czekam….

 

Wstała leniwa, ale słoneczna sobota. pewnie, że nie ma już tych upałów jak jeszcze nie dawno, ale ja osobiście taką pogodę wolę

Co porabiam rano?? ano czekam……. dzisiaj zjazd rodziny do domu, pierwsza tura rodziny przyleci koło południa, druga nadjedzie autem pewnie dopiero w nocy.
No i harmider od nowa się rozpocznie, czyli dom wróci do normy.Woda mineralna i mleko dla nich zakupiłam, kawę mam u siebie w pokoju, więc jak co, użyczę, zanim swoją ulubioną do ekspresu kupią, bo tamta sobie ” wyszła”.
Poza tym nic innego ciekawego nie mam do roboty, a dzień rozpoczął mi się bardzo wcześnie, bo już o 6 rano. Zupełnie nie wiem, po o tak wcześnie rano w dzień nieroboczy się budzę, ale tak już jest i koniec.

Ciągle śledzę rozwój wypadków w Syrii i jestem coraz bardziej przerażona, taki konflikt niestety może się przemienić w wojnę światowa, skoro zamieszane są w tą sprawę dwa potężne , ale antagonistyczne państwa :USA i Rosja. A jakie jest moje zdanie na ten temat? Pewnie, że użycie broni chemicznej w Syrii i to w dodatku w stosunku do własnych obywateli było wielkim draństwem i nie wolno pozwolić na bezkarność w stosowaniu takich przestępstw, ale rozwiązanie tego konfliktu drogą wojskową, czyli agresją nie jest zbyt bezpieczne zarówno dla obywateli Syrii, znów ucierpi wielu niewinnych ludzi, jak i dla innych obywateli tego świata, bo nigdy nie wiadomo, jak wielkie koła zatoczy ta cała sprawa i w którym kierunku się rozwinie. Najlepiej szukać takich rozwiązań, które nie kończą się zbrojnym atakiem. Świat nie może prowadzić wojny, skoro świat chce się rozwijać i dążyć do dobrobytu.

WOJNIE ZDECYDOWANIE MÓWIĘ NIE!!!!!!!

Dzisiaj  i jutro już ostatnie wydania Wstajesz i wakacje, tym razem już z samej Stolicy, niejako podsumowanie tego, co przez 2 miesiące się w Polsce działo.
Szkoda, że tak to szybko się już skończyło.

Życzę przyjemnego ostatniego wakacyjnego weekendu

Ucz się dziecię ucz

 

Kazali, to się uczę i uczę, jeszcze samodzielnie nie dopuszczają do pracy, ciągle jestem na etapie nauki, tak, jakbym moją szkołę przedwczoraj dopiero skończyła, pewnie tak już do grobowej deski będzie.
Zresztą jest takie nawet powiedzenie, że człowiek całe życie się uczy i tak głupi umiera.
Na szczęście przede mną weekend, więc trochę sobie  od  tej nauki odpocznę 🙂
Chyba będę musiała jakąś nagrodę za naprawę mojego aparatu wyasygnować, bo tam przynajmniej mogę pracować, a nie  plątać się pod czyimiś nogami   i przeszkadzać 🙂

Życzę miłego piątku – dzisiaj nie mam jakoś humoru do dłuższego wpisu, tematu zresztą też, a więc do jutra.

P.S. Czemu ciągle nas straszą, jak nie wojną w Syrii ( oby nie), to nadchodząca chłodną i deszczowa jesienią?

drugi po, czyli mała porażka.

 

Pomimo, że to był wczoraj mój ulubiony dzień, nie była to moja najszczęśliwsza środa. Trudno, tak bywa…trochę mi się wczoraj oberwało po uszach, nie było to przyjemne, nawet muszę powiedzieć odbiło mi się to całym ” zmarnowanym” dniem, nawet porcja kręconych lodów wodnych ( mniej kaloryczne) wcale nie podniosła mnie na duchu. Już taki mam ( głupi ) charakter, że dość trudno przyjmuję wszelakie porażki i potem niestety cały dzień je w sercu pielęgnuję.
No nic to, te wczorajsze róże miały bardzo ostre kolce i  bardzo boleśnie mnie ukłuły, prosto w moje serce.
A może jednak trochę przesadzam? Bo przecież w życiu bywa tak zwyczajnie, trochę dobrze, trochę źle…….
Ale na szczęście znów wstał nowy dzień, złe wspomnienia i złe sny oddałam do lamusa i zaczynam optymistycznie moje nowe zadania. I tak mi musi starczyć na cały dzisiejszy dzień, a może i jutrzejszy i kilka następnych?
Jeszcze dzisiaj i jutro będę pracowała ” pod opieką” koleżanek, a od poniedziałku zaczynam już  samodzielną pracę. Jeszcze czasami mi się myli ta procedura skanowania zdjęć na skanerze, jest zupełnie inna, trudniejsza, niż w mojej przychodni, ale już wiem, co zrobić, jak nacisnę nie to co potrzeba ( zdarza się każdemu), jeszcze parę prób i będę miała mistrzostwo świata, ha ha ha. Najważniejsze, żebym do sprawy podchodziła ze spokojem i z uwagą, bo pośpiech i nerwy przydatne są tylko przy łapaniu pcheł. Przecież to tylko zmiana placówki, praca wciąż pozostaje taka sama. Zresztą zawsze potrafiłam szybko asymilować się w nowym miejscu pracy, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Trochę przeszkadza mi, że w tym samym pomieszczeniu ciągle jest tyle na raz ludzi, przez co robi się lekki harmider, u mnie w przychodni w pracowni byłam sama, no chyba, że dr. Łukasz akurat robił badania, nikt mi nie przeszkadzał no i ja nikomu nie przeszkadzałam, tu niestety jest inaczej, bo muszę dzielić i gabinet i opisownię z lekarzem i jeszcze kilkoma innymi osobami. Ale przecież to ja do nich doszłam, muszę się  więc stosować do panujących warunków, tylko muszę wypracować swoją własną metodę pracy tak, aby wszystko dobrze działało. I musi być dobrze, nawet bardzo dobrze, bardzo mi na tym zależy.

