Dziękuję

 

Dziękuj Magda Italiana, że doceniłaś wczoraj moją „twórczość”
Ot tak czasami na starość na romantyzm mi się zbiera.
Ale fakt, że pora wiosenna to istny romantyzm.
Bo jak tu się nie rozmarzyć, gdy wokoło robi się zielono i kolorowo, gdy ptaszki śpiewają wesoło, gdy słonko przygrzewa trochę silniej, gdy dzień się robi coraz dłuższy…..

Wczoraj miałam  jednak nieco trudny  dzień.
Pewnie dlatego, że nie dowierzając prognozom i termometrowi   jednak trochę za grubo się chyba ubrałam.
Ale jest ponoć takie powiedzenie, że lepiej dźwigać, niż ścigać.
Tylko było mi trochę ciężko i  niestety stopy nieco odmawiały mi popołudniu  posłuszeństwa i pod koniec dnia piekły już niemiłosiernie.
Ale się jednak zmobilizowałam i z pracy  do autobusu, a potem z autobusu do domu jakoś doszłam.
Może nie był to dziarski krok, z jakim z domu wyruszyłam, ale na szczęście nie musiałam jechać jak kiedyś taksówką.
Pamiętam te „złe czasy”, gdy każdy krok był dla mnie mordęgą i cieszę się, że jestem na tyle lżejsza, że nogi mogą mnie już unieść.
Strach pomyśleć, co bym teraz musiała robić, bo właśnie okres, gdy robi cię ciepło, a nawet potem gorąco był dla mnie szczególnie uciążliwy.
Nogi puchły w kostkach, stopy bolały, w kręgosłupie czułam ból, jakby mnie ktoś na pal nabijał,  w piersiach dech mi zapierało, musiałam stanąć, by złapać oddech i uspokoić bijące szybko serce, jednym słowem – KOSZMAR.
I wtedy tak sobie myślę, jak to dobrze, że jednak 14 kwietnia 2015 roku poddałam się tej operacji.
Nie wiem, czy dzisiaj bym w ogóle chodziła!!!!
Tak więc nie powinnam teraz wcale narzekać, bo te niewielkie niegodności które czułam jak na przykład wczoraj są niczym w porównaniu z tym, co jeszcze było ponad rok temu, a dzisiaj byłoby jeszcze gorzej!!!
To prawda, chodzę sobie pomału i bardzo ostrożnie, bo ciągle boję się, że znów o coś tą moją nogą zahaczę i upadnę, ale z każdym dniem walczę z moimi fobiami i ruszam przed siebie. Tylko muszę pamiętać, że mogę nosić tylko bardzo wygodne i bardzo miękkie buty, najlepiej z dodatkowymi miękkimi wkładkami. Ciągle te stopy mam okropnie wrażliwe, czuję najmniejszy kamyczek, na który niechcący nadepnę, czy nawet przeszkadza mi szew ze skarpetki, który mnie po pewnym czasie zaczyna uwierać. Niestety z powodu złego ułożenia stóp (tzw płaskostopie  poprzeczne) mam tendencję do nierównomiernego  ich obciążania  i w związku z tym do tworzenia się modzeli, które niestety też bardzo dają się we znaki.
Ale tego niestety już nie zmienię, jako dziecko nie chciałam nosić specjalnych wkładek korygujących ułożenie stóp podczas chodzenia i teraz mam tego bolesne konsekwencje.
Kto nie słucha Ojca Matki, tej psiej skóry słucha – mówią i niestety jest w tym sporo racji. Szkoda tylko, że mój Tata nie był do końca konsekwentny i nie przypilnował do końca, abym jednak wkładek do butów używała.
Pamiętam, jak płakałam rzewnymi łzami, gdy ubierałam buty z tymi niewygodnymi okropnie wkładkami. Fakt, to było przecież ponad pół wieku temu i w porównaniu z tymi dzisiejszymi były okropnie toporne, twarde i niewygodne. Wreszcie kiedyś się zbuntowałam i powiedziałam, że na pewno takich twardych ciżem nosić nie będę i…Tata odpuścił, co miał biedaczek ze mną zrobić?

Ale raczej wczorajszy dzionek był pogodowo bardzo udany. Jednak brak słońca bardzo człowiekowi doskwiera, od razu robi się jakiś taki ospały.
A gdy słonko wypuści swoje promyczki od razu na duszy weselej się robi i świat taki jakiś lepszy się wydaje…..
Tylko po co ja ubrałam wczoraj ten golf i przejściowy paszcz? W zupełności moja wiosenna kurtka w kratkę by wystarczyła. Szczególnie, że szłam dopiero na popołudnie, więc pogoda była już w miarę wyklarowana.
Ale dzisiaj już tego błędu nie zrobię, dokładnie obejrzę sobie termometr i zobaczę, jak słupek rtęci reaguje na poranek, sprawdzę na Iphonie i na Onecie prognozę pogody na cały dzień, bo ta poranna temperatura może być myląca, chwilkę postoję sobie na balkonie, żeby cieleśnie ustalić ciepłotę powietrza i dopiero wtedy zacznę planowanie mojego ubioru.

No to dzisiejszy poranek i południe szybciutko miną, a potem już…..WEEKEND , NARESZCIE WEEKEND!!!  I TO JAKI DŁUGI!!!
Wciąż jeszcze do końca nie mam go zaplanowanego, chociaż dostałam już od Magdy zaproszenie do Modlnicy.
Jeżeli będzie pogoda, to będzie wspaniale, ale po co mam siedzieć w zapłakanej na przykład Modlnicy? To już wolę sobie pospać u siebie w domku.
Tak więc wszystko zależy jednak od aury, która się w ten weekend rozpanoszy.
Ale trochę czarno to widzę, moje kosteczki znów doskwierają!!!! Czyżby jednak deszcz miał nastąpić???
Życzę i Wam i sobie sporo słoneczka i ciepełka na ten wspaniały, majowy weekend.
A co do ewentualnego menu mam już nawet plany, ale na razie o tym cicho sza……

W Lotka znowu  nic nie wygrałam, ale ciągle żyję ułudą, bo znów nie padła główna wygrana i kumulacja znów się powiększyła.
Może następnym razem, czyli w sobotę ja tę szóstkę wreszcie trafię ????
Pewnie jednak źle zapamiętałam te podane mi w śnie liczby.
Może znów mi się one przyśnią? Wtedy już nawet w środku nocy wstanę i je sobie zapiszę.
Na wszelki wypadek przygotowałam sobie długopis i kartę 🙂
Ale niestety tej nocy w śnie liczb odpowiednich mi nie przekazano, może dopiero w nocy z piątku na sobotę one mi się przyśnią?, losowanie i tak jest dopiero jutro 🙂
Jedna cecha, która jednak mi pozostała to wiara w cuda……. chociaż czasami i one się zdarzają…….

No to fajnego piątku życzę        

Nimesil jest świetny, a bez…….. nas rozczula

  

Rzeczywiście wierzę w zbawienną moc tego leku, przynajmniej na mnie działa silnie przeciwbólowo.
Pewnie poprzedniej nocy źle spałam, budziły mnie różne bóle w związku z wczorajszą, można rzecz całkiem jesienną pogodą.

Przez calutki wczorajszy  dzień padało i padało i w dodatku było zimno, więc ubrałam na siebie cieplejsze spodnie, golf i przejściowy płaszcz. Dzięki temu jakoś ten wczorajszy padający dzień przeżyłam. Ba, nie tylko przeżyłam, ale nawet moje nogi nie odmawiały mi wcale posłuszeństwa, czyli wracam myślą do tytułu mojego dzisiejszego wpisu : Nimesil  jest świetny, bo jest, nie da się temu zaprzeczyć.
A kiedyś zaproponowała mi zażywanie Nimesilu moja siostra – to była wspaniała lekarka, z naprawdę świetnym wyczuciem medycznym, wiedziała, co komu przepisać, żeby pomogło. Ale przede wszystkim bardzo jej wierzyłam, bo zawsze mi zaordynowała skuteczne tylko leki. I chociaż wiem, że Nimesil ma uboczne, zgubne na przykład na wątrobę skutki, ale go zażywam od czasu do czasu, nie nadużywając jego zbawiennego rezultatu.
A tak między nami mówiąc, to który lek jest całkowicie pozbawiony szkodliwych cech? Na jedno pomoże, na inne niestety szkodzi. Dlatego zawsze trzeba je zażywać z umiarem i dokładnie według zaleconej dawki, nie można nic na własna rękę kombinować.
W dodatku przy tym olbrzymim deszczu prześladował mnie wczoraj najwidoczniej pech, bo w obydwóch moich parasolkach kolejno psuły się sprężyny i parasolka sama się zwijała, trudno było całkiem suchym dojść do pracy, Trudno, czeka mnie znów nowy wydatek!

