a za oknem deszcz pada

Ni to jesień, ni to zima, szaro, buro, nieprzyjemnie, chociaż temperatura całkiem jak na te porę roku dodatnia, około plus 8 stopni.
Z zaciekawieniem oglądałam ten ostatni dzień miesiąca stycznia na dawnych zdjęciach z Zakopanego, które zamieszczone w dzisiejszej Gazecie Krakowskiej. Całe Zakopane zasypane było śniegiem, pewnie i zalegał on też w innych miejscowościach też i temperatura była minusowa.
Oj, drzewiej to dopiero były zimy, teraz przez to globalne ocieplenie o takich zimach możemy chyba już zapomnieć.
Czy narzekam z powodu braku śniegu? bynajmniej, wcale za nim nie przepadam, chociaż we wcześniejszych latach mojego życiorysu takie zimy były i dla mnie wspaniałe. Co prawda, jak już wspominałam, nie uprawiałam nigdy narciarstwa, ale z górki na pazurki na saneczkach to i owszem, chętnie sobie szusowałam i nawet największe mrozy mi w tym nie przeszkadzały. Chyba już też kiedyś wspominałam zimę stulecia, gdy temperatura dochodziła poniżej 20 stopni a my dzieci z saneczkami wędrowaliśmy albo pod Kopiec Kościuszki, albo na wały pod Wawelem i oddawaliśmy się wspaniałej saneczkowej zabawie i nawet mróz nam w tym wcale, ale to wcale nie przeszkadzał.
Ot, młodość, teraz na te starsze lata ciągle dotkliwie odczuwam zimno, które mi przeszkadza w moim radosnym bytowaniu. Byle do wiosny.
A moja łazienka pięknieje i już jest taka piękna, ze chyba do niej się na noc przeniosę, wszak mam tam siedzisko, nie wspominając o wysokim „tronie”, nic tylko podłączyć powinnam odbiornik TV no i oczywiście komputer i……..
Ciągle jeszcze nie mogę się przyzwyczaić, że prócz mnie jeszcze ktoś w mieszkaniu urzęduje, ale pewnie potem będzie mi brak tego, że nie mogę się do kogoś nawet odezwać, człowiek szybko się przyzwyczaja.
Znów będę mogła sobie porozmawiać sobie z telewizorem, ba, nawet będę mogła z nim się pokłócić.
Ale tak na ucho to Wam powiem, że lubię te chwile, gdy Wojtek późnym wieczorem już idzie sobie do domu i ja znów pozostaje sama, samotność w mieszkaniu to jednak luksus. A pomyśleć, że nigdy nie przypuszczałam, że takie mieszkanie solo może być całkiem przyjemne.
Niestety muszę zaraz wyjść na zewnątrz, prozaiczna rzecz, jaką są zakupy do tego mnie zmuszają, bo z powodu pewnych zawirowań w przychodni nie musiałabym tam nawet dzisiaj iść i w ten deszczowy dzionek nie musiałabym nosa z domu wyściubiać.
A tak w ogóle, to nie cierpię zakupów, bo niestety zawsze wiążę się to z wydawaniem pieniędzy, a zauważyłam, że od pewnego czasu bardzo mnie ten proceder denerwuje, zwłaszcza teraz, gdy ceny tak bardzo wydatnie w górę podskoczyły.
Praktycznie mało co człowiek kupi, a już 100 – 120 zł z kieszeni wypływa.
No, ale coś jeść trzeba, a teraz jeszcze gdy pan Wojtek pracuje u mnie przez cały dzień też jakiś mały obiadek i poczęstunek mu się należy.
Przecież nie będzie się patrzył, jak ja sobie obiadek wcinam, a jemu z głodu kiszki marsza grają. Tym bardziej, że naprawdę jest to bardzo porządny człowiek.

No to się mobilizuję, bo im wcześniej z domu wyjdę, tym wcześniej do niego wrócę no i za jakiś obiadek pora się już zabierać.
Mimo deszczowego, ponurego dnia życzę Wszystkim samych miłych godzin tego ostatniego dnia stycznia.
Jutro już do nas luty zawita.
No i dzisiaj Wielka Brytania ma swoje wielkie OUT z Unii.
Oby my Polacy nie byliśmy następni………
Tfu, tfu, na psa urok.

