ważne przesłanie, chociaż to tylko film…..

 

Historię psa Chaciko opowiada na lekcji wychowawczej w szkole młody chłopak, którego dziadek, profesor muzyki, znalazł małego szczeniaczka rasy akita na Dworcu Kolejowym. Przedstawia losy psa od szczenięcych lat, aż do późnej starości, jakże smutnej dla psa, gdyż jego ukochany pan zmarł. Na próżno przez długie 9 lat czekał jak zwykle na dworcu  na jego powrót, ale nie chciał zmieniać swoich przyzwyczajeń, wierny do końca pozostał w pozycji wyczekiwania. Chociaż próbowano otoczyć go miłością, on jednak nigdy nie przystawał na żadne nowe warunki, ciągle trwał na swoim posterunku.
Chłopak kończy swoją opowieść o dziadku i o jego psie słowami, które można uznać, za ważne życiowe przesłanie:
obaj pokazali czym jest lojalność i że nie wolno zapominać o tych, których kochamy.
A czy my pamiętamy zawsze o swoich najbliższych? Czu nieporozumienia, czasami nie do końca najważniejsze, potrafią nas od siebie oddzielać?
Ktoś powie może, to tylko pies. Prawda, ale właśnie pies jest wzorem wierności, to on prawdziwie kocha i nigdy nie zapomina o swoim Przyjacielu, czego niestety bardzo często nie możemy powiedzieć ani  o ludziach, ani o ich lojalności.
Gorąco zachęcam do oglądnięcia tego ślicznego filmu „Mój przyjaciel Chaciko”. Filmu, który mówi o prawdziwej miłości, o prawdziwej przyjaźni o pełnym zrozumieniu nie tylko pomiędzy ludźmi, ale także pomiędzy tymi, są od nas zależni, od naszych braci mniejszych.
Dodam tylko, że w roli głównej występuje mój ulubiony aktor Richard Gere.

Bardzo wcześnie dzisiaj rozpoczęłam nowy tydzień, już na nogach byłam kwadrans po czwartej rano. Niestety obudził mnie ból kręgosłupa i zgrabiałe ręce, więc musiałam sobie wypić mój ulubiony Nimesil.
A o godzinie piątej rano już słoneczko zaczęło świecić. Zapowiada się całkiem miły poniedziałek, chociaż wczoraj postraszyło w Krakowie trochę burzą.
No dobra, trochę popadało, kilka razy zagrzmiało, trochę błysków na niebie się pojawiło, ale i tak na szczęście  centrum burzy było dosyć od Krakowa oddalone.
Mogłam więc śmiało nie wyłączać komputera i oglądać w całości wyżej wymieniony film.
Niech mi ktoś powie, że tak nie jest, ale burza jednak jest niebezpieczna. No może nie wtedy, gdy się w domu siedzi i okna ma się pozamykane, ale słyszałam, że przez otwarte okno potrafi taki kulisty piorun do mieszkania się dostać i całkiem nawet nieźle narozrabiać. A ja wciąż pamiętam, gdy piorun trafił gdzieś w nasze przewody elektryczne, spalił korki, ale najgorsze, że w wielu miejscach w kamienicy przepalił i telewizory i komputery, sama wtedy miałam uszkodzony telewizor i kartę sieciową w moim komputerze. Jednak szczególnie niebezpieczna jest burza w terenie, a zwłaszcza  w górach. W czasie poprzedniej  sobotniej burzy zginął 40-sto letni mężczyzna i jeszcze kilka innych  osób zostało porażonych piorunem podczas schodzenia z Babiej Góry. No tak, w takim miejscu w zupełności nie ma się gdzie przed burzą schować, trzeba po prostu schodzić w dół. Niestety ten mężczyzna miał pecha, że piorun akurat w niego trafił i śmiertelnie go poraził. Mój Boże, miał tylko 40 lat i tyle jeszcze życia przed sobą, straszna tragedia, szczególnie dla rodziny zmarłego. Wyszedł zdrowy i żywy na wycieczkę i niestety z niej już nie powrócił……
Właściwie człowiek nigdy tak do końca  nie wie, czy szczęśliwie do domu powróci……….
Ale już nie piszę więcej o tej tragedii, żal tego mężczyzny, ale cóż, stało się, można tylko teraz za niego się pomodlić.

Mam nadzieję, że rzeczywiście czeka nas dzisiaj udany dzionek, czego wszystkim życzę, bo przed nami przecież cały i długi tydzień pracy, bez żadnych wolnych dni pośrodku.
Życzę więc wszystkiego dobrego na każdy dzień tygodnia. A ja dzisiaj pracuję sobie popołudniu, więc na razie cieszę się wesołym i słonecznym porankiem.

