jeszcze wciąż mamy 2019 rok

Cieszmy się nim, bo nie wiadomo, co ten Nowy 2020 nam przyniesie?
Na pewno będziemy starsi o cały rok.
Czy mnie to martwi? Może trochę, bo szóstka na początku mojego wieku w siódemkę się przemieni, ale podobno liczba siedem jest liczbą szczęśliwą, a więc…….
A tak na serio, jestem nieco przerażona tą nadchodzącą noworoczną przyszłością, bo jak na razie prognozy są nie najlepsze, a ostatnie poczynania Putina, który oskarżył Polskę o udział w rozpętaniu drugiej wojny światowej, bardzo mnie poraża. To nie są już niestety przelewki, sprawa zaczyna być dla Polski całkiem groźna i…. co gorsze, jakoś tak dziwnie przypominająca sytuację Polski tuż przed wybuchem II wojny światowej.
Też, podobnie jak wtedy, zaczynamy być osamotnieni i to na swoje własne życzenie.
Ale przecież o to Putinowi cały czas chodzi, poróżnić do końca między sobą Polaków i odsunąć ją od ewentualnych przyjaciół, osamotniona Polska będzie łatwiejszym dla niego łupem.
Może dzisiejszy dzień nie powinien być tematem takich rozważań, ale… po prostu piszę to, co czuję, czyli po prostu zaczęłam się bać.
Pal licho ja, już troszkę przeżyłam, troszkę świata zobaczyłam, chociaż jeszcze wcale nie uśmiecha mi się z życiem rozstawać, jeszcze chcę się chociaż trochę tą siódemką z mojego wieku nacieszyć, ale żal mi tego młodszego, a nawet najmłodszego pokolenia.
Na przykład Zeldka, taka wesoła, szczęśliwa dziewczynka, w imię czego miałaby się tego złego życia doczekać? Nie daj Panie Boże, by dopadły ją wojenne tragedie 😦
Mamy pewne zobowiązania wobec naszych dzieci, naszych wnuków i dlatego musimy być bardzo ostrożni w podejmowaniu niektórych decyzji, zwłaszcza tych politycznych, bo one jednak będą miały bardzo duży wpływ na dalsze losy naszej Polski i przyszłych jej pokoleń.
Może uda nam się zamknąć na klucz politycznie zły 2019 rok, przekręcić kilkukrotnie zamek, a kluczyk wyrzucić het daleko za siebie?????
Tego właśnie życzę sobie i wszystkim rozsądnie myślącym Polakom, bo niektórych, tych z pisowskim sposobem myślenia, mimo wszystko nie uda mi się przekonać, że sami sobie na złość robią.
Oni są jak to małe, jeszcze głupiutkie dziecko, któremu mówi się, nie wkładaj palca do ognia, bo się sparzysz, ale ono i tak nie wierzy, musi się sparzyć, żeby potem głośno wyrażać swoją dezaprobatę dla bólu.

A na razie mamy całkiem miły słoneczny poranek, słonko od rana wesoło sobie świeci, zupełnie, jakby nie był to ostatni już dzień roku, śniegu nawet śladu nie widać i dobrze jest.
Myślałam, że samotnie spędzę tego Sylwestra, ale nie, okazuje się, że będę miała sylwestrowe towarzystwo w postaci Pepy, wszyscy domownicy ze Smoleńsk idą balować, a sunia nie może przecież sama w pustym mieszkaniu pozostać na tak długi czas. Jak to dobrze, że jest taka Ciocia Ewa!!!!
Trochę się boję, jak Pepa będzie reagowała na ewentualne sylwestrowe wystrzały, ale Zojka zapewniła mnie, że Pepa się wybuchów nie boi, zobaczymy, jakby co, pod głośnię telewizor na full.
Zawsze jednak dla suni to lepsze, niż samotność.
A ja się cieszę, bo bardzo za Pepką się stęskniłam, a może spotkamy popołudniu na spacerze Lolę?
Ale byłaby heca, zawsze chciałam, by obie suni, które lubię, się poznały.
Tylko czy one by się polubiły? nie były zazdrosne o moją miłość??

Życzę wszystkim wybierającym się na dzisiejszy sylwestrowy bal wspaniałej zabawy i wprost szampańskiego humoru, a tym pozostającym przed telewizorem, miłych ostatnich godzin Starego Roku i nadziei na jeszcze lepszy Nowy Rok.
A ja na pewno będę dzisiaj oglądała…nie, nie Martyniuka i spółkę Kurskiego, ale specjalne wydanie Szkła Kontaktowego, który będzie prowadzony z Teatru 6 piętro.
Na pewno będzie przednia zabawa !!!!!!!

DO SIEGO ROKU !!!!!!.

