No i doczekaliśmy się

 

No i doczekaliśmy się się ostatniego dnia roku 2013 – jutro przejdzie on do historii. Jaki o był? no przyznam różny, przynajmniej dla mnie.
Miał sporo chwil miłych i sporo takich, które chętnie bym z pamięci wyrzuciła. Ale one już były, przeszły.
Na rodzinnej fotografii nie są zapisane i bardzo dobrze, bo pewnie znów byłabym z niej wycięta?
Ale się nie dałam i pewno nie jednemu jeszcze w przyszłym roku dam w kość, chociaż wcale takiego zamiaru nie mam, bo jestem osobą jak najbardziej pokojową.
Ale co mi tam, mogę sobie powiedzieć :Ja wam jeszcze wszystkim pokażę !!!

Wczorajszy dzień przebiegł ma na oczekiwaniu na Księdza po Kolędzie. Ponieważ na stronie parafii napisane było, że ulicę, na której mieszka Magda i kilka  sąsiednich ksiądz odwiedzać będzie od godz. 8.30 już o szóstej rano zrobiłam sobie pobudkę i czuwanie, bo Magda z Jackiem musieli jechać do pracy.
A więc i śniadanie a potem i obiad musiałam jeść gdzieś na boku, bo na stole królował biały obrus z krzyżem i świecą, przygotowane do Kolędy.
Tymczasem zarówno i Magda i Jacek zdążyli do domu powrócić, a księdza jak nie było, tak nie było. Magda nawet zdążyła w tzw międzyczasie upiec tort sylwestrowo – noworoczny. Nareszcie po godz 17- tej przyszedł bardzo miły, młody ksiądz Wikary, pomodliliśmy się troszkę, porozmawialiśmy, nawet ja dostałam śliczny obrazek z Kolędy.
Po wizycie księdza każdy z nas napił się po łyku święconej wody, Jacek tłumaczył nam, że przynajmniej  ta woda przegna  siedzącego w nas diabełka – to teraz chyba będzie taką naszą nową tradycją.
W sumie bardzo miły był to wieczór, chociaż przyznam, że to długie oczekiwanie na księdza trochę mnie znużyło.
Za to bardzo wcześnie, bo już o 21.30 poszłam spać. Ciekawe, tu w Modlnicy nauczyłam się chodzić wcześniej spać i nawet przesypiam całą noc, co prawda wspomagana nasenną tabletką. Ale może w końcu odeśpię swoje te wszystkie zaległości? Obiecałam sobie, że po powrocie do Krakowa postaram się zasypiać sama, bez tabletek, nie chcę się za bardzo do nich przyzwyczajać, tylko czy mi się to uda?

Ostatni poranek tego roku  wstał  jakiś taki  zamglony, na trawie leży szron.
Ale wieczór będzie na pewno bardzo gorący, pewnie o północy cała Modlnica rozbłyśnie we fajerwerkach, tylko co na to powiedzą  biedne psy i koty??

DOSIEGO  ROKU

Przedłużona wizyta

Przygotowywanie balowej sceny na Sylwester 2013/2014 w Krakowie.

 

Zostałam poproszona przez moich miłych gospodarzy, aby przedłużyć moją wizytę aż do Nowego Roku.
Przyznaję, że ofertę przyjęłam z wielką radością. Przynajmniej nie będę siedziała jak ta bura ciućma sama w Sylwestra.
Młodzi na jakieś 2 godziny pójdą zobaczyć, co na Rynku w Sylwestra słychać, ale obiecali mi, że na noworoczny toast zdążą.
Ja z nimi się nie wybieram, bo nie cierpię tłumów, ale byłam wczoraj z Magdą, Jaśkiem i Jackiem pooglądać troszkę  na Rynku kiermasze świąteczne, gdzie napiłam się pysznego grzańca. Zrobiliśmy też małe karczmarze zakupy” np pyszny prawdziwy  wiejski chleb na zakwasie, czy kawałek  prawdziwej węgierskiej kiełbasy z papryką. Fakt, że wczoraj była nawet miła pora do spacerowania, chociaż to słonko, które mnie tak rano zmamiło schowało się głęboko gdzieś za chmury.Po Rynku przetaczały się różnojęzyczne tłumy, większość podziwiała wybudowaną na samym środku scenę na której będzie  sylwestrowy bal,transmitowany przez stację  TVN,  podobno największy w Polsce.
Po kilku godzinach wróciliśmy zadowoleni na pyszny bigosik, który wcześniej Jacek przygotował. Byłam bardzo zadowolona z tej wycieczki, bo już dawno tak długo nie byłam na świeżym powietrzu.

