
Dopiero była środa i…. znów mamy środę. Witaj, witaj Uleczko, serdecznie Cie dzisiaj pozdrawiam z tego zimowo- niezimowego Krakowa.
Nie, wcale nie narzekam, że śnieg nie pada, że nie jest ślisko, ale ja już chce wiosny!!!! Tak bardzo za nią tęsknię? Za złotym słoneczkiem, za zielonymi drzewkami, za śpiewem ptaszków, no dobrze, nawet za tymi dziecinnymi wrzaskami z placu zabaw.
A tu masz, cicho, zimno i ….ponuro. Chociaż na dzisiaj zapowiadali troszkę słonka, gdy tylko wyjdzie ono zza chmur, szybciutko złapię kilka promyczków i do Ciebie Uleczko do Poznania prześlę. No i oczywiście masę słodkich środowych całusków posyłam, mam nadzieję, że te do Ciebie na pewno dotrą.
A co na dzisiaj?
Własnie przeczytałam w Gazecie Krakowskiej, jakie są projekty zagospodarowania terenów w Krakowie pozostałych po: szpitalu okulistycznym w Witkowicach, po rozległym terenie poszpitalnym przy ul Kopernika, z której już niedługo, bo na przełomie 2019/2020 wyprowadzą się wszystkie tam działające do tej pory szpitale miejskie i przede wszystkim do najbardziej dla mnie chyba bolesnej, rozbiórki mojego ukochanego Szpitala Kolejowego przy ul Lea, gdzie przecież pracowałam w latach 1983 – 2005. Ten szpital ma dla mnie jeszcze dodatkowo sentymentalne znaczenie, bo tam pracował również i mój Tata, to tam, jako dziecko jeszcze przychodziłam do niego w odwiedziny, gdy był Kierownikiem Pracowni Rtg.
Zaraz po ukończeniu Studium Medycznego Techników Elektro-radiologii praktycznie mogłabym tam pracować, jednakże dyrektor szpitala nie wyraził wtedy na to zgody, własnie ze względu na to, że kierownikiem pracowni rtg był mój Tata.
No proszę, inne czasy, nepotyzm wtedy był tłamszony. Ale jaki to miałby być niby nepotyzm, przecież żadnych dodatkowych korzyści z tego faktu, że moim szefem miałby być mój Ojciec, nie ciągnęłabym. No, ale stało się, jak się stało, poszłam do pracy w Miejskiej Przychodni Radiologicznej, gdzie przepracowałam co prawda tylko rok, ale to tylko ze względu na to, że wtedy postanowiłam sobie iść na studia. Nie, nie medyczne, poszłam na AGH, na Geologię, pewnie też z powodu pewnego młodego chłopaka, który też studiował na AGH, tylko tyle, że na Wydziale Elektrycznym. No cóż, myślałam naiwnie , że będąc na terenie AGH może częściej będę go spotykała i… No i nie było żadnego i, bo jakoś Wieśka wcale nie spotykałam, za to zakałapućkałam się w geologicznych studiach, też na krótko, niestety związane było to z łażeniem po górach i ze zbieraniem różnych skałek, a to wcale jakoś mi się już nie podobało. Próbowałam jeszcze co prawda stawiać kroki na Wydziale Ceramicznym, ale to też całkowicie nie było zgodne z moimi zainteresowaniami, więc porzuciłam studia i powróciłam do swojego zawodu technika rtg. Zaczęłam pracę własnie na wspomnianych już we wczorajszym moim wpisie Azorach, w nowo powstałej pracowni, gdzie przepracowałam ponad 22 lata. Dobrze mi tam było, lubiłam swoja pracę, miałam miłe koleżanki, wspaniałych lekarzy, z którymi wspaniale mi się pracowało i mnóstwo pacjentów, którzy nawet mnie lubili. I pewnie pracowałabym tam do emerytury, gdyby nie moja przyjaciółka Majka, z którą zresztą wspólnie kończyłyśmy studium medyczne i która pracowała własnie w Szpitalu Kolejowym. To od niej dowiedziałam się, że szukają tam nowego technika rtg i to ona namówiła mnie, abym się tam przeniosła. Udało się, zwłaszcza, ze nowy Kierownik pracowni bardzo lubił mojego zmarłego już Ojca i to on optował za mną u pana Dyrektora Szpitala o przyjęcie mnie w poczet pracowników.