Rodzinne imprezowanie już za nami

Trzeba przyznać, że Magda i Jacek bardzo pięknie przygotowali wczoraj to nasze kolejne rodzinne spotkanie z Andym i z Judy.
Atmosfera była naprawdę bardzo podniosła, ale rodzinna i bardzo ciepła i mam nadzieję, że nasi Kuzyni spędzili naprawdę bardzo przyjemny ostatni ich dzień pobytu w Polsce.
Dom rozjaśniony pięknymi lampkami i świecącą się choinką, w tle spokojna ,muzyka, która nie przeszkadzała w licznych rozmowach, no i bardzo smacznie zastawiony, kolorowy stół przekąsek i stół główny, na którym królowały krewetki i łososie.
Muszę tu koniecznie jeszcze wspomnieć o przepysznym pierniku, który upieczony był w iście staropolskim obyczaju przez Basię. Ciasto na piernik najpierw przez 6 tygodni leżakowało w lodówce, potem, tuż przed świętami Basia go upiekła i po krótkim jego odpoczynku odpowiednio przełożyła, jak staropolska tradycja każe, prawdziwymi powidłami, a na koniec został on pokryty polewą, na której lśniły niebiesko – białe świąteczne małe gwiazdki.
Wszystkie potrawy, w tym i ten pieczony w piekarniku łosoś były wspaniałe, rozpływały się wprost w ustach, ale ten staropolski piernik jednak musiałam wyróżnić, aby chociaż tu na blogu wynagrodzić tę niebywałą staranność naszej Basi Kochanej – cukierniczy majstersztyk, dziękuję Ci Basiu, to było niebo w gębie, ale i gęba w niebie.
Prawdą jest, że Magda i Jacek naprawdę bardzo starannie i sumiennie przygotowali się do przyjęcia gości, a było ich kilku, bo prócz Kuzynów z USA, była Basia z Rodziną, był Staś i Ksawery z Dianą i z małą Zeldą, o mnie i o domownikach, czyli Jacku, Magdzie, Oliwi i Jasiu nie trzeba chyba wspominać.
Na całe szczęście młoda generacja, czyli Jaś i przede wszystkim Oliwia, która obecnie studiuje w Anglii, ale także i Matylda nie miała żadnych kłopotów w porozumiewaniu się z naszymi gośćmi, co szczególnie spodobało się Judy, która wesoło z młodzieżą sobie gaworzyła, ale również i spodobało się to i Andiemu. Nie można powiedzieć, Basia, Jacek i ja też próbowaliśmy z nimi rozmawiać, najlepiej wychodziło to jednak Basi, chociaż i Magda, która zna angielski nieco słabiej, również w dyskusjach brała udział.
Jednym słowem, to było bardzo miłe, rodzinne niedzielne popołudnie, tym milsze, że odbyło się w tak kameralnym, ale wręcz doborowym towarzystwie.
Oczywiście dostałam od Kuzynów prezent, a jakże, prócz ślicznego szala dostałam bardzo rozczulający prezent w postaci albumu poświęconego Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II i………. co było najbardziej wzruszające, z dedykacją dla Ewy od Jurka i Juty niestety już nieobecnych wśród nas, nieżyjące już Wujostwo rękami Andiego i Judy raz jeszcze dało mi ten ostatni prezent, ich ulubiony album. No i jak mogłam nie otrzeć wtedy łzy z oka?????
Spotkanie nie trwało bardzo długo, bo Kuzyni musieli wracać do hotelu, by przygotować się do dzisiejszej powrotnej podróży, ale na pewno na długo pozostanie nie tylko w ich, ale i naszych sercach.
Dziękuję Magdusiu i Jacku za tak pięknie spędzony u Was rodzinny czas.

Dzisiaj rozpoczynamy nowy tydzień, który jest szczególny, bo przełomowy, wszak tylko jeszcze dzisiaj i jutro trwać będzie Stary Rok, mam nadzieję, że ten Nowy Rok też będzie dla mojej Rodziny taki pomyślny.
Na noworoczne życzenia w moim blogu jeszcze przyjdzie czas, zresztą Ci, którzy mnie znają na pewno już wiedzą, czego Im życzyć będę.
Na razie życzę miłego poniedziałku, ciągle jeszcze bardzo chłodnego, chociaż…. nie wiem, prognozy pogody są różne, nieco się wykluczające, ale sami zobaczymy, co nam ten tydzień przyniesie, oby same słoneczne i pogodne dni.