Nie zapomnij o niedzieli

 

To tytuł następnego filmu, który chciałabym Wam dzisiaj polecić, właśnie „Nie zapomni o niedzieli”
Co warte jest życia, kiedy wskutek choroby zaburzona jest pamięć bieżąca, włączona jest tylko ta, która istniała jeszcze przed chorobą.
Taka właśnie przypadłość chorobowa dopadła świetnie zapowiadającego się naukowca, wybitnego młodego  astronoma, które poprzez swoje obserwacje nieba dokonuje nowych planetarnych odkryć. Niestety nagle traci pamięć i musi całkowicie odmienić swoje życie. Ale pasja astronomiczna wciąż w nim bardzo głęboko tkwi, więc każdego wieczoru obserwuje niebo i dokonuje zapisków tego, co zobaczył i zapis wniosków, do których na nowo doszedł. Do tego służy mu jego podręczny dyktafon, który pomaga mu nie tylko w pracy naukowej, ale w całkiem prozaicznej codzienności, albowiem wieczorem zasypiając nazajutrz zapomina to wszystko, co się poprzedniego dnia zdarzyło, nie pamięta twarzy, nie rozpoznaje ludzi. Jest to dla niego wielkim utrudnieniem, na całe szczęście otoczony jest opieką siostry i przyjaciela, którzy starają się mu pomóc. Jednak najbardziej pomocny jest mu ten dyktafon, który przypomina mu o terminach zobowiązań, wiadomości o wszystkim co ma go nazajutrz spotkać.
Jednak pewnego dnia Gus poznaje Moly ich relacje są dla niego nie do zniesienia, nie może się pogodzić ze swoim kalectwem, bowiem czuje, że zaczyna mu bardzo zależeć na dziewczynie, ale niestety każdego dnia musi odkrywać ją na nowo, tak, jakby ją po raz pierwszy zobaczył. Zadaje więc zrozpaczony swojemu przyjacielowi pytanie: ile razy można się zakochiwać od nowa i to w tej samej osobie? Dziewczyna po nieudanej poprzedniej swojej miłości bardzo pragnie zbliżyć się do Gaya, cóż z tego, kiedy sobie zdaje sprawę, że całkowicie go nie rozumie. Pragnie mu pomóc, ale czy to się jej uda?
Jest to bardzo ciekawy film, który warto obejrzeć.

Wczoraj na obiad zrobiłam sobie zapiekankę z makaronu – rurek, z pora i z dorsza.Wszystkie warstwy zapiekłam w żaroodpornym naczyniu, na wierzch wylewając trochę śmietany 12 procentowej z rozbełtanej z jajkiem i posypałam tartym serem i natką pietruszki. Potrawa była naprawdę pyszna.
Na koniec spotkała mnie  jednak mała przygoda, gdy już potrawę (na całe szczęście) wyjęłam z piekarnika, przesunęłam pokrętło od piekarnika nie na zero ale niechcący na literkę P, co spowodowało, że włączyła się blokada piekarnika, który cały czas działał na wysokiej temperaturze. No, gdybym tak zrobiła nie wyjmując wcześniej  naczynia z pieca, miałabym nie zapiekankę, ale sam węgiel, gdy blokady nie można nijak było wyłączyć, nawet wtedy gdy wyłączyliśmy korki, na moment piecyk  gasł, ale blokada pozostawała,, a po ponownym włączeniu znów piekarnik grzał jak oszalały. Dziewczyny szukały w internecie  podpowiedzi, jak piecyk wyłączyć, ale nigdzie nic odpowiedniego nie odnalazły. Na szczęście po jakiejś pół godzinie blokada sama się wyłączyła, gdyż literka P oznacza samooczyszczanie się piekarnika, wypalają się wtedy wszystkie pozostałe w nim niepotrzebne tłuszcze i inne zabrudzenia. A ten proces niestety musi przez jakiś czas trwać i po włączeniu go nie można już nic z tym zrobić.
Całe szczęście,  że się to wszystko  tak szczęśliwie skończyło, bo ja już myślałam, że będę musiała kupować nowy piekarnik do domu!!!
Ale tę pyszną potrawę mam jeszcze na dzisiaj i na jutro, na wszelki wypadek będę odgrzewała ją w kuchence mikrofalowej 🙂

A dzisiaj właśnie mamy niedzielę, ostatni dzień wytchnienia przed pracującym nowym tygodniem.
Nie zapominajmy więc o dobrym dzisiejszym odpoczynku, spędzonym na samych miłych czynnościach.

Plany mi się pozamieniały

 

