a (prawie) o północy:

 


 


             


 


 


                                                                               


        

 




                       

                                        

                                               

                                                 

                                                      

Gdy o północy zapuka do drzwi Rok Nowy,


pomyślisz, dobrze jest, kłopoty mam już z głowy

Bo w ten Nowy rok wkraczam tanecznym krokiem

I co z tego, że szybko mija rok za rokiem,

Ten będzie na pewno  inny, taki z mych marzeń,

pełen radości, pozytywnych wrażeń.

Bez smutków kłopotów i jakże kolorowy,

bo wszystko będzie inne, bo to wszak rok nowy.Więc dzisiaj życzę Tobie, by te wszystkie życzenia

były bliskie ideałowi całkowitego spełnienia.

Aby wszystkie kłopoty Ciebie omijały

byś i zdrowie i humor miał zawsze wspaniały

By pieniążków do kiesy troszkę napływało

I  by Ci się przez te następne 365 dni dobrze działo.

Abyś zawsze  w czołówce dotrzymywał kroku

Jednym słowem życzę


                D O S I E


 G O



  R O K U


 

porannosylwestrowy wpis

 

                                                                   

Jak to miło, budzę się rano a tu…jeszcze mamy rok 2006.

Mniej miło, że deszcz pada, zupełnie przez to nie czuje się atmosfery sylwestrowej.

No i jak te biedne kobietki ze swoimi fryzurami prosto od fryzjera wygladać będą??

Na szczęście, ten problem mnie omija, zresztą od dłuższego czasu.

Wchodzę pod prysznic, myję głowę, wycieram, wkładam na włosy trochę żelu, robię rękami lekki nieporządek i…fryzura gotowa.

Oczywiście tylko dlatego, że na żaden wielki bal się nie wybieram….

A co planów na dzisiejszy wieczór?…jeszcze nic nadal nie wiem.

A może coś szalonego do głowy w ostatnim momencie mi wpadnie???

Narazie napawam sie smakiem porannej kawusi, cieszę sie wolną chwilą i nie myślę, co będzie….

Ale w każdym razie szampańskiej zabawy życzę tym, co na bal się dzisiaj wybierają ( Halusiu, to dla Ciebie przede wszystkim życzenia !!! ), wspaniałych tanów, bąbelków, co do głowy uderzają ( ale w umiarze), uśmiechów i…wytrwania aż do białego rana.

A jutro…. pogodnego oblicza bez bólu glowy, kolan, bioder, stóp itp.

A swoją drogą, może trochę i zazdroszczę tym dzisiejszym balowiczom.

Ale tak tylko troszeczkę…..

przedostatni wieczór

Pomału i leniwie płynie przeodostatni wieczór roku 2006.

Przedostatni, cichy i spokojny, jutro już  będzie rozwrzeszczany, głośny i przerywany wybuchami fajerwerków.

I znów biedne zwierzęta będą się stresowały owymi wybuchami, nie tylko zwierzęta zresztą, ja też wcale nie lubię, gdy strzelają za uchem.

Oglądam telewizję i przerażające wiadomości z Bagdadu wprost mnie paraliżują.

Obawiam się, że odwet za stracenie Husajna może rykoszetem odbić się na całym świecie.

Obym złym prorokiem była…….

Potępiam zło, które on uczynił światu, ale nie popieram odwetu, który naogół nieszczęścia przynosi…….

W tym przedostatnim dniu roku 2006 życzę, aby świat wreszcie sie opamiętał, niech zapanuje zgoda i miłość, dosyć przelanej krwi, łez osieroconych dzieci.

Niech ten Nowy Rok przyniesie nam prawdziwy pokój

na świecie, w naszej Ojczyźnie i w każdym domostwie.

 

plany sylwestrowe

                                                            


Może już najwyższa pora o sylwestrowych planach pomyśleć??


Niestety, książę na białym koniu ( czytaj w białym rolls-royce) nie przyjechał i na bal nie porwał i napewno już nie przyjedzie, chociażbym nie wiem jak przez to okno na prawo i lewo wyglądała.