Ostatnia niedziela roku 2019

No to uczczę ją przepiękną różą i dla mojej Uleczki, chociaż to nie środa i dla Was Wszystkich Kochani moi blogowicze , aby Wam w tym szarym dniu było przyjemnie i radośnie, bo pogoda wyraźnie nas nie rozpieszcza, ani to zima, ani to jesień……
Dla mnie znów zapowiada się ta niedziela rodzinnie, znów jadę do Modlnicy, bo tam dzisiaj przyjeżdża mój Kuzyn Andy z żoną Judy i bardzo prosił, aby mi przekazać, że bardzo chce się tam również i ze mną spotkać.
Cóż, muszę jechać, chociaż przyznam się, że tą zimną niedzielę najchętniej spędziłabym w ciepłym łóżeczku, bo i brzuszek jeszcze nie za bardzo doleczony do końca i od czasu do czasu sobie kicham……… ale rodzinne obowiązki są najważniejsze, bo przecież najważniejsza w życiu jest Rodzina, na pewno dla mnie tak. A zresztą kto wie, kiedy i czy jeszcze w ogóle kiedyś znów się z Andym spotkam????? życie różne „figle” płata.
A ponieważ to już ostatnia niedziela w tym roku robię w sumieniu takie małe jego podsumowanie.
Nie był to w sumie taki najgorszy rok, nie spotkało mnie wiele nieprzyjemnych dni, chociaż takie się też zdarzały, ale ogólnie nie mogę narzekać.
Poznałam przecież wspaniałych nowych kilku ludzi, poznałam pana Waldemara i jego bardzo kochaną buldożkę Lolę i chociaż spory czas ich nie widziałam, mam nadzieję, że już niedługo, na wiosnę znów będziemy w moim ukochanym Parku się spotykać.
No własnie, a propo’s Park – był przez moment taki malutki plan, o którym dwa dni temu wspominałam, dotyczył mojej ewentualnej przeprowadzce, niestety wtedy musiałabym się z moim Parkiem pożegnać, no chyba, żebym specjalnie do niego przyjeżdżała, ale to już nie to samo, ale plan, jak to plan, najczęściej spala się na panewce i tak się właśnie stało.
Może to i lepiej? Przecież ja ten Park po prostu kocham.
To moje obecne mieszkanie jest całkiem fajne, no może trochę mój pokój jest dosyć ciemny, bo jest na parterze i drzewa zasłaniają światło, ale z tym można sobie jakoś poradzić, podobnie jak i z zimnem, który jest czasami bardzo dokuczliwe, znów ten parter w ociepleniu mieszkania przeszkadza, no i nie licząc spore koszty, które niestety przy jego ogrzewaniu muszę ponosić. Ale to jest kwestia tylko połowy roku, to drugie pół roku jest już zdecydowanie lepsze, więcej słonka, bardzo jasna kuchnia no i nie muszę ogrzewać mieszkania, ba, w lecie nawet nie bardzo muszę go ochładzać, w tym roku tylko kilka dni miałam wentylatorek puszczony.
Problemem jest tylko ta moja nieszczęsna łazienka, ale…. przecież już za kilka dni przyjdzie pan Wojtek i wszystko zmieni, będę miała bardzo elegancką i przede wszystkim bardzo wygodną i bezpieczną łazienkę, nie będę się już musiała bać przy wchodzeniu do tego wysokiego brodzika i także bać się, że podłoga w nim całkowicie się już zawali.
Jeszcze poczekajmy – cierpliwości Ewusiu !
Czyli wszystko wielkimi krokami idzie ku lepszemu.
Żeby jeszcze sytuacja polityczna w Polsce w Nowym Roku się zmieniła……. czasami wątpię, bo widząc zawziętość obecnie panujących i niestety głupotę wielu Polaków, którzy nadal im przyklaskują, tracę na chwilę nadzieję, ale przecież nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej, oby nie, wszystko kiedyś musi się zmienić, zło musi być opanowane i już są tego nieśmiałe jeszcze pierwsze symptomy.
No to głowa do góry, Nowy Rok przyniesie nam mnóstwo pozytywnych zmian i nadziei na lepsze jutro zarówno w Polsce, w świecie jak i w każdym domu, w każdej Rodzinie, w co wierzę, chociaż przyznam, że zapowiadane podwyżki cen nieco mnie martwią.
Ale na zmartwienia będę miała cały następny rok.
Póki co, cieszę się niedzielą, Rodziną i tym, że moje zdrowie nieco już się poprawia, a co tam jakieś kichanie od czasu do czasu, podobno też kicha się na zdrowie, przecież tak każdy życzy, gdy ktoś kichnie, prawda?
Milutkiej niedzieli i wspaniałych przygotowań do Sylwestrowych szaleństw.
Własnie przed chwilą w TVN pokazywali wypożyczalnię sukien sylwestrowych, można tam sobie za jakaś przyzwoitą sumę wypożyczyć szałową kreację na ten ważny ostatni w roku bal, potem, po kilku dni tylko trzeba ją z powrotem do wypożyczalni dostarczyć, nawet nie trzeba jej prać, wszystko zrobią za Ciebie. Klient płaci – klient wymaga – wypożyczalnia ponosi konsekwencje 🙂
Nie wiem, gdzie jest ta wypożyczalnia, bo nie dosłyszałam dokładnie, ale przecież i tak nie jestem nią zainteresowana, ja na bal sylwestrowy i tak się nie wybieram, moja domowa kreacja całkowicie mi wystarczy.
No to jeszcze raz : miłego niedzielnego odpoczynku.