zapomniałam……

A gdzie Twój dzisiejszy wpis Ewusiu???
Zapomniałam się…….
Ale w związku z tym nieustającym remontem tyle się dzieje, że oczywiście mam całkowite zawirowania w głowie.
Pan Wojtek, a właściwe to już Wojtek, bo okazało się, że jesteśmy rówieśnikami, ba, nawet jestem od niego starsza całe 4 miesiące, to aż głupio, żeby być na pan – pani, tym bardziej, że to jest naprawdę fantastyczny człowiek, może trochę gadatliwy, co sam zauważa, ale robotę swoją rzeczywiście starannie w szczególikach dopracowuje.
Ale przez te szczególiki własnie wszystko się przedłuża, nie szkodzi, mi się aż tak bardzo nie spieszy, lepiej jeszcze chwilkę poczekać i potem się naprawdę w pełni radować.
Właściwie radować to już się mogę i to czynię, za każdym razem wchodząc do mojej łazienki gębę rozdziawiam. Może to nie jest nic szczególnego, ale dla mnie jednak tak jest, bo to jest trochę tak, jakbym przesiadała się ze Syrenki do Mercedesa, więc jednak mam powód do rozdziawianie swojej gębusi i już.
W kuchni czeka jeszcze do założenia szafka ze schowkiem na ociekacz i jej podświetlenie , już prąd jest tam doprowadzony, oczywiście przerobione są przewody elektryczne, a stara lampka poszła do lamusa.
Za to szafka pod zlewozmywakiem jest podwójna, z lewej strony są miejsca na różne płyny, z prawej jest umieszczone cargo na dwa kosze na śmieci.
W łazience czeka jeszcze wisząca szafka do złożenia (ta pod zlewozmywakiem już stoi), oczywiście dokończenie tej ścianki po prawej strony łazienki koło piecyka gazowego i fertic.
Kabinka jest już całkowicie wyposażona, ba, nawet wypróbowałam wczoraj już to siedzisko i nawet nie spadłam, zresztą kabinka wyposażona jest w dwa uchwyty pomagające mi się bezpiecznie poruszać, a na dnie brodzika leży mata antypoślizgowa, wszystko zgodne z zasadami bezpieczeństwa dla niepełnosprawnych osób, a do takich niestety się zaliczam.
I teraz, dzięki tym zabezpieczeniom, mogę bezpiecznie brać kąpiel i bardzo się dziwię, jak ja sobie dotąd dawałam radę i nic złego mi si nie stało.
Ale to już było i nie wróci więcej……..
Pytacie pewnie, czemu ciągle i tak dużo o tej łazience piszę? Bo to naprawdę dla mnie było wielkie przedsięwzięcie podjąć taka decyzję i teraz z niej po prostu się cieszę.
To tyle na dzisiaj, pewnie jutro ciąg dalszy nastąpi, ale przyrzekam, kiedyś ten temat przestane już poruszać.
Przed nami jutro już piątek i znów weekend, pewnie też radość dla tych, którzy chcą trochę po trudach tygodnia odpocząć.
Tylko z tą zimą wciąż jakoś kaprawo, ale ci, którzy lubią narty nie mają na pewno powodów do narzekania.
Wszystkiego dobrego 🙂

jestem radosna i te róże dla Uleczki są dzisiaj też radosna

Popatrz Uleczko jak, jak radośnie się do Ciebie uśmiechają .
Najpewniej znasz już przyczynę mojej nieustającej radości, a tyle jej jeszcze pozostanie, gdy wszystko już do końca będzie przeprowadzone.
No to posyłam Ci Uleczku dzisiaj sporo całusków w ten zimowy, czy raczej pseudo zimowy czas. Wiem, że jesteś najprawdopodobniej teraz poza Poznaniem, u swojej Madzi i z Olcią – Żabcią na spacerkach zażywasz zdrowego powietrza. Niech te wspaniałe spacery przyniosą Ci wiele zdrowia i odpoczynku od pewnie też zadymionego smogiem Poznania, a Olci – Żabci uściśnij ode mnie łapkę, (buldożkowy pyszczek też możesz ucałować)
Jak widać, jesteśmy w pewnym sensie pod jednym względem na pewno podobne, każda z nas ma swoja Kochaną Madzię.
I tak niech już pozostanie 🙂
Bo cobyśmy bez tych naszych Kochanych Madź robiły???????
Wczorajszy etap remontowy skończył się tylko na założeniu szafki z lustrem w łazience ( oj, teraz już będę się mogła dokładniej przyjrzeć mojej fizjonomii), niestety potem pan Wojtek musiał jechać pozałatwiać różne sprawy, między innymi zakupić następne precjoza do mojej łazienki, więc popołudnie miała wolne, mogłam zrobić sobie zakupy, pooglądać TV, no i oczywiście odebrać nowo zamówiona sukienkę, którą mi przyniósł wczoraj kurier – będę miała pewnie całkiem niedługo okazję ją ubrać.
A dzisiaj od rana…znów zamęt we mojej łazience trwa i pewnie jeszcze na takiej zawierusze spędzę co najmniej 2-3 najbliższe dni, mam nadzieję, że w końcu pan Wojtek się upora z zakończeniem prac, bo pod koniec tygodnia, może w sobotę, może w niedzielę zapowiedział się z wizytą Maciek i chciałabym się pochwalić dokończonym już dziełem.
Nie mam nic przeciwko panu Wojtkowi, ale chciałabym już sobie spokojnie pomieszkać, bez zgrzytu wiertarki i bez stuków od młotka.
Wszak niedługo będzie już cztery tygodnie tego remontu – może to już czas na koniec tych „atrakcji”????
No dobra, niecierpliwa może jestem, ale przyznam się tak po cichu, że już trochę mam dosyć.
Ale jak to kiedyś pisałam? każda żmija kiedyś przemija, więc koniec remontu też wreszcie już niedługo nastąpi, bo ile można?????
I tak miałam szczęścia, że „zaliczyłam” tylko końcówkę tych remontowych perturbacji, a najgorszą, najbardziej ekspansywną jej część śledziłam tylko z oddali.
Zresztą nie pierwszy raz przeżywam takie stresy, pamiętam czas jeszcze na Smoleńsk, gdy popękały rury w łazience i administracja przyszła je wymieniać – wtedy zrujnowano mi całą podłogę i nikt się nie przejmował moimi płytkami, a ja przez ten cały czas, chyba też około 2-3 tygodni, byłam nieszczęśliwa, czułam się tak, jakby jakieś nie wiadomo jak wielkie niebezpieczeństwo nade mną wisiało. I w dodatku nie mogłam się kąpać, myłam się tylko niczym ten kot łapką, w dodatku to było dosyć upalne lato, tak więc naprawdę miałam wtedy powody do niezadowolenia.
No i co? – jakoś wtedy przetrwałam, więc teraz będzie podobnie, z tym, że wtedy niestety musiałam się borykać z tą rujnacją łazienki, teraz miałam okazję wyprowadzić się na ten najbardziej zagrożony hukiem, wyrczeniem i unoszącym się pyłem, więc czemu jeszcze teraz narzekam?
W porównaniu z tamtym remontem, dzięki gościnie Magdy i Jacka, miałam naprawdę prawdziwy komfort.
Malkontentka jestem i tyle.
Jeszcze jedna dobra strona tego remontu jest to, że mogę zapełnić swój blog czymś przyjemniejszym, niż polityka, mam nadzieję, że całkowicie Was nie zanudziłam……
Ale jeszcze wszystko przed Wami, jeszcze trochę Was ponudzę swoją „never ending łazienka story”, (bez przesady Ewuniu, koniec tego szalonego remontu chyba wkrótce już nastąpi i pozostanie tylko „past łazienka story”), a na politykę też pewnie przyjdzie czas, zwłaszcza, że ostatnio wiele się w niej dzieje.
Mam takie wrażenie, że Pis pomalutku szuka sensownego sposobu wycofania się z tego nawarzonego przez siebie piwa, jaką była ustawa kagańcowa i chociaż wciąż jeszcze butnie się stawiają, coraz bardziej widzą, że przegrywają, tym bardziej, że Unia nie pozwala sobie na takie coraz bardziej aroganckie igraszki i zaczyna grozić sankcjami, a to oznacza brak pieniędzy, bez których rząd się nie utrzyma długo przy władzy.
No cóż, Kaczyński postawił na młodych, niestety niekompetentnych i trzeba powiedzieć całkiem chamowatych ludzi, nie liczących się z niczyim zdaniem, ich opinia według nich jest jedynie słuszna, a to może prowadzić tylko do katastrofy.
Zobaczymy, jakie skutki wynikną z dzisiejszego spotkania naszego niby prezydenta z opozycją. Czy dojdzie do wniosku, że lepiej się wycofać, mimo, że wtedy zdecydowanie zadrze z Pisem, który może wycofać jego poparcie, czy jednak zaryzykować podpisanie tej ustawy, narażając się z kolei na prawie pewną odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu, który nad nim wisi, tym bardziej, że wcale jego reelekcja na stanowisko prezydenta RP nie jest wcale taka pewna.
No i najważniejsze, co postanowi rząd, czy nadal będzie brnął w ten labirynt głupoty politycznej????
Czas wszystko pokaże.
A jednak nie wytrzymałam, musiałam coś o polityce napomknąć 🙂

