Wielka rewolaryzacja

 

Dostałam wczoraj oficjalne pismo z ZUS-u o rewaloryzacji mojej emerytury, która wzrosła teraz o  całe 3 złote 43 groszy.
No nie wiem, czy kupić bułkę, czy odłożyć może na konto PKO? Ktoś poradził mi, żebym zaczęła zbierać te pieniądze na wakacje, ale pewnie nawet na rozbity namiot na trawce pod domem by jej nie starczyło :-(. Nie wspominając już o grożącym mi mandacie za niszczenie zieleni.
No to mam teraz nowy problem, muszę dokładnie go przeanalizować i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Co prawda dostanę jeszcze tę jednorazową wyrównawczą  jałmużnę od rządu, ale chyba odeślę ją do Rydzyka, przecież trzeba jakoś tego biedaka wspomóc finansowo, prawda??? Z czego on te termy bez mojej pomocy wybuduje? Wreszcie trzeba pomagać w spełnianiu tak „szlachetnych” czynów, jakim jest nabijanie ludzi w butelkę, a przy okazji nabijanie  własnej kasy za czyjeś  pieniądze. Bo to tak po katolicku po prostu wypada.
Ale co tam, pieniądz to w końcu rzecz nabyta, nie należy do niej przykładać wielkiej wagi, no chyba, że się jest takim businessmanem, jakim jest właśnie Rydzyk. Sam nie dojada ( nawet cierpi  ostatnio na  opuchliznę głodową), auta nie ma i musi prosić, by mu łaskawie na krótki momencik Maybacha wypasionego wypożyczyli, by mógł dojechać i dopilnować interesu, koperty z datkami od chętnych radośnie przyjmuje, skrupulatnie przelicza i potem  na  użytek „społeczny” go przeznacza. Oj jaką frajdę wielką zrobi potem tym, którzy będą swoje obolałe ciała w rydzykowych termach pielęgnować,  buląc za takie luksusy ciężką mamonę. Ale interes będzie się kręcił!!!!!. A to jest najważniejsze. Ciekawa tylko jestem, co odpowie stając kiedyś przed Bożym Tronem, gdy dostanie pytanie, jak pomnożyłeś swój majątek i na jakie cele je przeznaczyłeś? Ludzi ewentualnie można oszukać, ale Bóg niestety wszystko widzi i zapamiętuje, a potem go z tego rozliczy. I to jest ta jedna jedyna sprawiedliwość, na którą czekam.

A czy wiecie, że dzisiaj mamy już ostatni dzień marca? Od jutra zaczyna się jeden z piękniejszych miesięcy roku (bo jednak najpiękniejszym pozostanie na zawsze maj). Już widać, że kwiecień kwieci nam łąki, ogrody, drzewa, już owocowe drzewka zaczynają się przystrajać w ślubne welony.
Jeszcze nieśmiało, jeszcze te welony nie są bogato utkane, ale to kwestia jeszcze tylko kilku dni.
Zdecydowanie robi się już ciepło, mży od czasu do czasu wiosenny drobny deszczyk, zraszając nam rozkwitającą w oczach przyrodę, aby szybko i dorodnie wszystko nam się pięknie rozwijało.
Wczoraj, gdy szłam na popołudniu do pracy, świeciło piękne słoneczko i było w miarę ciepło, tak więc skusiłam się ubrać moją nową wiosenną kurteczkę, ale wracając wieczorkiem przyznam, że było mi trochę  chłodno. Ale nic to, napiłam się gorącej herbaty i wszystko powróciło do normy.

Rzeczywiście zaskoczyłaś mnie Ulu wczorajszymi Twoimi  trzema komentarzami, rzeczywiście czasami zły chochlik w blogu siedzi i miesza szyki. Mi też tak się zdarza, ale najgorzej jest wtedy, gdy już dokonam całego wpisu i  naciskam zapisz, a komputer zamiast zapisywać wszystko marze. Muszę wtedy wszystko wpisywać od początku, a  wtedy ze złości najgorsze wyrazy powtarzam po kilka razy 🙂 Dobrze, że nikt tego przynajmniej nie słyszy, bo jestem na szczęście  sama w pokoju.

Już wczoraj czułam, że znów idzie zmiana w pogodzie, nogi niemiłosiernie mnie wczoraj piekły, chodziłam jak po rozżarzonych węgielkach – koszmarne uczucie, a i w głowie kręciło mi się niemiłosiernie. No i rzeczywiście dzisiaj jest ponuro i chyba na deszcz się zanosi, więc nie pomna moich  żołądkowych kłopotów żołądkowych szybciutko, skoro świt, wypiłam sobie spory kubek rozpuszczalnej kawy, żeby znów nie doprowadzić się do niskiego, jak wczoraj ciśnienia. Aż kilka razy  ze zdumieniem Tereska sprawdzała mi  te pomiary ciśnienia, ale wciąż miałam go na granicy 95 na 45, czyli bardzo niziutkie.
Oczywiście na wszelki wypadek wypiłam sobie swój nieodzowny Nimesil, żeby dzisiaj dobrze w pracy funkcjonować. Będzie dobrze!!!
I tego też wszystkim życzę, by ten czwartek przeleciał miło, kolorowo i wesoło.

niemożliwe

 

Niemożliwe, dzisiaj znów mamy już środę? Tak szybko ten tydzień zleciał? Chyba jeszcze szybciej, niż wszystkie dni dotąd. Wszystko przez te święta, które „zabrały ” nam poniedziałek ha, ha, ha.
Ale co tam, ja się cieszę oczywiście, że już mamy środę, bo…..
No,  to już chyba wszyscy wiedzą, bo jest  już zamieszczona  piękna róża dla Ulki, kolejna w Jej okazałej  kolekcji róż.
A im więcej tych róż, tym lepiej, prawda Ulu?
Serdecznie poświątecznie Cię pozdrawiam i poświątecznie i wiosennie, całuski Ci posyłam, bo w Krakowie wiosna coraz mocniej pokazuje swoją siłę.
Mam nadzieję, że już okrzepłaś Ulku po świętach i już powróciłaś do rzeczywistości i teraz pewno z kijkami wzdłuż i wszerz Poznań przemierzasz.
Tak więc raz jeszcze wszystkiego co najlepsze na ten bieżący tydzień Ci życzę, bo dla Ciebie i dla mnie tydzień przecież zaczyna się i kończy w środę, prawda?

