zaglądnęłam

zaglądnęłam sobie do mojego blogu, a tu nic ciekawego się nie dzieje.

|Zgroza, znów się opuściłam, a tak bardzo pilnowałam codziennego wpisu.

No cóż, urlop. to i pod blogu nieco wytchnienia też zrobiłam sobie.

Dzisiaj rano na przykład obudziłam się i nie wiedziałam jaki dzień tygodnia mamy.

W sumie co to za różnica na urlopie, środa,piątek czy niedziela?

Grunt że słonko świeci

I tak trzymać

a tu sobota

Wypadałoby chyba coś napisać. chyba prawda?

Nawet nie bardzo rozróżniam dni tygodnia przez ten urlop.

A dni tak szybko uciekają…… już tydzień urlopu za mną

Nie powiem, nawet był całkiem urozmaicony, bogaty w podróże Kraków – Modlnica=Kraków.

No i zagrożenie omalże jak w czasie wojny też było podczas powodzi.

A teraz już w spokoju spędzam chwile i całkiem mi nie przeszkadza, ze samotnie.

 

Wielka woda….

czyli  wyrównuję zaległości.

 

Nie za bardzo nacieszyłam się swoim własnym łóżeczkiem z poniedziałku na wtorek.

Robiło sie w Krakowie naprawdę bardzo niebezpiecznie.

Mieszkam niedaleko mostu Dębnickiego i…. bałam się, że rzeczywiście woda

przeleje się wierzchem i…poleci na Stare Miasto.

Nawet przez dwa dni Most Dębnicki zamknęli na cztery spusty, widać zagrożenie

wielkie było.

Co prawda mieszkam na IIgim piętrze,ale,…. mogli wyłączyć prąd, gaz, no i nie

mogłabym nawet do pobliskiego sklepiku po chlebuś ( czytaj papierosy) wyskoczyć.

Dlatego znów zdecydowałam się na wyprowadzkę do Modlnicy, skoro mnie tam zaprosili.

Tym razem mieszkałam u Maciusia.

Dobrze mi było, nie powiem, zadbali o starą Ciotkę, ale…

najlepiej jednak jest we własnym domku, prawda?

Dlatego wczoraj wieczorem powróciłam w domowe pielesze i jestem całkiem happy.

Mam nadzieję, że w najbliższym czasie żadne kataklizmy juz mi zagrażać nie będę

i będę mogła spokojnie cieszyć się swoim urlopem.

Nie było by źle, gdyby mnie te skurcze łydek tak nie meczyły, mimo zażywania

i potasu i magnezu, skurczybyk zrywa mnie bezlitosnie z łóżka i nie ma zmiłuj się.

Co za uparta bestia z tego skurczybyka, ale go pokonam, nie ma mocnych.

Zawsze jakieś diabliki mnie prześladuje….

No cóż, taki już diabli mój los

Włóczęga

Nie wróciłam po balandze do domu.

Poszłam na włóczęgę.

Czyli pojechałam do Modlnicy i dopiero co tera,z w poniedziałkowy wieczór do

własnego domku przyjechałam.

Czyli zaliczyłam taki dłuuugi weekend, szkoda tylko, że deszczowy taki.

To co się za oknem dzieje, to jakiś horror.

Cała Małopolska i nie tylko zalana deszczem, drogi w wodzie,t ory kolejowe w wodzie.

Dzisiaj wracałam do domku z Magdą i patrzyłam jak całkiem malutka krakowska rzeczka

Wilga wylala, drzewa stały  w samym jej środku.

O Wiśle nawet nie myślę, podobno nie ma już całkiem bulwarów.

Co prawda  teraz już nie ma takich intensywnych opadów jak wczoraj, ale mży i jest

nadal całkiem mokro.

Do tego była niezła wczoraj wichura, wiele drzewek w Modlnicy ucierpiało, gdzie

indziej jest jeszcze gorzej.

Oliwka miała pojechac dzisiaj na zielona szkołę, ale z powodu ulewy i nieprzejezdności

dróg wyjazd odwołano.

Szkoda, Olcia tak się cieszyła wczoraj jeszcze wieczór na ten wyjazd, pomagałam jej

się pakować i była tym wyjazdem zaaferowana.A tu taki zawód….

Rano jej powiedziałam, że pewno odwołają wyjazd, gdy wróciła z odwołanego

wyjazdu powiedziała mi: Musiałaś wykrakać.

Musiałam,wszak jestem czarownica.

 

 

 

Niech żyje bal…….

…drugi raz nie zaproszą nas wcale……

 

No to zostało jeszcze kilka godzin do gali.

Pora się szykować na nią.

Ale bez jakiś wiekich fantazji, ja tam po fryzjerach i kosmetyczkach latać nie

będę, zostawię to „młodzieży”.

Ja wolę piękno naturalne, ha, ha.

Sukienka na grzbiet, sandałki na nogi, no ewentualnie lekko podmaluję sobie oczy, ale też

za bardzo nie należy w moim wieku z tym przesadzać, przecież.

