Dzisiaj Andrzejki

                     

 

No nareszcie dzisiaj ostatni dzień tego nielubianego przez zemnie miesiąca, jutro wkraczamy

w magię  miesiąca grudnia.

Dzisiaj Andrzejki, co prawda nie idę na żadną imprezę, ale z dziewczynami wosk dzisiaj

planuję lać, a co, może mi się coś ciekawego wywróży?

Andrzej to bardzo często  występujące ( przynajmniej w moim pokoleniu) imię, chociaż nie

mam nikogo znajomego o tym imieniu (mam?…chyba nie, w każdym bądź razie nie pamiętam),

ale gdyby dzisiaj jakimś przypadkiem któryś z Andrzejów zawitał na mój blog, życzę mu wiele

szczęścia, wiele miłości, pieniędzy a przede wszystkim zdrówka, bo ono  najważniejsze.

O, przypomniałam sobie, miałam kolegę Andrzeja, ale on daleko  jest teraz, gdzieś w

Kanadzie, czy w USA dokładnie nawet nie wiem. Wyjechał z Polski w 1981 roku do Kanady,

tam mieszkała jego ciocia, potem się ożenił i wiem, że przez jakiś czas przemieszkiwał w USA,

ale ponieważ kontakt nasz się po jakimś czasie  urwał, nie mam zielonego pojęcia co u niego

słychać. O wiem, może wyszukam go przez face booka, ale nie dokładnie pamiętam jego

nazwisko, dosyć dziwne. muszę gdzieś poszperać w swoich dokumentach.

A co poza tym? ciągle to samo: awantury w PZPN- ie awantury w polityce….. nic

się  na lepsze nie zmieniło., więc nawet nie ma o czym pisać.

Ponieważ dzisiaj złożyłam życzenia wszystkim Andrzejom, żeby było sprawiedliwie wszystkim

życzę przynajmniej miłego dnia i ..wieczora, bo andrzejkowy wieczór zawsze jest miły.

A jutro wkraczamy w  Adwent – czas oczekiwania na cudowne narodziny, na święta….

Tylko jak już pisałam, te święta nie cieszą mnie jak kiedyś, cóż nic nie jest już takie

same, intrygujące, zapierające  dech.  Może trochę osłodzi  te święta dzień 24 grudnia,

albowiem jest to dzień moich imienin i wiele osób wtedy o mnie sobie przypomina,

chociaż….   nie koniecznie, np, mój siostrzeniec, chrzestny zresztą mój syn  jakoś słabo

o moich imieninach pamięta, cóż, widać nie jestem mu już do niczego potrzebna…..

Taka kolej rzeczy, czasami człowiek jest komuś  potrzebny, czasami już  nie…….

Kwiecień – plecień

                                   

Można by nowe przysłowie utworzyć : kwiecień plecień bo przeplata trochę zimy,

trochę….listopada.

Tak, tak, nikt by nie powiedział, że dzisiaj mamy przedostatni dzień listopada ( hurrra!!!),

pogoda wspaniała, słoneczna, całkiem miło i ciepło jest jak na tą porę roku.

W polityce nieco mniej miło,  bo prezes. a właściwie cały Pis ( cóż , wiadomo, że tam wszyscy

jednym głosem mówią, czyli mówią to, co im prezes każe) oraz Solidarna Polska ( jak wiemy,

wierna Pisowi na uchodźctwie frakcja Pisu)  oskarżają ministra Radosława

Sikorskiego o …zdradę Polski. Tak tak, o zdradę, skoro ośmielił się na forum europejskim

walczyć o jedność Europy, I czegoś tu nie rozumiem to po jaką cholerę pchaliśmy się na

siłę do tej Unii, skoro teraz okazuje się, że w ten sposób tracimy własną suwerenność.

Zawsze mnie uczono, że gdy się mówi A, trzeba powiedzieć B, czyli trzeba ponosić

konsekwencje swojej mowy i swoich czynów, inaczej będzie to tylko mowa – trawa.

Osobiście nie widzę nic ze zdrady w ustach ministra,ale może Kaczyński ( jak zwykle) wie

najlepiej o co bili się nasi przodkowie? Tylko, że to było wiek i dwa i trzy wieki temu, teraz

ma być inaczej, Unia potrzebna jest do prowadzenia wspólnych interesów, pomagających

doprowadzić wszystkie zawarte w niej państwa  do dobrobytu.

Ale ja powtarzam nie znam się na tym, co jest najlepsze, są bardziej ‚łebskie głowy”,

niż moja, siwa zresztą.

Podobno jest pomysł na stworzenie nowej elitarnej Unii, w której Polska miała by swoje

poczytne miejsce, ale to też ani Pisowi ani Solidarnej Polsce pewnie znów się nie spodoba.

Dobra, niech się dzieje co chce, ja się cieszę słonkiem i już.

