PANI ZIMA

 

Dzisiaj przyszła Pani Zima.
Grzecznie zapowiedziała się wcześniej, na tyle wcześniej, byśmy do niej się przygotowali no i dzisiaj przyszła.
Wcale z tego powodu nie jestem zadowolona.
Jeszcze godzinę temu patrzyłam przez okno i nie było nawet żadnego śladu po tej pani, a tu nagle grube płatki zaczęły z nieba lecieć i w około biało się zrobiło.
Jutro rozpoczynamy miesiąc grudzień, a dzisiaj…
Dzisiaj jest czas zabawy – ANDRZEJKI.
Więc w związku z tym zapowiedzieli mi się goście, Diana z Ksawrem, może jeszcze przyjdzie Zojka, może Mia.
Ale myślę, że powinno być wesoło.
Co prawda właściwie to wczoraj był czas lania wosku, bo powinno wróżyć się w wigilię św Andrzeja, ale to wcale nie przeszkadza niczemu, żebyśmy dzisiaj też jeszcze zobaczyli, co nam los na najbliższy czas szykuje.
Oczywiście, że to jest tyljko zabawa, bo kto by tam we wróżby wierzył.
Ale jeżeli Ksawer przyniesie karty to może nawet odważę się powróżyć? Kiedyś „czytałam” całkiem nieźle te karty, przynajmniej tak twierdzili ci, którym wróżyłam.
Potem stwierdziłam, że to nonsens i zaniechałam. Ale fakt, zawsze , gdy stawiałam kabałę, czułam pewnego rodzaju trwogę w sercu.
Tak więc dzisiaj musze szybko z pracy się ewakuowac, żebym zdążyła na godzinę 18 do domu, tylko czy mi się to uda?
Bo oczywiście transport będzie taksówkowy, ale w taki dzień, jak dzisiaj może z taksówkami znów być ciężko, juz nie mówiąc o korkach, które pewno się na ulicach będa robiły. Bo własnie w taki ponury i mokry dzień nawet najwięksi „wrogowie” kierownicy siadają do swoich samochodów, bo wydaje im się, że w ten sposób szybciej pokonają drogę z pracy do domu, a tu jest własnie wręcz odwrotnie, tylko jeszcze bardziej korkują ulice, szczególnie wtedy, gdy za kierownicą siedzą niezbyt udani kierowcy.
Na całe szczęście mnie to nie dotyczy…….
Zresztą patrzac na  te zapchane autami ulice stwierdzam, że teraz na pewno nie udałoby mi się prowadzić samochodu, to zadanie  nie na moje nerwy.
Tu na ciebie trabia, tam się przed ciebie wpychają, trzeba być bardzo zdecydowanym, żeby gdzieś dojechać, trzeba umieć się własnie przepychać, a ja….no cóż, zawsze ustępowałam miejsca innym, zjeżdżając grzecznie na bok. Pewni stałabym jak ta ostatnia łajza i czekała, aż zrobi się całkiem pusto, żebym mogła dalej jechac.
A tacy kierowcy jak ja to tylko zakała ruchu, przyznaję się bez bicia, dobrym i zdecydowanym kierowcą to raczej nie byłam. Raczej? chyba na pewno nie byłam!!!

Życze udanego ostatniego dnia listiopada (nareszcie koniec listopada – hurra!!) i dobrego nastroju na andrzejkowy wieczór

ostatnia środa listopada

 

 

Dzisiaj przedostatni dzień listopada, ostatnia listopadowa środa.

Taki jak ta różą jest dzisiejszy dzień Uleczko.
Płaczliwy, nieco śnieżny, zimowy.
No tak, listopad już dobiega końca, na szczęście, bo już pisałam kiedyś, że to mój najbardziej znielubiony miesiąc.Pewno i na Twoje plany też nie jest odpowiednia pogoda, ale może gdy spadnie śnieg…..polecisz bałwana ulepi.
Pozdrawiam Cię serdecznie Uleczko i na cy grudzień, tak, już grudzień, życzę Ci wiele radosnych i szczęśliwych dni, pozytywnych wrażeń, bo przecież teraz zbliża się najprzyjemniejsza, bo rodzinna pora roku.
Żadne święta nie sĄ tak bardzo rodzinne, jak własnie Boże Narodzenie.
Jest to magiczny czas, nawet wszystkie piosenki o tym śpiewają.
No to powodzenia Ulu i do następnej środy.

