sobotni wieczór w sanatorium

Już wczoraj trzeba było zarezerwować sobie miejsce na dzisiejszy wieczorek.

Nawet tam,gdzie zawsze jest miejsce ,dzisiaj wszystko zarezerwowali.Wiadomo,sobota wieczór,panie i panowie przychodzą potańczyć.

Wypiłam sobie więc kawkę i…potuptałam do internetu.

Tu przynajmniej bez biletu człowieka nie wypędzą….

"Kwiat młodzieży" zawitał dzisiaj,

bo wszakże to sobota,

każdy pan "pannę" swoją dzierży

i panie w uśmiechu,panowie w zalotach

Wino i koniak płyną obficie

w pięknej muzyki takt,

To takie sanatoryjne życie,

szczęśliwych "momentów" fakt.

Mnie jednak dziś nie zaproszono,

nie dla mnie muzyka gra,

stołków zbyt mało doniesiono

Więc idę sobie,pa pa…

Ale podczas picia owej kawy,zanim stolik mój się zapełnił ,zdążyłam napisać tą krótką fraszkę,którą z przyjemnością zamieszczam.

Mam zaplanowane oglądanie wyboru Miss świata,czy ja wiem,czy to najciekawsze zajęcie na sobotni wieczór??

Dzisiejszy dzień był nieco luźniejszy od zabiegów,zafundowałam sobie zatem pobyt w solnej grocie.

Przez 45 minut leżałam na leżaku, umieszczonym w specjalnym pokoju,którego ściany są wytapetowane solą,(sprawdzałam,rzeczywiście ściana była słona),światło jest przyćmione,a z głośników ,w takt bardzo delikatnej muzyki relaksującej, wtopione są odgłosy przeróżnych ptaków.

Można sobie spokojnie leżeć,rozmyślać,nawet  trochę przespać(uwaga,chrapanie surowo zabronione).

Ot ,takie mile spędzenie trzech kwadransów, z dość długiego sanatoryjnego dnia.

Spodziewam się jutro odwiedzin Oleńki,więc może chociaż jutro będzie mi trochę weselej.

Chociaż,czy ja wiem,czy ja się nudzę???

Mam bardzo dobre towarzystwo przecież:

Moją własną osobę ,przy której nie sposób poprostu stracić dobry humor i..Tedyego,który umila mi nocne godziny.

Więc nie narzekam,a co do tanów,to i tak odpadłabym w dość dużej konkurencji samotnie siedzących pań,czekających na "moment szczęścia",że akurat któryś pan łaskawym okiem nań popatrzy i do tańca poprowadzi.

Niech czekają,ja dzisiaj mam od złudzeń wolny wieczór.

sanatoryjne konkluzje


Głupie te chłopy jak cholera !!!!
Myślą,że jak ktoś jest nieco bardziej okrąglejszy,to już tańczyć nie umie.
A prawda jest taka,że do tańca trzeba mieć poczucie rytmu i niezły słuch.
Inaczej klapa.
A tęgość do tego nic nie ma,no chyba,że taki jeden z drugim,lowelas,cholewka,przyjechał na podrywy i o krzakoterapii przy okazji myśli.
Co to, to nie,ja się tylko zgadzam ewentualnie  na tańce,w końcu chodzi mi o to, żeby jeszcze te kilogramy zbijać.
Ale przecież nie będę przekonywała każdego chłopa,napotkanego na baletach,że niektóre chude,a tańczą ciężko i męczyć sie z nimi trzeba,jakby worek kartofli conajmniej miało się przerzucić.
A ze mnie całkiem niezła balerina hahaha.
Ja im ( to znaczy tym chłopom) jeszcze pokażę,gdzie raki zimują,niech no tylko te 40 kg jeszcze schudnę.
Będę kokietowała,oczkami mrygała,a po skończonym tanecznym wieczorku powiem : By, By ,bywaj zdrów.
Narazie okropnie się z tą dietą zaparłam,nawet przy stoliku mnie podziwiają,że jem jak wróbelek.
No,bo nie jadam chleba,ziemniaków,zup ani żadnych kluch,które podsuwają pod nos.
Dzisiaj musiałam uciekać wcześniej od  kolacyjnego stołu ( po spożyciu listka sałaty i 4 listków szynki),bo na stół wjechały nadprogramowe kluchy z sosem,a boczuś tak w nich pachniał,że myślałam,że mnie skręci.
Ale nie,dzielna byłam jak cholera,dopiłam szybko swoją,oczywiście gorzką, herbatę i potuptałam do……kafejki,żeby ze swoimi konkluzjami się podzielić.
Kto mnie dobrze zna,wie,ile kosztowało mnie takie wyparcie się pysznego dania, z ukochanym moim boczusiem.
No dosyć chwalenia się.
Jeszcze wspomnę o jednym fantastycznym zabiegu,który sobie wykupiłam,a mianowicie o Aqua massage.
Leży się w takim tunelu,w ubraniu, a nad całym ciałem przechodzi ruchomy rękaw,w którym pod ciśnieniem płynie woda i wspaniale masuje.
Ten rękaw przechodzi od stóp aż po szyję,a naprawdę czuje się,jakby strumień przepływał prosto po ciele człowieka,tylko na szczęście nie jest się mokrym,jak np. przy biczach wodnych.

