Księżniczka Zelda

W Zacnym Grodzie Krakowie mieszkała sobie piękna i mądra Księżniczka Zelda, którą uwielbiała cała Rodzina, a Jej Cioteczna Prababcia Ewa tak zakochała się w tej ślicznej małej Dziewczynce, że zawsze z wielką niecierpliwością czekała na Jej odwiedziny.
A tak jeszcze niedawno ta Kruszynka była taka mała jak Orzeszek i gdy wtedy z Jej Mamą odwiedziłyśmy Plac Zabaw w Parku Krakowskim umieszczonym, Cioteczna Prababcia nie mogła się doczekać chwili. gdy Księżniczka podrośnie na tyle, żeby sama już tam po tym placu biegać sobie mogła. Szeptała Jej wtedy do uszka : Zelduniu Kochana, gdy jeszcze trochę urośniesz przyjdziemy tu razem się pobawić. Czas szybko płynie i oto wczoraj właśnie nastąpiła ta chwila, gdy Księżniczka Zelda mogła sobie po placu z huśtawkami, z piaskownicą, fajnymi pagórkami i i ze zjeżdżalniami używać do woli. Ale to fajna zabawa była, a Cioteczna Prababcia tylko z aparatem w telefonie umieszczonym biegała po placu i robiła Ślicznej i Kochanej Dziewczynce zdjęcia i cieszyła się, że wreszcie jej marzenie się spełniło.
Tak, wczoraj była niezwykle udana niedziela. Spędziłam w Parku mnóstwo czasu, przyszłam gdzieś około 13.30 a wyszłam , gdy zmrok już się robił i parkowe latarnie pomału się zapalały.
Co prawda kilka pierwszych godzin spędziłam samotnie na ławeczce, czekając, aż najpierw przyjdzie Kaziu, a potem moja Rodzinka.
Coś wspomniałam o czasie? no proszę, tak siedząc z Kaziem na tej samej ławeczce jak przed miesiącem, tuż przed moim wyjazdem do Kudowy, wspominaliśmy, jak ten czas szybko minął, zupełnie, jakbyśmy tu siedzieli wczoraj. Ale to dobrze, że wyjazd już za mną, zawsze we dwójkę z zaprzyjaźnioną osobą jest raźniej, Co prawda nie mogłam przy Kaziu łapać Pokemonów, bo On bardzo się denerwuje, gdy jestem w Jego obecności zajęta telefonem a nie nim, ale co tam Pokemony, nie ważne, niech sobie fruwają w tej nierealnej rzeczywistości, ważne jest tu i teraz z Przyjacielem, a nie z jakimiś Potworkami.
No ale późne popołudnie, a już właściwie pod wieczór należał zdecydowanie do Księżniczki, dlatego Kaziu cichutko się wycofał z Parku.
Każda Mama, każda Babcia i Prababcia (w tym ta Cioteczna też) twierdzi, że ich dziecko jest najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie. Ale tak jest rzeczywiście – Zelda ma w sobie tyle dziecięcego uroku…..
Moja Kochana Maleńka Kruszynka – Zeldunia !!!!!!

Dzisiaj kończymy już miesiąc sierpień. kto by pomyślał, to ostatni dzień wakacji. Pamiętam jeszcze z moich szkolnych czasów (a bardzo dawno to temu było) zawsze w ten ostatni dzień szłyśmy z koleżankami na długi spacer, a potem na lody, żeby radośnie skończyć wakacje – następny dzień już był zapracowany, szkolny….
Nasze dzieci też mają powody do smutku (a może i do radości z powodu towarzyskich spotkań ludzi w swoim wieku), bo po bardzo długim czasie jutro szkolne budynki zapełnią. A jak to będzie z tą epidemią? Nie wiadomo, nikt tego tak do końca właściwie nie wie, nosić maski, czy nie nosić, a jak ze spotkaniami na przerwach, na boisku, w świetlicy?
Życie samo przyniesie rozwiązania, oby pomyślne!!!! Wszak już nas straszą jesiennymi zakażeniami zarówno grypowymi jak i korona wirusowymi. Na pewno trzeba nadal uważać.
A propo’s maseczek: gdy robiłyśmy w czeskim markecie z Darką i Wiką zakupy tylko my nosiłyśmy maseczki, tam ani klienci, ani obsługa sklepu wcale nie zasłaniali ust i nosa. Nawet się śmiałam, że od razu widać, że z Polski przyjechałyśmy, bo jako jedyni przestrzegałyśmy epidemiologicznych rygorów. Czyżby w Czechach takie nakazy nie istniały???
Czesi nie boją się COVID -19???