 Dopiero wczoraj  wróciłam z Modlnicy, prosto stamtąd autem wraz z Magdą pojechałam do pracy, a potem już do swojego domku.
Podziwiałam rano różnicę, jaka nastąpiła pomiędzy jeszcze wciąż  senno – bardzo wczesno wiosenną  Modlnicą, gdy dopiero zaczyna się ona budzić do życia nieśmiałymi pękami na drzewach, tak właśnie jest jeszcze niestety na działce u Magdy, ale pewnie lada moment, zwłaszcza przy takiej ciepłej i słonecznej pogodzie obraz szybciutko zmieni się na  prawdziwie wiosenny i wesoło kolorowy czas.
Za to przy wjeździe już do Krakowa (a jest to przecież różnica tylko kilku kilometrów), już w moje oczy rzuciła się nie tylko zieleń listków, ale i żółć pięknie rozkwitających forsycji.
Za to koło naszej przychodni wzruszył mnie obraz pięknie kwitnącej już wiśni, jej jeszcze małe, ale już bardzo wyraźne kwiaty wzruszyły mnie do łez. To już naprawdę wiosna, aż serce moje z radości do góry podskoczyło. Jest, przyszła, ona, wyśniona, wyczekiwana, najpiękniejsza pora roku  –   W I O S N A !!!!!
Jak na razie temperatury nie są jeszcze oszałamiające, ale śmiało można już wyjść z zimowych kurtek i ubrać lżejszą odzież, lżejsze buty.
No właśnie, byleby tylko te stopy przestały tak strasznie palić!!!!
Chociaż wczoraj był jeszcze dosyć dokuczliwy i chłodny dzień, dzisiaj nastąpiła wyraźna już poprawa.
Oczywiście po powrocie do domu rozpakowałam swoją walizkę, posegregowałam zawarte w niej rzeczy (znów wzięłam za dużo rzeczy na zapas) i wyprałam to, co w Modlnicy nosiłam na sobie, a potem najzwyczajniej poszłam sobie…… drzemać.
Nie wiem czemu, ale jakoś w Modlnicy nie za bardzo wyspać się mogę,  kilkakrotnie budzę się w nocy, nie mogę znów zasnąć…..
Za to tej nocy, na swoim już łóżeczku wyspałam się znakomicie. Jednak nie ma to jak swoje własne łóżko. Mój tapczan ma dosyć twardy materac, ale to mi właśnie odpowiada, bo przynajmniej nie zagłębiam się w pieleszach i mój  kręgosłup w ten sposób wypoczywa.
Jeszcze tylko mam źle dobrane poduszki i pewnie dlatego często  rano budzę się z bólem głowy i z przykurczoną szyją – muszę pomyśleć, co z tym zrobić.
Kiedyś miałam tę poduszkę ortopedyczną, która sama dostosowuje do siebie układ szyi i głowy, pewnie znów będę musiała pomyśleć o zakupie takowej.
Reasumując, jest pięknie, ciepło, wiosennie i jestem nareszcie szczęśliwa tym stanem rzeczy, więc pewnie i z radością pójdę sobie dzisiaj na popołudniu do pracy, ubrana wreszcie w swoją wiosenną kurteczkę. Chyba doczekała się ona nareszcie swoich dobrych  dni.
Życzę wszystkim miłej środy i radości z tej  najpiękniejszej pory roku.

Święta, święta i po świętach

 

Niby frazes, ale jakże prawdziwy. Niestety, zawsze to co dobre to szybko się kończy.
Wszystko było dobre? Pewnie tak, no może prócz obżarstwa, któremu czasami ja też ulegałam, ale w małych ilościach, bo mój stróż – brzuch cały czas czuwał.
Tak więc pewno przez święta nie zagraża mi nadmiar kilogramów.
Ale za to trzeba powiedzieć, że pogoda nam dopisała, chyba po raz pierwszy od dawna nie było Świąt Wielkanocnych ze śniegiem, jak bywało w poprzednich latach, mimo, że właściwie w tym roku Wielkanoc była dużej  wcześniej w porównaniu z minionymi świętami.
No i zrobiła nam niespodziankę, jaką radosną niespodziankę. W Wielką Sobotę było jeszcze zimno, musiałam nosić jeszcze kurtkę zimową. Także w Wielką Niedzielę też jeszcze rano wiał chłodny wiaterek, potem niebo się wypogodziło, nasłoneczniło. Wczoraj też rano w Modlnicy był przymrozek, ale z każdą godziną było coraz cieplej.Słonko mocno świeciło, nawet udało mi się zrobić piękne zdjęcie zachodzącego słoneczka, które nawet dosyć długo utrzymywało się na nieboskłonie i dopiero o godz.18.30 zaczęło schylać się ku horyzontowi, co udokumentowałam zdjęciem w moim blogu powyżej.

A zapomniałam we wczorajszym moim blogu dodać, że w Wielką Niedzielę  przykicał do mnie Wielkanocny Zajączek, znaczy to, że jednak dobra ze mnie kobieta 🙂 Przykicał do domu Maćków i poprosił, by go oddali w dobre ręce Cioci Ewy. Oczywiście zaraz go przygarnęłam, będzie ozdabiać mój pokój.

A co robiłam wczoraj? Znów rodzinnie spędzaliśmy ten drugi dzień. Nawet udało mi się w sprytny sposób zapobiec oblaniu mnie wodą, bo naprawiłam pistolet wodny Jasia, który był okropnie zawiedziony, że ta nowa zabawka nie działa i potem, po mojej naprawie,  nie odważył się mnie już polać. Tylko parę kropel spadło na mnie z rąk Jacka, tak na szczęście, by mi się wiodło przez następny rok. Zresztą nie obyło się bez małego wypadku przy polewaniu, podłoga w przedpokoju była śliska i biedna Kamila upadła i uderzyła  nosem i buzią o posadzkę, więc automatycznie zabawa była już przerwana.
Późnym popołudniem przyszli do nas goście, moja siostrzenica, a kuzynka Magdy – Basia z mężem i z Matyldą i Leonem.
Siedzieliśmy kilka godzin  i wesoło sobie rozmawialiśmy, popijając Martini ( to panie) i pyszny jarzębiak (to panowie). Tylko biedna Basia jako przyszły kierowca musiała obejść się ze smakiem. Korzystając z naprawdę fajnej pogody chłopcy rozgrywali sobie mecze na trawie. Nawet Jasiek mi zaproponował, bym przystąpiła do nich i też piłkę sobie pokopała, ale jakoś nie dałam się jakoś  przekonać.  No ale nazajutrz wstawał już nowy dzień, więc goście musieli zbierać się do domu, a i gospodarze też pomału do snu się układać. Tylko oczywiście ja, nocny Marek jak zwykle dłużej pozostawałam na stanowisku.

Wczoraj dotarła do nas bardzo smutna wiadomość : zmarł ksiądz Jan Kaczkowski. Miał zaledwie 39 lat. Zajmował się głównie posługą kapłańską najpierw dla trudnej młodzieży, potem dla osób umierających, dawał im nadzieję, trwał przy nich i przeprowadzał przez granicę życia i  śmierci. Dzięki Jego pomocy zostało wybudowane Hospicjum w Pucku, którego został dyrektorem. Do końca był bardzo aktywnym człowiekiem, mimo, że beznadziejna choroba – glejak mózgu, rozwijała się w zastraszającym tempie. Nie poddał się jej, walczył do końca, niestety w dniu wczorajszym został przez ten nowotwór  pokonany.
Ostatnie miesiące Jego życia były bardzo pracowite, wiedząc, że Jego życie zbliża się ku końcowi, starał się wykorzystać z pożytkiem każdą daną mu godzinę życia, nie pokazywał swojego strachu przed śmiercią, tym swoim optymizmem starał się zarażać wszystkie chore osoby, pięknie opowiadając im o Bogu, o życiu tu na ziemi i tam na tym drugim lepszym świecie, do którego wszyscy dążymy.
To był naprawdę wspaniały Człowiek, wspaniały Kapłan, oddany swojej wierze, którą  w dobrym kierunku rozwijał, służył Ludziom i Bogu, szkoda tylko, że tak szybko od nas odszedł.
Niejeden Ksiądz powinien brać przykład z Jego osoby.
Odpoczywaj w spokoju Księże Janie, po trudach i cierpieniach tego świata zasłużyłeś sobie na wiekuiste szczęście u boku Najlepszego z Ojców.
Pozostaniesz w naszej pamięci jako wzór Dobrego Człowieka, Wspaniałego  Kapłana, jako posłańca , który niósł swoją osobą dobroć, pomoc i dobrą nadzieję