I znów poniedziałek.

                         

Niesamowite :  poniedziałek – piątek – poniedziałek… jakby inne dni tygodnia nie istniały.

Coraz szybciej ten czas pędzi.

Coraz częściej już słychać reklamy świąteczne, z kolędami, a mi wtedy łzy stają w oczach.

Kiedyś lubiłam te święta, teraz…… teraz mi żal, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.

Kocham moje „dzieciaki”, pewnie z nimi siądę przy stole świątecznym, ale zawsze będę

miała przed oczami te Wigilie, gdy siadaliśmy wszyscy przy stole w domu Ani i ona była

z nami, uśmiechnięta i szczęśliwa, że te swoje  dzieci  i wnuki koło siebie ma.

Moje myśli wracają do tej smutnej, ostatniej Wigilii, gdy Ania mimo, że nie miała

już siły została posadzona chociaż na moment  za stołem, była taka biedna, skulona, otulona

kocem, ledwo ruszała ręką, żeby spróbować wigilijnego barszczu. Tak wyglądała Wigilia

3 lata temu, potem już jej miejsce pozostało puste…., potem miejsce w moim sercu pozostało

puste….. Minęło już trochę czasu, ale ten ból wiecznie gdzieś tam tkwi.

Tak właśnie sobie wieczorem wczoraj wspominałam tamte dni i od razu pomyślałam sobie

o Jarosławie Kaczyńskim, jemu też na pewno będzie szczególnie w Wigilię bardzo

smutno, rozumiem jego tęsknotę za bratem, szczególnie, że był to brat – bliźniak, wtedy

więź między rodzeństwem jest jeszcze silniejsza, zrobiło mi się go tak po ludzku żal,

on nie potrafi tylko tego bólu przeżywać spokojnie, ból wyzwala w nim jakieś złe instynkty,

ale na pewno cierpi podobnie jak ja. Bo mimo, że mówi się, że czas leczy rany, niektóre

rany długo, albo nigdy całkowicie się nie zabliźniają, pozostawiają szramę.

Czasami gdy oglądam TV i jest fajny program rozrywkowy łapię się na tym, że mam

do siebie pretensję do siebie o to , że się zaczynam śmiać, że jest mi wesoło, a przecież

nad moim  łóżkiem wisi portret Ani, która na mnie spogląda…… czuję się, jakbym ją

zdradzała.

Ale Ona na pewno chciałaby abym była wesoła, abym prowadziła normalne życie.

Tylko nie zawsze się to udaje, są momenty, które łzy na powieki przynosi, wspomnienia

przynosi jakaś piosenka, kolęda, czy opisywana sytuacja, podobna do takiej, którą

wspólnie przeżywałyśmy…..

Bardzo wspominkowo rozpoczęłam ten tydzień, a przed nami 5 dni pracy. gdy

człowiek ma mniej czasu na rozmyślania.

 Z jednego się cieszę tylko, za dwa dni kończy się mój ” znielubiony ” listopad, nadchodzi

ten tak rodzinny grudzień, szkoda tylko, że będzie bez śniegu, w tym roku nie

zapowiadają białego Bożego Narodzenia. Na razie tylko są bardzo wielkie wichury, które

gdzieniegdzie wywalają nawet drzewa. Ale mi raczej porwanie przez wiatr nie grozi.

Miłego tygodnia i miłego poniedziałku. Pojutrze Andrzejki, nie zapomnij lać wosk, aby

zobaczyć co Cię jeszcze w najbliższej przyszłości czeka.

 

A po co?

                

A po co psuć sobie humor polityką i nie polityką, skoro mamy świąteczny niedzielny

dzionek przeznaczony na pełny relaks?

Niech sobie w tym PZPN- ie łby pourywają, korupcja jest wszędzie na świecie, czemu i u nas

by  miała nie być, skoro niektórym przynosi majątkowe korzyści, innym polityczne korzyści,

przynajmniej politycy mają się gdzie wyżywać.

A tu  cena benzyny rośnie, a tu  ceny żywności rosną, a tu … będę teraz przeciętną

przedstawicielką narodu, której nic się nie podoba, bo trudno, żeby się podobało, że wszystko

drożeje, każdy, nawet ten bogaty takie odczucia ma, a ja do bogaczy raczej  nie należę.

Mam tylko jedna propozycję do rządu : podnieście ceny papierosów o 100, no dobrze nawet o

200, czy 300 procent, nareszcie uda mi się to cholerstwo odstawić, bo będę miała

przynajmniej  silną motywację pieniężną.

A tu po podniesieniu akcyzy  cena papierosów ma wzrosnąć średnio

1 zł na paczce – śmiech na sali taka „podwyżka”. Ciekawe, czemu państwo nie chce zarobić

tam, gdzie się da to zrobić z korzyścią ( zdrowotną) dla narodu.