Po jutrze jest weekend, ostatni w ten wakacyjny czas, czyli w sobotę i w niedzielę rozpocznie się „zjazd rodzinny” i dopiero wtedy się zacznie…….
Dziewczyny zaczną szukać czarnych spódniczek, białych bluzek, prać je i prasować, czyli ogólny domowy pogrom, żegnaj błoga ciszo……
Po drodze odbędą się jeszcze urodziny Zojki, ale z tego co wiem, cała uroczystość odbywać się będzie u Babci Zosi, więc mnie ta uroczystość ( na szczęście) nie będzie dotyczyć. Czemu na szczęście? Po pierwsze nie będzie kulinarnych pokus, a po drugie…… ech, nie będę pisała czemu, mam powody i to musi wystarczyć.
Ale jak to przysłowie mówi ” indyk myślał o niedzieli, a w sobotę łeb mu ścięli”, więc po co myśleć o tym, co będzie w niedzielę.
Muszę cieszyć się tym co jest dzisiaj.

Najważniejsze, że mam  już  włączoną  także (prócz komórki) blokadę na rozmowy z numeru zastrzeżonego również i na domowym telefonie, teraz nie będzie mnie już nikt niepokoił.
Niestety, nie udało mi się oddać tego niedawno zakupionego laptopa, musiałabym zgrać wszystko w krótkim terminie, a więc także usunąć pewne ściągnięte programy, niestety pan Józio nie znalazł dla mnie czasu, będę musiała się więc „męczyć” z takim laptopem, jaki mam. Zresztą już przyszło z banku zawiadomienie o spłacie rat, muszę tylko jeszcze  dopytać się dokładnie, czemu policzyli mi 10 rat, a nie 24, o jakie wnioskowałam.
Klamka zapadła, laptop jest mój nieodwołalnie. To znaczy jeszcze nie mój, ale banku, który teraz będzie czekał , aż je spłacę, może do końca moich spłat ten laptop wciąż jeszcze będzie działał?, wszak raczej mało go używam, w domu wolę pracować na tym stacjonarnym.

To chyba tyle na dzisiejszy dzień w moim blogu. O polityce nadal konsekwentnie nic nie piszę, chociaż wiele się dzieje, a to co akurat się dzieje, oceniam na zwykłą polityczną awanturę i hucpę. W jednym minister Rostkowski miał na pewno rację: opozycja zainteresowana jest tylko krytyką partii rządzącej, ale sama nie ma pomysłu na nowe propozycje, czyli jak pan minister świetnie to określił, nie potrafi być  konstruktywną opozycją.
Przed nami jesienna porcja politycznych zawirowań, zobaczymy, co z tego wyniknie. Tylko dlaczego my, szarzy podatnicy, musimy tą sejmową szopkę  z własnej kieszeni opłacać ??????

Życzę wszystkim przyjemnego dnia, cieszmy się ostatnimi słonecznymi i ciepłymi chwilami, bo podobno jesień stoi tuż za progiem.

pierwszy po czyli środa

 

Pierwszy dzień już za mną, oczywiście mówię o nowej pracy. Właściwie wcale się nie napracowałam, raczej przyuczałam się  do obsługi aparatu i skanera.
Trochę się już nauczyłam, reszta przyjdzie z praktyką. Nie wiem, czemu akurat czarne myśli nocą przychodzą, przebudziłam się w środku nocy i…… myślałam sobie o tym, jak to będzie w tej nowej pracy, oczywiście zaraz czarne scenariusze wymyślając, nie potrzebnie, ale troszkę adrenaliny sobie wyprodukowałam.
Ale gdy się już obudziłam było o’key, za oknem wstał piękny, słoneczny dzień. I w dodatku dzisiaj mamy środę!!!!!!!
Hallo Uleczko, słyszysz? znów mamy kolejną środę i kolejne uśmiechy i całuski z Krakowa do Poznania pędzą. Niech ta środa dla Ciebie i dla mnie będzie piękna  i i uśmiechnięta.
Jak to dobrze, że jeszcze dla nas słonko świeci, prawda? Na szczęście upały zelżały i jest tak, jak lubię, ciepło i słonecznie- i tak niech jak najdłużej trwa.