 

A ponieważ nieubłaganie już jest wtorek, święta stały się przeszłością, wracamy nieco rozleniwiani do swoich codziennych obowiązków.
Życzę wszystkim przyjemnej pracy i przyjemnego dnia. Sporo słonka, a nawet jeżeli gdzieniegdzie nawet pokropi, to dla budzącej się z zimowego snu przyrody będzie tylko pożytkiem, szybciej zrobi się najpierw zielono, a potem i kolorowo. I o to chodzi, bo wreszcie i nasze oczy nasycą się wiosenną aurą.

Wesołego Śmigusa- Dyngusa

 

Oj sporo się dzisiaj wody poleje, sporo. Więc lepiej dzisiaj na siebie uważajcie, bo to przecież Lany Poniedziałek, czyli Śmigus Dyngus,
Można bez oporu polewać zimną wodą, gorze gdy się samemu mokrym pozostanie, ale co robić, tradycja, to tradycja, takie jej prawo.

Pierwszy dzień Świąt minął mi w całkiem miłej  atmosferze. Najpierw rodzinnie z Magdy Najbliższymi podzieliliśmy się jajeczkiem i zasiedliśmy do suto zastawionego stołu. Czego to na nim nie było i jajeczka i 3 rodzaje szyneczki, trzy pasztety, każdy inny: drobiowy, z dzika i oczywiście robiony przeze mnie pasztet warzywny z kuskus. Były też sałatki  i ciasta przeróżne, w sam raz to wszystko, czego mi jeść nie wolno. Ale było wesoło i to się najbardziej liczyło.
Po pysznym obiadku (ale sosik z borowików mnie kusił, trochę nim mięsko polałam, ale bez kapeluszy grzybów, które obficie w nim pływały) była chwila wytchnienia dla ciała i duszy. Oczywiście byłyśmy z Magdą, z  Jackiem i z Jasiem na cmentarzu u mojej siostry, gdzie zapaliłyśmy jej światła i pozostawiłyśmy  piękne żółte żonkile.
Po godzinie 17-stej byłam z wizytą u Maćka i jego żony w domu, oczywiście były też i Dziewczyny: Wika i Daria, która na święta z Zabrza przyjechała, oraz prze wesoły pies, a właściwie sunia,  Syberia, po prostu kawał czorta w psiej skórze, ile w niej energii, ile chęci do zabawy.
Co prawda trafiłam na obiadek, więc tak dla towarzystwa zjadłam kawałeczek piersi z kaczusi, chociaż wiedziałam, że jej właściwie jeść nie powinnam, toteż wyłuskałam  z niej tylko kawałeczek najchudszego mięska, no a potem trudno oprzeć się było kawałkowi sernika Eli, czy ciasta z białą czekoladą też jej roboty. Były pyszne!!!!!
Brzuszek potem odpowiednio i poburczał aż do późnej nocy, na szczęście rewolucji nie dokonał, widać, że też ze mną zawarł świąteczny pakt o nieagresji 🙂
Wracając późnym wieczorem od Maćka do Magdy domu podziwiałam pięknie zagwieżdzone niebo, które zapowiadało na dzisiaj przepiękną pogodę.
I rzeczywiście od samego rana cudnie słonko świeci ( a według wcześniejszych prognoz przedświątecznych dzisiaj miało padać), ale na trawnikach widać jeszcze jednak szron. Mam nadzieję, że troszkę się jednak ociepli, bo przecież muszę trochę czasu na tarasiku spędzić. Jeszcze nie jest tu bardzo zielono, ale już widać pąki na magnolii i na mniejszych krzewach. lada dzień wszystko pięknie i wiosennie wybuja. Następnym razem, gdy przyjadę na któryś weekend, będzie na pewno już  pięknie, a  wiosna pokaże się w całej swojej krasie.
Pozostanę tu  najpewniej do jutra rana i razem z Magdą pojedziemy stąd na Żabiniec i dopiero stamtąd wrócę do siebie do domu.
Ale wszystko wygląda na to, że jednak pożegnam się z zimową kurtką do jesieni??? Oby, chociaż nadchodzi kwiecień – plecień, co przeplata trochę zimy, trochę lata. Jeszcze różnie to może z tą pogodą być…………
Życzę miłego jeszcze świętowania, bo jutro powiemy : święta, święta i po świętach.
Ale to dopiero jutro.
Miłego Śmigusa –  Dyngusa

Zmartwychwstanie

A kiedy nadszedł niedzielny poranek
poszli do grobu szukać Pana
który jako  potulny Baranek
dał się zgładzić,  krzyżowa boleść była mu zadana
Lecz próżno uczniom było szukać ciała
grób pusty został, kamień odrzucony
i tylko chusta  na wpół złożona biała
świadczyła, że oto cud waśnie został dziś spełniony.
Pan z martwych powstał, jak obiecał przecie
pokonał wrota piekielnej doliny,
by zbawić wszystkich na tym ziemskim świecie,
z brzemienia grzechu obmyć nasze winy.
Cieszmy się więc dzisiaj, radujmy jak  uczniowie
choć nie zobaczyli, lecz świadectwo dali,
bo kto dzisiaj uwierzy  prawdy  też się dowie
teraz na to przez grzechy  jesteśmy za mali.
Niech dzisiaj od rana zabrzmi Alleluja
niech dzwony ogłoszą tę radość nam wielką,
niechaj znów wiara nasza od nowa wybuja
dając pomoc w kłopotach i opiekę wszelką.

Ewa W.  Wielkanoc 27.03.2016r

Zdrowych, Wesołych i Szczęśliwych Świąt Wielkiej Nocy życzę wszystkim moim miłym Czytelnikom.
Niechaj ten czas spędzony wraz z Rodziną przyniesie wszystkim radość wielką i prawdziwą. Niech mąż uśmiechnie się do żony, niech żona okaże mężowi  swoją miłość, a nasze dziateczki na wesołych zabawach miło spędzą wolny czas, a w Lany Poniedziałek niechaj z umiarem wodą potraktują swoich rówieśników i dorosłych.

WESOŁEGO ALLELUJA



Święconka

Koniec żalu i rozpaczy, dzisiaj nadchodzi czas radości. Każdy (no prawie każdy) bierze swój koszyczek pełen jajeczek i innych dobroci, oczywiście królować w nim musi baranek, kurczaczek i wielkanocna baba i idzie do kościoła, bu poświęcić wszystkie zawarte w nim produkty, które potem znajdą się na Wielkanocnym stole.