A wczoraj  koło mojej pracy bez też płakał deszczem, kropelki osiadały na jego kwiatkach i jego listkach i wyglądał bardzo żałośnie.
Może i trochę tej deszczówki się napił, ale chłodny wiatr smagał jego jeszcze małe listki i kwiatuszki.
Teraz przydałoby się troszkę słonka, żeby bez zaczął pięknie pachnieć. A zapach bzu jest przecież oszałamiający, można dostać od niego zawrotu głowy
i kołatania serca też, zwłaszcza gdy w pobliżu znajdzie się kochana Osoba……

 

Gdy bez zakwita w ogrodzie,
barwami różnymi nas wabi,
to nawet przy gorszej pogodzie
jesteśmy bardziej łaskawi.
I uśmiech na twarzach nam gości,
i łza się w oku zakręci,
bo  nie ma w nas przecież złości,
są tylko dobre w nas chęci.
Przytulasz  osobę kochaną
i czujesz się już jakby w niebie,
najdroższy wstało już rano,
idziemy na spacer przed siebie.
Owionie nas zapach wiosny,
do życia da nam kuksańca,
a ptasząt szczebiot radosny
przygrywać nam będzie do tańca.
Będziemy szczęśliwi, weseli,
promykiem słonecznym skąpani,
w odcieniach fioletu i bieli,
bzu słodkim zapachem owiani

Ewa.W. 27.04.2016


 

Chyba ten mój  wiersz troszkę nam pomógł, bo wstał piękny, słoneczny, acz nieco chłodny poranek i na cały ten dzień zapowiadają raczej jeszcze niską temperaturę, może dopiero jutro wyraźniej się ociepli?? Słoneczko, grzej nam mocniej i mocniej, nie leń się, przecież to już wiosna!!!
Jak na razie dzisiaj jeszcze ani z ciepłego swetra, ani z przejściowego płaszcza nie wyskakuję, skoro maksymalnie temperatura ma osiągnąć tylko 10 stopni?

Wczoraj kładąc się spać pomodliłam się raz jeszcze za duszę śp. Halinki i poprosiłam Ją, by mnie kiedyś odwiedziła.
I była już u mnie tej nocy, przyszła niestety w śnie, a nie na jawie, a śniła mi się bardzo, bardzo wyraźnie. Pokazywała mi swoje obrączki i pierścionki, które nosiła na palcach, sprawdziłam w senniku, obrączka oznacza znak przyjaźni , a pierścionek – zapowiedź dobrych zmian i zapowiedź dobrych dni.  Potem we śnie pokazywałam Hnovci  swoje mieszkanie i stare, rodzinne zdjęcia. To był bardzo spokojny i przyjemny sen.
Dziękuje Ci Halinko za te odwiedziny!!!! Już teraz wiem na pewno, że byłaś wspaniałą Przyjaciółką.

Dzisiaj idę na popołudniu do pracy, ale muszę tam być nieco wcześniej, albowiem tak umówiłam się z pacjentem, którego nie udało mi się z powodu awarii aparatu zbadać w poniedziałek i na dzisiaj ma wyznaczony nowy termin. Mam nadzieję, że tym razem już wszystko odbędzie się bez przeszkód.
Oczywiście w drodze do pracy muszę wstąpić do kolektury Lotto, albowiem dzisiaj jest spora kumulacja – 20 milionów złotych.
Jednak nadal jestem niepoprawna, ale tej nocy przyśniły mi się numery Lotka, tylko nie wiem, czy na pewno dobrze je spamiętałam, czy coś nie sknocę.
Ale próbować trzeba, bo warto, pula jest ogromna i……

Życzę wszystkim miłego i spokojnego, słonecznego czwartku i dobrego humorku na calutki dzień.
Już jutro wszak rozpoczynamy długi weekend…..

nie zapomniałam !!!

Dzisiaj kolejna środa  –  dzień świąteczny dla mnie i dla Ulki.
Pozdrawiam Cię serdecznie Ulu w ten nasz środowy dzień i całuski i serdeczności jak zwykle do Ciebie przesyłam z wieloma uśmiechami, chociaż dzisiaj zapewne i dla mnie i dla Ciebie i wielu jeszcze innych osób to dzień raczej smutny, albowiem dzisiaj o godzinie 11-stej  pożegnamy na Cmentarzu Na Wólce w Warszawie naszą Kochaną koleżankę Hnovę.

Ani Ja, ani Ty nie możemy niestety dzisiaj towarzyszyć w Jej ostatniej już ziemskiej drodze, ale przynajmniej wirtualnie możemy złożyć na Jej grobie tę  różę i zapalić światełko, które niech Jej towarzyszy już przez całą wieczność.
Również i u siebie w domu  zapaliłam w dniu dzisiejszym świeczkę w intencji pamięci Hnovy.
Jaką była wspaniałą kobietą i przyjaciółką już pisałam, nie ma potrzeby się powtarzać, bo każdy kto Ją znał będzie już na zawsze nosił Ją w swoim sercu, w swojej pamięci.
Za wcześnie odeszłaś od  nas Hnovciu, stanowczo za wcześnie, ale spoczywaj w spokoju i radości wiecznej, na którą sobie  swoją niezwykłą dobrocią w pełni tu na tej ziemi zasłużyłaś,

Aparat rentgenowski na szczęście już jest naprawiony i dzisiaj znów staruję z moją pracą. I całe szczęście, bo bardzo nie lubię sytuacji, gdy muszę się tłumaczyć pacjentom, dlaczego nie można w danej chwili zrobić zdjęcia, skoro wcześniej są zarejestrowani.
Zawsze czuję się poniekąd wtedy winna, ale przecież to jasne, że nie jestem w stanie przewidzieć kiedy taka awaria nastąpi i jak długo będzie trwać.
Tak jak pisałam, pan inżynier na szczęście znalazł wczoraj  czas dla naszego aparatu i potraktował nas nie tylko bardzo solidnie, ale wręcz priorytetowo, stąd kłopoty, przynajmniej taką  mam nadzieję, na dłuższy czas się oddaliły.

Wczorajszy dzień nie należał do tych najcieplejszych, bo troszkę chłodnawy wiatr psuł nam nieco humory, ale przynajmniej było słonecznie.
Teraz dni już są o wiele dłuższe i później słonko zachodzi (jeżeli oczywiście w ogóle się pokaże) i całkiem późno zapada zmierzch, a potem wieczór.
A ptaszki tak pięknie i wesoło już śpiewają….
Naszym bocianom w Przygodzicach jakoś nie bardzo się układa pożycie małżeńskie, częściej ich nie ma na gnieździe, niż są, ale w innych gniazdach, które też można obserwować przez kamerki, bociany doczekały się już kompletu jajek – znak, że będą tam małe bocianiątka.
Tylko żeby bocianie rodzicie i bocianie dzieci przetrwały ten niezbyt ciepły i niezbyt przyjazny im okres.
Kto jest ciekawy, jak wygląda życie w bocianim gnieździe polecam stronę  http://www.bocianyonline.pl/kamery.html
A potem wystarczy tylko z zamieszczonej listy gniazd wybrać te, które nas interesują i wejść na odpowiednią stronę, a kamerka sama już się włączy.
Na przykład w Ustroniu Śląskim bociany doczekały się aż 5 jajeczek. Bociania mama, mimo deszczu, dzielnie jajeczka wygrzewa, a zmoknięty  tata-bocian jej dzielnie sekunduje.  To się nazywa prawdziwa miłość!!!!

