
Nie ma to jak boskie ręce pana doktora Zbigniewa, najpierw sobie znalazł miejsce, które najbardziej boli, potem je ostrzyknął i…… ulga jak nie wiedzieć co.
Musiałam chwilę tą ręką bawić się w lokomotywę, czyli ruszać nią do przodu i do tyłu, by lekarstwo równomiernie się rozeszło ” po kościach”
Na koniec dostałam jeszcze od pana doktora skierowanie ( na NFZ) na masaż całego kręgosłupa, byłam pod takim wrażeniem, że wyszłam z gabinetu i o tym skierowaniu zapomniałam, musiałam się wracać, a może to podświadomość mi podpowiedziała, że muszę raz jeszcze Go zobaczyć i dlatego zostawiłam to skierowanie w gabinecie?, kto wie, ale w sumie wyszłam jak zwykle zachwycona, naprawdę jest to wspaniały lekarz.
Teraz mając te skierowania mogę obejść się nawet bez skierowania do sanatorium, bo w sumie to są właśnie te zabiegi, które mnie na nogi postawią.
Teraz tylko czekam na „godziwy” termin tych zabiegów i….. przystępujemy do leczenia pani Ewo. Od razu zaznaczam, że te masaże to żadne machlojki, ostatnie zabiegi na NFZ brałam równo rok temu, zresztą wtedy miałam laser i nagrzewanie, oraz masaż kręgosłupa szyjnego ( za masaże kręgosłupa lędźwiowego sama już dopłacałam), teraz zrezygnowałam z tych laserów i nagrzewań, wolę masaż całego kręgosłupa, chyba po roku, jako na prawdę schorowanej osobie należy, co nie?
A tej radości, że tyle rzeczy udało mi się pozałatwiać, poszłam do pobliskiego Baru „Pod Bocianem”, gdzie zaserwowałam sobie ulubione placki po węgiersku.
Zawsze mi tam te placki smakowały, wczoraj były jak dla mnie za bardzo przypieczone, ale kompocik z rabarbaru był wspaniały, od razu przypominały mi się dawne rodzinne obiadki w domu z takowym właśnie kompotem.
W końcu to nie był żaden podejrzany z podsłuchami bar, mogłam spokojnie konsumować, a zresztą byłam całkiem sama, a przecież sama do siebie nie gadam:-) Siedziałam więc sobie przy ławie na zewnątrz lokalu, było przyjemnie, tylko koło mnie „tańczyła” znudzona dziewczynka z hula hop. Jej rodzinka była zajęta sobą, więc mała się nudziła i tak wywijała tym kółkiem tam i z powrotem, że tylko czekałam, kiedy oberwę nim po głowie. Na szczęście nic takiego się nie stało i w końcu ci państwo z dziewczynką sobie poszli i zapanował spokój.
Rodzinka ( no nie cała, bo Tomek od razu z lotniska pojechał do pracy poza Krakowem i jeszcze nie wrócił) przyjechała tak koło 13.
Najpierw Diana przyprowadziła Pepę, gdy otworzyłam im drzwi, najpierw sunia przeleciała po wszystkich pokojach szukając Tomka i domowników, mnie ominęła, ale gdy zobaczyła, że tylko ja jestem w domu, zaczęła mnie radośnie witać. Nie wiem, jakie było powitanie przez nią Moniki i dziewczynek, bo wtedy akurat byłam u pana doktora. Wyobrażam sobie tylko, jakie będzie z jej strony szaleństwo, gdy zobaczy Tomka, to jest dopiero psie serce.
Ale po tej tygodniowej nieobecności w domu zrobiła się bardziej czujna i wszystkich obcych, którzy do domu przychodzili, mimo, że ich zna, ale obszczekiwała.
Za te dni samotności piesek będzie nagrodzony, bo tym razem wszyscy, razem, z psem włącznie, jadą na 2 tygodnie do Świnoujścia, a ja znów zostanę sama…. no prawie sama. Szczur pozostaje 🙂
A jeszcze koniecznie muszę dodać, że dostałam od Mii pamiątkę z Grecji, piękny breloczek na dopiero co dorobione nowe klucze, z napisem crete, z paciorkami i co najważniejsze z moim znakiem zodiaku – z bykiem. Byłam bardzo wzruszona, że pamiętała, jaki mam znak zodiaku, a zresztą ten breloczek bardzo mnie zdumiał, bo właśnie myślałam sobie o konieczności zakupienia ładnego nowego breloczka do kluczy, a tu taka niespodzianka, czyżby Mia czytała w moich myślach???
No a skoro jestem już ( prawie) zdrowa jak ta ryba, to jadę na Jackową urodzinowa imprezkę do Modlnicy. Mam nadzieję, że tym razem baterie do aparatu już mi się porządnie naładowały, przecież koniecznie musi być jakaś rodzinna dokumentacja z tego jakże zaszczytnego dla Jacka ( no i nas wszystkich) dnia.
Dlaczego piszę, że może się baterie naładowały, bo ostatnia przez dwa dni baterie były umieszczone na ładowarce, ale gdy założyłam je do aparatu, okazało się, że są puste. Nie wiem, czemu tak się dzieje, przecież dopiero co kupiłam komplet nowych akumulatorków, a tu figa z makiem. Ale na wszelki wypadek aparat fotograficzny jest już spakowany, aby o nim nie zapomnieć.Ładowarka na wszelki wypadek też.
A propos pogody: dzisiaj będzie różnie, na północy chłodno, na południu ( na szczęście) bardzo ciepło, do wyboru, do koloru. W każdym bądź razie urodzinowy grill na pewno się uda!!!
Dzisiaj w TVN 24 już jest w programie „Wstajesz i wakacje” Jarek Kuźniar, Właśnie już powrócił z wakacji, by ten program przez wszystkie soboty i niedziele naszych wakacji poprowadzić. Dzisiaj i jutro są w Gdyni, no trzeba przyznać, że nie bardzo letnim dzisiaj mieście, panowie poubierani są w kurtki, widać nie jest za gorąco, może potem pogoda tam się poprawi. Chociaż Jarek dzielnie występuje w samej koszuli, ale z długimi rękawami i czaruje słońce ( i nie tylko)
Jednak mimo tej różnej, czasami kapryśnej pogody życzę wszystkim wspaniałego dnia.