Rano obudziło mnie słoneczko, tak bardzo mnie ono ucieszyło, tym czasem znów chmury Kraków zaczynają okrywać, może jednak ono dzisiaj jeszcze rozjaśni krakowskie niebo??
Milutkiej środy dla Wszystkich.

na swoim

A dzisiaj zdjęć z mojej łazieneczki jeszcze nie będzie.
Co prawda wróciłam już wczoraj do Krakowa i znów zamieszkałam przy Szymanowskiego, ale…..
Łazienka ciągle jeszcze jest w tak zwanej dokonczeniówce, czyli nie wszystko jest w niej jeszcze na tip – top. Dopiero po zakończeniu wszystkich prac umieszczę zdjęcia, by się nią pochwalić.
No cóż, sprawa prozaiczna, niestety dodatkowe zdejmowaniu kilku fliz i kucie ściany w poszukiwaniu uszkodzonej rury dało się we znaki biednemu panu Wojtkowi, jeszcze trzeba tę stronę łazienki ofilizować i pozostałą górną część ścian wymalować.
Ale oczywiście kabinka prysznicowa stoi i już wczoraj wieczorem mogłam dokonać w niej pierwszej ablucji. Ale mi się wspaniale w niej kąpało, tylko tyle, że jeszcze nie miałam podwieszonej na stałę słuchawki, ani uchwytów i koszyczków, ale to kwestia dzisiejszego dnia.
Pan Wojtek działa już od rana i właśnie montuje mi szafkę do łazienki, ale hałas z łazienki się donosi.
Niestety wczoraj nie udało się wszystkiego zamontować, bo zrobiło się późno i sąsiedzi denerwowali się, że coś im burczy i burczy, dlatego wiele prac trzeba było odłożyć na dzisiaj i pewnie na jutro i jeszcze pojutrze????
Zresztą diabeł zawsze tkwi w szczegółach, a te szczególiki mimo że niby niewielkie, ale czas zabierają.
Najważniejsze, że jestem na swoich śmieciach, nikomu już nie wadzę, a te kilka jeszcze dni jakoś przetrwam, nie mam innego wyjścia.
No i wreszcie mogę wykąpać się w nowej łazieneczce, która teraz stała się taka bardzo jasna, bo ta poprzednia przez tę kolubrynę – kabinę prysznicową o nomen omen czarnych ścianach robiła strasznie przygnębiające wrażenie. Kto to w ogóle wymyślił taką kabinę o czarnych ścianach? Chyba tylko Chińczycy mogli takie dziadostwo wymyślić.
Teraz kabina jest przeźroczysta, widać białe piękne flizy i przez to zrobiło się właśnie tak jasno i wesoło w mojej łazieneczce.
Dzisiaj nad ranem poszłam do łazienki w wiadomym celu i ciągle nie mogłam się nią nadziwić, zamykałam i odmykałam drzwi łazienki, ciągle zdumiona, jaka ona już jest piękna, a będzie jeszcze piękniejsza.
A gdy rano przyszedł pan Wojtek spytałam: naprawdę to jest moja łazienka?????
Ale radość sobie sprawiłam tą zmianą i wiecie co, wcale nie żałuję wydanych pieniędzy. Pieniądz rzecz nabyta, raz jest, raz jej nie ma, a przecież nie wydałam ich na głupotę, tylko na rzecz konkretną, umilająca mój komfort mieszkania.
No to teraz odejdę na moment od tematu „łazienka” i jeszcze napiszę, że nowy zlewozmywak w kuchni też wygląda imponująco, nareszcie mam pod nim szafki, gdzie będę mogła pochować kosz na śmieci, które już nie będą wyrczeć na całą kuchnię no i wszystkie inne potrzebne płyny. Okazuje się, że niby jest taka niepozorna, ale jednak bardzo pojemna.
Jeszcze planowana jest szafka nad zlewozmywakiem, w której będzie umieszczony ociekacz, ale na to jeszcze trochę muszę poczekać, bo niestety te ogólnodostępne są zbyt duże, nie mam tam tyle miejsca, trzeba taką szafkę przyciąć, albo zrobić na obstalunek.
Ale pan Wojtek, już chyba nie złota, a platynowa rączka wszystkiemu zaradzi.
Zresztą pan Wojtek bardzo dba o szczegóły, nawet pod kolor mojej podłogi kupił mi fajny kudłaty dywanik do łazienki, na który będę mogła stawać po wyjściu spod prysznica.
Warto jednak być cierpliwym i troszkę przeczekać czas remontu, bo rezultat końcowy zapowiada się naprawdę wspaniale.
W ogóle nie ma porównania z tym co było, a co jest obecnie, ale przecież po to zdecydowałam się na ten remont.
Tylko trzeba przyznać, że trafiłam naprawdę na bardzo dobrego i sumiennego fachowca, który żadnych fuszerek nie toleruje i wszystko zapina na ostatni guzik.
Pewnie, ze gdyby to było moje mieszkanie wsadziłabym jeszcze więcej pieniędzy na może ciut droższy materiał, ale nie przesadzajmy, mi akurat ta wyremontowana przypada do gustu, a przecież to ja mam się dobrze w niej czuć
Dzisiaj rozpoczynam mój czas adaptacji do nowych warunków, muszę się troszkę na nowo obsługiwać sprzęt, bo na przykład armatura jest całkiem inna, niż miałam dotąd, ale myślę, że to kwestia kilku dni, gdy mentalnie przestawię się na te nowe warunki i do nich się przyzwyczaję.
Pełna optymizmu życzę wszystkim bardzo udanego wtorku i też tak fantastycznego humorku, jak u mnie.