Jasne, państwo ma monopol na papierosy i tego monopolu „położyć” nie może……

Szkoda, wielka szkoda, upada jeden z motywów porzucenia przez zemnie nałogu.

A ja naprawdę coraz poważniej o tym myślę, bo łatwiej jest  w dzień powszedni, gdy muszę

podczas pracy wychodzić na zewnątrz, aby zapalić, palę znacznie mniej, po pierwsze nie

zawsze chce mi się wychodzić, zwłaszcza w takiej porze roku jaka jest teraz, trzeba się

ubierać w swetry, płaszcze, botki, szaliki itd ,więc się odechciewa nawet tego papieroska, a

po drugie nie lubię palić na stojąco, papieros znacznie mniej wtedy smakuje.

W domu zaś papierosy mam pod ręką, wiec sięgam bezmyślnie  przyznam często, najwyżej

co częściej wietrzę pokój, co przy obecnych temperaturach nie jest to aż tak bardzo

tragiczne.Na przykład teraz mam okno otwarte na oścież, siedzę sobie w sweterku i wcale

zimna nie czuję, prawie, że jest nieomal tak  jak w lecie.

Wiem, wywieszę sobie duży napis zakaz palenia, może  mi pomoże?

Miłej niedzieli.

LATO LATO gdzie to LATO?

                          

Ano w PZPN – ie siedzi sobie spokojnie i dobrze się ma i wcale nie daje się odwołać, mimo, że

afera korupcyjna już całkiem na wierzch wypłynęła.

Biedna minister  Mucha, zaczęła swoja działalność od ciężkiej sprawy wyjaśnienia tej  sprawy 

i skierowania jej do prokuratury, ciekawe kto wygra?

A pomyśleć, że jakieś trzydzieści i jeszcze   parę lat temu Grzegorz Lato był wielkim polskim

bohaterem, grającym w bardzo skutecznej drużynie reprezentacji polskiej, no i  co z niego

„wyrosło”- pieniądze niestety ( niektórego) człowieka niszczy, ma wiele, a chce jeszcze

się nachapać, nie zawsze czyniąc czyste interesy. Tylko jak to się ma do tej samej

osoby sprzed wielu lat?

Dzisiaj w TVN-nie 24 występowała pani Beata Kempa, Niesamowite, nigdy bym nie

przypuszczała, że kiedyś ta osoba tak diametralnie potrafi się zmienić, To nie ta sama

pyskata przekupka, co kiedyś, mówiła sensownie, spokojnym głosem, merytorycznie

i całkiem mądrze na temat projektu wprowadzenia kary śmierci, może dlatego mi się

spodobało to, bo mniej więcej ma podobne  zdanie na ten temat co ja : co da

całkowite unicestwienie takiej osoby, gdy pozostają po niej ofiary?

Projekt jej jest taki: taka osoba powinna być skierowana do bardzo ciężkiej pracy

fizycznej  np do budowania dróg czy sprzątaniu na budowach itd, a pieniądze przez niego

zarobione powinny być przelane na konto osoby poszkodowanej i jej rodziny, która pozostała

po takim zabójstwie w ciężkiej sytuacji materialnej, brawo pani Beato, ten pomysł jest

naprawdę sensowny i sprawiedliwy. Tylko czy ta posłanka na pewno już z powrotem się

nie zmieni, czy to ” towarzystwo” innych pisiaków tak źle wpływało na jej agresywną wręcz 

postawę, czy to też jest tylko  gra, polegająca na zdobywaniu zaufania nowej partii?

Pożyjemy, zobaczymy, może akurat ta nowo powstająca prawica, wyzwolona spod

jadu kaczyzmu, zacznie samodzielnie myśleć , a to myślenie przyniesie jakieś sensowne

rozwiązania dla Polski? Tylko na razie, póki co, nie obdarzam ich  jeszcze moim zaufaniem,

 uważam, że jeszcze nie ujawnili swojego prawdziwego oblicza.

A za  oknem słonko świeci, jakie to przyjemne, zwłaszcza w sobotni dzionek.

Miłego dnia

 

Bardzo dobra wiadomość

                            

Dzisiaj znów mamy piątek.

I co tam, że zimno się robi rankami i  wieczorami ( w dzień jest nawet całkiem możliwie

jeszcze) ale …weekend przed nami.

Można sobie spacerować, czy biegać ( dla tych co  to lubią), a dla takich zatwardziałych

„domolubów” jak ja, można przesiedzieć sobie miłe godziny przed TV, czy przed komputerem.

Na pewno nikt mnie nie będzie w ten weekend nachodził – V.I.P  pojechał sobie w siną dal,

wiec i (słonych) zup nie muszę gotować.

No więc czy nie jest to dobra wiadomość????