Nic ostatnio nie mogę sobie zaplanować, wszystko w ostatniej chwili z przeróżnych powodów „bierze w łeb”, jak to się potocznie mówi.
Cóż począć, trzeba się z rzeczywistością godzić.
Do dzisiejszego spotkania z panem doktorem od kręgosłupów też nie doszło, prawie w ostatniej chwili musiał odwołać swoją wizytę w Krakowie.
Szkoda, bo bardzo lubię te spotkania, musimy je odłożyć na późniejszy, dogodny czas.
No to na dzisiejszy, jutrzejszy i niedzielny dzionek nic już nie planuję, przyjmę to, co będzie.
Wczoraj miałam jakiś nostalgiczny dzionek, pewnie mnie roztroił ten wczorajszy wiersz o mojej Mamie, to wspomnienie z dobrych dziecinnych lat.
Nostalgia wcale z wiekiem nie przechodzi, nawet powiedziałabym, że jeszcze się nasila.
Oglądałam wczoraj zdjęcia z Mamusią i moją siostrą, takie właśnie z   dzieciństwa, gdy byłyśmy obie takie szczęśliwe, mając Ją koło siebie.
I przypomniałam sobie opowiadania o tym, jak bardzo dla Rodziców byłam ważna, jak cieszyli się moimi narodzinami, nawet, jak przestrzegali starsze dzieci strofując, nie ruszaj tego, to jest odłożone dla Ewuni. Nigdy dzieciom nie mogło niczego zabraknąć, a szczególnie tej najmniejszej pupilce, dla której zawsze odkładane były smakołyki, chowane przez mamę pod poduszkę, żebym, zawsze mogła sobie tam pomyszkować i coś dobrego dla siebie znaleźć, choćby był to tylko  kawałek czekolady. Ale i starsze rodzeństwo rozumiało na szczęście, że ta „mała” ma swoje szczególne prawa w rodzinie, nie byli o nią nawet zazdrośni, wręcz też otaczali ją swoją miłością.  Już kiedyś wspominałam kołysanki, które mój brat śpiewał mi przed snem, gdy rodzice wieczorem chcieli gdzieś wyjść, do dzisiaj je wszystkie pamiętam……. a teraz ta”mała” wyrosła już na starszą, nobliwą kobietę, prawie seniorkę rodu.
I tak sobie pomyślałam, że i Ani i Krzysztofowi jest już dobrze, mają koło siebie obydwóch Rodziców, mogą się z Nimi cieszyć niebiańską radością, przeskakując z chmurki, na chmurkę, ja tu pozostałam sama……. ale wiem, że wszyscy oni o mnie myślą i czuję ich opiekę nad sobą.
Dlatego nie może mi tu  na tej ziemi być źle, musi wszystko poukładać się pomyślnie. Tego akurat jestem pewna!!!!

Dzisiaj mamy kolejny dzień długiego weekendu, od rana jest słoneczny, lekko wietrzny, ale zapowiada się miło, mimo, że Magda straszyła mnie wczoraj burzami, które mogą nadejść. Nie lubię burz, zawsze się ich boję, nawet, gdy jestem w domu, kulę się wtedy, wsadzam głowę pod poduszkę i czekam, aż ta zła godzina przeminie. Bo jednak po każdej burzy przychodzi słońce…..

No to uśmiecham się dzisiaj do Was, mrugam prawym oczkiem znad filiżanki porannej kawy i życzę wesołego piątku

Mojej Najukochańszej, Najdroższej i Najbliższej memu sercu Osobie, w Dniu Matki

Jest takie słowo, powiem skrycie,
takie najdroższe chyba każdemu.
Ta, która dała mi poczuć życie,
jak skarby sercem utulonemu.
Mama, Matusia, moja Mateńka,
co mnie w ramionach swych kołysała,
gdy byłam jeszcze taka maleńka,
jako orzeszek w łupince cała.
Do   snu  mnie mocno przytulała,
wrażliwa na me każde  bolączki,
gdy wyciągałam w ufności cała,
swoje dziecięce, malutkie rączki.
Zawsze uśmiechem mnie przywitała,
Jej serce było smacznym łakociem,
które mi w darze ofiarowała,
w radości, w bólu, także w sromocie.
Gzie jesteś teraz Mateńko Droga?
czuwasz nade mną w niebieskiej niwie,
upraszasz łaski u Pana Boga,
abym swe życie przeszła szczęśliwie.
I choć mam siwy już włos na głowie,
ciągle tę miłość czuję tak samo,
więc Ci w Twe Święto po prostu powiem :
BARDZO CIĘ KOCHAM, MAMO.

Ewa W. 26.05.2016r.



A jakże, mamy dzisiaj…….

 oczywiście, że  dzisiaj jest  Ś R O D  A !!!!!!!!!!!

A ponieważ jutro mamy piękne kościelne święto, już dzisiaj świątecznie Ciebie Ulu pozdrawiam i obsypuję Cię bukietem przepięknych, czerwonych róż.

Różami płatków obsypuję Ciebie
By było Ci dziś dobrze jak w niebie,
by Ci słoneczko mocno świeciło,
by  Ci dziś było radośnie, miło,
ptaszki siadały blisko na drzewie,
wesoło  śpiewały tylko dla Ciebie.
By Ci szczęśliwie koguty piały
od świtu bladego, przez dzionek cały
wieczorną porą byś rzekła: szkoda,
że już minęła ta piękna środa.

Takie środowe przesłanie wraz z kwiatami dzisiaj Uleczko Ci posyłam do Poznania, oczywiście dołączając moje słodkie buziaczki.

Obietnice, obietnicami, ale……. no właśnie czasami choroba przychodzi nie w zaplanowanym czasie. I tak było właśnie wczoraj. Na przygotowywałam się w kuchni, napracowałam, natarłam jarzynek i zrobiłam przepyszną rybę po grecku, a tu tymczasem, gdy już wszystko było gotowe, dostałam telefon od Magdy Italiana, że niestety jest chora i nie da rady mnie odwiedzić. Przyznam, że byłam bardzo zawiedziona, ale cóż robić, trzeba było chorej osobie współczuć i udzielić wybaczenia. Niestety już nie zdążymy się z Magdą spotkać, bo już w tę niedzielę rano wyjeżdża ona do swojego domu do Włoch, a najbliższe dni już miała wcześniej zaplanowane, zresztą nie wiadomo, kiedy ją te  niedomagania zdrowotne opuszczą, oby jak najszybciej.
Trzeba przyznać, że ma Magda strasznego pecha, bo rzadko i na stosunkowo krótki czas do Polski przyjeżdża, a tu w dodatku podłapała jakieś uczulenie (pewno na ten wspaniały krakowski klimat), a potem jeszcze i inne dolegliwości do tego doszlusowały.
Zdrowiej szybciutko Magda, tak, żebyś szczęśliwie  do domku powróciła, a ja już czekam na następny Twój przyjazd i …..  już tęsknię.
Tylko pytanie jest jeszcze takie, co ja teraz z tą rybą po grecku zrobię? chyba będę ją musiała przez trzy dni jeść. Dobrze, że chociaż lubię ryby. No tak, jasne, że muszę lubić, skoro właśnie taką  rybę wczoraj  zrobiłam, tylko nie przewidziałam, że będę musiała ją sama zjeść !!!!!!! A zaręczam Was, była pyszna!!!!!