po staremu, czyli znów na własnych śmieciach

Nie bili, nie głodzili, a nawet powiedziałabym, że wręcz przeciwnie, jedzenia było w bród, a może i nawet trochę więcej, co mój łakomy brzuszek dość boleśnie odczuł, ale jednak co we własnym domku, jest niezastąpione.
Mam święty spokój, idę spać kiedy chcę, w nocy mogę do woli urzędować i spacerować po całym mieszkaniu, nie patrząc, że kogoś budzę, jeść co i kiedy chcę, a wszystkie inne odgłosy zapewnia mi telewizja, którą mogę do woli oglądać i to programy, które ja lubię
Ale święta mają swoje prawa, więc musiałam je rodzinnie spędzać i wcale nie żałuję, bo zarówno u Magdy jak i w domu Macka czułam się prawie jak we własnym domu, oczywiście z maleńkim marginesem obostrzeń, o których wspominałam chwilkę temu.
Wczoraj Darka i Oliwia odwiozły mnie do domu, tak więc powrót był w doborowym towarzystwie.
Po drodze wstąpiliśmy jeszcze do Galerii Krakowskiej i nareszcie dorobiłam dodatkowe klucze do domu, muszę dać je panu Wojtkowi, żeby mógł się łatwo do mojego mieszkania dostać, gdy mnie nie będzie podczas remontu, a jedne klucze dałam Magdzie, drugie Maćkowi, tak na wszelki wypadek, gdyby mi się cokolwiek stało, nie będą musieli wyłamywać drzwi, żeby się dostać do środka i mnie jakby co ratować.
Tak po prawdzie Galeria Bronowicka działa już 6 lat, ale ja dopiero po raz pierwszy ją odwiedziłam, zawsze było mi nie po drodze, chociaż jadąc do Modlnicy koło niej przejeżdżałam.
Galeria, jak Galeria, ogromna, można stracić w niej sporo czasu i….sporo pieniędzy, szybko tam nie pojadę.
Przy okazji zrobiłam sobie w Auchan małe zakupy na sobotę i na niedzielę, dokupiłam płyn do prania i płyn do płukania tkanin no i wróciłam cała szczęśliwa do siebie i zabrałam się za rozpakowywanie i za pranie .
I tak mi minęło wczorajsze popołudnie i wieczór, a w nocy nareszcie porządnie na własnym tapczaniku się wyspałam, Było tak cieplutko i milutko, że nawet nie chciało mi się rano wstawać, tym bardziej, że za oknem królowała mgława szarówka. Na szczęście nie muszę dzisiaj nigdzie z domu wychodzić, dobrze, że te sprawunki wczoraj sobie załatwiłam.
Dzisiejszy dzionek spędzę na oglądaniu Netflixu, dokończę oglądać swój serial Good Witch, a w planie mam oglądnąć jeszcze film „Dwóch papieży” w doborowej obsadzie Anthony Hopkins i Jonathan Pryce , którzy wcielają się w Papieża Benedykta XVI i Papieża Franciszka, na pewno będzie ten film bardzo ciekawy, warty obejrzenia.
A wieczorem dzisiaj na TVP 2 najpewniej obejrzę finał The Voice Senior. Co prawda nie oglądałam wszystkich odcinków tego programu, ale te. które widziałam rzeczywiście obfitowały w dosyć dobre, a nawet i bardzo dobre występy – człowiek starszy też może byc obdarzony całkiem dobrym głosem i też potrafi sprzedać swoje talenty, dlatego jestem bardzo ciekawa tego finału, bo w nim wystąpią najlepsi z najlepszych, w tym i mój faworyt, niestety nie pamiętam jego nazwiska, ale piosenka Wodeckiego w jego wykonaniu była naprawdę wspaniale pokazana, trzymam za niego kciuki.
Jednym słowem, zapowiada mi się wspaniała sobota, co prawda solo, bez towarzystwa, ale ja wcale we własnym towarzystwie się nie nudzę.
Miłego dnia

