jak haloween to haloween

       

                                            

A co, ja nie będę gorsza i symbol  tego pogańskiego  święta w swoim blogu dzisiaj

umieszczam.

A że jest niewielki, pewnie nikomu przeszkadzać nie będzie.

Rozpisywać się o tym święcie nie będę, bo już we wczorajszym blogu stosowny wpis

dokonałam,  dzisiaj tylko go ( to święto, jeżeli można nazwać go świętem) dynią

udokumentuję.

A może coś o wczorajszej wizycie Bardzo Ważnej Osoby napiszę?

No cóż, obiad całkiem mi się udał, chociaż tak po prawdzie to potem stwierdziłam,

że te całe łazanki to nic więcej jak…. bigos z kluskami, ale naprawdę był bardzo smaczny

i bardzo syty ( robiłam go z kiszonej kapusty, którą najpierw obgotowałam, a potem

przysmażałam na patelni z cebulką czosneczkiem, kiełbaską i boczusiem drobno pokrojonym,

a na końcu dodałam ugotowane łazanki, przysmaczyłam pieprzem i wszystko razem jeszcze

przesmażałam). Bardzo Ważna Osoba dostała oczywiście do tego swój ulubiony napój,

czyli piwo, ja jakoś za piwem wcale nie przepadam, więc wypiłam kawusię, a do tego

zjadłam bardzo smacznego pączka z czekoladą ( Magda nie czytaj tego), zakupionego w

Tesco  przez Bardzo Ważną Osobę .

Za to zmagałam się wczoraj ze zgraniem 2 płytek z Grupą pod Budą i mimo, że miałam z tym

nieco kłopotów w końcu dopięłam celu, wszystkie piosenki bardzo ładnie mi się na komputerze

nagrały i teraz mogę słuchać tych piosenek do woli.

Szczególnie bardzo lubię Balladę o Ciotce Matyldzie, ta piosenka  przypomina mi moją

ukochaną Ciocię Irenę, która bardzo tą piosenkę też lubiła i jakoś dziwnie z nią się

utożsamiała, nie bardzo co prawda wiem czemu, bo nigdy moja Ciocia kota nie miała,ani nie

nosiła korony z papilotów, ale zawsze mi powtarzała, że kiedyś, gdy jej zabraknie i usłyszę

tą piosenkę, będę przynajmniej o niej myślała i ją wspominała, no i tak mi pozostało.

Szczególnie dzisiaj w przededniu Dnia Wszystkich Świętych  z wielkim sentymentem ją

wspominam, bo była naprawdę wspaniałą kobietą, Była bratową mojego Taty, bardzo

wcześnie owdowiała ( jej mąż 2 miesiące po ślubie jako oficer dostał się do niewoli

i zginął w Katyniu), zawsze żałowałam, że nie mogła być moją drugą Mamą ,nawet nosiła

to samo imię, co moja Mamusia – Irena., szkoda, że po śmierci Mamy mój Tata z nią się

nie ożenił,  przez pewne rodzinne intrygi wybrał inną panią  i chyba nie najlepiej trafił, ale to

był jego wybór.

Na pewno miałabym  wspaniałą Drugą Mamę, która by mnie i moje Rodzeństwo prawdziwie 

kochała jak swoje dzieci, cóż przewrotny los chciał inaczej.

Ciocia Irena nigdy drugi raz za mąż nie wyszła, chociaż była naprawdę piękną kobietą, miała

powodzenie u panów, ale bardzo długo wierzyła, że jej mąż powróci, potem była chyba

zainteresowana nawet moim Tatą, a gdy jeszcze później jej pytałam: Ciociu, czemu nie chcesz

wyjść za mąż odpowiadała niezmiennie: a po co? żebym na starość obcemu chłopu gacie

miała prać?

Wtedy tego nie rozumiałam, dzisiaj doskonale wiem, co miała na myśli.

Mieszkała najpierw w tej samej kamienicy co ja, potem przeprowadziła się do swojego

mieszkania ulicę dalej, zawsze przychodziłam do niej na karty i na wspólne rozwiązywanie

krzyżówek, byłyśmy naprawdę bardzo zaprzyjaźnione i zawsze bardzo ciepło ją wspominam.

Pozostałe piosenki Sikorowskiego też są bardzo piękne, a może moja wrażliwa

krakowska dusza każe mi po prostu lubić piosenki swojskiego krakowskiego barda?