A co poza tym?     Nadal nic ciekawego się nie dzieje?????
Oj, dzieje się dzęje, ale lepiej o tym nie wspominać, bo tylko kląć by przy tym wypadało.Dokąd ta polska głupota będzie trwała? nie mam pojęcia.
Na razie nadal ludziska na lep słodki się biorą, a rządzący majstrują, a to przy emeryturach, a to przy sadownictwie i psują to, co jeszcze do tej pory nie udało się im zepsuć.
Ale bądźmy „dobrej myśli” Niedługo  obudzimy się w Polsce, w której już nic się nie da zrobić sensownego.
Ale mamy to, co chcieliśmy : „DOBRĄ ZMIANĘ”

Czekamy na lepsze……..może kiedyś?

Była niedziela…

 

 

Minęła niedziela, kolejna i kolejna, zimna, pusta, nijaka.
Nic specjalnego, o czym bym mogła napisać się  nie działo.
Nigdzie nie byłam (no, tylko w Buczku kupiłam moje ulubione jaśkowe paluszki), nikt u mnie nie był.
Czyli spokój, cisza i senność, bo taka jest jesień, a właściwie prawie już zima, chociaż na razie śniegu nie widać.

I bardzo dobrze, chociaż przewidywane są jutro nawet jakieś śnieżne opady.
Może i będą, bo kolanka dają mi do wiwatu, zwłaszcza to lewe.
Na razie „trenuję” nowe botki i…jest coraz lepiej, chociaż pod wieczór  stopy mi nieco odpadają, takie mam odczucie.
Ale w pantoflach przecież po ulicy chodzić w zimie nie mogę, zresztą w żaden dzień, nawet świąteczny pantofle nie są najlepszym obuwiem. Co z tego, że wygodne?????
W dodatku dokucza mi nagniotek, którego podobno według pani Eli – pedikiurzystki nie ma.
Otóż jest, gdzieś schował się dziad, ale daje o sobie boleśnie znać.
Czasami tak mnie kuje, że aż coś w mózgu mi świdruje,  czuję, jakby mi ktoś tam świderek włączył i mnie dręczył.
No nic, jakoś sobie trzeba radzić, jak mawiał góral zawiązując buta dżdżownicą.
Lubię to powiedzenie, pokazuje, że zawsze jakieś wyjście z sytuacji się znajdzie, nawet tej wydającej się beznadziejną.
Odczekam jeszcze tydzień, niecałe dwa i znów panią Elę odwiedzę.

Dzisiaj rano telefonowałam do  kancelarii pana radcy, tego od egzekucji mojego długu w Tauronie.
No cóż, niestety sprawa została już wniesiona do sądu i nie można jej (podobno) cofnąć, muszę więc ponieść konsekwencje finansowe za rozprawę, na szczęście zmieszczę się w granicach 100 zł, plus oczywiście dług 400 zł.
Muszę więc czekać do lutego, bo wtedy mam termin rozprawy, ale wcześniej muszę napisać pismo z prośbą o rozłożenie długu na raty.  Pismo mam skierować do Kancelarii, a panie dopiero skierują moją prośbę do Taurona , a ci wyrażą lub nie wyrażą zgody na  rozłożenie długu na raty..
Zawracanie głowy, cała ta procedura jest dziwnie zakręcona, a chodzi chyba tylko o to, żeby wyciągnąć od petenta pieniądze.
Podobno jak nie wiadomo o co chodzi, zawsze chodzi o to samo, o pieniądze.
Przecież nie łatwiej by było, gdyby od razu zgodzili się na te raty, które już mogłabym zacząć spłacać, a nie czekać w nieskończoność, aż sprawa o sąd się oprze. A mówią, że sądy  są nierychliwe. Przecież ugodę można bez tych wszystkich zawirowań załatwić, przynajmniej tak mi się zdawało, ale okazało się, że to wcale nie jest takie oczywiste.
Ach ta polska biurokracja.

Ale na razie mam jeszcze czas na rozmyślania, do lutego sporo czasu, prawie 3 miesiące, a przecież już prawie do tego czasu mogłabym była spłacić większość długu. Widać tak bardzo  Tauronowi moich pieniędzy nie brakuje….

Co ciekawego nas czeka w tym tygodniu?
Nie ogarniam już tego co się w Polsce dzieje, więc zamykam się w mojej anty politycznej skorupie i daje czas na przeczekanie.
Niech się dzieje wola nieba…..