Wczoraj miałam następne kulinarne pokusy , Julka ( córka Moniki) obchodziła swoje  23 urodziny, zaprosiła kilku swoich przyjaciół i zostałam w związku z tym poczęstowana wspaniałą tortillą. No i znów odchudzanie nieco się opóźni…….
Ale bez przesady, tortilla była li tylko warzywna ( cukinia, bakłażan, czerwona fasola, kukurydza itp), więc pewnie aż tak wiele kalorii nie posiadała, nawet licząc ten kleks śmietany na jej wierzchu. Przyznam się, że ostatnio wolę takie meksykańskie, czy śródziemnomorskie jedzenie niż tradycyjne polskie np. tłuste kotlety, które potem bardzo długo mi się przypominają. Zresztą chyba tymi wędlinami i mięsem nieco się już przejadłam ( ile kilogramów tego już w życiu swoim zjadłam ?), teraz mój żołądek preferuje lżejsze jedzenie – serek, pomidor, makaron z warzywami – ale jednak od czasu plasterek jakiejś wędliny też się w mojej diecie zaplącze. Chociaż kiedyś tęsknie patrzyłam na jakiś program, w którym królowało chrupiące golonko, ślinki trochę sobie nałykałam, ale to już niestety też nie jest jedzenie na mój schorowany żołądek. Zresztą generalnie mówiąc osoby nieco wcześniej urodzone, (jak to pięknie kiedyś określiła Darka) zmieniają swoje smakowe gusty, widać na starość człowiek dietetycznie mądrzeje.
Zresztą te wszystkie szyneczki, do których ongiś , gdy były mało dostępne człowiek tęsknił, mają bardzo porównywalny, byle jaki smak. Gdzie im do dawnych
 wspaniałych szynek z kością, na których to kościach obrośniętych naturalnym  tłuszczykiem mój Tata bigosik gotował?
Pamiętam, że gdy kiedyś mięso i wędliny były na kartki, a te lepsze wędliny kupowało się od tyłu sklepu mięsnego ( oczywiście, gdy ktoś miał tzw. „znajomości”), spytałam mojej siostry, co by było, gdyby okazało się, że można już wszystko kupować w dowolnej, dużej, czy malej ilości i nie trzeba by chować zapasów do zamrażarki ” na święta”. Nie wierzyła wtedy w takie możliwości i stwierdziła, że nadal zamrażarka byłaby pełna. teraz tak jest, jak sobie kiedyś marzyłam, możesz kupić 10 dkg tej czy tamtej szynki, 10 dkg pasztetowej czy innej wędliny, tylko….że one wszystkie są mało smaczne. Może właśnie dlatego, że są ogólnodostępne i nie trzeba aż tak bardzo się starać?. A powinno być inaczej, spora konkurencja powinna ulepszać smaki produktów, tak niestety tylko dzieje się w………. reklamie. Reklamy są piękne, kolorowe, wesołe i przekonują o wspaniałej jakości, niestety realia pokazują co innego. I niestety nic nie wskazuje na to, że będzie lepiej, dlatego coraz więcej osób odchodzi od tradycyjnej polskiej kuchni i preferuje na przykład tą śródziemnomorską, lżejszą i o wiele smaczniejszą. Może nie każdy uwielbia owoce morza ( ja lubię, ostatnio nawet przekonałam się do  krewetek czy muli, ktore kiedys dla mnie były obrzydliwe), ale jest tyle innych wspaniałych przepisów – na prawdę polecam. Ich ceny nie są wcale duże, ich przyrządzanie wcale nie jest trudne i czasochłonne, a ta dieta jest po prostu zdrowa, oparta na naturalnej oliwie, warzywach i niektórych  serach no i często własnie na owocach morza i rybach, które są zdrowsze niż tradycyjne mięsko.
Zresztą taką kuchnię preferuje właśnie Julka, a także Monika i Tomek. Mnie się po prostu nie bardzo chce się gotować, ale gdy zostaję przez nich takimi daniami  poczęstowana, moje podniebienie i mój brzusiu są zdecydowanie usatysfakcjonowane.

Specjalnie nic nie piszę o polityce, szczególnie o tych zachodnich ekscesach w Syrii i o ewentualnej interwencji USA i Francji z jednej strony i Rosji z drugiej strony. Robi się bardzo niebezpiecznie, skóra cierpnie, gdy człowiek o tym myśli, jak blisko jesteśmy blisko światowego nieszczęścia.
Oby to wszystko rozwiało  się w pokojowej atmosferze.

Kolorowego dnia życzę

hej ho, hej ho, do pracy by się szło….

Po długiej, nawet bardzo długiej przerwie, powracam dzisiaj do pracy, co prawda nie na swoją placówkę, bo „mój” aparat nadal jest zepsuty i mimo intensywnych starań niestety jak na razie nie znaleziono powodu usterki, ale do tego czasu będę pracowała w naszej rodzimej placówce. Przyznam, że mam lekkiego pietra, bo co prawda ,  kiedyś już tam robiłam zdjęcia, ale kiedy to było?….ho, ho, albo jeszcze dawniej,  na pewno jeszcze sporo czasu przed chorobą mojego Brata.
Ale wtedy tam był całkiem inny aparat, no i inne czasy. Teraz od nowa będę musiała zderzyć  się z nową rzeczywistością, wiadomo, każdy aparat ma swoje własne sekrety i ktoś, kto na nim pracuje już ma łatwiej, gorzej takiemu ” staremu – nowemu”. Muszę wiedzieć co i jak przycisnąć, żeby aparat zaczął działać, no i jak nastawiać warunki ekspozycji, by zdjęcie było dobre i ostre, bo każdy aparat ma inne parametry doboru warunków. Reszta pozostaje taka sama, czyli technika  wykonywania zdjęć pozostaje już  wszędzie taka sama. Najlepsza stroną tej zmiany mojego stanowiska pracy jest to, że rzeczywiście mam bardzo bliziutko, wystarczy zjechać windą na parter i pokonać sześć schodków, ot i cała filozofia, już jestem w pracy 🙂 Drugą bardzo dobrą stroną mojej nowej pracy jest to, że doskonale wszystkich tam pracujących  znam, co jest ważne, nie muszę wchodzić w całkiem nowe środowisko. Co prawda nigdy raczej nie miałam kłopotów z nawiązywaniem nowych znajomości, ale zawsze lepiej jest pracować wśród „swoich”. Tylko żebym za bardzo do tej nowej pracy się nie przyzwyczaiła, bo jednak  do Żabińca i do personelu tej „naszej” przychodni mam ciągle wielki sentyment i tak już chyba pozostanie, wszak pracuję tam już   dobrze ponad dziesięć lat.
Daleko, ale swojsko……… u siebie…….
Tylko mam nadzieję, że znów na jakiegoś księdza z Caritasu się nie nadzieję, bo teraz nie miałabym już czasu tak miło z nim pogawędzić, jak z tym poprzednim.
A zresztą, czy naprawdę wszyscy Caritasowcy muszą znać nasza Olcię? Czy ona rzeczywiście jest aż tak sławna?? 🙂
No, ale jeżeli spotkam kogoś z Caritasu, kto będzie też tak dobrze o Oliwce się wyrażał, posłucham go na pewno z radością !!! Zawsze jest to miłe mojemu sercu.

