zapowiada się śliczny dzień

 

Jak ja lubię, gdy piękne nas rano powita słonko. Od razu człowiekowi lżej na duszy i nawet wtedy remonty nie są straszne 🙂
Tym razem remontują drugi pion kanalizacyjny, myślę, że dzisiaj z tym się uporają.
Na szczęście mnie nie będzie w domu i nie będę musiała się borykać z brakiem wody, gdy już przyjdę do domu, woda powinna znów być włączona.
W każdym bądź razie, prawie bladym świtem dokonałam porannej toalety i teraz aż do wieczora mam spokój.
Mogę cieszyć się pięknym słonkiem, a u nas na Żabińcu jest jego pod dostatkiem, zawsze tam tak pięknie świeci , opierając się o ściany budynku.
Będę mogła  wiecznie ostatnio zmarznięte  kości nareszcie ogrzać do woli.

Są już wyniki matur moich „podopiecznych”, czyli Matyldy i Darii i jakoś dziwnie jestem spokojna, że obie dostaną się na tą wyśnioną przez siebie medycynę, z tym, że pewnie jedna z nich nie będzie studiować w Krakowie. I tak sobie pomyślałam, że na przykład w USA jest to całkiem normalne, że na studia dzieci wyjeżdżają gdzieś daleko od domu i zaczynają swoje własne życie, co nie oznacza, że się od swoich rodzinnych korzeni odżegnują, prędzej, czy później do domowych korzeni powracają. A zresztą co to jest te 6 lat?, będzie jak z bicza strzelił.
Ale jeszcze na ostateczny werdykt musimy poczekać tak mniej więcej do połowy lipca, wtedy wszystko już będzie wiadomo.
Trzymam za obie moje dziewczyny mocno kciuki i jestem z nimi całym swoim sercem.

A poza tym nic nowego ” na działkach” nie słychać.
W polityce, jak to w polityce, każdy walczy o swoje, lepszymi, czy gorszymi, prawymi, czy brudnymi sposobami i tak nam już do października pozostanie.
Ale się tym nie przejmujmy, grunt, że przed nami piękny letni czas.
Wszystkiego dobrego więc życzę i do zaś.

nareszcie poniedziałek

A czemu nareszcie? Ano mam nadzieję, że dzisiaj definitywnie skończą się kłopoty z wodą i znów radośnie będzie się można wykąpać.
Bo co to jest  za mycie szmatką? Czuję się nieświeża i taka oklapła, jak ten kwiatek na moim zdjęciu.
Na szczęście od wczorajszego południa jest dopływ wody w drugim pionie mieszkania, więc oznacza to, ze bezkarnie można załatwiać potrzeby fizjologiczne w małym WC, no i jest woda w zlewie w kuchni, gdzie można umyć sobie ręce. Za to obydwie łazienki są wyłączone z używania.
Matrix chyba jakiś, prawdziwy Armagedon!!! Ciekawe dokąd to tak trwać będzie i w jaki sposób  wymienili na nowe rury w pionie, skoro po 2-3 dniach już nie działają?
Oczywiście moje plany na dzień dzisiejszy wzięły w łeb, miała przyjść dzisiaj pani Renia, aby posprzątać mi tą łazienkę, ale niestety musiałam ją odmówić, bo nie wiadomo kiedy na nowo podłączą mi w niej wodę.
Ech, życie ostatnio płynie mi dosłownie po gruzach. Co prawda nie tylko mi, ci, którzy są permanentnie zalewani mają chyba jeszcze gorzej, bo co to za przyjemność zbierać po kimś nieczystości.
Tylko czemu mój poniedziałkowy blog musi zaczynać się od takich nieprzyjemnych wpisów?m czy to w końcu kiedyś się skończy?
Nawet pogoda nie sprzyja biednemu człowiekowi, musiałam dzisiaj wstać o piątej rano i zażyć Nimesil, bo ta mokra pogoda spowodowała bóle w nogach i co ciekawe w kręgosłupie, który już dawno mnie nie bolał. Oj na pewno w mokrej i mżystej Anglii bym szczęśliwie sobie nie pomieszkała.
Pogoda dzisiaj też nie będzie niestety porywająca, poczekamy do środy, gdy znów osiągnie ona maksymalne temperatury. A czy nie mogłoby być tak normalnie, około 24-25 stopni? Było by i miło i ciepło, nie przeszkadzał by deszcz, chłód ani skwar……
Oj marudna zaczynam być, ale czy ktoś się mi dziwi???
Aby więcej już nie marudzić kończę na dzisiaj swoje wywody, z nadzieją czekając na lepsze jutro.
Wszystkiego dobrego na poniedziałek, wszystkiego dobrego na cały tydzień