ani mru mru o nowych planach

O wiadomej sprawie (łazienkowej) dzisiaj za wiele rozprawiać nie będę.
To znaczy dokładnie ani mru mru o ewentualnym moim powrocie do domu bo……….
Wiadomo, ja coś tam napiszę, a życie i tak swoim torem idzie, w całkiem innym kierunku, niż tego oczekuję.
Złośliwość rzeczy martwych, w tym przypadku gazowej rury, znów wczoraj szyki pomieszała.
Ale awaria tego typu to bardzo poważna sprawa, więc cierpliwie czekam.
Dodam tylko taką ciekawostkę: w minionych czasach używano jako zapełnienie takich rur, różnych dziwnych materiałów, niekoniecznie do tego przeznaczonych, nie wiem po co, ale tak wtedy dziwnie właśnie uszczelniali gazowe rury, najpewniej z braku odpowiednich do tego celu materiałów.
Dość powiedzieć, że właśnie w takiej rurze, nomen omen zaślepionej, nie prowadzącej donikąd, ale wypełnionej gazem, pan Wojtek znalazł starą, zwiniętą w rulonik gazetę z roku 1969, w której opisywali między innymi katastrofę samolotową pod Zawoją.
Jednym słowem, nawet nie wiedziałam, że mam swoiste archiwum w swojej łazience.
I właśnie ta pozornie wyglądająca nijako rurka była powodem dość poważnego wycieku gazu, z którym wczoraj pan Wojtek musiał walczyć, czyli najpierw zdejmować kilka fliz, by zlokalizować i zabezpieczyć tę rurę, no i flizować tę część łazienki na nowo.
Jednym słowem, syzyfowa praca, cóż, takie są mankamenty remontów w starych kamieniach, zawsze coś w paradę wchodzi.
A czy jeszcze coś wypłynie nowego i zatrważającego?, zobaczymy.
Na całe szczęście nie obudził mnie dzisiaj przed siódmą rano tak jak wczoraj, zatrważający SMS o treści: pani Ewo, proszę o pilny kontakt.
Co prawda mamy już ustalony pewien plan na dzień dzisiejszy, ale nie będę na razie o nim wspominała, by znów jakiegoś licha nie obudzić.
Podobno przezorny zawsze ubezpieczony. A LICHO jak widać NIE ŚPI!!!!!!!
Mogę tylko dodać, że dzisiaj mija dokładnie trzy tygodnie od dnia, w którym pan Wojtek wkroczył do mojej łazienki.
Długo to, czy nie długo? trudno powiedzieć. Mnie osobiście trochę ten czas się dłuży, o Magdzie i Jacku nie wspominając, bo dobry gość, to taki gość, który za długo się nie narzuca.
Jestem im naprawdę bardzo wdzięczna, bo sam pan Wojtek mi wczoraj powiedział, że pewnie tego remontu w moim mieszkaniu bez żadnych chorobowych kłopotów bym nie przetrwała : huk, kurz, pył no i ciągle te nerwy, gdy nowe komplikacje wypływały. Najpewniej bym w szpitalu lub w psychiatryku wylądowała, tym bardziej, że jestem mało odporna na stresy.
No ale mój i gospodarzy trudny okres pomału zbliża się do końca, tylko jeszcze będę musiała pomyśleć, w jaki sposób im się za te wspaniałe trzy tygodnie odwdzięczyć.
Ale zawsze mówiłam, że Magda i Jacek są dla mnie bardzo serdeczni i zapewnili mi naprawdę doskonałe warunki przetrwania tego niełatwego etapu mojego życia.
Samo słowo DZIĘKUJĘ to będzie stanowczo za mało.

