Kominka na razie nie będzie…..

 

…..ani jeziorka przed domem……..

Guzik, złe numery mi z góry nadali, fałszywe.

Jasne, że chodzi o lotka.

No cóż, jak sama się majątku do tej pory nie dorobiłam, na cuda raczej

liczyć nie mogę.

Czyli, jeżeli ktoś pod stołem się urodził, to nie wiem jakby wspinał się  na jego blat

i tak w koncu z powrotem pod stół wpadnie – to taka ludowa mądrość.

I chyba coś w niej jest z prawdy????

A dzisiaj mimo, że piątek, przychodzi mój ulubiony pan doktór od skolioz.

Byle tylko aparat nie płatał znów kawałów.

Wczoraj rentgenowski diablik już przy ostatnim zdjęciu usiłował mi zrobić kawał

i nagle  aparat się wyłączył. Ale diablika  ujarzmiłam groźnym wzrokiemi i  znów

aparat był czynny.

A dzisiaj?????? ……. zobaczymy……

Jeszcze jedna dobra wiadomość: dzisiaj zaczyna się nieco przedłużony weekend,

Trochę odpoczniemy.

No to szybciutko do pracy się udaję, bo ulubiony pan Doktór  i jego schorowane

dzieciaczki pewnie czekają.

 

Ano nic ciekawego czyli…

marzenia Ewusi:

Ano nic ciekawego się niby nie dzieje.

Dzień, jak codzień, do pracy iść trzeba, za oknem sporo słonka i cieplutko

( no i dobrze), dzisiaj totolotek dosyć mocno jest skumulowany – matko, trafić

to głupie 25 milionów i do końca życia mogę leżeć pod gruszą sobie.

A w zimie gdzie leżeć będę????

Wiem, pod kominkiem rozłozę sobie wygodne łoże w skóry obleczone

i popijac drinki  przez słomkę sobie powoli sączyć będę.

Mam już zaplanowane numerki do wypełnienia, ale nie przyznam się jakie,

bo nie będę z nikim milionami się dzieliła

Wszystko na konto oddami ani grosza nikomu z niego nie uszczknę.

No, niech no tylko wygram dzisiaj w tego totolotka……….

Jeszcze mnie popamiętacie!!!

HE  HE  HE

 

I co teraz?

 

 

A moja siostra popatrzyła sobie uśmiechniętym wzrokiem ze zdjęcia, które wisi

nad moim łóżkiem i powiedziała: oj aniuszka, aniuszka, nie kasuj moich wiosek.

Nie skasowałam, nie miałam wyboru.

I co  teraz? Ano gram dalej……

Podszepnęła mi tylko co mam zrobić i…wszystko gra.

Zawsze mi pomagała i pomaga, więc tutaj też mi wskazówki dobre udzieliła.

I jak tu nie wierzyć w życie pozagrobowe?

A ja na śniadanko zjadłam sobie całkiem dziecinną, ba, nawet niemowlęcą kaszkę ryżową

wieloowocową

Trochę ją urozmaiciłam mleczkiem i  kropelką soku, no cóż, niemowlakiem nie jestem,

ale czuję, jak miło otacza mój żołądek, na pewno wrzodzik dzisiaj będzie bardzo

kontent.

A ponieważ mój rentgenowski aparacik naprawiony,spróbuję na nim tak popracować,

aby diablika nie obudzić.

Może dzisiaj nie będzie wariował???

Niesamowite, nie uwierzycie

 

Aparat znowu odmówił mi posłuszeństwa.

Kolejny raz.

To znaczy przez ponad pół mojej wczorajszej  pracy zachowywał się poprawnie, łagodny

jak baranek, posłuszny jak owieczka a potem…..

Wkładam kasetę do aparatu a tu krach, aparat powiedział stop, więcej zdjęć nie robię.

No i co takiemu zrobisz.

Rzeczywiście chyba go pokropię wodą święcona, może wtedy przestanie wydziwiać.

Tak więc dzisiaj mam czas na załatwianie swoich własnych spraw, co skurpulatnie

wykorzystam.

