Musiałam się dzisiaj dowartościować trochę, aby ten odwilżowy humorek sobie poprawić.
A więc po pracy, ( a właściwie po dwóch pracach), wpadłam na herbatkę z cytrynką do Kaziutka, akurat nieco wcześniej udało mi się z pracy wyjść i pora na odwiedziny była jeszcze stosowna.
Nie ma jak dobrzy, wypróbowani Przyjaciele….
Fryzurka moja została zaaprobowana, zwłaszcza kolor moich włosów – ( proszę Cię, nie rób się już na rudo, niedawno słyszałam od niego!), gorzej z moim ślicznym manicurem, który przyznam, niezbyt się Kaziowi spodobał.
Ale czy mężczyźni znają się na kosmetycznych modach?
Manicure, zwany francuskim, należał do dzieł artystycznych mojej kosmetyczki, mimo kilku przemijających dni od jego wykonania ( oczywiście wiadomo, że na wesele Magdy specjalnie był robiony), jeszcze całkiem poprawnie na moich rękach się trzyma, szkoda tylko , że nie został należycie oceniony….
Ale co tam manicure, liczy się przecież czałokształt człowieka, którego wartość nie można mierzyć ani na kilogramy, ani na jego kolor włosów, czy na inny szczegół jego wyglądu.
Niestety, nie wszyscy to pojmują….
Więc nie przejmuję się wcale, że akurat ten mój manicure nie przypadł
jemu do gustu, bo wiem, że napewno i tak jestem przez niego bardzo lubiana…………
A o to przecież w życiu chodzi……
PS. Oczywiście nie miałam czasu sobie kupić dzisiaj tych botków, a tu odwilż i kałuże coraz większe……