mój nowy przysmak :

Teraz mam już swoje ulubione danie: kaszę gryczaną.

Samo zdrowie

 

Czy może być coś lepszego i zdrowszego???

Nie sądzę.

Kasza gryczana- znajdują się w niej dość znaczne ilości białka (niepełnowartościowego), witamin B1, B2.i PP,

składników mineralnych: fosforu, wapnia, żelaza oraz tłuszczu i skrobi.

Kasza gryczana nie palona ma większą wartość od kaszy gryczanej palonej,

która traci ok. 50% witamin podczas palenia.

Gryczana i jej odmiana, czyli kasza krakowska, wskazane są dla cierpiących

na kruchość naczyń krwionośnych, żylaki, a nawet hemoroidy.

A to dlatego, że są cennym źródłem magnezu i uszczelniającej naczynia

witaminy P, znanej rutyną.

Można ją podawać z sosem, jako dodatek do dań mięsnych, czy warzywnych, pyszna jest z

jajkami sadzonymi i kefirem ( to było ulubione danie mojego taty) można z niej robić placki.

A ja?

A ja uwielbiam ja ugotowana na sypko, do tego dodaję sobie czosneczek ( najczęściej

są to kostki czosnkowe Knorr) i nic więcej, nawet tłuszczu nie dodaję,

bo i po co?

Jest bardzo sycąca,w sumie nie ma dużo kalorii….

Ciekawa jestem,czy gaździna ugotuje mi taką kaszkę w Bukowin8ie?

Pewno nie, a tak nauczyłam się ją codziennie jeść.

Wszystko zaczłęo się od tego, że pani Ania w pracy mówiła mi, że najlepsza

na moje dolegliwości są kasze. Co prawda miała to byc kasza jaglana, ale takiej

w sklepie nie było, Magda kupiła mi 2 opakowania kaszy gryczanej.

No i …zaczęłam się nią delektować.

To może i dlatego ten cukier mi tak wyraźnie spadł?????

No, do mormy jeszcze sporo mi brakuje, ale biorę te tabletki, nie jem słodkiego,

a po świętach pewnie ostrzejsze jeszcze kroki podejmę.

Przed świętami zaczynać dietę to nie tylko głupota,ale wręcz masochizm.

Niestety. moja rodzina, więc i ja również, pielęgnujemy świąteczną tradycję bogatego

stołu, a szczególnie, że jadę jeszcze  na ten świąteczny wypoczynek do Bukowiny,

więc stosowanie odpowiedniej diety zostawiam na później.

Na szczęście ( a może dla mnie niekoniecznie szczęście) przy Wielkanocnym

stole będę miała kogo siebie „osobistą policjantkę” Magdę !!!! – już ona mnie

pilnować na pewno będzie, ale mam nadzieję, ze jakąś ulgę wobec swojej

ukochanej cioteczki z okazji Świąt Wielkiej Nocy zastosuje!!!!

 

 

„Wycieczka” czyli wykopane z lamusa

Dawno, dawno temu……

….jechałam na zaproszenie mojego Stryjka do USA.

Był rok 1986  i taki wyjazd był niesamowitym przeżyciem.

Najpierw przez kilka dni stało się pod ambasadą, aby dostać wizę, a niestety

nie każdemu się to udawało.

Ja odstałam co prawda jeden dzień tylko, ale za to od 3-ciej w nocy do około 13 stej w

południe,gdy stanęłam przed obliczem Pana Konsula.

Byłam niezmiernie zmęczona tym długim oczekiwaniem na chodniku przed Ambasadą

w Krakowie i właściwie było mi już wszystko jedno, czy tą wizę dostanę, czy nie.

Chciałam do domu.

Ale gdy Pan Konsul zobaczył moją niezmiernie zmeczoną, wręcz zmaltretowaną gębusię,

odrazu podbił mi pozwolenie na wjazd do ich Krainy Eldorado.

Było potem kilka przygotowań i nerwowych poczynań, ale wreszcie nadszedł

wieczór tuż przed moim wyjazdem do Warszawy, skąd nazajutrz miałam startować

samolotem do Stanów.

I wtedy przyszła moja koleżanka Asia ( ale nie ta od butów, ta od wspólnych

psich spacerów, a miałam wtedy bokserki Tinę i Kaję) i dała mi prezent w postaci

wiersza, który dzisiaj właśnie w lamusie moich starych zdjęć i dokumentów wygrzebałam

Oto On:

” WYCIECZKA”

„Korzystaj z usług Lotu ”  „Lotem Bliżej „



Patrzcie kumo ! Czyżby czary?

Z nieba sypią się dulary!!!