A sylwester już jutro.


Postanowiłam więc, że przywitam Nowy Rok według mojej tradycji, nie szampanem, a………. ajerkoniakiem.


Wiem, wiem, kalorie, ale co tam, musi mi się przecież cały następny  rok dobrze  i słodko dziać.


Stosowny zakup zrobiłam już wczoraj, czeka na mnie w moim podręcznym barku ( haha, wcale nie mam barku, to tylko zwykła szafka, która na dwa dni barek udaje).


Więc jak już pisałam, wczoraj poczyniłam sylwestrowe zakupy, nie, nie tylko alkohol, ale i inne wspaniałe wiktuały, stosowne na te 3 świąteczne, jakby nie było dni.


Swoją drogą, nie bardzo wiedzialam, ile i czego na te 3 dni mam kupić, więc pewno, na wszelki wypadek, zakupiłam stanowczo za dużo, przyniosłam dwie wypchane siatki po brzegi, już nie wspominając, jaką masę mamony w owym sklepie pozostawiłam… ale co tam, wszak mamy przed sobą Nowy Rok, a od Nowego Roku napewno już oszczędzać będę musiała…..tak, jak wróżba radzi.


Zamykajac wczoraj przychodnię przypomniałam sobie, że właśnie rok mija od czasu, gdy robiłam w pobliskim Lewiatanie podobne zakupy, a potem wpadłam na moment na kawusię do zaprzyjaźnionego Meksykańskiego Baru, tuż obok mojej przychodni i czekałam tam bardzo obładowana na taksówkę.


Uwielbiam tradycję, więc i w tym roku podobnie uczyniłam, z tym, że w tym roku spędziłam tam przy drinku bardzo miłe  „tylko” 3 i pół godziny, rozmawiając z bardzo miłą pania Renią – właścicielką i kilkoma jej gośćmi.


Miałam więc malutki przedsmak świąteczno – noworocznej zabawy.


Szkoda, że to tak daleko jest od mojego domu, bo kto wie, czy nie wpadłabym do nich również i w sylwestrową noc – podobno rok temu było tam bardzo przyjemnie, prawie kameralnie.Zostałam wprawdzie przez Renię zaproszona, ale…gdzie ja potem po nocy włóczyć się będę??


Mam też zaproszenie na  sylwestrową posiadówkę do Muchomorka, pomysł też bardzo miły, ale….właśnie, niestety, tym razem bez noclegu ( będzie miała na noc gości), znów problem z transportem do domu więc pozostaje.


Wiem, że są przecież taksówki, ale gdzie ja w sylwestrową noc takowej będę szukała?? Napewno z tym będa wielkie kłopoty.


Mam więc cały dzisiejszy i spory kawał jutrzejszego dnia do namysłu, co do sylwestrowych planów.


A może pojechać do siostry do Modlnicy????. Nie,  po pierwsze nie zostałam tam wcale zaproszona, a poza tym częsty gość to natrętny gość, dopiero co spędziłam tam 4 dni.


A zresztą moja siostra pewnie zaraz wieczorem spać pójdzie, szwagier zresztą też, duży  telewizor jest  w salonie, więc przeszkadzałabym im oglądaniem, a w pokoju, w którym zazwyczaj  śpię jest z kolei tak mały, że ledwo co na nim widzę.


No i nie ma dostępu do internetu….


Więc jednak chyba pozostanę solo w moim pokoju, przy moim dużym,wspaniałym  telewizorze i kochanym komputerze.


A zresztą, może jeszcze przez ten czas coś szalonego do głowy mi wpadnie?


Wszak sama wczoraj stwierdziłam, że jestem szalona ( podeszłam wczoraj u rybek do samego Dyrektora, składając mu źyczenia noworoczne, a co tam, trochę się nawet zdziwił, ale nie powiem, żeby aż szalał z radości).


A przecież w końcu troszkę szaleństwa w życiu nie zaszkodzi, prawda ??