A tłucze ta woda po tym kręgosłupie,plecach, biodrach ,kolanach i stopach całkiem jak przy wodnym biczowaniu.

Apropos ubrana-naga .

Dzisiaj kąpiel siarkową,którą pobiera się oczywiście w stroju
 Ewy ,przygotowywała pani,ale po zabiegu ,do mojej kabiny wszedł pan z obsługi,aby wannę wyłączyć.Narobiłam wrzasku (haha),zaczęłam  zakrywać rękami  to i owo ,ale rąk niestety brakło, a pan stwierdził tylko:"po co Pani się tak przestraszyła?przecież wyglądam normalnie".
Może i tak odparłam,ale ja nie wyglądam całkowicie normalnie(oczywiście mając na uwadze swoje nadmierne wypukłości).
A to ci dopiero była przygoda,nie?
Jak znam życie Pan nawet na mnie nie popatrzył,a ja,histeryczka narobiłam poruty.WSTYD.
Ale i tak nie jestem wcale najgrubsza w tym sanatorium.
Są panie wg.mnie bardziej okrągłe i bardziej biodrzaste i też w spodniach chadzają.
Więc przynajmniej nie muszę w tej materii mieć żadnych skrupułów.
Mam nadzieję,że owe Panie nie piszą bloga ,a jeżeli już tak,to  nie piszą w nim  podobnie z myślą o mnie……
No to chyba było by na tyle wczorajszo-dzisiejszych przemyśleń.
Wcale nie mam ochoty siedzieć codziennie w kawiarence internetowej ( w końcu odwyk też mi się należy od internetu),ale niebawem zaś się pokaże i coś niecoś o moim bogatym życiu sanatoryjnym napisze
Narazie Ciao.

Lecę zobaczyć,co tam ciekawego na baletach słychać,a potem prosto do łózia.

W końcu mój Teddy czeka na mnie….


Co ja tutaj robię….

Jestem tu…co ja tutaj robię???

No tak, tutaj co robię,zamiast na balety,ja tup, tup do kawiarenki….

Ale obowiązek wzywa,niektórzy może by się rozczarowali,gdybym nic nie wspomniała chociaż,co ze mną?

A co jest ze mną? No ,żyję i mam się świetnie.

Co prawda wczorajszy I-szy dzień zabiegów nieco mnie wykończył i już o 21 przykładnie leżałam w łóżeczku,ba,nie tylko leżałam,ale spałam.

I to z….. nie,nie z jakimś tam menem,a tylko z moim ukochanym misiem Tedym,który przjechał do mnie w paczce od..Halusi.

Taka przytulanka,gdyby mi smutno było.

A Tedy jest lux,a najważniejsze,że nie chrapie i nie obraża się,jak niechcący zepchnę go z łóżka.

Wczoraj był wieczor ogniskowy,było całkiem fajnie,ale tańczyć nie miałam z kim ( po cholerę poszłam tak daleko siedzieć,nikt mnie dojrzeć nie mogł),a poza tym powiewał zimny wietrzyk,więc nieco zmarzłam i już po 20.30 poszłam do domu.

Co prawda było w sprzedaży piwko ( nie tylko),które mogłoby mnie nieco rozgrzać,ale te kalorie…

I tak się w końcu skusiłam na mały kawałek kaszanki z grila,ale słowo,zjadłam go bez chleba.

W sumie,to i tak mniej kalorii (chyba) niż szklanka piwa.

Przygrywała fajna orkiestra,zresztą z naszej sanatoryjnej kawiarni "Relax",co miałam,to posluchałam,co bylo do zjedzenia-zjadłam (ciekawe ile to kalori??) i poszłam spać.

A dzisiaj od rana,bo już od 7.15 znów się zabiegałam….

I tak minął już drugi dzień mojego pobytu i aktywnego uczestnictwa w sanatoryjnym życiu.