Jeszcze ciągle lato trwa, mimo, że straszą nas opadami, moje kostki na razie o tym nie wspominają, przespałam wspaniale całą noc, ale na wszelki wypadek Nimesil sobie zażyłam, żebym miała dzisiaj w pracy siłę tuptać. Niestety, ten Nimesil też już trwale muszę włączyć w listę zażywanych  lekarstw i przynajmniej raz na trzy dni muszę go zażywać, a gdy przyjdzie pora deszczowa, pewnie i częściej.

Wczoraj dostałam wreszcie wynik z tego specjalistycznego badania w kierunku cukrzycy, które zlecił mi dr.P. Na szczęście okazuje się, że moja trzustka wciąż produkuje insulinę, która jednak przez pokład mojego tłuszczyku opornie dostaje się tam, gdzie powinna, więc niestety dieta w moim przypadku jest konieczna!!! Tylko jak tu oprzeć się pokusom, zwłaszcza, gdy ma się nazwisko na literę W?
Na przykład wczoraj odwiedziły mnie dziewczynki Daria i Wika ( to one odebrały moje wyniki z analityki i przyniosły kochanej Cioci do domu) i oczywiście zamówiłam wspaniałą pizzę, miałam się patrzeć, jak one jedzą ją ze smakiem? A któż by taką torturę wytrzymał? Pewnie, że uległam, ( obłudnie) oszukując siebie, że dietę rozpoczynam od jutra. Tak, tak, od dzisiaj tylko zielona sałata i woda mineralna, ile razy już tak mówiłam?
Ale w końcu przyjdzie moment, gdy będę musiała się zmobilizować, bo skoro moja cukrzyca wzbudzana jest li tylko moją tuszą, może warto spróbować jeszcze raz? Przecież wiem, że jak się zaprę, to potrafię wiele w tym kierunku zrobić. Nawet ten blog to wie, czytałam kiedyś moje stare wpisy, w których opisywałam moją skuteczną walkę z nadwagą, tylko niestety ten efekt jojo zawsze mnie powalał, łakomstwo też, przyznaję się bez bicia, w końcu każdy ma prawo mieć jakieś swoje słabostki……
Żegnajcie lody i inne frykasy, Ewusia idzie na wojnę z nadwagą!!!!!! Tym razem na serio!!!!

No to odrywam się od mojego ulubionego fotela, od komputera i od polityki ( ciekawe, co zrobią z Gowinem?) i idę w życie.
Miłego wtorku wszystkim życzę.

wstajesz i wiesz……..

 

……..poniedziałek…… zła wiadomość dla uczniów: to już niestety ostatni tydzień wakacji, w przyszły poniedziałek znów zasiądą w szkolnych ławach
i……. najpierw przez kilka dni będą żyć wspomnieniami z wakacji, chociaż nie dla wszystkich były one cudowne, niektórzy rodzice nie mieli niestety odpowiednich  funduszy, aby zabezpieczyć dzieciakom wspaniałe wakacje, a potem….będą czekać na Boże Narodzenie i na następne wolne, czyli ferie. Tak już niestety bywa, dzieci ciągle na takie okazje czekają, tylko w tak zwanym międzyczasie muszą nieco się potrudzić nauką. Przepraszam, tak piszę, jakby wszystkie dzieciaki były leniuszkami, ale generalnie mówiąc, nawet te kujony gdzieś tam z tyłu głowy mają myśli o następnych feriach, czy następnych wakacjach, tak już niestety kręci się od wieków.Trochę mi żal dzieciaczków, ale na szczęście oni potrafią jakoś szybciej przystosować się do codzienności, niż dorośli po urlopie. Może właśnie dlatego, że wiedzą, że niedługo znów będą mieli okazję do zabaw?
Ten okres przedszkolny jest bardzo trudny dla rodziców, bo teraz bardzo muszą trzymać się za kieszeń, wydatków związanych z zakupami szkolnymi są niejednokrotnie przewyższające ich możliwości i na przykład trudno dziwić się rodzicom, że nie decydują się na posiadanie więcej niż dwoje dzieci  i niestety żadne rządowe czy inne pomysły na zwiększenie liczebności Polaków nie pomogą.  Tutaj zdecydowanie wiadomo : chodzi o pieniądze. Nie sztuka bowiem dziecko urodzić, tylko co dalej? jak utrzymać, wykarmić, wykształcić, gdy wokoło taka drożyzna?
Opowiadała mi wczoraj koleżanka na skype, że poszła do kina ze swoją wnuczką i jej koleżanką, ot chciała wnuczce zrobić przyjemność, może i dzieciaki się cieszyły, bo film był fajny, w wersji 3D, ale babcia była „szczuplejsza” o ponad 100zł, bo wiadomo, trzeba było kupić bilety, a do tego konieczny był zakup pop cornu i coli , dziwne, dlaczego paczka surowej kukurydzy, taką, jaką możesz kupić w każdym sklepie, mieści się w granicy 1-2 zł, a w kinie ta sama kukurydza, tylko, że już uprażona ma niesamowite przebicie cenowe: jedna porcja to ponad 10 – 15 zł. Babcia obeszła się ze smakiem, patrząc tylko z uśmiechem jak maluchy ową prażoną kukurydze wcinają i zastanawiała się, czy jutro kupi sobie biały serek na śniadanko, czy zje tylko bułkę z Ramą. Może i przesadzam trochę, ale na pewno na emerycką kieszeń wydatek rzędu 100 zł to już spory kłopot finansowy, a co dopiero mają powiedzieć rodzice, bo na pewno po wakacjach okaże się, że nie jedne buty są już ciasne, a koszulki, bluzki itd za krótkie, zeszyty , długopisy też już nie mało kosztują, no i te podręczniki. Dawniej było tak, że dzieci, których rodziców nie było stać na zakup nowych podręczników korzystały z takowych po dzieciach starszych, teraz nie ma jednolitości w wyborze książek szkolnych, dzieci muszą kupować takie, które ich pani wybierze za najlepsze, czyli rodzice są zmuszeni do zakupu całkiem nowych książek, chociaż na przykład w domu zalegają podręczniki po starszym rodzeństwie. Czy to nie jest marnotrawstwo? Pamiętam, jak pieczołowicie wymazywało się z podręczników jakieś zapiski, czy porobione esy floresy, aby przekazać młodszym podręcznik w całkiem niezłym stanie, gdzie te czasy? Szukamy oszczędności, a równocześnie sami marnotrawimy towary, które śmiało mogłyby służyć innym.