Dzisiejsza noc nie należała do tych udanych. Kilkakrotnie budził mnie ból wszelakich moich kosteczek, a rano pierwsze co sięgnęłam po mój zbawienny Nimesil, by troszkę te obolałe miejsca uspokoić.
Naprawdę  Nimesil mi bardzo pomaga, bóle ustępują, albo stają się całkiem znośne i mogę prawie że normalnie egzystować.
A dzisiaj mam już pozapisywanych kilku pacjentów, więc muszę się do nich uśmiechać i nie pokazywać im, że cokolwiek mnie boli. Bo taka moja postawa od razu pozytywne również i dla cierpiącego chorego ma działanie. Wspominam tu mój ostatni pobyt w Szpitalu i tę serdeczność nie tylko lekarzy, ale również i pielęgniarek i pań niższego personelu. Nie jest wcale łatwo zmienić bez żadnego odruchu odrazy brudny pampers, a panie robiły to z uśmiechem i z dobrym słowem. Wiele było pacjentek w wieku bardzo starszym, czasami nawet nie zdającymi sobie sprawy z tego, gdzie się znajdują, ale i dla nich zawsze panie pielęgniarki, czy salowe znajdowały czas, aby je uspokoić, odpowiednio  zaopatrzyć, odnosiły się do nich jak do kogoś bliskiego i za to darzę cały personel moim wielkim szacunkiem.

Dzisiaj na pewno ubiorę już nieco cieplejszy płaszczyk, albowiem zapowiadają nie tylko przelotne opady, ale temperaturę w granicach 7-9 stopni Celsjusza, nie ma więc co marznąć.
Za dwa dni rozpoczynamy długi, majowy już weekend, ciekawe, jaką pogodę nam on przyniesie? Niestety prognozy na ten weekend nie są zbyt optymistyczne, liczę więc tylko na jakieś zawirowania, które ją odmienią i przyniosą nam upragnione ciepło i słońce na niebie.

A do Was też dzisiaj się uśmiecham i życzę, żeby nawet mimo braku słońca ten dzień przeleciał Wam miło  i spokojnie, bez żadnych kłopotów.

co to będzie?, co to będzie ?

 

W Niemczech regularna zima, nawet ichniejszy prognosta upominał, żeby ciepłe ciuchy z szafy powyjmować. Może tam być nawet minus (uwaga! minus!!!) 17 stopni!!!!!! MAKABRA  jakaś!!!
W Zakopanem też  wczoraj było biało, patrzyłam na kamerki internetowe i oczom własnym nie wierzyłam.
Zima powróciła, czy jakie licho????
A gdzie tu o wiośnie, kwiatkach, bzie i innych urokach wiosny rozmawiać.
Wczoraj niby w południe było 10 stopni, ale rano było tylko 2 stopnie, a wracając z pracy zmarzłam nielicho przy tylko  7 stopniowej temperaturze.
Żałowałam nawet, że nie włożyłam cieplejszego płaszczyka, bo to bardzo nieprzyjemnie tak marznąć.
Ale za to sfotografowałam rosnący koło mojej pracy bez – już tak pięknie rozkwita……

No to jeżeli ma już być bez, to przynajmniej bez zimy.
Ot, taki sobie wiosenny homonim przynajmniej z tej okazji zastosowałam dzisiaj w moim blogu 🙂
Bez zimy, stanowczo bez, dzisiaj wstał całkiem przyzwoity, aczkolwiek chłodny poranek, rano w Krakowie było minus jeden, brrrr, dobrze, że nie musiałam tak wcześnie wychodzić.
Teraz już jest słonko i jest nieco cieplej, jestem jednak dobrej myśli – zima odpuści!!!!! Musi odpuścić!!!!!

A wczoraj „zepsułam” aparat rtg. Nie, nie ja, tylko prawdopodobnie komputer, który podłączony jest do aparatu coś źle odczytał i w czasie podnoszenia stołu rentgenowskiego do pozycji stojącej wyskoczyła mi na panelu ścianki liczba minus 88, a potem Error. Na panelu stolika rozdzielczego też pojawił się Error z jakimiś cyframi, które o błędzie mówią. Ten minus 88, który się wyświetlił pokazuje  tak, jakby stół obrócił się „do góry nogami”.  To znaczy blat stał, jak zwykle, tylko machineria  się obróciła „na opak”
Trzeba przyznać, że ten aparat jest bardzo dobry i praktycznie nigdy się nie psuje, najwidoczniej coś się tam poprzestawiało. Z początku myśleliśmy, że to któraś faza zasilania siadła (faza, patrz pan znowu brak fazy, pewnie ją ukradli – to słowa z kultowego już filmu „Nie lubię poniedziałku), jednakowoż  w rezultacie okazało się, że to jakaś poważniejsza awaria. Ale co to jest dla naszego pana inżyniera, który aparatem się zajmuje, już dzisiaj ma przyjść (nawet specjalnie przełożył o jeden dzień swój wyjazd, by szybko uruchomić nam aparat) i na pewno już dzisiaj popołudniu, albo najpóźniej jutro,  aparat znów „będzie na chodzie”.
Żal mi tylko  tego pacjenta, który o głodzie czekał do 14- stej godziny (do badania pasażu jelita trzeba być na czczo), by dowiedzieć się, że niestety jego badanie dzisiaj (czyli wczoraj)  się nie odbędzie. Na szczęście pacjent był z tych inteligentnych i zrozumiał, że czasami aparaty się jednak psują.
Nie tak jak dawno, dawno temu, gdy pracowałam jeszcze w gabinecie rtg w Przychodni Budowlanych, pacjent nie mógł pojąć, że po prostu jest awaria, zażądał Książki życzeń i zażaleń – pamiętacie, były kiedyś takie i tam wpisał :”przyszedłem na badanie rentgenowskie, a tu rykigina się zepsuła.
Do końca życia będę ten wpis o rykiginie pamiętała, chociaż nie mam bladego pojęcia, skąd on taką nazwę sobie wynalazł.
Ale teraz może nie ma takich „rykigin”, teraz są całkiem porządne i nowoczesne aparaty rtg, cóż, skoro i one od czasu do czasu się psują.
Tylko teraz przez  ich komputerowe obsługiwanie naprawa może być trochę bardziej skomplikowana. Na szczęście nie mnie ten problem bezpośrednio tyczy, ktoś inny będzie sobie dzisiaj nad tym łamał głowę.

Wczoraj poszłam bardzo wcześnie jak na mnie spać, ale za to o 1 w nocy musiałam pognać do łazienki. Pokój zostawiłam z uchylonymi drzwiami, nieoświetlony, toteż bardzo się zdziwiłam, gdy po moim powrocie do pokoju coś czmychnęło z mojego łóżka. Okazało się, że to Kot Szprot, który wraz z Julką spał u nas tej nocy (o czym nie wiedziałam) odwiedził mój pokój.
Troszkę poszperał po moim pokoju, ale po chwili zdecydowanym MIAU kazał sobie otworzyć drzwi i się po prostu wyniósł. I bardzo dobrze, bo kto wie, co by jeszcze w nocy narozrabiał, mógł poniszczyć na przykład moje śliczne tulipanki……
Pepa już się przyzwyczaiła, że Szprot czasami  bywa u nas w domu, niemniej jednak jest zazdrosna o każdą pieszczotę i gdy ktoś zawoła
Szprot, chodź do mnie”, pierwsze przylatuje……. Pepa. Bardzo dba, żeby przez przypadek ani jedno głaskanie, ani tym bardziej jeden kęs czegoś dobrego nie przypadł kotu, ona tu jest gospodynią i wszystkie karesy i smakołyki tylko jej się należą.
Szprot na wszelki wypadek ustępuje jej miejsca, ale nie powiedziałabym, żeby okropnie się jej bał, po prostu ją lekceważy. To tylko Pepa chodzi naburmuszona i zła, że ktoś inny tu śmiał się rozpanoszyć.

Z innych ciekawostek podaję fakt, że likwidują malutki sklepik po schodkach u pani Eli, naprzeciwko mojego domu. Ten sklepik, jak pamiętam był od zawsze, co prawda czynny był w nieco dziwnych godzinach od 7.30 do 17-stej, ale podstawowe produkty można było w nim zawsze kupić. Obok naszej kamienicy jest prywatna szkoła dla dzieci VIP-ów, a naprzeciwko sklepiku prywatne Liceum i prywatne Studia, tak więc młodzież zawsze zaopatrywała się u pani Eli w drożdżówki chipsy  i inne słodycze, gdzie te biedaki teraz będą na przerwie wpadać na momencik po coś dobrego? Najbliższe sklepy są na ul Zwierzynieckiej, to troszkę jednak oddalone od tych dwóch szkół. Ale kamienicę wykupił nowy właściciel i dał tak niebotycznie wysoki czynsz, tak, że właściciele sklepiku musieli zrezygnować z jego prowadzenia w tym miejscu. Szkoda wielka, wszyscy byli przyzwyczajeni robić tam niewielkie zakupy. Ciekawa jestem tylko, czy na tym miejscu powstanie inny malutki sklepik, czy może jakiś niewielki zakład usługowy? Za dużo miejsca tam nie ma, zobaczymy, jak go wykorzystają.
W każdym bądź razie, gdy wczoraj wracałam z pracy i zobaczyłam oklejone papierem okna i witrynę sklepu i wiadomość o jego likwidacji zrobiło mi się smutno.  Znów coś się zmienia, znów jest coś nie tak, jak zawsze……. Och, te sentymenty…….