Po południu dostałam bojowe zadanie słuchania, jak Jaś czyta lekturę” Dzieci z Bullerbyn” Przyznam, że trochę  to  niemrawe czytanie Jaśka  trochę usypiało,więc od czasu do czasu słyszałam skargę Jasia : Tato, bo ciocia chrapie i nie słucha co czytam. Musiałam wtedy bardziej się mobilizować, aby przynajmniej trochę udawać, że słucham, ale ten jego cichy i czasami niewyraźny głos znów mnie usypiał.
Ale jakoś w końcu dotrwaliśmy do końca przeznaczonego na wczorajszy dzień urywka lektury, dzisiaj wszystko zacznie się od początku 
Dzisiaj mamy wizytę Księdza po kolędzie, pewnie się zdziwi, skąd nagle zjawiła się taka Ciotka z Krakowa, chociaż pewnie mnie już parę razy widział, ale na pewno nie będzie kojarzył. Ponieważ i Magda i   Jacek pracują, nie wiem, czy nie będę musiała pełnić honorów Pani Domu. Będzie jeszcze co prawda Oliwia i Jasiek, ale….. no, mam nadzieję, że Magda zdąży na czas.

A właśnie uzmysłowiłam sobie, że nam pozostały tylko 2 dni roku 2014 roku, tylko dzisiaj i jutro, niesamowite, kiedy ten rok nam tak szybko  zleciał???
No to na te dwa ostatnie dni życzę wszystkim wszelakiej przyjemności i radości w przygotowywaniach do sylwestrowego szaleństwa.
Resztę życzeń pozostawię sobie na Nowy Rok
 

Uroki wsi

 

Wychodzę sobie dzisiaj  rano, zaraz po 7 – mej  na pole ( na dwór), a tu dopada mnie taki piękny widoczek:przepiękny wschód słonka.
Zupełnie, jakby niebo nam się zapaliło. Przypominam, mamy 28 grudnia, a temperatura rano całkiem przyzwoita jak na tą porę, czyli około 3-4  stopnie na plusie.
W tytule napisałam nie ma jak na wsi, bo na pewno tak pięknych widoków z mojego okna ani nawet  mojej ulicy bym nie dojrzała, musiałabym wyjść gdzieś wyżej, może np na Wzgórze Wawelskie, o ile oczywiście jakiś smog nie porwałby tak zapierającego pierś widoku.
Ten przepiękny wschód słońca szczególnie dedykuję V.I.P -owi, który daleko za morze się zapuścił, a tam podobno słonko nie dochodzi.

Jak więc widać nadal jeszcze jestem w gościnie u Magdy i całkiem jest mi tu dobrze, ale najwyższa pora odwiedzić własne pielesze i dać chwilę wytchnienia od gości gospodarzom, tak więc dzisiaj raczej  powracam do swojego domku.
Jednak człowiek powinien mieć przy sobie to minimum intymności i poczucie własności. Dlatego kiedyś, gdy się nad tym zastawiałam, co będzie  ze mną za te prę lat, dochodzę do wniosku, że bardzo źle byłoby mi jakimś domu starców, czy nawet mieszkać u kogoś. Jednak już jestem bardzo nerwowa i wiele rzeczy mnie denerwuje, a co dopiero wtedy, gdy będę musiała być od kogoś zależna. Tego właśnie najwięcej się boję, może lepiej wtedy łopatę w rękę i przez łeb……

No, ale jeszcze może nie  dzisiaj? Chociaż  dziś obudził mnie taki przeklęty skurcz prawej łydki i chyba ze dwie godziny mnie trzymał, bo to był tzw skurczybyk
🙂

