
Nie wiem czemu, ale zawsze przeczucie było bardzo silną mojego drugiego ja.
Podobnie wczoraj, ni z gruszki, ni z pietruszki nagle się ubrałam i wyszłam do sklepu, po
drodze wywalając śmieci do śmietnika.
Swoją drogą, skąd takie ilości śmieci jedna osoba potrafi wyprodukować? Już wiem, dawniej
wszystko pakowano w sklepach w kawałek rozwalającego się papierka, na ten przykład
mięso po powrocie z zakupów do domu już trudno było rozpakować, prędzej trzeba było
skubać resztki wrosłego w mięso czy w wędlinę kawałów przemoczonego papieru,
który jeszcze w sklepie udawał opakowanie.
A teraz? Teraz mięso, czy wędlina zapakowane są w nieprzemakalny
papier słusznej wielkości, no na pewno większy niż bilet tramwajowy, potem w worek
nylonowy, a na końcu jeszcze w reklamówkę. No i tak to się nazbiera tych papierków,
woreczków ( kiedy takie nylony się rozłożą? mieli je wycofać z handlu i…..), już nie
wspominając o tych butelkach po wodach mineralnych, to wszystko tworzy potem wielką furę
śmieci, które trzeba wyrzucać specjalnie schodząc na podwórko, niestety, nikt za mnie tego
nie zrobi. Najbardziej wkurza mnie to, że gdy sprawdzam, czy już na pewno wszystkie śmieci
zapakowałam i gdy już tych śmieci się pozbędę okazuje się, że po powrocie zawsze jakiś
śmieć, który złośliwie przedemną się schował, wychyla się z kącika i mówi mi ” a kuku”. Wrrrrr,
okropnie się wtedy denerwuję na siebie.
Ale wracając do meritum, czyli do mego przeczucia.
Wyszłam więc nagle i całkiem niespodziewanie dla mnie do sklepu , czego wcale wcześniej
nie planowałam, idę, patrzę, a tu z naprzeciwka wyrasta z mgły znajoma mi osoba.
Ale się ucieszyłam, to była Darka, która spacerowała po ulicach w przerwie pomiędzy
nauką a pozalekcyjnymi zajęciami. Jak mi potem powiedziała, nie miała wcale zamiaru
nawet zadzwonić ani telefonem ani domofonem do mnie, bo była przekonana, że jestem
jeszcze w pracy. Czyli jednym słowem bardzo dobrze, że posłuchałam swojego drugiego
ja : Ewusiu idź na zakupy, Ewusiu idź na zakupy, inaczej bym z Darką się nie spotkała
i nie miałabym potem tak dobrego humorku, jaki miałam.
Pomyśleć, że kiedyś mieszkałyśmy razem, ale kiedy to było? Była taka malutka, uwielbiałam,
gdy jej rodzice wychodzili gdzieś wieczorem a ja zostawałam z Darką ( a potem i z Darką
i Wiką) i usypiałam do snu, śpiewając im kołysanki. Pamiętam, jak płakałam, gdy się
wyprowadzali i Darka przytuliła się do mnie i powiedziała: Ciociu, nie martw się, wsiądziesz
w tramwaj i do nas przyjedziesz, skąd biedne dziecko miało wiedzieć, że tam, na wsi nie ma
tramwajów. Ale na szczęście działają i autobusy i busiki, ale jednak najwięcej lubię, gdy
przyjeżdżają po mnie ( a potem i odwożą) autkiem, jest to dla mnie jednak najwygodniejsza
forma podróżowania, a skoro Cioteczkę Ewę ( zwaną też kiedyś Cioteczką Jili ) tak
kochają…….. w końcu tylko ja im z tego starszego pokolenia pozostałam.
A tak pomyśleć, ileż to dzieci a potem i wnuków przez moje ręce „przeszło”
Już nie wspomnę te dorosłe już dzisiaj dzieci, do których wychowania w większym czy
mniejszym stopniu też się „przyłożyłam” ( pamiętasz nasze wspólne, z Tobą i Marcinem
wakacje w Zawoi czy potem we Władysławowie Magdusiu????), zawsze byłam ciocią
na „wyjściówki”, gdy rodzice wychodzili z domu ja trwałam na posterunku.
Pamiętam te noce spędzone przy „Kołysce” Maćka, gdy mama chciała się przynajmniej 1-2
noce spokojnie przespać raz na jakiś czas i te spacerki z małym Maćkiem w wózku, gdy
„poderwał” swoim uroczym dziecinnym uśmiechem pewną turystkę z Kopenhagi, pewnie
zauroczyło ją to piękne różowe ubranko i różowa czapeczka).
Tak też było i z Kamilką, gdy jej mama jeszcze studiowała, ja zamieniłam wtedy swoje
dyżury w szpitalu na popołudniową zmianę, żeby rano móc się zająć małą Kamilką,
potem tylko jej rodzice dziwili się, czemu to dziecko jest coraz bardziej „okrągłe”, a po prostu
dziecko przy mnie lubiło sobie dobrze pojeść, skoro potem rodzice z troską o jej zdrowie je
ograniczali…..
Coś dzisiaj na wspomnienia mnie zebrało, ale tak było, zawsze wynikało to z resztą
ze wspólnoty zamieszkania, ale też nigdy od takiej opieki się nie wykręcałam, wręcz
przeciwnie, zawsze dawała mi wiele radości. Mam teraz przynajmniej miłe wspomnienia.
Teraz często zostaję z dziećmi Moniki, co prawda starsze nie wymagają już opieki, no, może
tylko ta najmłodsza Mia, którą starsze dziewczynki na ogół piastują, ale myślę, że i Monika
jest spokojniejsza wiedząc, że jestem i czuwam. Czasami bowiem bywa tak, że Pola i Zoja
potrafią się nieźle pokłócić, a że są obie czupurne, czasami i za bary się biorą, wtedy trzeba
być delikatnym rozjemcą. Ale kto z kolei mając rodzeństwo nie brał się z nimi za bary?
Najważniejsze, ze wszystkie trzy dziewczyny bardzo się kochają i jedna za drugą, czy trzecią
by do piekła poszła, a że się czasem pokłócą? – normalna rzecz w każdej najbardziej nawet
kochającej się rodzinie.
No proszę, okazuje się, że bez polityki też spory wpis można wysmarować, prawda?
Ale spokojnie, do polityki i tak powrócę, bo długo bez moich politycznych komentarzy nie
wytrzymam… przecież ciągle coś co denerwuje się dzieje.
Dzisiaj środa, usłyszałam , że ktoś nazwał środę małą sobotą, może dlatego, ze to
już do weekendu całkiem blisko, a jednak to dzień pracujący.Też lubię środy, nawet
takie ponure jak dzisiaj, Ale chyba nie wszędzie tak jest, dzisiaj w TVN -ie pokazywali
przepiękny wchód słońca nad Polańczykiem, może i w Krakowie ono dzisiaj zaświeci?
Miłego dnia (w oczekiwaniu na słoneczne promienie)