ostatni dzień stycznia

 

 

Czy wyobrażacie sobie, że równy miesiąc temu szykowaliśmy się do sylwestrowej zabawy  ????
No kto się szykował, to się szykował, ja, jak pamiętacie pozostałam w domu, pod wpływem zresztą ajerkoniaku 🙂
I co najlepsze, nadal nie żałuję tak spędzonego Sylwestra, było po prosto bosko.
Ale to było miesiąc temu, czyli można powiedzieć, że bardzo, bardzo dawno temu……..
No właśnie, chyba  kiedyś było jakoś normalniej, niż teraz?
Nie wiem, czy istnieje gdzieś na świecie, no może  w Korei Północnej, taka mania na nagradzanie „swoich” Już porozdawali wszystkie dobre stanowiska rodzinom i znajomym królika, teraz przyszedł czas na ordery. I to nie byle jakie ordery, od razu z przydomkami : Człowiek Wolności Roku 2016 (czy to oznacza, że  ten człowiek wcześniej nie był Wolny?), Polityk Roku 2016, oczywiście nie trzeba dodawać, że nagrodzeni pochodzą z jednej słusznej partii..
Ciekawe, czy będą wybierali Babcię Klozetową roku 2016? Fajnie by było, chyba bardziej zabawniej. No i jakie by kandydatury tutaj zaproponować?
Nie mogę głośno powiedzieć, kogo mam na myśli, bo za obrazę rządu można kratki zaliczyć, ale kilka ciekawych osób bym na to stanowisko też  znalazła.
No a potem będą wybierać Człowieka –  Żarłoka Roku 2016 – tutaj chyba nie ma wielkiej konkurencji, tylko jedna osoba na to stanowisko się nadaje, Człowiek szczerzący kły ( bo właśnie nową sztuczną szczękę  za pieniądze podatnika sobie sprawiła), albo  na przykład Kobieta Roku z nieumytymi włosami,  i tak dalej i tak dalej. A już największy kłopot  będzie z przyznaniem   tytułu: Człowiek z Wazeliny, oj, tu Macho będzie miał wiele trudności, żeby wybrać, kogo do takiego odznaczenia nominować, bo konkurencja w tej dyscyplinie  jest olbrzymia, przecież każdy z pisowców codziennie wylewa hektolitry  tego tłustego płynu, Ale wiadomo, jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz.
I tak się codziennie kręci ta pisowska karuzela absurdów, co przeciętnemu przedstawicielowi  ciemnego luda w zupełności nie przeszkadza , mimo, że  w sumie okazuje się, że to co pisowcy  robią, nie wynika z wielkiej miłości do suwerena, o czym chcą wszystkim przekonać, ich postępowania związane są z zaszczytami, odznaczeniami i oczywiście z dostępem do całkiem bogatego koryta, a  ciemny lud tylko klaszcze w łapki  i woła, jeszcze, jeszcze, dajcie nam jeszcze więcej igrzysk,  ale też dajcie nam jeszcze  bardziej w kość, błagamy wprost o to!!! my was kochamy za te 500 plus, które i tak w ząbkach wam w podatkach i podwyższonych opłatach za gaz, prąd i za jedzonko zwrócimy, już nie mówiąc, że nasze wnuki, a może i prawnuki, będą spłacać w przyszłości zaciągnięty przez was dług.
Dziwne  tylko, że tak Pisowi wszystko udaje się przeprowadzić według ich własnego chciejstwa, wbrew Konstytucji, bez zgody  w sumie większości Polaków, którym wcale poczynania Pisu nie podobają się. Ale to są tylko ubeki, ludzie gorszego sortu, w dodatku z cechami upośledzenia, więc rząd zdjął z siebie opcję przejmowania się takim elementem. Liczą się tylko klakierzy.
Udało już  im się rozmontować Trybunał Konstytucyjne, powołując na jego miejsce jakąś karykaturę Trybunału, teraz rozmontowują Sądownictwo, a następna w kolejce jest czystka w samorządach, a wszystko zgodne jest z nowym prawem : sprawiedliwość  m  u  s  i  być po naszej stronie.
Taki mamy teraz klimat w Polsce, czekam na przebudzenie Lwa. Na razie ten jeszcze nie zaryczał, chyba wciąż jeszcze mocno śpi.

Pogoda? Owszem, milutko i słonecznie za oknem, ale wciąż rano temperatura jest poniżej zera, potem co najwyżej dwa, trzy  stopnie do góry podskoczy.
Ale już da się spacerować, tylko trzeba jeszcze szyję mocno szalikiem osłonić, i uszy pod czapkę upchać, by potem nie  spędzać kilku dni pod pierzynką,  z termometrem pod pachą.
Wczoraj z tym moim chodzeniem to różnie bywało, miałam raczej niezbyt dobry dzień na takie spacerki, co chwilę się potykałam, na szczęście za każdym razem  udało mi się  utrzymać pozycję pionową. Raz co prawda zatrzymałam się w ramionach jakiejś młodej dziewczyny (ha, czemu to  nie był na przykład jakoś szaleńczo przystojny men), inaczej na pewno zaryłabym nosem o chodnik. Niestety, czasami mam takie słabsze dni i wtedy okropnie przeszkadza mi moja lewa noga, która ciągle o coś zahacza. Więc pomna grożącemu wypadkowi, szłam dalej z prędkością starego żółwia, ale na całe szczęście i do pracy i z pracy udało mi się jakoś dotrzeć, bez konieczności używania taksówki.
Ciekawe, jak to dzisiaj z tym moim chodzeniem będzie.
Kolanko co prawda nadal boli, ale najgorzej jest rano, gdy wstaję z łóżka, wtedy  mam całkiem sztywną nogę, której nie mogę bez bólu zgiąć, potem troszkę się rozchodzę i ból jest co prawda nadal, ale można jakoś z nim wytrzymać.
W ten piątek przyjeżdża   do naszej przychodni ten mój ulubiony pan doktor chirurg – ortopeda, oczywiście pokażę mu moje zdjęcia kolan, ale nie sadzę, że będzie pochlebnie się o nich wyrażał. Zmiany deformacyjne były, są i będą, co najwyżej jeszcze większe.
I tak się zastanawiałam : gdy boli cię ząb, to go usuwasz i masz spokój, gdy boli woreczek żółciowy, czy jakaś inna wnętrzność też można ją usunąć operacyjnie, by ulżyć bólowi, a tu człowiek musi cierpieć. Co prawda można by było wstawić endoprotezę, ale z przeprowadzeniem takiej operacji jest mnóstwo kłopotów. Na NFZ terminy są dwu- trzyletnie (o ile do tego czasu Pis Funduszu  nie zlikwiduje, co zamierza,  a wtedy terminy będą 5-10 letnie), a prywatnie taka operacja bardzo sporo kosztuje, już nie mówiąc o kosztach rehabilitacji, którą trzeba po takiej operacji uskuteczniać.
No to ja dziękuję, pocierpię sobie jeszcze trochę, popsuję mój żołądek tabletkami przeciwbólowymi, wsmaruję w kolanka kolejne tubki przeciwbólowego żelu i jakoś to bę………

