu się przeprowadzić reformy emerytalnej, zrezygnuje z funkcji prezydenta?
I o? Znów tylko  o   b   i   e   c   y   w   a   ł  !!!!!!!
No i jak teraz piewcy pisowskiej propagandy się macie? Jak czujecie się wy wszyscy, którzy w pisie bajki uwierzyliście? Przecież właśnie na ten lep – obniżka emerytur wiele wyborców dało się złapać, to ta obietnica zaważyła, że PIS wygrał wybory!!!!
PIS zrobił ze swojej gęby wielką cholewę, ale przy okazji z was wyborcy pis-U ……. WIELKICH  D U R N I Ó W!!!!!.

To tyle mojej politycznej dygresji, to tyle mojego czwartkowego wpisu.
Uważajcie na siebie, bo nadchodzą do Polski tropikalne upały.
Miłego dnia

Bez Ulki, ale za to z piękną różą

Moja Ulka teraz sobie gdzieś w morskiej pianie się kąpie, cała radosna i szczęśliwa do słoneczka buzię wystawia, a popołudniem i wieczorem wraz ze swoim towarzystwem chodzi na wspaniałe spacery brzegiem morza. Ma zapewne tak bardzo bogato wypełniony swój każdy dzionek, że nie zdąży nawet dzisiaj do kafejki internetowej zaglądnąć, aby jak zwykle w środę, odebrać pozdrowienia i różyczkę (no, chyba, żeby…..), co wcale jej za złe nie mam. Wreszcie po to się jedzie na wakacje, żeby od codziennych nawyków, do których niestety też i przebywanie na internecie należy, odpocząć i odrzucić je precz, a przez to zawsze jest więcej czasu na przebywanie na świeżym powietrzu, tym bardziej, że i pogoda i towarzystw  Jej też dopisuje. Przecież po to to zaczarowałam w końcu to słonko, by przez cały czas Jej świeciło radośnie, nie może więc być inaczej.
Wypoczywaj Uluś sobie do woli i ciesz się chwilą, która dla Ciebie właśnie trwa, a ja sobie po prostu cierpliwie poczekam. Różyczka też jeszcze z krzaczka nie jest urwana, więc tez będzie świeżutka, gdy przyjdzie czas, byś ją sobie odebrała.

Wypada wspomnieć pewnie o wczorajszym meczu, chociaż przyznam się, że wcale go nie oglądałam. A zrobiłam to celowo, bo jak już powiedziałam wczoraj Magdzie, gdy pytała, czy będę mecz oglądała, że nie, bo po prostu nie chcę go zapeszyć. No i miałam jednak rację.
Co prawda po pierwszej połowie meczu Magda zatelefonowała do mnie mówiąc: Ciociu, zgaś telewizor i nie oglądaj meczu, bo coś naszym piłkarzom słabiej dzisiaj idzie. Zupełnie spokojnie odpowiedziałam jej, że nie muszę wyłączać telewizora, bo wcale nie był puszczony i w związku z tym nie kibicuję czynnie naszym piłkarzom. Uspokojona tym faktem Magda poszła oglądać drugą połowę meczu no i doczekała się wreszcie upragnionej bramki. Wyobrażam sobie, jaki ryk radości na pewno rozbrzmiał w jej domu, co prawda oglądała mecz tylko z Jackiem, bo Jasiek pojechał na szkolną wycieczkę, ale Jacek jest tak bardzo wielce rozentuzjazmowanym kibicem, że na pewno okrzyki typu, no strzelaj, albo goool w ich domu się rozlegały, zresztą mniemam, że podobnie było i w innych domach też.
A ja spokojnie po skończonym meczu przeglądnęłam sobie stronę Onetu, gdzie ujrzałam wynik 1:0 dla Polski, potem, lekko nie dowierzając, sprawdziłam jeszcze wynik na stronie Gazeta pl i uspokojona oglądałam sobie nadal film, który poleciła mi koleżanka Iwona. Jest to film „Jeden dzień” historia przyjaźni i dojrzewającej miłości pomiędzy młodymi ludźmi w przekroju kilku lat, a wybranym dniem odniesienia do historii tego związku  zawsze jest data 15 lipca.
Jeżeli ktoś lubi filmy romantyczne, polecam.
Dziękuję Iwonko za to, że mnie na ten film nakierowałaś.

