w poniedziałek

Oczywiście normalnym trybem po długim weekendzie popracować wypada.

Więc już jestem zwarta i gotowa, bo przyznać się muszę, że nieco w ten weekend

się ponudziłam.

Kurczę, na moich plemionach nie ma co robić, nikt się nie bije, na nowym świecie wioski pomalutku się budują,

więc też nie trzeba poświęcać wiele czasu,

a na menelgame…  serwer jest do niczego i każda czynność to czysta  gehenna,

ciągły error.

Tak więc jednym słowem nuda, najwyższa pora w pracy nieco się rozerwać.

Nawet nie miałam komu obiadku wczoraj pysznego ugotować, bo Ważna Osoba pojechała

sobie precz, musiałam samotnie udko kurczęcia wcinać.

A wiecie jakie pyszne jest takie udko  z jabłkami?

Daję nieco oliwy wkładam udko, przysmaczam go kostkami Knora: cebulą i czosnkiem,

dodaję paprykę,a obok  daję pokrojone w talarki jabłuszka ( odrazu, nie później).

Oczywiście później podlewam nieco wodą,by udko i jabłka za bardzo się nie spiekły.

Kurczę fajnego ,nieco winnego smaku nabiera a i odrazu jarzynka gotowa( to

upieczone jabłuszko).

Pychotka.

To tyle porad kulinarnych na dzisiaj,zbieram się do pracy, bo dzisiaj mam

popołudniową zmianę.

Miłego tygodnia

Zadanie

Komu jeszcze napisać zadanie z polaka, religii lub podobnież?

Przyjmuję zamówienia, ale od tej chwili pobieram opłatę.

Za każde zadanie, w zależności od ilości wymaganych stron, od 100 zł w górę.

Przy czym 100 zł kosztuje zadanie do jednej strony.

Inne proporcjonalnie więcej.

Może to i jest sposób na zarabianie, skoro inaczej nie mogę?

Dosyć wykorzystywania biednej Ciotki Ewy, ZROZUMIANO?????

Dzisiaj piękna i słoneczna niedziela.

Podobno wieje halny, stąd ta ciepłota przypłynęła do nas na kilka dni.

No, żeby tylko nie na długo, bo św. Mikołaj zaś będzie miał problemy,

w jaki sposób do nas trafić, skoro nie będzie śniegu, nie będzie sanny.

A renifery chyba wózków na kółkach ciągnąć nie będa chciały.

Ja tam za śniegiem bardzo nie jestem,ale dla dobro ogółu, żeby ten święty miał się

czym z prezentami przemieszczać, gotowa jestem się poswięcić.

No i reniferom też na rękę trzeba pójść, w końcu tylko raz w roku tak ciężko pracują….

 

 

Było bardzo przyjemnie

Rzeczywiście takie wspomnienia sprzed lat są bardzo przyjemne.

Bardzo długo siedzieliśmy, piliśmy pyszną kawusię, winko, tylko po co te ciastka stały

na stole….okropny ze mnie łakomczuch jednak.

No i wspominaliśmy, wspominaliśmy,ale i bieżące tematy ( na szczęście nie polityczne)

były na tapecie rozmów.

Ale i  też  razem z Gosią omawiałyśmy …. dietę odchudzającą, he, Ona zjadła tylko jeden

kawałek ciasta, a ja… .

Ale w teorii zawsze byłam bardzo dobra, gorzej z tą praktyką.

A obie wiemy, że trochę tego pulchnego, kochango ciałka utracić trzeba,

z tym, że ja znów mam o wiele więcej do stracenia….

Dzisiaj poranna zmiana w przychodni, tzn że po godz 14 rozpoczynam

zasłużony weekend.

Czy juz pisałam kiedyś, że tydzień de facto składa się z poniedziałków i piątków.

No tak, człowiek budzi się w poniedziałek, trochę się pokręci w kółko i….już

jest następny piątek.

Okropnie ten czas leci, ciekawe czy tak wszystkim się wydaje?

A może to tak jest, że jak się jest starszym, to ten tydzień jest krótszy?

Bo młodzież na pewno tego tak nie odczuwa……

Okno bez mgły

Kiedyś jedna Pani, moja sąsiadka z ulicy obok po umyciu jej okna przez

panią Marię powiedziała do męża: no popatrz,a ja myślałam, że to taka mgła jest na polu,

a to były zamglone nasze szyby.

Moje szyby też były wczoraj za mgłą, ale od czego są Przyjaciele.

Szur, bur i okienko czyste, aż łatwiej na świat przez nie patrzeć.

Wczoraj niespodziewanie odwiedziła mnie Ważna Osoba, po zakupach

w nowym kompleksie Bonarka, a dokładnie po zakupach w Aughan , przyniósł

wspaniałego kurczaczka z rożna, którego zagryzaliśmy domowymi  ruskimi pierożkami

mojej sąsiadki.

Uczta była przednia, no i proszę, raz bez mojego wysiłku.