 


jednym słowem….mrówka

        


     


No, można powiedzieć, że pracowity rok mam już  za sobą


Teraz przedemną dwa dni odpoczynku i..Sylwester.


Każdy, kto mnie trochę zna, lub uważnie czytał mój blog w ciągu roku wie, że leniwa raczej nie byłam, zaliczałam pracę od rana do wieczora ( z wyjątkiem kilku dni choroby no i urlopu),


a ja w sumie jestem też z siebie bardzo zadowolona, bo wprawdzie majątku nie zbiłam i pokoju banknotami nie tapetowałam, ale miałam całkowity luksus przec cały rok w poczynaniu niektórych inwestycji.


Najważniejsza moja inwestycja, to było moje zdrowie, w które wsadziłam dość sporą sumkę podczas mojego pobytu w sanatorium – ale opłacało się, czuję się o wiele zdrowsza, chociaż  dalej czasami coś mnie tam strzyknie, czy łupnie.


Ale, jak to mówią, gdy w pewnym wieku kobieta budzi się rano i nic ją nie boli,  znaczy, że nie żyje :-).


A ja już ten pewien wiek napewno osiagnęłam , ba nawet i przekroczyłam, mam więc prawo czasami ponarzekać.


Kupiłam w tym roku też bardzo wygodny fotel do komputera, pozmieniałam trochę mój komputer ( lepsze wyposażenie), no i oczywiście kupiłam telewizor, chociaż nie można powiedzieć, że jest to całkowicie  tegoroczna inwestycja, bo jeszcze troszkę minie czasu, aż całkowicie go spłacę, narazie mam już za sobą jedną dziesiątą  jego wartości, z czego bardzo się cieszę.


Może i trochę rozrzutna też przy okazji byłam ( no troszkę ciuchów na przykład mi przybyło), ale na coś w końcu trzeba pracować……….


Najważniejsze moje  tegoroczne zwycięstwo, to ten wielki ubytek wagi, prawie 25 kg, czyli połowa z tego, co sobie założyłam.


Nie powiem, dieta też nie jest całkiem tania, bo zamiast chleba muszę zjeść kawałek mięsa, czy ryby ( oj, one nawet droższe niż mięso), jarzynę, owoce…..


Ale sami oceńcie, czy nie warto jednak było zainwestować w siebie?


Teraz mogę ze spokojem powiedzieć, że warto było tak  ciężko pracować.


Wkraczam w nowy rok pracy, co on mi przyniesie?


Na Żabincu zmiany podobno jakieś się szykują, coś dzisiaj wspominali, że od lutegto będziemy pracować w soboty do 21-szej i w każdą niedzielę też dyżur będzie…


Nie wiem, na ile to są tylko kierownicze mrzonki Emila, a ile w tym prawdy.


Bo jakoś sobie nie wyobrażam, trzema rejestratorkami obsadzić wszystkich dyżurów (szczególnie w tym samym zakresie płac).


Szczególnie, że ja tam spełnim podwójną rolę :  i technika rtg i rejestratorki.


Ale do lutego jeszcze sporo czasu.


Gdy ta propozycja okaże się realna, będę miała okazję do pewnych przemyśleń pracowniczych, ale to jeszcze nie teraz, nie uprzedzajmy faktów.


Pewnie ten, kto czytał mój poranny wpis ciekaw jest, jak tam z tą moją kalmarowska pensją było.


Otóż muszę rozczarować, wypłata będzie dopiero po nowym roku, Pan Dyrektor nie zdążył nas policzyć na czas .


I teraz i on i ja będziemy mieli noworoczny dylemat, odebrać mi te 50 złotych, czy nie, hahaha.


Oczywiście żartowałam, bo chociaż horoskop na rok przyszły wróży mi, że  powinnam jednak więcej oszczędzać, to aż tak bardzo się tym nie przejęłam.


Pieniądz rzecz nabyta, raz jest, potem nie ma i …….znów się pojawia.


Bylebym tylko miała tyle siły, co w tym roku do pracy, a już nie będzie źle.


Narazie potrafię na siebie zarobić


I o to chodzi.

komu kraba????