Generał Gromosław Cz. wysupłał z kieszeni…. bagatelka, 1 milion złotych i jako poręczenie

majątkowe  złożył go w Prokuratorze, dzięki temu mógł wczorajszą  i kilka następnych

nocy spędzić w domowych pieleszach. Swoją drogą drogie będzie miał te następne

noclegi, zastanawiam się tylko, co dalej z tą rękojmią  będzie, przepadnie, czy mu

wrócą w całości, oczywiście  po drodze podatek mu potrącając, bo w Polsce każda

pieniężna operacja musi z urzędu być opodatkowana. Ale na szczęście to nie mój

problem, a poza tym, gdybym taką kwotę musiała wpłacić byłoby raczej bardzo krucho,

bo nawet gdyby cała moja rodzina poskładała się na mnie, też pewnie byłaby to

tylko marna cząsteczka tej kwoty. Ale nikt z nas w tak wielkim świecie się nie obraca.

Chociaż przyznać muszę, że gdy potrzebowałam dobrych kilka lat temu pieniędzy

na operację zaćmy w prywatnej klinice , moja rodzina stanęła na wysokości  zadania

i mi pomogła uzbierać odpowiednią kwotę. Było to dla mnie wtedy bardzo ważne,

albowiem co prawda rok wcześniej operowałam pierwszą zaćmę w klinice, gdzie musiałam

leżeć tydzień po operacji, ale i tak mi pozostawili część katarakty, która podobno była

„nieoperacyjna”, ale później już  nie mogłam sobie pozwolić na długie zwolnienie, albowiem

już wtedy moja praca w szpitalu była pod znakiem zapytania, a w prywatnej klinice

popołudniu oko mi zoperowano, wieczorem byłam w domu, a po trzydniowym urlopie

wróciłam do pracy. Oczywiście też musiałam kilka razy oko zakrapiać, chodzić też

na kontrole, ale i tak sporo czasu  w ten sposób zaoszczędziłam, a i żadne „resztki

zaćmy” w oku mi tam nie pozostawili. No i dzięki temu jakoś dopracowałam szczęśliwie

do upadku szpitala ( a było to 6 lat temu – Boże jak ten czas leci) i doczekałam się

szczęśliwie emerytury.

A i tak byłam lepsza niż agent Tomek, który wiek emerytalny osiągnął w wieku 40 lat,

ja musiałam doczekać do lat 55, czyli tylu, ilu przysługuje kobiecie – technikowi rtg.

Oczywiście nie można nawet porównywać wielkości mojej i agenta Tomka emerytury,

chociaż ja pracowałam na nią ponad 30 lat, on pewnie 15.

Ale nie każdy w Polsce rodzi się szczęściarzem.

I tak nie narzekam, bo i po co?, nic to na lepsze i tak  nie zmieni, zresztą nie tylko

chlebem człowiek żyje, na pewno i tak mam bogatsze życie wewnętrzne, niż wymieniony

powyżej agent Tomek.

Dzisiaj rano w TVN-24 jak zwykle pokazywano  poranne widoczki z niektórych miejsc

w Polsce, kilku w ogóle nie było widać, zalała je całkowicie mleczna mgła.

Również i nasz Wawel gdzieś się schował, co chyba  oznacza, że na słonko nie ma co liczyć?

Chociaż wczoraj popołudniu wyszłam z przychodni na papieroska, patrzę i oczom własnym

nie wierzę, piękne różowo – słoneczne chmurki gdzieś tam na horyzoncie się pokazały,

miły widoczek, chociaż słonka specjalnie wczoraj nie widziałam.

No to do pracy a potem się  już weekendujemy.

P.S. Dzisiaj w pracy całujemy imieninowo naszą Kasię.

ale ściemniają

                                

Dwa dni temu aresztowali pana generała Gromosława Cz.

Nie wiem co prawda do końca o co  jest on oskarżony ( jakieś ponoć przekręty, ale czy na

pewno), ale nie w tym rzecz, tylko jest to całkiem znana wszystkim Polakom osoba, wszyscy

doskonale wiedzą o kogo chodzi, zresztą wczoraj wcześniej j podawali tą informacje

używając całego nazwiska, a potem nagle …utajniono osobę, podając tylko pełne imię i dwie

pierwsze litery nazwiska. Czy to nie jest dziwne? Skoro obowiązuje tajemnica danych, po

jakiego diabła wcześniej podawano całe nazwisko i dokładnie określili o kogo chodzi.

Jak tajemnica to tajemnica, powinno się podać wiadomość wczoraj aresztowano pod

zarzutem korupcji jednego ze znanych generałów, sprawa jest w toku, I koniec, kropka,

a nie robiąc z tego takiej taniej sensacji, zanim cokolwiek jest komukolwiek udowodnione.