Eee! Sąsiado – co mówicie,

Samolota  nie widzicie????


Aż  się cieszy we mnie dusza,

Bo on pewnie leci z USA

Może siedzi wewnim  Ewa

A dulary wiatr jej zwiewa?


Toć musiała się obłowić

Lecz co się będziemy głowić

Balice są wszakże blisko,

Lepiej lećmy na lotnisko!


Może nawet coś odpali

Tym co będą ją witali

Ale jednak coś mnie smuci,

Bo myślałam, że nie wróci.


Wszak tydzień nie minął cały

Jakżeśmy się z nią żegnały

A miała być sześć miesięcy

( a może nawet i więcej.)



Nic dziwnego tu nie widzę

I jeszcze się za Was wstydzę

Bo w tym nie ma tajemnicy,

tam cent leży na ulicy


Po co dalej pchać się miała?

Na lotnisku nazbierała

Do kieszeni je wsadziła

Wsiadła w pudło  ….. i wróciła.!


%

Drzwi się wielkie otwierają……

Schody same podjeżdżają…..

A prawie już na ich szczycie

Stoi Ewa ( czy widzicie?)


Już wyłazi z samolota,

Lecz się jakoś dziwnie miota

Krzyczy, macha, nogą tupie:

„Amerykę mam ja w d……”


Te murzyny  i  jankesy

Popsuły mi interesy.

Co ja sama teraz zrobię?

Na czym powetuję sobie?


Przecież biedna z głodu zginę

Oj! Przyjdzie mi sprzedać Tinę

Ma rodzinka też się czai

Bo nie może znieść już Kai.


Ale może zrobię hecę,

I raz jeszcze tam polecę,

I  niech mnie weźmie cholera,

Wyjdę za Rockefellera.


Paczki będę na tuziny

Wysyłała do  rodziny

Ach ! Co to będzie za życie !

( tu zagłębia się w zachwycie)



MORAŁ !!!!

Gdy się w życiu nic nie zmienia

Pozostają nam marzenia

I tak się nie tarzasz w puchu

Nie upadaj więc na duchu !!!!


Kraków 30.07.86. godz.12.30

 

Autorką tego wiersza jest moja wieloletnia koleżanka Asia, z którą kontakt jakoś

sie urwał, ale dzisiaj, po znalezieniu tego wiersza odrazu do niej zatelefonowałam

Bardzo sie zdziwiła, że sobie przypomniałam o niej ( ach taki nawał pracy na

mojej głowie!!!), a jeszcze bardziej zdziwiła się, że ten wiersz przetrwał.

Prosiła mnie  oczywiście  aby jej  ten list przekopiować.

Ale miłe są takie wspomnienia.

Co prawda rzeczywiście wróciłam, ale nie za tydzień, jak było w wierszu, całe

dwa miesiące tam sobie odpoczywałam.

Ale tu w kraju była moja Rodzina, moja praca,  no i Tina i Kaja, więc wróciłam.

I niestety nigdy nie odważyłam sie raz jeszcze tam pojechać, by spełniły się do końca

słowa wiersza, nie wyszłam ( jak widać ) za Rockeffelera.

I bardzo dobrze.!!!!!

 

 

 

NIE !!!!

 

Wczoraj byłam na „nie”

Nie cały dzień co prawda,bo wstałam nawet dosyć optymistycznie nastawiona,

w pracy też nieźle mi szło ( tylko kilka razy aparat wariował), ale wieczorem….

Możliwe,że było to związane ze zmęczeniem, bo jakoś wczoraj wyraźnie wcześniej niż

zazwyczaj o tej wieczornej godzinie byłam do tyłu.

Oczywiście, mój organiżm nie zdążył się jeszcze przestawić na nowy czas, no i o godzinę

wcześniej byłam taka śpiąca….

Położyłam się, ale nie mogłam  ze zmęczenia zasnąć. Często tak właśnie mam, że im

więcej jestem padnięta, tym bardziej nie mogę zasnąć.

W dodatku dołączył się  ten okropny ból stóp, najpierw jednej, potem drugiej, ból, który

zmusił mnie do wstawania z łóżka, aby mocno oprzeć stopy o podłoże.

Trudno określlić, jak to boli, coś  podobnie jakbym nagle skręciła stopę, narastający

i okropnie dręczący.

A potem musiałam ubrać klapki, tak by stopy cały czas czuły twarde podłoże, o które

się opierają i w tych klapkach dopiero zasnęłam.

Dziwne prawda? Kto mądry śpi w klapkach na nogach?? Ale każda metoda jest dobra.

aby ból zniwelować.