Błogosławieństwo żywności zgodnie z tradycją sięga VII wieku; z chlebem i jajkami odnotowane od XII wieku. I właśnie około XII wieku zwyczaj ten przywędrował do Polski. Potwierdzają to źródła z przełomu XIII i XIV wieku.
Obrzęd ujednoliciła reforma potrydencka w 1614 (w Polsce obowiązująca od roku 1631, wg rytuału piotrkowskiego).
Dawno temu pokarmy święcono w domach. Należało poświęcić to wszystko, co miało zostać spożyte podczas śniadania wielkanocnego, dlatego przygotowywano ogromne kosze z jedzeniem. W późniejszym czasie pokarmy święcono na powietrzu, pod krzyżami lub na placach. W XVIII wieku święcenie przeniesiono do świątyń.

Błogosławienie/święcenie potraw w tradycyjnej formie przetrwało do dnia dzisiejszego w południowej Austrii, na terytorium Słowenii oraz południowych Niemczech i, oczywiście, w Polsce oraz wśród emigrantów, którzy chętnie kultywują stare tradycje…

Początkowo święcono tylko chlebową figurkę baranka. Potem dodawano kolejno ser, masło, ryby, olej, pokarmy mięsne, ciasto i wino. Zestaw pokarmów zmieniał się, ograniczano ich ilość, aż pozostało tylko siedem:

  • chleb – symbolizuje Ciało Chrystusa,
  • jajko – odradzające się życie,
  • sól – oczyszczenie, samo sedno istnienia i prawdy,
  • ser – symbol zawartej przyjaźni między człowiekiem a siłami przyrody,
  • chrzan – siła i tężyzna fizyczna,
  • wędliny – miały zapewnić zdrowie i dostatek oraz płodność,
  • ciasto – symbol umiejętności i doskonałości.
Koszyczek, przykryty białą serwetką i ozdobiony bukszpanem, symbolizuje radość którą trzeba się dzielić. Dawny zwyczaj (praktykowany na wsi) nakazywał powracającym ze święconym obejście domu trzy razy, zgodnie ze wskazówkami zegara, co miało wypędzić złe moce z gospodarstwa.

Wczoraj u nas w domu było bardzo gwarno, bo już tradycją stało się to, że w Wielki Piątek przychodzą znajomi Moniki z dziećmi a także  i rodzina, by wspólnie pomalować wielkanocne pisanki. A potem wspaniałe, kolorowe leżą sobie w koszyku i cieszą nasze oczy.

Najstarsze pisanki pochodzą z terenów sumeryjskiej Mezopotamii. Zwyczaj malowania jajek znany był w czasach cesarstwa rzymskiego, wspominają o nim Owidiusz, Pliniusz Młodszy i Juwenalis. Na ziemiach polskich najstarsze pisanki, pochodzące z końca X wieku, odnaleziono podczas wykopalisk archeologicznych w pozostałościach grodu na opolskiej wyspie Ostrówek. Wzór rysowano na nich roztopionym woskiem, a następnie wkładano je do barwnika – łupin cebuli lub ochry, które nadawały im brunatnoczerwoną barwę. W procesie  chrystianizacji pisankę włączono do elementów symboliki wielkanocnej. Obecnie pisanki wykonuje się przed Wielkanocą. Mają symbolizować rodzącą się do życia przyrodę, a w chrześcijaństwie dodatkowo nadzieję wynikającą z wiary w zmartwychwstanie Chrystusa.

A dzisiaj, zaraz rano, jadę do Modlnicy, by tam wraz z Magdą i jej Najbliższymi obchodzić w bardzo kameralnym, rodzinnym gronie nadchodzące Święta Wielkiej Nocy. Nie będzie dziecinnej wrzawy i pisków, no chyba, że troszkę popiskiwania rozlegną się  w drugim dniu świąt, w Śmigusa Dyngusa, gdy będziemy ulegać tradycji i polewać się wodą. Ale wszyscy wiedzą, że Ciotka Ewa takiego polewania nie lubi, więc mam taką nadzieję, że to oblewanie będzie bardzo symboliczne.
Ale na wszelki wypadek w Poniedziałek Wielkanocny nie wystawię głowy poza nasz dom, bo wiadomo jak to jest na wsi, tam ta tradycja jest mocno zakorzeniona i można na prawdę zaliczyć niezłą kąpiel w zimnej wodzie. Ale o to będę dopiero się martwić za dwa dni.
Na razie, póki co, będę dzisiaj  przygotowywała swoją wersję sałatki jarzynowej bez majonezu i oczywiście będę piekła warzywny pasztet z kuskus. A to wszystko dla zdrowotności, aby zbytnio nie obciążać mojego biednego, chorego brzusia. Nie chcę z nim być w tym świątecznym okresie na bakier.

Zaczynam się więc zbierać do „podróży” – raptem 20-30 minut drogi, ale jednak troszkę ciuszków do przebrania trzeba wziąć ze sobą.
Życzę wszystkim przyjemnego dnia, wesołej i obfitej święconki i przede wszystkim słonecznej pogody i dobrej  już radosnej Wielkiej Soboty



Wielki Piątek

Dzień tragiczny, nie tylko dla Jezusa, który poddał się woli Ojca i pozwolił się dać ukrzyżować. To dzień tragiczny dla nas wszystkich, gdyż w tym dniu myślimy o śmierci, o samounicestwieniu, na zawsze?
Jednak On przynosi nam dzisiaj nadzieję na życie wieczne, na zmartwychwstanie, podobnie jak i On zmartwychwstał, ale już nie dla żywych, ale dla Boga.
Jezus  umarł jako człowiek, jakim jest każdy z nas, pełnym obaw przed zadawanym mu cierpieniem, przed poniżeniem, przed bólem nie tylko fizycznym, ale też i wielkim bólem psychicznym, gdyż zdawał sobie sprawę, że musi pożegnać się z tymi wszystkimi, których umiłował, przede wszystkich ze swoją ukochaną Matką. Czuł Jej ból, Jej cierpienie i udrękę, przez którą ona teraz musi przejść. I chociaż wiedział, wierzył głęboko w to, że te wszystkie straszne, złe godziny będą mu tam w Niebie wynagrodzone, jednak powaga tych ostatnich sromotnych dla Niego spędzonych chwil tu na ziemi była dla Niego bardzo trudna.
O tym właśnie mówi dzisiejsza Ewangelia, o miłości, o przebaczeniu o trosce o innych, aby w chwili, gdy staje się przed trudną sytuacją, nie myśleć tylko o sobie i swoich kłopotach, aby stłamsić w sobie to straszne ego, które na co dzień przecież w każdym człowieku tkwi i zwrócić się z miłością do tych, z którymi na co dzień wciąż jeszcze przebywamy zanim pozostawimy ich samotnie. Tak zawsze mamy mało czasu, ciągle gdzieś spieszymy, czasami odkładając ważne rodzinne dysputy na potem. A potem może zabraknąć już czasu, to właśnie teraz i tutaj jesteś komuś potrzebny.
Jezus był wspaniałym synem, na pewno bezgranicznie kochał swoją Matkę, chociaż bardzo często stawał przed wyborem : Matka, albo to, do czego został powołany.
A Ona cierpliwa była, wyrozumiała i zawsze Mu wybaczała, że może czasami nie może poświęcać Jej całej swojej uwagi, ale pełnia wiary pozwalała Jej ten czas przeżyć bez większych obaw aż do czasu, gdy przyszło Jej pożegnać się z ukochanym Synem, wystawionym teraz na wielką męczarnię, zakończoną śmiercią.
I teraz Ona stoi pod Krzyżem, na którym umiera Jej syn i cierpi wraz z Nim, jako Matka, której los własnego dziecka strasznej próbie  poddany został.
Ale i teraz godzi się na może dla zwykłego człowieka niezbyt zrozumiałe Boskie wyroki, wie, że dzieje się coś naprawdę wielkiego, coś, co kiedy będzie zbawieniem dla wszystkich ludzi. Ale stoi i płacze, a my płaczemy wraz z Nią, właśnie dzisiaj, w Wielki Piątek, zwracając już swoje oczy w stronę Wielkiej Niedzieli, dnia Zmartwychwstania, dnia radości i uśmiechów, a przede wszystkim dni miłości, która została nam okazana.
Pamiętajmy dzisiaj szczególnie o tym wszystkim , o czym piszę, bo to nie są tylko puste słowa, one naprawdę płyną z głębi mojego serca.
Bo chociaż jestem człowiekiem marnym, zawsze mam szansę wstąpienia na tę lepszą drogę i naprawić to, co złego, najbliższym i innym ludziom wyrządziłam.

