……..a w co wierzę???
W NIC NIE WIERZĘ !!!!!!!
już w nic.!!!!!!
……..a w co wierzę???
W NIC NIE WIERZĘ !!!!!!!
już w nic.!!!!!!
Jestem ostatnio uzależniowna od smsów.
Nie tylko ja, Kazik też.
Przez calutki dzien przesyłamy sobie całe mnóstwo wiadomości, kilka razy dziennie rozmawiamy
telefonicznie…
Chyba te komórki znów nas zbliżyły do siebie.
Jego cieszy komórka, rozumiem, w końcu to jego pierwsza w życiu, a mnie???
Też cieszy, chyba nigdy dotąd takiego zainteresowania się mną nie doznałam.
Aż sie boję, co z tego wyniknie.
Bo jak jest dobrze, to znaczy, że to już jest początek złego….
Ech, lepiej odpukać w niemalowane drewno……
A dzisiaj juz moja ulubiona środa, dla mnie akurat środkowy dzień tygodnia, bo tym razem juz mi się
sobota nie upiecze , tak więc nieco pracy jeszcze przedemną.
Myślę, że weekend też miło spędzę, zwłaszcza, że są imieniny Kazia.
Ale jeszcze te kilka dni muszę poczekać i przepraować.
A dzisiaj ju ostatni dzień lutego.
Ten czas tak szybko pędzi naprzód.
Nie szkodzi !
Za to coraz bliżej do wiosny mamy……
Mistrzostwo świata.
Udało mi się wczoraj nagrać dwa seriale z dekodera Polchatu.
Nareszcie mogłam oglądnąć nie jakieś tam maziaki, ale porządnie nagrane odcinki.
A kiedyś ten Pan, który montował mi dekoder tłumaczył mi, że tego nie da się
zrobić
Otóż, da się.
I chociaż nie jestem specjalistką w tej materii, sama doszłam do tego, co trzeba zrobić, żeby było ok.
Dzisiaj też bedę oglądała nagrane dzisiejsze odcinki, bo obraz taki,
że aż oko cieszy……
Taka moja mała radość.
Jeżeli umiem zaczarować deszcz, żeby przestał padać.
dlaczego nie umiem zaczarować……….
Wyraźnie "TO" już poza zasięgiem moich możliwości.
Trudno, tak ma być, widać, nie jest mi pisane .
Czasami człowiekowi wydaje się krzywda, że coś nie po jego myśli idzie, ale potem okazuje się,
że tak właśnie dla niego jest lepiej.
Trzeba zaufać tylko losowi.
Ewentualnie można sobie…pomarzyć.
Czasami marzenia się sprawdzają…
Mnie te o wygranej w totolotka, nie.
Inne czasami się sprawdzają, czasami nie, ot taki swoisty kalejdoskop losu.
Ale wracam na ziemię, czyli do spraw codziennych.
Pierwsza, i najważniejsza teraz , to sprawa mego komputera.
Na szczęście, strach ma wielkie oczy, a komputer dał się obłaskawić i….działa
Tylko wnetylator w nim byl uszkodzony, ale po jego wymianie jest ok.
No i najważniejsze, poniesione koszty nie są aż tak wielkie, jak początkowo przewidywałam.
Słonik szczęście jednak mi przyniósł…..
Bo szczęście miałam, zatarty wentylator mógł mi nawet spalić procesor, na szczęście zadziałała
blokada i pstryk, sam się mądry komputer wyłączył.
A wogóle za oknem wiosna się juz robi.
Ani śladu po zimie.
I w takim to radosnym nastroju wyruszam sobie zaraz w wielki świat.
Pa.
a niech to wszyscy diabli
wygląda na jakąś poważniejszą awarię, wątpię, czy
w tym tygodniu dorobię się na nowo komputera…
a już nie wspomnę, ile forsy znów z kieszeni wypłynie…
BIEDNEMU ZAWSZE WIATR W OCZY !!!!!
Ledwo się odkułam po jednym niedawnym wydatku ( mam na myśli
tą naprawę hydrauliczną) łuuup następny wydatek…
I tak w koło Macieju.
I tak sobie myślę, że to prawda z tym powiedzeniem, że jak ktoś
raz się pod stołem urodził, to nigdy, przenigdy spod niego już
nie wylezie, bo ledwo mu się uda trochę do góry wyspindrać,
już ktoś, a raczej nie ktoś, a los, da mu prztyczka w nos.
Zresztą co tam dużo mówić, skoro przez 35 lat mojej ciężkiej
pracy żadnego majątku się nie dorobiłam, już raczej
na stare lata też się nie wzbogacę.
TAKA JEST (smutna) PRAWDA !!!!
A było tak miło……
Oczywiście obiadek był wspaniały, ale nie powinnam się sama chwalić, nie wypada…..
No to powiem tak: zostałam przez Kazia pochwalona za pyszny obiadek.
Wystarczy, a na to samo wychodzi….
Był czerwony barszczyk ( no tym razem chyba już nie pomylił go jak kiedyś, z zupą pomidorową) i pierś
z kurczaka z pieczarkami, w sosie śmietanowym, a do tego ryż brunatny,
(śmietana była dietetyczna, cream Rama)
Biedny Kazio, tak bardzo naładowałam, a nawet przeładowałam go potem wiadomościami
netowo- komórkowymi, ( nawet założyłam mu konto ma gmail i konto na orange, żeby miał okazję
sam sobie wszystko w przyszłości sprawdzać), że wyszedł odemnie z boląca głową……
Ale cóż. mamy XXI wiek, a to do czegoś zobowiązuje……
Ale reasumując, spędziłam bardzo miłą niedzielę, a ile śmiechu przy tej nauce było, to już moje ( i jego).