No to uśmiechamy się dzisiaj do słonka, skoro  ono i do nas się z nieba uśmiecha i……. miłego wtorku życzę

ciekawostka na poniedziałek

 

Ciekawa jest historia Jerzego III, panującego na przełomie  XVIII i XIX wieku. Króla, który zwariował, a którego losy publiczność zna choćby z filmu „Szaleństwa króla Jerzego”. Jerzy sadził na grządkach steki z wołowiny, rozmawiał z drzewami i rzucał się w seksualnym szale na damy, a mimo to rządził przez kilkadziesiąt lat i był powszechnie akceptowany. Anglicy nauczyli się wtedy, że szaleństwo nie musi oznaczać, że ktoś jest kompletnie niekompetentny, bo Jerzy miał też długie okresy bardzo sensownego panowania. Nauczyli się dawać pewien kredyt zaufania szaleńcom, licząc się z tym, że wśród dziesięciu takich osób mogą być dwie, które okażą się nie do końca szalone, a z tych dwóch, jedna wymyśli dwadzieścia rzeczy głupich, ale też dwie genialne.

 

Dlaczego przytaczam ten wyjątek tekstu? Coś mi przypomina, zwłaszcza zamieszczone w nim zdanie, że szaleństwo wcale nie do kończ może oznaczać brak kompetencji, bo czasami bywa tak, że taki  człowiek  wymyśli kilka mądrzejszych rzeczy.
Ale jak dotąd raczej  nie udało się tej osobie, którą mam na myśli , niczego super genialnego wymyślić. Może to dlatego, że jednak w szale nie rzuca się na kobiety (???), nie wiem też, czy ten człowiek  cokolwiek sieje w swoim ogródku, raczej na takiego nie wygląda, ale na pewno nie rozmawia z drzewami, tylko z rozkoszą rozmawia z …… kotem.
No, chyba, że jeszcze nie osiągnął tego stopnia zidiocenia, co król Jerzy III, chociaż ciągotki, by zostać carem już ma.
Ja co prawda też z kwiatkami rozmawiam, czasami nawet z moim brzusiem!, ale wiem, że roślinki to lubią i lepiej wtedy rosną, a brzusio, cóż , jednak czasami ulega moim perswazji i przestaje mnie boleć. Coś w tym jednak musi być.
Tylko tyle, że ja nie jestem królową i nie mam ciągotek być cesarzową, ba, nawet dyrektorką jakiejś firmy, więc ewentualne moje dziwactwa nikomu nie przeszkadzają.
No dobra, przestaję się już czepiać.

To może coś o wczorajszej niedzieli wspomnę?
Dzień był śliczny, słoneczny, aczkolwiek lekko mroźny. To ostatnie określenie akurat w niczym mi nie przeszkadzało, bo zajęta byłam kuchennymi wyczynami i w związku z tym nigdzie z domu nie wychodziłam, ale i tak miałam uchylone okno w kuchni, bo wyziewy papierosowo – jedzeniowe nie najlepiej na humorek, no i na twórczą pracę  wpływają, a przecież cokolwiek by się nie gotowało i tak zapach w eter leci.
Miałam mały  dowód na to, że jednak mroźno było za oknem, bo barszcz, który ugotowałam poprzedniego wieczoru , zgodnie z zasadami ergonomii, czyli rozłożenia pracy według możliwości danego człowieka, miał lekką skorupkę lodu ma powierzchni. No nie taką oczywiście, żebym musiała odkuwać go od garnka, ale jednak troszkę lodowych płatków na nim znalazłam. Zupkę odgrzałam na ogniu i podałam z uszkami.
A co z drugim daniem? Otóż tym razem drugie danie było jednopostaciowe, albowiem podałam risotto z mięskiem mielonym i kawałkami kiełbasy z kurczaka, którą podgrzałam wraz z cebulką i owym mięskiem na patelni, ułożyłam wszystko warstwami, a więc najpierw w lekko wysmarowanej oliwą formie  położyłam  porcję ryżu, potem  pokryłam go przesmażonym  mięskiem, które  znów przykryłam  porcją ryżu a na wierzchu położyłam topiony ser w plastrach i wszystko zalałam śmietaną, rozbełtaną z  surowym jajkiem. Wszystko to pięknie zapiekłam (oj, zapomniałam o zielonej pietruszce, którą specjalnie na tę okazję zakupiłam), na wierzchu potrawy zrobiła się taka fajna, brązowa skorupka, nie, nie twarda, bardzo smakowita!!!
V.I.P. przyniósł pyszny chrust (chyba jednak nie on sam osobiście go smażył), więc podałam jeszcze do niego herbatkę z cytryną. Och, cytryna, wyraźnie wczoraj na nią miałam ochotę, widać przez ten zalegający w moich nozdrzach katar, organizm usilnie  upominał się o witaminę C.
A potem siedzieliśmy i rozwiązywaliśmy bardzo trudną krzyżówkę z  przymrużeniem oka. Osobiście niezbyt lubię  akurat rozwiązywać takiej krzyżówki, bo czasami naprawdę trudno domyślić się, co autor miał na myśli, bowiem jest to krzyżówka skojarzeniowa, a z tymi skojarzeniami to różnie bywa, czasami są one  naprawdę bardzo odległe od logiki, chociaż w sumie logiką są w pewnym sensie obdarzone.
I tak miło minęła mi ostatnia niedziela miesiąca stycznia.. Całkiem sympatycznie, nieprawdaż?

