Ale to już było…

                         

To był wspaniale relaksujący weekend.

Mimo,że dopiero zaczął mi się w sobotę po godz 14.,chyba jednak odpoczęłam.

Ta samotnosć w domu,żadnych krzyków,wrzasków…..

Byłam sobie panią swojego czasu,robiłam co chciałam,spałam,kiedy chciałam,a przyznać muszę,że wiele godzin na śnie spędziłam.

Ale tak jak już pisałam,jedynie dużo odpoczynku w możliwie wolnych dla mnie chwilach i dużo snu pozwoli mi jakoś do tego przyszłościowego urlopu dotrwać……

Więc nie mam wyrzutów,żem leniwa,czasami na lenistwo trzeba sobie pozwolić.

A i duchota nie pozwalała nigdzie daleko z domu wychodzić,co innego,gdybym była gdzieś na tej wsi na przykład…….

Może powinnam preferować bardziej aktywny odpoczynek,ale w końcu robię tak,jak mi się podoba.

Nareszcie nic nie musiałam,nic nie było na

siłę…….

Więc pełna energi (CZYŻBY)???? zabieram się za następny pracowity tydzień,z nadzieją,że zgodnie z prognozą pogody nie będzie on przynajmniej tak bardzo duszno-męczący.

zatem P O W O D Z E N I A !!!!  

PO BURZY…….



A po burzy przyszedł nareszcie chłód…


Jak przyjemie,gdy słonko nie grzeje jak szalone  i można odetchnąć nareszcie pełną piersią, po tych dniach Sahary……


Aczkolwiek mury jeszcze ciągle są  rozgrzane do czerwoności i noc była nadal parna…..


Noc zresztą spędziłam samotnie,moja rodzinka gdzieś wybyła w nieznanym mi kierunku,tak więc wczorajszy i kawałek dzisiejszego dnia napawam się spokojem i ciszą……


Naprawdę świetnie to działa na moja biedną skołataną głowę……


Niestety takie 2 dni spokoju i luzu nieprędko znów się pojawią…


A taką miałam nadzieję……nawet za całą dychę Totolotka wczoraj wysłałam,widać pieniężne szczęście mnie omija.


Nawet trójki nie trafiłam….  :-((


Nie mam szczęścia do pieniędzy,własnego mieszkania ( które ciągle zamierzam sobie w jakiś cudowny sposób kupić,tylko narazie koncepcji mi brak),do urlopu….


Ale wcale nie znaczy,że jestem z tego powodu  n i e s c z ę ś l i w a…..


Życie nauczyło mnie cieszyć się nawet drobiazgami….


Czyli,jak mawiała moja Kochana Ciocia Irena


„ja się czeszę byle czym”…..


A dzisiaj cieszę sie wolną niedzielą.


I tak trzymać.


Upragniona sobota…

I oto nadeszła,ona,sobota,największy dzień lenistwa…

Co prawda ta nie będzie aż tak bardzo leniwa,bo idę na troszkę do żabek,ale potem….

Pewnie i tak nie będe jej spędzała tak,jak zamierzam,pewnie będę musiała rodzinne obowiązki odbębnić ( Wujek Jurek z żoną dzisiaj zawitają podobno  do Krakowa)….

Że co?,że leniwa jestem okropnie ostatnio i nic tylko o weekendzie marzę?

O czymś trzeba,skoro narazie urlopowy odpoczynek coraz dalej……

Najważniejsze tylko w tym zapracowanym i gorącym czasie porządnie się wyspać.

Jedyna moja tylko nadzieja na zaczerpnięcie nowych sił,starczających  chociaż na następny dzień.

A chodzę ostatnio spać jak prawie dzidziuś,już koło 21-21.30 sen morzy mnie wielki i nic nie jest w stanie mnie zatrzymać w tej materii.

Przynajmniej ta noc była spokojna,bez jakiś nietypowych i strasznych snów….

Za oknem zalega znów następny, bardzo gorący dzień,jakie to niesprawiedliwe,że nie mogę sobie gdzieś poleżeć pod jakąkolwiek gruszą….

Zanim ja na swój urlop się wybiorę,pewnie już będzie padało całe dnie i noce…..