Niestety przypomina mi to też metody z okresu IV RP, pod tym względem niestety nie

wiele się zmieniło. Czy jeszcze ciągle mamy niedosyt sensacji w Polsce i karmią nas

takimi informacjami przy okazji robiąc z siebie całkiem niepoważnych osób?

 Wczoraj w dodatku w portalach przy podaniu tej wiadomości  pokazywano jego zdjęcie,

teraz  pokazują to samo zdjęcie zawoalowane krateczką tak, jak pokazuje

się zdjecia innych podejrzanych, ale jeszcze bez wyroku. Czyli nikt nic nie wie, czyli

tzw tajemnicą poliszynela jest fakt, że generał ogólnie wszystkim znany  jest podejrzewany

 o łapówkarstwo, pranie brudnych pieniędzy itd.

Dziwota i tyle, kto mi wytłumaczy czemu służy taka szopka? Czemu nie można np

napiętnować kogoś oficjalnie, skoro już to się raz zrobiło? Po co ten kamuflaż?

No racja, zbliża się już czas Bożego Narodzenia, więc szopki będą w modzie.

Na razie odbywają się tylko szopki polityczne. Właśnie wczoraj była jeszcze jedna, a

właściwie dwie szopki w Nowym Sączu. W tym samym czasie wylądowały tam

oba skrzydła prawicy i każda z nich walczyła o to, która jest bardziej ważna.

Jedno skrzydło to ta „stara” prawica Jarosława, druga „nowa” Kurskiego, a właściwie

pana Ziobry. Wszyscy ściągali do siebie „tłumy”, które okazywały się w sumie niewielka

 garstką i przekonywali ich , mniej więcej na zasadzie „my jesteśmy cacy, a oni są bee”.

Tylko w jednym byli zgodni, co trzeba zaznaczyć, jeszcze bardziej bee od przeciwnika

był” nieudolny rząd Donalda Tuska”, który nie dość, że nic przez cztery lata nie robił,

( ciekawe skąd są np drogi w budowie), to jeszcze przejadał, przepijał i przepalał

drogimi cygarami pieniądze biednego podatnika ( ale ból, a prawicy na takie nie stać?

szczególnie tej nowej, skoro składa się z europosłów wypłacanych w euro), no bo właściwie

na co poszły te pieniądze?  pytają.

Odpowiadam: chociażby na bardzo drogie pogrzeby i zasiłki wypłacane po katastrofie

smoleńskiej, tudzież na odszkodowania itp, nie licząc tych tragicznych 3 powodzi

zeszłego roku. Gdy do tego dodamy niestabilność ekonomiczną w całej Europie,

trudno  się dziwić, że niektórzy mówią, że pan prezes i spółka żyją w całkiem

nierealnym świecie. Polityka to nie jest gra w Monopol, to jest niestety prawdziwe, realne

życie, które pisze różne scenariusze i  do nich trzeba się dopasowywać.

No, proszę, nie chciałam pisać politycznie, ale rozwój wypadków mnie do tego skłonił.

Dzisiaj podano w gazecie wyborczej i na Onecie, że poparcie PO w porównaniu z

dniem wyborczym spadło o 10 punktów, co było do przewidzenia, bo nikt nie lubi samemu

sobie pasa zaciskać, fakt, czasy są coraz trudniejsze, coraz więcej wydatków przy niskim

domowym budżecie, co podobać się nie może.

Ale popatrzcie tylko, ile aut jeździ chociażby ulicami, po Krakowie nie da się jeździć, tak

jest ciasno, wcale nie przypuszczam, żeby po podwyżce cen benzyny ten fakt miał się

zmienić, będą narzekać, ale i tak będą aut używać, nie sądzę, żeby ktoś w celach

oszczędności domowych przesiadł się np. na autobus czy tramwaj.

Nie można oszczędzać na jedzeniu ( chociaż i tak sporo żywności wyrzuca się potem

do śmieci), ale można znaleźć inne formy oszczędności np. gaszenie niepotrzebnego

w dany momencie światła,właśnie korzystania z komunikacji miejskiej, czy chociażby

podjęcie takich wyzwań jakie ja mam znów w planie, czyli rzucam palenie.

Coś za coś moi drodzy, coś za coś, a nie tylko siać same pretensje nic z siebie w zamian  nie

dając.

A że rzucić palenie można, to widać po mojej bratanicy Basi, która wraz z mężem  już chyba 3

miesiące temu takie zobowiązanie postawili i …..udało im się!!!!

Może teraz Ciocia też będzie mądrzejsza? Wystarczy tylko sobie powiedzieć : nie palę i już!

Coraz bardziej nad tym pracuję, bo ostatnio znów powróciłam do 2 paczek dziennie i można

powiedzieć, że tylko gorzej się czuję, czasami mam wręcz wrażenie, że jestem tą nikotyną

nieźle podtruta. A to co na papieroskach zaoszczędzę ( będzie znów podwyżka), to wydam

na……. ech. jeszcze nie wiem dokładnie, może gdzieś sobie daleko pojadę?.