Jednakowoż chcę jeszcze te kilka dni przeczekać, aby zobaczyć, co miłego mnie spotka w 2014 roku, bo wszystkie niemiłe większe i mniejsze zostawiam poza sobą
A potem może być i młotek na ten głupi łeb, a co mi tam

już po wesołych

 

 

 

Czyli jak to powiadają starzy górale  „Święta, święta i po świętach”
Trochę rodzinnych uścisków i uśmiechów, czasami szczerych, czasami mniej, kilka rodzinnych spotkań, jak każe tradycja, chociaż teraz często zapominana,
Czasami jeszcze komuś łezka się zakręci w oku, że jest już prawie zapomniany, niepotrzebny, ale tak w tej świątecznej krzątaninie bywa, że nie wszystkich do serca można przygarnąć. Wtedy tylko można usiąść cicho koło kominka i wspominać, jak to drzewiej bywało……………..
Wszak czas pędzi na przód, są nowe wartości, nowe rodziny, nowi przyjaciele….. a głupie sentymenty pozostawiane są już tylko osobom starszym.
Wszak słowa „wszystkiego najlepszego” powinno takiej osobie wystarczyć, czego jeszcze można wymagać?
A że głupie, stare serce czasami  zaboli? a kogo by to obchodzić miało???? Są rzeczy ważne, ale są i rzeczy znacznie ważniejsze
I tyle moich świątecznych reminiscencji.
Na szczęście jeszcze tylko kilka dni starego roku i wszystko rozpoczynamy od nowa.
A rozpoczynam niezbyt szczęśliwie,bo zalały mi się oba filtry do papierosa elektronicznego i nie mogę go palić Może Magdzie uda się kupić dzisiaj takie w tym papierosowym sklepie, może będą mieli otwarte? inaczej to dramat , już pomału dostaję beznikotynowej frustracji, a co będzie dalej?
Gryźć i drapać nie mogę,bo mam konkurencję w psie i w kocie, może najwyżej pozostanie mi kopanie??????

przynajmniej dobrze, że wiatr już przestał duć……..

przed nami ostatni dzień Świąt

 

 

Dzisiaj już bez zgiełku, bez bawiących się i rozbrajających dzieciaczków, pozostajemy w ściśle rodzinnym, małym kręgu.
Dzisiaj przychodzi pora na odpoczynek od jedzeniowych szaleństw, bo ile można jeść nawet największe smakołyki???
Wiadomo, zawsze przed świętami obiecujemy sobie, tym razem kupujemy mniej i……..zawsze czegoś za dużo w koszyczku się znajdzie, na czym cierpią potem nasze brzuchy.
Wiem, jest sporo osób, które ten świąteczny czas spędzają na spacerach, ja niestety do nich nie należę.Zresztą w Krakowie wiał bardzo nieprzyjemny i silny halny, co raczej spacerom taka aura nie sprzyjała.
A tak właśnie myślę sobie, że rok temu spędzaliśmy Święta Bożego Narodzenia w Kościelisku. Na szczęście nie wiał nam wtedy Halny i mogliśmy świętować ez żadnych przygód. Za to to, co dzieje się w tym roku pod Tatrami, to jakaś zgroza, horror. Zarówno gospodarze Podhala, jak i przede wszystkim goście, którzy licznie tam na Święta zjechali zostali pozbawieni prądu. Awaria jest tak wielka, że trudno odnaleźć jej źródło, a szalejąca wichura wciąż się wczoraj nasilała i powalała następne drzewa, czyniąc wielkie szkody.
No i wejdźmy na chwilę w skórę takiego wczasowicza, który wydał na świąteczny pobyt z rodziną całą masę pieniędzy, a tu nie ma prądu, czyli brak telewizora, komputera, nawet telefonu komórkowego, który się rozładował, nie mówiąc o gorącej herbacie, czy ciepły posiłku, albowiem podhalańczycy nie zabezpieczyli się w dodatkowy dostęp do prądu. W dodatku wichura poniszczyła ich samochody, które pozostawiali pod pensjonatami i pod hotelami, w których zamieszkali.
Jednym słowem  M A S A K R A , dobrze że nas to minęło, ale tylko dzięki temu, że w zeszłym roku też jakieś tam niedociągnięcia nas od takich wyjazdów wstrzymały. Ale te zeszłoroczne nasze kłopoty minęły tak zeszłoroczny śnieg, zresztą nie miał wcale takiego wyrazu jak tegoroczne kłopoty zakopiańskich turystów.
A i dla nas jutro skończy się czas świętowania i nareszcie wróci normalność