Dzisiaj wstał poniedziałek i z nim nowy tydzień, nowe wyzwania.
Przyznam, aż się tych wyzwań boję, ale……..
Serdecznie pozdrawiam odpoczywających na feriach w Zawoi Basię, Pawła i Leona, mam nadzieję, że trochę sobie odpoczną od krakowskiego zgiełku no i będą mieli wiele okazji do wspaniałych zjazdów na nartach, bo podobno w górach leży sporo fajnego śniegu.
To naprawdę wielka frajda dla tych, którzy narty lubią, niestety nigdy tego sportu nie uprawiałam, zawsze panicznie się go bałam.
Leon, nabieraj sporo sił na nowy semestr , bo niestety dwa tygodnie szybko miną i znów zasiądziesz w szkolnej ławie, co prawda wiem, że jesteś bardzo dobrym i pilnym uczniem, ale nauka w Liceum, szczególnie w tak dobrym Liceum Sobieskiego, do którego uczęszczasz, to nie przelewki i sporo wysiłku będziesz musiał z siebie wylać po powrocie do Krakowa.
Zresztą fantastycznego odpoczynku życzę wszystkim uczniom odpoczywającym teraz na feriach bądź to na wyjeździe, bądź w swoim domu.
A pozostałym Blogowiczom życzę przyjemnego i słonecznego poniedziałku i bardzo udanego nowego tygodnia.

A JA SOBIE TAK TRWAM I TRWAM…….

niech się dzieje, co chce

Biorę dzisiaj swoją walizkę i wracam do Krakowa.
I nie będę tu dzisiaj nic ani zapeszać, ani nie zapeszać, dzisiaj najpierw kąpię się w nowej łazience i potem śpię w swoim własnym łóżeczku i już!!!!!
Przynajmniej tak wczoraj obiecał mi pan Wojtek, mam nadzieję, że nic już wydziwiać więcej w tej łazience nie będzie, najwyżej jakieś drobiazgi można sukcesywnie uzupełniać, a tych i tak już nie wiele zostało.
Najważniejszy „mebel”, czyli kabinka już ustawiona, na mnie podobno czeka, ściany i podłoga też już wyflizowane, szafki i lustro wiszą, nowy klozecik też wisi, co więcej mi do szczęścia potrzeba?
Teraz tylko czeka mnie odbiór usługi, jej akceptacja (czego jestem pewna), no i ta trochę mniej przyjemna część „rozrywki”, czyli kasiorka, którą muszę wypłacić, a dokładnie uzupełnić, bo już spora część kasy z mojej kieszeni na ten cel sukcesywnie wylatywała.
Mam nadzieję, że się nie przeliczyłam w moim odłożonym na ten cel kapitale, jakby co, zawsze mogę na pożyczkę Rodziny (chyba) liczyć.
Tak ogólnie nie wygląda to źle, ale prawdy się dowiem po dokładnym rozliczeniu z panem Wojtkiem, bo trzeba przyznać, że sporo dobrej roboty w tę łazienkę włożył, co udokumentował na zdjęciach, robionych w trakcie remontu, fotografował każdy etap swojej pracy.
A za dobrą, solidną robotę trzeba też solidnie zapłacić, z czego sobie przecież zdawałam sprawę przed rozpoczęciem prac.
Z tym, że tu jeszcze w paradę wszedł mi remont zlewozmywaka w kuchni, co jak pisałam już, nie było to moim kaprysem, a raczej przymusem, bo niebezpieczeństwo pęknięcia rury w kuchni i zalanie całego mieszania wisiało na włosku.
Tak to niestety dzieje się w wiekowej kamienicy, że rury po latach korodują, a poprzednia ekipa remontowa po prostu tego nie dopilnowała.
Najchętniej jeszcze zmieniłabym ogrzewanie w mieszkaniu na takie panelowe, ale niestety na taki remont, jakby nie było cudzego mieszkania, to mnie nie stać.
Więc nie narzekam, dobrze jest, jak jest, w końcu te zimy na szczęście nie są okropnie mroźne, no chyba, że ktoś uparcie pozostawia otwarte drzwi na oścież, zarówno na ulicę, jak i na podwórko, wtedy u mnie w mieszkaniu umieszczonym na parterze przecież, robi się przewiew i związana z tym lodownia, więc pędzę szybko te drzwi zamykać i czekam, kiedy mieszkanie nieco się ogrzeje, czasami są z tym kłopoty, bo grzeją tylko 2 razy dziennie i muszę czekać aż do nocy, gdy piec elektryczny się troszkę rozgrzeje.
Przynajmniej tu u Magdy jest cieplutko i nie muszę spać w skarpetkach, jak w domu.
No ale na szczęście mam ten kocyk elektryczny, którym rozgrzewam sobie pościel przed pójściem spać i wskakuję wtedy do ciepłego łóżeczka.
A teraz znów wracam do swojego chłodnego raczej mieszkanka, zwłaszcza, gdy temperatury na zewnątrz oscylują poniżej zera, ale nic to, włączę silniejsze ogrzewanie na te chłodniejsze noce, przynajmniej w pokoju i będę czekała do wiosny, wszak ona już całkiem niedługo ma nadejść.
Tak więc widzicie, znów jestem pełna optymizmu i niecierpliwie czekam do późnego popołudnia, co z tego mojego dzisiejszego optymizmu wyniknie.
Pan Wojtek zapowiedział się między godziną 16 – 18 i mam nadzieję, że tym razem już nic mu w paradę nie wejdzie.
Mamy razem autkiem wrócić na Szymanowskiego i……… celowo nie posyłał mi już zdjęcia całej nowej, wykończonej łazienki, bo mam dopiero na miejscu oniemieć z zachwytu, tylko już zapowiedziałam panu Wojtkowi, żeby stał w pobliżu, gdy będę mdlała z wrażenia, ktoś mnie przecież musi wtedy chwycić, bym nie upadła i sobie głowy nie rozbiła.
Będzie dobrze, a nawet świetnie, czuję to przez skórę.
Już prawie cała Rodzina i sporo znajomych osób dopytuje się, kiedy ujawnię zdjęcia z tej mojej nowej łazieneczki.
Oczywiście, mam nadzieję, że już jutro wieczorem pokażę ją najpierw na Facebooku, a w poniedziałek rano zamieszczę zdjęcie tu, w moim blogu.
Gdy oblewa się nowe mieszkanie, nazywa się to parapetówka, a jak nazwać oblewanie nowej łazienki? chyba łazienkówka?
No to zapraszam wszystkich chętnych na łazienkówkę, trunki już czekają!!!!
Chociaż……..wiadomość z ostatniej chwili: wynikły jakieś perturbacje z rurą gazową w łazience, trzeba było znów usunąć płytki, znaleźć miejsce nieszczelności rury gazowej, zabezpieczyć i na nowo kłaść te zdjęte płytki, co znów przedłuża czas mojego powrotu.
Czyżbym dzisiaj jednak miała nie pojechać do Krakowa?
Co za licho mieszkało w tej łazience, że tak wszystko na opak idzie z tym remontem???????? Ale na całe szczęście pan Wojtek jest taki dokładny i staranny, że na żadna fuszerkę sobie nie pozwala. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik.
Mam nadzieję, że do wieczora pan Wojtek upora się z tymi kłopotami i uda mi się jednak dzisiaj do domu wrócić, chociażby po to, by podziwiać łazienkę, a kąpać najwyżej będę się mogła ewentualnie jutro.
Najwyżej ogłoszę DZIEŃ BRUDASA :- )
Kłopoty, kłopoty, ale jakie smutne, a przede wszystkim nudne byłoby to życie, gdyby nic się ciekawego nie działo.
Zawsze są jakieś atrakcje życia.
No dobra, resztę łazienkowych sensacji zamieszczę jutro.
Dzisiaj cieszę się niedzielą i ….oczekiwaniem na Godota.
Też życzę wszystkim miłych niespodzianek niedzielnego dnia, może nie koniecznie podobnych do moich, ale wesołych i pełnych uśmiechów.