poświąteczne remanenty, czyli nowe pomysły

tak sobie siedzę i myślę (razem z Magdą) i nowe całkiem fajne pomysły do głowy mojej przychodzą, ale……czy to się uda???
Na razie nie zapeszajmy, to i tak nie zależy ode mnie, ale od rozwoju sytuacji.
W każdym bądź razie pomysł padł, a jaki, to napiszę, albo i nie napiszę w najbliższym czasie, to zależy, co wyjdzie z tego pomysłu. , ale akurat mi się on podoba.
Na razie leczę swój brzuszek po świątecznym obżarstwie (nazywajmy rzeczy po imieniu), czyli dieta na najbliższe dni zostanie wdrożona
Wczoraj byłam na rodzinnym obiadku u Eli i Maćka, potem jeszcze doszli inni goście, tak więc wizyta przeciągnęła się do późnych godzin wieczornych. Ale było bardzo miło i…smacznie.

Dzisiaj niestety czas świąteczny już poza nami, a za oknem….zaczął padać śnieg.
Czyli mamy białe poświąteczne Boże Narodzenie, przynajmniej w Krakowie, bo w Zakopanem napadało śniegu już wcześniej i tam mieli prawdziwe zimowe święta.
Coś nie udaje mi się ten dzisiejszy wpis, co chwilę cały napisany tekst mi znika, czyżby cenzura działała, bo gdy tylko cokolwiek napiszę o pewnej partii, cały zapis znika i nie mogę go odtworzyć.
Cóż, widać to znak, że mam nie pisać o polityce, zresztą znów napisał mi ktoś dziwne komentarze, po co ludzie czytają ten mój blog, skoro im się moje poglądy nie podobają?
Ja nie wchodzę na przykład na prawicowe tygodniki i prawicowe strony i nie wyzywam się na tych inaczej myślących niż ja, mają do tego prawo.
Na razie jestem ciągle w Modlnicy, ale już się zbieram do powrotu do domu.
Wszędzie dobrze, przede wszystkim w tak gościnnym Magdy i Jacka domu, ale w swoi własnym najlepiej, zwłaszcza, gdy trzeba bez przerwy z łazienki korzystać 🙂
Miłego piątku i dobrej nadziei na Nowy Rok

Wesołego Drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia

Jak tradycja mówi , święto, czy nie święto, blog musi napisany być, nie ma zmiłuj się.
Ale dzisiaj też będzie świątecznie, czyli niepolitycznie.
Chociaż znów musiałam jakiegoś pisiego nadgorliwca na moim blogu zablokować, bo wyrzucał mi tu stalinowskie korzenie, czym mnie zdecydowanie obraził.
Co jak co, ale na pewno daleka jestem, ja i moja rodzina zresztą też, od stalinowskich poglądów na życie, zresztą niektóry uważają, że skoro nie popieram jeden słusznej partii, jestem wrogiem Polski o podejrzanych wschodnio rosyjskich poglądach.
Na pewno jest odwrotnie, uważam, że to właśnie Pis pcha nas w objęcia Putina, zastanawiam się tylko, czy bardziej świadomie, czy raczej z politycznej głupoty.
I to tyle o polityce.

Wczorajszy dzień rozpoczęliśmy bardzo miło rodzinnym śniadaniem.
Prócz Gospodarzy, czyli Magdy i Jacka były jeszcze wszystkie dzieci Magdy, czyli Kamila z Shiranem, Oliwia i Jasiek, byli też rodzice Jacka, no i ja.
Wczesnym popołudniem Kamila i Shiran wrócili do Wrocławia, bo akurat wieczorem mieli zaplanowana wycieczkę w ciepłe kraje – fajnie, u nas zima, a w Egipcie Kamila pławi się w słonku i pływa w Morzu Czerwonym, tylko pozazdrościć takich nietypowych Świąt.
Popołudniu byliśmy zaproszeni do siostry Jacka – Agi, domownicy poszli, a ja nie za najlepiej się czułam, więc ze zwierzyńcem pozostałam w domu Magdy.
A dzisiaj idę z wizyta do Maćka i Eli i. …będzie już po świętach.
Jeszcze w niedzielę czeka mnie rodzinne spotkanie znów u Magdy w domu z naszym Kuzynem Andym, a potem już Sylwester, Nowy Rok, a w Trzech Króli wizyta pana Wojtka, który zacznie sprowadzać już swoje klamoty potrzebne do remontu.
No i wtedy się dopiero zacznie!!!!!!