Czyli znów czeka mnie podwójna nagroda : oszczędzę na zdrowiu i oszczędzę na

niepotrzebnych wydatkach,

Muszę nad tym jeszcze dobrze  popracować.

A Ty mój czytelniku na czym możesz sobie przyoszczędzić? pomyśl, na pewno jakieś

niepotrzebne wydatki odnajdziesz, będziesz wtedy  miał mniej okazji do narzekania na

„niedobry rząd” Najlepiej oszczędności rozpocząć od siebie……

A teraz, idę do pracy i wszystkim miłego czwartku życzę

 

 

 

przeczucie

                    

Nie wiem czemu, ale zawsze przeczucie było bardzo silną mojego drugiego ja.

Podobnie wczoraj, ni z gruszki, ni z pietruszki nagle się ubrałam i wyszłam do sklepu, po

drodze wywalając śmieci do śmietnika.

Swoją drogą, skąd takie ilości śmieci jedna osoba potrafi wyprodukować? Już wiem, dawniej

wszystko pakowano w sklepach  w kawałek rozwalającego się papierka, na ten przykład 

mięso  po powrocie z zakupów do domu już trudno było rozpakować, prędzej trzeba było

skubać resztki wrosłego w mięso czy w wędlinę  kawałów przemoczonego papieru,

 który jeszcze  w sklepie udawał opakowanie.

A teraz? Teraz mięso, czy wędlina zapakowane są w nieprzemakalny

papier słusznej wielkości, no na pewno większy niż bilet tramwajowy, potem w worek

nylonowy, a na końcu jeszcze w reklamówkę. No i tak to się nazbiera tych papierków,

woreczków ( kiedy takie nylony się rozłożą? mieli je wycofać z handlu i…..), już nie

wspominając o tych butelkach po wodach mineralnych, to wszystko tworzy potem wielką furę

śmieci, które trzeba wyrzucać specjalnie schodząc na podwórko, niestety, nikt za mnie tego

nie zrobi. Najbardziej wkurza mnie to, że gdy sprawdzam, czy już na pewno wszystkie śmieci

zapakowałam i gdy  już tych śmieci się pozbędę okazuje się, że po powrocie zawsze jakiś

śmieć, który złośliwie przedemną się schował, wychyla się z kącika i mówi mi ” a kuku”. Wrrrrr,

okropnie się wtedy denerwuję na siebie.

Ale wracając do meritum, czyli do mego przeczucia.

Wyszłam więc nagle i całkiem niespodziewanie dla mnie do sklepu , czego wcale wcześniej

nie planowałam, idę, patrzę, a tu z naprzeciwka wyrasta z mgły znajoma mi osoba.

Ale się ucieszyłam, to była Darka, która spacerowała po ulicach w przerwie pomiędzy

nauką a pozalekcyjnymi zajęciami. Jak mi potem powiedziała, nie miała wcale zamiaru

nawet zadzwonić ani telefonem ani domofonem do mnie, bo była przekonana, że jestem

jeszcze w pracy. Czyli jednym słowem bardzo dobrze, że posłuchałam swojego drugiego

ja : Ewusiu idź na zakupy, Ewusiu idź na zakupy, inaczej bym z Darką się nie spotkała

i nie miałabym potem tak dobrego humorku, jaki miałam.

Pomyśleć, że kiedyś mieszkałyśmy razem, ale kiedy to było? Była taka malutka, uwielbiałam,

gdy jej rodzice wychodzili gdzieś wieczorem a ja zostawałam z Darką ( a potem i z Darką

i Wiką) i  usypiałam do snu, śpiewając im kołysanki. Pamiętam, jak płakałam, gdy się

wyprowadzali i Darka przytuliła się do mnie i powiedziała: Ciociu, nie martw się, wsiądziesz

w tramwaj i do nas przyjedziesz, skąd biedne dziecko miało wiedzieć, że tam, na wsi nie ma

tramwajów. Ale na szczęście działają i autobusy i busiki, ale jednak najwięcej  lubię, gdy

przyjeżdżają po mnie ( a potem i odwożą) autkiem, jest to dla mnie jednak najwygodniejsza

forma podróżowania, a skoro Cioteczkę Ewę ( zwaną też kiedyś Cioteczką Jili ) tak

kochają…….. w końcu tylko ja im z tego starszego pokolenia pozostałam.

A tak pomyśleć, ileż to dzieci a potem i wnuków przez moje ręce „przeszło”

Już nie wspomnę te dorosłe już dzisiaj dzieci, do których wychowania w większym czy

mniejszym stopniu też się „przyłożyłam” ( pamiętasz nasze wspólne, z Tobą i Marcinem 

wakacje w Zawoi czy potem we Władysławowie Magdusiu????), zawsze byłam ciocią

na  „wyjściówki”, gdy rodzice wychodzili z domu ja trwałam na posterunku.