FATUM

Fatum jakieś nad naszą kamienicą chyba wisi, bo wczoraj popołudniu znów zalało mieszkanie na parterze.
Oczywiście skończyło się to zamknięciem wody aż do poniedziałku. I znów jesteśmy o suchych kranach i nie tylko.
Na całe szczęście tuż przed tą katastrofą zdążyłam się wczoraj wykąpać, bo kto wie, kiedy znów z tym urządzeniem, który nazywa się tusz znów się spotkam. Koszmar jakiś. Za co te wodno – kanalizacyjne plagi na nas padły, co za co??? A tak się cieszyłam, że już mam jako taki spokój.
Widać ktoś na górze uznał, że miałabym zbyt nudne życie, więc mi go jak może uprzyjemnia. Tylko jak długo to ma jeszcze trwać?????

Wczoraj powróciła rodzinka z wczasów na Krecie. Mia jest wypoczęta i pięknie opalona na czekoladkę. A dzisiaj rano znów pojechała wraz ze swoim ojcem jako opiekunem na casting do Warszawy. Ciekawe w jakim filmie, no i kiedy znów będę mogła ją podziwiać. Taka artystka nam w rodzinie wyrosła!

Dzisiejsza niedziela jakaś ponura. Podobno dopiero w środę powróci do nas  piękna, letnia pogoda.
Dzisiaj więc zanurzmy się w ponurości dnia i odpoczywajmy, wszak mamy dzisiaj niedzielę.

Niesamowite, poszli sobie !!!

Ale niestety jeszcze wrócą w poniedziałek, bo okazało się…., że muszą wymienić mi syfon pod  moją wanną.
Ale to trwać ma tylko podobno chwileczkę.  No i znalazłam jedną ich niedoróbkę, pod umywalką nie zamurowali kawałka rury i teraz zieje ona ogromną  pustką i straszy białą rurą. Muszę w poniedziałek chłopaków do porządku przywołać, co za dziadostwo uskutecznili? Pewnie powiedzą, że zapomnieli……..

Za to  od poniedziałku będą się zabierać za rury w małym WC, więc znów pewnie kilka dni oglądać ich będę, znów cały przedpokój, przedpokoik i kuchnia będą zaniesione gruzem i kurzem. Ale to już na szczęście nie mój problem, tylko Moniki. Akurat wróci w niedzielę z urlopu, to będzie mieć sporo siły, aby ich znosić i za nimi ganiać z miotłą 🙂

Wczoraj posprzątałam tak z grubsza podłogę i brodzik i z wielką rozkoszą niedługo po ich wyjściu się wykąpałam. Zrobiło mi się tak błogo, że zaraz zasnęłam. Na szczęście wcześniej zdążyłam zrobić pranie i go wywiesić. Musiałam przecież jeszcze podczas ich pobytu sprawdzić, czy pralka działa, czy znów czegoś nie zatkali.
Teraz na Facebooku koleżanka podała mi fajną myśl, podobno nie jest w  modzie  kafelkowana łazienka, tylko zabetonowana i wymalowana.
Mogłabym zatem wymalować całą górę nad kafelkami i ten wykuty i zalany betonem pas, również na ziemi wymalować jakimś ciekawym kolorem.
Przynajmniej tak by nie straszył ten szary beton. Musze nad tym pomyśleć, ale dopiero po sierpniu, gdy będzie już przeprowadzony remont urządzeń elektrycznych w całym mieszkaniu.
Ale zawsze jakiś tam pomysł jest, tylko czy dobry?, do końca nie wiem.
Oczywiście wieczorem uskuteczniłam drugą turę ablucji, cobym mogła sobie znów spokojnie zasnąć.
Nie ma to jak gorąca kąpiel przed spankiem.

Wczoraj wieczorem na wszelki wypadek zabezpieczyłam się przed ewentualnymi nocnymi skurczami i zażyłam  sobie i magnez i potas, chociaż ten drugi podobno dosyć obficie ujawnia się w pomidorach, którymi teraz się zajadam. No, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże . I……….. jakoś tą noc nawet dosyć spokojnie przespałam. To znaczy, że jednak troszkę te elektrolity mam zaburzone, muszę porobić sobie badania.
Dzisiaj wraca część rodzin z Grecji, pewnie biedaki będą tu marzli, bo w Krakowie jest tylko około 15 stopni ciepła. Dopiero od środy mają wrócić wysokie temperatury. Oby tylko nie za wysokie.