dzień przedwigilijny

 
Jestem w Modlnicy. Jak widać choinka pięknie już ubrana bańkami, tak bańkami, bo w Krakowie mówimy bańki, w innych stronach kraju nazywają  te choinkowe ozdoby bombkami.
Dzisiaj przed nami czas pracy, pszenica już się gotuje, muszę ją dopilnować, by się nie przypalała i co chwilę muszę ją mieszać. Potem wymieszam ją ze zmielonym makiem, miodem i innymi bakaliami i będzie pyszna kutia. Co prawda zapach gotowanej pszenicy nie jest jakiś szczególny, ale ważne są dopiero ostatnie efekty.
Magda wczoraj ugotowała pyszny barszczyk ( oj przydał siej  mój zakwas, przydał) i teraz się „przeciera”na balkonie. Za chwilkę wyjmę  balkonu ugotowaną kapuchę ze grzybkami i ( dzieło Magdy) i muszę ją jeszcze z 2 godziny na ogniu potrzymać, jutro będzie lepsza.
No a potem zabieramy się z Olcią za clou programu, czyli mój imieninowy pyszny kokosowy torcik
Tak więc program na dzień dzisiejszy mam całkiem napięty i bardzo dobrze , bo wreszcie czuję się do czegoś potrzebna, sam w domu człowiek całkiem kapcanieje i często nie chce mu się nic robić, bo i po co i dla kogo?
Chociaż ostatnio z wielką radością korzystam z mojego nowego odkurzacza, ale w końcu ile można na tym odkurzaczu jeździć? jednak obiadów np nie gotuję, bo jakoś się troszkę rozleniwiłam, przyznaję się bez bicia

23 grudnia to dla mnie zawsze trochę magiczny dzień, bo moje nieopatrznie powiedziane w tym dniu marzenie zawsze się sprawdza.
A czy i tak będzie w tm roku? zobaczymy – to musi być nie coś przemyślanego ( np własne mieszkanie) ale tak powiedziane w mojej podświadomości.
No to koniec dzisiejszych rozważań, pora brać się za jakąś robotę, przecież pszenica mi już pyrka………

prawa noga

 

 

Jestem prawą nogą już w Modlnicy. Tak, tak proszę państwa, Święta to czas biesiadowania, ale na takie biesiadowanie trzeba sobie zapracować.
Dlatego mamy dokładny rozpis tego, co kto przygotowuje np Magda – kapusta, barszcz, ryby, Agnieszka zupa grzybowa, sałatki i coś tam, Ciotka Ewa – kutia i tort kokosowy, Olcia – piernik i pierniczki, Jasiu……nic , Jacek – biesiadowanie.Taki rozpis wisi na lodówce Magdy, trzeba przyznać. że coekawy rozkład zajęć mają szczególnie ci ostatni. Ale wiadomo, Jacek i tak sam się do pracy świątecznej włączy. inaczej mu się nie upiecze.
A więc jestem prawie spakowana i czekam na transport.
Dzisiaj i jutro trochę popracuję, a potem lenistwo w rodzinnym kręgu i w rodzinnej wrzawie.Nie wiem tylko, czy moja głowa te wrzaski przetrzyma, bo coś ostatnio bardzo na cisze jestem nastawiona, ale czego nie robi się dla Rodzinki, kto wie, ile jeszcze takich wspólnych Wigilii przed nami?
No to do roboty

Uczę się spać

 

I mam pierwsze rezultaty: wczoraj położyłam się zaraz po 22 spać, oczywiście po zażyciu 1/3 tabletki Stilnox  i przespałam aż do godziny 6 rano.
Brawo, wolałabym jeszcze z godzinkę dłużej pospać, ale nie ma co narzekać, grunt, że tą tajemniczą godzinę – granicę czwartą przekroczyłam.
Jakby nie było całe 8 godzin przespałam, jak już dawno mi się nie udawało, znów mam okazję do świętowania.