Dobrego tygodnia, fajnego poniedziałku

dzisiaj na pewno jest niedziela

 

Coś wczoraj mi się pokręciło w moim kalendarzu, kartki się w nim skleiły, czy co?
Ale pisząc blog, zresztą też i we wpisach na Facebooku umieszczałam wczorajszy dzień w niedzielnej szacie.
A tu masz, dopiero dzisiaj jest przecież niedziela.
No i dobrze, że jest, przynajmniej jeszcze sobie dzisiaj odpoczniemy.
Zakupów nie ma co robić, bo wszystko takie drogie, nic właściwie do tej siatki człowiek nie wkłada a już „stówa” z kieszeni ucieka.
Szkoda, że nie można takich „stów” posiać na mojej fermie, ale bym wtedy bogata była.
Ale do braku zakupów trzeba pomału się przyzwyczajać, bo wszystko najlepiej wiedząca  partia  PIS już przegłosowała, że od nowego roku, czyli już niedługo, sklepy będą w niedzielę  zamknięte.
No to o suchym pysku, o głodzie i chłodzie kobiety będą „świętowały” z rodziną przy pustym stole, bo gdy nie będą pracowały, pieniążków niestety im nie przybędzie.
Pocieszające jest to, że na tacę w kościele też zabraknie mamony, bo chyba lepiej kupić dzieciom kromkę suchego chleba, niż wspierać  kleryków – pasibrzuchów, więc może i kościół zauważy, że aż tak bardzo nie zarobi na popieraniu głupich ustaw.

Coś ze sobą trzeba więc w niedzielę robić,  ale to farmienie  co raz mniej mi się podoba, bo jak się uprą na jakieś zamówienie, tak stale to samo zamawiają, jak nie orzeszki, na które okropnie długo trzeba czekać, by potem z nich a to masło orzechowe, a to sos orzechowy zrobić, to ostatnio uparli się na mleko wielbłąda  i ser z mleka wielbłąda, trzeba sadzić kaktusy, których wzrost też trwa 8 godzin.
No to sieje i czekam cierpliwie, chociaż ostatnio już nieco na tej grze lepiej się poruszam i sadzę niektóre, często powtarzające się roślinki na zapas, tak, że kiedy przychodzi zamówienie, wiele rzeczy od razu mogę realizować i potem sobie ewentualnie braki uzupełniać.
Ale zawsze jestem tam potrzebna, bo jest to gra zespołowa i często proszą mnie o pomoc w podesłaniu tego czy innego produktu, a w zamian za to dostaje farmerskie pieniążki i….zawsze też do nich mogę się zwrócić o pomoc, gdy jakiejś rzeczy do budowy czegoś tam potrzebuję.
Ale przynajmniej mam zajęcie, bo w TV znów nudy.
Chociaż z przyjemnością oglądnęłam sobie dzisiaj Anię z Zielonego wzgórza, przyjemna bardzo opowieść z lat, których nie znamy.
Ach te długie suknie, w których na co dzień panie  musiały się poruszać, chyba niezbyt to było wygodne, ale taka moda wtedy panowała i te pantalony za kolana, ale chyba najbardziej podobało mi się, że nawet młode osoby nosiły kapelusze na swoich głowach, nie tylko od święta, ale zawsze, gdy wychodziły gdzieś na zewnątrz z domu.
Tak jest teraz chyba tylko na królewskich dworach, ale przyznam, że i Królowa Elżbieta II i Księżna Kate bardzo mi się w tych kapeluszach podobają.
Są przez nie takie dystyngowane, nie takie plebejskie, codzienne.
Niektóre elementy mody mogłyby się wrócić, no może nie koniecznie te długie majtałasy, zresztą kto wie, czy pruderyjny PIS nie nakaże kobietom nosić długich, poza kolana sukien i spódnic (broń Boże spodni), by nie gorszyć malutkich.
Pewnie wiele jeszcze dziwnych pomysłów rodem z wieku XIX-XX trzymają w zanadrzu.

 

Nie zapomniałam oczywiście o urodzinach Matyldy i dzisiaj ten różany tort wraz z najlepszymi życzeniami pozostawiam.

A wszystkim życzę miłej niedzieli, jednak na pewno niedzieli, tym razem się nie pomyliłam. 🙂 🙂 🙂

za głupotę trzeba płacić

 

 

 

