
Ni to jesień, ni to zima, szaro, buro, nieprzyjemnie, chociaż temperatura całkiem jak na te porę roku dodatnia, około plus 8 stopni.
Z zaciekawieniem oglądałam ten ostatni dzień miesiąca stycznia na dawnych zdjęciach z Zakopanego, które zamieszczone w dzisiejszej Gazecie Krakowskiej. Całe Zakopane zasypane było śniegiem, pewnie i zalegał on też w innych miejscowościach też i temperatura była minusowa.
Oj, drzewiej to dopiero były zimy, teraz przez to globalne ocieplenie o takich zimach możemy chyba już zapomnieć.
Czy narzekam z powodu braku śniegu? bynajmniej, wcale za nim nie przepadam, chociaż we wcześniejszych latach mojego życiorysu takie zimy były i dla mnie wspaniałe. Co prawda, jak już wspominałam, nie uprawiałam nigdy narciarstwa, ale z górki na pazurki na saneczkach to i owszem, chętnie sobie szusowałam i nawet największe mrozy mi w tym nie przeszkadzały. Chyba już też kiedyś wspominałam zimę stulecia, gdy temperatura dochodziła poniżej 20 stopni a my dzieci z saneczkami wędrowaliśmy albo pod Kopiec Kościuszki, albo na wały pod Wawelem i oddawaliśmy się wspaniałej saneczkowej zabawie i nawet mróz nam w tym wcale, ale to wcale nie przeszkadzał.
Ot, młodość, teraz na te starsze lata ciągle dotkliwie odczuwam zimno, które mi przeszkadza w moim radosnym bytowaniu. Byle do wiosny.
A moja łazienka pięknieje i już jest taka piękna, ze chyba do niej się na noc przeniosę, wszak mam tam siedzisko, nie wspominając o wysokim „tronie”, nic tylko podłączyć powinnam odbiornik TV no i oczywiście komputer i……..
Ciągle jeszcze nie mogę się przyzwyczaić, że prócz mnie jeszcze ktoś w mieszkaniu urzęduje, ale pewnie potem będzie mi brak tego, że nie mogę się do kogoś nawet odezwać, człowiek szybko się przyzwyczaja.
Znów będę mogła sobie porozmawiać sobie z telewizorem, ba, nawet będę mogła z nim się pokłócić.
Ale tak na ucho to Wam powiem, że lubię te chwile, gdy Wojtek późnym wieczorem już idzie sobie do domu i ja znów pozostaje sama, samotność w mieszkaniu to jednak luksus. A pomyśleć, że nigdy nie przypuszczałam, że takie mieszkanie solo może być całkiem przyjemne.
Niestety muszę zaraz wyjść na zewnątrz, prozaiczna rzecz, jaką są zakupy do tego mnie zmuszają, bo z powodu pewnych zawirowań w przychodni nie musiałabym tam nawet dzisiaj iść i w ten deszczowy dzionek nie musiałabym nosa z domu wyściubiać.
A tak w ogóle, to nie cierpię zakupów, bo niestety zawsze wiążę się to z wydawaniem pieniędzy, a zauważyłam, że od pewnego czasu bardzo mnie ten proceder denerwuje, zwłaszcza teraz, gdy ceny tak bardzo wydatnie w górę podskoczyły.
Praktycznie mało co człowiek kupi, a już 100 – 120 zł z kieszeni wypływa.
No, ale coś jeść trzeba, a teraz jeszcze gdy pan Wojtek pracuje u mnie przez cały dzień też jakiś mały obiadek i poczęstunek mu się należy.
Przecież nie będzie się patrzył, jak ja sobie obiadek wcinam, a jemu z głodu kiszki marsza grają. Tym bardziej, że naprawdę jest to bardzo porządny człowiek.
No to się mobilizuję, bo im wcześniej z domu wyjdę, tym wcześniej do niego wrócę no i za jakiś obiadek pora się już zabierać.
Mimo deszczowego, ponurego dnia życzę Wszystkim samych miłych godzin tego ostatniego dnia stycznia.
Jutro już do nas luty zawita.
No i dzisiaj Wielka Brytania ma swoje wielkie OUT z Unii.
Oby my Polacy nie byliśmy następni………
Tfu, tfu, na psa urok.