A dzisiaj jest znów poniedziałek, czyli najdłuższy dzień tygodnia.
Na szczęście zapowiada się on znów całkiem pogodnie, słonecznie i co najważniejsze prognoza twierdzi, że temperatury wreszcie będą na plusie.
Ale najważniejsze jest to, ze dzień wydatnie już jest coraz dłuższy, coraz później zapada zmrok, co cieszy, oczywiście w oczekiwaniu na dni, gdy o godzinie 17 – 18 – 19 słoneczko jeszcze będzie nas ogrzewało, a to już, miejmy nadzieję,  całkiem niedługo nastąpi.
Jak to w poniedziałki bywa, do pracy idę na popołudnie i jeszcze co prawda będę jeszcze  o zmroku z niej wracała, ale zmrok, to jeszcze nie ciemna noc, która w porze moich popołudniowych powrotów z pracy nie tak dawno  mi przeszkadzała.
A jutro będzie już wtorek, a po nim….wyczekiwana ze znanych powodów, moja, a raczej nasza, czyli Ulki i moja ukochana środa, już nie mogę się doczekać. Uleczko, już dzisiaj serdeczniej Cię  z Krakowa pozdrawiam, ale na  całusy, no i oczywiście na różyczkę te dwa dni jeszcze cierpliwie poczekać musisz.

 

Dzisiaj, na dobre rozpoczęcie nowego tygodnia, przynoszę Ci bukiet z tulipanów.

Życzę Wszystkim, by i ten dzisiejszy poniedziałek i cały po nim następujący tydzień był niezwykle udany.
Na pewno będzie taki dla naszych małopolskich dzieci, które teraz rozpoczynają  ferie zimowe. Co prawda nie wszystkie dzieci będą mogły wyjechać na zasłużony odpoczynek, ale i niech one mają trochę radości z wolnych od nauki dni.
Dużo słoneczka, dużo śniegu i wspaniałej zabawy im życzę.

No to rozpoczynamy nowy tydzień……

a jednak

 

 

 

Jednak mój gość się namyślił, kataru się nie przestraszył, więc przyjdzie na obiadek, tak więc nie zostanę wcale dzisiaj osamotniona.
Co prawda ta samotność wcale mi nie przeszkadza, już zdążyłam do niej się przyzwyczaić, ale zawsze miło jest, gdy ktoś Cię odwiedzi.
W sumie samej dla siebie nie bardzo chce się obiadek gotować, co innego, gdy na obiedzie jest zaproszony gość, wtedy trzeba trochę z siebie wysiłku wydobyć. Już wczoraj dowiedziałam się, że dzisiaj będę obiadek większy szykowała, więc udałam się na stosowne zakupy do pobliskiego sklepu.
Pogoda była wprost fantastyczna, świeciło słonko, a mróz tylko bardzo delikatnie szczypał w policzki. Taka pogoda mogłaby być jeszcze przez kilka dni, oczywiście do czasu, aż nie przyjdzie upragniona wiosna. No tak, już mamy koniec miesiąca stycznia, luty jest bardzo krótkim miesiącem, pozostaje tylko jeszcze trzy tygodnie marca i…..21 marca powitamy już upragnioną wiosnę. Co prawda na razie kalendarzową, bo z tą realną to różnie w marcu jeszcze bywa, czasami lubi posypać śniegiem nie tylko w marcu, ale i na początku kwietnia, ale w sumie jest bliżej, niż dalej.
A ponieważ według wszelakich przepowiedni ta wiosna ma przyjść stosunkowo bardzo szybko, jestem przepełniona optymizmem.
Już nawet wczoraj telefonicznie z Magdą rozmawiałyśmy o krzewach róż, które będą zakwitały w Modlnicy, ach, co to będzie za widok!!!
Teraz tylko muszę uzbroić się w cierpliwość i czekać.
A więc wczoraj zrobiłam już zakupy, przy okazji wieczorem ugotowałam już sobie zupkę, żeby mieć rano mniej do roboty.
Jak to dobrze, że mam taką naturalną lodówkę w postaci balkonu, tam wszystko można wystawić bez wszelakich objaw, że cokolwiek ulegnie zepsuciu.
Tu akurat niska temperatura wcale mi nie przeszkadza, mam  po prostu w ten sposób  dodatkową lodówkę 🙂
No a na wiosnę i w lecie mój balkonik będzie służył mi jako miejsce odpoczynku na świeżym powietrzu, tym bardziej, że jest on oddalony sporo od ulicy i żadne smogi do mnie docierać nie będą. Nawet mam na balkonie „prywatną” roślinkę w postaci winorośli, która oplata moje okno i zagląda mi do kuchni.

Z ciekawostek politycznych należy odnotować, że nasz Wielki Wódz chciał odkupić od Amerykańców stację TVN -24 i chciał przerobić ją na stację prorządową typu Russia Today. Na szczęście Amerykanie to nie głupki, jak pewnie o nich myślał Kaczyński i nie dali sobie zrobić wodę z mózgu.
A swoją drogą po jakiego licha Kaczyńskiemu jeszcze jedna stacja prorządowa? Ano pewnie miał nadzieję, że przez tę nowa stację uzyska swój niezaprzeczalny głos w świecie, głos, z którym każdy liczyć się będzie. No i ZONK panie Jarku – nie udało się.
Zawsze gdy ktoś chce przedobrzyć, nic z tego nie wyjdzie. Ale widać, że w miarę jedzenia, apetyt Jarusia rośnie i rośnie do granic absurdu.
On naprawdę chce zostać carem świata, a może następnym samozwańczym Cesarzem Jarosławem Wielkim.
Tylko takich samozwańców w historii było wielu i wszyscy źle skończyli, a Jarek jako historyczny prawnik powinien o tym pamiętać. Jemu też się nie uda.
No dobrze, jeszcze może troszkę sobie porządzi, ale potem niestety zaliczy bardzo bolesny upadek i całkowite już osamotnienie, bo wtedy nie będzie już koło niego tych klakierów, którzy teraz mu du..ko liżą, pozostanie sam, opuszczony i jeszcze bardziej przez to zgorzkniały.
No i niech tak się stanie, zasługuje na to, tylko nie mamy czasu już na to, żeby on i jego klika  nadal psuli nasza Polskę. Zepsuł już Trybunał, zabrał się za Krajową Radę Sędziów, a teraz ma chrapkę na urzędy wojewódzkie, nie wspominając o szkolnictwie, czy lecznictwie.
A pomyśleć, że każdą taką szkodę nazywa „dobrą zmianę”. Dobrą? Ale dla kogo? Chyba tylko dla grupy kolesi i bliskiej rodziny, którzy obsiedli już wszystkie możliwe prominentne stanowiska, zupełnie nie zważając na brak kwalifikacji do objęcia takich funkcji.
Szkoda nawet pisać, po prostu taki klimat mamy i już.
Ale odwilż nadciąga, może powoli, ale skutecznie………..