Zbliża się okres wakacji. Niektórzy już oddają się błogiemu lenistwu, inni już prawie siedzą na walizkach.
I mnie udziela się też już wakacyjny nastrój, z tym, że niestety w tym roku będzie on tylko w sferze moich marzeń, albowiem, jak już pisałam kiedyś, inne bardzo ważne przedsięwzięcie stoi przede mną i to już pewnie nie długo. Myślę oczywiście o przeprowadzce, a ta wiąże się również z pozałatwianiem wszystkich zaległości dotyczących mojego obecnego mieszkania, abym z czystym kontem mogła zamieszkać już na nowym miejscu.
W każdym bądź razie z tego co wiem, już zaczęły się pierwsze ruchy w tym kierunku, już pierwsze urządzenia na nowym mieszkaniu są zakupione, reszta czeka na swoją kolej, potem „tylko” remont i……….
Może w przyszłym roku, gdy już dobrze na nowym mieszkaniu okrzepnę i zorientuję się w swoich finansowych możliwościach, uda mi się jakieś porządne wakacje wreszcie zorganizować.
Mam już nawet pewne plany, ale…. na razie jeszcze nie pora o nich wspominać.

Środa wstała dosyć kapryśna, raz świeci słonko, raz się chmury, obawiam się, że i nawet deszcz może się dzisiaj pokazać, a może i burza nas trochę postraszy…..
Ale na pewno wszystkim życzę przynajmniej pogody ducha na ten dzisiejszy dzionek.

podryw

 

Wczoraj w drodze z pracy do domu, w autobusie, podrywał mnie jakiś facet.
Zresztą, czy ja wiem, czy podrywał, ale wpatrywał się we mnie jak sroka w kość.
Facet był słusznego wzrostu no i trochę ponad słuszną wagę, na całe szczęście się nie ślinił.
I wszystko było by OK, gdyby nie zadzwonił jego telefon i gdy się facet odezwał, już wiedziałam, że to nie to, a zresztą chwilę później okazało się, że facet nie jest samotny,  bo tego kogoś przez telefon informował, że żona jest w domu i mu otworzy drzwi, zresztą chwilkę potem sam do żony zatelefonował, by poinformować ją o wizycie tajemniczego pana. No to już wtedy całkowicie odpadł w przedbiegach, chyba zdawał sobie z tego sprawy, bo już nawet przestał wlepiać we mnie swoje oczy, a za chwilę skorzystałam z okazji, że akurat zwolniło się gdzie indziej miejsce, więc się szybciutko przesiadłam.
Nie będzie mi tu jakiś nie wiadomo kto oczy we mnie wbijał.
A zresztą, po jaką cholerę mi jakiś chłop i to w dodatku obcy chłop i do tego żonaty chłop? To ja już wolę tego jednego, wypróbowanego, na którym, jak wiem, zawsze polegać mogę.
Ale przygoda była, nie powiem i to w dodatku w pierwszym dniu nowego tygodnia. I moje Ego zostało miło połechtane, no bo przecież nie jest jeszcze tak całkiem ze mną źle, skoro jeszcze mogę się komuś spodobać, prawda?
Pogoda była wczoraj zaiste dziwne, w kratkę Poprzedniej nocy i cały poranek porządnie padał deszcz, ale gdy wychodziłam do pracy pokazało się już słońce, tak, że suchą noga do pracy doszłam. Po południu znowu popadało troszkę, ba, nawet kilka razy zagrzmiało, znów wyszło słonko, więc zaczęłam szybciutko zbierać się do domu, bo nie wiedziałam, co mnie jeszcze czeka w związku z tą pogodą. Oczywiście ledwie wyszłam z przychodni, zaczął kapać deszcz i to tak, że musiałam otworzyć parasolkę, ale na szczęście znów padał niedługo, więc już spokojnie „na sucho” do domu dotarłam.
No to by było na tyle wczorajszych przygód.

A w ogóle to coraz ciekawiej w Polsce się dzieje, bo Kancelaria prezydencka zażądała, aby na  Światowy Dzień Młodzieży wybudowano  dwa trony dla pary prezydenckiej, przecież prezydent i jego małżonka nie mogą jak zwykłe pospólstwo siedzieć w tłumie, musi być  jakoś wyróżnione.
Tylko jakoś nikt nie wspomniał, jakie to piedestały w związku z tym będą budowali dla Prezesa Wszechświata, bo mniemam, że tym bardziej on nie będzie się chciał w oczach Ojca św z pospólstwem się mieszać, wszak to tylko ludzie gorszego sortu. Może jakąś wieże więc mu wybudują, a Franciszek po schodach oczywiście będzie się na nią wspinał, by udzielić Komunii Świętej bratu przyszłego świętego. Tylko czy Papież będzie tego godzien aby prawicę Kaczyńskiego uścisnąć i Komunią św obdarzyć jaśnie prezesa?
Może ktoś powie, że się czepiam, ale kto ma takie absurdalne pomysły jak PIS?
Takiego czegoś od czasu ostatniego króla Polski, Stanisława Augusta Poniatowskiego, czyli od XVIII wieku, jeszcze w Polsce nie było.
Ale skoro  PIS pisze historię na nowo, kto wie, czy nowym królem nie pozostanie Jarosław Polskę-Zbaw Bezzębny?
Wszak jest coś, co ich łączy, Stanisław August Poniatowski był jednym z twórców Konstytucji 3 maja, Jarosław też chce, aby powstała nowa konstytucja według jego koncepcji, oczywista oczywistość.
Widzicie, jak Historia się powtarza? Król Stanisław był współautorem Targowicy i zaprosił wojska carycy Katarzyny II, aby zrobiły porządek w Polsce, podobnież i Jarosław dąży, aby nasz kraj przeszedł pod opiekę wielkiego wodza Rosji, Putina.
A może ktoś jednak uwierzy w reinkarnację? może ten” Boży baranek” powrócił w wilczej skórze?
Dosyć politycznych dywagacji, bo na samą myśl bierze mnie obrzydzenie.