Dzisiaj ważna data – 40 lat temu – 31 sierpnia 1980 Lech Wałęsa z wielkim wzruszeniem ogłosił wszystkim strajkującym w Stoczni Gdańskiej i wszystkim Polakom:
Mamy  Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”.
Wielki dzień, wielka radość w Polsce i w Europie, bo to był początek upadku Komuny. Świat wtedy zmienił się całkowicie, nie tylko zresztą w Polsce, my daliśmy początek nowej, nie komunistycznej rzeczywistości!!!
I muszę koniecznie podkreślić : TO LECH WAŁĘSA BYŁ PRZYWÓDCĄ TEGO WIELKIEGO RUCHU – nie wolno pozwalać teraz, po 40 latach, gumką wymazywać tę prawdę i zmieniać Bohatera tamtych lat na całkiem innego, niewiele wtedy znaczącego Lecha Kaczyńskiego.
Coby Jarosław nie chciał teraz głosić: był tylko JEDEN WIELKI LECH – LECH WAŁĘSA!!!!!
Na potwierdzenie mych slow zamieszczam wyjątek z Wikipedii:
20 sierpnia 64 intelektualistów wystosowało do władz apel o podjęcie rozmów z MKS: „Apelujemy do władz politycznych i do strajkujących robotników, aby była to droga rozmów, droga kompromisu” – napisali. Dwóch z nich – Bronisław Geremek Tadeusz Mazowiecki, którzy przywieźli apel do Stoczni Gdańskiej – weszło w skład utworzonej przy MKS komisji ekspertów. Tworzyli ją też: Bogdan Cywiński, Tadeusz Kowalik, Waldemar Kuczyński, Jadwiga Staniszkis i Andrzej Wielowieyski.

Prezydium MKS tworzyli: Lech Wałęsa, dwóch wiceprzewodniczących Andrzej Kołodziej i Bogdan Lis oraz Lech Bądkowski, Wojciech Gruszewski, Andrzej Gwiazda, Stefan Izdebski, Jerzy Kwiecik, Zdzisław Kobyliński, Henryka Krzywonos, Stefan Lewandowski, Alina Pienkowska, Józef Przybylski, Jerzy Sikorski, Lech Sobieszek, Tadeusz Stanny, Anna Walentynowicz i Florian Wiśniewski.

Czy ktokolwiek z Was widzi tu nazwisko Kaczyński????????
Historii nie da się zmienić, ona po prostu była taka, jaka była i nikt ciemnoty Polakom niech nie wciska !!!!!!!
BYŁ TYLKO JEDEN WAŻNY LECH I BYŁ NIM LECH WAŁĘSA – koniec.Kropka.