Pamiętam te noce  spędzone przy „Kołysce”  Maćka, gdy mama chciała się przynajmniej 1-2

noce spokojnie przespać raz na jakiś czas i te spacerki z małym  Maćkiem w wózku, gdy

„poderwał” swoim uroczym dziecinnym uśmiechem pewną turystkę z Kopenhagi, pewnie

zauroczyło ją to piękne różowe ubranko i różowa czapeczka).

Tak też było i z Kamilką, gdy jej mama jeszcze studiowała, ja zamieniłam wtedy swoje

dyżury w szpitalu na popołudniową zmianę, żeby rano móc się zająć małą Kamilką,

potem tylko jej  rodzice dziwili się, czemu to dziecko jest coraz bardziej „okrągłe”, a po prostu

dziecko przy mnie lubiło sobie dobrze pojeść, skoro potem rodzice z troską o jej zdrowie je

ograniczali…..

Coś dzisiaj na wspomnienia mnie zebrało, ale tak było, zawsze wynikało to z resztą

ze wspólnoty zamieszkania, ale też nigdy od takiej opieki się nie wykręcałam, wręcz

przeciwnie, zawsze dawała mi wiele radości. Mam teraz przynajmniej miłe wspomnienia.

Teraz często zostaję z dziećmi Moniki, co prawda starsze nie wymagają już opieki, no, może

tylko ta najmłodsza Mia, którą starsze dziewczynki na ogół piastują, ale myślę, że i Monika

jest spokojniejsza wiedząc, że jestem i czuwam. Czasami bowiem  bywa tak, że Pola i Zoja

potrafią się nieźle pokłócić, a że są obie czupurne, czasami i za bary się biorą, wtedy trzeba

być  delikatnym rozjemcą. Ale kto z kolei mając rodzeństwo nie brał się z nimi za bary?

Najważniejsze, ze wszystkie trzy dziewczyny bardzo się kochają i jedna za drugą, czy trzecią

by do piekła poszła, a że się czasem pokłócą? – normalna rzecz w każdej najbardziej nawet

kochającej się rodzinie.

No proszę, okazuje się, że bez polityki też spory wpis można wysmarować, prawda?

Ale spokojnie, do polityki i tak powrócę, bo długo bez moich politycznych  komentarzy nie 

wytrzymam… przecież ciągle coś co denerwuje się dzieje.

Dzisiaj środa, usłyszałam , że ktoś nazwał środę małą sobotą, może dlatego, ze to

już do weekendu całkiem blisko, a jednak to dzień pracujący.Też lubię środy, nawet

takie ponure jak dzisiaj, Ale chyba nie wszędzie tak jest, dzisiaj w TVN -ie pokazywali

przepiękny wchód słońca nad Polańczykiem, może i w Krakowie ono dzisiaj  zaświeci?

Miłego dnia (w oczekiwaniu na słoneczne promienie)

 

Zobowiązanie

                  

Ale  się zdziwiłam, gdy zobaczyłam, że np we wczorajszym wpisie mam 104 wejścia na

mój blog. To zobowiązuje, Ewusiu musisz pisać, bo wyraźnie ludzie lubią czytać to co piszesz.

No dobrze, nie popadam w samouwielbienie, bo są o wiele poczytniejsze blogi niż mój,

bo jestem dopiero w rankingu  na 802 miejscu najczęściej czytanych blogów, ale….

Hm, o czym by tu dzisiaj napisać, skoro nic specjalnego się nie dzieje.

Prócz oczywiście polityki, bo tam zawsze ciekawe zmiany następują, np dzisiaj przeczytałam,

że z klubu Pisu wypisuje się już wiele osób, przechodząc do Solidarnej Polski.

A wczoraj pierwszy „demokrata” Polski, prezes Kaczyński zapowiedział, że w tzw regionach

nie będą przeprowadzane wybory na przewodniczącego okręgu, będą nadawani oni z

urzędu, oczywiście przez samego prezesa.Rzeczywiście jest to bardzo „demokratyczne”

posunięcie, widać Kaczynski boi się wyraźnie, żeby już nikt więcej mu ” nie podskoczył”