           


Dzisiaj będzie sylwestrowe szaleństwo w Kalmarze


Będziemy sprzedawać nie tylko pstrągi i łososie ( chyba w tej chwili najbardziej popularne rybki), ale wszelakie kraby, homary, krewetki, mule, ślimaki, czy….żabie udka.


Brrrr, jak coś takiego można jeść?????


Ale są różne gusty i guściki.


Rybki owszem, nawet przyznam, że bardzo lubię, ale te wszystkie inne morskie i  niemorskie  stworzenia?????


Dobrze, że pracuję tam w godzinach dopołudniowych, bo cały huk zamówień spłynie popołudniu na Gabrysię, ja już to przerabiałam przecież  przed Wigilią….


A właśnie, według wszelkich znaków na niebie i na ziemi, dzisiaj powinna być u rybek wypłata, bardzo jestem ciekawa, czy obetną mi tą pensję o 50 zł, jak zapowiadali, za ta moją pomyłkę kiedyś tam na początku grudnia, gdy wybuchła po niej straszna afera, czy uznają, że odrobiłam tymi nadgodzinami w miniony poniedziałek, gdy z firmy wyszłam o 23 dopiero…….


Co prawda, ja nie mam wątpliwości, jak powinni zareagować, ale…..


…..coś to jednak czarno widzę……


Ano, pożyjemy, zobaczymy.


Strzelać za 5o zł przecież się nie będę…..


A dzisiaj  będe robiła  kilka rzeczy po raz ostatni  w tym roku, wstawała o 4.50 rano (mam nadzieję, że jutro będę lepiej spała, niż tej nocy, gdy co godzinę się budziłam ! ), i po raz ostatni odbęde poranny spacer po wiejskiej szosie, poraz ostatni idę do rybek i żabek.


I dlatego dzisiaj postaram się być szczególnie dla wszystkich miła, ( a bywam niemiła????), mimo jakichkolwiek przeciwności losu, które mam nadzieję, dzisiaj mnie ominą.


A swoja drogą, kiedy ten rok tak szybko zleciał???


ciężki los !!!!!!

oj, łatwo nie jest

Przez te kilka świątecznych dni żołądek przyzwyczaił się do dobrych kąsków i teraz normalnie, bezczelnie się o nie upomina.

Smaki mam, jakbym w ciąży conajmniej była , ( a na pewno nie jestem !!!).

Oj, coś słodkiego pewnie by się wcząchnęło , a tu ….stop……nie ma …….

Basta i już.

Praktycznie to jest tak, jakbym od początku rozpoczynała moją dietę.

No i na co mi to świąteczne podjadanie było????

Na domiar złego, już dwukrotnie zostałam obadarowana czekoladkami,w dodatku.takimi jak lubię…

FERRERO ROCHER………

A to  diablisko wredne, czarne, siedzi w kącie i chichocze.

Chyba muszę pokazać mu jęzor.  

dzień tygodnia

 


      


A który to już dzień tygodnia?


Najwygodniej powiedzieć, że następny.


Bo przez te wolne, świąteczne dni, kalendarz całkowicie już mi się pomylił.


No to dzisiaj już mamy  czwartek, może i dobrze, bo to wczesne wstawanie, o 5 rano, tylko jeszcze jutro mnie czeka…..


Dzisiaj niestety znów sama muszę przez wieś biegać.


Umyślny nie przyjedzie…….


A musicie wiedzieć, że mojemu szwagrowi przeszło przez myśl w tym roku,  kupić mi w prezencie imieninowym…..używanego malucha.


Pomysł był całkiem fajny, tylko……..


……zakwestionowała go moja siostra, w obawie, że mogłabym w nim sięrozbić, nie daj Boże zginąć i cała rodzina miałaby mnie wtedy na sumieniu….


Tak więc pomysł upadł, zadowoliłam się fajna patelnią ( ale zamiana, co???), a ja nadal piechtą biegam.


I tak już chyba musi pozostać, bo rzeczywiście nie bardzo widzę siebie jako kierowcę, nawet malucha.


