
Mój Boże, a to przecież dotyczy już mojego rocznika i jego okolic. Szybko nam czas zleciał.
Życie, życie jest nowelą, której nigdy nie masz dosyć, wczoraj biały, biały welon, jutro białe, białe włosy……..
Wczoraj było święto naszych Kochanych Babć, dzisiaj mamy święto naszych Kochanych Dziadziusiów.
I chociaż każdy z nas już jest Babcią, czy Dziadkiem ( ja tylko Ciocią Babcią, ale słowo Babcia mieści się w jej nazwie), z łezką w oku wspominamy ten nasz dziecinny świat, gdzie Babcia tuliła nas do swojej piersi i opowiadała piękne bajki, a Dziadek snuł wspomnienia ze swoich dawnych lat, spoglądając na nas z wielkim wzruszeniem.
Oczywiście, że z racji mojego wieku moi Dziadkowie już dawno przeszli na drugą stronę tęczy, ale to nie znaczy wcale, że o Nich nie pamiętam, że Ich nie wspominam. Dziadek Emil, Tata mojego Taty, czesał moje włoski grzebykiem od swojej długiej brody i częstował mnie pyszną miksturą leczniczą własnej produkcji, Dziadka Michała (Taty mojej Mamusi) natomiast właściwie praktycznie w ogóle nie pamiętam, zresztą miałam 3 lata, gdy obydwoje umarli. Babcia Helenka, Mama Taty, mieszkała co prawda z Ciocią Janką zupełnie na innej ulicy, ale odwiedzałam ją, czasami i Tata przywoził Ją często do nas, opowiadała mi wtedy „straszne historie” jak na przykład o Józiu, do którego przychodził duch i wołał”oddaj mi złotą nogę”. Przyznam, że trochę się bałam tych historyjek, ale i tak zawsze z wielkim zainteresowaniem ich słuchałam, przy okazji mocno ściskając Jej dłoń ze strachu.
Za to druga Babcia, Mama mojej Mamy mieszkała z nami aż do swojej śmierci. Była bardzo kochana, bardzo dumna, nigdy nie pozwalała sobie mówić Babciu, żeby się nie postarzać, więc nazywaliśmy Ją Tamtą Mamą. Świetnie mówiła po francusku i uwielbiała, gdy miała okazję z kimś w tym języku porozmawiać. W mojej pamięci na zawsze pozostanie obrazek, gdy urodziła się córka mojego brata, Monika (ta, z którą obecnie zresztą mieszkam), a Tamta Mama brała to maleństwo na ręce, podchodziła do okna, pukała w szybę i wołała „ptaszki, ptaszki, chodźcie do Monisi” A Monika bardzo wtedy się cieszyła. Niestety choroba ją dosyć szybko zmogła i zmarła w wieku 78 lat. Babcia, Mama mojego Taty dożyła 92 lat życia.
I takie mam wspomnienia właśnie z okazji tych szczególnych dwóch dni. Nie mogę do Nich podejść, przytulić się, ale zawsze mogę do Nich wzdychnąć „jak ja Was kocham moi Dziadkowie”
I to nie tylko dlatego, że dzięki Nim jestem i ja na tym świecie, ale właśnie dlatego, że byli tacy wspaniali.
Chyba jednak dobrze wczoraj trzymaliście za mnie kciuki, bo wczoraj przyszedł Józio i…. nie, nie przyniósł jak w tej piosence pączków, ale za to nareszcie mam podłączony miejski telefon do rutera, który mi wymienił na nowy, okazało się, że ten stary w środku już był przepalony i dlatego sygnał internetowy raz do mnie dochodził normalnie, raz bardzo słabo i dlatego mój komputer tak „mulił”. Przy okazji posprawdzał mi jeszcze, dlaczego mój Incredit Mail słabo działa, przeskanował i komputer i laptop i powyrzucał niepotrzebne malware, czyli śmieci internetowe.
Tak więc można jednym słowem powiedzieć, że to był bardzo udany dzień, mimo, że wczoraj Kraków dopadły bardzo obfite opady śniegu, zwłaszcza popołudniu, ale udało mi się bez szwanku (czytaj bez upadku) dojść z przystanku autobusowego do pracy i potem z powrotem z przychodni na przystanek, a jest tam dosyć nawet spory kawałek drogi, no i potem już z przystanku, gdzie wysiadałam z autobusu, do domu. Byłam z siebie bardzo dumna, bo ostatnio miałam przecież jakieś obawy przy chodzeniu w taką śnieżną pogodę. Fakt, szłam sobie spokojnie, pomału, własnym rytmem, a niby po co miałam lecieć na łeb, na szyję. Ważne, że szczęśliwie dotarłam, no i nieco te niepotrzebne lęki opanowałam. Ale jednak muszę nadal nad nimi pracować.