I to całkiem niemałe pieniądze, bo całe 400 zł.
Sprawa dotyczy jeszcze zamierzchłych czasów, gdy mieszkałam na Smoleńsk i brałam prąd z Taurona.
Niestety kiedyś zapukało do mych drzwi troje młodych, wydawało eis bardzo sympatycznych młodych ludzi z Novej i namówiło mnie na zmianę dostarczyciela prądu na ich firmę, ofiarującą ponoć o wiele tańszy niż  z Tauronu prąd.
Głupia byłam, dałam się im zwieść i zrezygnowałam wtedy z firmy dotychczas posyłając mi prąd i przeszłam do Novej.
I to był wielki błąd, bo po pierwsze ich prąd wcale nie był tańszy, zresztą i tak płaciłam Tauronowi część opłat za przesył prądu, a Novej za dostarczony prąd, więc płaciłam wtedy aż dwa rachunki na raz, co  dawało cuzamen do kupy  całkiem podobną sumę.
W dodatku Nova co pół roku przesyłała monit za zapłatę jakichś wyrównań , a ceny te były niebotycznie duże.
Ale to jeszcze nic. Okazało się, że zerwałam z Tauronem umowę na tańszy prąd (?) a zobowiązałam się (podobno) tylko z nimi zawierać umowę i muszę zapłacić karę za niedopełnienie zobowiązań, za dostarczanie… tego tańszego prądu, więc Tauron wystąpił z wezwaniem do zapłaty karnych odsetek.
Ale to wszystko jeszcze było na Smoleńsk, wtedy podobno Tauron podesłał mi wezwanie, tylko w licznej rodzinnej korespondencji gdzieś to wezwanie do zapłaty  się zawieruszyło.
Ale Tauron to bardzo pamiętliwa firma i teraz o pieniądze się ode mnie upomniała, wstępując w tej sprawie na drogę sądową. Właśnie wczoraj odebrałam wezwanie na rozprawę pod koniec lutego,
No masz babo placek, nie dość, że muszę zwrócić te 400 zł, to jeszcze pewnie mnie obciążą kosztami sądowymi.
Nie ma radym, trzeba jakoś to załatwić inaczej, to znaczy jutro zatelefonuję do owego rady prawnego, który mi to pismo przysłał, ukorzę się ł i zobowiążę się do spłaty tego rachunku z tym, że poproszę o rozdzielenie go na 8 rat, tak, bym płaciła po 50 zł miesięcznie. Wszak jestem emerytką i kwota 400 zł w jednej racie nie jest całkiem bezbolesna, prawda?
Mam nadzieję, że pomyślnie mi ta rozmowa  przebiegnie i pan radca łaskawie spojrzy na biedną emerytkę 🙂
A swoją drogą widać, jak straszne finansowe pułapki te pseudo firmy na człowieka zastawiają.
Nawet komuś, kto jest uczciwy nie przyjdzie do głowy, że go bezczelnie naciągają.
Z formą Nova na szczęście nie mam już nic do czynienia i od nich z daleka jestem odwrócona, ale……. trudno, muszę zapłacić skoro naiwna byłam, zresztą nie mam wyjścia i tak nikt tego za mnie nie  zrobi, dług będzie tylko rósł, aż w końcu siądą na moją emeryturę i swoje pieniążki odzyskają.
Tylko nie rozumiem, skoro tyle lat człowiek był   ich klientem, a w dodatku i tak i tak im część swoją co miesiąc za ten przepływ prądu płacił, dlaczego nie mogą tego na przykład umorzyć, jakiś rabat za długoletnie korzystanie z ich usługi powinnam przecież dostać.
A niech im…..  Biednemu zawsze wiatr w oczy……

Pisałam dwa dni temu, że ciągle dostaję ostatnio telefony o rewelacyjnych promocjach.
Wczoraj też odebrałam telefon, w którym dowiedziałam się, że mój numer telefonu wylosował nagrodę – kamerę i w związku z tym jestem zaproszona na spotkanie w Krakowie (a telefon był z Bydgoszczy),  wtedy, a wtedy, tam i tam o tej i  o tej godzinie.
Zwykle rzucam słuchawkę, ale wczoraj licho mnie podkusiło i postanowiłam  być bardzo miła i zgodziłam się oczywiście na to spotkanie, ba, nawet podałam imię mojego męża (którego nie mam), z którym przybędę na spotkanie, oczywiście wcale nie mam zamiaru nigdzie iść, ale niech baba się cieszy, że naiwną złapała na haczyk. Może już więcej innych naiwnych łowić przestanie?
Chwilę po tej  rozmowie dostałam smsa z przypomnieniem i podaniem dokładnej daty i miejsca spotkania.
I tyle mnie tam zobaczą.
Mam tylko nadzieję, że nie będą mnie nękać, jak kiedyś Magdę, która zlekceważyła zaproszenie i okrutnie ją pani na drug dzień zbeształa, jak mogła nie przyjść na takie specjalne zaproszenie. Co najmniej, jakby miała obowiązek przyjść. Przecież nikt nikogo nie zmusi, aby chodził tam, gdzie nie chce iść.
Mnie tez nie zmuszą, najwyżej tylko spytam grzecznie : czy mam pani wysłać zaświadczenie, że byłam chora????
Niech ktoś wreszcie tymi naciągaczami się zajmie, bo stają się coraz bardziej bezkarni, ale pocieszające jest to, że co raz mniej chętnych znajdują.
Może kiedyś  z braku rynku bytu sami padną?