 

A może ktoś przyjdzie i pomoże ją zjeść??????  Z A P R A S Z A M !!!!

Dzisiaj muszę koniecznie nadać Lotka, bo jest znów mega kumulacja, dwadzieścia milionów złotych!!
Wyobrażacie sobie taką sumę?, bo ja tak. Oczywiście, znów jestem naiwną marzycielką, ale co by świat bez marzeń znaczył???
Ale to moje marzenie o wygranej w Lotka można porównać do mojego marzenia o normalnej Polsce, bez kaczych skażeń, niestety oba marzenia są raczej teraz może nie nie dostępne, ale na pewno trudno dostępne. Znów wczoraj Becia oczarowywała vice szefa Komisji Europejskiej , pana Fransa Timmermansa, ale nie sądzę, by się całkowicie dał on jej nabrał, już poprzednio zauważył, co jej obietnice są warte, są czcze, bez pokrycia!
Dziwię się tylko Polakom, bo według ostatnich sondaży poparcie Pis wyraźnie rośnie i ma on poparcie dwukrotnie większe niż pozostałe partie.
Ale do czasu, już okazuje się, że  w kilku województwach, w tym w Małopolsce, zaczyna brakować pieniędzy na  wypłaty 500 plus, czyli najważniejsza, wręcz  kultowo – sztandarowa    obietnica Pisu już się zaczyna psuć, nie mówiąc o innych niewykonalnych obietnicach wyborczych. Czy ludziom nadal będzie się to podobało? Jeszcze do tego, gdy zaczną zamykać niewygodne Pisowi strony  internetowe, w tym pewnie i Facebooka ( a co z moim blogiem? – na pewno go zlikwidują, bo prawdę w nim gadam!), podrożą benzynę i ceny innych produktów, a Polska pogrąży się w gospodarczej ruinie, to może i ta niecała 40 – sto  procentowa część Polaków otrzeźwieje i zobaczy, jaki blichtr dotąd kupowała.
Jarosław teraz pozornie zgodził się na ustępstwa w sprawie Trybunału, imaginując sobie, że przecież do grudnia jakoś przetrzyma, a właśnie wtedy kończy się kadencja przewodniczącego Rzeplińskiego i…. no hulaj duszo, piekła nie ma, on dopiero wtedy pokaże Polakom, gdzie raki zimują. Na pewno zmieni konstytucję tak, że będzie miał wzorem Putina  zapewnione aż do śmierci „panowanie”w Polsce, bo najwcześniejsze  wybory będą mogły być rozpisane na przykład za 25 lat, pod pozorem utrzymania słusznego porządku w kształtowaniu nowej Polski. Wszystko jest możliwe, co do dla Kaczyńskiego zmienić konstytucję pod siebie, a wcześniej pozamykać wszystkich niewygodnych oponentów. Teraz Białoruś będzie miała nareszcie skąd czerpać wzorce.
No to na politykę sobie troszkę ponarzekałam…….. porcję żółci ulałam, ale czy mi teraz z tym lepiej? Raczej nie, bo problem nadal niestety pozostał!
A jeszcze na koniec jeszcze dołączam jeden fajny komentarz, który przeczytałam dzisiaj na Facebooku :
Pragnę bardzo mocno podziękować Panu Prezydentowi i Panu Szczerskiemu.
Kiedy moja 6 letnia córka zasłyszała w TV, że Pan prezydent będzie zabierał zabawki i się nimi rządził, sama z własnej nieprzymuszonej woli od kilku dni sprząta swoje lalki oraz domki i chowa bezpiecznie na noc w szafie. Wcześniej jej się to nie zdarzało bez marudzenia i próśb o pomoc w sprzątaniu.
Zapytana skąd ta nagła zmiana, mówi iż „boi się, że w nocy przyjdzie prezydent i zabierze jej zabawki i będzie się nimi rządził, bo tak powiedział Pan w TV.”
Jeszcze raz serdecznie dziękuję.