Właśnie w TVN – 24 mówią, że nic nie zanosi się na jakiekolwiek opady śniegu, więc można śmiało udawać sie w podróż. Ja uczynię to już jutro, w niedzielę jadę do Modlnicy, aby co nieco smakołyków  porobić przed świętami.  Samodzielnie zakiszony czerwony  barszcz czeka w butelkach , wszystkie słodkie wiktuały do tortu i do kutii też już przygotowane, trochę wędlinki i pasztet ( niestety nie przeze mnie upieczony) też gotowy do wyjazdu, czyli pojadę niczym św Mikołaj ze słodkościami i innymi pysznościami.
Już się cieszę, ale przede mną jeszcze jedna noc do przespania i to musi być dobrze wyzpana, abym miała siłę na przygotowywanie smakołyków.

A teraz obiecany przepis na tort kokosowy – pyszny, rodzinna tradycja
Na sam tort potrzebujemy 12 białek, 4  kopiaste łyżki mąki, 3 paczki po 10 dkg kokosu, cytryna. cukier

Pieczemy kolejno 3 placki ( każdy osobno)
4 białka ubijamy na bardzo sztywną pianę ( po odwróceniu miski do góry nogami piana nie ma prawa uciec z miski)  i kolejno wbijamy w nią kolejno cukier( łyżka za łyżką), pianę pijemy nadal tak długo, aż piana podwoi swoją objętość, a cukier nie będzie w niej wyczuwalny ( nie będzie zgrzytał w zębach)
Odstawiamy mikser i do ubitej piany  dodajemy kilka kropel wyciśniętej cytryny, aby piana nam nie siadła.
Teraz wsypujemy 1 łyżkę mąki, delikatnie mieszamy łopatką ( już nie mikserem) i następnie dodajemy 10 dk kokosu, wszystko dokładnie mieszamy i przelewamy do średniej tortownicy, dobrze wcześniej masłem wysmarowanej. Wkładamy do rozgrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy około 25 –  30 minut, do momentu, gdy placek nabierze jasno brązowego koloru. Gdy  pierwszy placek zaczyna się piec, możemy rozpoczynać przygotowywać drugi placek ect
Gdy wszystkie placki są już upieczone trzeba je lekko po ponczować.
Mój poncz: niecała  szklanka bardzo silnej herbaty, 2-3 łyżki spirytusu łyżeczka-dwie cukru i wciśnięta cytryna.

Najpierw układamy najpewniejszy, najsilniejszy placek nieuszkodzony ( co się zdarza), potem dajemy 1/3 masy, układamy drugi placek, dajemy 1/3 masy i na końcu trzeci placek, na który musi zostać troszkę więcej masy tak, by pokryć nim nie tylko powierzchnię, ale i boki tortu

Moja masa : 3 kostki masła dobrze rozkręcam aż do puszystości, dodaje kolejno 3-4 żółtka i trochę cukru ( najlepiej pudru) do tak rozkręconej masy trzeba dodać np gęsto gotowany schłodzony budyń śmietankowy, czy waniliowy, ja w tym roku dodaję gotową masę korówkową, można też dostać ugotowane w puszcze mleko skondensowane ( tworzy się taki karmel) Wszystko dobrze mieszam i na końcu dodaję kawę rozpuszczalną ( w proszku) albo kakao i oczywiście 2-3 łyżeczki spirytusu, ale ten trzeba wlewa niewielkim strumieniem, ciągle mieszająć,  tak, aby masa się nie zważyła

Pyszne, smacznego!!!!

Księżniczka

 

Wczoraj księżniczka Ewa zasiadła całym swoim jestestwem na nowym tronie.
 Co prawda fanfarów  nie było ale, była radocha, gdy nic spod szanownej pupy nie uciekało na różne boki.
Zatem delfinki poszły sobie do lamusa, teraz w łazience królują małe żółte muszelki.
Czyli jednym słowem można powiedzieć, że łatwiej swoje ” marzenia” przekazywać tutaj, na blogu, niż przez telefon, bo jakoś szybciej zostają one spełniane….
Nie minął przecież nawet jeden dzień, ba, zaledwie minęło  tylko kilka godzin i marzenie stało się faktem..
No to co jeszcze mam sobie ” zamarzyć”, bo jednak spora część rodziny mnie czyta????? 🙂

