……i jeszcze głupszy umiera.
A to tyczy mojej przygody z licytacją na Allegro. Jasne, licytację wygrałam, wpłatę dokonałam i…
I właśnie Basia wczoraj ( już po tych wszystkich wyżej wymienionych czynnościach) uświadomiła mi jedno – mianowicie spytała mnie : a skąd wiesz, kto po drugiej stronie licytacji stał? Zrozumiałam w mg. Rzeczywiście była tylko jedna, jedyna konkurentka, która podbijała ceny, wiec mogła to być na przykład oferentka licytacji.
Raz dla zbadania terenu zalicytowała i zorientowała się, że ma po drugiej stronie jakąś napaloną na te poszewki zwariowaną klientkę, która jest tak zafascynowana tą ofertą, że nie odpuści.
Oczywiście, że miała rację, bo tak się i stało i w ten sposób oferta z 23 zł zmieniła się w ofertę za 43 zł, czyli miała 100 procentowe przebicie. Byle więcej takich napalonych klientek, a interes rośnie, oczywiście jej, a nie mój.
A tak, gdybym tak jej nie przebijała? w najgorszym przypadku zdjęła by ofertę na jakieś 2 tygodnie i znów ją na Allegro wystawiło, ryzyko się jej opłaciło.
Mnie raczej mniej, no chyba, że będę miała poszewki na cenę marzeń, ale pewnie gdybym dobrze poszukała, na pewno takie lub podobne bym na Allegro znalazła, tylko pewnie nieco tańsze, niż te moje.
Cóż, coś za coś, następnym razem muszę przy tego rodzaju licytacjach uważać, bo dobrze, że ta zmieściła się w granicach pół stówki, następna mogłaby mnie dużo więcej kosztować. Hazard w żadnej postaci, nawet w postaci niewinnej licytacji nie jest wskazany.
No i chyba Wandula, ( którą tu serdecznie pozdrawiam) miała rację, gdy napisała, że mój blog ma lekki posmak kryminału. Ha, ha , tylko postacie z tego kryminału są raczej kiepskawe, no, dobra, naiwne, przyznaję bez bicia.
Ale ponieważ mój blog to rodzaj mojego pamiętnika, też potrafię sama obie wytknąć błędy i je ośmieszyć, a to już jest ( wg. mnie) sztuka, bo samokrytyka nie jest wcale prostą sprawą.
Oczywiście nie mam żadnej pewności, że oferentka wykazała się takim sprytem i mnie tak łatwo podeszła, ale tak niestety mogło się dziać, przecież jej też wolno nieco podkolorować swoją ofertę.
Wandula na Face napisała mi, że powinnam pisać książki, albowiem mam tak zwaną lekkość pióra. Ale co innego pisać blog, a co innego książkę, gdzie musi być zachowana pewna ciągłość w toku myślenia, aby książka miała jakiś sens.
Już chyba wspominałam tu kiedyś, że w młodzieńczych latach pisałam coś na kształt powieści, które były w moich kręgach towarzyska wprost rozrywana, niestety skutecznie, bo ślad po nich zaginął. Ale tam nawet dramatyczne, jak mi się wydawały chwile były napisane w taki sposób, że znajomi za brzuchy się trzymali ze śmiechu. No i do historii chyba już przeszły niektóre tam zawarte powiedzenia np ” i wyciągnęła z plecaka to, co było jej największym skarbem… jej pamiętnik”, czy słowa uczestniczki zwiedzania nawiedzonego zamku, która powiedziała ” duchy duchami, ale kolację zjeść trzeba”. Mój kolega od lat dziecinnych, Janusz od razu to skomentował: ” jasne Ewa, Tobie w jedzeniu nawet duchy nie przeszkadzają”, co zostało przyjęte śmiechem, ale bynajmniej się za te słowa nie obraziłam, sama się z nich śmiałam.
Ach, te fajne wspomnienia i te fajne młode lata. A czy teraz odważyłabym się coś jeszcze napisać? Wątpię, chociaż mój bratanek Łukasz kiedyś mnie namawiał, abym zaczęła spisywać stare dzieje naszej rodziny,byłyby fajną lekturą dla potomnych.
No bo kto z mojej rodziny pamięta, kto to był Adzik ( nasza ukochana Niania) i dlaczego uciekała z wojennej Warszawy ubrana we wszystkie pary ciepłych majtek, jakie miała????.
Kto wie, dlaczego moja Mama mieszkająca podczas wojny w Warszawie w czasie nalotów pastowała podłogi ( a po prostu tak bardzo się ich bała, że Ciocia Hela dawała jej do rąk pastę i szmatki i kazała pastować podłogi, by ją czymś zająć).