No i jeszcze na koniec jedna wiadomość, dla mnie nie do przyjęcia : rząd chce blokować strony internetowe pod pozorem wprowadzenia ustawy antyterrorystycznej.
Jest to nic innego, jak zamach na  wolność internautów, bo wszystko będą mogli podciągnąć teraz pod działalność terrorystyczną i niekorzystne dla rządu strony będą blokowane. Ciekawe, czy mój wyraźnie antyrządowy blog się utrzyma? Mam spore wątpliwości….. Ale to i tak pestka w porównaniu z wielkimi i poważnymi stronami, krytykującymi poczynania rządu. Bo jak oni mają taką antydemokratyczną postawę rządu tolerować?
To tylko dobre dla prawicowych brukowców, którzy piszą wszelakie bzdury i kłamstwa, aby utrzymać się przy życiu, przyklaskując tym u żłobu.
Zobaczymy co z tej całej afery wyniknie, ale jak na razie  rząd sukcesywnie, na siłę przeprowadza wszystkie swoje „dobre zmiany”, mimo, że jest to niezgodne z prawem. Cóż PIS własnym prawem, własnymi zasadami się prowadzi, mimo ogólnego sprzeciwu większości społeczeństwa. Mam tylko nadzieję, że tak będzie tylko do pewnego czasu, kiedyś muszą wreszcie po tej swojej bucie i arogancji wobec Polaków, upaść na pysk. Oby to się stało jak najszybciej!!!!

Życzę przyjemnego wtorku, pełnego uśmiechów i słonecznych promyków, bez zgryzot, kłopotów i innych niepowodzeń.
Aha, dzisiaj jest znów spora kumulacja w LOTTO, aż 15 milionów, bo ostatnio znów nie padła główna wygrana.
No to………

to tylko poniedziałek

 

I o czym tu pisać w poniedziałkowy poranek?
Za mną już niestety jeden z najprzyjemniejszych weekendów tego oku, pełen kwiatów, życzeń, uśmiechów.
Na taki sam muszę poczekać jeszcze rok.
Pewno po drodze też będzie też  kilka przyjemnych weekendów, niebawem zbliża się ten dłuższy, majowy, tylko nie wiem, czy pogoda wtedy dopisze, bo coś prognozy są marniutkie raczej.
Najchętniej pojechałabym sobie gdzieś na te kilka dni na świeże powietrze, hm, „gdybym był bogaty”……… ma pewno odwiedziłabym sobie jakieś miłe SPA, wzięła kilka zabiegów, kilka kąpieli, spędziła miło czas, tylko ten Lotek wciąż dla mnie taki niełaskawy jakoś………
Właśnie uzmysłowiłam sobie, że ten długi weekend jest już ten następny, dłuższy o 3 – cio majowy poniedziałek.
Niestety prognozy pogodowe są nieciekawe, ma być jeszcze podobno bardziej chłodniejszy, niż ten ostatni.
A dzisiaj Renia rano mówiła mi, że wczoraj u nich padał deszcz ze śniegiem. Nawet się upewniałam, czy dobrze słyszę, czy na pewno to te białe malutkie płateczki fruwały sobie  wesoło w powietrzu. Niestety, to była prawda, czyli znów trzeba się ze swetrami przeprosić. Ale na szczęście ten kwiecień – plecień już przemija i rozpocznie się niebawem ten najpiękniejszy miesiąc roku maj, w którym według podania, bramy Raju na moment się otworzyły i ukazały nam to, co w przyszłości na nas czeka.
No, może nie na każdego, bo nie wszyscy na takie szczęście zasługują, ale dobrzy ludzie na pewno tam się dostaną i na własne oczy te cuda zobaczą.
Może i ja będę według Bożej oceny na takie szczęście zasługiwała? Ale wiem, muszę się jeszcze więcej starać, bo trochę trudów tego życia trzeba doznać, by potem odbierać wiekuistą nagrodę.

Magda mówiła mi, że już posadziła część nowych roślinek u siebie na działce, oj, obawiam się, czy ich trochę nie przemrozi, skoro temperatury nad ranem są tylko około 0 – 2 stopniowe, ale chyba najwyższa pora już coś zacząć o działce myśleć, żeby potem kawusia pita na tarasie lepiej smakowała.
Moje sprawy nadal zawieszone są w próżni, oczekuję na… no właśnie na co, skoro znów w Lotka nie wygrałam????
Jednak ciągle liczę na łaskawość niebios, na łaskawość losu. przecież kiedyś moja nie najlepsza passa musi się przemienić, prawda.
Oj, już tak nie narzekam, bo mogę tylko zapeszyć to, co mam, Najważniejsze, że mam zdrowe ręce, zdrowe (w miarę) nogi i serce, a i rozum mi dopisuje.
Czyli ciesz się człowieku z tego co masz, bo możesz mieć jeszcze mniej, albo już całkiem nic.
W tym tygodniu raz jeszcze wspominać będę Hnovę, w środę o 11-stej rano zapalę świeczkę, gdyż to będzie dzień Jej pogrzebu. Niestety do Warszawy nie pojadę, ale będę z nią myślami, sercem i modlitwą. Ona też jeszcze tyle chciała dla swoich Najbliższych zrobić, niestety zły los kosą nieodwołalnie  przeciął Jej pasmo życia.

Wypada mi więc dzisiaj życzyć, by miło przeminął nie tylko ten poniedziałkowy dzień, ale by i cały tydzień był radosny w oczekiwaniu na dłuższy odpoczynek.
Wszystkiego dobrego zatem na najniższe 5 dni, potem będę już życzyć tylko miłego weekendu.