Kończę mój dzisiejszy wpis, bo zaraz za robotę muszę się zabrać, wszak gość to ważna osoba i wszystko musi być O.K.
Słonko już nam zaświeciło, jeszcze nieśmiało, ale……..znów zapowiada nam się całkiem przyjemny dzionek.
Miłej niedzieli zatem

sobota na miło

 

 

Na początek odpowiedź do mojej Koleżanki Atojaxxl  : Masz stuprocentową rację, dlatego napisałam przecież, że przegrałam swoją szansę na … no właśnie nie tylko na pieniądze, ale i na zdrowie. Ale co robić, gdy duch ochoczy, a ciało mdłe? A może akurat jest odwrotnie z tym duchem i ciałem, fakt, na pewno się nie wzbogacę paląc, ale grając w Lotka tez nie, bo wyraźnie w tej materii szczęścia nie mam. Ale przyrzekam Ci, raz jeszcze bardzo wnikliwie temat przemyślę i….. Dziękuję za cenne uwagi, czasami takie słowa są właśnie bardzo potrzebne…..

Dzisiaj nie będę pisała o okropnościach tego świata, niech się dzieje, co się ma dziać i tak na to ani ja, ani Ty, ani My nie mamy niestety wpływu.
Światem rządzą ci Wielcy (przynajmniej tak im się wydaje), bo mają odpowiednie ku temu (niestety) narzędzia, a co my, biedacy, ciche myszki, mamy do powiedzenia na ten temat? Ano nic.

Wstała dzisiaj piękna i słoneczna sobota, nareszcie słoneczna.
Co prawda ja znów użyję jak pies w studni, albowiem podłapałam jakieś wredne katarzysko i raczej na spacery wychodzić nie powinnam, no chyba, że liczę na to, że ten zły smok, o przepraszam, smog, go pogoni.
Ale raczej w to wątpię. No to będę się pielęgnowała dzisiaj w ciepełku mojego mieszkania, nareszcie w ciepełku, nie muszę już. przynajmniej jak do niedawna, trząść się w nim z zimna.

Nad ranem miałam jakiś całkiem dziwny sen, uwodził mnie jakiś donżuan, który  okazał się straszną miernotą, bo tu niby ze mną się umawiał na randkę(???), a na moich oczach obcałowywał jakąś obcą babę. Czułam się jakoś strasznie tym upokorzona, bo chyba miałam wobec tego pana jakieś zamiary, cóż, musiałam w końcu przed nim uciekać. Proszę, nawet sen nie zapewnił mi miłych chwil w ramionach ukochanego.
Ale tacy już oni są, rozkochają i porzucą, oczywiście, że nie wszyscy, ale ta  wada bardzo właśnie do mężczyzn pasuje.
Jakie to szczęście, ze nie mam takich dylematów na jawie – samemu jest mi bardzo dobrze, przynajmniej nikt od rana nie wydziera się na mnie o śniadanie, obiad, sprzątanie i coś tam  jeszcze więcej. Jestem, jednym słowem, wolnym człowiekiem.
Co prawda panowie mogliby powiedzieć, że gdy się chce napić mleka, niekoniecznie trzeba kupić od razu  całą krowę, ale jest i na to sensowna odpowiedź pań : gdy się ma ochotę na kawałek kiełbaski, nie trzeba od razu kupować całej świni.
Przepraszam, jeżeli kogoś uraziłam, ale to nie ja wymyśliłam takie „mądre” powiedzonka, ja je tylko przelałam na mój blog.

Na jutro miałam przewidziany obiad z V.I.P.em, ale tu na przeszkodzie stanął mój katar, którego V.I.P. bardzo się obawia.
Tak wiec i sobotę i niedzielę mam tylko sama dla siebie i całe szczęście, przespany katarek szybciej się leczy, a ja na poniedziałek mam zapowiedzianych już paru pacjentów i muszę być prawie zdrowa, no, przynajmniej nie powinno mi się, tak jak dzisiaj, kręcić w głowie.

Nic specjalnego, cobym tu mogła przelać, nie przychodzi mi już do głowy, a więc życzę wszystkim przyjemnej i spokojnej soboty.
Niech słonko świeci nam wesoło aż do samego późnego popołudnia.

2 i pół minuty

 

 