Tak więc prawo jazdy, które niebawem odbiorę z aktualizacji ( kiedy ja zdawałam egzamin na prawo jazdy???, ho ho), będzie jeździło razem ze mną w…torebce.


Tak będzie bezpieczniej i dla mnie i dla potencjalnych przechodnów, chociaż muszę przyznać, że jako kierowca jeździłam bardzo ostrożnie ( ha, całe 2 tygodnie jeżdziłam, potem dałam samochód do naprawy koledze i… nie zobaczyłam już więcej ani kolegi, ani samochodu – miał wypadek, w którym niestety zginął, a auto nadawało sie do kasacji).


Nawet, jak pamiętam, gdy ktokolwiek tylko podchodził do krawężnika, stawałam i prawie zmuszałam, żeby na  drugą stronę przeszedł.


Niestety, do prowadzenia auta trzeba mieć melodię, ja nie bardzo ją wyczuwałam i …raczej bardziej się stresowałam, niż jeździłam.


I chociaż w te święta znów szwagier poruszał temat kupna przezemnie auta ( no, wtedy to już byłby tylko mój własny wybór, rodzina nie czuła by psychicznego ociążenia moich automobilowych wybryków), przyznam, że nawet przez moment znów roztoczyłam w marzeniach  wizję własności, to jednak zdecydowanie teraz, już na zimno i bez emocji pomysłowi mówię zdecydowane N  I  E !!!!!


A w związku z tym  ponoszę konsekwencje swojego wyboru i…wybieram poranne spacery solo przez wieś, jak właśnie dzisiaj.


No to idę właśnie  na ten poranny, mroźny spacerek……

pogoda na dzisiaj…

Okropnie dłuży się ten pierwszy dzień pracy po świętach…

Te godziny tak jakoś leniwie uciekają……

A poranek, bardzo mroźny, przerodził się w słoneczny, w miarę ciepły dzień.

No,czasami wiaterek gdzieś lekko podmroził, ale zastanawiałam się,czy to wczesna wiosna nam już nastała???

Dziwne są te anomalie pogodowe, dzisiaj w radio słyszałam, że to był najcieplejszy grudzień w tym stuleciu.

I niech sobie będzie, bo wcale nie mam zamiaru w śniegowych zaspach brodzić.

leniwe święta..

                                                 

                                   

  Leniwie płynie drugi dzień świąt, już tylko na totalnym odpoczynku, czyli  lenistwie, trochę przekąszjąc pyszne potrawy,trochę drzemiąc przy oglądaniu telewizji…….

Dzisiaj nabieram siły na następne 3 dni pracy,  aby znów oddać się po nich następnemu błogiemu lenistwu…

Jeszcze całkowicie żadnych projektów sylwestrowych nie mam przed sobą, najprawdopodobnie spędzę go przy moim ukochanym komputerze, przy lampce dobrgo wina, chyba, że jakiś książę na białym koniu się pojawi i na bal kopciuszków mnie porwie……

Dzisiaj w planie jeszcze wizyta u sąsiadów mojego siostrzeńca, z przyjmnością oglądnę sobie ich wspaniały dom, a szczególnie olbrzymie akwarium, które jest w centralnym punkcie ich holu.

Dzisiejszą noc  spędzę jeszcze na wsi , nareszcie potrafię się tutaj porządnie wyspać, nie tak jak do niedawna każda noc mi się tu okropnie dłużyła….

Teraz ledwo głowę do poduszki przyłożę, już smacznie zasypiam i dopiero poranne światło mnie wybudza ze snu.

Chociaż  w tą ostatnią noc pewnikiem będę czuwła, żeby nie zaspać i na czas do moich kochanych rybek jutro dojechać.Na szczęście transport na jutrzejszy dzień, w postaci auta Maćka mam zapewniony.

Ale co tam już  teraz będę się jutrem martwiła, jeszcze przedemną ostatnie miłe chwile świątecznej atmosfery…..

Weselmy się więc, radujmy, bo to jest  na to właśnie odpowiednia pora.