Faktem jest to, że odkąd zaczęłam dwa razy dziennie smarować moje stopy tym balsamem Alpenkrauter, zdecydowanie stopy mnie miej bolą i przez to lepiej mi się chodzi. I to na pewno, nie tylko nie zdaje mi się, ale taka jest prawda!!!!! Będę przy tym obstawała!!!!
Dzisiaj też na pewno będzie dobry dzień, bo idę na poranną zmianę i spotkam się z moim ulubionym panem doktorem od dziecinnych kręgosłupów.
Dosyć dawno go widziałam ostatnim razem, zrobił sobie akurat dłuższą przerwę, tym bardziej nasze spotkanie będzie miłe.
Magdusiu Italiana! pamiętam o Tobie i nie omieszkam pokazać mu tej płytki z Twoim badaniem, jak coś się ciekawego dowiem, natychmiast wyślę Ci maila. No i jeszcze jedna wiadomość dla Ciebie, już możesz bez problemów dodzwonić się na mój miejski telefon, jest już czynny, a przez weekend najprawdopodobniej będę siedziała w domu.
Dzisiaj znowu wyprzedziłam budzik i obudziłam się już po godzinie czwartej, w miarę wyspana. Dziwne, zasnęłam o 0.30 w nocy, tyle snu mi wystarczyło?
To jednak jest jedna z oznak wieku starszego, kłopoty z nocnym snem.
Na pewno odbije się to na moich nogach, to znaczy znów będę dzisiaj miała kłopoty z chodzeniem. To jest u mnie bardzo właśnie dziwne, gdy nie wyśpię się porządnie, nogi odmawiają mi posłuszeństwa. No cóż, na pewno zaraz wypiję sobie swój nieodzowny Nimesil, oj, już bardzo dawno go nie zażywałam, wymasuję stópki swoim balsamem od V.I.P.A i… będzie dobrze. A na pewno znów swoje odeśpię po powrocie z pracy, na pewno nagły sen około 15-stej mnie zmorzy, nogi zaczną narywać, więc będę musiała się położyć i najpewniej zasnę. No właśnie, znów moje nogi, gdy zaczynają narywać, drżeć jest to dla mnie oznaka, że pora się zdrzemnąć. To chyba nazywa się choroba niespokojnych nóg. Kiedyś zażywałam na nie jakiś lek, ale w tej chwili już tych leków mam takie ilości, że każda zażyta dodatkowa tabletka zaczyna u mnie powodować mdłości. Naliczyłam, że teraz, gdy włączyłam jeszcze ten antybiotyk i jeszcze dwa inne leki na moje kiszeczki biorę 8-9 tabletek rano, a południu dwie i wieczorem znów trzy tabletki, okropnie dużo, ale jak mus, to mus, co robić, nie ma zmiłuj się. Staram się to rano zażywać w dwóch porcjach, z 10 minutową przerwą pomiędzy każdą porcją, ale i tak, gdy sobie te leki przygotowuję, robi mi się dziwnie niedobrze już na sam ich widok, straszne, ile człowiek musi się nacierpieć. A pomyśleć, że jeszcze jakieś 6 lat temu byłam jeszcze wolna od wszelakich leków, nawet tych cukrzycowych, chociaż podejrzewam, że tę chorobę mam już od dłuższego czasu. Dobrze, że przynajmniej ją udało mi się jakoś opanować i wciąż tkwię na granicy normalności, albo lekko ją przekraczam, oczywiście w zależności od tego co zjem. Ale ostatnio zauważyłam bardzo dziwne zjawisko, mój brzuch teraz staje na straży mojego poziomu cukru, po prostu, gdy zjem coś słodkiego, od razu zaczynam czuć mdłości. Może to i dobrze?, przecież jedzenie słodyczy nie tylko tuczy, ale i głównie szkodzi organizmowi. Niech tam sobie moje brzusio toleruje lub nie co chce, zawsze mam jakby nie było swojego ” prywatnego policjanta” w sobie, ha, ha,ha.
No i na koniec jeszcze dobra wiadomość: Dzisiaj mamy piątek, a więc zaczynamy weekend.
Pozdrawiam serdecznie tych, co na nartach szusują po stokach i tych, którzy przez weekend odpoczywać spokojnie będą w domowym zaciszu.
Miłego piątku życzę