Sushi i pałeczki

Wczoraj postanowiłam przedłużyć jeszcze  urodziny o jeden dzień i zrobiłam sobie  sobie FUN. Wybrałam się  do restauracji, w której serwowano sushi.
Nie wiedziałam, czy to dobry, czy zły pomysł, bo co prawda już jadłam sushi kiedyś u Maćka i to w dodatku bardzo dobre sushi, robione przez niego samego, ale to było jeszcze przed operacją. Nie wiedziałam, jak teraz mój brzusio zareaguje na surową rybę, dlatego bardzo starannie i długo wybierałam sobie potrawę.
Przemiła pani z obsługi poradziła mi, że skoro mam kłopoty z żołądkiem, lepiej bym sobie nie brała tych kawałków otoczonych glonami, bo one mogą być ciężkostrawne, Poleciła mi surową co prawda rybę, ale na samym ryżu, oczywiście specjalnie do tego przeznaczonym. Wybrałam dwa kawałki z tuńczykiem i dwa kawałki z doradą. No i całe szczęście, że nie zamówiłam więcej kawałków, bo już po tych mój żołądek zareagował ostrzegawczo, co prawda nie było żadnych sensacji, ale wiedziałam, że na nic więcej nie mogę sobie pozwolić. Może nie tyle zareagował tak na rybę, co na płatki imbiru i na wasabi?
Najpierw pani przyniosła mi przystawkę z surowego buraka, a ponieważ zauważyła, że nie daję sobie rady z pałeczkami, przyniosła mi specjalne drewniane szczypczyki, które wystarczyło tylko nacisnąć, by potrawę podnieść do ust. Niestety te szczypczyki też jakoś nie były dla mnie za wygodne, co chwilę pokrojony burak z powrotem spadał mi do miseczki, więc spytałam, czy może mi podać jakieś cywilizowane sztućce, dostałam więc normalny, „ludzki” nóż i widelec, którym już potrafiłam dobrze się obsługiwać. Najwidoczniej na japonkę się nie nadaję.
Potem pani przyniosła mi na deseczce 4 niewielkie  kawałeczki mojej ryby na ryżu, obok podany były płatki imbiru i troszeczkę wasabi, bardzo ostrego japońskiego chrzanu, którym dosłownie pomazałam leciutko moją porcję (znałam jego moc), ale i tak w pewnym momencie moje oczy zaszły łzami, w gardle zaczęło mnie niesamowicie palić, aż się rozkaszlałam.
Na szczęście pani podała mi szklankę zimnej, niegazowanej wody i moje kłopoty z oddychaniem skończyły się szczęśliwie, za to w moim żołądku poczułam lekkie zawirowanie. Najwidoczniej mój żołądek też sushi nie toleruje, więc raczej nie będę częstym gościem tej restauracji.
Oczywiście zdążyłam jeszcze nadać sobie Lotka, bo po ostatnim losowaniu, gdy nie padła główna wygrana pula kumulacji wynosiła już 12 milionów złotych, a V.I.P. mi wczoraj powiedział, że czuję, że tym razem na pewno wygram, więc poszłam do kolektury, bo ja się V.I.P-a słucham.
Najwyżej co  stracę 8 zł – pomyślałam sobie, a ile mogę wygrać, ho, ho, ho!!!!
Ale niestety, jednak tylko znów straciłam 8 zł, coś przewidywania V.I.P.-a się nie spełniły, a może po prostu źle zaczarował???
Z dwóch kuponów za 4 zł, czyli po 2 losowania na jeden „rząd” miałam zaledwie dwa trafienia po jednej cyfrze, czyli…nic.
Wyraźnie nie mam szczęścia w grach liczbowych ( a w miłości??) i teraz mogę sobie najwyżej tylko zaśpiewać „mały biały domek, co noc mi się śni…..”
A może następnym razem będzie lepiej? Pomarzyć zawsze można, ale szczęścia takie marzenia raczej jak widać, mi nie przynoszą.
Zresztą co to jest szczęście? Rzecz względna…. pieniądze ? – nie, dobra materialne? – nie, najważniejsze jest jednak zdrowie, bo ono, chociaż nie do końca doceniane, ale gdy go nie ma, wtedy niestety już jest bardzo źle. Pieniądze można stracić i potem znów odzyskać, przy poważnej chorobie zdrowia niestety się tak łatwo nie odzyskuje, a czasami nawet bywa, że w ogóle go nie można z powrotem przywrócić.
Tyle osób i to młodych, albo stosunkowo młodych musi żegnać się na zawsze  tym światem, chociaz jest to wbrew im samym.
Więc cieszmy się życiem i tymi, którzy nas otaczają,  a do niepowodzeń z wygranej trzeba podchodzić na luzie. Chociaż nie ukrywam, że w mojej sytuacji taka wygrana byłaby wręcz zbawienna, rozwiązałaby wiele moich problemów.
Za to dzisiaj wstała brzydka, zapłakana i dosyć chłodna niedziela.  W związku z tym dzisiaj żadnych spacerków uskuteczniać nie będę. Pooglądam sobie jakieś filmiki w internecie (nadal politykę odsuwam na bardzo daleki plan), bo raczej już dzisiaj żadnej wizyty się nie spodziewam.
Moje tulipanki coraz bardziej  i coraz piękniej mi się rozwijają i cieszą moje oczy,
A może rzeczywiście następnym razem mi się wreszcie uda wygrać  to Lotto? Kto wie, kto wie….
Popołudnie też spędziłam miło, albowiem wpadł wczoraj do mnie na kawę Maciek, tym razem solo, bez „przynależności” Dobrze, że po drodze kupiłam kawałek szarlotki, przynajmniej miałam go czym poczęstować.
A późne popołudnie spędziłam na oglądaniu seriali na IPLI i tak właśnie minęła mi sobota.
Ostatnio straciłam już całkiem ochotę na zajmowanie się polityką, mierzi mnie ona, tak więc nie tylko nie oglądam TVP, czy Polsatu  TVN, ale przestałam też przeglądać portale internetowe, w których o polityce wspominają.
Wolę pooglądać sobie stare zdjęcia, ciekawe filmiki przyrodnicze, wolę oglądnąć sobie na necie jakiś serial, czy jakiś film, ewentualnie poukładać sobie pasjansa, przynajmniej nie tracę wtedy niepotrzebnie nerwów. Napisałam niepotrzebnie, bo jest tak jest i tak nic nie zmienię. Kto wie, może przyjdzie i na to lepszy czas???

A dzisiaj wstała całkiem chłodna i w dodatku deszczowa niedziela. Pada i pada za tym oknem, tak więc dzisiaj żadnych spacerków uskuteczniać nie będę.
Pooglądam sobie jakieś seriale lub filmiki na necie (bo w TVP naprawdę teraz nie ma już co oglądać), odsunę całkowicie politykę na bok, żeby się nie denerwować.
Gości też raczej dzisiaj już się nie spodziewam (no chyba, że jakiś niezapowiedziany gość mnie odwiedził), więc wchodzę pod kocyk i…. może też troszkę podrzemię, chociaż trzeba przyznać, że wyjątkowo dobrze spałam tej nocy, ani razu w nocy nie obudziłam się i nie musiałam robić pieszych wycieczek.
Ale taka drzemka, gdy pluszcze na polu deszczyk jest całkiem przyjemna.
Z radością patrzę na moje piękne urodzinowe tulipanki, które już się rozwinęły, szkoda tylko, że to są tak bardzo krótkotrwałe kwiatuszki, szybko opadają z nich płatki. Ale tulipany to małe „pijaczki”, potrafią z wazonu wypić ode do cna, więc trzeba je bardzo pilnować, by zawsze sporo wody miały, inaczej zaraz umierają 😦


Przyjemnej niedzieli wszystkim życzę, może nawet deszcz nie musi tak do końca zepsuć nam humorków???

Jak minął dzień?

 

 

Jak minął dzień? Jak ci się dziś pożyło?
Jak minął dzień? Czy ci się coś skończyło?
Czy może dziś coś się zaczęło Ci, kto wie?
Jak minął dzień? Jak minął dzień dzisiejszy?
Jak minął dzień? czy warto się obejrzeć,
Czy z dala mu zawołać: żegnaj dniu!

Oczywiście mówię o dniu wczorajszym, dniu, w którym udało mi się jednak przekroczyć barierę lat 66, jako  jednej jedynej z mojego Rodzeństwa.
A jak ten czas urodzin mi  minął? Naprawdę bardzo, bardzo miło.
Tak jak sobie zażyczyłam, był to piękny i słoneczny dzionek, no może czasami z nieco chłodnawym wiatrem, ale i tak prawie cały czas udało mi się siedzieć przy otwartym oknie i co ciekawe, wcale nie zamarzłam. Co prawda trochę psikałam nieco, musiałam i nos w chusteczkę wkręcać, ale nie skończyło się to na szczęście wielkim katarem, najwyżej co, leciusieńką niedrożnością organu powonienia, co do choroby raczej zaliczać nie można. Ot taka niewinna przypadłość.
No, ale od początku. Od samego rana zaczęły do mnie napływać i drogą telefoniczną i drogą elektroniczną urodzinowe życzenia, w postaci licznych wpisów na Face Booku, w blogu, a także otrzymywałam maile z życzeniami i piosenki urodzinowe. Było to naprawdę miłe, a do wieczora na Face Booku było już wpisów dobrze ponad 50.
Jakie to miłe wiedzieć, że tyle osób dobrze mi życzy, zresztą i vice versa i ja tez mam dla Nich wiele serca i dobrego słowa.

Ale nie tylko same życzenia były w tym dniu dla mnie radością. Już skoro świt dostałam od Reni i jej dzieci Gabrysi i Filipka piękne tulipanki z motylkiem.
Około godziny 15.00 przyszedł zapowiedziany wcześniej V.I.P , od którego prócz urodzinowego całusa dostałam śliczny bukiecik colanche.
A potem dostałam jeszcze żółte, piękne tulipany (całe naręcze) od Moniki, a wieczorem od Diany i Ksawera śliczny bukiecik kolorowych kwiatków, a od Poli i Julki trzy flakoniki lakieru do paznokci: bladoróżowy, srebrny i złoty. Teraz nie wiem, który kolor mam najpierw zastosować, więc pewnie każdy paznokieć wymaluję w kolejnych po sobie barwach, będzie ciekawiej :-).
No ale powróćmy do wizyty V.I.P-a – „potraktowałam” Go jarzynkami gotowanymi na parze, nie wiem, czy rzeczywiście Mu smakowały, czy tylko nie chciał zrobić przykrości solenizantce i stwierdził, że były znakomite. Oczywiście nie tylko jarzynki podałam, było tez i udko z kurczaka, ale pieczone bez tłuszczu, tylko w rękawie, a więc też dietetyczne, przynajmniej nie tłuste.
Potem było może ciut mniej już dietetycznie, bo do kawy rozpuszczalnej z zagęszczonym mlekiem podałam moje ulubione lody Grycana, miętowe z czekoladą, bo te według mnie są najlepsze.
Ale trochę z okazji urodzin można było „zgrzeszyć” – nieprawdaż?.
A potem siedzieliśmy sobie i rozmawiali, czasami coś tam w internecie posprawdzałam,  bo jak to mawia V.I.P. – ja bez internetu żyć nie mogę  :-).
Czas więc zleciał nam bardzo miło i bardzo szybko, aż mój gość podjął już decyzję o swoim powrocie do swojego domu. Trudno, pomyślałam, jeszcze będzie okazja, może nawet nie jedna, by znów mile spędzić popołudnie.
Jak pisałam wcześniej, wieczorem odwiedzili mnie jeszcze Diana i Ksawer.
Reasumując, to był naprawdę bardzo udany urodzinowy dzionek.