chyba coraz cieplej….

 

Do Świąt coraz bliżej. Dzisiaj mamy już Wielki Czwartek. Zapowiadali nam na Święta słoneczna pogodę i chyba ma się coś na rzeczy, bo już od samiutkiego ranka w Krakowie słoneczko wesoło nam przyświeca, chociaż temperatura, przynajmniej jak dla mnie, jest wciąż za niska.
Pewno to słonko ucieszyło się, że Ula dotrzymała  słowa i już wczoraj wieczorem do mnie  do blogu zaglądnęła, zostawiając kilka miłych słów.
Witaj Ulku po wojażach, na pewno jeszcze jesteś nieco zmęczona, ale na szczęście nadchodzi świąteczny czas odpoczynku i radości obcowania każdej z nas ze swoją własną kochaną Magdą. Już teraz przekazuje dla Twojej Magdy i Jej rodziny wiele serdecznych i gorących życzeń świątecznych i mam nadzieję, że je Magdzie przekażesz.
A tak w ogóle Magdy to porządne dziewczyny, więc zwracam się też z życzeniami do jeszcze jednej mojej Magdy Italiana, też przekazując Jej i mężowi wiele serdeczności na te piękne, wiosenne święta, przypominając tak przy okazji, że już nadeszła wiosna, więc pora chyba pomyśleć trochę o Krakowie????

Wczoraj PAD podpisał spec ustawę dotyczącą Obchodów Światowego Dnia Młodzieży, na której ma dojść do spotkania z Ojcem św Franciszkiem.
A jednak, bo ostatnio, w związku z zamachami nasz rząd miał wątpliwości, czy na takie spotkanie, na którym może dojść do zamachu terrorystycznego, może taką zgodę wyrazić. Rzeczywiście taki atak jest bardzo możliwy, dlatego, że w tym czasie w Krakowie będzie ponad milion osób z całego świata, a więc dla tak bezwzględnych terrorystów są to wprost wymarzone warunki do pokazania swojej siły, tym bardziej, że to spotkanie wiąże się z religią katolicką, której oni są wręcz wrogami i ją usilnie zwalczają, narzucając przy tym swoją jedynie słuszną wiarę w Mahometa. Co prawda tak nie do końca wiadomo, czy rzeczywiście im chodzi o zachowanie ich wiary, tym bardziej, że wielu wyznawców mahometanizmu odżegnują się od terroryzmu, które państwo ISA stosuje, przypuszczam, że jest to zwyczajna, bandycka przemoc pod płaszczykiem religii, skądś zresztą i my to w Polsce znamy, nieprawdaż?
Fakt, że do spotkania z Papieżem dojdzie nie jak zazwyczaj w Krakowie, na Błoniach, ale w małej pod wielickiej wiosce Brzegi, jest dodatkowym obciążeniem dla zapewnienia pełnego bezpieczeństwa dla wszystkich gości, w tym oczywiście samego Ojca św. Franciszka.
No, ale decyzja zapadła i trudno z nią polemizować.
Ale przy okazji wspomnę o jeszcze jednym związanym z tą wizytą problemie, który to problem przypomniała mi właśnie Magda Italiana, więc i teraz nadeszła stosowna pora, aby go przypomnieć.
Jak już pisałam cała główna uroczystość tego spotkania ma się odbyć w małej wsi Brzegi koło Wieliczki, nieopodal Krakowa. Dlaczego tam, trudno odgadnąć, pewnie logistycznie cała ta impreza będzie bardziej utrudniona, chociaz z drugiej strony nie wiem, czy Kraków byłby wystarczający do zapewnienia noclegów i zaopatrzenia takiej rzeszy ludzi. Zresztą tak, czy tak, większość z pielgrzymów a pewno na te 2-3 dni osiądzie w Krakowie, strach pomyśleć, co wtedy będzie się działo w Krakowie. Nawet padła taka propozycja, żeby część rdzennych mieszkańców Krakowa opuściła w tym czasie nasz gród, by zrobić miejsce dla pielgrzymów. Może to jest pewne rozwiązanie, jako, że do spotkania ma dojść w lipcu, czyli w okresie wakacyjnym, gdy i tak, czy tak wiele osób opuszcza Kraków.

Ale w związku z tym, że do głównego spotkania ma dojść właśnie w Brzegach powstał  nowy problem.

Światowe Dni Młodzieży oznaczają dodatkowe opłaty dla mieszkańców okolic Krakowa? Mieszkańcy podkrakowskiej miejscowości Brzegi, którzy użyczyli swoją ziemię na spotkanie z papieżem w czasie Światowych Dni Młodzieży, decyzją Sejmu będą musieli uiścić opłatę melioracyjną. To jeden z przepisów zawartych w przyjętej w piątek specustawie na ŚDM.

Ziemia została przekazana dobrowolnie, żaden mieszkaniec Brzegów nie został do tego zmuszony. Jednak niemałym zaskoczeniem jest fakt, że darczyńcy muszą teraz ponieść dodatkowe koszty w związku z organizacją spotkania z papieżem Franciszkiem, które odbędzie się na ich ziemi.
Jak obliczył poseł Marek Sowa z PO, rolnicy z Brzegów będą musieli zapłacić nawet kilka tysięcy złotych za meliorację użyczanego gruntu. Poseł twierdzi, że przepisy specustawy są krzywdzące dla mieszkańców Małopolski. Podkreśla, że zysk publiczny nie będzie adekwatny do straty rolników.