 Dzisiaj głównym tematem w TV są skutki terrorystycznych ataków, które przeprowadzono wczoraj równolegle w kilku krajach.
Najbardziej tragiczne skutki tych ataków odczuli wczasowicze w Tunezji, gdzie zginęło aż 40 osób, a prawie drugie tyle zostały ranne.
Każde narzucanie swojej religii siła tą terroryzm, czasami jest przeprowadzany w sposób krwawy, czasami tylko indoktrynacją. I jeden i drugi sposób jest naganny. Dlaczego musieli zginąć całkiem niewinni ludzie? tylko dlatego, że ktoś na siłę chce narzucać im swoją religię? Pojechali na wczasy, odpocząć i skończyło się to dla nich tragicznie. Kto im dał takie pozwolenie? bo na pewno nie jest to intencją Boga, który jest wyrazem samego Dobra.
Dlaczego ktoś w Polsce też na siłę chce narzucać swoją ideologię, skoro nie wszyscy chcą być osobami wierzącymi? Oni też mają prawo do przejścia przez swoje życie według swojego modelu i nie wolno im tego zabraniać. Nie są osobami gorszego gatunku, podobnie jak i ci, którzy nie wierzą w szariat. Pozostawiam to rządzącym pod rozwagę. Podobieństwo jest bardzo wielkie, chociaż na szczęście u nas  ten proces nie jest taki krwawy. Ale narzucanie jakichkolwiek warunków siłą jest niestety nie zgodne z kodeksem życia, to też pewnego rodzaju terroryzm.
Jeszcze raz podkreślam, jestem osobą wierząca, bo tak zostałam wychowana przez moich Rodziców i to jest mottem mojego życia, ale przypuszczam, że Bogu takie postępowanie na  pewno się nie podoba. Już nie raz to pisałam : Bóg pokazał nam drogę dobra i drogę zła, drogę zbawienia i drogę wiecznego potępienia, ale równocześnie dał nam wolną wolę i pozwolił wybierać taką drogę według własnego sumienia. Ale nie znaczy to wcale, że dał pozwolenie na wymuszanie wiary przez innych, Owszem, Bóg dał nam swoich pasterzy, którzy mają pomagać w szukaniu drogi dobra, ale pomagać radą, a nie wymuszaniem.
A niestety narzucanie jakichkolwiek norm bardzo często odnosi wręcz przeciwne skutki.

Dosyć wymądrzania. Dzisiaj niezbyt pogodowo będzie ta sobota, ale jakoś ją przeżyć trzeba. Zawsze można przecież znaleźć i dobrą stronę niezbyt dobrej bieżącej sytuacji, czego wszystkim życzę. 

Ot, proza życia

Tak wygląda  ostatnio moja   codzienność: dzisiaj znów musiałam wziąć wolny dzień, bo dziewczyny idą odbierać świadectwa, a remont w łazience………..jeszcze nadal się nie skończył, ktoś musi więc w takiej sytuacji  pozostać  w domu.
Oczywiście podobno ma dzisiaj już się wszystko definitywnie zakończyć, ale to tylko podobno, bo takie same słowa „już dzisiaj koniec” słyszę od 3 dni, a ciągle im coś dziwnego się w łazience wydarza i w sumie końca robót nie widać.
Moja cierpliwość już się kończy, wczoraj zaczęłam warczeć, a dzisiaj to już chyba będę ze złości gryźć.
W dodatku w nocy co 2 godziny się budziłam, bo łapały mnie  bardzo bolesne skurcze  stóp, musiałam wstawać i chodzić po mieszkaniu.
Nawet zażywany o pierwszej w nocy magnez i Nimesil mi nie pomógł, Czyli znów mam następną noc do tyłu, a potem  najbliżsi się dziwią , że dosypiam sobie w dzień. Dzisiaj rano aż dwa razy z wielkim zdziwieniem mierzyłam cukier, bo raz pokazała się wartość 4.6, niestety powtórny pomiar był taka sam, więc znaczy się, że cukier spadł mi poniżej normy, nawet glukometr pokazał mi wykrzyknik, który oznacza UWAGA!!!
Nie wiem, czy to ma jakieś powiązanie z tymi moimi skurczami, bo i poprzednia noc była fatalna, a ta jeszcze gorsza.
Jednym słowem : zachciało się starej babie odchudzać 🙂 No nie, oczywiście żartuję sobie w tej chwili, moim marzeniem była przecież mniejsza waga i oczywiście mniejszy poziom cukru, ale żeby aż tak mi spadł??? Jestem tym nieco zdziwiona i zaniepokojona.
Inna sprawa, że teraz popadam w jakieś dziwne stany omalże lękowe, zastanawiając się, czy to mogę zjeść, czy nie utyję.
Ale (mam nadzieję) do anoreksji mi jeszcze bardzo, bardzo daleko. Ale jedno jest pewne: normalnie, czyli tak jak kiedyś już jeść nie będę.
Za to mam mój przepis na nie tucząca, a sycącą śniadaniową sałatkę : 1 pomidor pokroić cieniutko, dodać pokrojone w plasterki truskawki ( tak, tak, truskawki), kawałek pokrojonego serka mozzarella, posypać zieloną cebulką i dodać na końcu kilka kropel oliwy i octu balsamicznego, oraz do smaku sól i pieprz. Smacznego.

