
Przede wszystkim dzisiaj są Imieniny mojej siostry Ani.
Aneczko myślę o Tobie i tak często z Tobą rozmawiam.
Czy mój głos do Ciebie dociera? – chciałabym
Przy okazji wszystkim Aniom ( a to dość popularne imię) życzę samych pomyślności z okazji Imienin.
Nie chcę być sentymentalne, ale te dwa ostatnie dni, to znaczy wczorajszy, gdy były imieniny Brata i ten dzisiejszy, czyli dzień imienin Siostry bardzo mnie rozstroiły.
Pamiętam te wszystkie rodzinne chwile i raz się do moich wspomnień uśmiecham, a raz z łezką w oku wracam do tych starych już lat.
Wiem, że wszystko kiedyś się kończy, ale gdzieś w podświadomości ciągle mam żal, że tak mnie oboje zostawili. Przecież mogliśmy wspólnie przeżyć nie jedną miłą chwilę, to wszystko nastąpiło niespodziewanie i stanowczo za szybko.
Dobrze, nie można mieć przecież do Solenizantów pretensji, zwłaszcza, gdy nadchodzi dzień ich imienin , czy urodzin, ale tylko chcę powiedzieć, że mimo, że minęło już trochę, a właściwie sporo czasu od Ich odejścia, ciągle czuję w sercu ból i tego już nic nie odmieni.
Jak już wcześniej w poprzednim wpisie informowałam, wczoraj miałam gościa, czyli VIP-a.
I oczywiście najważniejsza i właściwie jedna podana przeze mnie potrawa to był chłodnik po litewsku.
Rzeczywiście muszę przyznać, że bardzo mi się udał, czego wyrazem było stwierdzenie mojego gościa: to było pyszne.
Czy muszę więc coś więcej na ten temat pisać? Już chyba wszystko wiadomo!
Spędziliśmy bardzo miłe wspólne popołudniu, między innymi zachwycaliśmy się filmem „Skrzypek na dachu”, którego puściłam na moim monitorze komputerowym.
Ale czasami myślami odfruwałam na moment daleko za Poznań, gdzie właśnie odbywał się urodzinowy Kinderbal u wnuków Ulki.
Wyobrażam sobie, jak musiało tam być wczoraj wesoło i kolorowo. 
Pewnie, gdybym nie miała wczoraj gościa na obiedzie, pojechałabym na weekend do Modlnicy.
A tam przeszedł niesamowity huragan z wyładowaniami atmosferycznymi i z olbrzymim gradem, który podobno wyrządził wiele szkód pośród moich ukochanych kwiatków, a przede wszystkim uszkodził (przedziurawił) dach nad tarasikiem i niestety nadaje się on teraz tylko do wymiany.
Boże, jaka to siła, co prawda uprzedzali, aby się przygotować do bolesnych skutków tej nawałnicy, ale jak się ma człowiek przygotować, kiedy nigdy nie wiadomo, z której strony ten żywioł nadpłynie i co i w jakim stopniu uszkodzi. Żal mi Magdy i Jacka, bo naprawdę wsadzili w swój taras i w roślinność go okalającą sporo roboty i serca.
Ta maseczka na stopy jest jednak rewelacyjna, dopiero gdzieś po tygodniu widać jej działanie. Czuję się co prawda jak wąż, który linieje, tak wiele skóry schodzi z tych stwardniałych miejsc na stopach, nawet widać schodzącą skórę na prześcieradle, która pozostaje tam w postaci płatków, ale trzeba przyznać, że czuję olbrzymią ulgę, przynajmniej nie mam tego nieznośnego pieczenia stóp.
Ale trzeba jednak cierpliwie swoje odczekać, żeby zaczęła działać, mniej więcej około tygodnia.
I wcale nie jest tak, jak kiedyś pisałam, że trzeba ją robić często, Boże broń, jeszcze by cała skóra ze stóp pozłaziła, ta dobra też. Wystarczy taki zabieg zrobić raz, a co najwyżej po miesiącu go jeszcze powtórzyć.
Dzisiaj pogoda już nieco zelżała, chyba po tej nocnej burzy i deszczu. Chyba jednak trudno powiedzieć, żeby nad Krakowem przeszła burza, zaledwie kilka razy zagrzmiało, dwa razy błysnęło i kilkanaście minut popadało. Ale przynajmniej temperatura oscyluje około 20 stopni i można swobodnie oddychać. Tak więc dzisiaj mój wiatraczek dostaje dzień wolny od pracy.
Raz jeszcze wszystkim solenizantkom życzę wiele szczęścia z okazji Imienin, a wszystkim życzę przemiłej niedzieli.