Dzisiaj już jest znów lepiej, wstałam zmoblilizowana, bo dzisiaj przyjeżdża  ten mój

ulubiony doktór od skoliozy ( wyjątkowo we wtorek ) i muszę być w związku z tyn

zwarta i gotowa do działania. I jestem !!!!

Nawet myśl, żeby  jednak nie jechać na święta do Bukowiny porzuciłam.

A co będę w domu siedziała??? Łyk świeżego powietrza  tylko mi  dobrze zrobi.

No i odwyk od komputera też !!!!

A nowe buty niestety nie są jeszcze gotowe do chodzenia, mają troszkę zwężone

noski i nieco tam piją, ale to skórka, mam nadzieję, że się nieco przez chodzenie

rozszerzą.

Dzisiaj po powrocie z pracy będę je w domu rozchadzała, muszą mi ulec !!!

A teraz już lecę do mojego Pana Doktora.

 

Meldunek

Buty kupione.

Czy wygodne?  jeszcze się okażę, na razie tyllko tyle, co w sklepie miałam je na nodze.

Trochę się z Asią nałażiłyśmy, więc mam zmęczone nogi i nie odważyłam  się ich wczoraj

jeszcze ubrać.

Wyglądają całkiem, całkiem, a jak się spisżą???………ZOBACZYMY.

a tak wyglądają :

Odrazu je sfotografowałam, żeby wszyscy wiedzieli, jakie mam nowe butki.

Po zakupie butów poszłyśmy z Asią do kawiarni, aby oblać buty, by się dobrze nosiły.

Wypiłam kawę a takze ja i Asia wodę mineralna z bąbelkami.

Mam nadzieje, ze należycie buty oblane zostały i nie dadzą mi teraz do wiwatu.

Czyli buty opite i same pić nie mogą !!! nigdzie !!!!

Są czarne, całe ze skórki, a forma? jak widać HD.

Dzisiaj w nich chyba do pracy pójdę, ale na wszelki wypadek zapasowe, wygodne

klapki w siatce nosić będę, muszę się stopniowo do nowych butów przyzwyczajać.

Rano mierzyłam sobie cukier i…..spadł bardzo ładnie, do omalże górnej granicy normy,

czyli dyscyplina żywieniowo – lekarstwowa poplaca.

I dobrze, bo ten wysoki cukier doprowadzał mnie do depresji.

Żeby tylko moje kiszeczki się nieco uspokoiły.

Za karę nic jeść nie dostaną i już, będzie spokój, żadnej rewolucji.

A co u bocianków?

Ano nie ma jeszcze jajeczka.Trzeba czekać,

Przed nami Wielki Tydzień, pora refleksji i…..

Oznacza to, ze święta tuż tuż. I mój wyjazd do Bukowiny też.

Spokojnego przedświątecznego tygodnia życzę zatem

 

I……… nie ma butów

Nie poszłam wczoraj po buty, bo Asia nie miała niestety dla mnie czasu,

jak to przed świętami , wiadomo, pora porządków, a nie  pora kupowania butów.

Ale nie ma złego, coby na dobre nie wyszło, miałam wczoraj wspaniałych

gości: Maćka Darkę Wiktorię i Oliwkę.Było bardzo fajnie i smacznie przy

zamówionej pizzy ( Magda, zamknij oczy i nie czytaj tego zdania).

Potem  goście sobie poszli , a ja wróciłam do swoich przyjemnych zadań, czyli do

plemionek( zdobyłam jedną wioskę) i do obserwacji moich kochanych bocianków.

Tak wygląda bocianie gniazdo nocą, Zrobiłam to zdjęcie wczoraj wieczorem, prawie

przed północą.Co ciekawe  jeden z boćków spał na jednej nodze, drugi jest skryty w cieniu,

po lewej stronie zdjęcia.

Pisała mi wczoraj Ulka na gg, że ją zaraziłam podglądaniem gniazda.

Jest kilka takich gniazd w Polsce,ale ja najbardziej lubię to Przygodzickie,

wystarczy wpisać w googlach bociany on line, znaleść Przygodzice, a stamtąd

można wejść też na kamerę  i na czat, gdzie sobie można porozmawiać na temat

bocianków i nie tylko.

A co do naszych bocianków,sprawa się wyjaśniła .Nie jest to niestety ta sama

para, co w zeszłym roku, tzn samica jest prawdopodobnie ta sama, ale samiec na

pewno ma obrączkę na nóżce ( Dziedzic nie był obrączkowany) i najpewniej jest to

Agresor, czyli ten, który w zeszłym roku chciał Dziedzica z gniazda wywalić i w nim

osiąść.