Miłej niedzieli moi Drodzy, trzeba dobrze  odpocząć przed nadchodzącym nowym tygodniem, sił nabrać.

czy to jawa, czy sen

 

 

 

 

Ale miałam dzisiaj sen.
Śniło mi się, że przyjechał  po mnie , jak w bajce,   przystojny książe.
Co prawda to był tylko brunet bez korony, ale fakt, że przystojny i przyjechał nie na białym koniu, ale za to czarnym mercedesem.
A wszystko to działo się w kuchni mojego starego mieszkania, do którego przyszłam w odwiedziny. Wiedziałam, że już tam nie mieszkam, że to tylko wizyta.
Siedzieliśmy z Moniką i Tomkiem i popijaliśmy jakiś pyszny alkohol (??), gdy własnie dowiedziałam się, że po mnie ktoś przyjechał. Dalszy ciąg snu pamiętam tak tylko przez mgłę, dokładnie nie wiem, gdzie z  tym księciem pojechałam, wiem tylko, że była tam też jego….żona, z którą się własnie rozwodził.
Dziwne te sny, nieprawdaż?
Ale gdy obudziłam się, po księciu i jego żonie  już śladu nie było, za to pozostała szara rzeczywistość w postaci nierozruszanych i trzeszczących kolan,
Cóż, trzeba było poranną gimnastykę kolana uskutecznić i ………rozpocząć dzień oczywiście od kawusi, bo inaczej pewnie kiepski to był dzień.
A i wszystkie zdrętwienia i sztywności po pewnym czasie zanikają, więc nie ma się czym martwić, boli mnie coś rano? to oznacza, że wciąż jeszcze żyję.
A że taka jest rzeczywistość? Cóż, wystarczy spojrzeć na pessel.
Owszem, bywają panie w moim wieku bardzo sprawne ruchowo jeszcze , na przykład biegające z kijkami, albo opiekujące się wnukami, moje życie jednak wygląda tak, jak wygląda i nie wiem, czy bym, go chciała zmieniać. 
Grunt, że jeszcze wciąż w przychodni jestem komuś potrzebna, to wyraźnie mnie do życia pobudza.

Zresztą, z ręką na sercu, nigdy za nadmiernym ruchem nie przepadałam, ani za pieszymi wycieczkami też nie, dlatego po pierwszych ćwiczeniach w plenerze musiałam zrezygnować ze studiów geologicznych, bo jednak nie nadawałam się na wyprawy w celu  szukania różnych  geologicznych  okazów, nigdy nie miałam na to odpowiedniej kondycji.
A teraz…. no cóż, pieczołowicie zarobiłam na to moją „nieruchomość” kostną, ale czy to jest najważniejsze?
Grunt, że umysł mam jeszcze wciąż klarowny no i że nadal jestem jednak samodzielna, chociaż nawet mam nie raz kłopoty z otwarciem na przykład słoika, czy z oberwanym, jak ostatnio,  uchwytem na słuchawkę prysznicową. Cóż, widać, za dużo energii zużyłam przy kąpieli i mam teraz kłopot, bo nie wiem, czy to da się naprawić? Ale od czego mam Złota Rączkę – Macka? – już On na to coś chyba zaradzi.
A tak w ogóle, to bardzo dobrze, że mam takie niewielkie to moje mieszkanko, tylko 4 kroki do łazienki, 6 kroków do kuchni, co jest bardzo użyteczne, zwłaszcza rano, gdy jeszcze nie najlepiej chodzę, jestem jeszcze nie rozruszana.
No i sprzątania za wiele nie ma, zresztą jestem sama, nie ma mi kto więc nabrudzić.
Kota ani psa też nie mam, chociaż czasami to mi tęskno za jakimś zwierzakiem, ale na psie spacerki raczej się nie nadaję, a o kota musiałabym stale się martwić, że mi ucieknie przez balkon i gdzieś przepadnie.
Zresztą owszem, lubię koty, ale u kogoś, a nie u mnie i zdecydowanie wolę jednak psy. Może dlatego, że je kiedyś miałam….. Szczególnie lubię te z  krótkimi pyskami ( boksery, buldogi), ale to już przeszłość. Nie ma i już.
No chyba, że wygram w tego europejskiego Lotka, wtedy kupię sobie domek z dużym ogrodem i oczywiście z psem.
Zaczęłam wpis  marzeniem o księciu, kończę wpis  marzeniem o domku, ale człowiek musi czasami pobujać w swoich fantazjach, inaczej całkowicie by już zdziadział.