Teraz niech i nasze dzieciaczki drżą ze strachu przed Pisem, niech się uczą od zarania, jak dobra zmiana wygląda.
Dużo się dzisiaj napisałam w moim blogu, jak dawno już takich sporych postów nie zamieszczałam
Ale przynajmniej dzisiaj mój wpis znów jest długi i ciekawy(???), a na pewno urozmaicony, dla każdego coś miłego…….
Przecież i tak w najbliższym czasie, gdy wejdzie na fora internetowe policja internetowa, mój blog przestanie istnieć.
Za karę, za to, że jestem zdecydowaną oponentką tej najwspanialszej pod słońcem partii. Pis tak przecież standardowo już z przeciwnikami swojej partii robi, ucisza, karze…..przecież wszystko musi być tak, jak Jaruś każe, jak Jaruś chce, by było, według jego modły.
Ale ja już tak mam, co myślę, to mówię, nie owijam nic w bawełnę i nie cierpię, jak niektórzy, babrać się w wazelinie.
A nawet jeżeli przyjdą ogolić mnie na łyso, jak sugerowała jedna pani radna z klanu Pisu, by tak czynić z oponentkami, to i tak niewielka będzie strata, wiele włosów na tej mojej głowie wcale nie mam. A podobać i tak już nikomu się nie muszę, więc z włosami, czy bez nich….żadna dla mnie różnica……..

A za oknem pięknie, majowo, cieplutko…… szkoda, że taki weekend nie trwa cały tydzień.
Chociaż pewnie byłoby nie ciekawie tak odpoczywać i odpoczywać….. No i ci od polityki też pewnie by odpoczywali, a my zanudzilibyśmy się  na śmierć, gdyby tak długo nic „hecnego” się nie działo. Chociaż nie wiem, czy śmiać się, czy raczej płakać w tym przypadku należy……
No to ja dzisiaj pracuję popołudniu, jutro sobie leniuchuję (może nie całkowicie od bloga), w piątek pracuję i znów potem przede mną dwa dni odpoczynku od niezbyt pracowitego tygodnia, czyli mam taki tydzień w kratkę.
Tylko, żebym trochę lepiej się czuła, znów podskoczył mi niepokojąco cukier (a nie jadłam wcale słodyczy), pewnie znów Glubophash trzeba włączyć do mojej „lekarstwowej diety”
Życzę wszystkim super  miłej środy.

Plany na dzisiaj

Dzisiaj mam zaplanowane spotkanie z Magdą Italiana i Jej właśnie ten piękny koszyczek tutaj dedykuję.
Niestety jest to nasze ostatnie spotkanie przed jej niedzielnym powrotem do Włoch, smutno mi z tego powodu, bo zobaczymy się dopiero jesienią, ale ten czas i tak na pewno nam szybciutko upłynie i już będę oczywiście witała Ją na mim nowym mieszkanku, no taką mam przynajmniej nadzieję,bo ju zaczyna się tam za parę dni remont, który może trochę potrwać co prawda, ale nie aż do jesieni. Gdy Magda przyjedzie następnym razem będę już dobrze zagospodarowana na moim nowym miejscu mojego pobytu.
Ale co tam będę myślała już o jesieni, najważniejsze, że dzisiaj znów spędzę z Magdą przemiły czas.

Pogoda co prawda dopisuje, za to ja znów nie szczególnie się czuję, znów zaczynam mieć w głowie kołowrotki i boję się, czy znów nie mam jakiś kłopotów z żelazem. A przecież zażywam cały czas i żelazo i kwas foliowy, a może to inna jakas przyczyna tych zawrotów, zmiany w kręgosłupie szyjnym?
Na wszelki wypadek postanowiłam jeszcze troszkę odczekać (nie wiem co prawda na co) i dopiero gdzieś za tydzień, dwa znów zrobię sobie badania krwi.
Boże, nie chcę znów w szpitalu wylądować, wiec oszukuję siebie, ze wszystko jest O.K.
Tym bardziej, że sen ostatnio mam nienaganny, nawet powiedziałabym, że może zbyt długo śpię? Wczoraj pracowałam na popołudniową zmianę i musiałam co jakiś czas wychodzić na zewnątrz, bo mimo wypitych dwóch kaw sen mnie morzył, ziewałam tak mocno, że bałam się, że wszystkich pacjentów przegonię, ale świeże powietrze znów mnie orzeźwiało i mogłam nadal pracować. Nie ma to jak łyk świeżego powietrza, jest jeszcze bardziej skuteczniejszy, niż łyk gorącej kawy.
Ale grunt to się nie poddawać, więc idę sobie na poranną kawkę, może jedną, może nawet dwie…..
Coraz mniej może ciekawy ten mój blog, ale czasami jest tak, że jest o czym pisać, czasami nie bardzo, więc…..
Więc życzę wszystkim tak udanego wtorku jak ten, który mnie właśnie czeka podczas miłych pogaduszek  z Magdą.

Dotyk miłości

Jakimi zmysłami można rozpoznać miłość?
Można ją wyrazić różnorako, przez gesty, spojrzenia, słowa……..
Ona w nas jest i z nas emanuje na zewnątrz,  wtedy serce mocniej bije, w brzuchu fruwają motyle…….
Wtedy o tej ukochanej osobie myśli się przez cały dzień, chce się z nią spędzać każdą chwilę, czuć to samo, co ona czuje…..
I własne o tym jest piękny film o miłości, który oglądałam ostatnio na cda „Dotyk miłości”.
http://www.cda.pl/video/56183656