Wstał wszak piękny, słoneczny dzionek.

Po wczorajszych moich wieczornych, brzusznych ekscesach, łącznie z oblewającym potem i chyba następstwem tego był spadek cukru i dreszcze, wstałam całkiem, całkiem rześka, nawet zdążyłam sobie pranie zrobić, a potem go wywiesić, niech sobie spokojnie teraz schnie.
Jednak nie zawsze do końca uważam, co jem, ale niestety  menu, które mój brzuch toleruje jest coraz bardziej uboższe, coraz więcej rzeczy  z niego wykluczam, za niedługo pozostanie mi chyba tylko sucha, czerstwa bułka i ewentualnie twarożek.
Ale z drugiej strony to bardzo dobrze, przynajmniej na pewno nie przytyję.
Znów się czegoś nowego nauczyłam : kupne pierogi ruskie są dla mojego brzusia niejadalne. Zresztą też podobnie i smażone mięso, czy jajka sadzone, drożdżówki też są niejadalne,  z wypieków mogę zjeść co najwyżej obwarzanka, ale nawet domowe ciasto niestety też potrafi zaszkodzić, nawet nie wielki jego kawałek.
Kiszeczki bowiem mam delikatne, niczym niemowlaczek, z tym, że w przeciwieństwie do niego, mleka niestety też nie toleruję.
Wniosek? Wrodzone moje łakomstwo muszę bardzo dokładnie tępić. I tego muszę się trzymać!!!!

Życzę wszystkim przyjemnego i słonecznego wtorku, bo tak właśnie pięknie ten nam dzień się zapowiada.
Żadnych burz sobie w dniu dzisiejszym nie życzę.
No i oczywiście dzisiaj o 18-stej obowiązkowo zasiadamy przed telewizorem i kibicujemy biało – czerwonym w meczu z Ukrainą

ach ta prognoza pogody!!!