Tyle według naukowców brakuje nam do godziny 0, czyli do zagłady świata.
Czytałam ostatnio przepowiednię św. Łucji, która zgodnie z objawieniem Matki Boskiej w  Fatimie, opowiada o wybuchu trzeciej wojny światowej.
Straszna ma być ona , zginie prawie .cała ludzkość, znikną kontynenty. Ta wojna rozpocznie się atakiem Chin na Rosję, ale potem wplątane w nią będą i inne państwa, jak np USA, Niemcy, czy Francja, które na wskutek użycia bomby atomowej i związanych z tym anomalii w postaci pożarów, czy wzbudzonego tsunami, znikną z mapy świata.
Polska w bardzo niedużym stopniu ulegnie zniszczeniu, chociaż i tak zginie wiele Polaków, ale Polska za przyczyną Bożego M|miłosierdzia, które nad naszym krajem zostanie rozpostarte, bardzo szybko powstanie na nogi i to właśnie Polska będzie tym krajem, który po wojnie przywróci porządek nowego świata i odegra w nim zasadniczą rolę.
Przerażające wizje zagłady ludzkości nie napawają optymizmem, tym bardziej, że teraz populizm i głoszone  prawicowe hasła nienawiści i odwetu coraz bardziej dochodzą do głosu i to w wielu krajach. Niestety, świat staje nad krawędzią przepaści, a ci, którzy jeszcze starają się w jakiś sposób ocalić resztki tego spokoju, który mamy, niestety stają się wobec używanej przemocy bezsilni.
Tak jest niestety nie tylko u nas w Polsce, ale teraz, gdy Trump dorwał się do władzy i zaczyna wprowadzać swój ład, daleki od porządku normalnych, istniejących dotychczas zasad (chociaż i im można by wiele przecież zarzucić), doprowadzając tym samym świat do jakichś absurdów wojennych, robi się na świecie coraz bardziej niebezpiecznie.
Ta wojna nie będzie niestety zabawką, to nie będzie zwyczajne „pif – paf” oglądane dotąd na filmach, to będzie prawdziwa katastrofa, prawdziwa tragedia dla ludzkości. Niestety,  zbyt  długo mieliśmy spokój na ziemi, czas rozwoju bez wojen i pożóg, czyżby teraz wszystko miało się zmienić na gorsze?
Czemu ci, którzy rządzą, nie widzą nic ponad własne żądze, własne interesy, pozwalają, aby ginęli ludzie, ginął świat.
Czy naprawdę pieniądze są największą wartością dla tych ludzi? Niektórzy może się i wzbogacą, odbierając innym to, co wcale im się nie należy, ale mają przewagę siły. Tylko że teraz mają tę przewagę, przyjdzie czas, ze będą musieli zapłacić gorzki rachunek za swoje postępki.
Bo historia pokazuje, że mimo, że taka przewaga nieraz trwa lata i przynosi korzyści, jednak w końcu przychodzi i na nią kres. Tak było z Napoleonem, z Hitlerem, czy z  Leninem i Stalinem. Tylko zanim ich upadek nastąpił, ucierpiało bardzo wiele osób. Teraz ma być podobnie?
STOP WOJNOM!!! STOP PRZEMOCY!!!, STOP NIENAWIŚCI I POPULIZMOWI !!!
My chcemy żyć normalnie, mamy własne rodziny, własne dzieci, które powołaliśmy na ten świat, aby zapewnić im szczęście a nie tragedie, rozpacz, ból…..
Każda istota na tym świecie, obojętnie jakiego jest koloru skóry, jakiego wyznania, jakie ma poglądy polityczne, ma prawo do godnego życia.
I żadne jednostki nie mają prawa narzucać komuś swojej woli, używać wobec innych przemocy, nie ma prawa do burzenia porządku tego świata.
Ludzie! opanujmy się, otrząśnijmy, zanim ta tragedia nastąpi, bo może jeszcze jest czas, aby powrócić do normalnych rozmów, które uspokoją zagrożoną sytuację. Tylko do tego potrzeba dobrej woli, a czy przywódcy tego świata taka wolę posiadają??

Dzisiaj mamy już piątek, czyli znów rozpoczynamy weekend. Ma być on  w miarę,  jak na zimowe warunki, ciepły, ale przede wszystkim słoneczny.
Szkoda tylko, że znów podłapałam katar, bo on tę radość z weekendu wyraźnie mi psuje.
Ale skoro ktoś jest taki łapczywy jak ja, na wirusy?????

A jednak, mimo złych wieści ze świata, życzę Wam miłego piątku i pogody na niebie i w duszy.

Obiecanki – cacanki

 

Miało być podobno wczoraj słonko i wcale go nie było, przynajmniej w Krakowie.
Dzień był ponury, lekko dżdżysty, wilgotny i całkiem chłodny.
I jak tu wierzyć pogodynkom, skoro prognozy nijak do rzeczywistości się nie mają?
Nie wiem, czy prognostycy pogody też podpięli się pod dobrą zmianę, że tak łżą jak najęci????
Wczoraj w Krakowie była manifestacja studentów, nie tylko zresztą  w Krakowie,
Sporo studentów zebrało się na Krakowskim Rynku, koło Adasia, by zamanifestować swoją niezgodę na rządy dobrej zmiany.Młodzi ludzie, którzy może kiedyś będą u sterów rządów, może od nich nasza, a raczej już naszych dzieci i wnuków przyszłość będzie należała, nie zgadzają się, aby w Polce wprowadzać władzę absolutną, równą co najmniej carowi
Przeciwko czemu protestowali studenci? Chodzi m.in. o łamanie konstytucji, ograniczenie autonomii instytutów badawczych, łamaniu praw kobiet, dyskryminacji w przestrzeni publicznej oraz osłabieniu pozycji państwa polskiego na arenie międzynarodowej.
Studenci przygotowali też petycję. Możemy w niej przeczytać, że „w zgodzie z tradycjami zaangażowania publicznego oraz poszukiwania rozwiązań problemów na drodze merytorycznej debaty stajemy, by promować i bronić wartości nieodzownych zarówno dla środowiska akademickiego, jak i dobra całego społeczeństwa: wolności, poszanowania prawa, autonomii nauki, obywatelskości, a także równości bez względu na płeć, orientację psychoseksualną, pochodzenie czy wyznanie. Nie zgadzamy się na brak szacunku dla idei demokratycznych i nie akceptujemy przejawów fundamentalizmu w sferze publicznej” – czytamy w piśmie.
To był tylko na razie nieznaczny zryw młodzieży, ale miejmy nadzieję, że wkrótce do tych protestów dojdą i ludzie, którzy jak na razie zniechęceni są ostatnimi niepowodzeniami KOD-u.
Szkoda tej pięknej idei, jednym złym posunięciem zostało zniszczone coś, czego rządzący naprawdę się bali. Teraz odrosły rządzącym skrzydełka i coraz bardziej boleśnie uderzają, ale ich posunięcia są coraz bardziej durne, więc mam nadzieję, że reszta społeczeństwa, nie zgadzająca się z dobrą zmianą, wreszcie podniesie przyłbicę. Nie pora teraz na spory pomiędzy opozycjonistami, nie pora na obrazę na rodzący się  społeczny  ruch, teraz musimy raz jeszcze mocno się zjednoczyć i raz jeszcze stanąć w szranki z tymi, dla których Polska jest tylko dobrą kurą znoszącą złote jajka, czego niestety omamiona tłuszcza Rydzyka i Pisu  nie widzi.
Może właśnie studenci są tą grupą, który ruszy świat z posad i ożywi marazm, który teraz nas owinął wokoło?
Wczoraj order człowieka wolności 2016,  pośród wylanych ton wazeliny odebrał  ten, który stan wojenny przespał u mamusi pod pierzyną.
Śmiech historii? Nie, to zwyczajne szyderstwo, bo ten, który rzeczywiście wtedy  o demokrację się upominał, dzisiaj jest przez tych lizusów sponiewierany, zdeptany. Nie sądziłam, że takich czasów się doczekam.
Czy przyjdzie czas na sprawiedliwość? ale taką prawdziwą, nie pisowską????
Popatrzcie na    mój gifs, zamieszczony nad tym wpisem – może on będzie dobrą zapowiedzią na przyszłość?
Smok………wawelski, czy inny, wszak wszystko może. Może to on drób pokona?  Oby!!!!