Poniedziałek, zaczynam nawet dosyć słoneczny dzionek i niech tak pozostanie przez cały dzionek, a może i tydzień

Wszelakiego dobra na dzisiaj i na cały tydzień dla Wszystkich życzę

Reklama

Ach ta pogoda……

W Warszawie ponoć pada….jak to dobrze, że nie jestem już w Kudowej, bo tam pochmurno i całkiem zimno, tylko 17 stopni C, deszczyk też kropi – przynajmniej tak pokazuje prognoza pogody w moim Iphonie. No cóż, nie każdy ma szeleścicie mieć szanse spędzenia sanatoryjnego czasu w pięknych i wręcz cieplarnianych okolicznościach pogody – ja to naprawdę jestem szczęściara. A jeszcze próbowałam narzekać, w dodatku chyba dosyć wydatnie, skoro mi w karcie wypisu z Sanatorium zaznaczyli załamanie psychiczne. No cóż, pojechał normalny człowiek do sanatorium, tam napotkał na kłopoty w postaci wspindrania się na 4 piętro i olbrzymie, jak na chore nogi, kilometry do zbawczych zabiegów i to kilka razy dziennie, więc każdy mógł się psychicznie załamać, prawda? Nawet chciałam już wracać do Krakowa, tylko wtedy kazaliby mi wrócić sanatorium około 800 zł za niewykorzystany turnus. Nie rozumiem czemu, bo przecież na jedzeniu by zaoszczędzili, na zabiegach też, bo je anulowano i nie musieliby za nie płacić, to czemu miałabym aż tyle zwracać? Jestem wolnym człowiekiem i mam prawo wypisać się na własne żądanie za niekorzystnie zapewnionych warunków przywracania zdrowia, nie? Gdyby to był np szpital, nikt by mi nie kazał wracać pieniędzy, gdybym chciała się z niego wypisać, własnie na własne żądanie, a tu………. Przecież Sanatorium to nie jest więzienie, na które zostałam skazana i skoro nie zapewnili mi odpowiednich warunków do egzystencji, uwzględniając moją chorobę i powiązane z tym kłopoty z chodzeniem, nie powinni mnie straszyć okropnymi konsekwencjami. No dobra, dzięki Darce i Olce podjęłam na drugi dzień inną decyzję, ale tylko dlatego, że mi zaproponowali lepsze warunki. Nie osądźcie mnie źle, ja nie jestem kapryśna (no, może trochę), ale naprawdę to łażenie tam i z powrotem, gdy w kręgosłupie tkwił „drąg”, a nogi odmawiały posłuszeństwa, było dla mnie wręcz tragiczne, kto ma kłopoty z nogami i z kręgosłupem mnie zrozumie.
Taka zresztą była pani Kierownik z Zameczka, która naprawdę zrozumiała, że takie spacery są ponad moją siłę i pomogła mi pozałatwiać przenosiny, w których sama uczestniczyła zresztą. Chwała jej za to, czasami nawet wśród medycznego personelu są po prostu DOBRZY LUDZIE!!!!
A tu masz, pan doktor potraktował mnie notatką o moich psychicznych kłopotach – jak ja teraz taki wpis przedstawię mojemu lekarzowi I – szego kontaktu?????? Na całe szczęście pani doktór Marysia mnie zna od lat i chyba wie, że raczej jestem normalna, a nie jakaś zdziwaczała i kapryśna starucha. A może jednak się ostatnio zmieniłam?
E, nie jest tak źle, co prawda stałam się osobą dosyć znaną i co ciekawe, głównie wśród kuracjuszy właśnie z Kogi, z której uciekłam po 2 dniach, kogo z Kogi w Parku spotykałam podchodzili do mnie, serdecznie się witali, chwilę porozmawiali……. w sumie cieszyli się, że udało mi się tak swoje kłopoty zażegnać. Szczególnie polubiłam pewne małżeństwo spod Poznania – pani Małgosia i pan Andrzej (chyba Poznań to dobry dla mnie kierunek, co Ulu???). którzy zawsze miło ze mną dłużej na ławeczce rozmawiali, a w ostatnim dniu nawet mnie szukali po całym Parku by raz jeszcze ze mną się pożegnać. Heca z tym pożegnaniem była, bo co prawda pana Andrzeja rzeczywiście rano, w dniu wyjazdu spotkałam i zdążyłam się pożegnać, niestety pani Małgosia daremnie mnie szukała, nie mogłyśmy na siebie trafić. No a jak to sie skończyło? Gdy przyjechały po mnie dziewczyny pojechałyśmy najpierw na obiad, a potem do Czech, aby w sklepie kupić te prezentowe piwa dla Magdy i dla Macka, a tu, w tym olbrzymim markecie w Czechach na kogo się natknęłam….. oczywiście na Małgosię i Andrzeja, którzy też na zakupy przyjechali 🙂 Śmiałam się potem do Małgosi, że szukała mnie rano w Parku Zdrojowym, a spotkała chwilę potem…w Czechach. Ale obiecałam panu Andrzejowi, że pozdrowię od niego Króla Zygmunta na Waweli i to zrobiłam 🙂
Ot takie jeszcze wspomnienia z Kudowy, pewnie nie raz jeszcze do nich powrócę.
Wczoraj odwiedziłam Park Krakowski, jest śliczny, niestety trochę zaniedbany, a zamiast palm szumiały nade mną stare poczciwe drzewa. Siedziałam na ławeczce i oglądałam sobie zdjęcia, które robiłam w Kudowej, porównywałam i……. cóż mój Park też jest śliczny i już. Co prawda nie taki kolorowy jak ten Zdrojowy w Kudowie, ale za to cichy, bez tej ciągłej wrzawy. Np o ciuchcia po nim nie jeździ……
Dzisiaj umówiłam się z Xawrem Dianą i z Zeldą w Parku, może burza nam nie przeszkodzi, bo już dostałam co prawda alert pogodowy o możliwościach występowania popołudniu burzy w moim rejonie, ale…na razie niebo jest piękne, a słonko mocno świeci, jak ongiś w Kudowie.
Miłego niedzielnego popołudnia