Co więcej, Marek Sowa podkreśla, że rolnicy z Brzegów, którzy użyczyli ziemię na Światowe Dni Młodzieży przez półtora roku nie mogli prowadzić upraw i w związku z tym nie dostawali dopłat w wysokości koło tysiąca złotych za hektar.

Dodatkowe obciążenie rolników krytykuje także poseł Nowoczesnej, Jerzy Meysztowicz. – Wielu właścicielom melioracja nie jest do niczego potrzebna. Sami w życiu by jej nie przeprowadzili. Oddając ziemię na spotkanie z papieżem, uczynili gest dobrej woli, za który teraz nie powinno im się kazać płacić – stwierdził podczas piątkowego posiedzenia Sejmu.

Jakie są argumenty posłów, którzy głosowali za przyjęciem zapisów ustawy? Twierdzą, że dzięki przeprowadzeniu prac melioracyjnych wartość użyczanych na ŚDM gruntów wzrośnie, dlatego rolników z Brzegów nie można uznać za poszkodowanych. Politycy PIS podkreślają również, że z pieniędzy publicznych zbudowano drogi dojazdowe do tych terenów. Poza tym w uzasadnionych przypadkach możliwy jest zwrot opłaty za meliorację
Czyli PIS lekką rączką całe  finansowe obciążenie przekłada na Bogu winnych rolników. Bo właśnie taki jest PIS, chętnie opłatami obciąża innych, a oni sami potem tylko wypną swoją pierś po medale za wspaniałą organizację Światowych Dni Młodzieży.
Może nie powinnam teraz o tym pisać, bo to już ostatnie dni Wielkiego Postu, człowiek duchowo powinien przestawić się na miłość i przebaczanie, ale niestety nie da się, gdyż PIS robi wszystko, żeby jeszcze bardziej siać zamęt i nienawiść w narodzie. Bo tylko taki zwaśniony kraj można lekką rączką prowadzić po własne polityczne sukcesy. Jakie to jest smutne, ale każdy dzień, każda wiadomość przekazywana szczególnie w TVPis jest tego dowodem.

Odbiegam już od polityki, bo coraz bardziej mnie ona mierzi, ale obiecałam Magdzie Italiana, że temat rolników z Brzegów poruszę, więc to uczyniłam.
Może jednak doczekamy się wreszcie tych lepszych czasów, bez nienawiści, bez narzucania swojej woli, bez wyciągania haków na niewinne całkiem osoby?
Bo według Pisu, kto przeciw nam to SB-ek i zdrajca, ostatnio nawet wyciągają jakieś brudne SB-eckie sprawy na znanego radiowca Trójki, Marka Niedźwieckiego, ponieważ sprzeciwił się on polityce prowadzonej w Radiowej Trójce, nie godził się z czystkami, które PIS tam przeprowadzał. No i już następnego dnia okazało się, że ten poczciwy Niedźwiedź, jak popularnie na niego mówią, był działaczem SB.
Może, o tą zmianę  właśnie będę w te Święta modlić i prosić Zmartwychwstałego Jezusa o opiekę mad naszym krajem, aby wreszcie zapanowała normalność, aby pod płaszczykiem religii nie wprowadzać do Polski wrogiej dla Polaków  idei fix jednego małego, przepełnionego nienawiścią i wrogością do wszystkich człowieczka.
Jak już pisałam, robi się i ciepło i zielono i przez to weselej, czasami można nawet zapomnieć o tej „brudnej” rzeczywistości, gdy człowiek zobaczy, jak przyroda do życia się budzi, gdy usłyszy ten wesoły ptasi koncert……..
Miłego Wielkiego Czwartku kochani.
A tak jeszcze na koniec polecam bardzo sympatyczną komedię romantyczną „Jak w niebie”, którą wczoraj oglądałam sobie na stronie CDA
Naprawdę można z niej wynieść przesłanie, że miłość jest najważniejszą i najpiękniejszą sprawą, która człowiek dostaje w darze i potrafi go ona  utrzymać przy życiu.
A tak nawiasem mówiąc, aktorka, która gra tam główną rolę, Reese Witherspoon, jest łudząco podobna do naszej Bożenki z Klanu, czyli do Agnieszki Kaczorowskiej.
podaję link do filmu „jak w niebie” i gorąco go polecam

http://www.cda.pl/video/102698d8

kolejna środa, kolejna róża dla Uleczki

Obiecała mi Ulka, że dzisiaj wieczorem, albo najpóźniej już jutro pojawi się znów w moim blogu.
No to czeka na Nią następna różyczka, jak to zwykle w środy tutaj w moim blogu bywa.
Uleczko bardzo mocno Cię pozdrawiam, gorące całuski do Poznania Ci ślę i wiedz, że podczas Twoich wojaży byłam z Tobą myślami, szkoda, że tylko myślami, a może przyjdzie czas, że i ja się na jakąś taką wspólną podróż z Tobą zmobilizuję?
Na razie szykuję się co prawda na podróż, ale taką całkiem nieduża, wiadomo, jadę do Modlnicy na święta, ale to dopiero w Wielką Sobotę.
Ale póki co Ulu, jestem w Krakowie i klikam ze swojego kochanego komputerka do Ciebie, no i do innych też, myślami będąc już w słonecznej Modlnicy, bo jak na razie Kraków jest bardzo deszczem zapłakany i jest całkiem zimno, co najmniej, jakby to był listopad, a nie już marzec. Może zdąży do Świąt nam się rozpogodzić.?? Chociaż i teraz deszcz sobie już odszedł (ciekawe na jak długo) i nieśmiałe promyczki  słonka przez chmurki się przedzierają – widać Twoją ingerencję Ulik 🙂