Spotykają się w nim dwa różne światy, świat osoby widzącej piękno i osoby niewidomej, która to piękno może tylko wyobrażać.
Dwie osoby, które mają różne wyobrażenie o otaczającej ich rzeczywistości nagle zderzają się ze sobą i chcą znaleźć wspólne rozwiązanie, wspólną drogę, którą już razem będą kroczyć. Nie jest to wcale łatwe, bo każdy z nich musi w pewnym sensie wyrzec się kawałka swojego dotychczasowego życia i starać się dopasować go do tej drugiej osoby. Wydaje im się, że świetnie się rozumieją, ale to głównie rozumieją się ich ciała spragnione miłości, ich serca, które zaczynają bić podobnym rytmem, ale jednak czuć ten dysonans w zrozumieniu niektórych momentów życia, w tej prozie, która otaczając ich nie jest wcale łatwa w znoszeniu przeciwności. I chociaż pozornie idą sobie na ustępstwa, jednak wciąż  są pomiędzy nimi granice, które bardzo trudno im przekroczyć.
Choroba niewidomego młodego mężczyzny nie jest wcale łatwa do pokonania, tym bardziej, że przez wiele lat zdążył się on przyzwyczaić do życia w ciemności, poukładał swój świat według swoich dobrze znanych już mu zasad i nagle staje przed decyzją  diametralnej jego zmiany. Przejście z ciemności do jasności nie jest dla niego wcale łatwe, musi dokonać wielu wyrzeczeń, ale gdy okazuje się, że znów traci ten odzyskany już jasny świat,
budzi się w nim wielki bunt, którego opanować nie umie, a który w nieoczekiwany sposób zaczyna negatywnie działać na jego uczucie.
Bunt, który ma swoje korzenie  zasiane jeszcze w czasach dziecinnych, a teraz dopiero przychodzi ta pełna świadomość tego, co wtedy się wydarzyło.
Naprawdę jest to piękny i wzruszający film, oparty zresztą na faktach autentycznych, o wymiarze psychologicznym, warto zanurzyć się w tych wszystkich odczuciach bohaterów i może nawet wyciągnąć pewne wnioski dla siebie?
Bo miłość to jest też i pewna filozofia życia, nie ma w niej prostych dróg, zawsze w jakieś zakręty można wpaść, sztuką jest właśnie umiejętność wyprostowania tego, co wydaje się trudne do wyprostowania, ale przecież zawsze jest jakieś wyjście nawet z pozornie bardzo zagmatwanej plątaniny tak, by nie zranić tej drugiej osoby. Tylko nie każdy to potrafi, a może i nie każdy chce wyłożyć z siebie trochę trudu…..
W każdym bądź razie gorąco ten film polecam do oglądnięcia w miły wieczór majowy, wraz z tą drugą ukochaną osobą przy boku, bo właśnie teraz przeżywamy ten piękny  przepojony miłością miesiąc maj.

Wczorajsze popołudnie minęło w bardzo przyjemnej atmosferze, gdyż mieliśmy przemiłych gości i wspólnie spędzony czas tak szybko przeminął.
A dzisiaj rozpoczynamy nowy, całkiem krótki pod względem pracy tydzień, dla niektórych tylko trzydniowy, dla innych  (w tym dla mnie) czterodniowy.
Ale pewno i tak ten nieco dłuższy weekend  szybciutko minie, że nawet się nie spostrzeżemy, gdy znów do pracy trzeba będzie powracać.
Ale nie martwmy się tym, co dopiero będzie, cieszmy się prawdziwie wiosenną i nareszcie ciepłą pogodą.
Miłego poniedziałku i miłego tygodnia życzę

przepiękna niedziela

Nastała dzisiaj tak piękna i słoneczna niedziela, że aż żal, że nie spędzę jej poza Krakowem, nie wypiję kawusi na tarasiku w Modlnicy, albowiem gospodarze dzisiaj zaplanowaną mieli wycieczkę, więc na gospodarstwie zostały tylko dziewczyny, pies i kot.
Może następnym razem, może przyszły weekend będzie też taki piękny. Na pewno znów długi, bo już w czwartek mamy Boże Ciało. Co prawda w piątek muszę iść do pracy, przyjeżdża bowiem mój ulubiony doktor „od kręgosłupów”, ale potem znów pozostaje i sobota i niedziela…… nic tylko odpoczywać w otoczeniu kwiatów i zieleni.
Ale to dopiero za kilka dni, dzisiaj więc pewnie pójdę na jakiś niewielki spacerek, może na gałkę ulubionych lodów….. posiedzę sobie na zielonych plantkach i będę miała namiastkę odpoczynku na łonie natury.

Ostatnio lubię sobie” spacerować” po stronach Vintage, tyle tam pięknych, starych rzeczy można odnaleźć. Właśnie stamtąd pochodzi ta brożka, którą dzisiaj umieściłam w swoim blogu. Pewnie pewnej Beacie by się spodobała??????
Ale prócz ozdób umieszczane są tam zdjęcia z przeszłej epoki, piękne portrety prawdziwych dam, dzieci, są też i stare „klamoty” z lamusa wyciągnięte, mapy, stare zdjęcia, stare meble, dawno nie używane już przedmioty pierwszej potrzeby, ongiś bardzo użyteczne, naprawdę jest na czym oko oprzeć, szczególnie, gdy się ma sentyment do takich staroci.