A co w polityce? Oj sporo się wczoraj działo, bo sejm przegłosował wczoraj ustawę in vitro, wzbudzając tym niesamowity atak wściekłości nie tylko pisowców (bo to trochę wytrąci z rytmu ich biegi po władzę), ale przede wszystkim wielki sprzeciw kościoła i jemu przychylnym dziennikarzy,
Suchej nitki nie pozostawili na tych, którzy głosowali za ustawą, a sławny redaktor Terlikowski nawet odsyłał ich za to głosowanie pro, prosto do piekła.
Na szczęście pan Terlikowski na Sądzie Ostatecznym nie będzie rozdawał miejsc złej lub dobrej wieczności, tylko sam z pokorą stanie w ogonku i cierpliwie, acz pewno z niepokojem, będzie czekać na Boży werdykt.
Zresztą PIS tak okropnie nam się ostatnio  rozbisurmanił, że już  między sobą rozdają rządowe synekury, a jeszcze do końca wcale nic nie jest przesądzone.
Zastanawia mnie i pewnie nie tylko mnie, ich buta przy tych swoich rządowych ustawkach, oby nie zdziwili się, gdy demokracja jednak na końcu na nich  postawi kropkę i obudzą się z ręką w nocniku. I oby tak było!!!!. Bo skoro teraz są tacy bezkrytycznie zadufani w sobie i swoich możliwościach, to co się będzie działo, gdy do tej władzy faktycznie się dorwą???? Strach pomyśleć. Ale czytając różne fora widzę, że sporo ludzi zaczyna widzieć niebezpieczeństwo, które na nas czyha, gdy jako partię rządzącą wybierzemy PIS. Wystarczy tylko pełna wyborcza mobilizacja, bo co innego jest pisanie na forum, a co innego realne oddanie głosu.

Dzisiaj piątek, więc oznacza to weekendu początek. Podobno zapowiada się w miarę ciepło, ale na pewno przyniesie odpoczynek po  dobrze przepracowanym tygodniu. A dla mnie, mam nadzieję, będzie to odpoczynek od łazienkowych tarapatów, co daj Panie Boże. Amen.
Zatem życzę miłego piątku i i wspaniałego całego weekendu

Dziewczyna prawie na 102 !

Pamiętam, gdy dawno, dawno temu w moim blogu (chyba) wpisałam: jestem dziewczyną na 102! To pisane wtedy było z sarkazmem, bo przekroczyłam wtedy granicę normalności. Już nigdy potem nie zeszłam poniżej tych 102 kg, waga rosła i rosła i chociaż wiele razy naprawdę sporo się odchudziłam, nigdy nie wróciłam do wagi przynajmniej 102!
A wczoraj stanęłam na wadze i……… zobaczyłam wagę 102.600 kg Naprawdę!!!!! Doskonale wiem,że nie jest to mój ideał, wciąż jeszcze „walczę”, ale dla mnie to był znak, że nie jest źle, że potrafię!!! Bo w sumie od operacji już jest mnie mniej aż 22kg, a od początku odchudzania 32kg, to jest naprawdę sporo. Niech każdy z Was wyobrazi sobie, że bierze na plecy worek z 32 kg cukru i co? Ugiąłby się pod takim ciężarem i trudno byłoby chodzić, prawda?.
Teraz czekam na następną, wyznaczoną już przeze mnie granicę w wielkości 100kg, a potem?….a potem będę sobie pomalutku chudła dalej.
Jak długo? Ano jak długo się da, byleby do skutku.