Mam nadzieję, że do jutra już z powrotem będzie naprawiony, z tyn, że nie koniecznie

do końca, jest to jakaś dziwna usterka, która wg. pani Marty, serwisantki tego aparatu,

wyskakuje całkiem niespodziewanie.

Jak diablik z kapelusza, hi hi, stąd mój pomysł z kropidłem.

No, ale zawsze tyle nerwów przy nim się najem, że strach,

Widać stress wpisany jest w mój życiorys.

Powodzenia , ale komu? mnie, pani Marcie czy wszystkim czytającym?????

 

P.S.Przykro mi moja siostrzyczko,ale byłam zmuszona zlikwidowac Twoje wioski na 10- tym

świecie , tak będzie lepiej dla mnie

 

Właśnie nadchodzi nowy tydzień

 

 

Okazuje się, że bardzo wiele przez te dwa dni mogło się zdarzyć.

Na pewno zmieniłam pewne swoje poglądy i podjęłam odpowiednie kroki.

Jeszcze dokładnie nie napiszę o co chodzi, bo do końca nie jestem przekonana, czy

dobre podjęłam decyzje, ale na razie ciągle się do nich skłaniam.

Pewnie teraz będę miała spotro czasu dla siebie.

A odpoczynek i sen ( w mom wieku) są przecież bardzo ważne, nieprawdaż?

No i przy okazji moze bym i zmieniła sposób odżywiania?

Gdzieś przeczytalam, że mleczna dieta jest bardzo skuteczna, a ja mleko akurat lubię.

Gdzie indziej ktoś chwali dietę jabłkową – trochę to dziwne, same jabłka tylko jeść???

Ale gdy skończyło się jedną „siątkę” i rozpoczęło następną „siątkę” coś koniecznie jednak

w życiu należy zmienić.

Ale jedno na razie jest nie zmienne: muszę iść pracować.

Bo bez pracy ani mleczka, ani jabłuszek nie kupię.

No to miłego życzę nowego tygodnia

 

 

Ech

Staczam zaciekłe boje w plemionach , boli mnie brzuch  i na tym stracę chyba całą niedzielę.

Sobotę zresztą też,  z tym, że prócz ataków głównie…spałam, tak jak sobie

właśnie lubię to w sobotę robić, dlatego nawet wpisu  nie zrobiłam.

Z  tyn brzuchem to jakaś obrzydliwa sprawa: jem – boli , nie jem – też boli.

Nie mam pojęcia co się tam w nim zalęgło, ale chyba nic dobrego???

Oj, bo jeszcze tradycyjnej sześdziesieciopięciolatki nie dociągnę……..

Tylko mi nie radźcie : idż do lekarza.

Nic nie pomoże, już nic nie pomoże……

Zastanawiam się tylko, kto tą spuściznę po mnie na plemionach zabierze…..

 

 

sernik z maku czyli…..

pierwsza wpadka sześcidziesięciolatki

 

A zaczęło się to wszystko nie po mojej myśli.

Wskoczyłam wczoraj  do mojej cukierni, gdzie zawsze torty zamawiałam.Tym razem nie

zamówiłam – to był mój błąd, bo okazało sie, że akuratnie tortu jako takiego nie

było, ale mieli  za tp pyszny sernik a’la tort.

Był pyszny, ale w ferworze  telefonicznej rozmowy z Ważną Osobą  tak się

rozpędziłam, że zaczęłam mu udowadniać, że to sama własnoręcznie kręciłam

mak do tego sernika. Dopiero po chwili zorientowałam się, co też ja gadam

za bzdury.

No cóż,w końcu jak się ma szesćdziesiąt lat…..może się w końcu mak ze serem

pomylić, co nie?.

Więc ten sernik  z maku wszystkim bardzo smakował, były tam w nim i brzoskwinie

i kokos i bita śmietana, więc zaszczytną rolę uhonorowania seniorki spełnił.

Nawet ja zważywszy na podniosłość chwili  nie baczyłam na podniesiony cukier.

Dostałam piękny koszyczek z kwiatami , właściwie taką czarkę z kwiatami, dostałam też

śliczne białe różyczki od Magdusi – tak delikatne, jak i ona jest delikatna, a także

bardzo ładną filiżankę ze spodeczkiem do kawusi.