Właśnie, za niedługo zapuka do naszych dni jesień. I ona potrafi być piękna i słoneczna, szczególnie ta pierwsza ich część. W Facebooku na stronie wstajesz i wiesz zamieściłam takie swoje spostrzeżenie : ponieważ program Wstajesz i wakacje cieszył się tak dużym powodzeniem, zaproponowałam, aby jeszcze na przykład przez miesiąc przedłużyć taki program w terenie. Przecież można by pokazać naszą sławną polską złotą jesień w górach, okolice Bieszczad, Karpat, Beskidów są naprawdę jesienią malownicze. Na pewno teraz w weekendy będzie też  sporo wspaniałych wycieczek, spacerów górskich, już nie mówiąc o tm, co wielu Polaków lubi najwięcej, czyli o grzybobraniu, szczególnie, że podobno ostatnio w lasach już sporo grzybków się pokazało. Przy okazji można pouczyć ludzi jak i które grzyby można zbierać, nigdy takich nauk za mało, bo ciągle zdarzają się przykre przypadki złego grzybobrania.
Pewnie ten pomysł nie jest zły, tylko logistyczne ogarnięcie tego tematu nie jest proste, wymaga dużo nakładu pracy, na co może już być  teraz za późno,
no i przede wszystkim wymaga też sporego nakładu pieniędzy, więc raczej na realizację mojej propozycji, przynajmniej w tym roku, nie ma co liczyć, ale przeciez zawsze warto swoje pomysły  do TVN-u przesłać, tym bardziej, że naprawdę te  programy im świetnie wychodzą.

Życzę wszystkim miłego poniedziałku i miłego tygodnia, podobno jeszcze z pogodą, co prawda zmienną, jest możliwość opadów, ale i słonka ma nie zabraknąć.

witam w niedzielę

 

Przyrzekam, dzisiaj nie będę się już wymądrzać, wszak każdy ma swój rozum i po swojemu wychowanie dzieci pojmuje.
Jednakowoż dalej twierdzę, że moje tezy są prawdziwe i słuszne i na tym koniec, nie będę tego tematu w nieskończoność ciągnąć.
Po co, przed nami piękna niedziela, za oknem świeci słoneczko….

Przyznam, że ta cisza nieco mi doskwiera ( czasami), fajnie by było od czasu do czasu do kogoś gębę otworzyć, nawet rozmowa z Magdą przez telefon to nie jest to samo. Julka owszem w domu bywa, ale przeważnie wtedy śpi, więc też nie bardzo mam kiedy z nią rozmawiać. Jeszcze tydzień i znów mieszkanie się zaludni ( i „za-psi”), pewnie przewrotnie będę wtedy narzekała na za wielki harmider, nigdy człowiekowi nie dogodzisz 🙂
Wczoraj byłam lekko zawiedziona, że nie ujrzałam Ulki na poznańskim Rynku, kiedyś byłoby Jej pewnie łatwiej, bo zdaje mi się, że właśnie w tej okolicy mieszkała, teraz przeprowadziła się gdzieś dalej. Dzisiaj będzie ciąg dalszy wizyty Jarka Kuźniara wraz z ekipą TVN w Poznaniu, tym razem będą  w Poznaniu,na Malcie oddawać się sportowym zawodom, tam już na pewno Ulki nie dojrzę, chociaż może akurat jakaś niespodzianka mnie spotka??, na wszelki wypadek Ulu dalej kukać będę :-).

Wczoraj znalazłam na face faceta, który jest po prostu zwyczajnym łobuzem, o mało nie spadłam z fotela, gdy zobaczyłam jego liryczne wpisy i  piękne, wprost malownicze  zdjęcia, no nic, tylko do serca przyłóż, jaki z niego romantyk. Gdybym nie wiedziała, ile złego uczynił mojej rodzinie, a przy okazji także i mnie, pomyślałabym sobie, ale fajny facet. Co prawda obecne zdjęcie jego twarzy skryte za seksy okularami w pierwszym momencie wzbudziły we mnie wątpliwości, jednakże po przejrzeniu jego dużo wcześniejszych wpisów ze zdjęciami upewniłam się co do tej osoby. Co prawda zawsze utrzymywał pozory uprzejmości, ale niestety to były tylko pozory ( przez moją Siostrę, przeze mnie  i jeszcze kilka osób szybko wyłapane), ale w jego duszy ( a czy w ogóle on ma duszę?) siedział demon zła. Jest to jeszcze jedno ostrzeżenie, że w internecie niejedna obłudna osoba ukrywa swój parszywy charakter i bardzo łatwo niestety na to można się nabrać. Trzeba bardzo uważać, bo nie wszystko złoto, co się świeci.
Cukierek też może być pięknie opakowany, a w nim zawarta może być trucizna……

Ale nie warto już o tym pisać, niepotrzebnie wzbudziłam w sobie tylko złe wspomnienia ………..
Przecież nie tylko samych prawych ludzi na drogach swojego życia człowiek napotyka, w szczególności w ostatnich czasach wielu różnorakich szubrawców wykorzystujących innych ludzi niestety jest coraz więcej.