Moja siostra wraz z rodzinką właśnie siedzą sobie w aucie i jadą nad jezioro Raduń,a ja…

Pomyśleć,gdybym mocniej tupnęła tą swoją nogą,może i ja podzielałabym teraz ich radość

odpoczynku……

Ale jest,jak jest,nie ma po co "gdybać"

I dla mnie kiedys nadejdą "lepsze czasy".

Póki co,mogę sobie w blogu umieścić jakieś zdjęcia z jeziorka i już mi łatwiej będzie.

Będę spoglądała tęsknie i czuła się,jakbym tam już była……….

  w dzień……

i w romantyczny wieczór……..

BRRRRRR



BRRRRR,co za koszmary mi się śniły-cały świat zmarłych i ja pomiędzy nimi…..straszne.


Jak tu mieć siłę na cały dzień,trudno mi się jeszcze otrząsnąć….


A dzisiaj piątek…..niby szybko nawet ten tydzień mi zleciał,ale niestety nie kończy się na dzisiejszym dniu.


Idę do pracy……dzisiaj,jutro……


Znów będę miała za mało czasu na naładowanie akumulatorów….. 

oh te pokusy

Nie uległam ciastkom i lodom ( to dwie Anie w pracy taki poczęstunek imieninowy urządziły),ale za to trochę sobie pofolgowałam na imieninach mojej siostry.

Nie,oczywiście ciasta nie jadłam,ale tam były takie różne inne smakowitości,które wcinałam,nie bacząc na dietę.

Pal licho ,może ciut więcej ilościowo zjadłam ( jakościowo było  raczej o. k.),ale jak oprzeć się np. wspaniałej sałatce owocowej,a przede wszystkim arbuzowi,napełnionego owocami zanurzonymi w Sangri???

Pycha to była,trzeba przyznać,że taki nasączone alkoholem owocki idą nieco do główki,oj idą.

Ale to był bardzo przyjemny wieczór,stoły rozłożone były na tarasie,wiał przyjemny, już chłodniejszy nieco niż rano wiaterek,wszyscy wraz ze solenizantką byli bardzo szczęśliwi….

Siedzieliśmy na tym tarasie do bardzo późnej,nocnej już omalże  pory,nawet nie wiadomo,kiedy ten czas tak szybko minął..

No i oczywiście pozostałam u siostry na noc.

Przez moment nawet myślałam,czy nie rozłożyć sobie hamaka na tarasie i na nim nie spać,ale komary były tego wieczora bardzo dokuczliwe,i tak pół nocy spędziłam na drapaniu się,po  ich podstępnych ukąszeniach……

Wieś w letnie,upalne wieczory niewątpliwie ma swoje uroki……..

Koniec marzeń.

Pora wracać do rzeczywistości.

słowo o Opatrzności

                  

                  (chmurki Halusi)

Znów punkt piąta budzik w telefonie obudził mnie swoją delikatną melodyjką.

Zaczynam następny dzień….

Podobno w Małopolsce chmurki od czasu do czasu mają pokryć niebo,tak,żeby ochłody dać

rozpalonemu ciału…….

Wczoraj wracałam z Kalmara podczas dość wielkiej ulewy i burzy,na szczęście jechałam autem z Maćkiem.

Nie wiem co by się działo,gdybym musiała czekać na przystanku na busika.

Tam nawet nie ma gdzie sie schować przed deszczem……

A gdybym tak jechała busikiem???,pewnie musiałabym jeździć na okrągło,tam i spowrotem Kleparz-Skała,zanim przestałoby nareszcie padać.

W pewnym momencie zrobiła się istna ściana deszczu……

No nie,Opatrzność wyraźnie nademną czuwa….

Tak samo chyba,jak nad tym pijaczkiem,którego mijaliśmy na ul.Konecznego,około 13 w południe.

Szedł środkiem ulicy,zygzakami,nic sobie nie robiąc z nadjeżdżających samochodów…..

Wręcz przeciwnie,każdy nadjeżdżający pojazd witał wielkim i bezbronnym uśmiechem,lawirując tuż przed jego maską…..

Matko,tak się ululać i to w środku gorącego dnia???

SZOK!!!!!!