Dzisiaj korzystam a dnia wolnego od pracy, a więc mój weekend trwać będzie aż 4 dni, długo

bardzo.

Dzisiaj urodził się 7 miliardowy obywatel  a właściwie obywatelka Ziemii.

Gdzieś daleko, na Dominikanie przyszła na świat mała dziewczynka i na razie nie wie,

jak ważna jest dla historii świata.

I tak wygląda ostatni mój wpis w miesiącu październiku,

Jutro zaczynam od nowa, już w listopadzie.

 

 

mój niedzielny wpis

     

Za oknami mgławo, ale całkiem ciepło,

Ta mgła ( czyli wilgoć) bardzo odbiła się na moim kręgosłupie, dziad tak dokucza, a co

 najgorsze żadna pozycja, ani leżąca, ani siedząca, ani stojąca nie przynosi ulgi.

Ale od czego jest Nimesil????  już go zażyłam, bo dzisiaj na obiadku mam znów gościa

czyli Bardzo Ważna Osobę., muszę być aktywna ruchowo.

Dzisiaj kuchnia Ewusi serwuje…. łazanki. Może nie całkiem niedzielne, świąteczne to danie,

ale tak postanowiłam i już.

Rodzinka wyjechała na 2 dni do Zakopanego, więc cisza w domu, pozostawili mi tylko do

karmienia rybki, mam nadzieję, ze Ksawer przyjdzie nakarmić szczury, bo całkiem nie wiem, co

mam im dać jeść.

W telewizji trwają debaty nad tym, czy haloween jest świętem, które powinno się w Polsce

obchodzić, czy nie. Osobiście ja nie obchodzę ( chociaż wielka dynia jest na środku

stołu w kuchni), ale nie widzę znów nic w tym złego,wszak staropolskie Dziady też były

swojego rodzaju łączenia się z duchami naszych przodków, a chyba już całkowitą

przesadą jest to, ze haloween kłóci się z zasadami naszej wiary. Fakt,  pierwszego

listopada odwiedzamy groby naszych najbliższych i tam się modlimy za ich dusze,ale

markietingowo trzeba powiedzieć wielkiej różnicy nie ma, też ludzie robią swojego

rodzaju „konkursy” czyj grób jest piękniejszy i bogaciej ustrojony w kwiaty i całe

masy zapalonych zniczy, a już dwa dni temu na grobach stoją puste, wypalone znicze i nieco

nadgniłe kwiaty i mało kto się tym interesuje, już zapominamy….. czyli reasumując, wszystko

na pokaz. Oczywiście jest to święto zmarłych więc można  a nawet trzeba położyć skromny

bukiecik i kilka lampek zapalić,ale przesada, z jaką się spotykam 1 listopada wcale mi się nie

podoba.

O swoich najbliższych powinno się myśleć  nie tylko 1 listopada, nie tylko wtedy odwiedzać

trzeba cmentarze i przy okazji przewietrzyć swoje futra ( bo wtedy jeszcze obowiązuje

swoisty popis mody, wszystkie panie wyfiuczone, jakby szły na bal, a nie na cmentarz),

o naszych najbliższych myślimy przez cały rok.

Może jestem niesprawiedliwa, bo jest wiele osób, które odwiedzają na cmentarzach swoich

bliskich dosyć często ( moja koleżanka Jadzia odwiedza grób swojego męża codziennie,

obojętnie jaka jest pogoda), ale w większości ludzie dzień 1 listopada traktują jako

spotkanie z rodziną i znajomymi przy grobach.

A Haloween w Polsce obchodzą raczej tylko dzieciaczki, niech więc się cieszą, skoro mają

okazję do zabawy i nie ma co im tego zabraniać.

To tyle, idę do kuchni popichcić, miłej niedzieli

 

Wielka ściema

 

Można było przewidzieć, że takie spotkanie to wielka ściema.

Ale od początku :Usiedliśmy sobie z Bardzo Ważną Osobą bliziutko stołu

prezydialnego i to był błąd wielki, bo byliśmy na widoku i nawet każde zamknięcie przez nas

oka na sekundę było od razu odnotowywane i.. karcone.