Ale póki co, cieszmy się wciąż jeszcze Świętami, chociaż pogoda wyraźnie mało świąteczna, mgławo i dżdżyście, a temperatura oscyluje między 3- 5 stopni C.
Ale co tam, bylebyśmy zdrowi po tym nadmiernym ucztowaniu byli.
WESOŁEGO ŚWIĘTOWANIA

świąteczna róża

Święta to miłość, to serce i róże, które dzisiaj jak w każdą środę do Poznania dla Uleczki posyłam.
Wesołych Świąt Uleczku, pełnych tej rodzinnej miłości i spokoju, radości, że możemy przebywać wśród najbliższych i cieszyć się tym miłym czasem.
A ja oczywiście swój świąteczny czas spędzam w gościnnym domu Magdy i Jacka
Wczoraj jeszcze rano wraz z Olką przygotowywałyśmy mój tradycyjny tort kokosowy.
Okazało się bowiem, że do tego tortu przywiozłam wszystkie , no prawie wszystkie wiktuały, prócz……kokosu, który pozostał w szafce na Szymanowskiego. A trudno upiec tort kokosowy bez kokosu, więc wczoraj rano Magda musiała jechać po niego do sklepu. Na szczęście zdążyłyśmy upiec z Olą go na czas i wieczorem już był gotowy.
Ale wczoraj wieczorem było tyle różnych innych smakołyków, miejsca już w brzuszkach na tort zbrakło i spróbowaliśmy go dopiero dzisiaj rano do po śniadaniowej kawki – był wyborny.
Dostałam wczoraj całe mnóstwo fajnych prezentów świąteczno imieninowych w tym dwa szczególnie mnie ucieszyły : książka Tuska „Szczerze”, co prawda bez dedykacji autora, ale naprawdę sprawiła mi ona wielką radość, a drugi to powieść Olgi Tokarczuk: „Podróż ludzi księgi”
Dostałam też fajny likier z kubeczkami z czekolady, które można po wypiciu z niego likieru po prostu jeść – będzie czym oblewać moja nową łazienkę .
Dostałam też melaxer, wspaniale pachnące cynamonowe mydełko ( będzie ozdobą przyszłej łazienki) i czekoladki – w sam raz na odchudzanie.
Ale kto w Święta o odchudzaniu myśli?????
Szkoda tyko, że pogoda nie jest taka całkowicie świąteczna, ale gwar gościnnego domu przynosi mi wspomnienia z minionych, też bardzo radosnych Świąt Bożego Narodzenia.
Wesołych rodzinnych świąt wszystkim życzę, bo Rodzina to jednak najważniejsza rzecz, jaką człowiek w życiu posiada.
A ja śpiewam ulubioną kolędę mojego Taty „Oj malusi malusi niby rękawiczka” ……. i wspominam.

życzenia

Gdy w tę szczególną grudniową noc
gwiazdka zaświeci na niebie,
gdy Bóg okaże znów swoją moc
z życzeniami przychodzę do Ciebie.
Ciesz się wraz ze mną wesołą nowiną,
bo jak głosi z Betlejem wieść
wraz z narodzoną Bożą Dzieciną
radość i nadzieję pragnie nam On nieść.
Niech szczęścia głos zabrzmi dziś w każdym domu,
nadzieja na lepszy dla Polski i świata czas,
niech miłości jak chleba nie braknie nikomu
a wiara w lepsze jutro pozostanie w nas.