A dzisiaj mamy już 23 dzień kwietnia, w którym swoje Imieniny obchodzi Jerzy i Wojciech.
To są dwa dosyć popularne imiona i myślę, że któryś z solenizantów znajdzie chociaż moment, by odwiedzić mój blog i odebrać swoją różę i życzenia, zdrowia, które jest każdemu niezbędne, szczęścia i radości nie tylko w odświętne dni, ale i w te normalne, powszednie, sporo miłości i poczucia zadowolenia z Najbliższych w Rodzinie i Przyjaciół i na osłodę troszkę kasy, bo bez niej ani, ani, po prostu nie da się żyć, ale nie  tak wiele, by się od razu poprzewracało im w głowach i stracili z tego powodu rozum, ale, żeby mieli na bieżące wydatki i lekki  zapasowy margines na nieprzewidziane wydatki i na niewielki FUN.
A tak w ogóle życzę Im wszystkiego najlepszego, tego, o czym Oni sami najlepiej wiedzą i chcą, by się to właśnie spełniło.
Hej Drogie Jureczki i drogie Wojtusie, niech Wam się wiedzie!!!!!!

Dzisiaj zapowiadali piękną sobotę, słoneczną i w miarę ciepłą sobotę, to dobrze, bo trzeba pomyśleć o jakimś spacerku i oczywiście trzeba nadać Lotka, bo dzisiaj znów jest spora kumulacja, aż 12 milionów !!!! Może tym razem mi się uda???

Życzę wszystkim zatem pięknej soboty, a grającym  Lotka sporej wygranej, a może jednak nie, bo potem dla mnie nie wystarczy????

i znowu ten Lenin

 

Oczywiście ten tortowy gif nie jest umieszczony dla uhonorowania Władimira Iljicza, raczej inną solenizantkę miałam tu na myśli 🙂

No tak, dzisiaj kolejna rocznica jego urodzin. Już 146- sta. Ale mam „wspaniałego” patrona co?
A nie mogła mnie Mama urodzić dzień wcześniej, przynajmniej urodziny obchodziłabym z Królową Angielską Elżbietą II, a tak muszę ją obchodzić z wodzem rewolucji, chociaż sama rewolucyjna z natury nie jestem.
Leninowi nic już życzyć nie mogę, leży sobie spokojnie zabalsamowany, ma  zatem zapewnione życie doczesne tu na ziemi (chyba, że zmienią się jakieś plany co do dalszej potrzeby jego mumifikacji, o czym co jakiś czas wspominają w prasie), a czy ma życie doczesne tam, gdzie jego dusza przebywa, nie wiem, bo przecież sporo  sporo ma przecież grzechów na sumieniu, ale nie mnie jest pisane je policzyć. Zresztą całkowicie ta sprawa mnie nie obchodzi.
Ale wiem, czego sama sobie w dniu dzisiejszym życzyć mogę: spokoju i odrobinę tej radości z życia, którą do tej pory posiadałam. Niech wszystkie moje marzenia, szczególnie te o wygranej w Lotka na czele, się spełniają.
Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jednak do życia są przecież konieczne, o czym właśnie się na własnej skórze przekonuję.
Wszystkiego dobrego Ewuniu, w dniu Twoich urodzin, żyj tak, jakby wszystkie kłopoty miały Cię omijać a życie miało składać się tylko z samych radości.
No nie, sama sobie składam życzenia urodzinowe, to już szczyt… no właśnie czego szczyt??? Pewnie samouwielbienia.
Ale co mi tam, jedne życzenia więcej nie zaszkodzą.
Ale też wiem, że nigdy nie może być tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. I taką mam nadzieję. To jeszcze trzyma mnie przy życiu o prawie zachowanym spokoju ducha. Co prawda prawie, ale to jest i tak dużo. Ale szczególnie w takim uroczystym dniu jak dzisiejszy, wszystko liczy się podwójnie. Nadzieja też!
Jest jedno pewne, miał być dla mnie ten 65/66 rok życia przełomowy i taki właśnie będzie. A ode mnie i od mojego szczęścia zależeć tylko będzie, jak mi ten czas i te kilka lat następnych przejdzie. A więc i też sporej dozy optymizmu mogę sobie też urodzinowo życzyć, bo tylko takie pozytywne nastawienie daje dobre rezultaty. Zawsze powtarzam wszystkim „myśl pozytywnie”, to jest przecież takie ważne, dzisiaj powtarzam też i te słowa samej sobie.

Byłam wczoraj zobaczyć to ewentualne nowe mieszkanko. W porównaniu z moim obecnym mieszkaniem to klitka. Ale trudno porównywać mieszkanie w bloku z mieszkaniem w starej, przedwojennej kamienicy, prawda? Pokoik wielkości chyba mniej niż połowa mojego, no nawet powiedziałabym 1/3  mojego pokoju, już umeblowany, tak, że nic już tam więcej wsadzić się nie da. Minusem jest brak prysznica, jest za to wąziutka wanna, dla mnie super niewygodna, ba i super niebezpieczna,(nie jestem przecież całkowicie sprawna), ale w tej sprawie mam jeszcze rozmawiać z właścicielką. Pralki nie ma, musiałabym wziąć swoją z obecnego  domu, podobnie jest i z brakiem telewizora, ale jest podłączenie do internetu, który musiałabym za 45 zł miesięcznie sobie wykupić. Na razie mieszkanie pokazywał mi ajent. Plusem jest dosyć spory balkon u i całkiem przyzwoita, nawet nie taka mała kuchnia. Oczywiście jest też i winda, trzeba do niej po kilku schodkach co prawda wejść, ale to nie jest aż taki problem. W sumie wyszedł mi z tego mały plusik z niewielkimi minusikami, o których wspominałam. Za to okolica dosyć ładna, zazieleniona, w pobliżu sporo sklepów, na przeciwko bloku nawet kościół, na który miałabym widok z   balkonu, a do pracy miłą alejką będzie około 10 minut spacerkiem.
Ale i tak, czy tak musiałabym na to mieszkanie jeszcze chwilkę poczekać, bo na razie do ostatnich dni kwietnia jest ono wynajmowane, a potem właścicielka planuje jeszcze jego odświeżanie. Więc na razie muszę  uzbroić się w cierpliwość i czekać na dalszy rozwój wypadków. A może w tak zwanym międzyczasie znajdę jeszcze inną, fajniejsza ofertę?

Ale na dzisiaj smutki precz, dzisiaj ma być mój radosny dzień, zwłaszcza, że V.I.P. zapowiedział się z wczesno po popołudniową wizytą, gdy tylko przestanie śpiewać w swoim chórze. Pewnie będzie to robił w dniu dzisiejszym szczególnie dokładnie, aby nabrać odpowiedniego timbru głosu, by ładnie potem  odśpiewać mógł mi tradycyjne 100 lat.
Szykuję więc niewielką przekąskę z tej okazji, żeby jednak miała czym gościa poczęstować. Tylko nie wiem, czy mój gość będzie taką nieco dietetyczną przekąską usatysfakcjonowany. Zobaczymy.