Prelegentem był jakiś Niemiec, który w swoim języku chciał nas namówić na matera,

oczywiście o cudownym działaniu, wypełnionym jakimś proszkiem ze specjalnych kamieni

sprowadzanych z Peru, a te kamienie  jakieś magnetyczno – uzdrowiskowe znaczenie mają.

Pan gadał i gadał, tłumacz tłumaczył i tłumaczył i robiło się coraz bardziej…nudno, a że było

gorąco oczko nieco mi się przymknęło, Ważnej Osobie zresztą też, co się prelegentowi nie

spodobało i ostro nam zwrócił uwagę, że śpię a nie słucham jego wywodów.

A Gdzie było napisane, że spać nie wolno, ważne, ze nie chrapałam, więc nie przeszkadzałam,

Zresztą przysnęłam  tylko na kilka sekund, potem już tylko walczyłam, żeby znów nie

przysnąć. Po wyjątkowo  nudnej niemiecko= polskiej prelekcji    było zapytanie

komu się towar spodobał, ale ja z moim „Mężem” chyba jako jedyni nie podnieśliśmy rąk, więc

znów podpadliśmy Ale w losowaniu już tylko kilka osób brało udział, bo kto chciał wydawać

taką sumę na byle jaki materac? Mało było chętnych, więc prowadzący zrobili się

całkiem nieprzyjemni, pan mnie znów obsztorcował, że przeszkadzam, bo chciałam dotknąć

tego „wspaniałego” materaca.

Potem Niemiec sobie już poszedł na jakieś ważne spotkanie z 200 innymi ludźmi ( to znaczyło,

że my byliśmy mało ważni), ten tłumacz usiłował nam jeszcze wsadzić kulki do prania

oraz krem przeciwzmarszczkowy i na tym na szczęście spotkanie się skończyło

Oczywiście o żadnym posiłku mowy nie było ( chociaż był taki wpis w zaproszeniu),bo ponoć

sponsor nie dowiózł …zupy ( czyli miała to być  prawdopodobnie zupa Knorr w kubku

jednorazowym, bo Knorr też był wypisany jako jeden ze sponsorów na tablicy) Ustawiliśmy

się więc w kolejce po  obiecane prezenty i każdy dostał jakieś tam perfumy, na których co

prawda pisało made in Paris, ale na obiecaną cenę 120 zł wcale nie wyglądały  Małżeństwa

dostawały obiecane noże, w pudełku, ja musiałam się upomnieć, bo pan doszedł do wniosku,

że skoro z mężem spaliśmy podczas prezentacji to noże nam się nie należą, ale popatrzyłam

na pana groźnym okiem i łaskawie jednym pudełkiem tych noży nas obdarował.

Nie cierpię prezentacji, bo zawsze człowiekowi ciemnotę usiłują wcisnąć, ale tu jeszcze

w dodatku spotkaliśmy się z normalnym chamskim traktowaniem, co mnie tak oburzyło,

że już wcześniej miałam ochotę ową prezentację opuścić, ale skoro już zadałam sobie

tyle trudu, że tam się znalazłam, nie mogłam narazić  Bardzo Ważnej Osoby na to, aby nie

dostać tych noży, więc wytrwałam  do końca.

Ale już więcej na żadną prezentację nie dam się namówić, szkoda czasu.

Chociaż przypominam sobie, że kiedyś tam, dawno temu, jakaś firma zaprosiła mnie

i osobę towarzyszącą ( i wcale nie musiał to być koniecznie mąż) na prezentację, która

odbywała się w restauracji obok mojej przychodni i wtedy ta firma częstowała nas po

pokazach swojego sprzętu  całkiem przyzwoitym obiadem i prezenty też jakieś były.

Już mi nie chodzi o ten poczęstunek, ale widziałam, że kilka osób było zawiedzionych, bo

nikt nie lubi być oszukany, po co pisali na zaproszeniach  o tym poczęstunku, skoro wiedzieli,

że nie wywiążą się z obiecanek.

Dobrze że jest sobota, bo mam bardzo ciekawą książkę autorstwa Artura Andrusa,

Każdy  szczyt ma swój Czubaszek, czyli rozmowy Artura Andrusa z Marią Czubaszek.

Rewelacyjna książka, pisana naprawdę z wielkim humorem, którym obie te osoby wprost

przecież tryskają.

To już tradycyjnie soboty wspaniałej życzę i idę oddać się…lekturze

Pani M

            

 

Dzisiaj nie nazywam się Ewa W, dzisiaj jestem panią Ewą M.

