
Jak ten czas leci, znów dzisiaj mamy wtorek, ale jakże dla mnie inny od tego sprzed tygodnia.
Dobrze się dzieje, że już po tygodniu całkiem dobrze się czuję i jakoś mogę egzystować, chociaż trzeba przyznać, że jeszcze trochę rana wewnętrzna boli, jeszcze wczoraj musiałam zażyć przeciwbólowy środek – ketonal.
Może lekko wczoraj się przeforsowałam, bo i wizyta w przychodni i „zaliczyłam” dwa sklepy, pewnie wydawało mi się w tej euforii po wizycie u chirurgów, że jestem silniejsza niż na prawdę jestem. Wszak wczoraj pani doktor powiedziała mi: niech panią nie zwiedzie fakt, że ma pani tylko cztery niewielkie otwory w brzuchu, to jednak była bardzo poważna operacja, czasami kończąca się nawet śmiercią, bo dokonano u pani bardzo duże cięcie wewnątrz brzucha, rana wewnętrzna jest bardzo duża i musi pani na siebie jeszcze bardzo uważać, aż wszystko się pięknienie zagoi.
Przyznam, że ta wiadomość o możliwej śmierci nieco mnie wczoraj przeraziła, dobrze, że wszystko się tak szczęśliwie skończyło, a że rana w środku jest spora, niestety wciąż odczuwam. Pani doktor powiedziała, że nawet po resekcji kawałka żołądka cięcie nie jest tak dotkliwe, jak przy tej zastosowanej u mnie metodzie by passa – teraz mam całkowicie przebudowany spory odcinek drogi pokarmowej i dlatego inaczej niż u wszystkich przebiega proces trawienny. Jednym słowem mój żołądek został nieco „oszukany” przez wyłączenie sporej części jego obecności i zastępczo połączenia jego małej części z jelitem czczym z ominięciem dwunastnicy , która do tej pory była ważną częścią w procesie trawiennym, który przez to uległ skróceniu i umożliwia szybsze przejście treści pokarmowej.
Kto wie, czy gdybym tak do końca wszystko to sobie uświadomiła przed zabiegiem, tak, no może nie całkiem beztrosko, ale i bez większych obaw poddałabym się tej operacji? Ale w końcu wierzyłam w Opatrzność Bożą i w to, że nic złego nie może mnie spotkać.
Ale niestety jestem wciąż jeszcze rekonwalescentką, która chce jak najszybciej wrócić do codzienności, niestety poszczególnych etapów zdrowienia nie da się całkowicie przyśpieszyć, czy wręcz ominąć.
Nie piszę tego dlatego, żeby przestrzec innych potencjalnych kandydatów na taki zabieg, broń Boże, jest to przecież jedna z może najradykalniejszych, ale za to skutecznych metod walki z otyłością. Jeszcze może wciąż mało popularny, ale jakże pomocnych dla tych, którzy nie potrafią sobie z otyłością, a zwłaszcza z chorobliwą otyłością pomóc. Znam to doskonale, ile razy słyszałam ” nie żryj tyle” , ile razy polegałam w tej karkołomnej walce z kilogramami, wydawało się skutecznie, a jednak w końcu efekt „jojo” mnie pokonywał. Trzeba było sobie powiedzieć: jestem chora, a jeżeli inne metody zawiodły, trzeba szukać innego wyjścia, już pod opieką lekarską. Bo otyłość to przede wszystkim choroba mózgu, tam mamy utrwalony pewien kod genetyczny, który nas naprowadza na taki, a nie inny sposób życia. Jest też wiele innych czynników chorobowych, które sprzyjają otyłości, są jakby jej nośnikami i naprawdę często bardzo trudno sobie samemu poradzić, zwłaszcza, gdy przekroczyło się już pewien próg jej rozwoju. Nie wystarcza tylko tak sobie rzucić słowa „odchudzam się”, najpierw trzeba zapalić w mózgu czerwoną lampkę: STOP, idę złą drogę, a potem zapalić zielone światełko, albo jestem na tyle silna, że wytrwam i dam sobie radę, albo będę musiała poprosić lekarza, a może i psychologa o pomoc. Bo jak już wspominałam, wszystko to co działamy w życiu zapisane jest w naszym mózgu i bez uświadomienia sobie tego faktu, wiele procesów, jak właśnie walka z otyłością, nikotynizmem, czy alkoholizmem są naprawdę bardzo trudne do pokonania.