A propos – teraz jakoś gazety rozpisały się o „instytucjach”, których przedstawiciele dzwonią na telefon miejski, albo komórkowy i naciągają na branie udziału w pokazach czy sesjach zdrowotnych. Najczęściej dzwonią do osób starszych, bo im łatwiej później wcisnąć jest jakieś barachło, typu: wspaniała pościel, wspaniałe garnki, czy masażery  ( ten ostatni niestety sama  nieopatrznie kupiłam na raty, ale od czasu do czasu używam). Okropnie mnie denerwowała liczba takich telefonów, bo ile razy dziennie można na przykład z końca pokoju, albo z łazienki lecieć, aby się dowiedzieć tylko, że znów ktoś chce mnie naciągnąć? Udało mi się założyć  na telefonie komórkowym  blokadę numerów  zastrzeżonych, a od poniedziałku będę miała  założoną też podobną blokadę na telefonie miejskim. Jeżeli ktoś zadzwoni do mnie z telefonu zastrzeżonego, dostanie uprzejmy komunikat, że abonent takich telefonów nie przyjmuje i aby porozmawiać z taką osobą, trzeba niestety się ujawnić. Niektóre firmy co prawda nieco się wycwaniły i odbierając od nich telefony ujawnia się nawet numer, ale jak mnie poinformowała pani z telekomunikacji są to numery fałszywe, to znaczy oddzwaniając do nich do nikt nie podniesie słuchawki – niestety na  takie dictum nie ma już rady. A panie potrafią być bardzo nachalne, kiedyś gdy mi się jedna taka pani  przedstawiła od razu grzecznie jej powiedziałam, że dziękuję, ale nie jestem zainteresowana, po czym odłożyłam słuchawkę, a za sekundę pani znów do mnie zatelefonowała z pretensją, że nie chcę z nią rozmawiać a nawet nie wiem co chce mi zaoferować. Znów odpowiedziałam jej , tylko tym razem z nieco podniesionym głosem, że nie mam wcale ochoty z nią rozmawiać i  odłożyłam telefon, a ona znów do mnie dzwoniła, z tym, że trzeci raz telefonu już nie odebrałam.  Innym razem pani grzecznie mnie spytała, czy rozmawia z …. tu podała imię i nazwisko mojej siostry,więc jej odpowiedziałam, że ta pani już nie żyje, a skoro pani do mnie dzwoni, to proszę najpierw sprawdzić w książce telefonicznej aktualnego właściciela telefonu, a nie dzwonić z pamięci i odłożyłam słuchawkę. Po chwili pani znów do mnie zatelefonowała i nakrzyczała na mnie, że jestem niegrzeczna, bo odkładam słuchawkę. No ręce i nogi opadają  na takie dictum, dlatego bardzo się cieszę z tych założonych blokad.
Jeżeli ktoś będzie miał do mnie interes, lub będzie miał po prostu ochotę  sobie ze mną porozmawiać będzie miał taką okazję tylko po wyświetleniu się jego numeru 🙂
Anonimów nie toleruję.
A co jeszcze jest zabawne, że gdy dzwoni anonimowy telefon, a mnie nie ma akurat w domu, na mojej sekretarce miga czerwone światełko i ukazuje się…mój numer telefonu, to tak, jakbym sama do siebie telefonowała, śmieszne co?

No to życzę miłej niedzieli.

P.S. 1,2,3,4,5,6,7,8,9, 10……tyle sobie poukładałam na stoliku tabletek do zażycia i……. niestety, im człowiek starszy, tym mu lekarstw przybywa………                                                                                                  

złota rybka

 