A dlaczego?

Dzisiaj będę występowała jako małżonka Bardzo Ważnej Osoby na prezentacji, gdzie para

małżeńska dostaje szczególny prezent – komplet noży.

No właśnie, bardzo dziwne, po co małżeństwu noże? A czy tak zwane single noży

już nie używają?????

W każdym bądź razie” na noże” z Bardzo ważną Osobą nie pójdę, poczekam, czy się ze mną

nimi sprawiedliwie podzieli.

No dobra, nie czepiam się więcej , ale  do dzisiejszego popołudniowego spotkania

szczególnie się przysposabiam, jako, że dotąd zawsze byłam…panienką, aż tu nagle

wytępuję w jednodniowy związek małżeński ( noc poślubna nie jest oczywiście

przewidywana), aby brać udział w jakimś przekręcie ( nie bójmy się nazwać tego po imieniu)

w celu osiągnięcia  zysku materialnego w postaci tychże  właśnie noży.

Dziwne to będzie spotkanie, bo podobno przewidywany jest jeszcze obiad ( o godz

18.00????), a wszystko to ma trwać 90 minut, pożyjemy zobaczymy.

Po wyjściu z tego spotkania znów odzyskam swoja własną twarz, czyli znów będę Ewą W,

a każdy z nas uda się do swojego własnego domu i wszystko powróci do normalności.

I bardzo dobrze, bo do życia w stadle małżeńskim zdecydowanie się nie nadaję, cenię

sobie wolność, ale czego nie robi się dla Bardzo Ważnej osoby no i tych nieszczęsnych

noży.

A propos: z takiego spotkania na pewno cieszyłby się mój tata, bo on zawsze bardzo

lubił kupować ( i dostawać) właśnie noże, zawsze gdy wracał z Paryża przywoził nam

całe komplety tych sztućców. No to ja pójdę w ślady mojego Ojczulka i też jakiś nóż

( mam nadzieję) do domu przytargam, będę go pielęgnowała, na niego staranie  chuchała

i dmuchała  i w bibułce starannie układała w mojej szafce, a używała tylko od święta, czyli

wtedy, gdy Bardzo Ważna Osoba będzie  mnie odwiedzała.

Czyli jednym słowem będę miała jeszcze jeden eksponat muzealny, o który szczególnie

dbać będę.

No ale ta ” impreza” dopiero odbędzie się  późnym popołudniem, rano czekają mnie całkiem

inne „atrakcje”  – moja koleżanka Jadzia sie rozchorowała, leży biedaczka z gorączką

i z katarem w łóżeczku, więc rano muszę otworzyć przychodnię i  pracować jako

rejestratorka, czyli będę  odbierać telefony, rejestrować i rozpieszczać przychodzących

pacjentów.

Tak tak, rozpieszczać, bo naszą domeną jest zawsze przodem do pacjenta, grzecznie

i z uśmiechem na twarzy, czyli pełny  medyczny profesjonalizm.

Teraz jest godzina 6.20 rano i za oknem ciemna noc.

W ten weekend zmieniamy czas na zimowy, dopiero będzie 5.20, teraz rozumiem tą ciemność.

Czyli ciemność, widzę ciemność mówię za klasykiem i popijam poranną (???) kawę.

A za godzinę wymarsz do pracy…….  miłego piątku

( nie) nabita w…

                           

 

Nie, nie w butelkę, tylko w dużą całkiem butlę, która jest składową częścią filtru do

uzdatniania wody pitnej.

Wczoraj wieczorem był u mnie całkiem miły pan, który chciał mi wtrynić uzdatniacz wody.

Zrobił przy mnie jakiś tam eksperyment, naprzód poprosił o 4 szklanki, w jednej

była woda z kranu, w drugiej woda przegotowana, w trzeciej woda mineralna Muszynianka,

no i na końcu przyniesiona przez niego w butelce wodę osmozową.