Nie sposób nie wspomnieć w moim blogu o tej wczorajszej tragedii, która rozegrała się na brukselskim lotnisku i w brukselskim metrze.
Niestety religijny fanatyzm doprowadził do krwawego terroru, podczas którego życie stracili całkiem niczemu niewinni ludzie. Wczorajsze wiadomości były naprawdę strasznie przejmujące, z godziny na godzinę rosła liczba ofiar śmiertelnych owego aktu przemocy i liczba osób rannych, cierpiących teraz w szpitalu.
Nie wiem, co o tym sądzi ich dobry Bóg Allach, ale wiele osób związanych z tą religią wprost odżegnuje się od poczynań dżihadystów. Powstałe państwo ISIS pokazuje jednak swoją siłę, a co najgorsze, czuje się całkowicie bezkarne. Terroryzm jest straszny, bo nigdy do końca nie można przewidzieć kiedy i gdzie uderzy. Teraz znów się odgrażają, że będą znów ataki terrorystyczne, tym razem jeszcze bardziej groźne, z jeszcze większymi i tragiczniejszymi skutkami. Strach nawet pomyśleć, co i komu w najbliższym czasie grozi.
Nie za bardzo dowierzam naszemu rządowi, który chce nas przekonać, że Polska jest krajem bezpiecznym. Nie ma takiego kraju, który potrafiłby się przed taką straszną zbrodnią  obecnie obronić, tym bardziej, że niestety Polska nie jest dobrze zmilitaryzowana, o czym chyba każdy przeciętny Polak wie, a w dodatku wewnętrzne polityczne rozbicie Polski jest dodatkową przeszkodą w zapewnieniu bezpieczeństwa naszego państwa, niestety!!!
Ostatnio czytałam, że jest nawet pokusa odwołania Światowego Dnia Młodzieży, podczas którego ma dojść do spotkania młodzieży z Ojcem św  Franciszkiem.
Uważam, że jest to całkiem dobry pomysł, po co kusić los? po co sprowadzać niebezpieczeństwo na głowy ludzi, przecież Ojciec św Franciszek świetnie to zrozumie i nie będzie na pewno nalegał na takie spotkanie, tym bardziej, że sam jest bardzo przerażony tym, co się ostatnio w Belgii zdarzyło.
Nie wiem, czy nasze kłopoty z tą wrogą całemu światu przestępczą organizacją kiedyś pozytywnie się skończy. Nie ma tak mądrej osoby, która potrafiłaby ten problem rozwiązać, chociaż  pochylają się nad nim niejedne tęgie głowy. ISA nie jest dużym krajem, którego nie można by było całkowicie unicestwić, ale potrzebna jest do tego pełna mobilizacja ze strony Europy i USA , przede wszystkim stanowczość i zdecydowane działania.
Naprawdę bardzo trudno jest o tym pisać, bo to są tylko słowa, słowa, słowa, które trzeba w czyn zamienić i urwać łeb hydrze tak szybko, dopóki ona znów nie zaatakuje, bezpardonowo, bez skrupułów, bez żadnego współczucia dla niewinnie ginących osób.
Ile bym uwag tutaj swoich nie  wtrąciła, to i tak wszystko byłoby za małe na to, żeby określić ogrom zła, które od tych wrogiej nam organizacji pochodzą.
Czy się boję? Na pewno tak, chociaż już jestem słusznego wieku, chciałabym jeszcze w spokoju pożyć bez żadnych wojennych zawieruch, a przede wszystkim bez terroru. Ale najwięcej żal mi tych dzieci i  młodych osób, które wkraczają dopiero w życie i już są naznaczone piętnem strachu, nienawiści i obawy o własne bezpieczeństwo. I tak sobie pomyślałam też o tych młodych ludziach, którzy teraz są islamskimi bojówkarzami, którzy dali się na tyle zindoktrynować, że zatracają swoje własne człowieczeństwo i wyłazi z nich po prostu bestia, powolna w rękach tych, którzy czerpią potem z takich wojen zyski. Jak można pozwolić się tak dać  komuś upodlić, gdzie jest granica rozsądku tych młodych ludzi – samobójców, którzy wierzą, że oddając życie za Allacha będą  przez to na wieczność zbawieni? Oni po prostu giną, dobrowolnie wystawiają się na śmierć, tylko po to, by zaspokoić żądzę grupy nienawistnych osób, które tylko wydają rozkazy, samym się nie narażając przy tym na niebezpieczeństwo. A co muszą czuć rodziny tych samobójców widząc, że wychowali swoje dziecko jako zwykłego bandytę, pozbawionego wszelakich ludzkich uczuć. Nie piszę tego wcale po to, żeby wyrazić współczucie dla takich osób, bo dla terrorysty nie może być żadnego współczucia, żadnej litości, tak jak i oni dla innych go nie mają. Ale to są tylko takie moje rozważania, do czego właściwie ten nasz świat zmierza.
Czy już naprawdę część ludzi pozbawionych jest tych podstawowych zasad człowieczeństwa, czy ta część ludzi musiała przerodzić się w pospolitych bandziorów? Trudno nawet powiedzieć, że to jest objaw zezwierzęcenia, bo i w świecie zwierząt pewne zasady obowiązują. Raz jeszcze powtarzam, to są bestie, które weszły w ludzkie skóry, które perfidnie wykorzystują swoich podwładnych do krwawych rozrachunków, pod pozorem Boskich rozkazów. Zawsze istnieje możliwość , że ktoś da się całkowicie drugiej osobie podporządkować, ale i nawet ten fakt powinien mieć jakieś granice przyzwoitości, święte i nieprzekraczalne przez nikogo Boże zamiary, bo obojętnie, w jaki sposób ktoś Boga wyznaje i jaką go nazwą obdarzy, jest to ten sam sprawiedliwy i wielki Bóg, który nam i wszystkim w każdej innej religii daje  pouczenie mówiąc : nie zabijaj. Niestety ta część muzułmanów nie są  wcale wyznawcami religii, na którą się tak chętnie powołują, oni tylko tworzą, a potem siłą narzucają własną, sobie wygodną postać religii, którą chcą zastraszać innych.
Zawsze tam gdzie w imię religii ktoś próbuje narzucać własną wolę  występuje przemoc, tak było i w czasach Krzyżaków, którzy siła próbowali narzucać chrześcijańską wiarę, podobnie jest i w Polsce, gdzie też usiłuje się przerobić ludzi na własną modłę, na szczęście jeszcze nie z tak strasznymi skutkami, ale to co stosuje państwo ISA jest już niestety wynaturzeniem, z którym naprawdę trzeba walczyć, póki na to jeszcze jest na to  czas.
I ten problem trzeba pozostawić do rozważenia osobom światłym, mającym wpływ na rozwój tej groźnej sytuacji.
A mi tylko pozostaje pomodlić się za dusze osób, które tam i wcześniej, wskutek terroru zginęli i modlić się, by znów taka sytuacja się nie powtórzyła.

ciekawostka geograficzna

To jest wgląd na ul. Retoryka w Krakowie na zdj.1911roku. Zainteresowało mnie to zdjęcie, bo ową kamienicę tzw.Dom  Egipski, wybudowany w roku 1983- 1986 jest usytuowana na rogu ul. Smoleńsk i Retoryka i od obydwóch stron są do niej bramy wejściowe, widzę na co dzień. Zbudowano ją na plecenie Józefa Kuleszy, właściciela zakładu kamieniarsko-rzeźbiarskiego przy krakowskim Cmentarzu Rakowickim, a zaprojektował go nieznany z imienia inżynier K. Lachnik.
Na przełomie lat 20. i 30. XX wieku budynek przebudowano na styl modernistyczny i większość zdobień zniknęła. Do tej pory zachowały się drewniane drzwi wejściowe z motywem łodyg lotosu i papirusu oraz opatrzone „ureuszami” dyski słoneczne i kilka detali wewnątrz budynku.
W roku 1898 urodził się w niej pisarz historyczny Karol Bunsch, a jego ojciec , profesor Szkoły Przemysłowej miał tan swoją pracownię i swoje mieszkanie.

Ulica Retoryka biegnie przez teren dawnej posiadłości, nazywanej Ossolińszczyzna bądź Retoryka. Na początku XVII wieku stał tu dwór; w połowie tego stulecia
Ossolińscy założyli tu jurdykę  Retoryka, zniesioną w 1801 roku. 13 września Retoryka spalili Szwedzi.