A tak poza tym nic ciekawego się nie dzieje, bo weekend to odpoczynek nawet od polityki, chociaż echa piątkowego posiedzenia sejmu brzmią w eterze i to niestety niezbyt pozytywne mają reperkusje.
Ale ja postanowiłam dzisiaj odpocząć od polityki, dosyć się już „wyżołądkowałam” we wczorajszym wpisie, wystarczy. Zdania jednak na pewno nie zmieniłam.
Dzisiaj robię sobie dzień fanu dla mojego rozumku, dopuszczam tylko same pozytywne wiadomości.
Tego i życzę dzisiaj wszystkim, bo niedziela według Biblii to dzień odpoczynku, a więc trzeba i stresów się w tym dniu wyzbywać.
Zatem miłej niedzieli wszystkim życzę i dłużej moim blogiem nie zanudzam 🙂
Do zaś 

a tak sobie piszę

 

 

 

A tak sobie i piszę poranną, sobotnią porą w moim blogu o wszystkim i o niczym.
Nie chcąc się denerwować wczorajszą sejmową awanturą, tylko tak mimochodem o niej wspominam, myśląc, a raczej przewidując, że to wszystko jednak bardzo źle dla Polski i Polaków się  skończy. Mimo, że ostatni sondaż wskazuje, że Pis wygrałby znów wybory, nie jestem tego pewna, bo co to jest te 32 procent  poparcia tej partii, w porównaniu z 68 jednak sprzeciwami, gdyby tak dobrze się zjednoczyć i nie „po polsku” , czyli nie  kłótliwie, kto jest ważniejszy, prowadzić opozycję, ta miałaby znaczną przewagę i nawet prawie że przyszłe stery można rzec objęłaby, ale gdyby…….. Teraz tylko okaże się na pewno, czy politykom zależy tylko i wyłącznie na ich politycznych interesach, czy na dobru państwa (jak głoszą), na prawdziwej demokracji, wystarczy tylko zewrzeć szyki i….
Najstraszniejsze jest to, że mając wolność, nie potrafimy jej szanować, marnotrawimy ją na wewnętrznych i zewnętrznych sporach, tracąc cały dorobek ostatniego trzydziestolecia, tracąc  już wypracowane znaczenie polityczne w świecie, stawiając Polskę w pozycji   jakiegoś małego, nic nie znaczącego kraju na przykład południowej Afryki. I to wszystko dzieje się za pozwoleniem tych 30 paru procent osób zaślepionych i zapatrzonych w jedną, jedyną „słuszną partię”, która swoją indoktrynacją wyprała im  całkowicie mózgi i nadal  wmawia, że tak musi być. Nie liczy się dla nich sprzeciw pozostałej części społeczeństwa, która chce żyć w normalnym, nie zwariowanym świecie, chce, aby ich dzieci mogły normalnie się rozwijać, a każdy mógł żyć według swojego wyobrażenia, tak, jak to się dzieje w innych, prawdziwie demokratycznych państwach. Nie wystarczy bowiem powiedzieć tylko, w Polsce demokracja nie jest zagrożona i tym, samym wprowadzać w niej swój autorytarny porządek. W Polsce nie ma teraz prawdziwej demokracji, jest tylko jakaś jej namiastka, którą i tak niektórzy chcą całkowicie zniweczyć.
Dlatego taki dzień jak wczorajszy w Sejmie  nie może już więcej się zdarzać, nie ma na to pozwolenia Polaków, cokolwiek partia PIS o suwerenie by nie wspomniała, to wszystko w jakiś sposób musi być rozwiązane z pożytkiem dla nas. Nie możemy wojować z całym światem, z Unią, innymi krajami europejskimi, ze Stanami, bo wreszcie zostaniemy sami z ułatwionym zadaniem zrobienia z nas łatwego łupu dla tych, którzy już zacierają ręce z takiej możliwości, Nie możemy obrażać innych, zwłaszcza gdy pomocy od nich oczekujemy.
To wbrew pozorom nie jest podnoszenie się z kolan, to jest upadek na twarz, to jest samo upodlenie, Jesteśmy mali, bezsilni i nie możemy udawać, że to my rozdajemy karty, bo w gruncie rzeczy jesteśmy tylko pionkami na szachownicy wielkiej, prawdziwej i dojrzałej polityki, a mądra polityka powinna być prowadzona w sojuszu z innymi, a nie w bezpardonowej i bezsensownej  z nimi walce. Nie możemy powracać do lat trzydziestych poprzedniego wieku, gdy zostaliśmy całkowicie sami, bez żadnej pomocy i wszyscy wiedzą, jaką to tragedią dla Polski się skończyło.
Nawet pies nie kąsa ręki, która go karmi, więc i my nie kąsajmy tych, którzy chcą nam pomóc.
Nie mówmy, że Unia nas tylko wykorzystuje, bo sami czerpiemy z niej zyski. A jednak sondaże pokazują, że większość Polaków wcale nie chce z niej wyjścia, że czujemy się z nią zintegrowani, że szanujemy nasz akces, który ogłosiliśmy 16 kwietnia 2003 roku o wstąpieniu Polski do Unii i szanujemy fakt, że 1 maja 2004roku ten proces nastąpił, jesteśmy jednym z członkowskich krajów Unii Europejskiej.
Nie może teraz garstka nieodpowiedzialnych Polaków decydować o tym, że kiedyś wstępując do Unii zrobiliśmy błąd, nie, to była dobra decyzja, wielkim i nieobliczalnym błędem byłoby porzucenie Unii – stalibyśmy się przez to  małym stateczkiem na wielkim oceanie polityki i każda, najmniejsza nawet fala mogłaby nas całkowicie  i nieodwracalnie zniszczyć, zmyć z powierzchni świata.