E.W. Wigilia 2019

rodzinna niedziela

Dzisiaj nie będę się zbyt wiele rozpisywała, bo czas nagli, muszę jeszcze zrobić małe zakupy, dopakować wszystko, co mam ze sobą zabrać na święta: ciuchy, jedzonko, różne potrzebne inne przybory i jeszcze dzisiaj dojechać do Modlnicy.
Ale krótko wspomnę jeszcze o wczorajszym rodzinnym obiedzie, na którym spotkało się aż 3 pokolenia naszej rodziny. Gdyby najmłodsze, czwarte już pokolenie czyli Zelda i wnuk kuzynki Marysi mogli wczoraj dotrzeć, było by jeszcze weselej, ale i tak uważam, że rzadko się zdarza, żeby doszło do takiego kilku pokoleniowego spotkania. I co ciekawe, to młodsze pokolenie miało okazję się nie tylko spotkać, ale i w kilku przypadkach wręcz poznać, bo okazało się, że nasza rodzina już jest tak bardzo rozgałęziona, że nie wszyscy do końca do tej pory może nawet wiedzieli o swoim istnieniu?.
No i proszę, przyjechał z Minneapolis taki Wujek Andy, urządził rodzinny zjazd i młodsi kuzyni odkrywali całkiem nowych członków naszej rodziny.
Rzadkość prawda?
Ale było bardzo przyjemnie, przy pysznym jedzonku i przy winie wspominaliśmy zmarłego w zeszłym roku naszego seniora, Wujka Jurka, czyli najmłodszego brata mojego Taty, oglądaliśmy zdjęcia z każdego etapu jego życia, słuchaliśmy wspomnień Andiego o jego Tacie, niekiedy Andy przytaczał takie fakty, które dla nas były całkiem nieznane.
Potem każdy z nas dostał mikrofon do ręki i przytaczał swoje własne wspomnienie związane z Wujkiem Jurkiem. Ja też wspominałam mój pobyt w USA w 1983 roku , gdzie spędziłam z Wujostwem i z Kuzynami bardzo mile 2 miesiące.
Ale najbardziej wzruszające były dla mnie dwa momenty: pierwszy to ten, gdy odśpiewaliśmy piosenkę, która ułożyliśmy w związku z pierwszą wizytą po latach Wujka w Polsce. Pamiętam ten moment, był bardzo wzruszający, gdy Wujek, który wyjeżdżał z rodzinnego domu jako osiemnastolatek po latach spotkał się ze swoją Mamą, przyjechał wtedy do Zawoi i długo klęczał przed swoją matką, która płacząc tuliła swojego też plączącego ze wzruszenia, najmłodszego syna w swoich ramionach. Jurek był oficerem, więc jako młodzieniec dostał się niestety do niewoli, do obozu w Starobielsku, skąd udało mu się uciec, ale potem niestety dostał się do niewoli i ranny trafił do niemieckiego szpitala, gdzie poznał i pokochał swoją przyszła żonę i od tego czasu los rzucał go i jego rodzinę w różne miejsca, dopiero po wielu latach mógł odwiedzić swój rodzinny kraj.
I wtedy, podczas tej pierwszej Jego wizyty, utalentowana część naszej rodzinki ułożyła piosenkę związane z tym spotkaniem po latach, której słowa jakoś się zachowały i mogliśmy ją wczoraj raz jeszcze ze wzruszeniem i ze łzami odśpiewać.
Jurek, którego żona i dzieci władały tylko językiem angielskim i niemieckim czul się jednak zawsze Polakiem, więc nauczył ich przepięknej polskiej kolędy, która zawsze kojarzyła mu się z rodzinnym domem. I właśnie wczoraj wszyscy po polsku, wraz z Andym i z Judy odśpiewaliśmy tę śliczną kolędę „Lulajże Jezuniu”, a ja wcale nie ukrywałam łez, które płynęły z moich oczów i dusiły moje gardło.
To było dla mnie niesamowite przeżycie, taki powrót nie tylko do wspomnień o Wujku, ale także i powrót do moich dziecinnych lat.
Oczywiście rozmowy pomiędzy dawno nie widzianymi członkami rodziny były bardzo serdeczne, ale niestety nadeszła godzina 16 sta i musieliśmy już opuścić lokal, który był do tej pory własnie wynajęty.
Teraz spotkania rodzinne będą odbywały się już w mniejszych nieco grupach, ale w przyszłą niedzielę jestem zaproszona do Modlnicy, gdzie znów spotkamy się z Andym i z rodziną Basi.
A własnie a propo’s Basi: dostałam wczoraj od Niej i od Jej rodziny dwa prezenty świąteczno – imieninowe, ale Basia poprosiła mnie, bym rozpakowała je dopiero we Wigilię.
No cóż, musiałam poskromić swoją ciekawość i nierozpakowane prezenty zawiozę jutro do Modlnicy, aby je 24 grudnia znaleźć pod choinką i dopiero wtedy nimi się ucieszyć.
Przyznaję, łatwo nie było, ale prośbę trzeba było przecież uszanować.

Ale to już wszystko było wczoraj, dzisiaj zaczynamy nowy tydzień i to szczególny tydzień, świąteczny, pełen radości i rodzinnej miłości.
I chociaż atmosfera, zwłaszcza ta polityczna w Polsce jest ostatnio okropnie duszna, nie korzystna dla większości Polaków, to spróbujmy chociaż trochę się zdystansować od polityki, ona kiedyś musi wrócić przecież na właściwe tory, a nie może przecież poróżnić nas wszystkich przy świątecznym stole.
Niestety pogoda też niezbyt nam sprzyja, jest deszczowo, mgliście, nie taka, do jakiej byliśmy zawsze o tej porze roku przyzwyczajeni, do zimowych, białych Świąt.
Najważniejsze jednak, by to światło, to ciepło mimo przeciwieństw w nas pozostało, przynajmniej przez ten świąteczny czas.
Zatem miłego poniedziałku i naprawdę wspaniałego, rodzinnego tygodnia życzę.