Mam nadzieję,że i dzisiaj Opatrzność czuwać będzie nademną i moją rodziną i spokojnie ten wtorkowy,upalny dzionek jakoś przeminie.

Zawsze bliżej,niż dalej do urlopu.

Tylko odliczać nie mogę tych dni ,bo nie mam pojęcia,kiedy naprawdę będę ten urlop w końcu  mogła wziąść…..

A teraz łazienka,malowanie i wymarsz….

Pa, pa.

HURRA!!!!


AGRAFKA ZOSTAŁA MAMĄ 


H  U  R  R  A  !!!!!! 


Stefan Ojcem,Ulik Babcią a Pan Kawusia Dziadkiem


Same dobre wiadomości od poniedziałku…..


Jak jeden malusi Igorek uszczęsliwił tyle osób na raz…..


Mnie też ucieszył,bo wiem,ile Magda  naczekała się,żeby zostać Mamusią.


Serdecznie Jej z całego mojego serca gratuluję.



Tatusiowi i Dziadkom też.

Nowy tydzień,nowe wyzwania

(moje nieustajace marzenie……morze)

Nie wiem,czy należycie odpoczęłam przez te trzy dni,ale niestety dzisiaj już poniedziałek….

Trzeba na nowo stanąć do swoich codziennych wyznań.

Ten upał mnie zamęczy kompletnie,nie wyobrażam sobie,że będę musiała w takim zaduchu jeszcze sie poruszać i robić zdjęcia,wczoraj co chwilkę sobie mogłam przynajmniej polegiwać i odpoczywać….

A jak narazie, nic nie zapowiada,żeby ta pogoda miała się na ciut gorszą zmienić….

Teraz  jest piąta rano,za oknem milusi chłodzik,w domu cisza…..

A ja już niestety zbierać się muszę,bo dzisiaj całkiem samodzielnie,bez żadnego podrzutu autem, na wieś, do moich rybek  dotrzeć muszę, na jakąś przyzwoitą godzinę……

I to chyba by było na tyle wpisu…

A,czy pisałam już,że Polska przeniosła się w równikową,tropikalna strefę??????

Miłego,upalnego tygodnia życzę,

Szczególnie tym odpoczywającym  szczęściarzom  

ot,takie sobie niedzielne pisanie

Nie mam pojęcia,co mi się śniło,spałam tak twardo…..

Nad ranem tylko przebudzilam się i…..cała się rozpromieniłam,że dzisiaj  N I E D Z I E L A ,mogę sobie pospać jeszcze troszkę dłużej……

Całą swoja siłę regenerować muszę przez weekend,żeby nastepny tydzień jakoś przeżyć.

Byle do urlopu,a on już bliżej,niż dalej,chociaż ciągle jeszcze daleko….

Marzy mi się dzisiaj wyjazd gdzieś z Krakowa,na troszkę, na tzw. świeże powietrze,w Krakowie ciągle jest nie do wytrzymania ,zaduch,zaduch,zaduch……

Pochodzić gdzieś po lesie,powdychać świeże powietrze,wykąpać się w jakimś jeziorku……

Czasami marzenia spełniają się……

Goracy sobotni wieczór

Taka mi się kąpiel marzy,ech…szkoda gadać

Sobota leniwie mija sobie….

Następny upalny bardzo dzień,nic tylko siedzieć gdzieś w wodzie i się pluskać.

Mi ,niestety ,pozostał tylko…tusz…..

Ale nie narzekam,nie musiałam nigdzie dzisiaj szwendać się po tym rozgrzanym do czerwoności asfalcie…..

Czekałam na wiadomość o Agrafce,ale jakoś,niestety, jeszcze mały Stefanek nie garnie się do tego świata.

Może jutro wychyli swój malusi łebek z brzuszka mamusi,zobaczy,że jednakwspaniały jest ten nasz świat i cały już  szczęśliwy opuści bezpieczną dotychczasową swoją kryjówkę???

Pozostaje tylko cierpliwie czekać…..

A tymczasem już noc pomału zalega za oknem,trzeba pomyśleć o jakimś smacznym śnie,może kolorowe aniołki akurat mi się przyśnią?

albo chociaż ta morska kąpiel????

DOBRANOC