No to nie dziwota, że pomału ludzie uciekają z coraz

bardziej „dziwnej” organizacji do…jeszcze bardziej dziwnej partii, która będzie dokładnie

kalką Pisu, tylko pod innym przywództwem. Kiedyś krytykowałam powstającą partię JPN-u,

chociaż się nie „przebili” do sejmu, wydają się być na pewno mniej radykalną, a bardziej

sensowną odnogą prawicy, niż ta nowo powstająca. Ale nie przesądzajmy, poczekajmy

cierpliwie na rozwój wypadków, pozwólmy nowej partii się samoustanowić i  ujawnić

swój program polityczny, chociaż po prawdzie nic dobrego po Ziobrze spodziewać się

nie można, zwłaszcza wspominając jego działalność w IV RP. Ale może akurat dojdą

do tego, że nie koniecznie „trzymanie wszystkich za pysk” i  podsłuchy są najlepszą  metodą

na sprawowanie władzy. A swoją drogą ciekawe teraz będzie, kogo Dyrektor Ojciec

Rydzyk poprze, to akurat w tym momencie ma bardzo duże znaczenie, bo jak wiadomo,

co Ojciec Dyrektor każe, szeroko podległe mu grono wyznawców uczyni.

Czyżby to były rzeczywiście już  konwulsyjne drgawki upadającego Pisu???

Ale jest i oczywiście inna afera w sejmie :  podczas debaty nad zakazem legalizowania

narkotyków  poseł Ruchu Palikota Robert Biedroń , który jest zastępcą Komisji Sprawiedliwości

zaczął głośno wykrzykiwać „Ja palę, ja palę” Jest to zupełnie niepoważne podejście do

poselskiej postawy, wygląda to tak, jakby  zupełnie zapomniał pan Biedroń, że jest

w Sejmie, a nie na paradzie. Co innego jest wygłoszenie z mównicy retorycznej przemowy

udowadniającej jego argumenty, a co innego wykrzykiwanie swoich racji z ławy poselskiej.

Widocznie wielu posłów musi nauczyć się jeszcze „bycia” posłem.

Co prawda można było się spodziewać, że temat legalizacji narkotyków powróci na

sejmowe ławy, ale po pierwsze naprawdę nie jest to w obecnej chwili najważniejszy

temat sejmowych debat, a po drugie ważna jest  ich forma , która nie może wyglądać

jak rozmowy na targowisku, to wygląda nie poważnie i na pewno wyborcom spodobać

się nie może. No właśnie, posłowie zapominają często, że są przedstawicielami i swoich

wyborców i powinni ich  szanować godną postawą. Czy za dużo żądam?

To tyle o polityce, pewnie znów do tematu powrócę, ale już nie dzisiaj, bo i tak jestem

ciągle krytykowana przez rodzinkę, że tylko polityką się zajmuję, a że jestem tutaj

ich przedstawicielem, też muszę się z nimi liczyć i ich zdanie szanować  🙂

Mimo, że za oknem ponuro, życzę uśmiechniętego wtorku.

Zupa była za słona

                             

Niestety, była bardzo słona, a wszystko przez to, że wczoraj straciłam smak, najpierw

wydawała mi się mdła, potem dodawałam co się da do niej ( przyprawy i sól) a na końcu

okazało się, że…. przesadziłam. Szkoda, bo była naprawdę pyszna Ratowałam ją  jak tylko 

się da, nawet zagotowałam ją  z ziemniakiem , znany sposób na przesolenie zupy – ziemniak

wchłania część soli), widać soli było stanowczo za wiele.

Że też moja ręka nie zadrgała, gdy drugi raz ją dosalałam.

Ale i tak była jadalna, tylko potem trzeba było bardzo dużo herbatki i  wody mineralnej wypić.

Za to zrazy były mięciuteńkie, a tak się o nie bałam……

No cóż, przeszło, minęło, a ten chwilowy brak smaku to rzeczywiście sprawa kataru, który

jeszcze nie „wylazł na wierzch”, ale go już  czuję. Wiadomo, jesień i od przeziębień trudno się

uchować, chyba, żebym jadła całe stosy czosnku, tylko jak potem moi pacjenci ( i

współpracownicy też) ze mną wytrzymali….

Wstałam z wielkim bólem głowy ( zatoki?) a za oknem…mleko. Oj nadeszła niestety ta

„psia” pora roku, chociaż podejrzewam, że psy, przynajmniej niektóre, też nie szczególnie

ją lubią. Ale są nadzieje, wg niektórych prognoz ma spaść śnieg, a według niektórych

ma być ciepło ( ok 12 stopni), wolę wierzyć w tą drugą prognozę, bo lubię, gdy słonko

świeci ( a nie koniecznie grzeje bez umiaru)

A swoją drogą dziwne są te prognozy pogody, każda co innego głosi, wygląda na to,

że prognostycy  umawiają się tak: dzisiaj ty mówisz, że słonko, a ja, że zimno, ludzie

i tak będą zadowoleni, bo zawsze któraś prognoza się w końcu  spełni.

Ale i katar i jesienną porę roku trzeba przejść, nie ma zmiłuj się.

Miłego tygodnia życzę wszystkim, trochę optymizmu tymi słonecznym kwiatkami wlewając

na calutki tydzień