Prócz Ważnej Osoby, która wczoraj nawet trzykrotnie skadała mi życzenia urodzinowe,

dostałam masę życzeń od Rdziny, Przyjaciół, Znajomych.

Jakie to miłe.

Tak bardzo zmęczyło mnie to ( bezalkoholowe!!!) świętowanie, że bardzo wcześnie, jak na

mnie,  spać poszłam, oczywiście z bólem głowy, chyba ciśnienie spadło czy co?

A dzisiaj już koniec świętowania, zaczyna się codzienne sześćdziesiątkowanie.

Dzień, jak codzień, tylko, że znów  piątek.

Jak ten kalendarz tak szybko będzie te kartki przewracać, zanim się obejrzę będę

70- stkę obchodziła!!!!

No i czemu znów zimno się zrobilo za okmem?

Czyżby i w Krakowie śnieg jeszcze chciał spaść , bo podobno wczoraj w Gdańsku

takowy padał sobie.

A weekend miał się tak ciekawie zapowiadać……..

 

 

No, nareszcie

 

No, nareszcie aparat ( podobno) naprawiony i życie do normalności wraca.

Dzisiaj mam bardzo specyficzny dzień, bo dzisiaj, ech szkoda pisać nawet,

po raz ostatni mam pięćdziesiątkę w swoim wieku.

He, he, a tak niedawno jeszcze się zastanawiałam, jak to będzie, gdy mi 50-stka

stuknie, a tu już nie tylko, że  mi stukała i stukała, ale i już nawet przemija……

Ale nic to, każdy wiek ma swoje plusy i minusy, nieprawdaż?

Nie ma sie nad tym za dużo co rozpisywac i tak nic to nie zmieni.

Czas jest  nieubłagany i płynie, czy  tego chcesz, czy nie…

No to idę sobie do pracy.Cześć.

 

Rykigina zepsuta

Zawsze mi się przypominają te słowa w książce zażaleń, które ongiś wpisał

jeden z pacjentów: przychodzę dzisiaj na zdjęcie, a tu rykigina zepsuta.

No więc nasza rykigina znowu się zepsuła i w związku z tym mam dzisiaj przymusowy

dzień urlopu.

Powinnam się cieszyć? może i tak, ale przyznam, że to denerwuje.

Znów wczoraj hektolitry potu wylałam nad mozołam walki z aparatem.

I potem zawsze mam takie głupie uczucie winy……

No właśnie, nic złego tej machinie piekielnej nie zrobiłam, po prostu siedzi w nim

jakieś złośliwe stworzonko, które postanowiło mi uprzykrzyć życie.

I ani groźbą, ani prośbą nie mogę go przekonać, że ma po prostu działać.

Nawet wczoraj postraszyłam go, że młot na niego wykorzystam….i nic….

Dziwicie się może?

Zawsze ten, kto pracuje na jakimś aparacie świetnie go zna, tzw. od podszewki.

Zna każde jego stuknięcie, każde mrugnięcie lampy, ja też znam i świetnie wiem, kiedy

ma zamiar odmówić posłuszeństwa, ale niestety nie umiem tego opanować.

A nasz aparat jest wyraźnie himeryczny, szczególnie, gdy ja za nim zasiadam, chociaż

i Jarkowi i Łukaszowi też czasami tego posłuszeństwa odmawia.

Nie mam innego wyjścia jak podporządkować się chochlikowi, trudno, od czasu

do czasu tak być musi – siła wyższa.

A za oknem cieplutko się robi – jaka przyjemna  pora roku.

Pewnie dlatego, ze w kwietniu właśnie ja przyszłam na ten świat.

A kiedy?

Oj, już  blisko, bardzo blisko.

Miłego dzionka.

 

Bije Dzwon Zygmunta

…a wszyscy polscy królowie z okien zagladają ciekawie, kto jeszcze do grona

ich duchów przybędzie?????

Uroczystość zaiste była bardzo podniosła.

Teraz kondukt żałobmy zbliża się do Wawelskiego Wzgórza, by tam, w Katedrze

na zawsze spoczęli : Prezydent  Lech Kaczyński i Jego Żona Maria.

Niech spoczywają w spokoju wiecznym

AMEN.