Bardzo się cieszę z wczorajszych licznych komentarzy, myślę, że po ich przeczytaniu Magda jest zadowolona, że jej praca nad córką została doceniona.
To na pewno dla Olki jest bardzo trudny okres życia, każdy z nas przeżywał te chwile młodzieńczego buntu, gdy wydawało się, że ja na pewno mogę i zrobię więcej niż moi rodzice, bo w młodzieńczych latach ma się pewne ideały, które chciałoby się wprowadzić w życie, nie jest to zawsze łatwe, bo często napotyka się właśnie na różne przeszkody, którymi są choćby różnice w poglądach pokoleń i rzadko udaje się je pokonać, albo dojść do konsensusu z rodzicami. Magdzie i Oliwce  udało się jakoś ten konsensus osiągnąć, przy oczywiście obopólnych ustępstwach. I o to właśnie w wychowaniu własnego dziecka chodzi..
Zresztą młodzież jest różna, część z nich idą na tak zwaną łatwiznę, czyli alkohol, papierosy, narkotyki, ci bardziej ambitni szukają swojej drogi w nauce, sporcie, czy w działaniu jak Oliwka właśnie w takich społecznych organizacjach, ale jak już mówiłam, wszystko to jednak zależy od rodziców, którzy potrafią,  zaufać własnemu dziecku, ale równocześnie delikatnie i taktownie mieć kontrolę nad własnym dzieckiem. A nie jest to wcale łatwa sprawa, bo równocześnie trzeba pamiętać, że dziecko i to młodsze i to nieco starsze jest też wolnym człowiekiem, mającym prawo do swojej intymności, do swoich tajemnic i swoich radości.
I mądra matka ( bo to na ogół głownie matce życie przydziela tą rolę) potrafi nawiązać z własnym dzieckiem taki kontakt, że dziecko intuicyjnie czuje, co w życiu jest dobre, a co złe, a miłość ich  łącząca potrafi czasami wybuchające konflikty załagodzić i zgnieść w zarodku.
Nie wystarczy bowiem   po prostu poprosić złotą rybkę, aby dzieci były mądre i obrały dobrą drogę życia, trzeba nad tym niestety sporo się napracować.
Pytacie pewnie, skąd tyle wiem o wychowaniu dzieci, skoro sama własnych nie posiadam?
Otóż przypominam, że przy mnie  wychowywało się aż dwa pokolenia naszej młodzieży, najpierw dzieci siostry i częściowo brata, który po pewnym czasie przeprowadził się do swojego mieszkania i z trójką ich młodszych  dzieci już takiego bliskiego kontaktu nie miałam, potem kolejno ich wnuki  i bardzo często byłam ( a teraz też i bywam) takim swojego rodzaju buforem pomiędzy rodzicami i dziećmi w mniejszych, czy większych konfliktach, zawsze starając się stawać w słusznej sprawie po stronie  poszkodowanego. Nie chwaląc się wcale, zawsze dzieci miały do mnie duże zaufanie i w sprawach dla nich trudnych mnie wybierały jako negocjatora w rozmowach z rodzicami , a teraz, na stare lata za to darzą mnie szacunkiem, z czego bardzo oczywiście się cieszę.
Ale to nie o mnie miał być ten wpis 🙂 To tylko taki malutki  mój indywidualny „wkręt”

Trzy dni temu były urodziny mojego Taty, piszę o tym dopiero teraz, bo zawsze wydaje mi się, że obchodził urodziny 23 sierpnia, widać to rodzinne, moja siostra też zawsze myliła dzień moich urodzin 🙂
Tata Emil był wspaniałym człowiekiem, mimo, że był bardzo zapracowany to on starał się wpajać we mnie wszystkie życiowe ideały, niestety Mamę straciłam bardzo wcześnie, miałam wtedy 10 lat i to właśnie mój Tata starał się zastępować Mamę w moim wychowaniu i widać, że jednak to mu świetnie się udało.
Wiele jego przekazów życia pozostało we mnie do dzisiaj.
Teraz Tata skończyłby już 107 lat……… wiadomo, że raczej by  już nie żył, ale i tak mam poczucie, że zmarł o wiele za wcześnie, był w pełni sił, pracował, podróżował, chciał żyć, niestety zawał serca przeciął jego życie w wieku 68 lat. To była wielka tragedia dla jego dzieci, a szczególnie dla mnie, bo i Brat i Siostra mieli już swoje rodziny, ja ciągle byłam ” przy Ojcu”.
Bardzo mi Go brak, Jego ciepła, Jego dobroci, Jego mądrości. Bardzo kocham swoich Rodziców i za Nimi bardzo tęsknie.
Mam nadzieję, że tam kiedyś w tym lepszym świecie i z Nimi i z Rodzeństwem i resztą Rodziny kiedyś się spotkam.
Tatusiu, ta róża jest dla Ciebie !!!!!

Uleczko! Dzisiaj dzięki TVN-24 jestem u Ciebie w Poznaniu na Starym Rynku, jutro z programem będziemy na Malcie. Pozdrawiam Cię serdecznie, kukam, czy gdzieś tam Ciebie przypadkiem nie zobaczę…..

Wszystkim przemiłej soboty życzę.

To był bardzo miły dzień

 

Rzadko się zdarza tak miły mojemu sercu dzień, jak ten wczorajszy.
A wszystko to zaczęło się od mojej wizyty w pracowni rtg w naszej kamienicy, To jest ta sama, nawet powiedziałabym, że macierzyńska placówka naszej rodzinnej firmy. Miałam tam załatwić jakieś formalności, więc zeszłam na dół i musiałam chwilę poczekać. W poczekalni siedział jakiś ksiądz, zobaczyłam, że ma malutki emblemat Caritasu. A ponieważ nasza Oliwka ostatnio bardzo intensywnie pracuje dla Caritasu, delikatnie go zagadnęłam. No i oczywiście zaczęła się ta miła rozmowa.
Okazało się, że Oliwka jest bardzo znana i ceniona  w środowisku Caritasu.Wszyscy ją bardzo lubią, bo jest bardzo grzeczna, układna i przede wszystkim z wielkim entuzjazmem podchodzi do powierzonej jej funkcji. Jest uczynna, a jej opieka nad powierzoną jej młodzieżą na niedawno spędzanych obozach była bardzo przez władze obozu chwalone. Była jedną z młodszych woluntariuszek, a jednak mimo młodego wieku była bardzo odpowiedzialna. Do jej funkcji należało między innymi przeprowadzenie porannej gimnastyki, co podobno czyniła bardzo profesjonalnie. Dzieciaki wprost ją uwielbiały, chociaż czuły przed nią pewien respekt, nie pozwoliła sobie wchodzić im na głowę i była bardzo w stosunku do nich konsekwentna, ale nigdy na nich nie podniosła głosu, raczej starała się im wytłumaczyć, gdzie jest błąd w ich postępowaniu.
Był nawet taki mały „incydent”, o którym widać ze swojej skromności Oliwka nie wspomniała swojej Mamie, mianowicie kiedyś podczas wizyty nad jeziorem dwoje młodzieniaszków zaczęło się kłócić, potem potrącać, w rezultacie jeden z nich wpadł do wody. Oliwka natychmiast zareagowała, pomogła poszkodowanemu wydostać się z jeziora i potem pogodzić tych dwóch kłócących się chłopców. Sprawa zakończyła się szczęśliwie na tyle, że już władze obozu nie musiały nadal interweniować. Miło było słuchać tych pochwał tego księdza, że miła, serdeczna i zawsze jest  pierwsza chętna do wykonywania obowiązków.
Podobno była bardzo aktywna przy organizacji, a potem przy samym już trwaniu całej imprezy Rio  w Krakowie, oczywiście była też nadwornym fotografem tej imprezy. Jej zdjęcia pokazały, że umie odnaleźć te najważniejsze, godne zainteresowania i wyróżnienia momenty, dzięki temu powstała bardzo ciekawa fotograficzna  sesja dokumentująca Rio Kraków 2013.
Na koniec ten ksiądz uściskał mi rękę i z uśmiechem powiedział : proszę przekazać  Mamie Oliwki, że na prawdę powinna być dumna, że ma taką wspaniałą córkę.
Widać, że jej Mama wsadziła dużo serca w jej wychowanie.