Wiecie, że dzisiaj już mamy piątek?
No to cieszmy się weekendem, zwłaszcza, że zapowiada się, że będzie ciepły i pogodny.

Czwartek

 

 

 

Czwartek to jest bardzo dobry dzień tygodnia, bo jest on tuż tuż przed piątkiem, czyli początkiem weekendu.
Tylko czy takie jesienne weekendy mogą cieszyć?
To zależy, jeżeli jest słonko i w miarę ciepło, jak dzisiaj,  ale…
No, zobaczymy, co nam piątek, sobota i niedziela przyniosą.

Czekałam wczoraj niecierpliwie na wpis Uli do mojego blogu, zaglądałam i tu i na Face, gdzie czasami Ulka, gdy nie jest na necie zostawia mi wiadomość,
Ale w końcu zrobiło się ciemno, późno i poszłam sobie spać.
Za to z radością przeczytałam Jej komentarz rano, znak, że nie zapomniała jednak o naszej środzie.
To bardzo dobrze Ulu, że jesteś tak ciągle zajęta, nie masz przynajmniej czasu na głupie myśli, które na przykład ostatnio dosyć często mnie napadają.
Ale to pewnie związane jest z porą roku, a szczególnie z listopadem, niezbyt fortunnym dla mnie miesiącem, na szczęście jeszcze tylko kilka dni tego miesiąca i już będzie lepiej, bo jednak grudzień przynosi niespodzianki.
Twój brak czasu oznacza jeszcze, że wciąż jesteś młoda duchem, bo otoczona miłym towarzystwem spędzasz czynnie swój czas, a nie pogrążasz się, jak to w naszym wieku się zdarza, w rozmyślaniach o jakichś mniejszych i większych bolączkach.
No, ja  czasami jednak muszę ponarzekać, gdy tam i tu mnie strzyka, szczególnie rano, gdy powrót do normalności trwa u mnie nieco dłużej, muszę opanować wszelkie moje” po nocne” zdrętwienia i zesztywnienia, potem jest już o wiele lepiej.

Znów ten blog dzisiaj figle splata i co chwilę mi error pokazuje, nie cierpię, gdy muszę po raz drugi to samo wpisywać, bo zawsze mam jakąś ideę, a ta wraz z usuniętym wpisem ucieka i już myśl jest całkiem inna……

Nie wiem, czy Wy też, ale ja ostatnio znów odbieram całe mnóstwo telefonów, zarówno stacjonarnych jak i komórkowych z przeróżnych firm z całej Polski, namawiających  albo do nabywania  jakich rewelacyjnych, niepowtarzalnych i okazjonalnych zakupów, albo do jakichś badań lekarskich, oczywiście darmowych.
Dziękuję, już kiedyś na takim badaniu byłam i………. oczywiscie wszystko to jakas wielka ściema.
Zresztą jestem pod opieką swoich doskonałych lekarzy i jakichś innych wcale nie potrzebuję.
A żadnego rewelacyjnego płynu do prania też nie potrzebuję, bo idę do sklepu i wybieram tam takie produkty, które mi pasują.
A tu niby obiecują płyn, ale do tego dodają jeszcze jakieś mydła i inne szmoncesy i naciągają człowieka na niepotrzebne wydatki.
Ciekawa jestem, skąd te firmy biorą nasze numery telefonu. Nim można ich jakoś zastrzec?
Owszem, można zablokować numer zastrzeżony, nawet to kiedyś zrobiłam, ale firmy tak się wycwaniły, że teraz używają jakiegoś byle jakiego numeru, który i tak potem przy ewentualnym jego sprawdzaniu i jest nieosiągalny, bo po prostu dostaje się komunikat : nie ma takiego numeru.
Mamy teraz tak wspaniałą prokuraturę, prowadzoną przez Wszechwiedzącego  Naczelnego Prokuratora, najlepszego zresztą na świecie, no to może im poddamy projekt, by takimi osobami, wyłudzającymi dane osobowe (wszak one są pod ochroną, prawda?), a potem je wykorzystujące zajęli się i ukrócili ich wątpliwe procedery. Przynajmniej z tego byłaby jakas korzyść dla zwyczajnych  ludzi.