Dzisiaj, jak na razie też słońca brak, a przecież go zapowiadali.
Wiosno, przychodźże wreszcie i ogrzej nasze zbolałe ciała i dusze też.
Muszę być jednak czujna, bo już są pokusy na blokowanie wpisów na Face Booku, pewnie i na blogach też.
Zgodnie z zasadą, kto nie z nami, to przeciw nam.
Ja zdecydowanie jestem przeciw, nawet, gdybym musiała ponosić tego konsekwencje.
Nas stare lata siedzieć w ciupie, jako polityczna? Nie może być, ale ile takich osób, jak ja musieli by osadzić?
Toby się dopiero rodzinka zadziwiła, może cebulę by i przysłała, gorzej z tymi papierosami……

Miłego czwartku

A jeżeli dzisiaj jest środa to…..

To oczywiście róża i pozdrowienia i całuski i wszystkie karesy, jak to ktoś kiedyś nazwał, dla mojej Uleczki 🙂

Pozdrawiam Cię serdecznie Ulku jeszcze ciągle z chłodnego, chociaz w południe nawet z  przebłyskującym  od czasu do czasu słonkkiem.
Taką porę roku mamy i już, ale idzie ku lepszemu.
Ty pewnie już powróciłaś do domowych pieleszy i mimo śniegu, który dla Ciebie nie jest taki straszny, jak dla mnie, gdzieś tam z kijkami biegasz.
Może i troszkę Ci zazdroszczę tych Twoich zdrowych nóżek (a jednak operacja wyszła Ci na dobre!), ja niestety mam dosyć zdezelowane kolanka i  tak biegać nie mogę, ostatnio nawet spacer jest dla mnie wyzwaniem, ale poczekam, gdy zrobi się cieplej, na pewno to się na lepsze zmieni i może i brzuszek, który znów ostatnio uparł się mi dokuczać, też się uspokoi?
Ale nie o to mi chodzi, by do Ciebie sobie ponarzekać, chociaż… z drugiej strony, od czego ma się Przyjaciół? do kogoś, od czasu do czasu, człowiek zwrócić się musi.
Czekam dzisiaj na słoneczko, aby chociaż kilka promyczków do Ciebie do Poznania wysłać. Ale zanim ono wychynie zza chmurki i posyłam Ci słodkie całuski.
Zresztą zanim Ty na mój blog dotrzesz, pewnie słonko już nieźle ogrzeje i mnie w Krakowie i Ciebie w Poznaniu.
I już niecierpliwie czekam na następną środę i już szukam następnej pięknej róży, którą  umieszczę dla Ciebie w moim blogu .
Bo czy mogłabym zapomnieć o naszej środzie? chyba nie, chociaż,, jak pamiętam raz mi się to chyba zdarzyło.
Ale to było tylko raz i nigdy więcej.

Buziaczki      

 

Wczorajszy dzień należał (przynajmniej dla mnie) do niezbyt udanych dni. Właściwie całe popołudnie przespałam.
Wiem, wiem, szkoda życia, nawet taki jeden mój znajomy zawsze mawia mi „prześpisz najpiękniejsze swoje dni”, ale…
Po pierwsze te najpiękniejsze dni już dawno są za mną, taka jest prawda, a po drugie, gdy wszystko w twoim ciele dokucza, najlepiej jest przespać te złe godziny.
Za to miałam piękne sny, biegałam po jakimś pięknym ogrodzie, pełnym kwiatów i psów i byłam  bardzo radosna.
Właśnie sen to ma do siebie, że można w nich przenieść się do krainy baśni, gdzie wszystko jest piękne, miłe, nie ma kłopotów, nienawiści, nerwów.
A ostatnio, chyba dzięki tej pogodzie, jakaś okropnie nerwowa się stałam, byle co wyprowadza mnie z równowagi i dosyć trudno mi do niej z powrotem powrócić. Ale pewnie nie tylko ja tak mam, ogólny brak światła na dłuższą metę dla organizmów jest szkodliwy, co dowiedzione jest nawet przez lekarzy.
Ale na szczęście jeszcze potrafię w jakiś sposób opanować swoje nerwy i na razie nie muszę biegać po lekarzach psychiatrach, czy do osobistego psychologa.  – mam niezawodną metodę, stresy i wszelakie bóle po prostu muszę przespać, a potem już czuje się o wiele lepiej.
A ponieważ  nareszcie porządnie się wyspałam, dzisiejszy dzień rozpoczęłam, oczywiście tradycyjnie kawką i papieroskiem, bardzo wcześnie, bo jeszcze przed szóstą rano. No a potem zjadłam śniadanko i teraz mam jeszcze wciąż sporo czasu do wyjścia do pracy.
Dzisiaj mamy 25 stycznia, czyli dzisiaj mija już 53 lata od dnia, gdy zostałam po raz pierwszy ciocią. Taka byłam wtedy dumna z siebie(!!), no masz, a moja Monika, ta mała Monisia, kończy….dobra, nie będę jej już liczyła lat, bo te każdemu z nas w zastraszającym tempie one przybywają.
A na co jeszcze niecierpliwie czekam?
No czekam na dzień, gdy  w Krakowie, pod Wawelem, wypłynie żółta łódź podwodna – dla Pisu wszystko jest przecież możliwe !!
Kto wie, skoro w Radomiu ma powstać port stoczniowy, to do Krakowa już przecież taka łódź nie będzie miała daleko.
Tylko nie wiem, co na to krakowski smok odpowie, taka konkurencja w krakowskich sensacjach?
Pewnie się wścieknie i znów smogiem czarnym nam po zieje.
Ale Krakowianie do smogu już są przyzwyczajeni, dla nas to przecież chleb powszedni…. Ubierzemy sobie maski przeciw smogowe, otoczymy  wawelskiego smoka kółkiem i wesoło mu zaśpiewamy : „We all life in yellow submarine, wszyscy żyjemy w żółtej łodzi podwodnej „
No i będzie wesoło. Nawet Pis i Antoś nie będą nam wtedy tacy straszni…………
Chociaż ostatnio władze Krakowa ostro się za walkę ze smogiem zabrali, coś tam przegłosowali, tylko teraz patrzeć, co z tych projektów wyniknie.
Czy rzeczywiście ten krakowski smog jest możliwy do opanowania? Gdyby to się udało, gotowa nawet jestem porzucić palenie papierosków, bym wreszcie zdrowo, całymi piersiami mogła sobie  odetchnąć.