A co z remontem? No nic ciekawego, dalej radośnie sobie trwa. Mieli skończyć  remont w środę, potem zapowiedzieli, że  dzisiaj, a tu okazuje się, że panowie jeszcze nie chcą wcale skończyć tego remontu, jeszcze coś przebąkiwali o jutrze. Okrutnie się wściekłam, bo de facto mają tylko tą wymienianą wczoraj rurę w ścianie zabetonować, a rano mi mówią, że nie wiem czy zdążą dzisiaj zakończyć. No to zdenerwowana powiedziałam im, co o tym myślę i zapowiedziałam, że mają dzisiaj pracować do oporu i jeszcze dzisiaj wynieść się z mojej łazienki, bo jutro rano wkracza do niej ze sprzątaniem Renia. Nie wiem co z tego wyniknie, ale przyrzekli, że się postarają. Jutro minie 2 tygodnie, gdy jestem bez łazienki, chyba już wystarczy? Nie dość, że cała łazienka jest w łatach betonowych, to nawet nie da się już po wczorajszym rozwalaniu ściany w ogóle tam wejść, a co dopiero wykąpać. Tak to jest, gdy człowiek idzie do pracy i nie może sobie do końca robotników przypilnować. Za to, gdy wczoraj  wieczorkiem wróciłam z pracy i weszłam do łazienki, myślałam, że dostanę palpitacji z nerwów, to co zastałam przechodzi wszelkie pojęcie każdego normalnego człowieka. Ruina to mało powiedzieć !!!!!! Chyba najbardziej cierpliwy człowiek w końcu by się zdenerwował, a ja do tych super cierpliwych nie należę, bynajmniej.
Ale mam nadzieję, że w nowy  tydzień wkroczę z prawie, że normalną łazienka, bo do normalności jej jeszcze bardzo, bardzo daleko.
I aż strach pomyśleć, że w czerwcu czeka nas następny remont, tym razem będą wymieniać wszystkie przewody elektryczne, to dopiero będzie ruina całego mieszkania. Najlepiej byłoby zabrać nogi za pas i uciekać z tego mieszkania, gdzie pieprz rośnie, ale finanse……….
Ech życie, życie, chyba dopiero na drugim świecie będzie mi jako tako, no chyba, że za moje złości wsadzą mnie do piekła i podpiekać na ruszcie będą.
No to kończę znów nieoptymistycznie ten blog,(chociaż zaczęłam go pisać z nutą radości), przepraszam, ale jestem już całkowicie na granicy nerwowego załamania, co jest chyba zrozumiałe przez większość  Gości na mim blogu.
Mimo to życzę miłego dnia wszystkim.

najwspanialsza wiadomość dnia dzisiaj jest środa i ………..

 

Co tam remont, łazienka, kucie podłóg i ścian ( dzisiaj ciąg dalszy kucia, tym razem ścian), jednak ta wiadomość zdominowała wszystkie inne.
Dostałam link do  niedawnego występu naszej Mii jako Dorotki w Krainie OZ ( Przygody Dorotki w Krainie ). którą sobie z wielką przyjemnością jeszcze raz oglądnęłam. Zapraszam zatem na spektakl  https://www.youtube.com/watch?t=569&v=nNDns9tv-V8  

Mia ma przecież dopiero 11 lat, a już wykazuje  bardzo duże zdolności artystyczne, do przedstawienia podeszła niezwykle profesjonalnie i trzeba przyznać, że bardzo dokładnie opanowała niemały przecież tekst, ale również i śpiew i wszystkie tańce. Poruszała się bardzo żywo, bez żadnych kompleksów i zahamowań, jakby rzeczywiście tą Dorotką była. Może na początku widać, że była nieco stremowana, ale potem coraz bardziej się już rozkręciła i chyba o swojej tremie całkowicie już zapomniała.
Nie będę Was więc zanudzała dzisiaj moim wpisem, mam nadzieję, że poświęcicie troszkę czasu naszej małej artystce, co gorąco polecam.