nie mogę się przyzwyczaić, że…

…że trzeba pisać blog rano – odwykłam chyba q tym sanatorium.
Rano robiłam zakupy a potem oczywiście poszłam do swojego ukochanego Parku, gdzie spędziłam z Pokemonami bardzo miłe kilka godzin.
A już potem wróciłam do domku i zrobiłam sobie w słusznej sanatoryjnej godzinie, czyli o 17 -stej kolacyjkę.
Bardzo smakowały mi w sanatorium te ich sałatki, wiec sobie jedną taką a’la Kudowa zrobiłam, ale urozmaiciłam po swojemu:
Zieloną sałatę porwałam na mniejsze kawałki, wkroiłam pokrojonego pomidora i pokrojonego w kostkę arbuza, to wszystko pokropiłam oliwką,posypałam czosneczku. obok położyłam łyżkę białego serka typu Almette, do tego wzięłam kromkę ciemnego chleba, lekko margaryną posmarowanego, z plastrem wędlinki no i oczywiście herbatka. Nie, nie żebym się okropnie odchudzała, ale trzeba się przystosować do diety NDŻ , by mój biedny kręgosłup nieco odciążyć. Jak myślicie, ile czasu na takiej diecie wytrzymam??? Pozdrawiam

Witajcie po taj długiej mojej tutaj nieobecności

Oczywiście jest środowa róża dla Ulki, ale czy ona się utrzyma….coś muszę poprosić chyb a Darkę o pomoc, bo zamieszczone zdjęcia tu nikną.
Ale czy mogę znów Darkę „ZATRUDNIAĆ”?????już wystarczająco Jej głowę pozawracałam, ale trzeba przyznać, że jest to naprawdę świetna dziewczyna, która ma niebywałą do mnie cierpliwość, aż Ja sama podziwiam, bo ja na Jej miejscu już dawno bym nawet w stronę tak namolnej ciotki nie popatrzyła.
Moja Kochana Darusia…….
No, dobrze, ale miałam pisać o mojej kuracji, a tego jest tak wiele do opisywania……
Jak już wiecie dojechałam do Kudowy w bardzo dobrym humorze, bo w doborowym towarzystwie Darki ( czyli z kierowniczką wycieczki, bo zarządzała kierownicą auta), z Jej siostrą Wiką i kuzynka Oliwką.
Sanatorium Koga, do którego dostałam skierowanie jest nieco na uboczu Parku, dokładnie od miejsca zabiegów do niego było około 1 km.
Wszystko dobre dla ludzi nie mających kłopotów z chodzeniem, tam niestety moje nogi całkiem mi odmówiły posłuszeństwa, a musiałabym co najmniej 2-3 razy dziennie wracać do Sanatorium na posiłki i znów iść do Parku, gdzie były umieszczone zabiegi. W dodatku dostałam pokój jedno osobowy, co prawda na 4 piętrze, z tym, ze winda jeździła do piętra trzeciego o potem trzeba było się po nawet dosyć ostrych schodach wspinać.
Jeszcze trzeba dodać, że wtedy panowały w Kudowie niebywałe temperatury, w słońcu było ponad trzydzieści stopni……… wymiękłam.
Byłam tak zrezygnowana, że jedynym moim marzeniem było, by wszyscy dali mi święty spokój, a ja wracam do Krakowa, po prostu nie dam rady na te zabiegi taki kawał ganiać kilka razy dziennie.