To były całkiem fajne lata mojego życia, lubiłam swoją prace, lubiłam koleżanki, zresztą nie tylko z mojej pracowni, trzeba przyznać, że w naszym szpitalu panowały dosyć rodzinne stosunki, jakoś wszyscy czuliśmy się tam potrzebni i związani przyjacielskimi więzami, Najlepszy dowód na to jest to, że do tej pory raz w roku wszyscy byli pracownicy spotykają się na wspólnym wieczorze wspomnień.
A ponieważ był to Szpital Kolejowy, czyli leczący pracowników PKP, miałam wszystkie kolejowe ulgi, najpierw miałam zniżkę 80 procent na wszystkie pociągi, z biegiem czasu miałam ulgę 100 procentową, wsiadałam sobie do pociągu (byle jakiego) i mogłam sobie za darmo po całej Polsce podróżować.
Pewnie, że nie było okazji do takich wielkich wojaży, ale zawsze jednak, gdy jechałam na jakiś urlop, czy do sanatorium miałam zapewniona darmową podróż.
Zresztą te kolejowe sanatoria też były w całkiem lepszej kondycji niż normalne, najmilej wspominam mój kilkukrotny nawet pobyt w Kolejowym Sanatorium w Ciechocinku. Co prawda było to dosyć daleko od Krakowa i dojazd był nieco uciążliwy, bo trzeba było się przesiadać, aby tam dojechać, na inny pociąg, ale byłam przecież jeszcze młoda, co to dla mnie takie utrudnienia znaczyły?
Jakieś dwa lata przed końcem szpitala Dyrekcja PKP uznała, że nie stać ich na utrzymywania drogich szpitali, więc chętnie się ich pozbywała, a szpitale przechodziły w ręce Wojewody i staliśmy się szpitalem miejskim, chociaż nadal w naszej nazwie tkwiło słowo „Kolejowy”
No i potem przyszedł ten nieszczęsny rok 2005. Przez kilka miesięcy walczyliśmy o nasz szpital, o to, żeby go utrzymać, nawet zakładaliśmy coś na wzór spółki pracowniczej, niestety, lobby wojewódzkie było silniejsze, wiadomo, który dobrze przepłacił, aby ten bardzo łakomy teren w środku miasta kupić, a nas na zielona trawkę wysłać.
O tak właśnie w samym środku 2005 roku się stało, spora część personelu musiała znaleźć sobie nowe miejsca pracy, co na szczęście nie było aż takie dla nich trudne, część, w tym ja, przechodziła na wcześniejsze emerytury. Budynek został zakupiony i….sobie spokojnie przez następne 13 lat spokojnie stał, były tam podobno jakieś trudności w adaptacji tego budynku, postanowili jednak go wyburzyć.
No i dzisiaj własnie przeczytałam, że na dosyć nawet rozległym terenie byłego Szpitala Kolejowego, otoczonego pięknym dużym ogrodem, powstaną dwa nowe pięcio i ośmio kondycyjne bloki. Przejeżdżam tamtędy czasami i zawsze smutno patrze na ten smętny już budynek, który już niedługo zniknie z krajobrazu, nawet z krajobrazu moich wspomnień.

To jest jedno z ostatnich zdjęć tego budynku, który pozostał po byłym Szpitalu Kolejowym.
Rzeczywiście smutny to widok, odrapane, brudne mury, wiszące na budynku jakieś banery…….. a kiedyś wyglądał on jednak o wiele lepiej.