a sobota……….

……….nawet dosyć słoneczna wstała, tylko, że mróz rano pola ściska.
Ale potem będzie już chyba lepiej, trochę cieplej.
Od rana w domu Magdy poruszenie, bo Jasiek na ferie wyjeżdża i w związku z tym spory rozgardiasz od rana w domu trwa.
Jasiek tańczy w hiphopowym zespole tanecznym, który już odniósł kilka wspaniałych rezultatów.
Raz w tygodniu Jasiek jeździ na tańce do swojego zespołu, a dwa razy w roku jadą oni na taki tygodniowy trening do Murzasichle, koło Zakopanego i tam trenują prawie cale dnie, z przerwami na posiłek i na nocny odpoczynek. Z tego, o opowiadał mi Jasiek, będą praktycznie mieli zajęty cały dzień, ale i jemu i jego koleżankom i kolegom z zespołu wcale to nie przeszkadza, wręcz się cieszą, że tyle czasu mogą poświęcić temu, co lubią,
No i przy okazji będą teraz mogli sobie już przygotowywać nowy program na następne zawody taneczne.
Myślałam, że teraz, gdy Jasiek zaczął już naukę w liceum, nie znajdzie on dodatkowego czasu na inne zajęcia, ale jednak nie, mimo, że prócz tańców chodzi raz w tygodniu jeszcze na piłkarskie treningi w modlnickim klubie piłkarskim, która rozgrywała już z powodzeniem wiele meczy piłkarskich, w których i nasz Jasiu bramki strzelał, oczywiście przeciwnikom, a nie samobóje, to jednak trzeba przyznać, że Jaś sporo czasu poświęca i na naukę, co widać po jego bardzo dobrych wynikach w szkole.
Dzielny chłopak z tego Jasia, a tak wydawałoby się, że jeszcze niedawno był dzieckiem, a tu prawdziwy przystojniak z niego wyrósł, ( ciasteczko teraz na takich młodzianów się mówi), mają się z kogo Magda z Jackiem cieszyć.
No tak, dziewczyny, czyli Kamila i Ola już poszły w świat, wyfrunęły z domowego gniazdka, Kamila już po studiach, mieszka i pracuje we Wrocławiu , Oliwia studiuje w Anglii na Uniwersytecie w Leicester, tak więc w domu tylko jeden rodzynek Jaś pozostał, z którego, jak widać, też kiedyś będą mieli wielką pociechę.
No jeszcze muszę wspomnieć o wielkiej namiętności i Magdy i Jacka – suni Abrze, która jest z rasy posokowców, bardzo śliczna i mądra sunia, która jest niestety wielkim psotnikiem, nie dość, że namiętnie podgryza kołdry, to jeszcze podkrada jedzenie, nie można na przykład zostawić na stole kanapki i się odwrócić, bo już kanapka w pysiu Abry natychmiast ląduje, ona zaczajona tylko obserwuje i potrafi każdy moment wykorzystać.
A wydawałaby się taka potulna, ale psem Czekiem i kotkiem rządzi niepodzielnie, jak coś jest nie po myśli Abrusi, drze na nich pysk i to tak doniośle, że domownikom głowa pęka.
Ale i tak ją wszyscy w domu bardzo kochają i nie wyobrażają sobie już życia bez niej.
Ja teraz piszę na przykład blog, a koło mnie na wersalce Abrusia smacznie chrapie i to tak głośno, jakby całą noc nie spała, tyko pilnowała domu i teraz musiała służbę odsypiać.
Taka jest ta nasza Abrusia.