A propos wczorajszej wizyty: był  Maciek z Darką i psem Putkiem. Zabawnie było sobie pooglądać zabawy obu piesków i naszej Pepy i Putka. Najpierw było delikatne obwąchiwanie, albowiem pieski spotkały się po raz pierwszy w życiu, potem było zwiedzanie domu przez Putka ( co prawda był już w tym domu, ale trzeba sprawdzić, czy coś się nie zmieniło) i pilnowanie własnej miseczki przez Pepe, bo a nuż wszystko jej ten gość wyżre i  biedna Pepe głodna zostanie, ale potem już były szaleństwa. Pełna podziwu byłam dla Putka, bo ten 14 letni sznaucer wcale w hasaniu nie ustępował młodej jednorocznej buldożycy.
Zabawa była przednia, co chwilę krótkim odpoczynkiem przerywana i znów po chwili kwitnąca nowym szaleństwem, Oczywiście Putek był w swojej nowej, już świątecznej szacie, czyli był pięknie ostrzyżony i mógł naszej małej Pepie w oko wpaść. I Putkowi bardzo podobała się nowa dziewczyna i nawet jakieś miłosne  karesy ku niej słał, na szczęście tylko na próbach wszystko się skończyło.
I tak całkiem miło ten wieczór nam minął na rozmowach, piciu kawy i obserwowaniu naszych miłych czworonogach.
Maciek przyniósł mi też lekarstwo na sen, ale jeszcze wczoraj jakoś się wstrzymałam od zażywania, jakoś tą noc z trzema pobudkami w środku przeżyłam.
Podobno pani doktór, która wypisywała mi ten lek ( a jest to mój lekarz pierwszego kontaktu) powiedziała, że ta moja bezsenność to wynik…uzależnienia się od komputera. Może i coś w tym prawdy jest, z tym, że ja w tej chwili raczej więcej komputera używam do oglądania seriali czy filmów, niż do serfowania po necie, ale skoro tak pani doktor twierdzi…….
Dziwne jest to moje spanie, bo niby jestem śpiącą i zasypiam, śpię około 2-3 godzin i budzę się całkiem wyspana, potem znów coś tam w nocy robię i po 2 godzinach znowu zasypiam na kolejne 2-3 godziny. Wczoraj na przykład przemogłam się i nie spałam przez dzień ani minuty, dlatego już o 9.30 byłam taka śpiąca, że poszłam się umyć i położyłam się tak parę minut przed 22, aby już o 1.15 obudzić się całkiem wyspaną.
No dobra, dzisiaj wypróbuję tej tabletki, zobaczymy czy starczy mi  po nich snu na całą noc.
A nawracając do tytułu mojego dzisiejszego wpisu to powinno być w tytule nie księżniczka, ale Nieśpiąca Księżniczka, czyli całkiem inna bajka, niż dotąd znaliśmy, Tylko kto taką bajkę napisze?

Pogoda na sierpień też  zapowiada się ciekawie, może w przyszłym roku będziemy mieli powtórkę z tegorocznych pięknych wakacji????

Miłego dnia, nabierajcie siły przed czekającą nas przedświąteczną harówką

 

 

 

 

 

 

 

mój odkurzacz

 

 