Najważniejsze, żeby w dobry humor się uzbroić no i……za bardzo z jedzeniem przed

południem nie przesadzać, żeby świniak  ( i nie tylko on) mógł się potem  do

brzuszka zmieścić.

Zresztą to ostatnie takie obżarstwo, od poniedziałku….

Ale o tym w stosownej chwili.

Dzisiaj nastał czas szaleństw.

I niech Ważna Osoba sobie pożałuje, nie wie, co traci……

 

 

Przed remontem

 

Jeszcze dzisiaj działamy i ….już wieczorkiem wpada do przychodni Brygada Remontowa.

Totalna rozbiórka wszystkiego: zrywanie podłóg, zrywanie fliz, malowanie,no i

remont aparatu trtg ( nareszcie) i wymiana tomografu.

Koniec remontu przewidywany jest za miesiąc, jezeli się z wszystkim do końca

pozbierają. Myślę, że zdążą, bo czasu mają sporo.

Ale za to jak czysto i wspaniale będzie po  tej zawierusze?

Tak więc dzisiaj ostatni raz  idę do pracy orzed długiiiim urlopikiem.

I bardzo dobrze, bo przyznam, że odpoczynek dobrze mi zrobi.

I mam nawet pewne plany (zdrowotne), ale o tym, narazie cicho sza.

Wczoraj. mimo, że to był trzynasty dzień miesiąca, aparat spisywał się omalże

poprawnie, no czasami coś tam fikał, ale dawał się diablik jakoś opanować nawet.

Za to z kolei miałam kłopot z ciemnią, konieczna była gwałtowna wymiana odczynników,

oczywiście całe pomieszczenie, w którym ciemnia automatyczna stoi, zalana była

wyciekającymi odczynnikami, musiałam brodzić po kałużach, ale co tam, to i tak

ostatnie jej podrygi w naszej przychodni, po remoncie będzie zbyteczna, jako, że

będziemy mieć zamontowaną przystawkę cyfrową

Nasza ciemnia idzie do sąsiadów, czyli do weterynarzy, którzy ostatnio u nas z niej

korzystali  – ha ha, może być tak jak Łukasz wczoraj powiedział: teraz my z kasetami

latać będziemy do sąsiadów w razie awarii cyfrówki wołać zdjęcia i prosić, aby

nam pozwalali z niej korzystć.

Nie, to jest oczywiście czarny scenariusz, oby się nie spełnił, ale kto wie, kto wie…..

 

No i dzisiaj jest przeddzień wielkiego jutrzejszego balu jubileuszowi, ale wszystkie

plany w ubiorze na razie biorą w łeb, bo pogoda deszczowo – jesienna, zobaczymy

co  jutrzejszy dzień przyniesie. Narazie zaplanowana kreacja nie za bardzo nadaje

się do ubrania, muszę wymyśoić sobie jakiś plan awaryjny.

Poranna kawa to juz historia – została wypita.

To uciekam w takim razie do pracy Cześć.

 

DIH

czyli antyreklama.

Nagminnie reklamują te różne lekarstwa w TV.

Za każdym razem każą pytać farmaceuty ew lekarza ( chyba w odwrotnej kolejności), czy

aby mi nie zaszkodzi taki lek.

Lekarz pierwszego kontaktu jako tako nas zna, mniej lub więcej, więc coś może na

ten temat powiedzieć, ale farmaceuta???

On tylko zna medykament od strony chemicznej, ewentualnie jego działaniu, ale skąd

może powiedzieć, czy mi pomoze czy nie?

Reklamują się te firmy farmaceutyczne, naciagają biednych ludzi, pieniądze w

reklamę pchają, by je potem  pomnożone od ludzisków powyciągać z powrotem.

A drogie te lekarstwa jak cholera i wcale aż tak wspaniale nie działają, jak opisuje

je reklama.

No, ale gdy nogi bolą, trza ten DIH kupić – nie ma rady.

Rzeczywiście ostatnio mam nogi ciężkie, jakby tam kto ołowiu ponalewał, ale

pewnie to wina nie  żył , ( robiłam niedawno USG przepływu żylnego czyli tzw

Dooplera), a… z nadmiaru kilogramów.

Bo jak te biedne nóżki takie ciężary mają bezkarnie dżwigać??? Buntują się i bolą.

Jaki z tego wniosek??

Ano dieta.

Tylko co robić, gdy żołądek (wrzodzik) o jedzonko się upomina i…boli?

Kurczę, tak źle, tak niedobrze, jak nie jedno boli, to drugie dokucza…..

Ale faktycznie nabrałam stanowczo za dużo tego ciałka i należy się go szybko

pozbyć.

Wczoraj miałam pacjentę właśnie bardzo przy tuszy, schorowaną i nieruchawą ( chodziła

o balkoniku), pięć lat starszą odemnie, więc nie taką starą ( he, he niemożliwe, że to piszę!!)