O polityce dzisiaj nie piszę, bo po co, i tak nie wiele się zmieni, bo PIS w zaparte idzie i może się to dla nich, albo da nas, Polski źle skończyć, oby ta druga wersja się nie spełniła, ta pierwsza część i owszem, niech się stanie!
A co do innej mojej sprawy, czyli co do łazienki, to jeszcze do końca nie wiadomo, kiedy sprawa dobije finału, wczoraj rozmawiałam, oczywiście telefonicznie z panem Wojtkiem i wciąż jeszcze ma tam sporo roboty, zważywszy, że ostatnie trzy dni musiał spędzić ze swoją chorą Mamą i musiał przerwać pracę u mnie, trudno, siła wyższa.
Ale żeby już nie zapeszać, nie napiszę, że dzisiaj, czy jutro jadę do domu, niech robota spokojnie tam jeszcze trwa. Tyle czasu czekałam, poczekam jeszcze te 2-3 dni i wtedy dopiero moją radość oficjalnie na blogu ogłoszę

Przyjemnej soboty wszystkim życzę, słona i radości wiele i z weekendu i z ferii.

Za oknem mróz, choć słonko świeci.
Dzisiaj nasze małopolskie dzieci rozpoczynają ferie.
Niech im się dobrze dzieje.
Ale mamy prawnicze zawirowania w Polsce.
Okazuje się, że Sąd Najwyższy,według pisowskich funkcjonariuszy nie ma prawa do ferowania wyroków, od tego jest pan minister Ziobro i funkcjonariuszka TK, naczelna kucharka Jarusia pani Przyłębska.
To oni powołali Neo KRS, złożony z pisowskich, spolegliwych Jarusiowi sędziów, to oni powołali haniebnym tworem pod tytułem Izba Dyscyplinarna, który może przeciwników władzy po prostu wyrzucać z pracy, mimo, że mają pełne sędziowskie uprawnieni, tylko nie zgadzają się z jawnym łamaniem Konstytucji.
Świat się kończy, zaczynamy mieć w Polsce pełny autorytaryzm, w którym wszyscy mają cicho siedzieć i potulnie wykonywać rozkazy Najwyższego, jakie by te rozkazy nie były durne a przede wszystkim dla Polski i Polaków krzywdzące.
I co najważniejsze, że takie byle jakie pisowskie ministry śmią jawnie powiedzieć, że w nosie mają wszystkie prawnicze prawdziwe autorytety prawnicze, zarówno te w Polsce, jak i w Europie i w świecie, bo oni wiedzą
n a j l e p i e j co jest dla Polski słuszne, a słuszne jest tylko to, co sobie w chorej głowie pan Kaczyński uroi, a także to, co uroją sobie jego lizusowscy poddani mu funkcjonariusze.
Inna sprawa, że chyba cała sprawa opiera się teraz o wewnętrzną walkę w obozie Pisu, bo już rozgorzała walka o miejsce po Jarusiu, który najpewniej w niedługim czasie będzie zmuszony z powodu choroby, czy innych powodów odejść w niebyt. Co najwyżej, jeżeli przeżyje swoją podobno bardzo groźną chorobę, będzie mógł z fotela kierować swoją partią, tylko nie wiadomo, czy jego następca, który już osiądzie na „tronie” będzie go chciał słuchać, a take jak długo na tym tronie się utrzyma, bo to jednak nie będzie już to samo.
To wszystko wróży szybki rozpad Pisu, ale póki co, będziemy musieli jeszcze przejść przez piekło histerycznych wybuchów prawicy i przez wiele prawnych zawirowań – można tylko teraz współczuć tym wszystkim, którzy jakąkolwiek sprawę sądową mają założoną.
Nie dajmy się zwariować, niedługo wiosna już nadejdzie, mam nadzieję, że nie tylko ta kalendarzowa, ale również i w polityce, bo ile można z ludzi wariatów robić???
Wczoraj w komentarzu Ewa napisała mi, że podoba się Jej, że jestem optymistką. Tak jest i tym optymizmem chcę dzisiaj i Was zarazić.
Jeszcze będzie dobrze i to całkiem niedługo, czuję to „w kościach”
Póki co cieszmy się pięknym, acz chłodnym piątkiem i radosnym weekendem, a tym wyjeżdżającym na ferie zimowe sporo dobrego śniegu pod deskami, uśmiechów, radości i po odpoczynku miłego powrotu do domu.

Marzenia

trzeba marzyć, trzeba śnić
rozwijać życia trzeba nić
bo marzenie, to pragnienie,
naszego życia ocieplenie.
Więc marz i w śnie i na jawie
spoglądaj na życie ciekawie
i uwierz że jutrzejszy dzień
odsunie Twe rozterki w cień