A miało dzisiaj być podobno 30 stopnie gorąca, a tym czasem za oknem deszcz.
Jak rozlało się wczoraj wieczorem, do dzisiaj jakoś przestać nie może.
Nic to, jak mawiał pan Wołodyjowski, kiedyś wreszcie i słonko nam zaświeci.
Mogłaby być już taka temperatura jak teraz, bez tych opadów, bo wtedy lepiej się o wiele czuję, niż w te kanikułowe dni.
Na razie zażyłam sobie dzisiaj Nimesil i dobrze jest.
Ale na wszelki wypadek wyjmę sobie już z mojego schowka zza szafy wentylatorek, już swoje odleżał, teraz pora by popracował troszkę.
Tym bardziej, że następne dni mogą być rzeczywiście bardzo gorące.
Przynajmniej tak prognozują, tylko jak widać z tymi prognozami to różnie bywa.
Niedziela minęła mi całkiem spokojnie, bez żadnych wzlotów i upadków, ani cielesnych, ani duchowych.
Kiedyś „polowałam” na „Politykę”, do której był dołączony film „Spolight”. niestety nie udało mi się go kupić, ale wczoraj znalazłam ten film na CDA i z zainteresowaniem oglądnęłam. Jest to historia ukrywanej przez Kościół Katolicki  olbrzymiej pedofilskiej afery , w którą zamieszani byli księża i biskupi nie tylko z USA, ale również i z innych krajów Europejskich i poza Europejskich, w Polsce między innymi wymieniony był Poznań.
Watykan zainteresowany był w tuszowaniu całej afery, przekupując nie tylko poszkodowanych, aby ich uciszyć, ale przede wszystkim wywierał spore naciski na dziennikarzy, którzy próbowali zająć się tą sprawą, co niestety bardzo długo im się udawało i przez wiele lat afera nie ujrzała światła dziennego.
Dopiero pewna grupa dziennikarzy amerykańskich skupionych przy redakcji Glob pomału zaczęła rozwiązywać ten gordyjski węzeł i od nitki do kłębka dowiodła wszystkie niecne czyny dotąd przez Kościół zakrywane. Początkowo wydawało się, że sprawa dotyczy tylko około 7-8 księży, w końcu okazało się, że ponad 90 duchownych wykorzystywało seksualnie biedne, nieraz nawet kilkuletnie dzieci, pozostawiając w ich psychice już na zawsze olbrzymią traumę, z której niektórzy próbowali się w jakiś sposób wyplątać, a innym niestety nigdy się to nie udało.
Nie muszę chyba dodawać, że film ten oparty jest na rzeczywistych faktach i sięga nawet roku 1995, czyli poprzedniego stulecia.
Straszne jest to, że ci, którzy głoszą dobre słowo, dobrą nowinę okazują się szumowinami, albo przez czynny udział w takich karygodnych czynach, albo poprzez próby zatajania prawdy o robactwie, które w duszach Kościoła się rozpełzło.
Oczywiście w olbrzymim stopniu miało to wpływ na zachwianie zaufania nie tylko do Kościoła, jako do instytucji, ale także do wiary, nie tylko przez osoby bezpośrednio poddawane tej strasznej historii, ale i przez otoczenia, którego reakcja na wypływające wiadomości o niegodziwościach Kościoła bardzo nimi wstrząsnęła. Przykładem może być tu babcia jednej z dziennikarek, bardzo wierząca i praktykująca starsza osoba, która po przeczytaniu artykułu w gazecie o ujawnieniach całej afery po prostu zwątpiła w to, co dotąd dla niej było nietykalne, świętością.
Niestety tak było, wiele osób rzeczywiście albo całkowicie odstąpiło od Kościoła, albo ich stosunek do księży nie jest tak jak dotąd całkowicie bezkrytyczny.
Pewnie, że księża są tylko ludźmi i też błądzą jak każdy z nas, normalny śmiertelnik, ale w momencie, gdy przyjęli na siebie kapłańskie święcenia zawarli z Bogiem pewne przymierze, zostali przez niego wybrani, sami na to wyrazili zgodę i ich życie powinno być nieskazitelne.
To jedno, a druga i najważniejsza w tym sprawa to fakt, że pedalstwo jest olbrzymią zbrodnią przeciwko młodej, niewinnej osobie, która nie ma możliwości obrony, często jest jeszcze przez starsze osoby, czy to przez księdza, czy nawet przez nieraz bliska osobę z rodziny lub z kręgu znajomych zastraszana.
Nie znam słów potępienia dla takich osób, a tym bardziej dla księży, którzy powinni być wzorem do naśladowania dla innych.
W Polsce, ba, nawet u nas w Krakowie też mieliśmy takie przypadki kościelnego pedalstwa. a ile jeszcze pewnie jest podobnych wypadków, które albo jeszcze nie wyszły na światło dzienne, albo już nigdy nie wyjdą. Osoby wykorzystywane przez pedofila mają niestety zniszczoną już psychikę, często są bezbronni, poddają się losowi w przekonaniu o własnej winie i dlatego pewnie jeszcze wiele faktów dotąd nie wyszło na jaw.
Ten mój dzisiejszy wpis nie jest nalatywaniem na Kościół, jakby niektórzy mogli  to zasugerować.
Po prostu nie można chować głowy w piasek i udawać, że nic się nie stało, trzeba takie fakty ujawniać i trzeba pokazywać, że my, katolicy, na takie nieprawości nie wyrażamy zgody.
Nie możemy zgadzać się z tym, jak mówił jeden z polskich  biskupów, że to te biedne dzieci z rozbitych rodzin szukają pocieszenia u księży i sami wchodzą im do łóżka. Takie słowa przedstawicielowi Kościoła nawet nie powinny przejść przez usta, taka myśl nie powinna nawet zaświecić w jego głowie, on nie jest prawdziwym katolikiem, można powiedzieć o nim tak jak mówi przysłowie: „Diabeł się w ornat ubrał i na mszę św ogonem dzwoni”
Niestety, już kiedyś Jezus  nauczał o fałszywych prorokach, teraz mamy tego tylko przykład.!!!!!!
Nie odciągam nikogo od Kościoła, jeżeli czuje taką potrzebę niech nadal tam uczęszcza, ale dla mnie ważniejsza jest moja wiara W Boga.
Albowiem Bóg jest wszędzie i zawsze nas usłyszy i zrozumie, nie potrzebuje do tego fałszywych posłańców.

No to dzisiaj sobie znów po ulewałam żółci, ale mam nadzieję, że będę dobrze zrozumiana.
A deszcz pomału jakby już przestał padać, słonka co prawda jeszcze nie widać, ale kto wie, kto wie.
Przed nami nowy tydzień, następne dni pracy, na które życzę wiele powodzenia i sukcesów
A na ten pierwszy dzień tygodnia życzę miłego i spokojnego dnia