Ulica wytyczona w 1833 na zachodnim brzegu rzeki Rudawy, obecna nazwa od 1890 Zabudowę rozpoczęto ok. 1887, pierwotnie na prawym brzegu rzeki. Lewy brzeg zajmowały początkowo stare, parterowe domy stojące bezpośrednio nad brzegiem rzeki, zasypanej na tym odcinku w latach1910-1912. Na miejscu zasklepionego koryta powstała zadrzewiona aleja rozdzielająca dwa trakty ulicy.
To tylko taki ciekawy rzut historyczny owego miejsca, dzisiaj z mojego oka spoglądam na ten dom na przeciwko, już całkiem unowocześniony, bez tego wspaniałego architektonicznego wis-usu, ale nadal jednak wspaniałego, spoglądam na te alejki niewielkich plantek, po których teraz spacerują ludzie i biegają pieski i podziwiam, że kiedyś tędy płynęła sobie po prostu rzeczka, a tam gdzie są mury po lewej i prawej jej stronie rzeczki, są teraz uliczne chodniki.
Gdy popatrzysz w górę tego zdjęci zobaczysz miejsce, gdzie dzisiaj znajduje się plac Kossaka ze słynnym dworkiem malarzy z tej rodziny, zresztą ten dom już całkiem podupadł w swoim wyrazie, niestety nie ma wciąż pieniędzy na jego renowację, chociaż rodzina Kossaków tak bardzo zasłużona była dla polskiego malarstwa. A potem, po lewej stronie owego przyszłego placu, znajduje się ul Zwierzyniecka, którą dochodzi się do ul Powiśle prowadzącą prosto na zamek królewski Wawel. Od ul Zwierzynieckiej przez Wisłę przerzucony został most, nazwany od dzielnicy, do której prowadzi Mostem Dębnickim. Ma on też swoją ciekawą historię, jak zresztą każde ze starszych miejsc Krakowa.

W latach 1887-1888w miejscu dzisiejszego mostu Dębnickiego wybudowano trój-przęsłowy most o konstrukcji kratowej na potrzeby powstającej wówczas kolei obwodowej. Oprócz torowiska, posiadał on także przejazd dla ruchu kołowego oraz chodnik dla pieszych.

W roku 1911 kolej obwodową zlikwidowano, a z mostu usunięto torowisko.

Most (podobnie jak inne mosty Krakowa) został wysadzony przez wycofujące się wojska niemieckie w styczniu1945r., w wyniku czego został przeznaczony do rozbiórki. Odbudowano go w dzisiejszym kształcie w roku1951według projektu Władysława Borusiewicza, Zbigniewa Wzorka i Stefana Serafina.

W1998 r. most poddano generalnemu remontowi, wyłączając go całkowicie z ruchu. Remontowany obiekt zastąpił składany most wojskowy Lajkonik  który zlokalizowano tuż obok, a po zakończeniu prac remontowych zdemontowano.

Ten sam Dom Egipski od strony ul. Smoleńsk, zdjęcie nieco późniejsze.

A tu zdjęcie tej samej ulicy Retoryka z 1931roki już po zakopaniu kanałów, wybrukowana, przygotowana do plantacji Jest kolosalna różnica prawda?
W górnym lewym rogu znów widok na Kamienicę Egipską, na przeciwko której stoi już wybudowana kamienica, w której mieszkam.
To bardzo fajne uczucie, gdy  jest możliwość cofnąć się w przeszłość i zobaczyć znajome na co dzień miejsca w czasie, gdy mnie jeszcze nie było na tym świecie.

A tak w ogóle wczorajszy dzień był dla mnie bardzo ciekawy. Zacznę od tego, że idąc do pracy podwórkami zapaliłam sobie papieroska. W pewnym momencie  minęło mnie dwoje uczniaków, tak na oko mający około 10 lat. Jeden z nich wrócił się do mnie z uwagą: pani pali papierosy, więc wkrótce strzeli pani w kalendarz. Nawet się nie zdenerwowałam, stanęłam tylko i pomyślałam, że ten chłopak raczej  nie chciał mi dokuczyć, on tylko wyraził swój pogląd, skądinąd pewnie i słuszny. No patrz Ewa, pomyślałam, on młody i mądry, ty stara i taka głupia, po co te świństwa właściwie  palisz?   Tylko czy to zdarzenie wystarczy na to, by to pozytywnie zmienić? Ciemno to widzę, już tyle podchodów w tym kierunku uczyniłam…..

Wczoraj w pracy miałam aż dwa przypadki dziwnych zbiegów okoliczności, związanych z datą urodzeń pacjentek.
Pierwsza moja pacjentka miała dokładnie ten sam dzień i miesiąc urodzin, co ja, czyli 22 kwietnia, z tym, że ona była młodsza ode mnie aż o 40 lat.
No fajnie, pomyślałam sobie, Włodzimierz Iljicz Lenin urodził się równo 80 lat przede mną, a ta pacjenta równe 40 lat później niż ja, czyli wynika z tego, że to była  połowa tego, co dzieliło mnie wiekowo z Wielkim Wodzem. Dziwne, prawda? Powiedziałam jej o tym oczywiście, a ona uśmiechnęła się i powiedziała, to znaczy za jeden miesiąc i jeden dzień obie będziemy  obchodziły swoje urodziny. Zgadza się, ale pomyślałam, że chętnie z nią datami jednak bym się zamieniła 🙂
Inna pacjentka też miała nietypową datę urodzin, mianowicie urodziła się 29 lutego. Czyli obchodzi pani urodziny co 4 lata, uśmiechnęłam się do niej, a ona mi odpowiedziała:  tak właśnie było i w tym roku (mamy rok przestępny przecież), ale koleżanki z tej okazji  nie omieszkały przy tym „wypomnieć” mi mojego wieku.
Tak niestety bywam pomyślałam, zresztą to też była całkiem jeszcze młoda dziewczyna, więc nie miała powodów do obaw o swój wiek. Gdybym ja tyle miała…..

Właściwie to już nic ciekawego w drodze powrotnej i później w domu się nie wydarzyło, o czym mogłabym wspominać. O nie, może tylko tak trochę się w autobusie rozweseliłam, gdy siedząc na przeciwko rozmawiającej przez telefon pani nagle Usłyszałam jej głos, do kogoś wołający : A gdzie jest ciotka??? Jak to gdzie?, pomyślałam, przecież siedzi na przeciwko Ciebie, Kobieto. Bo w całej mojej rodzinie  właśnie wszyscy o mnie mówią Ciotka, może to niezbyt elegancki zwrot, ale się nie czepiam, tak się przyjęło i już tak pozostanie.  Mówią w rodzinie Ciotka i już wszyscy wiedzą o kogo chodzi 🙂
Chyba to, że jednak wczorajszy dzień był raczej chłodny, z nieprzyjemnie wiejącym wietrzykiem, tak, że muszę przyznać, że idąc do pracy wcale mi to jakoś bardzo nie przeszkadzało, za to wracając z niej późnym popołudniem po prostu zmarzłam.
Coś ten początek wiosny jest z nami na bakier. Dzisiaj znów łzawo i znów całkiem zimno, jest najwyżej około 3 stopni Celsjusza, potem ma podobno nieco temperatura o kilka stopni podskoczyć do góry, ale czy się rozpogodzi??? Wątpię.

A jednak miłego wtorku życzę.