Pan diktir zgodził się bez słowa na moją decyzję i bez pardonu podpisał zgodę na wyjazd, z tym, ze musiałabym zwrócić NFZ cały pobyt w sanatorium czyli ponad 800 zł. Od łaskawiej nieco patrzącej na mnie Pielęgniarki Oddziałowej dostałam propozycję przeniesienia się do Zameczku. ale decyzję musiałam podjąć natychmiast, Przyznam, że byłam tak tą całą sytuacją zdenerwowana, ze w pierwszym momencie na przeprowadzkę się nie zgodziłam ( ja chcę do domu….), ale po przespanej już nocy i po rozmowie z Darką stwierdziłam, że jednak szkoda rezygnować z zabiegów, skoro będę mogła mieszkać w samym sercu Parku i stamtąd będę miała bliżej na zabiegi, Decyzja jednak należała do pana Doktora, który rano mnie przyjął i bardzo nieprzyjemnie mnie objechał, wrzeszcząc, że jestem osoba niezrównoważoną psychicznie i nie nadaję się na pobyt w Sanatorium (??????) i zasadniczo powinien mnie odesłać z kwitkiem, ale pójdzie mi na rękę i wyrazi (łaskawie) zgodę na przeniesienie do Zameczku. Chwila, chwila panie doktorze, rozmawiał pan z osobą starsza i schorowaną (akurat wszystkie stawy dawały mi tak w kość, ze nie mogłam się ruszać, nawet palce u rak mnie bolały – chyba jakiś rzut reumatyczny akurat musiałam mieć, bo ból był nie do opanowania), a na pacjenta NIE WOLNO KRZYCZEĆ !!!!!
Np nie ważne, dla przeciwwagi spotkałam sie z wielkim sercem pani Kierownik z Sanatorium Zameczek która woziła mnie do Sanatorium Koga, gdziemusiałam załatwić formalności przenosin, a potem, na drugi dzień wszystkie sprawy papierkowe wzięła w swoje ręce, załatwiła mi transport z ta cięćką walizką i załaywiła mi pokój co prawda 3 osobowy, ale mieszkałam w nim sama, fakt że musiałam zapłacić jak za pokó jednoosobowy, ale za to nie miałam towarzystwa inneo współlokatora.
Naprawdę, nie spodziewałam się, że trafię na tak bardzo życzliwą i pełną empatii kierowniczkę i nawet nie wiedziałam jak mam jej za jej serce podziękować. Wielka róznica w sposobie traktowania pacjemta, prawda? Darka kupiła mi piękny kubek z emblematami Krakowa i pozostawiłam go wraz z kawą w Recepcji dla pani Kierowniczki z podziekowaniamiu, bo akurat wtedy pani Kierowniczka była nieobecna na placówce. Mam nadzieję, że się ucieszyła
A potem już było z górki Zabiegi nawet fajne, tylko trzeba było trochę się po tym Parku pogonić (dokładnie, bo wszystko na czas, nie można nigdzie się spóźnić)
Nie da sdię wszystkiego opisac w jednym wpisie, wszak to było trzy tigodnie fajnych i trochę mniej fajnych momentów, ale na ogół było dobrze. Będę nie raz jeszcze pewnie wspominała, na razie jestem jeszcze oszołomiona po przyjeździe i na dzisiaj wpis zakonczę