A potem…zabrałam sie za sprzątanie jego laptopa, bo miał na nim tyle niepotrzebnych

spadkowych śmieci, że aż strach.

Tylko jednego nie udało mi się wywalić : tlenu Alicja.

To znaczy wczoraj tą ikonkę wywaliłam,ale dzisiaj podobno znowu się pokazała.

No cóż kobiety są namolne, trudno z nimi zrobić enter na zawsze.

 

 

Prawa noga, lewa noga

Czyli rzecz o odwadze.

Wczoraj przyszłam ( po pracy) na pętlę tramwajową a tam nie ma mojego autobusu.

tylko stoi tramwaj lini nr3 – ten feralny, którym ongiś wracałam i przy wysiadaniu

skręciłam sobie nogę.

Fakt, tramwaj  dla oób niezbyt sprawnych nie jest najszczęśliwszy, bo pomimo, że

ma poręcze, to jednak ma bardzo wysokie schodki.

A dla takich sierot jak ja są zupełnie kiepskie.

Ale cóż, postanowiłam raz jeszcze zaryzykować i….

całą drogę jechałam jak na szpilkach, powtarzając sobie: pamiętaj, najpierw prawa

noga na schodku, potem lewa i znów prawa noga ,potem lewa.

Udało się nawet wysiaść całkiem szczęśliwie, ale gdyby ktoś nie daj Boże filmował

mnie na tych schodkach, chyba by skonał ze śmiechu.

Mi tam do śmiechu wcale nie było, bo ta moja lewa noga jest o wiele słabsza

i jeszcze nie całkiem pewna.

No dobra, sierota jestem, przyznaję,ale takie też muszą po tym świecie ……

Uraz w mojej główce pozostał i nic nie poradzę.

No,chyba, żebym w cudowny sposób obudziła się rano o ponadpołowę chudsza.

Ale fajnie by było, ale w bajki już nie wierzę.

W św Mikołaja zresztą też nie wierzę, a już niedługo ponoć ma grasować.

Cóż, raj dla dzieci, bieda dla kieszeni Rodziców.

Ale to już nie mój problem…..

Chcieć się chcieć

A czego może się chcieć w poniedziałkowy ponury poranek?

Pogoda nie najlepsza a po mnie łazi jakis dziwny wirus, który mnie męczy okrutnie.

Niby nie jestem przeziębiona, ale nos mam prawie pełny, niby nie kaszlę, pewnie tyle co zwykle,

dziwne, bo wirus ułożył się w moim brzuchu i tam lekką rewolucję robi.

A skąd wiem, że jest?

Bo bolą mnie wszystkie kosteczki, a siły mam tyle co krasnoludek.

Przy najmniejszym  wysiłku okrutnie się męczę.

Wczoraj miałam na obiedzie Ważną Osobę, a  zrobienie tego obiadu okupiłam

wielkim naprawdę wysiłkiem, niestety musiałam przy gościu na chwilkę się

położyć, bo mi było okropnie słabo.

Poleżałam, odpoczełam i było niby o.k, ale ledwie gość za drzwiami zniknął, już

w łóżeczku leżałam.

Monika jakiś wirus od kilku dni pielęgnuje, pewnie mi coś „sprzedała”

Gdy komputer połknie wirusa, robi się szybko skanowanie i wywala darmozjada.

Żeby tak można było i z człowieka taki wirus szybko wywalić…

Ale nie, on musi trochę pobyć, narozrabiać i dopiero sobie ginie.

Bo nie dopuszczam nawet myśli, że to może być ten złośliwy wirus świńskiej grypy, który

mnie powali, o nie, nie dam się.

Dzisiaj czy tak czy siak do pracy iść muszę, bo mam porejestrowanych kilku

pacjentów i nie miał by kto  i tak mnie zastąpić.

No proszę, jaka jestem niezastąpiona.

 

Jaka piękna sobota

Aż dziw, słonko świeci, jest całkiem ciepło, jak nie na sobotę przystało.

Bo ostatnio jakoś pogoda nas nie rozpiesczała i jako tako co prawda było przez

cały tydzień, za to weekend zawsze deszcz nam urozmaicał.

No i wspaniale, że tak jest, nie cierpię wogóle listopadowej pogody, teraz trochę

jest coś z października.

Ostatnio jakiś smutek mnie dopada: zawssze jak coś oglądam w TVP i nawet się

śmieję, zaraz napada mnie myśl, że mnie powinnam się cieszyć, bo nie za bardzo

mam z czego- odrazu przypomina się moja Siostra, patrzę na jej uśmiechniętą

buzię na portrecie, który wisi nad moim łożkiem i…płaczę.

Tak bardzo mi Jej brakuje.

Tyle razy złapałam się na myśli, że nie mogę z nikim omówić moich kłopotów,

rozterek, nie mogę się wyżalić, poradzić…..

Są problemy, które nie potrafię sama rozwiązać, a które mnie dręczą.