I to tyle na dzisiaj, następnego Erroru w moim wpisie już bym nie zniosła, moja  cierpliwość też ma swoje granice.

Udanego czwartku

Środa Dniem Róży

    

 

No popatrz Ulu, nawet już w Internecie wiedza, że środa jest ŚWIĘTEM RÓŻY.
Niesamowite, ale jakże prawdziwe !!!!!
W  taki ponury jak dzisiejszy poranek trochę światła, trochę radości, trochę miłości przecież się przyda i tego Wszystkiego własnie w tę jesienna środę Ci Uleczko życzę, serdecznie z Krakowa pozdrawiając i te kolorowe różane błyski Ci przesyłając. Niech one rozjaśnią ten Twój dzisiejszy dzień i napoją radością  i nadzieją, bo przecież niedługo takie gwiazdeczki na choince już będą błyszczeć.

Buziaczki Uleczko     

Wczoraj Renia przyniosła mi ze Smoleńsk zaległą pocztę. Nic ciekawego, prócz jednego listu w nim nie było, ot rachunki, oferty handlowe
( dla mnie???) i…….
Właśnie jeden list był wart uwagi, albowiem  nadawcą była Kancelaria Marszałka Senatu.
Było to zaproszenie na wystawę poświęconą Senatorom II RP, a już chyba kiedyś się chwaliłam, że mój Dziadek, Michał Wyrostek, za czasów II RP był senatorem RP. 
Oczywiście zaproszenie było już nie aktualne, bo wystawa ta odbyła się się 10 listopada, ale nie mniej miło wiedzieć, ze zostałam wyróżniona jako potomek dawnych senatorów.
Tylko….. pewnie i tak bym nie pojechała, ze względu na to, że moje polityczne patrzenie na Polskę zdecydowanie różni się od tego, który wyznają dzisiejsza większość Senatorów. No i zupełnie nie wyobrażam sobie, żebym mogła podać rękę dzisiejszemu Marszałkowi Senatu, panu Karczewskiemu.
Chyba bym się ze wstydu spaliła i nigdy na siebie już do lustra spojrzeć bym nie mogła, już nie mówiąc, że mojemu Dziadkowi na pewno dzisiejsza brutalna i kłamliwa polityka Senatu tez nie odpowiadałaby, Za bardzo był prawym i mądrym  Człowiekiem, aby na takie machlojki dawał przyzwolenie.
W czasach II RP polityka też niestety nie była jednoznaczna, też dawały o sobie znać ONR-owskie odłamy faszystowskich przekonań, jednak były one, w odróżnieniu od dzisiejszych czasów przez rządzący wtedy obóz potępiony, a później  rozwiązany.
Niestety profaszystowskie przekonania, mimo tragedii ostatniej wojny wciąż tkwiły i nadal tkwią w głowach niektórych Polaków i strach pomyśleć co będzie się działo, gdy karmieni pisowskim poparciem, na tyle wzrosną w siłę, że pokażą na nowo swoje pazury.
Nie, zdecydowanie odmówiłabym obecności mojej skromnej osoby w tak eleganckim świecie brudnej niestety polityki.
Poczekam na lepsze czasy, czasy, gdy Marszałek będzie godzien piastowania tego zaszczytnego urzędu. Może wtedy świat zmądrzeje na tyle, że zrozumie, które wartości są dla społeczeństwa najważniejsze. Oby!!!

O pogodzie było (że ponura) o polityce też było, to moze jeszcze dla poprawy humorku jakiś kawał umieszczę?

Facet przyprowadza swoją teściową do Muzeum i pokazuje jej galerię obrazów
– To jest Rembrandt, a tam Mama widzi Wyspiańskiego – mów
– a to pewnie Picasso – pyta teściowa?
– nie mamo, to jest tylko lustro 🙂

Spokojnej środy, do świąt coraz bliżej….

dziś na obiad ryż z jabłkami

    

 

 

 