W zeszłym roku mu się nie udało, ale niestety w tym roku Bocianica dalej zwana

Przygodą uległa amorom Agresora i niestety najpewniej będą z tego najpierw jajeczka,

a potem bocianie dzieci.

A tak się mówi o wierności bocianów, proszę, najlepszy dowód, że to nie prawda.

Ale co mi tam się w bocianie sprawy wtrącać, ich rzecz jak problem będzie

rozwiązany, gdyby na przykład Dziedzic do gniazda na dniach powrócił

Oj, byłaby wtedy niezła walka chyba.

W zeszłym roku taką  walkę właśnie Agresor przegrał i ranny poległ pod gniazdem,

weterynarz musiał udzielać mu pierwszej pomocy.

A więc niecierpliwie czekam na rozwój wypadków: wróci Dziedzic do gniazda jak co

roku, cy nie, będzie bociania walka o gniazdo i o samicę, czy nie, no i najważniejsze

czy i kiedy doczekamy się małych bocianków.

Pewnie przed świętami pojawią się już pierwsze jajeczka……..

Po północy już drugi bociuś się ujawnił, zobaczcie sami jaka ładna z nich para:

a dzisiaj???

Jeden bocian odpoczywa, drugi na łowisku:

No to smacznego bociusiu, życzę samych tłuściutkich robaczków i żabek.

Wszak ty o linię dbać nie musisz !!!!!

Ja też mam na dzisiaj pewne plany, ale nie powiem, by nie zapeszyć.

Miłej niedzieli życzę.

Wszak To Niedziela Palmowa, a więc już świąteczna.

Są !!!!! Juz przyleciały !!!

 

Moje kochane bocianki.

Juz przyleciały dwa dni temu, a ja jak zwykle przegapiłam.

Ale nic to.Dzisiaj zaglądam na gniazdo, a tam dwa bocianki się moszczą.

Co prawda, podobno to nie są nasze bocianki, czyli nie Przygoda i nie Dziedzic, chyba po

obrączkach rozpoznali, ale juz znosiły sianko do gniazda troszkę nanosiły, już

go rozkładały, po czym….gdzieś sobie odleciały .

W nocy ich w gnieździe nie było.

A rano…..

A rano znów w gnieżdzie były, oto ich zdjęcie, niezbity dowód.

Ciekawe gdzie po nocy się szlajały?

Pewnie były na tzw zapasowym gnieździe.

To znaczy Pan Bociek tam poleciał, ale Pani Bocianowej się nudziło samej w gnieździe,

więc do niego doszlusowała. Narazie nie musi pilnować jajek, więc sobie tam poleciała.

W każdym razie mam nowe zajęcie na kilka miesięcy, będę Wielkim Bratem pary

boćków.

Teraz pora wypatrywania pierwszego jajeczka, kwestia dwóch, trzech dni?, a może  i

wcześniej???

Zainteresowanym daję stosowny link : http://www.bociany.ec.pl/

Dzisiaj sobota – jestem umówiona z Asią na kupno butów.

Ciekawe, czy mi się te zakupy udadzą.

A za oknem wiosna, tylko nieco kropi, dobrze, nawet bardzo dobrze, szybciej

się zazieleni. Tylko po co ten wiatr tak wieje?

P.S.W poprzenim sezonie podglądania zastanawiałam się, jak ludzie robią zdjęcia

tym bocianom, a to takie proste…..

Nie zamiecione pod dywan

czyli „sprzatająca” fraszka Pana Kawusi:

OJ ! BABO…BABO…

Chciałam dzisiaj posprzątać, ale noga mnie boli,

siedzi baba i biedoli…

– litości babo !!!

Ach ! chyba się zdżymne…

bom – żym tako dziś słabo…

Chciałam okna umyć, ale głowa mi pęka,

siedzi baba i stęka…

– litości babo !!!

Ach ! chyba się zdżymne…

bom-żym tako dziś slabo…

chciałam podłogę zamieść, ale w oczach się kreci,

siedzi baba i męci…

– litości babo !!!

Ach ! chyba się zdżymne…

Bom-żym tako dziś słabo…

I wiem jak długo to narzekanie będzie trwało,

Siedzi baba do samej soboty…

– litości babo !!!

– bież się do roboty…

Ach ! chyba się zdżymne…

bom-żym tak ogólnie bardzo jestem słabo !

W niedzielę muzyka zagrała, dla zabawy, grała i do tańca,

wstała baba i nurze wywijać łamańca…

– litości babo !!!

Ach ! chyba sobie zatańcuje…

bom-żym taka żywa ,ze chyba zwariuje !!!