A teraz oczywiście środowe słowo do Uli
Wiem Ulu, że czytasz mnie codziennie, ale jak wiesz, środa jest naszym wyjątkowym dniem.
Tyle od zeszłej środy się ciekawego w moim życiu działo. Ciekawego i trudnego, bo przeszłam remont łazienki i na tym nie koniec, teraz jest ona w bardzo złym technicznie stanie ( obskubane i  ściany i podłogi, powinnam ją odmalować i wykafelkować od nowa, ale fundusze….)
I pewnie załamałabym się dokładnie, gdybym nie wiedziała, że tam w Poznaniu myślisz o mnie i trzymasz mocno kciuki, aby mi się wszystko do końca udało opanować. Do tego potrzebna jest niestety gotówka, więc gdybyś tak mogła jeszcze jakoś zaczarować, by ona do mnie spłynęła….. jakaś szóstka w Lotka by się przydała na przykład 🙂
Nie ma rzeczy podobno niemożliwych, więc liczę na Ciebie, tak na wpół żartem oczywiście to piszę, może  Twój głos akurat   jakoś w niebiesie wysłuchają?
Ta róża jest oczywiście dla Ciebie Ulu, rośnie sobie w ogrodzie Magdy i aż sama w zeszłą sobotę  mnie poprosiła, bym ją dla Ciebie sfotografowała.
Mam jeszcze kilka takich Magdzinych róż dla Ciebie, będę je co środę dla Ciebie zamieszczała w moim blogu.

Wczoraj w dosyć ciężkich warunkach technicznych, ale jednak, wzięłam prysznic w swoim brodziku. Bardzo daleko mu do doskonałości, ale ta pierwsza od 10 dni ” u siebie”  kąpiel i tak sprawiła mi ogromną frajdę. Czułam się jak nowo narodzona, gdyby jeszcze………. jakimś cudem udało mi się doprowadzić tą łazienkę do pełnej używalności, bo jak na razie czuje się w niej, jak na kempingu. Dotąd przynajmniej miałam płytki na podłodze i na ścianach, teraz jest niestety pół na pół beton i reszta płytek. No i ponieważ dzisiaj jeszcze skują mi jedną ścianę, nie jest łazienka porządnie wysprzątana, tylko tak, aby, aby……….

Czy doczekam się kiedyś porządnej łazienki? Wątpię!!!!
Dobra, miało już nie być narzekania, ale ten temat niestety mnie przerasta.
Szkoda, że dobre wróżki występują tylko w bajkach, w realiach jest tylko szara i brutalna rzeczywistość : była jako taka łazienka, przyszli, skuli podłogi, ścianę  i sobie poszli, pozostawiając mnie bezsilną w rozpaczy, bo teraz tam jest istna  ruina!.
Taka jest prawda.
A może pojechać do Warszawy i poprosić w Duda pomoc o cud jakiś? Ha, ha, ha, już widzę, jak pan Wojciechowski przejmuje się moją sprawą 🙂
A tak na serio może ktoś umie mi poradzić, co położyć (tanio) zamiast tych płytek na podłodze, by tak  ta moja łazienka nie straszyła?
Czekam na każdą mądrą i poważną poradę.

A i jeszcze czemu środa będzie wspaniałym dniem? Mianowicie, zapowiada się całkiem przyjemny, słoneczny i ciepły dzień.
Więc zanurzmy się w to środowe ciepełko i miło spędzajmy każda jego chwilę.

Priorytety

 

Wczoraj okazało się, że priorytety się zmieniły, więc zamiast remontu mojej łazienki, trzeba było wyremontować tą  skorodowaną. rurę wodociągową  pomiędzy parterem i pierwszym piętrem, aby móc podłączyć na nowo wodę w całej kamienicy.
Pan administrator bardzo usilnie mnie o tym wczoraj przekonywał, omalże przepraszając, że termin remontu mojej łazienki znów się przesunął. Ale przecież ja to doskonale rozumiałam, ważne jest, by w ogóle woda w kamienicy była i żeby nie zalewało już innego mieszkania, tyle czekałam, więc ten jeszcze jeden dzień sobie poczekam. Grunt, że można było sobie naczynia umyć i napić się herbatki. Co prawda Pola kupiła w sklepie naprzeciw dużą 5 litrową wodę mineralną, niegazowaną, ale ta była bardzo oszczędnie dozowana,bo do końca nie wiadomo było, kiedy zostanie wreszcie woda podłączona.
Za to mam nadzieję, że nic ani nikt nie stanie na przeszkodzie i już o 8 rano panowie mają wkroczyć do mojej łazienki.
Ale się będzie działo, strach pomyśleć, bo wczoraj miałam przedsmak hałasu, kiedy fedrowali tą rurę dwa piętra poniżej mnie, jednak odgłosy były lekko przytłumione, a tu będzie świdrowanie prosto nad moimi uszami. Ale pocierpieć warto, by potem znów mogła korzystać z własnej łazienki.
No to  jestem już zwarta i gotowa, by  dzisiaj już ostatecznie stawić czoła remontowi !!!! Podobno już od ósmej rano!
Tylko, że jest już godzina dziewiąta, panów nie ma, w biurze administracji nic nie wiedzą, a pan administrator nie odbiera telefonu.
Tylko po co wzięłam sobie dzisiaj urlop? mam pilnować ścian w łazience, by nie pouciekały?
Znowu mam pretensje o nic?

