
Tradycyjnie,23 grudnia,w wigilię moich Imienin jest dzień spełnienia moich marzeń.
Jakoś tak właśnie się składa,że to,co dzisiaj sobie wymarzę, w dziwaczny sposób później się spełnia,chociaż wydaje mi sie,że to niemożliwe….
Więc marzę o…….
Nie,to życzenie napewno się nie spełni.
NIEMOŻLIWE……
Wczoraj było wigilijne spotkanie w przychodni.
Właściwie to nie w przychodni,a w zaprzyjaźnionej restauracji , tuż obok naszej przychodni.
Część oficjalna,to składanie życzeń z opłatkiem,barszcz z uszkami,karp smażony z kapustą……
Gdy "oficjeli" już sobie poszli,pozostała sama młodzież,czyli kwiat pracowników ( a jakże,wiecie jak wczoraj odmłodniałam za sprawą tajemniczej różdżki???)
i dopiero się zaczęła impreza na całego.
To znaczy podrinkowaliśmy nieco,a niektórzy nawet więcej niż nieco,było gwarno i wesoło.
Brudzie odchodziły po brudziu.
Ale się wycałowałam, za wszystkie czasy. 
Wróciłam całkiem przyzwoicie,taksówką,tuż po północy
A że dzisiaj trochę głowa boli…….
To insza inszość,
Ale napewno przestanie,bo takie jest moje ….marzenie na dzisiaj.
Dzisiaj muszę trzymac formę i na Żabińcu i u moich rybek,bo w sumie dzisiaj będę obchodziła tam te swoje Imieniny.
No i czy nie jestem dzieckiem szczęścia????
Tyle dni pod rząd obchodzę Dzień swojego Imienia.
Wczoraj śpiewali mi sto lat,dzisiaj w pracy będa mnie całowali (znowu),a jutro będa prawdziwe Imieniny w rodzinnym gronie.
Jeju,tylko już bez drinków…proszę…..