Wracając do mojego przypadku, doszłam kiedyś, gdzieś pod koniec zeszłego roku, do punktu, gdy w mózgu ta czerwono zapalona lampka mi się wyraźnie pokazała.
Przeprowadziłam wtedy sama ze sobą bardzo ważną rozmowę: czy na pewno w wieku 65 – 70 lat chcę już umierać? Bo byłam już niestety na prostej ku temu drodze, miałam kłopoty z oddychaniem, wieczne bóle brzucha (na pewno mocno nadwyrężona wątroba do tego bardzo się przyczyniała), miałam nieuregulowaną cukrzycę, która jest nazywana nawet przez lekarzy cichą śmiercią, nie wspominając o trudnościach w poruszaniu się i o bólach kręgosłupa, który nadmiernie przeciążony nie dawał sobie rady z utrzymywaniem mnie w normalnej swojej życiowej działalności. Ruchowo zaczynałam być już kaleką, nawet najmniejszy kawałek drogi sprawiał mi wiele kłopotów i przynosił olbrzymi ból. I pewnie, że wszystkie zmiany zwyrodnieniowe związane z przeciążeniem już mi się nie cofną, ale przynajmniej nie będą narastały. To wszystko było przyczyną szukania dla mnie ratunku u lekarzy, którzy chcieli mi po prostu pomóc, a którzy de facto uratowali i przedłużyli mi życie. Stąd może była ta wczorajsza euforia, gdy zobaczyłam, że już łatwiej mi się poruszać, bez pomocy mogłam zejść z leżanki, że w końcu od operacji ubyło mi 5 kg, to tylko te małe na razie kroczki, które mogą, a raczej nawet powinny się przemienić w olbrzymi skok na przód.
Pochodzę z rodziny, w której niestety otyłość była i jest dosyć powszechna, niektórzy sami sobie świetnie dali i dają z tym radę i dzisiaj przed nimi schylam swoją siwą głowę seniorki rodu, ale niektórzy z rodziny lekce sobie ważą ten problem, czasami niestety i nonszalancko do tego problemu podchodząc.
A może jest jeszcze troszkę czasu na to, by zacząć poprawiać swoje życie, wszak ono ucieka tak prędko………… może przyjść moment, że już będzie za późno……. wtedy już żadnego ratunku nie będzie.
Reasumując: bardzo dobrze się stało, że na swojej drodze spotkałam tyle życzliwych mi osób, którzy mi pomagali ten proces przeprowadzić do skutku, pomagając mi szukać dostępu do operacyjnego stołu, wspaniale, że miałam w części rodziny i nie tylko rodziny spore wsparcie w tym, że to co zamierzam jest słuszne i konieczne, że było koło mnie wiele osób którzy dodawali mi otuchy w tych przyznam nie łatwych dla mnie przedoperacyjnych dniach no i przede wszystkim, że spotkałam tych wspaniałych lekarzy, najpierw na Oddziele Wewnętrznym którzy skutecznie mnie przebadali, a potem tych wspaniałych chirurgów, którzy podjęli się trudu przeprowadzenia tej skompilowanej operacji. Dzisiaj im wszystkim z całego serca mówię SERDECZNE BÓG ZAPŁAĆ.
Gdyby nie oni i ich uśmiech w moim kierunku, moje życie mogło by się pomału toczyć ku upadkowi. Dzisiaj mogę tylko przyrzec, że uczynię wszystko, by to co dla mnie zrobili nie obróciło się w niwecz. DZIĘKUJĘ.
Wczoraj było jeszcze bardzo chłodno, wiał i spory, ale i lodowaty wiatr. Tak może być jeszcze nawet i 2 dni, ale raczej z tendencją do wzrostu temperatury, aż w końcu przyjdzie ten upragniony, ciepły czwartek…. oby….
W każdym razie życzę przyjemnego i radosnego wtorku, dla mnie na pewno ze znanych przyczyn, opisywanych powyżej taki będzie.
Czekamy na upragnione słoneczko.
Dzisiaj trzymam kciuki za naszą gimnazjalistkę Polę, która stanęła do swojego ważnego egzaminu dawniej nazywanego małą maturą