szczęśliwa środa

Udało mi się zamieścić środową róże dla Uleczki a niestety bardzo kapryśny jest tu w tym sanatorium internet,więcej go nie ma, niż jest
Dlatego wiele nie piszę, bo i tak nie wiem czy uda mi się to zamieścić
Jest wszystko OK, prócz oczywiście braku internetu, ale o wszystkim napiszę po przyjeździe
Pozdrawiam serdecznie i Uleczkę i Wszystkich prosząc o cierpliwość, jeszcze nie całe 2 tygodnie i tu powrócę

nie ma to jak kawka w plenerze

Pewnie, że można napić się jej w domu, można zalać rozpuszczalną kawę wodą, albo zaparzyć (jak kto posiada) w ekspresie, ale gdy się jest na letnim wyjeździe można troszkę pogrymasić, nieprawdaż???
Wtedy idzie się do Parku i na tarasie stylowej kawiarni o wdzięcznym imieniu Sissi kawka smakuje wprost wybornie. A że trzeba troszkę pieniędzy z kieszeni wysupłać ? Nie bądźmy małostkowi, wszak to FUN, wakacje, na oszczędzanie pozostanie mi cały rok.
Wtedy nawet, wspominając miłe letnie dni, chleb z masłem smakuje, nie wspominając o zalewanej kawce 🙂
Wczoraj był w miarę spokojny dzień, tylko z jednym zabiegiem – pole magnetyczne na kolana, oczywiście z obowiązkową wizytą w Pijalni.
A ponieważ w miarę szybko to załatwiłam, miałam czas, a przede wszystkim ochotę na kawkę w kawiarni Sissi.
Zresztą nie mam wykupionego czajniczka z recepcji – dawniej dawali go za darmo w prawie każdym sanatorium, teraz zdzierają na biednym kuracjuszu gdzie tylko się da. Ale czajniczek jednak w poniedziałek (dopiero) wykupię, bo gdy przychodzę wieczorem do pokoju chętnie napiłabym się herbatki, na przykład owocowej. No i zaoszczędziłabym na tych porannych kawkach w kawiarni, robiąc ją sama, tradycyjnie w pokoju.
A może w ogóle odzwyczaję się od tej porannej kawki? Przez trzy dni, skoro świt, jak moja prywatna tradycja każe, jej nie piłam, ewentualnie później o niej pomyślałam, albo i nie (ze sknerstwa!!!!!)
Ale dzisiaj dzień świąteczny, więc na pewno Kawiarenkę Sissi, a raczej jej tarasik odwiedzę. Zresztą tam wiecznie są wszystkie stoliki zajęte, więc trzeba iść w miarę prędzej, tak koło 10 -11. A co, przynajmniej w tej materii sobie poużywam. A potem spacerek, ławeczka i niedziela minie.
Niestety jakaś franca w mój kręgosłup wlazła i nie mogę daleko chodzić, bo ból jest okrutny, jakbym miała drąg w krzyżach. Ale muszę potrenować, bo gdy Kamilka z Shiranem odwiedzą, pójdziemy spacerkiem do tych Czech na piwko. Co prawda ja piwa nie lubię, nigdy go nie lubiłam, najwyżej tam czeskiej kawki się napiję.
To nie jest daleko ode mnie, około 2 km, ale jeszcze na razie kręgosłup mnie hamuje, może po tych błotach, czyli po borowinie troszkę popuści, ale to dopiero w przyszłym tygodniu mam te zabiegi borowinowe. Zobaczymy!
Póki co cieszę się Deptakiem, po którym jeździ ku uciesze dzieci ciuchcia, obwożąc ich po cały parku. Wesoła ta ciuchcia, przez całą trasę piosenki puszcza, oczywiście też i tę „jedzie pociąg z daleka…”

Życzę udanej niedzieli.