Prawdziwy, pełny relax.
Potrzebne mi to było przed następnym, pracowitym tygodniem.
Ale tym będę się dopiero martwiła jutro rano…….
Dzisiaj mama gościa na obiedzie.
Przychodzi do mnie Kaziutek.
Obiad raczej będzie skromny,co nie znaczy, że nie dobry i syty.
Odrazu go uprzedziłam, że ziemniaków żadnych nie będzie, bo ja takowych nie jadam.
Zresztą kiedyś już go takim "moim" obiadem poczęstowałam i bardzo mu smakował.
Najwyżej w domu zrobi sobie jeszcze…jajecznicę, jak mawiała Majka.
Zawsze po obiedzie u niej pytała: czy ktoś jest jeszcze głodny, bo usmażę jajecznicę?
To oczywiście była kokieteria, bo obiad był taki syty, że każdy ruszyć ledwie się mógł
od stołu.
Ale kokieterii pani domu nie mozna żałować, jest w prawie.
Myślę, że bardzo pracowicie spędzimy popołudnie jako, że Kaziu wciaż uczy się swojej nowej komórki,
co chwilę przestawia to, co ja już tam ustawiłam prawidłowo i się potem denerwuje, że mu znikło.
Zresztą znalazłam grubą instrukcję do jego komórki, ponad 100 stron, będzie miał potem co robić.
Lekturę na kilka dni mu zapewniłam…..
Tak więc plany na niedzielne popołudnie mam, nie mogę narzekać.
Co prawda jeszcze jest bardzo wcześnie rano, ale muszę nieco ochędożyć moją chałupę, coby gościa
nie przerazić bałaganem, zrobić malusi spacerek i potem nic, tylko wypada mi czekać.
Miłego niedzielnego dnia wszystkim życzę.
jeszcze u siebie w domu.
Malusia, zgrabniusia i…moja, ( nawet kolor jest taki sam, jak na zdjęciu).
Podpisałam umowę na nowe 24 miesiące i za 1 sł (słownie jeden złoty) dostałam tą
oto komóreczkę.
Byłam z nią u Kaziutka i razem bawiliśmy się swoimi nowymi komórkami ( z tym, że jego
jest „startowa”, jeszcze dotąd nigdy nie miał takiej
zabaweczki ).
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, przy stole i zawzięcie esemesowaliśmy do siebie,
czasami nawet dzwoniliśmy do siebie….J
Jak dzieci, zupełnie jak dzieci………..
Oczywiście mówię o serialu telewizyjnym "Na dobre i na złe"
Tam jest wspaniały szpital, z tak wspaniałym i oddanym personelem, który tak bardzo przejmuje się
losem każdego pacjenta, nie tylko go leczą, ale pomagają mu psychicznie, a nawet i finansowo…
A gdzie w realnym świecie jest miejsce na taki szpital?
Skąd ta gorycz u mnie?
Ano miałam wczoraj dokładne świadectwo troski o pacjenta w jednym z krakowskich szpitali,
którzy beztrosko przysłalł nam do przychodni pajenta w stanie, który w żadnym wypadku nie kfalifikował
się do transportu bez ochrony lekarskiej.
Na szczęście nie doszło do tragicznych dla pacjentki skutków, ale dzięki interwencji naszego pana doktora
Łukasza, pacjentka została odpowiednio zabezpieczona w drodze powrotnej do szpitala już z pełną
obstawą lekarsko- pielęgniarską.
Wystarczyło trochę wyobraźni, nie wspomnę o lekarskiej wiedzy…….
No cóż, nie zawsze życie bywa serialem telewizyjnym…..
Ale dosyć o służbie zdrowia i o jej kfalifikacjach.
Przedemną długi, dwudniowy weekend, pora się odstressować.
Na dzisiaj inne mam plany.
Wszak nie pracuję w Leśnej Górze 🙂
RELAX, RELAX, RELAX, RELAX…….
I chociaż nie będę jadła dzisiaj szparagów w szynce i sosie beszamelowym, zresztą całe szczęście, bo
zaraz potem musiałabym iść do domu , będzie to napewno udany dzień.
Capucinno z ekspersu też sie nie napiję, zadowolę się więc moją ukochaną Nescaffe z mleczkiem.
NIECH ŻYJE WOLNA SOBOTA.
Nie wszystko jest białe i nie wszystko jest czarne.
Jest pomiędzy nimi cała gama barw.
Nie wszystko jest cacy i nie wszystko jest be.
Czasami coś wygląda całkiem nie tak, jak wydaje się wyglądać z pozoru.
A pozory przecież niejednokrotnie mylą.
Dzisiaj czegoś nowego się nauczyłam – taka stara , a jednak nadal się uczę.
Mianowicie :
Nie wierzyć wszystkiemu, co inni mówią i nie zabierać zdania w sprawie, o której niewiele wiem.
Pewnie, że nie muszę wiedzieć wszystkiego, ale przynajmniej nie powinnam dawać osądów.
A może kogoś tym skrzywdziłam????