Był jasny, przejrzysty, jakiś weselszy. Niestety w Googlach nie odnalazłam zdjęć z dawnego, czynnego jeszcze Szpitala – gdzieś zniknęły, tak, jak i niedługo zniknie ten budynek. Musiałabym dobrze pogrzebać w moim blogu, bo pamiętam, że przynajmniej raz, albo nawet dwa razy zdjęcie mojego pracującego jeszcze wtedy Szpitala zamieszczałam, ale to było kilka lat temu.
A teraz to już historia………… budynek nadgryzł ząb czasu, teraz go wyburzają, a za kilka miesięcy staną tu całkiem nowe bloki……
Ale i tak patrzę na to zdjęcie z sentymentem, chociaż czuję ukłucie żalu w moim sercu.
Te 5 narożnych okien na parterze należały do mojej Pracowni Rtg…………
ALE TO JUŻ BYŁO I NIE WRÓCI WIĘCEJ. ŻAL, WIELKI ŻAL I BÓL W MOIM SERCU CZUJĘ. ZNÓW COŚ SIĘ SKOŃCZYŁO W MOIM ŻYCIU.
I co najgorsze, zmiana na nowe wcale nie uraduje moje serce 😦
Smutno wspominkowy ten mój dzisiejszy blok. Ale tak już niestety jest, i ludzie i budynki starzeją się, z czasem staja się po prostu niepotrzebne.
Inna sprawa jest z tym kompleksem budynków szpitalnych przy ul Kopernika. Wszystkie mieszczące się tam Szpitale podlegające Akademii Medycznej dostają nowy, piękny, nowoczesny kompleks w Prokocimiu , powstałe tam oddziały będą przeżywały swój renesans.
Ciekawa jestem, co pozostanie w budynkach poszpitalnych, jak je zaadoptują, bo wiele z nich ma wartość zabytkową i na pewno nie będą możliwe żadne wyburzenia. Ale przecież dzisiejsza architektura przewiduje taką adaptację, która łączy części zabytkowe z nowoczesnością ( tak chociażby przebudowane były tereny po starym Krakowskim Browarze) i mam nadzieje, że ul Kopernika też odzyska czas swojej świetności, tym bardziej, że własnie przy niej mieści się Krakowski ogród Botaniczny, ozdoba tej ulicy, może on teraz zyska dodatkowe tereny pod jego rozbudowę?
W podkrakowskich Witkowicach, które właściwie teraz są dzielnicą Krakowa, był ongiś rozłożony w wielkim parku w kilku budynkach Okulistyczny Szpital Wojewódzki, który kilka lat temu też dostał całkiem nową lokalizację, a teraz Kraków przysposabia się do zagospodarowania tego pięknego terenu.
Tylko jeżeli nie wiadomo o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze, więc teraz Rada miasta Krakowa ma nie lada problem, skąd zdobyć pieniądze na zagospodarowanie tych wielkich terenów, ul Kopernika i własnie Witkowic.
Nie zazdroszczę panu prezydentowi, który akurat w tej swojej kadencji stanął przed nie lada wyzwaniem, bo już wiadomo, że łatwo i szybko nie da się tych problemów rozwiązać.
Na szczęście to nie ja muszę sobie tym głowę łamać, ja tylko mogę sobie co najwyżej ponarzekać.
No to ponarzekam sobie jeszcze i na pogodę, obiecywali słonko, a tu znów buro – ponuro.
Tej nocy porządnie wreszcie się wyspałam, a to z powodu, że wcześniej ogrzałam sobie elektrycznym kocykiem moja pościel i potem weszłam już do cieplusieńkiego łóżeczka, nawet nóżki tej nocy mi nie zmarzły.
Ale za to, że naprawdę dobrze mi się spało to pewnie będę miała dobry przez to dzień, czego wszystkim też Czytelnikom mojego blogu, mimo braku słonka, życzę.