No to mamy dzisiaj 22 dzień pięknego miesiąca, kwietnia.
Imieniny dzisiaj obchodzą:  Kaja, Wanesa oraz Agapit, Gaja, Gajusz, Leon, Leona, Leonid, Leonida, Lucjusz, Łucjusz, Łukasz, Soter, Strzeżymir, Teodor, Wirginiusz

Wszystkiego najlepszego dla wszystkich dzisiejszych imieninowych i urodzinowych Solenizantów.
Cytat na dzisiejszy dzień : „Lepsza cnota w błocie, niż niecnota w złocie.” –  Mikołaj Rej 

Wstał piękny, słoneczny dzień, może jeszcze bardzo chłodny, ale zapowiadający się na naprawdę wspaniały.
I taki ma właśnie być i takiego wszystkim życzę.

Elżbieta II

Dzisiaj Królowa Elżbieta II obchodzi swoje 90 – te urodziny. Piękny wiek, nie da się ukryć.
Urodziła się w Londynie, 22 kwietnia 1926 roku, jej ojcem był książę Yorku Albert, późniejszy król Jerzy VI. Jej matką była Elżbieta Bowes-Lyon, córka Claude’a Bowesa-Lyona, 14. hrabiego Strathmore i Kinghorne. Elżbieta została ochrzczona w Pokoju Muzycznym pałacu Buckingham przez Cosmo Langa, arcybiskupa Yorku. Jej rodzicami chrzestnymi byli: dziadek, król Jerzy V, i jego żona królowa Maria, Maria Windsor, Księżniczka Królewska i hrabina Harewood,Artur, książę Connaught i Strathearn, dziadek, lord Strathmore, oraz Mary Elphinstone, lady Elphinstone. Pierwsze imię otrzymała po swojej matce, drugie po swojej prababce, królowej Aleksandrze, trzecie po swojej babce, królowej Marii. Jako dziecko była nazywana przez swoją rodzinę „Lilibet”. Dzieciństwo spędziła na Piccadilly Road 145, gdzie mieszkali wówczas Yorkowie. Jej wychowaniem zajmowała się niania, późniejsza pokojówka królowej, Margaret MacDonald, zwana „Bobo”. Elżbieta była posłusznym dzieckiem, ale przekonanym o swojej wysokiej pozycji i dbałą o należną jej rangę. Kiedy w 1930 przyszły premier Neville Chamberlain zwrócił się do niej Dzień dobry, mała damo, księżniczka odpowiedziała mu: Nie jestem małą damą, jestem księżniczką Elżbietą. Jako wnuczka panującego brytyjskiego monarchy w linii męskiej miała prawo do tytułu „Jej Królewskiej Wysokości”. Jej pełny tytuł brzmiał:Jej Królewska Wysokość Księżniczka Elżbieta z Yorku. W momencie urodzenia zajmowała trzecie miejsce w linii sukcesji do brytyjskiego tronu, po swoim stryju, księciu Walii, i ojcu. Mimo iż jej narodzinom towarzyszyło zainteresowanie społeczeństwa, było wówczas mało prawdopodobne, że Elżbieta odziedziczy tron Wielkiej Brytanii.
Jednak los sprawił, że  po śmierci jej dziadka, króla Jerzego V tron odziedziczył stryj Elżbiety,książę Walii, jako Edward IV, jednak z powodów miłosnych, zakochał się bowiem w rozwódce, z którą chciał spędzić resztę życia, musiał się  zrzec prawa do tronu i Królem Anglii został ojciec Elżbiety, książę Yorku, jako Jerzy VI, a po jego śmierci w roku 1952 tron odziedziczyła jego córka Elżbieta, która już była w związku małżeńskim z księciem Filipem II i na świecie był już ich pierwszy syn Karol, Filip, Artur.
Nie łatwe życie miała Elżbieta II, ale dzięki swojej pracowitości i upartości świetnie dawała sobie radę jako władca Anglii, z jej głosem zawsze liczyła się cała rodzina, gdyż zawsze był i jest to nadal głos decydujący. Mimo swojego wieku nadal Elżbieta II nie chce zrezygnować ze swojej władzy, mimo, że w kolejce po królewską rodzinę niecierpliwie czeka już jej najstarszy syn Książę Karol, a także jego następcy Książę Wiliam i malutki jeszcze jego syn, książę Gregory, który najpewniej w przyszłości królem Anglii pozostanie.
Ale póki co, Elżbieta II cieszy się całkiem dobrym zdrowiem (chociaż podawano już wiele plotek na temat jej ciężkiej ponoć chorobie) i prawdopodobnie Anglicy nadal przez jakiś czas będą mogli nadal wielbić swoją Królową, albowiem cieszy się ina pośród mieszkańców Wielkiej Brytanii sporym szacunkiem i uznaniem.

Ale zejdźmy teraz z królewskich salonów na ziemię. Otóż dzisiaj czeka mnie następny ciężki dzień, w którym znów będą ważyć się moje losy.
Nie chciałam tydzień temu o tym jeszcze pisać, dzisiaj już wiadomo, że sprawy zaszły już tak daleko, że nie ma od nich odwrotu.
Pisałam wtedy, że będą to radykalne kroki w moim życiu, bo takie właśnie będą, wszystko w nim teraz się zmieni.
Otóż po 66 latach spędzonych w tym moim obecnym mieszkaniu (nawet urodziłam się w tym mieszkaniu, a nie w szpitalu) jestem zmuszona go opuścić  i iść na poniewierkę. Może przesadzam z tą poniewierką, bo będę mieszkała w wynajętym dla mnie mieszkanku gdzieś w okolicy mojej pracy, ale doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że losy w takim mieszkaniu nie są pewne, może pięć, może 10 lat tam będę mieszkała (a może krócej), a co potem? Im człowiek starszy, tym bardziej chce mieć poczucie stabilności, ja niestety takiego poczucia nie mam, właściwie już od pewnego czasu nie mam, ale teraz…….
Taka przeprowadzka ma i swoje i dobre i złe strony. Z jednej strony ta cholerna niepewność i ….samotność w nowym mieszkaniu, z drugiej spokój i w pewnym sensie niezależność.
Samotność…… właściwie nigdy nie mieszkałam całkiem sama, to znaczy przez pewien czas, gdy z ul Smoleńsk wyprowadziła się moja siostra przez kilka miesięcy mieszkanie było puste, ale zawsze miałam świadomość, że tak nie pozostanie  już na zawsze, że prędzej, czy później ktoś się tu wprowadzi. No i tak się stało, w mieszkaniu zamieszkała Monika (moja bratanica) wraz ze swoją rodziną. I tak mieszkaliśmy sobie wspólnie ponad 10 lat (to jednak bardzo długo), ale…. doszliśmy do czasu, gdy z małych dziewczynek zrobiły się już panny i każda z nich potrzebuje swoją życiową powierzchnię, zrobiło się więc nagle ciasno. Ktoś musiał ustąpić i tą osobą byłam ja. Ce la Vie, ktoś powie, to prawda, tylko mi jest bardzo, a to bardzo ciężko z podjęciem tej decyzji. Właściwie nie tyle z podjęciem decyzji, bo ta już została zatwierdzona, tylko z zastosowaniem jej i z wprowadzeniem jej w życie.
Wielokrotnie pisałam, że marzę o własnym, małym mieszkaniu, ale właśnie to słowo „własnym” jest bardzo ważne, tutaj tak nie będzie, zawsze będę zdana na czyjeś decyzje, oby tylko nie fatalne w skutkach w przyszłym czasie. Kiedyś pisałam, że Magda zawsze twierdzi, że marzenia się spełniają, tylko trzeba bardzo tego chcieć. Maje marzenie o małym mieszkanku spełniło się tylko w połowie, wyprowadzam się, ale… właśnie jest to ale.
Pozostaje mi tylko nadal być optymistką, więc nadal wytrwale gram w Lotka, mam nadzieję, że niebiosa i tej mojej prośby wysłuchają i kiedyś rzeczywiście zamieszkam u siebie…….
Na razie chodzę jeszcze póki co po swoim pokoju, po swoim przedpokoju, siadam w kuchni i myślę sobie : Boże drogi, to już są ostatnie takie chwile w tym mieszkaniu. A tyle ciekawych, radosnych i mniej radosnych zdarzeń w między czasie tu było. Wracam pamięcią do tego mieszkania z lat mojego dzieciństwa, gdy byli ze mną rodzice, potem niestety tylko sam Ojciec, moje rodzeństwo, Babcia, niania – Adzik , pani Zosia. Pamiętam, jak zamieszkała tu po ślubie moja bratowa Zosia, ich pierwszą małą choinkę, ubraną w bańki – muchomorki, pamiętam małą Monikę, Michała, Łukasza, Małą Magdę , Marcina i Maćka, którzy tu po urodzeniu mieszkali…….. potem rodziły się tu ich dzieci, Kamila, Daria, Wiktoria. Boże, robię się sentymentalna. Dosyć, to ju było, to już się nie wróci. Każdy z nich w pewnym czasie  się stąd wyprowadził, tylko ja nadal tu tkwiłam, nadal tu byłam, mieszkałam i wspominałam, potem powróciła na swoje pierwsze mieszkanie i Monika, ale jakże teraz całkiem inny jest status tego zamieszkania……
Teraz po prostu nadeszła na mnie kolej. Zawsze tego się bałam, że utracę to, co dla mnie jest takie bliskie, takie kochane, wszystkie moje spędzone tu chwile, moje marzenia, radości i smutki. Nawet żal będzie mi pozostawić ducha tej czarnej damy bez głowy, która od czasu do czasu po przedpokoju się snuje.
Ale to już niestety historia. Tylko im człowiek jest starszy, tym gorzej takie zmiany znosi, tym  gorzej zdejmuje z siebie tę plątaninę wszystkich wspomnień, tym bardziej serce boli………. Bo podobno nie przesada się starych drzew, mnie właśnie będą „przesadzać”, a może to oznacza, że jeszcze nie jestem aż taka stara?
Ale muszę być dzielna, nie mam zresztą innego wyjścia niż z podniesioną głową podjąć nowe życiowe wyzwanie.
Nie piszę tego tekstu, by wzbudzić współczucie dla mnie, nie, to jest mój blog, w którym kiedyś już postanowiłam pisać prawdę o swoich odczuciach.
A teraz czuję ogromny żal, ból, rozterkę, niepewność, już nic nie będzie takie samo, jak kiedyś. Czy ta zmiana nie odwróci się kiedyś przeciwko mnie? Tego nie wiem…. niestety nie wiem. To wszystko czas okaże, czy taka zmiana wyjdzie na moje dobro, czy na moje zło.
Najważniejsze tylko, bym teraz i w nieokreślonej przyszłości  miała jakiś dach nad głową i łóżko, na którym po całym dniu mogła spokojnie się położyć i odpocząć. Bym nie musiała czuć się osobą bezdomną, wyrzuconą poza nawiasy normalnego życia.
Boże Kochany, spraw, aby te wszystkie moje prośby pomyślnie dla mnie się skończyły, oddaję dzisiaj w Twoje i Twojej Matki ręce swój los.