Pogoda ohydna, pada deszcz, jest zimno. Więc i mój humor dzisiaj jest do niczego.
Najwidoczniej nie znam się na kawałach naszej administracji.

Świat jest beznadziejny jednak !!! Nikomu wierzyć nie można.

wielka awaria

 

Awaria wodociągowa trwa, z tym, że tym razem prócz mojej łazienki dodatkowo objęła ona dwa piętra pode mną, pękła poniżej mnie rura i zalała mieszkanie nr 2, czyli Rentgen.
No i całe szczęście, że mnie już  od piątku nie było w Krakowie, nikt mi teraz nie wmówi, że to ja zalałam dwa piętra. A rura to rura, wzięła sobie i pękła, może też była przez to wymienianie pionów naruszona. Szkoda, że tak długo, czyli ponad tydzień czekali z wymianą rur, nie było by przynajmniej  teraz kłopotów z odświeżaniem zalanych ścian na parterze. Ale kto nie słucha ojca, matki ten psiej skóry słucha.
Skutek jest taki, że w całej kamienicy zamknięta jest woda, żadne mieszkanie nie ma do niej dostępu, więc ani się umyć, ani zrobić sobie chociażby herbaty, już nie mówiąc o gotowaniu obiadu, bo zalanie odkryto już wczoraj rano. Na pewno dzisiaj skoro świt zaczną naprawy, pytanie jest tylko, kiedy skończą i tą wodę z powrotem  wszystkim włączą.
Przypuszczam, że sąsiedzi, podobnie jak ja onegdaj, nie są zadowoleni z posuchy w kranie.
Ale tak to bywa, nasza kamienica ma ponad 80 lat, a dawniej prowadzili rury inaczej, niż dzisiaj, teraz są plastikowe, a  były metalowe, więc łatwe do skorodowania, zwłaszcza po tylu latach.
Wiadomość  o tej  awarii do mnie doszła dosyć dziwną drogą, dostałam ją SMS-em w Modlnicy, a przyszła aż z Krety, gdzie teraz jest Monika na wakacjach.
I bardzo dobrze, że mnie zawiadomiła, bo spokojnie, przed wyjazdem z Modlnicy mogłam się jeszcze wykąpać, wypić ciepłą, świeżą herbatkę i dopiero (oczywiście po zjedzeniu  obiado – kolacji) wrócić sobie radośnie do domku.
Jednak niebiosa czasami nade mną czuwają 🙂

Wczoraj była Krajowa Psów Rasowych w Krakowie. Tym razem Pepie  niezbyt  się powiodło, dostała tylko ocenę bardzo dobrą, a to wszystko dlatego, że była już bardzo zmęczona i zła, więc gdy pani sędzina zaglądnęła do pyska Pepie, aby obejrzeć jej uzębienie, tej  się to nie spodobało i kłapnęła sędzinę w rękę. Pepa tak ma, gdy się o coś wścieknie, coś jest nie po jej myśli, potrafi złapać zębami. Sama tego dwukrotnie doznałam na mojej ręce, chociaż uważam, że wcale mocno jej się  wtedy nie naraziłam.
Ale sama pamiętam z wystaw kynologicznych, że gdy pies nie chce pokazać zębów, albo wręcz sędziego, czy asystenta  zaatakuje, sędzia kynologiczny ma prawo obniżyć ocenę, albo nawet zdyskwalifikować takiego psa. To i tak Pepa ma szczęście, że nie została z ringu wyrzucona.
Ale kto psu wytłumaczy? Właściciel psa powinien wiedzieć, że trzeba psa przyzwyczajać do zaglądania mu do pyska przez obce osoby i powinien go do tego przyzwyczajać,  prosząc znajomych (zwłaszcza przed wystawą) o wykonywanie właśnie takich oględzin. Nie było by wtedy podobnych kłopotów.

Wczoraj był wcale nie ciekawy dzień, zwłaszcza jak przystało na pierwszy dzień lata. Cały dzień było pochmurnie, chłodno i co chwilę padał deszcz, raz nawet potężnie zagrzmiało. Tak więc za bardzo w ten weekend sobie nie użyłam , ale późnym popołudniem pokazało się nawet słonko, więc nieco się ociepliło i mogłam chwilkę na tarasie sobie posiedzieć.
Ale cóż, musiałam jednak zbierać się do Krakowa , by rano móc oczekiwać na panów majstrów. Takie jest życie, co dobre szybciutko się kończy,
Teraz znów będę sobie tylko pomarzyć o tych wspaniałych różanych zapachach i o widoku z tarasu na śliczny ogródek.