Najgorszy mój zabieg (tzn.najmniej przyjemny)to krioterapia,wchodzi się do komory o temp.wiecej niż minus 120 stopni,brr okropnie tam zimno i w dodatku  trzeba wytrzymać  w tym mrozie całe trzy minuty.

To znaczy wczoraj była tylko minuta,dzisiaj  dwie,a jutro już trzy.

W dodatku schodzi się tam w dół  po 10 schodkach,w oparach mgły i to w drewniakach,dobrze że są poręcze,bo dzisiaj omalże się na tych nieco śliskawych schodkach  nie wywaliłam.

Moment wyjścia z kabiny jest jeszcze gorszy,bo wtedy dopiero nic się nie widzi ( parafrazując Maxa z Seksmisji : nic nie widze,mgłę widzę),a tym drewniakiem ciężko ten pierwszy schodek namierzyć.

Po krioterapii są obowiązkowe ćwiczenia,dzisiaj jechałam na rowerku około 5km,a zrobiłam je w 15 minut.

Ale dzisiaj już nieco lepiej sie czuję,mniej zmęczona, chyba jestem nieco już oswojona z tym wysiłkiem -w końcu w basenie też ćwiczę,a nawet trochę i pływam).

To by było na tyle.

Jeszcze na moment kuknę,co tam w naszym "Relaxie" słychać i lecę do pokoju.

Wszak Tedy na mnie czeka………

Witajcie

WITAJ MÓJ UKOCHANY BLOGU NA WAKACJACH!!!!

Ale męczące wakacje sobie wymyśliłam…..

Po pierwszym dniu,a właściwie już po drugim, jestem padnięta.

Wczoraj był luz-bluz.Przyjechałam elegancko,wypakowałam się,zjadłam kolacyjkę,oczywiście dietetyczną i..poszłam na dancing.

To znaczy poszłam na kawkę do sali obok tej,gdzie grali,ale zaraz mnie jakiś taki porwał w tany i już nie wypuścil do końca zabawy.

Tak więc wczoraj wytańczyłam się,jak dawno nie,chociaż pan był miernych bardzo lotów.

Ale wczoraj nastawiałam się na skakanie ( no jakoś te kilogramy zbijać trzeba),dzisiaj pewno już tej siły mieć nie będę,bo okrutnie jestem zmęczona.

A i  owego pana też dyplomatycznie muszę unikać.

Zapisali mi całą masę zabiegów,kąpiele siarkowe ,basen,masaże,prądy  i moją ukochaną kripoterapię,po której jest obowiązkowa gimnastyka.

Tak więc dzisiaj zaliczyłam aż 6 zabiegów,jutro i w

najbliższym czasie będzie podobnie.

Do tego dzisiaj okropnie się nalatałam,szukając,gdzie co jest,przez co też straciłam masę energii,o czasie nie wspomniawszy…

A dieta??-wspaniała,zażyczyłam sobie cukrzycową ( Halusiu !!wielki cmok za podpowiedź)i dają aż 5 razy dziennie jeść.

To znaczy dodatkowo jest jakiś owoc na IIgie śniadanie i podwieczorek i jogurt czy plasterek szynki.

Oczywiście nie jadam zup,chleba,ziemniaków,więc bilans jest ujemny,zważywszy na te moje codzienne wyczyny sportowe,hehe.

Jednak mam nadzieję,że trochę tych kilogramów uda mi się stracić ( pięć…plisss…..pięć),a napewno i zdrowsza przyjadę.

Tylko,czy napewno będę miała siłę do pracy chodzić???? 

Jak zauważyliście,jest też kawiarenka internetowa,więc od czasu,do czasu bedę tu na mojego bloga wpadała,ale nie myślcie,że codziennie!!!!

Póki co,tych co przeczytają serdecznie z Buska pozdrawiam i buziaczki przesyłam.

Acha,mam jeszcze jeden ciekawy tu "sport"-przebieram się 3-4 razy dziennie,bo tyle mam ciuchów własnych,plus te,co mi dzisiaj Halusia podesłała…CMOK HALUSIA!!!!!.

Wszystkie fajne,ale bluza dżinsowa i długa spódnica dżinsowa to jest to.

YES  YES  YES  !!!!!

Dzień zero

                   DZIEŃ O



dzień mojego upragnionego wyjazdu.


I oto nadszedł ten wyśniony,wymarzony dzień.


Już nie odliczam,już jadę.


Czekam tylko na popołudnie,wsiadam w auto i w drogę.


Po wypoczynek,po zdrowie,po radosne dni…….


Już mam reisefiber, wstałam już o 5.30,a przecież to tak niedaleko od Krakowa,tylko jakieś niecałe 100 km.