 

Zawsze wierzyłam w Oliwkę, wiem, że to dobre dziecko, sorry, teraz już panna, Babcia Ania byłaby na pewno z niej dumna, ale nie wiedziałam, że taki z niej aniołek, bo czasami, małe różki tez potrafi czasem pokazać, jak to na młodzież przystało, bo zawsze, od wieków trwa pewnego rodzaju ” wojna pokoleń”
Najważniejsze jednak, że Magda, jako Mama potrafi z nią znaleśc wspólne zdanie, bo kto, jak nie Matka zna swoje dziecko najlepiej. I cieszę się, jako Ciocia – Babcia, że tak dobrze ją wychowała. Chociaż niektórzy mogą Oliwkę widzieć nieco inaczej, uważam, że jest to na prawdę wspaniała dziewczyna. A potwierdzeniem tego była oczywiście ta przeprowadzona wczoraj rozmowa.
Teraz przed nią ciężki, ostatni rok nauki w gimnazjum, musi bardzo się postarać, aby przejść do dobrego liceum, czeka ją bardzo intensywna praca, więc pewnie nieco będzie musiała odpuścić sobie nieco pracę w Caritasie, chociaż nie sądzę, by ją całkowicie porzuciła, za bardzo się w tą wspólnotę wdrożyła.
Ale ten rok właśnie zaważy na jej przyszłości, najpierw dobre liceum, potem studia, mam nadzieję, że Babcia Ania tam z nieba uśmiecha się do niej i na pewno jej pomoże dobrą drogę obrać. Ja też za nią trzymam kciuki.

Wszystkim życzę miłego weekendu

Dzień dobry w środę

Ulu, ten bukiet jest dla Ciebie !!!

 

 

Jak się cieszę, że dzisiaj środa, to ulubiony dzień Ulki i oczywiście mój. Pozdrawiam Cię serdecznie Uleczko, słonka dzisiaj nie mogę Ci podesłać, bo w Krakowie ponuro i chłodno ( może i dobry taki oddech od upałów), ale posyłam Ci serdeczne uśmiechy i całuski.

Dzisiaj nieco później wpis zrobiłam, bo rano byłam u „skorpionów” czyli w pracowni analitycznej. Udało mi się nieco dłużej pospać, czyli do 6.30,  potrafiłam opanować głód ( najgorsza jest w tej materii noc i nad ranem), byłam na czczo, więc  pojechałam na badanie. Oczywiście swoje w kolejce odstać musiałam (mimo, że badanie pełnopłatne), a wynik za kilka dni dopiero będzie, ale zrobiłam to co najważniejsze. Na skutki jeszcze trochę  musimy poczekać.

A co poza tym?
Ciągle jeszcze głośno jest wokół sprawy rozróby na gdyńskiej sprawy. Oczywiście, co było do przewidzenia, prawica ujęła się za biednymi „patriotami”, bo to nie kibole podobno tą awanturę urządzili, tylko „zwykli chuliganie” i ( co też było do przewidzenia) całą winę za to zamieszanie zrzucili na rządzących, szczególnie na ministra Sienkiewicza. Tak najłatwiej, tylko, że Pisiory nie zdają sobie sprawy, że ta współpraca z kibiolami kiedyś wielką czkawką im się odbiją.
A ja uważam, że pan minister miał rację twierdząc, że najwyższa pora zresocjalizować tą antyspołeczną grupę, na pewno przydaliby się do prac przy budowie mostów lub dróg, tam przynajmniej nadmiar swojej energii  z pożytkiem by spożyli i respektu i szacunku jakiegoś by się nauczyli.
Prosta sprawa: jedna rozróba 3-5 miesięcy przymusowej pracy, mam nadzieję, że nikt nie powie, że to niedemokratyczne podejście do tego typu ludzi, do tych nierobów, alkoholików i narkomanów, które jedno co potrafią to bić, kopać, wymachiwać maczetami  i zabijać. Dlaczego ja, pan, pani, mają pracować, a oni bezkarnie konsumpcyjnie tylko do życia podchodzić?  To nie jest demokracja, to jest przyzwolenie na to, żeby część społeczeństwa bezkarnie mogła być pasożytami, w dodatku siłą wymuszający  swoje dzikie prawa.
Dosyć tego, do dzieła panie ministrze Sienkiewicz!!

I tą odezwą konczę ten mój wpis, mam nadzieję, że wiele osób pod moim wyzwaniem się podpisze.