OJ ! BABO…BABO…

uje !!!

Byłam w niebie

 

 

 

Oglądałam  wczoraj na TV Kino Polska śmieszną stara polską komedię

” Niebo, Piekło”.

Treść filmu banalna, podróżujący autobusem, wraz ze swoim małym wnukiem, dziadek

na wskutek wypadku dostaje się przed oblicze Najwyższego.

Wraz z nimi dostają się tam  wszyscy pasażerowie autobusu.

Tam stają przed  Obliczem Sądu Ostatecznego, który każdemu z pasażerów

owego autobusu  puszcza krótki film z ich życia i według tego każe im iść do nieba  lub

do piekła.

Dziadek, na wskutek pewnych  życiowych przewinień ,trafia do piekła, gdzie nie

ma nigdy zaznać spokoju, wędrując wraz z Diabłem – Stróżem  po piekle

przez całą wieczność.

Nasz chłopczyk trafia do nieba, gdzie przechadzaja się różne istoty przemawiając

słowa : ” jestem taka szczęśliwa”. W głębi zaś chór małych dzieci – aniołków anielskie

pienia cały czas głoszą.

Chłopczykowi nie podoba się w niebie, udaje mu się przedostać do piekła,odnajduje

dziadka, po czym sprytny dzieciak robi dziurę w niebie i obydwoje z powrotem

wracają na ziemię.

Bajka fajna, taka pouczająca, tylko nie jestem pewna, czy w takim niebie by mi

się podobało ……

Na razie wolę jak najdłużej na tej ziemi przebywać, bo mi pewno nie udało by się

zrobić dziury w niebie, żeby z powrotem  uciekać, zresztą jaką mam pewność,

że trafię właśnie do nieba, a nie do piekła??

A więc postanowiłam zadbać o siebie, aby wszystkie moje choroby poszły sobie

precz.

Przechodzę na dietę niskokaloryczną ( przed świętami???), dbam o moje nogi

i o mój cukier, to są narazie moje postanowienia po  pouczających rozmowach

z moją Kochana Rodzinką.

Dobrze się komuś radzi, gorzej się to wszystko wykonuje……….

A w sobotę jadę kupować nowe buty, juz jestem umówiona z Asią, z którą do

tej pory szczęście w kupowaniu butów miałam, zawsze były wygodne.

A może ona ma szczęśliwą rękę  do kupowania mi wygodnych butów?

No i tu muszę podziękowac mojej Kochanej  Koleżance Ulce, która co prawda

w Poznaniu mieszka, ale przez google wynalazła mi wspaniały sklep z butami

w Krakowie – tam Uleczku własnie z Asią w sobotę na  stosowne zakupy idę.

Trzymaj kciuki, by zakupy zakończyły się pomyślnym dla mnie nabyciem wygodnych

bucików,

Ech najwyższa pora, bo robi się coraz bardziej gorąco za oknem i naprawdę

już w botkach nie wypada chodzić.

Tylko w  jakich butach dzisiaj mam iść do tej pracy, tego nie wiem.

Kolejne moje buty, w których wczoraj chodziłam, poszły na półkę.

A może to rzeczywiście nie tylko z powodu złych butów chodzić nie mogę???

Może moje stopy tak się już zdeformowały, że nie pozwalają chodzić?

Szkoda, ze nie można nóg   odkręcić np w biodrach i dostawić nowe , już

w wygodnym obuwiu !!!

 

To było do przewidzenia

Przestałam praktycznie chodzić.

To znaczy jeszcze w obrębie przychodni, czy mieszkania jakoś się poruszam, zwłaszcza

w pantoflach.

Ale na ulicy….tragedia.

W pantoflach przeciez po ulicy nie będę chodzić, a nawet jeżeli, to i tak daleko sobie

nie pójdę.

Następny etap to wózek inwalidzki????

Płaczę……..

 

Post scriptum:

napisałam ten smutny ( lecz prawdziwy) post i…

zobaczyłam, że dostałam od Pana Kawusi następną fraszkę :

Nadchodzi pomoc

Czy pamiętasz czasy kamienia łupanego,

gdy boso po trawie pramatka biegała,

jej zajęciem nakarmić było głodnego,

a nie żeby butów po świecie  szukała !

Jest wyjście…

Gdy odcisk doskwiera, a stopa z miasta,

wziąć trzeba buty,

z głębokiej wioski,

rozczłapać je w błocie,

wystawić na słońce,

i dobre będą po

czterech latach….

Odrazu się uśmiechnęłam.

Dziękuje Panie Kawusia.

Wiem, że mam Przyjaciół