Ale co tam,napiję się porannej kawki,chwilkę pogram w moje kulki i może jeszcze się potem zdrzemnę


troszkę…….


A potem poczekam na Maciusia,który pewnie jęknie,gdy zobaczy moja wypchaną i bardzo cieżką torbę i powie pewnie :”Ciotka chyba zwariowałaś,


tyle ciuchów wziąść na tylko dwa tygodnie”.


Ano wiem,że dużo,ale……


Mam trochę sweterków,ale może akurat nie bardzo się przydadzą,podobno temperatura ma być około 20 stopni C.


Spowrotem będę miała chyba  jeszcze więcej,bo Halusia jeszcze posłała mi do sanatorium paczkę z bluzą,spódnicą i czymś tam jeszcze.


Kochana Halusia……


Wogóle mam bardzo dobre koleżanki koło siebie,bo Muchomor też przyniósł mi dwie koszulowe bluzeczki na wyjazd.


No i jak ta torba miała być nie wypchana????


Oczekiwanie

Już wieczór,słonko zaszło za chmury,jak widać na  pięknym zdjęciu Halusi.

 A ja już spakowana.

Duża i wypchana do imentu torba stoi i czeka na zabranie.

Ale już nic nie dopakowuję,bo już nic się w niej  nie zmieści.

No,chyba,że jeszcze jedną bluzeczkę??????

Oj ciuchów mam tyle,że mogę śmiało 3 razy dziennie się przebierać.

Ale niestety, w sanatorium istnieje istna rewia mody.

Nie mogę być gorsza :-))

Bo pulchna zawsze jakoś więcej w oczy się rzuca.

Zauważcie,jak je "normalny" człowiek,nie ma komentarzy,mimo,że może nawet dużo zjeść.

Gdy je grubasek,zaraz znajdzie sie ktoś,kto rzuci :"nie jedz tyle"-w grzecznej wersjii oczywiście,bo w mniej grzecznej wprost mówią "nie żryj".

Już kiedyś pisałam,że grubaskowi zawsze wiatr w oczy wieje……

Ale dzisiaj tym się nie martwię.

Chociaż powinnam,bo,jak już pisałam,konkurencja spora,a i gra ostra.

I pewnie  napiszę potem "turnus mija,ja niczyja"

Co będzie,to będzie,zresztą ja jadę tam odpoczywać,reperować swoje zdrowie,a nie podrywać.

Ale jak jakiś miły Pan do spacerków czy do tanów się znajdzie,to czemu nie :-))

na urlopie

               1ddmwdBZ

Dzisiaj  już dzień relaksu.

Pierwszy dzień urlopowy zapowiada się całkiem słonecznie.

No nie bardzo  to dla mnie  dzień relaksu,bo nadszedł dzień wielkiego pakowania.

A prócz rzeczy do ubrania muszę pamiętać zabrać wiele  małych akcesorii ; ładowarkę do telefonu,ładowarkę do baterii aparatu fotogaficznego,kabelek do aparatu,żelazko…. 

Swetry,dresy ,majtki,rajtki,oj…..

Nazbiera się w końcu tego chyba dość sporo.

Jak to dobrze,że nie bedę dźwigała…..

Tak więc dzisiaj nerwowy dzień bardzo przedemną,ale raczej miło nerwowy.

Miły,bo nareszcie  jutro już wyjeżdzam….

No to biegnę się pakować…papa

DLACZEGO??

                   2ddmwdBZ

Zapewnie wiecie dlaczego dzisiaj jest mój najszczęśliwszy dzień?

Tak ,tak,dzisiaj o godz.19.01 rozpoczynam nareszcie urlop.

Doczekałam się w końcu.

A już myślałam,że nigdy to nie nastąpi….

Koniec ze wstawaniem,gdy noc za oknem,koniec wracania z pracy  do domu ,gdy latarnie oświetlają ulice.

Koniec użerania się o każdą rybkę,czy słuchania uszczypliwych

uwag kolegów ( jak ta o rzekomym pożarze),koniec tłumaczenia w koło to samo pacjetom i biegania tam i spowrotem po żabińcowym, długim korytarzu.

To wszystko zostawiam za sobą na całe,długie dwa tygodnie.

Teraz będe chodziła na zabiegi,na spacery,może i na balety.

Teraz,gdy ktoś mi dokuczy zamknę się w swoim pokoju i będe go miała w nosie.

Hurra niech żyją wakacje,niech żyje urlop.!!!!!!

I to wcale nie gdzieś tam na Karaibach,w Turcji,czy na Majorce.