Życzę wszystkim miłej środy ze słoneczkiem, bo ono jest jest przecież naszym motorem do życia

przegrałam……

 

 

Wracałam wczoraj z pracy autobusem z Tereską i nagle dałam jej do potrzymania siatkę i zaczęłam w torebce nerwowo szukać papierosów, aby jednego  zapalić, gdy tylko z autobusu wyjdę.
Jakiś starszy pan obserwował moje nerwowe ruchy i skomentował : nie wolno palić. Uśmiechnęłam się i powiedziałam, ja nie palę wolno, ja palę całkiem szybko, a potem, po kilku przekomarzaniach się z owym panem, powiedziałam : widzi pan, mnie nikt nie przegada, ja zawsze wygrywam.
I tu pan popatrzył na mnie uważnie i odpowiedział : nieprawda, właśnie pani przegrała, przegrała z papierosem, który panią rządzi.
Pomyślałam sobie : Boże, on ma rację. Taki mały papieros, takie nic, kawałek bibułki, w którą zawinięta jest garstka tytoniu, ma nade mną władzę.
Czy przestałam w związku z tym palić? Na razie nie, ale wczorajsza rozmowa bardzo dużo dała mi do myślenia.
Już przecież kiedyś nie paliłam prawie 5 lat, po jakiego diabła wracałam do tego zgubnego nałogu?
Oczywiście nie wspominam  tutaj o tym okresie, gdy paliłam elektronika, bo wtedy, jakby nie było, też trułam się nikotyną, no może był on lepszy od prawdziwego papierosa o tyle, że nie miał tych substancji smołowych, ale to było tylko oszukiwanie się, powiedzmy to sobie w oczy.
Jeżeli chce się zerwać z nałogiem, to trzeba definitywnie, raz, a skutecznie to zrobić, a nie szukać jakichś zastępczych preparatów.
Tylko, czy ja na pewno tego chcę?
Są takie momenty, które nieodwołalnie kojarzą się z zapaleniem papieroska, na przykład picie porannej kawy. To jak na razie jedna moja poranna przyjemność, na którą czekam już od wieczora, rozmarzona, ach, jutro rano wstanę, zrobię sobie kawusię i…zapalę papieroska. I już od razu weselej na duszy mi się robi. To wcale nie oznacza, że palę tylko tego jednego papieroska dziennie, to by było całkiem nieźle, tak mniej więcej wypada mi około 1 paczka dziennie, to jest niby dużo, ale pamiętam czasy, gdy paliłam tak mniej więcej dwie, a czasami i trzy paczki za jeden dzień.
Oczywiście zgodnie z powiedzeniem : po dobrym jedzeniu nie zapomnij o paleniu, po każdym posiłku też sięgam po papierosa, obowiązkowo!!!!
Nauczyłam się tylko, że nie palę w pokoju, szczególnie teraz w zimie, gdy wietrzenie jest utrudnione. Zresztą taki dym wciska się do firanek, do obić mebli, nawet do kapy na tapczanie. Dlatego wychodzę na papierosa do kuchni, gdzie mogę sobie otworzyć okno i przewietrzyć. Kiedyś, gdy nie stosowałam takich ograniczeń, bezwiednie sięgałam co chwilę po tą truciznę i paliłam właściwie praktycznie jeden za drugim, bo papierosy zawsze miałam koło siebie, na komodzie, wystarczyło tylko po nie rękę wyciągnąć.
Czyli jakiś postęp jest, ale jeszcze nie pora na odtrąbienie zwycięstwa, na ten moment muszę jeszcze poczekać, jeszcze do niego dojrzeć.
Chociaż wiem, że jest to możliwe, przykładem mogą być i Basia i Maciek, którzy bezpowrotnie przestali palić.
TYLKO TRZEBA CHCIEĆ !!!!!!!!!!.

Dzisiaj znów wstał ponury i mglisty poranek, co oczywiście bardzo boleśnie odczulam w moim lewym kolanku, ono chyba już nigdy nie przestanie mnie boleć.
Ale gdy przeczytałam swój wynik rtg, chwyciłam się za głowę ile tych zmian w obu kolanach posiadam, wcale nie dziwne, że tak mi dokucza.
Wczoraj też poranek był ponury i co? potem pięknie się rozpogodziło, słonko zaglądało przez okno do mojego pokoju, no i spacer do pracy nie był taki niemiły, bo chociaz mróz lekko szczypał w policzki, ale przynajmniej chodniki były już prawie czyste, bez  śladu lodu, czy śniegu.
A teraz, gdy mi to kolano dokucza i muszę każdy mój krok dobrze wyważyć, jest to dla mnie niezwykle ważne.
Życzę zatem słoneczka na dzisiejszy dzień, bo od razu człowiekowi lżej jest na duszy i radośniej jakoś………..

no tak


 

Zawsze po niedzieli następnym dniem jest poniedziałek i nikt tego nie zmieni.
Można co najwyżej zamyślić się jeszcze nad wczorajszym dniem, zwłaszcza, gdy był on miły i….trzeba powrócić do codzienności, aż… do następnego weekendu
Bardzo miło spędziłam wczoraj popołudnie z moim gościem i z pysznym jedzonkiem (między innymi była pierś kurza w sosie serowym), piliśmy też kawkę, nie, żadnych wyskokowych napojów nie było, trzeba było zadowolić się Muszynianką.
Ale dobra i Muszynianka, zresztą ostatnio jakoś za wyskokowymi napojami wcale nie przepadam.

A teraz coś z ciekawostek, o których wspominałam wczoraj na Face Booku, w poście Dawne Klimaty.
Kiedyś zastanawiałam się, co to jest czeczota (czeczotka), bo takie meble były i u nas w rodzinnym domu.
Zawsze podziwiałam dosyć ciekawy wzór na drzwiach szafy, czy komody, podziwiałam te wzory słojów na nich i zastanawiałam się, skąd one się biorą

Co to jest czeczota?