Znudziły mi się te wszystkie mięsne dania, w sumie nie bardzo ostatnio mięsko lubię, chociaż nie mogę powiedzieć, że go nie jadam.
Wczoraj na ten przykład kupiłam sobie , tak na spróbowanie    – 10 dkg salcesonu, którego już bardzo długo nie jadłam i…nawet przyznam, całkiem mi smakował, mojemu brzuszkowi chyba też, bo nawet się dzisiaj nie buntował, a on potrafi pokazać, co jest dla mnie (czyli dla niego) dobre, a co nie.
Ale zastanawiałam się, co tu innego jeszcze ugotować, zwłaszcza, że dzisiaj przychodzi do mnie Renia ( będzie sprzątanko ), więc powinnam ją czymś smacznym  uraczyć, no oczywiście przy okazji zadbać i o swój kochany brzuszek.
Nie powiem, żeby było to wybitnie diabetyczne danie, ale od czasu do czasu poszaleć przecież można.
Chociaż dzisiaj rano przeżyłam leciuteńki szok przy mierzeniu mojego porannego poziomu cukru, bo na ekranie glukometru pokazała się liczba 15,3. Ale jednak stwierdziłam, że ten pasek, który  użyłam był podejrzany i na wszelki wypadek raz jeszcze założyłam nowy pasek i…. nie, okazało się, że jednak mam cukier w normie, czyli 4.8.No bo niby dlaczego tak okropnie miałby mi nagle cukier podskoczyć?
Chociaż bywały czasy, że własnie takie wartości on osiągał, ale teraz……
No dobra, wróćmy do mojego dania.Zacznijmy więc od zakupów. Ponieważ jestem osobą nad wyraz wygodną, nie chciało mi się  rozparzać jabłek, więc kupiłam gotowa pulpę jabłkowo – brzoskwiniową. Pewnie, że to wyszło troszkę drożej, ale ile roboty sobie zaoszczędziłam???
Oczywiście kupiłam jeszcze biały ryż, rodzynki, (o cynamonie zapomniałam, ale na szczęście jeszcze miałam go w domu), słodką śmietankę.
Ugotowałam 2 paczki ryżu (w sumie mogło być trzy, ale skoro tylko dwie ugotowałam – musiało starczyć. We foremce wysmarowanej olejem dodałam, ugotowany  ryż na to dałam pulpę z jabłek, posypałam ją rodzynkami i cynamonem, na wierzch dałam następną porcję ryżu, i zalałam słodką śmietanką wymieszaną z dwoma żółtkami i cukrem waniliowym, wszystko wsadziłam do piekarnika i teraz się ryż mi zapieka.  A czy smaczny będzie? – niebawem się przekonamy.
Na razie tylko zaglądam, pilnując, by mi się nie przypalił.

Co prawda żaden ze mnie Makłowicz, czy Gessler. ale gotować lubię, zwłaszcza, gdy mogę się z kimś obiadkiem podzielić. Chociaż nie powiem, dosyć sobie  często coś ugotuję na obiad, czasami na 2-3 dni i potem tylko odgrzewam, na pewno częściej, niż na starym mieszkaniu, gdzie mieliśmy wspólną kuchnię i w związku z tym miałam mniejszy do niej  dostęp.
Czasami samotność ma nawet swoje dobre strony, mam czas  i przestrzeń tylko dla siebie i nie muszę nimi z nikim się dzielić. No, oczywiście, jeżeli akurat nie mam gościa na obiedzie, ale po pierwsze to rzadko ostatnio mi się zdarza, a po drugie, to i tak ja jestem panią w swojej kuchni i to co ugotuję i to co sobie   potem posprzątam, to moje.

Postanowiłam sobie, że nie będę się polityką zbytnio przejmować. Niedługo grudzień, nadchodzą zapowiadane zmiany, „Król” zasiądzie na grzędzie, o przepraszam na tronie i wtedy może akurat wszystko zacznie się zmieniać? Poczekam cierpliwie, wciąż mam nadzieję.
Chociaż były premier Tusk przestrzega nas już jawnie, że w Polsce robi się całkiem niebezpiecznie.  Kiedy reszta Polaków to zauważy???
Na razie Pis  i jego wyznawcy oskarżają Tuska o zdradę Polski, a ja uważam, że to nie zdrada, a wielki patriotyzm przez niego przemawia.

Podobnie, jak mam nadzieję, że te bure dni przeminą. Właściwie listopad już się kończy, niebawem nadchodzi radosny grudzień, pełen mikołajowo – świąteczno –  sylwestrowych wrażeń, a potem już przyjdzie styczeń i dni staną się znów coraz dłuższe.

Ale przez te długie wieczory bardzo szybko zaczynam być śpiąca, przyznam jednak, że ostatnio wprost fantastycznie wszystkie noce przesypiam. Nawet jeżeli w środku nocy się przebudzę, to nie muszę jak kiedyś  wstawać , przekręcę się tylko na drugi bok , przyjmę inną pozycję i szybciutko znów zasypiam,
Niestety, gdy się budzę, jeszcze jest wciąż ciemnawo za oknem………Kiedy znów słoneczko będzie mnie budziło?

Miłego wtorku wszystkim życzę, pędzę do kuchni zobaczyć, jak się mój ryż zapieka.