No i…ja się namęczyłam, ona się namęczyła i nie mogłam jej zrobić zdjęć, bo nie mogła

wyleżeć dłużej na stole, a z racji jej objętości musiałabym każde zdjęcie osobno robić.

W dodatku powymyślała sobie masę tych obiektów do sfotografowania i…klops.

Czyli  tłustym być i nie móc się ruszać to tragedia.

A rzeczywiście i kręgosłup i kolana i stopy, nawet całe nogi są wystawione wtedy

na okropną  morderczą wręcz próbę.

No i?….właśnie jestem okropnie głodna, wrzodzik woła: daj mi w końcu coś zjeść

bo ci pokaże co potrafię a rozum mówi:stop, dieta.

I jak tu głowę z żołądkiem pogodzić????

 

 

 

pieczona świnia…..

 

…..czyli przygotowania przed balem.

Myślę już o sobocie, to jeszcze kilka dni i zabawa na całego.

Szaleństwa: fryzjer, kreacje, makijaże, toalety, bransolety……

to wszystko nie dla mnie.

Ja sobie skromnie w kąciku siądę i obserwowac świat wielki cichutko oglądać będę.

Niech młodzi szaleją, moje 5 minut już dawno minęło.

Tylko czemu ten biedny świniak zawinił?

Ale to jeszcze kilka dni.

Narazie przedemną znów zmagania z moim ukochanym rentgenowskim

diablikiem – aż strach pomyśleć, co będzie, gdy go po remoncie skutecznie stamtąd

wywalą????

Dzisiaj znów nieco mniej badań,  przynajmniej nie ma tych badań kontrastowych,

same zdjęcia do wykonania, mogę się bawić w włączanie i wyłączanie aparatu

ale jutro ….

Będę o tym myślała jutro, w piątek zostawie pole popisu dla Jareczka.

Ech, ja to mam jednak urozmaiccone życie ….zawodowe, co nie?

 

 

jaki poniedziałek…

 

… taki i cały tydzień.

A ten poniedziałek był zapracowany, oczywiście za przysługą…

psującego się co chwilę aparatu.

Na początku diablik spał jeszcze i szło jako tako, potem jednak postanowił

nieco uprzyjemnić mi życie i co jedno zdjęcie robił psikusy.

Tak więc badania trwały dwa razy dłużej, niż powinny, a nerwy moje znowu

w postronki się poskręcały.

Podobno w piątek podobne psikusy robił Jarkowi  – wyłączał się przy byl;e okazji,

czyli nie tylko ja nie mam do niego szczęśliwej ręki????

Na szczęście tylko przedemną cztery dni nerwówki,  w trakcie remonty

przychodni aparat zostanie rozebrany ( podobno) na części pierwsze i dokładnie przebadany.

Diablik nie ma szans, musi ustąpić…….

Póki co działam na takim aparacie, jaki mam, już nawet na niego się nie złoszczę, co

mi to da, włączam, przełączam, resetuję, wyłączam i tak w kółko, pewne urozmaicenie

jest, tylko to trochę przed pacjentami co najmniej dziwnie  to wygląda.

Jak mam przekonać, że sam aparat działa poprawnie, ba, nawet śliczne zdjęcia

robi, tylko oprogramowanie połknęło diablika?

Idę do pracy, niech się dzieje co chce.Dzisiaj niewiele zdjęć będzie to jakoś sobie

radę muszę dać.

A jutro znów masę badań, ale to dopiero jutro, będę miała czas na figle z diablikiem.

Cześć.

 

Ostatni tydzień….

Ostatni tydzień przed dużym remontem mojej Przychodni.

Podobno przedemna miesiąc  laby, czyli wakacje w maju, może być.

Ciekawe, czy moje kierownictwo potraktuje to wolne jako wakacje, czyli

czy zapłacą za dni przestoju?

Na razie wszystkie badania, które się da zostały zaplanowane na ten tydzień, więc raczej

będzie co robić – nieco się naganiam.

Ale co mi tam, dam sobie radę.Już na wszelki wypadek zażyłam sobie Nimesil – przeciwbólową

oranżadkę. Będe fruwała jak ptaszek  po niej, hihi.

Fakt, na mnie bardzo ona działa, może dlatego, że zażywam ją tylko od czasu do czasu-

podobno bardzo niszczy wątrobę, więc na wszelki wypadek jej nie nadużywam!!

Byle przetrwać do soboty, wtedy idę na wielkiejubileuszowe przyjęcie mojej bratowej.

Bal na 1000 fajerek będzie.Co prawda nie nastawiam sie ( z wielu powodów) na tańce

i hulanki , ale przynajmniej zobaczę, jak elegancki świat się bawi.

Mam problem tylko z  prezentem, może ktoś mi podpowie, co można ofiarować

w prezencie eleganckiej Pani w słusznym już wieku , nieco starszej niż ja???

Czekam na propozycje.