Mój odkurzacz jest po prostu wspaniały.
Może komuś wyda się dziwne, że chwaliłam się nim na Face Booku, chwalę się teraz, ale to taka wielka przyjemność, gdy człowiek sprawi sobie coś nowego, naprawdę.
Oczywiście zaraz po zamontowaniu musiałam go po raz pierwszy wypróbować, drugi raz korzystałam z niego kilka godzin później, gdy przyszedł do mnie w odwiedziny V.I.P.  aby podziwiać mój nowy nabytek. Również bardzo mu się spodobał i uczciliśmy ten fakt ( a przy okazji i moje nadchodzące Imieniny) porcją kurczaka z rożna i pączkiem. Czyli oblaliśmy go w dość specyficzny sposób, albowiem ja prócz czasami kieliszka czerwonego wina nic nie piję, a zresztą V.I.P. jest właśnie po chorobie gardła, w trakcie zażywania antybiotyków, więc pić nie może używać alkoholu , musiałby się tylko patrzeć, jak pije go samotnie, a przecież to  jako gospodyni nie wypadało by tak gościa potraktować.
Wielką wygodą jest to, że odkurzacz ma rączkę, na której są 2 przyciski poboru mocy odkurzacza i przycisk, którym go się wyłącza. Ta raczka jest bardzo pomocna przy odkurzaniu, bo łatwo nią prowadzić to urządzenie przez cały pokój. Inne udogodnienie to to, że jest bez workowy, tzn ma pojemnik na odpady, które łatwo usunąć naciskając guziczek i zawartość pojemnika przesypujemy do kosza na śmieci, pojemnik płuczemy i z powrotem umieszczamy na podeście odkurzacza, więc nie trzeba pamiętać o zakupie worków na śmieci i nie trzeba będzie się po głowie drapać, co robić, gdy worki właśnie się skończyły i zapomnieliśmy kupić nowych. oczywiście ma trzy rodzaje szczotek : i do odkurzania podłogi, dywanu, nawet sierści zwierzęcej i  dodatkowo małą  podwójną przyssawkę do odkurzania mebli i drugą do odkurzania szczelin i zakamarków. Same cuda.
Pisałam już o zastosowaniu 2 mocy ssania, jedna na pełny regulator ssie tak mocno, że ciężko było odciągnąć szczotkę od podłogi, druga o połowę mniejszej mocy, może łatwiejsza w użyciu?
Oczywiście jest specjalne urządzenie do rozwijania i zwijania sznura, który trzeba przyznać jest dosyć długi, pewnie 2 pokoje potrafiłby obsłużyć.
Sam odkurzacz nie jest duży, można go łatwo przechowywać w pozycji i leżącej i stojącej, ma przyssawkę do której przykłada się rurę  wraz z łapą odkurzacza
i odstawia się w kąt, jest zawsze  więc pod ręką i łatwa do natychmiastowego użycia.
W każdym razie ja jestem nowym nabytkiem zachwycona, trzeba przyznać, że piękny prezent sobie na imieniny sprawiłam.Ponieważ ktoś w komentarzach pytał mnie o ocenę odkurzacza, więc daje mu szóstkę z plusem, Jest to odkurzacz bez workowy  Samsung i kupiłam go w sklepie internetowym Ole Ole za cenę 383.90 groszy. Były tam też inne, podobne, ale te miały napis super produkt  i właściwie od razu wpadł mi w oko. POLECAM GORĄCO!!!
No, teraz jest pora na nowy zakup, a będzie nim…….. nowa deska klozetowa, bo te moje delfinki zerwały się ze smyczy i okropnie pływają w prawo i lewo, czyli są bardzo nieposłuszne. Widać ten zakup nie był szczęśliwy, czyli był to po prostu bubel, ale Maciek obiecał, że dokona dla mnie nowego zakupu, tylko wątpię, czy jeszcze w tym roku zdąży. Ale obiecał, więc cierpliwie czekam. Niech już nie będzie nawet w te delfinki, niech będzie cały biały, byleby tylko nie pływał pod  tą szlachetną częścią mojego ciała!.
Ale przynajmniej znów mam na co czekać.

Dzisiaj wróżba na  pogodę lipcową, czyli i czerwiec i lipiec będzie ciepły i słoneczny, przynajmniej w Małopolsce.

Życzę przyjemnego dnia, dla niektórych pewnie spędzanego w jakimś markecie na świątecznych zakupach, na szczęście jest tak dużo tych wszystkich marketów w każdym mieście, że rozkładają  zakupy  na znacznie  korzystniejszy sposób korzystania z nich, niż drzewiej bywało.
Pewnie niektórzy pamiętają jeszcze czasy, gdy coś „rzucano” przed świętami i te okropne kolejki zdenerwowanych klientów, którzy stojąc w olbrzymiej kolejce 
odliczali  co chwilę tylko, czy starczy dla nich tego ” luksusowego” towaru.
Ech, to były dopiero czasy !!!

P.S Ulka, jak to miło dostawać tyle w jednym wpisie  komentarzy, a że brzmią tak samo….. trudno., ale są 🙂
Proszę o więcej hi hi 🙂