Bez wody jednak źle. A co mam zrobić, gdy na przykład rozboli mnie brzuch, a spłuczka jest pusta? Matrix jakiś, czy co?
Zaraz dochodzi ósma rano,  mam nadzieję, że ktoś się wreszcie pokaże i zacznie działać.

Szczęśliwi, którzy nie mają kłopotów od poniedziałku. I takiego właśnie pogodnego i bez przygód poniedziałku wszystkim życzę.

Wpis na pierwszą niedzielę lata

 

 

Dzisiaj mamy pierwszy dzień lata, najdłuższy dzień roku, trwać będzie 16 godzin i 46 minut.
Od jutra już nam dnia niestety zacznie ubywać 😦

Dzisiaj rano zapowiadała się piękna, słoneczna niedziela. Wyszłam na taras tuż po godzinie szóstej, słoneczko pięknie sobie świeciło i było cieplutko i miło.
Niestety już pół godziny później niebo pokryło się chmurami, zrobiło się szaro i ponuro i nawet całkiem chłodno, tak więc z żalem musiałam wypić swoją poranną kawusię w pokoju, a nie, jak zawsze sobie marzyłam, na tarasie z widokiem na piękny różany ogród, otoczony blaskiem słonka. Szkoda.
Być może, że dzisiejszy dzień będzie podobny do wczorajszego, czyli trochę wiosny, trochę lata, z małą nutą jesieni. Słonko wczoraj było, a i owszem, ale raczej dopiero późnym popołudniem. A chłodny wiatr też nie pozwolił na dłuższe siedzenie na tarasie, o czym też marzyłam, będąc w Krakowie.
No cóż, może następnym razem?

Dzisiaj spędzę nieco samotnie tą niedzielę w Modlnicy, bo Jasiek ma dzisiaj występ – turniej taneczny,  aż w Gliwicach, on pojechał już wraz ze swoją kuzynką Manią  i całą grupą taneczną rano autobusem, a za trzy godziny do Gliwic, już na ten występ jadą Magda i Jacek, tak więc zostanę sama na gospodarstwie.
Proszę, jaką mam artystyczną młodzież w mojej rodzinie, najpierw Mia, która grała główną rolę w musicalu, teraz Jasiek, który będzie tańczył, pewnie również i solo i w grupie. Ciekawe, co im z tego artystycznego zacięcia pozostanie im na później.

Wczoraj w Krakowie odbyła się Międzynarodowa Wystawa Psów Rasowych, w której brała udział nasza Pepa. Dostała ocenę doskonałą i drugą lokatę, co uważam za sukces w początkach jej wystawowej kariery. Co prawda wolałabym, żeby zdobyła złoty a nie srebrny medal, ale….. jeszcze jest trochę czasu przed nią. Dzisiaj jest druga część psiej wystawy w Krakowie, tym razem Krajowa,  podobnie jak wczoraj będzie ją wystawiał Ksawer. Pewnie znów dostanie ocenę doskonałą, ale dzisiaj będzie już ocenia inny sędzia niż wczoraj, więc o lokacie na razie nie ma co mówić.
W każdym bądź razie trzeba będzie ją jeszcze raz wystawić, by mogła mieć potem potomstwo. Ale będzie fajnie, gdy takie małe kluseczki pokażą się u nas w domu, tylko potem żal jest z nimi się rozstać, sama pamiętam, ile łez wylałam za każdym wydanym szczenięciem Tiny, chociaż dobrze w domu narozrabiały. Ach, te wspomnienia, te piski, a potem prawie, że bokserski ring, bo zawsze znajdowało się jedno dominujące szczenię, które namawiało innych do walki „na śmierć i życie”, aby wszystkim pokazać, kto tu rządzi.
Ale kto wie, może jedno szczenię, mały buldożek, pozostanie jednak  u nas w domu na zawsze! Bo francuskie buldożki też są bardzo słodkie,to  taka trochę miniatura bokserów.

Życzę wszystkim chociaż przyjemnej, jak już nie może być całkiem słonecznej niedzieli.
Dzisiaj wieczorem wracam już niestety do Krakowa, koniec tego dobrego. A jutro do pracy, ale jeszcze przede mną bardzo długi dzień.