Czeczota to tak naprawdę wada kształtu drzewa, w postaci narośli na nim czy też specyficznego wybrzuszenia. Widząc takie zniekształcenie można by pomyśleć, iż drzewo jest chore, jednak czeczota składa się w całości z drewna zdrowego, choć jego budowa jest odmienna.

Czeczota powstaje na skutek uszkodzenia mechanicznego drzewa, które uaktywnia tkanki zabliźniające. W ciągu roku słój znacząco się poszerza, a jego wzrost może trwać przez wiele lat. Czeczota najczęściej pojawia się na brzozach, topolach, jaworach, klonach i dębach.
Czeczota -zastosowanie w meblarstwie

Dlaczego czeczota jest tak cennym materiałem wykorzystywanym do wyrobu mebli? Chodzi przede wszystkim o niezwykle oryginalny, zawiły kształt słojów tego drewna, które wygląda po prostu pięknie. Taki zawiły i niespotykany rysunek drewna czeczota jest niezwykle pożądany, dlatego często wykorzystuje się je do produkcji wyrobów ekskluzywnych

n

Sami zobaczcie, jak piękne rzeczy można zrobić, wykorzystując błędy natury.
Nie wiem, czy teraz można gdziekolwiek takie meble jeszcze spotkać, ale mi osobiście bardzo się one podobają.

Na dzisiaj w całej Polsce zapowiadają śliczny, słoneczny dzień i błękitne niebo.
Patrzę przez okno, a mój park spowity jest cały w dosyć gęstej mgle.
Ale jest jeszcze dosyć wczesna pora, miejmy nadzieję, że prognozy tym razem się spełnią i wkrótce mój park rozbłyśnie w słonku.
Tylko drzewa wciąż takie puste, tylko jeszcze sporo śniegu na trawnikach leży…….

Życzę, aby starczyło Wam sił nie tylko na dzisiejszy, ale na cały pracowity tydzień, który właśnie otworzył się przed nami.
Oby był miły, słoneczny i spokojny, bez politycznych zawirowań, chociaż po ostatnich słowach Nad Prezesa, w których obraził ludzi demonstrujących w Łodzi swoje niezadowolenie z rządu, nazywając ich esbek-ami i ludźmi o wyglądzie osób  specjalnej troski, nie sądzę, że przejdzie mu to na sucho.
Widać, że Kaczyński bardzo obawia się jednak tego, że niedługo już sobie porządzi i teraz pozostaje w swoich poczynaniach coraz bardziej radykalny.
Stąd chce przyspieszyć wybory samorządowe, które mają się odbyć jeszcze w tym roku, póki jeszcze ma dosyć wysokie poparcie, bo już przyszły rok może okazać się dla niego niekorzystny. I oby tak się stało!!!

Dobrego poniedziałku, dobrego całego tygodnia.  

   

POWODZENIA   



Tradycja, czyli gość na obiedzie

 

 

No tak, trzeba jakoś zainaugurować te niedzielne spotkania w Nowym Roku.
A ponieważ V.I.P. wreszcie z powrotem w Krakowie zamieszkał, został na dzisiejszy obiadek oczywiście zaproszony.
Nie będą to oczywiście żadne wymyślne potrawy w postaci małży, ośmiorniczek, czy chociażby pieczonego indyka, obiad będzie całkiem normalny, ale mam nadzieję, że smaczny. A poza tym wcale indor nie jest smaczny i całkiem nie rozumiem, co Amerykanie w takim mięsie widzą, skoro go jako honorowe danie na Dzień Dziękczynienia serwują.
Zresztą przyznam Wam się, że jak  dla mnie, pieczony indyk jest bardzo przereklamowany, indyk ma bardzo suche i włókniste mięso, czego akurat nie lubię.
Mięsko musi być pyszne, miękkie i nie może się rozdzielać na włókna, które tylko wpychają się pomiędzy zęby.
Zresztą co do mięsa, stałam się obecnie bardzo wymagająca, bo wiele dań, które dotychczas aprobowałam, teraz okazują się tylko obciążeniem dla mojego brzuszka. Ale od czasu do czasu jakieś białko trzeba organizmowi dostarcza. Pewnie, że są jeszcze ryby, ale ile ich można jeść, też na dłuższą metę się nudzą, już nie mówiąc, że są o wiele od mięsa droższe. Dawniej mówiło się : jedźcie dorsze, g…o gorsze, a teraz dorsz urósł do rangi rarytasu.
Za to żadne inne zastępcze białko w postaci soi, czy innych produktów grocho podobnych zupełnie w moim przypadku odpadają, po prostu mój żołądek całkowicie ich nie respektuje. Na jarosza zdecydowanie się nie nadaję.
I właśnie czasami staję przed takim dylematem : jestem głodna, coś muszę zjeść, obojętnie, czy to jest śniadanie, obiad czy kolacja, ale właściwie na nic nie mam tak specjalnej ochoty, jem raczej z rozsądku. Mam nadzieję, że jest to  mój następny taki okres przejściowy, już nie raz po  operacji takie momenty miałam, potem wszystko wracało do jako takiej normy. Ale żeby żyć, trzeba jeść, taka jest prawda.
Tak więc obiad zjeść trzeba, a skoro będzie on w tak bardzo miłym towarzystwie spożywany, na pewno będzie on z wielkim pożytkiem i dla mnie i dla mojego Gościa.

Pogoda? Dziwna taka jakas, ani zimo, ani ciepło, lekko zachmurzone niebo, ale pewnie dzisiaj śniegiem nas nie zasypie.
Nawet wygląda trochę tak, jakby słonko zastanawiało się, czy nie wychynąć na trochę zza chmury i nie poświecić troszkę zmarzniętym człowieczkom.
Może jednak się namyśli?
Za to przespałam wczorajszy gorszy w życiorysie mój dzień i z większym optymizmem i co najlepsze naprawdę wyspana rano wstałam i od razu zabrałam się za gotowanie.
Jest dopiero 11 sta z minutami godzina na zegarze, a ja praktycznie już cały obiadek mam ugotowany.
Teraz trzeba tylko ogarnąć trochę chałupę no i siebie na gościa poczekać.
Życzę wszystkim przyjemnej niedzieli