POLACY !!! OPAMIĘTAJMY SIĘ, PÓKI JESZCZE NA TO JEST CZAS!!!!!!!

Dzisiaj wstała pogodna i słoneczna sobota, dobra pora na wycieczki i na odpoczynek na łonie natury, bo wreszcie pogoda na to nam pozwala.
Myślę, że to będzie miły, rodzinny czas dla wszystkich, na wspólnych spacerach, rozmowach, nawet na posiadówkach w ogródku przy jakże popularnym ostatnio grillu,
Cieszmy się więc z tego sobotniego czasu, zwłaszcza, że ostatnio nie mamy za dużo powodów do radości.
Życzę cudnej soboty

żal

Wczoraj idąc plantami zauważyłam, że  przekwitł już bez. Smutno mi się zrobiło, bo to taki pięknie pachnący krzew, ale jakże krótkotrwały niestety.
A ja do bzu mam bardzo wielki sentyment, zwłaszcza do tego białego, który przypomina mi najpiękniejszą gałązkę, którą dostałam  w życiu, właśnie na imieniny, właśnie w grudniu, właśnie od kolegi,  a miałam wtedy tylko 20 lat. Gdzie ta młodość uciekła? Przekwitła jak i ten biały bez przekwitł. Za rok bez znów się nam odnowi, znów będzie cieszył nasze oczy, wabił swoim zapachem, niestety młodość i tamte lata już się nie wrócą. Kasztany też już przekwitają, znak, że pora solidnie zabrać się do nauki, bo wakacje są już tuż, tuż. Wiosna w rozkwicie gubi swoje pierwsze atrybuty świeżości, teraz rozwinie się różnymi barwami innego kwiecia.
Przypomina mi się piękna piosenka z tamtych czasów, w wykonaniu Wojciecha Gąsowskiego i grupy Tajfuny,  do słów Antoniego Słonimskiego  ” Żal” :

Gdy Cię ujrzałem raz pierwszy, mokre pachniały kasztany, zbyt długo mi w oczy patrzyłaś, okropnie byłem zmieszany.
Pod mokre płaty gałęzi szedłem za Tobą krok w krok, serce me trzymał w uwięzi twój fiołkowy wzrok.
Dawno zużyte już słowa wróciły do mnie znów i zrozumiałem od nowa znaczenie prostych słów.
I tak się jakoś stało, że bez tak pachniał jak bez, i słowo pachnieć pachniało i łzy pełne były łez.
Tęsknota słowo zużyte, otwarło mi swoją dal, jak różne są rzeczy ukryte w króciutkim wyrazie żal.

Żal, że już to było, ale przecież wciąż  są w nas te najpiękniejsze wspomnienia, pierwsze miłosne uniesienia, pierwsze radości i pocałunki, wciąż przecież głęboko tkwią w naszych sercach, one nie znikną, będą z nami przez wszystkie nasze dni, będą się do nas uśmiechać i raz jeszcze radować, jak wtedy, gdy się w nas narodziły.

A dzisiaj znów mamy piątek piąteczek, piątunio, jak mawia nasz Jasiek.
Pogoda wstała prawdziwie weekendowa, słoneczna i radosna, na cale szczęście, bo już okropnie marzłam i na dworze, ale co gorsza i w domu, bo mamy już od wielu dni wyłączone kaloryfery, a ponieważ są to stare mury, natychmiast się ochładzają i robi ię niemiłosiernie zimno. Tak zimno, że nawet na koszulę nocną zakładam sweter i dopiero przykrywam się kołdrą, inaczej bym nie zasnęła.
Wczoraj słyszałam w autobusie, jak jakaś pani telefonicznie skarżyła się komuś, że też ma wyłączone ogrzewanie i też bardzo marznie. Od razu pomyślałam sobie: skąd ja to znam. Takie podmarzanie nie jest wcale dobre, bo ja jednak jetem ciepłolubną osobą i teraz codziennie rano budzę się z zapchanym nosem, chociaż wcale ne mam żadnego uczulenia na pyłki, już nie mówiąc, że w nocy muszę co najmniej dwa razy wstawać do toalety, chociaż specjalnie przez wieczór dużo nie piję. Takie wstawanie w nocy jest męczące, bo u nas robiąc „kilometry” do tej łazienki jednak się rozbudzam i potem ciężko mi się z powrotem zasypia.
Na przykład tej nocy, po przebudzeniu oglądnęłam 2 seriale, dopiero przy trzecim udało mi się zasnąć. Jednak  „Rodzina Zastępcza” świetnie zastępuje mi środki nasenne, śpię przy niej jak suseł.
A  najlepiej  śpi się wtedy, gdy nadchodzi pora wstawania, jak ja tego nie lubię, ale kto z nas nie zna tego porannego zaklęcia „jeszcze pięć minut’?

Miłego piątku Kochani, niech Wam się wiedzie jakoś cieplutko przez ten weekend