E.W.23.01.2020

Tak, ja też marzyłam, już widziałam się we wczorajszej innej rzeczywistości w moim mieszkanku, jeden telefon od pana Wojtka wszystko zmienił, no może nie do końca zmienił, ale sprolongował mój powrót do domu do…..
Nie, nie będę podawała następnego terminu, bo znów coś zapeszę?
Cierpliwość jest pozytywną cechą, zresztą miałam takie przeczucie, że ta środa „nie wypali” – niestety z takim przeczuciem wczoraj rano się obudziłam i chociaż chciałam zaklinać na siłę to moje radosne wydarzenie, niestety ono się nie spełniło.
A ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem czarownicą, że znam przyszłość.
To prawda,wiele się takich moich przeczuć spełniło, więc dodam tu jeszcze jedno, które wiem na pewno, nie wiem skąd wiem, ale jestem o tym święcie przekonana, że koniec rządów dobrej zmiany już jest bliski.
To jeszcze kwestia kilku tygodni, miesięcy, może roku, ale wtedy, gdy ktoś zaglądnie na mój blog pisany w dniu 23.01.2020 przekona się, że miałam rację.
Bo to, co się ostatnio w polskiej polityce dzieje, nikomu rozsądnie myślącemu człowiekowi nie mieści się po prostu w głowie.
Z jednej strony nad wyraz arogancki rząd, któremu nawet nie zależy jakichkolwiek pozorów utrzymywać, który świadomie idzie na zwarcie z Unią, który uwaąa siebie za najmądrzejszych polityków, co w sumie w coraz szybszym tempie doprowadza Polskę na krawędź niebezpieczeństwa, a z drugiej strony, przyznajmy się szczerze, mamy do czynienia z niezbyt zdecydowaną i niezbyt udolną opozycją, która może chce nawet doprowadzić do zmian, ale niestety opozycja więcej gada niż robi i nie przynosi to żadnych rezultatów.
A co mogłaby opozycja zmieniać: przede wszystkim uświadamiać Polaków, do czego obecna polityka nasz kraj doprowadza, pokazywać wszystkie oszustwa „dobrej zmiany”, spróbować zjednoczyć Polaków i namówić do wspólnej walki z tymi, którzy Polskę niszczą, przecież tych ludzi przeciwnych obecnej władzy jest w Polsce więcej.
Nikt tego za nas nie zrobi, Unia nie do końca może ingerować w niektóre poczynania rządu, ale przynajmniej pokazuje nam, gdzie błądzimy i w jaki sposób z tego politycznego impasu możemy wyjść.
To my musimy się zintegrować i skutecznie przeprowadzić Polskę znów na drogę demokracji. Nie będzie to wcale łatwe zadanie, ale skoro kiedyś udało nam się zwalczyć komunizm, który też wydawał się nie do pokonania, dlaczego nie moglibyśmy dać sobie rady z Kaczyzmem, bo tak niestety trzeba nazwać ten wrogi Polsce polityczny gniot, który już zresztą pomalutku traci siłę, jaką jeszcze niedawno posiadał.
Oni teraz działają na zasadzie wściekłego psa, który atakuje, warczy i szczerzy kły, które są co raz bardziej tępe, o czym świadczą ostatnie wystąpienia ich prominentów, przeprowadzających coraz bardziej niezgodnie z prawem i na siłę nowe ustawy, a przede wszystkim denerwuje ich buta, pewność siebie i pycha, chociażby we wczorajszej Komisji dotyczącej odrzucenia ustawy kagańcowej (dzisiaj Pis i jego poplecznicy odrzucą senackie veto w tej sprawie), czy ostatnie wystąpienia wrzeszczącego Dudy, który na pewno tę ustawę podpisze.

A u nas w Modlnicy – zima na całego, na ścieżkach i drogach, trawnikach, a do pracy daleko i………ślisko. Tyle, tylko że właśnie słonko wyszło, będie dobrze !
Ale mogłaby ta zima iść sobie już precz!!!!!!
Ja marzę, znów marzę, już o wiośnie
Czyli cały mój dzisiejszy wpis to jedno wielkie marzenie, a może nie jedno???
Miłego czwartku

Uleczko dla Ciebie

No i nareszcie przyszła ta wypatrywana, upragniona przeze mnie środa
No i sprawa oczywista, że clou tego dnia jest Uleczka i róże dla Niej, nie może być inaczej, bo wtedy środa straciłaby swój urok, swoje znaczenie.
A ponieważ wstał pogodny dzionek, więc bardzo serdeczne pozdrowienia do Poznania posyłam, buziaczki też, no może i trochę słonecznych promyków…….
Uleczku, to już czwarta środa w tym roku 2020, ale tyle jeszcze ich do końca roku pozostało, postaram się żadnej środy nie przegapić 🙂
Zresztą styczeń już pomału mija, idzie luty, trzeba będzie chyba podkuć buty, bo wczorajszy dzień był bardo zimny, mimo, że śniegu wcale nie było, ale za to był wręcz lodowaty i przejmujący wiatr, no, ale przecież zima wciąż trwa.
Ale nie będę ukrywała, że moje myśli w inną stronę są dzisiaj skierowane.
Mam nadzieję, że nic się nie zmieniło i jednak pan Wojtek po mnie dzisiaj przyjedzie.
Byłabym bardo zawiedziona, gdyby było inaczej, ale mówi się wtedy trudno, jeszcze trochę Madzia i Jej Rodzinka będą musiały w takim przypadku ze mną się pomęczyć. Ale 17 dni ze mną jakoś wytrzymali, więc….
No nie, muszę powiedzieć, że bardzo jestem Magdzie wdzięczna, że zaproponowała mi takie wyjście, bym podczas remontu u nich zamieszkała.
Oszczędziło mi to wiele kłopotów, które musiałabym przechodzić w remontowanym mieszkaniu: kurz, pył, huk no i niemożność korzystania z łazienki. Zdaję sobie sprawę, że moja obecność tutaj była nieco kłopotów dla domowników, każdy lubi być swobodny w swoim domu, a nawet najbardziej kochany gość po dłuższym czasie staje się kłopotliwy.
Dlatego doceniam gościnę w Ich domu i każdemu domownikowi serdecznie dziękuję.
Było miło, ale nareszcie i dla Nich i dla mnie się skończyło, chyba skończyło.
Za oknem trochę słonka, spory zimny wiatr – wszak mamy wciąż styczeń.
A ja czekam na wieczór i na powrót do domku.
Wiadomość z ostatniej chwili: niestety, dzisiaj nie pojadę na Szymanowskiego, z powodu pewnych perturbacji remontowych muszę przełożyć wyjazd na sobotę, mam nadzieję, że t o ostateczny termin?
Jednak moje przeczucie zadziałało….wiedziałam, że środa nie zadziała.
Mówi się trudno i…kąpie się nadal w Madzinym brodziku
Ale nie popadam w żadne żale i pretensje świat idzie naprzód i ja wraz z nim.
Grunt, że zapowiada się naprawdę ładna środa, wszystkiego dobrego na cały dzień Wszystkim życzę