jestem zaszczepiona

…………. i już żadna grypa mi nie zagraża 🙂
Ja to mam dobrze, nie muszę w związku z tym zabiegiem nigdzie chodzić, to szczepionka przyszła do mnie.
I co najważniejsze, wcale mnie wiele nie kosztowała, ot tylko tyle, co herbata z cytryną, kawa i kawałek piernika.
Czemu akurat piernika?
Bo tak jakoś mi się skojarzyło, że piernik jest najlepszym ciastem na ten przedświąteczny czas.
Oczywiście nie muszę dodawać, że wcale sama go nie piekłam (od czego są całkiem dobre kupne ciasta), chociaż Rodzinka, która mnie wczoraj odwiedziła w osobach Maciek, Daria, Wika i Oliwka, przez moment podejrzewała mnie o wypieki, ale tylko przez moment.
Nie, nie będę się bawiła w pieczenie, nawet tort kokosowy, który tradycyjnie na moje imieniny zrobię, upiekę razem z Oliwką, już nie te czasy, gdy sama oddawałam się cukierniczym wyrobom, teraz pewnie by mi już tak nie wyszły jak kiedyś. Pesel już nie ten 😦
Ale oczywiście, tak na wszelki wypadek, dwa dni temu spytałam się Oliwki, czy mi przy pieczeniu tortu pomoże, nie chciałam stawiać ją przed faktem dokonanym, na szczęście wyraziła swój aplauz, porządna dziewczyna.
Wreszcie komuś muszę zostawić w spadku tradycję pieczenia tortu kokosowego na Święta Bożego Narodzenia. Tradycję, bo jak już kiedyś pisałam, ten tort piekło się właśnie na Święta od zawsze w naszym domu, niech więc i następne pokolenia nadal tę tradycję utrzymuje.
Inna tradycja, ale to już. taka moja prywatna, to wymiana mojej klawiatury przy komputerze dwa razy w roku. Nie mam pojęcia, czemu co pól roku literki na niej całkowicie się zamazują i nie da się już na niej więcej pisać.
Na szczęście Darka przyniosła mi nową klawiaturę i znów na pół roku mam spokój.
Chwilkę posiedzieliśmy, pogadaliśmy o tym i o tamtym, zjedli piernika (nawet był całkiem smaczny) i goście poszli do domu lepić pierogi na Wigilię, a ja mogłam sobie oglądnąć swój ulubiony serial na Netfliksie „Good Witch”, bo ku mojej wielkiej radości okazało się, że jest już nowy sezon odcinków tego serialu, rozprawiającego o losach bardzo sympatycznej rodziny, w której główna bohaterka posiada nieco nadprzyrodzone cechy. Nawet nie spodziewałam się, że w ogóle będzie nowy sezon tego serialu, dlatego wczoraj ta wiadomość bardzo mnie ucieszyła. Lubię takie cieple, rodzinne filmy i lubię tę niesamowitą czasami atmosferę z lekkim dreszczykiem i z dozą dobrego humoru.
A dzisiaj mamy niedzielę przedświąteczną, dla mnie i dla mojej Rodziny bardzo ważny dzień, bo dzisiaj mamy rodzinne spotkanie – rodzinny dinner z naszym kuzynem Andym i jego żoną Judy, którzy przyjechali na ten świąteczny czas do Polski.
Co prawda znów będę musiała „wytężać” swoją angielszczyznę (niestety Oni nie rozmawiają po polsku), ale ponieważ większa część rodziny, szczególnie ta młoda generacja, świetnie w tym języku się porozumiewają, będę na szczęście trochę na uboczu i aż tak bardzo nie będę musiała nadwyrężać swojego mózgu.
Pamiętam, że kilka lat temu, gdy spotkałam się z Andym i z Judy w Krakowie i byliśmy tylko we trojkę na obiedzie, takie spotkanie było dla mnie jednak bardzo meczące, bo musiałam cały czas utrzymywać uwagę. Pamiętam, że zaraz po tym spotkaniu pojechałam do pracy w Szpitalu Kolejowym taksówką i gdy tylko do niej wsiadłam, pierwsze moje słowa były: „jak to dobrze, że wreszcie mogę sobie z kimś porozmawiać po polsku i wszystko rozumieć co pan do mnie mówi”
Niestety, mój angielski nie jest najwyższych lotów, dlatego cieszę się, że dzisiaj będę miała wielu chętnych do rozmowy z kuzynami, będę od czasu do czasu mogła się więc wyłączać z rozmowy i myśleć o niebieskich migdałkach, a może o jednym Migdale?
Dzisiaj jest czas już przedświąteczny, więc od polityki uciekam, po co mam sobie (no i Wam) psuć humor w ten piękny niedzielny dzień.
Czasami od polityki trzeba dać sobie wytchnienie.
No to samych miłych chwil na dzisiaj życzę, chociaż wiele pań na pewno ten dzień w kuchni na wypiekach spędzi.
Ach, gdzie te czasy, gdy w domu przed świętami pachniało pastą do podłogi, świeżą choinką i…makowcem?