Teraz już rozumiem, czemu tak często mi mówiła, że nie może spać.

Ona też denerwowała się niemożnością rozwiązywania niektórych problemów.

Byłyśmy siostrami – pod wieloma względami byłyśmy takie do siebie podobne!

Ech Aniu, czemu sobie poszłaś i z tym wszystkim tu na ziemi mnie pozostawiłaś???

Już nigdy nic nie będzie takie samo jak kiedyś……….

Nie potrafię się tak cieszyć życiem, jak kiedyś.

 

 

Pozdrowienia dla Ulki

Przeczytałam Ulu Twój wpis na gg dopiero rano, pewnie już smacznie spałam

wczoraj jak pisałaś. Cieszę się, że regularnie mnie  tutj odwiedzasz i żeby Cię nie

zawieść skoro świt wpis robię 🙂

Wczoraj miałam dzień śpiocha – całe popołudnie przespałam ( po przyjściu z pracy), co

wcale nie przeszkodziło mi już o 23, nadal smacznie spać ( przerwa była tylko od 20- 23).

Dzisiaj za to czuję się jakos bardziej rześka.

Dzisiejszy dzień jest dla mnie bardzo smutny.

19 listopada 49 lat temu odeszła moja Mamusia.Była taka młoda, miała zaledwie 50 lat.

Zniszczyły Ją papierochy,a ja juz tak podobnie jak i Ona kaszlę,,,

Wniosek nasuwa się sam……..

Cóż, skoro głupota bierze górę nad zdrowym roządkiem.

Ech, próżno mnie przekonywać i tak jestem uparta…..

A może, a raczej na pewno jeszcze nie mam „charakteru”.

Muszę nad tym ostro popracować, ale nie teraz. (cukier też niestety znów mi

podskoczył …)

Zaraz do pracy idę Cześć.

 

zawiedziona???

Przez jakiś moment czułam się wczoraj milionerką.

Czemu? Bo postawiłam na następną złudę totolotkową i oczywiście jak zwykle ani jednego

numerka nie trafiłam.

Fakt stawiam tylko jeden zakład, bo po co więcej, skoro i tak nie udaje mi się nic trafić?

A było tego wczoraj troszkę, no ponad 10 milionów nawet.

A komuś się udało jednak. Była tylko jedna  trafiona  szóstka na kwotę: 9 192 809.90 zł.

Ale ktoś dzisiaj jest happppy.Pewnie cała noc nie spał.

Że to nie byłam na przykład ja……

Pomarzyłam chwilkę i…boleśnie spadłam na ziemię.

Bo to jest tak jak w tym porzekadle; jak ktoś się urodzi pod stołem, to chociaż

niewiem co by robił i nie wiem jak się spindrał, zawsze z powrotem pod ten

stół spadnie.

No dobra, pieniądze szczęścia nie dają, a nietórzy muszą na nie cieżko(?) zapracować.

A więc przedemną kolejne wyzwanie zdobywania pieniążków własnymi rękami

i nóżkami ( bo się nieco nachodzę w tej pracy)

A wiec miłego dnia.

 

Brak systematyczności

Czemu nie piszę regularnie blogu?

Trochę za tym przemawia lenistwo, trochę brak odpowiednich tematów…

No dobra, jestem leniwa, przyznaję, chociaż i tak sporo czasu przy komputerze spędzam.

Ba, nawet powiedziałabym, że stanowczo za dużo,

Czasami staram się nawet ograniczać, ale…. komputer działa na mnie jak magnes…przyciąga.

Ale tym razem nieco przesadziłam z tym brakiem wpisu ( Darka dzięki za przypomnienie).

Ostatnio zaczytuję się w stronie mojego bratanka.

Oczywiście adresu strony nie podaję, bo nie jestem do tego upoważniona,ale

dla mojej rodziny podam małą wskazówkę, a potem niech sobie sami radzą,

trzeba wpisać imię i nazwisko tej osoby jednym cięgiem a potem dodać tylko małpę i pl.

Kto dociekliwy dojdzie.

A tam są fajne opowiadania i anegdotki dotyczące jego dzieci:Franka i Weroniki zwanej

Niśką.

Trochę pośmiać się można.

Dzisiaj dzień z serii tych lejących ( zaczarowywałam oczywiście deszcz,ale moje

czary jakoś ostatnio marnie działają).

Trudno, będę moczyła swoje nogawki spodni, czego wybitnie nie cierpię, gdy

coś mokrego majta mi się wokoło moich nóg, ale…

Jak się nie ma co się lubi (czyli słonko) to się lubi co się ma( czyli deszcz)

O ile oczywiście deszcz można polubić.

Acha, jeszcze jedno moje spostrzeżenie:

Skoro część mojej kochanej rodzinki  podobno martwi się brakiem mojego wpisu

i niewiedzą co u mnie się dzieje, wystarczy do mnie zatelefonować i już wszystko

będzie jasne.

Prawda, że proste?????