Mój urlop ,chociaż w  normalnym polskim kurorcie,będzie super,czuję to w kościach.

No to idę do pracy,dzień napewno radośnie mi zleci,bo już od samego rana (a obudziłam sie już o 4.40) jestem zadowolona i happy.

Acha.

Jeszcze raz dzisiaj stanę na wadze,muszę zapisać sobie ją dokładnie,żeby wiedzieć jakie rezultaty (mam nadzieję,że moje kilogramy w Busku znów w dół polecą)kuracja przyniesie…..

Pa.

Rzecz o przytulaniu…

Ulubione powiedzienie Teletubisiów??   


  T U  L  I  M  Y !!!!! 


Po dzisiejszej  mojej rozmowie z jedną z moich koleżanek stwierdziłam,że panowie niestety nie mają żadnego pojęcia,jak bardzo ważne jest dla kobiety przytulanie.


Nie chodzi mi tu o sex,to już inny temat…


Ale takie codzienne przytulenie  przez męża,czy nawet cmoknięcie w policzek………


Wtedy kobieta wie,czuje,że napewno jest kochana,jest kimś najbliższym i najcenniejszym dla mężczyzny.


Dziwne,czemu starający się o ręke ,młody człowiek ,uwielbia dziewczynę  do siebie przytulać,całować,nawet w miejscach publicznych.


I co się dzieje potem z jego romantyzmem?


Codzienność zabija wszystkie romantyczne odczucia?????


Życie staje się szare,monotonne,praca,dom,obowiązki,o przepraszam,jeszcze pozostaje od czasu nocny seks-najczęściej już w późniejszyh czasach sprowadzony prawie że do  rytualnej gimnastyki???


Kiedyś czytałam taki dowcip: córka pyta mamusię,mamo,co się dzieje z miodem z miodowego miesiąca?.Wiesz,odpowiada mama,cały miód  wsiąka z czasem w tatusia i powstaje z niego stary piernik.


PANOWIE,OPAMIĘTAJCIE SIĘ.


Dla nas ,kobiet, niby mały,niewiele kosztujący czasu gest znaczy bardzo wiele.


Więcej,niż wszystkie bogactwa tego świata.


Bo bogatym być,może i dobrze,ale naprawdę  kochanym i cennym dla osoby,która jest nam najbliższa ,nadaje kobiecie sens życia.


I powiem,że nie znam żadnej kobiety,dla której przytulenie się do drogiej osoby  jest niemiłe,wręcz przeciwnie,jest dodatkowym bodźcem i  dodaje kobiecie coś jeszcze,poczucie bezpieczeństwa.


A więc  panowie,nie nos do gazety, czy podanego pod nos talerza,ale


uściskajcie swoje kochane i  zatroskane o los domowników panie,pokażcie,jak bardzo są dla was ważne.


jesienne oczekiwanie

                   3ddmwdBZ   

 .. moja fotka

Nie liczę już dnia dzisiejszego,po co,już się zaczął…..

I mam nadzieję,że szybko mi  mój czas  do wyjazdu teraz  zleci.

Chociaż właśnie te dni przed wyjazdem jakoś na złość się wloką….

Ach te piękne jesienne dni,ciepłe na szczęście i takie kolorowe.

Oby i te następne,tam w Busku, takie były…….

Ale to jeszcze nie już

A co teraz ciekawego sie dzieje?

Oj dzieje,dzieje….

Wczoraj stanęłam na wadze i okazało się,że już pozbyłam się 15 kg swojego kochanego sadełka.

To mnie bardzo mobilizuje…

naprawdę…..

A najwięcej zmobilizowały  mnie te moje nowe spodnie.

Ciekawa jestem tylko,czy naprawdę dobrze w tych spodniach wyglądam,czy tylko koło mnie kręcą się nieszczerzy mi ludzie,którzy w oczy mówią co innego,a w kącie zwijają się w kułak ze śmiechu….

Obym się myliła…..

Zastanawiam się,jak przejdę zmiany moich rannych przyzwyczajeń,tzn. brak porannej kawusi,papieroska i komputera.

Ten rytuał od 2 lat bez przerwy mi towarzyszy co rano,a teraz będę musiała znów zmienić,w sanatorium nie wolno palić,komputer bedę miała tylko dostępny w kwiarence internetowej,a kawusia…hm,będę musiała sobie jakąś grzałkę chyba wziąść.Tylko co robić z mleczkiem do tej kawusi???.

Na te wszystkie pytania odpowiem sobie już za kilka dni.

Na szczęście nie będę musiała wstawać o 5-tej rano,jak dzisiaj,a to już jest bardzo dobra wiadomość.