P.S, jak to miło o polityce nic nie pisać, chociaż czasami ja obserwuję, ale w znikomych ilościach, wszak mam wakacje, od polityki też 🙂

nie mam czasu, zabiegana jestem…….

niestety moje wpisy będą teraz lakoniczne. Co prawda dzisiaj mam tylko jeden zabieg,ale tyle się dzieje….szkoda czasu na siedzenie przy komputerze, gdy za oknem świat się śmieje.
W Kudowskim Parku życie kwitnie od rana do wieczora, całe tłumy ludzi sie przez Park przetacza, piją wody, jedzą gofry, liżą lody – nic tylko trzeba trzymac sie za kieszeń, żeby potem nie zbankrutować.
Na razie mi się to udaje, chociaż wczoraj musiałam sobie kupić specjalny kubek do wody w pijalni za całe 12 zł – zgroza, ale co to jest przy innych cenach> na przykład gałka lodów kosztuje aż 5 zł!!!
Ale jakby nie było, to jest kurort, więc ceny są wystrzałowe!
Przejazd specjalną ciuchcia po Parku to dobre dla dzieci, ale podoba mi się, gdy taki przedpotopowy pociąg na mnie trąbi .:-)
No to chodzę na spacery, piję wodę mineralną, zabiegam na zabiegi i czas leci.
Sanatorium takie w formie starego Zameczku, jadalnia co najmniej jakbym w pałacu śniadała.
Co chwilę odkrywam nowości w pokoju, wczoraj odkryłam np, ze ….mam lodówkę schowaną w meblach, po prostu cos zabuczało, sprawdziłam, rzeczywiście lodówka. Będzie gdzie mleczko do kawy trzymać 🙂
Mieszkam sama w trzy osobowym pokoju, co wcale mnie nie przeraza, nawt wręcz cieszy, zwłaszcza, ze nie szukam towarzystwa.
Jutro ciag dalszy, teraz pędzę na śniadanie i potem na zabieg
Wesołej soboty

po przeprowadzce

nie mam się czym chwalić, niestety źle zareagowałam po przyjeździe, ból mi oczy całkiem przesłonił i chciałam wracać do Krakowa
Na szczęście moja Rodzina zareagowała i rozmawiała z panem doktorem, który wpisał mi w akta niezrównoważona psychicznie (chciał mnie już odesłać do Krakowa)- ale byłby wstyd) i w końcu przenieśli mnie do innego sanatorium, w samym środku Parku i teraz już nie muszę robić kilometrów z Sanatorium na zabiegi (około 1 km w jedną stronę – daleko) i ł= nie muszę łazić po piętrach
Mieszkam na parterze w pokoju 3 osobowym, ale będę cały turnus sama, więc luksus no i najważniejsze, że mieszkam w Parku, co prawda nie Krakowskim, a Kudowskim, który jest jeszcze piękniejszy, pełno w nim palm jam na południu świata i pełno kwiatów – będzie co fotografować.
Trochę mi wstyd za przedstawienie, które odstawiłam przy przyjeździe, ale w sumie się opłacało, mam o wiele lepsze warunki.
To tyle na dzisiaj, bo dzień bardzo bogaty w przejścia, przeprowadzka (dobrze ze są ludzie dobrej woli którzy przy niej pomogli), nowe rozeznanie w terenie itp
Jutro napiszę więcej
Pogoda cudowna!!!!