Pod Twoją obronę uciekam się Święta Boża Rodzicielko………..

Idę, muszę iść, dzisiaj pogoda zapowiada się całkiem słoneczna, może to znak, że i dla mnie słońce też zaświeci?
Życzę przyjemnego czwartku.

środowa królowa kwiatów

Królowa kwiatów – róża, dostojny i piękny kwiat. I właśnie za swoją urodę dostała to całkowicie zasłużone miano królowej.
Jest tak piękna i w wyglądzie i w swoich różnych kolorach i kształtach, aż  porywa nasze oko, a jej zapach wprost oszałamia.
Niestety w blogu nie można umieścić zapachu kwiatu, może tylko na razie, może kiedyś i do tego dojdzie, że prócz oka i nasze powonienie będzie kontente, kto wie…
Co ciekawe wszystkie róże różnią się od siebie, nigdy nie znajdziesz dwóch takich samych, z takim samem odcieniem, czy układem płatków i tu tkwi właśnie ich cała  tajemnica. Są zagadkowe, mają swój sekret, ukryty w ich wnętrzu.
Ale dzisiaj oczy Uli na pewno zwrócone będą ku tej niewielkiej wiązance przepięknych róż, dzisiaj postanowiłam ich zamieścić więcej, niż zwyczajową jedną, chciałam Ulę wielokrotnie dzisiaj ucieszyć. Pewno mi się to Uleczko udało, prawda?
A z tymi różami jak zwykle posyłam Ci Ulu same serdeczności i uśmiechy i moje serce, które gdzieś w środku pośród róż zostało ukryte, poszukaj dokładnie, na pewno go znajdziesz 

Ostatnie dni były bardzo smutne dla nas Ulu, ale mam nadzieję, że niejako testament Hnowy będzie spełniony i rzeczywiście w Krakowie się spotkamy, już na ten temat przeprowadzałam wstępne rozmowy. Nie będzie pośród nas  ciałem Halinki, ale na pewno Jej dusza będzie wraz z nami po Krakowskim Rynku maszerowała.
Zatem do miłego zobaczenia Ulu w Krakowie. Może nie w lipcu, bo będzie wtedy spore zamieszanie związane ze Światowym Dniem Młodzieży, ale myślę, że sierpień też byłby dobrym miesiącem na nasze spotkanie. Szczegóły jeszcze musimy dokładnie omówić, by dobrać taką datę, by pasowała ona nam wszystkim.

Wczoraj po pracy zrobiłam malutki „napad na bank”, niestety nie obeszło się bez kredytu, który musiałam zaciągnąć, by wszystkie dotychczasowe moje zobowiązania pospłacać i pozostawić sobie jeszcze niewielką rezerwę.
Co prawda miałam pewne obawy w związku z tym , ale niestety w chwili obecnej bardzo trudno jest żyć bez jakiegokolwiek kredytu. Pewnie, że trzeba go potem spłacić, ale przynajmniej pozostaje  niewielka kwota na bieżące wydatki.
Przy okazji dowiedziałam się, że faktyczna moja rewaloryzacja emerytury wynosi netto 43 grosze (słownie czterdzieści trzy grosze). Zastanawiałam się nawet głośno przy pani obsługującej moje konto, co z taka sumą mam zrobić, doszłam do wniosku, że chyba pójdę się upić z radości. Nawet powiedziałam pani, że gdybym dostała jeszcze następne czterdzieści trzy grosze, pewno zaprosiłabym z tej rozpusty i ją na kielicha, niestety, drugi raz już tych czterdziestu trzech groszy dać nie chcieli.
Taka jest emerycka rzeczywistość w IV RP bis. Dobrze w Polsce może być tylko tym obecnym przy korycie i…….. większości kleru, z Ojcem Rydzykiem na czele, który nie dość, że łupi rząd, każąc się opłacić za poparcie w ostatnich wyborach, dodatkowo łupi biednych i głupich emerytów, którzy posyłają mu jeszcze datki pieniężne.
Oczywiście nie wszystkich emerytów, tylko tych naiwnych moherowych babć i dziadków, który uważają, że za te parę groszy kupią sobie życie wieczne AMEN.
Na szczęście nie lubię nosić żadnych moherowych ciuchów, a tym bardziej  takichże beretów z antenką.
A na życie wieczne liczę za swoje  dobre uczynki tu na ziemi, a nie za wątpliwe przedpłaty, bowiem Bóg przekupny nie jest, w przeciwieństwie do wielu naszych biskupów i arcybiskupów, normalni kapłani ( z małymi wyjątkami) jeszcze są za mali, by pojąć te niezwykłe prawdy wiary i potem wprowadzać je w życie. Zresztą nie mają odpowiedniej siły przebicia, takie nabywa się dopiero z biskupimi święceniami.
 Zwyczajny kapłan to nie jest jeszcze odpowiedni ku temu  człowiek na stopie kościelnej hierarchii, na to trzeba sobie „zapracować”.

Mogę teraz śmiało wzorem Michnikowskiego zaśpiewać sobie „Wesołe jest życie staruszka, he, he” (staruszki też he, he)

Co prawda jak już niedawno pisałam pogoda jest dla bogaczy, dla nie bogaczy są prognozy złe, pisnę chociaz słówko o tym, co mamy aktualnie za oknem.
A jest dziwnie, są nawet dosyć spore chmury z prześwitami błękitu, przez które słoneczko usiłuje się do nas przedostać.  Pewnie znów będę o te promyczki słonka musiała prosić Ulę, bo na moim Iphonie pokazuje, że w Poznaniu jednak słonko przyświeca. Tylko zanim ono do Krakowa dojdzie… będzie już pewno jutro. Temperatura też nie jest jakaś szczególnie wysoka, poniżej 10 stopni, więc z całą rozwagą do zimowego sweterka sobie powróciłam, albowiem  nienawidzę marznąć. Taki już sobie jestem ciepło – luby człowieczek.
To tradycyjnie milutkiej środy życzę, nie tylko Uli, ale także i V.I.P.-owi i Wam wszystkim moi Kochani goście mojego blogu.
Jutro ma być podobno już nieco cieplej.