Wydaje mi się, że nie wiele jeszcze pamiętam, ale gdybym tak bardziej wysiliła swój umysł…… kto wie, co bym jeszcze sobie przypomniała.
Gdzieś tam w moim umyśle tkwi jeszcze wspomnienie z jakiejś restauracji, chyba na Mazurach, gdzie z Rodzicami i Rodzeństwem jadłam prawdziwy chłodnik litewski z rakami. Chyba wtedy pierwszy i ostatni raz w życiu jadłam te raki, potem jadłam już tylko ślimaki, ale to było wiele, wiele lat później, gdy byłam już jako nastolatka z Tatą w Paryżu.
Wspominam jeszcze ten mostek, który prowadził z Domu Zdrojowego w Jastarni na plaże, stałam tam z moją Mamusią, ubrana byłam w białą sukienkę z angory w kolorowe paski, pamiętam burzę w Międzyzdrojach, gdy noc stawała się w blaskach błyskawic dniem, a mój Brat trzymając mnie za rękę śpiewał mi kołysanki, abym się nie bała…… wiele takich i podobnych wspomnień gdzieś tam drzemie w moim mózgu.
Znów się rozmarzyłam….
„Cztery córki miał ojciec stary młynarz ze Zgierza, każda była urodna, każda chciała żołnierza……
Pierwsza córka młynarza wzięła owsa i siana i spotkała bułankę na bułance ułana
Druga córka młynarza podskoczyła do nieba i złapała lotnika, lotnika jak trzeba
Trzecia córka młynarza sieć do morza wrzuciła, gdy ją stamtąd wyjęła, marynarza złowiła
A ta czwarta najmniejsza jakoś szczęścia nie miała, siadła sobie nad rzeczką i cichutko płakała
Płacze, płacze i szlocha niechaj śmierć mnie zabiera i wskoczyła do wody wprost w objęcia sapera.
Ułan lotnik, marynarz, no i saper to heca, gdy się dzieci posypią, będzie istna forteca…….”
Dziękuję Krzysiu………
Coś optymistycznego : Wczoraj w Warszawie przyszły na świat bliźniak syjamskie, które zrośnięte były na szczęście tylko brzuszkami, więc zaraz po porodzie lekarze zadecydowali, że dzieciaczki trafią na stół operacyjny, Ciekawe jest to, że już 7 miesięcy ciąży stwierdzono, że będą to bliźniaki syjamskie i odpowiednio na taki poród Klinika UW się przygotowała. Czyli może nie wszyscy polscy lekarze są do niczego?
Wczoraj wieczorem przeglądałam prasę no i doczekałam się wiadomości,że operacja się udała i
Janek i Dawid są już szczęśliwie rozłączeni i nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo UFFF, ale ulga.
Po tych wszystkich ostatnich medycznych wpadkach taka wiadomość podnosi wiarę w lekarzy, a teraz szczególe jest nam to potrzebne
Dlatego i ja z wielkim entuzjazmem przyjęłam taką dobrą nowinę.
Niestety rację ma minister Arłukowicz, że to nie sztywne procedury były przyczynami ostatnich medycznych niepowodzeń, to głównie zabrakło serca,empatii pracownikom tym szpitalom i ta powszechna polska bylejakość. Dlatego ostatnio słyszeliśmy o nagminnych tragediach odbywających się, w polskich szpitalach
Jak to zmienić: znów wróciła koncepcja z dodatkowymi doubezpieczeniami, co miało by być pewnym odciążeniem dla NFZ Ale nusi to być mądre rozwiązanie nie odsuwające od badań osób biedniejszych, których nie stać ns dodatkowe opłaty.
Opozycja, a szczególnie PIS i tak ten projekt obsmaruje i pójdzie on pewnie kolejny raz do kąta, a mógłby być naprawdę jednym z ważnych sposobów rozwiązania tego medycznego węzła. Osoby pracujące powinni sami się do ubezpieczać ( np kosztem obniżenia podatków)emeryci i renciści oraz dzieci powinni pozostac na dotychczasowych warunkach
W końcu takie przymusowe opodatkowanie byłoby konkurencją dla NFZ, a nic nie działa tak dobrze, jak zdrowa konkurencja, od razu ułatwiło by to leczenie w szpitalach, zwiekszyło by się obłożenie łóżek i całodzienne wykorzystywanie aparatów ( nie było by limitów na takie badania), a wszystko to z pożytkiem dla chorych. Ale czy Arłukowicz jest na tyle silny, że takie zmiany przeprowadzi??
Miłego piątku życzę, przed nami wciąż zimny weekend, ale małopolskie dzieciaczki się cieszą, bo właśnie rozpoczynają zimowe ferie Powodzenia!!!
ó