Potem licznikiem liczył ile jest niezanieczyszczeń we poszczególnej wodzie, a na końcu

do każdej z niej kolejno wkładał niewielka elektrodę, która” rozdzielała” wodę na czynniki

pierwsze, ale nie tlen i wodór, no nie, tylko kolejno wydzielał się na początku chlor ( czuć było,

że to ten gaz po wyraźnym jego  zapachu), a potem wszelakie zanieczyszczenia w wodzie

obecne. Na powierzchni trzech pierwszych szklanek pokazał się brzydki kożuch, a tej

ostatniej, osmozowanej lekko zaznaczona rdza(??) z elektrody, jak to pan mi oczywiście

fachowo wyjaśnił, jako, że płytki tego urządzenia są nie wiedzieć dlaczego lekko

skorodowane, oczywiście ściema jak cholera, kto głupi uwierzy.

W każdym bądź razie na końcu został mi pokazany album z tym uzdatniaczem wody,

no i oczywiście dostałam dokładną instrukcję jak to działa, ale moja mina nie świadczyła

wcale, że tymże uzdrawiaczem się zachwyciłam.

W tym momencie weszła do pokoju  Monika, więc pan bardzo się ożywił i na szybko znów

zaczął tłumaczyć zasady działania, czyli mamić, a że Monika się spieszyła, bo już

musiała wyjść,  kazała mi z panem wszystko załatwić.

Oczywiście nikt tak dobrze Moniki nie zna jak ja, wiem, że jest impulsywna i w pierwszym

momencie  tym się zachwyci, ale chwilę potem ochłonie i zacznie realnie myśleć, więc

ostudziłam zapał pana, który już chciał do szefowej dzwonić i umawiać  mnie na montaż

tego urządzenia, ( już zacierał ręce, że dorwał naiwniaka), ale ja spokojnie  wzięłam od pana

 numer telefonu i powiedziałam, że muszę  jeszcze szczegóły  omówić  Moniką, więc jutro lub 

pojutrze do pana zatelefonuję.

Oczywiście nie mam takiego wcale zamiaru, bo nie kusi mnie wydać 2500 ( tak tak dwa i pół

tysiąca), co prawda można to na 36 rat rozłożyć, rata wynosiła by po 94 zł, ale też

nie będę się ubierała w głupie raty w coś w co wcale  nie wierzę.

A jeżeli pan się zniecierpliwi i sam zatelefonuje, zupełnie spokojnie mu odpowiem, że po

prostu się rozmyśliłam.

Na „odchodnym” pan jeszcze powiedział, że mogę znaleźć  jeszcze jakiś innych ( naiwnych)

chętnych na taki zakup uzdatniacza, za każdego przez zemnie wskazanego chętnego. który

zakupi to urządzenie będę miała jeden filtr do wymiany za darmo ( a co pół roku muszę

za 150 zł wymieniać aż 2  filtry), tym chyba już całkowicie stracił u mnie całkowicie jakąkolwiek

wiarygodność, o ile takową w ogóle od początku posiadał. Więc grzecznie tylko mu

powiedziałam, ze raczej jestem bardzo sceptycznie nastawiona do wydawania jakichkolwiek

moich pieniędzy, tym chyba dałam do zrozumienia, że nie ma co liczyć na to, że przeprowadzi

ze mną swój  interes.

Dzisiaj czwartek, a skoro czwartek, to idę na popołudniu, jeszcze sobie troszkę pooglądam

TVN- 24. Tylko zastanawiam się, skąd Błaszczak wie, że Tusk  już rządzi fatalnie, skoro

jeszcze rząd nie rozpoczął de facto swojej działalności? Prorok jakiś, czy co?

Już wiadomo, na czym będzie polegała rola  tego na wpół upadłego Pisu ( czy Ziobro zostanie

wywalony???) – na negacji, bo tylko tyle PIS potrafi, a chcą być tacy nowocześni, tzn jak

zwykle, tylko oni wiedzą jak Polskę uzdrowić, dziwne, że Polacy tego ich uzdrowienia wcale

nie pragną, co wyraźnie podczas ostatnich wyborów im powiedziano. A oni swoje!!!

A Grecja może odetchnąć troszkę,  Unia im pomogła finansowo, a co dalej to się dopiero

okaże, czy potrafią to dobrze wykorzystać.

Miłego dnia.

 

 

 

 

i co tam nowego?

               

Ano nic ciekawego, w Pisie się „tłuką” i walczą na szabelki,  ciekawe czy już policzyli ile kto

tych szabelek ma. Ale to ich sprawa, Pis nie jest moją bajką i nawet jak się zdrowo

poharatają nic mi do tego.

W PO cisza, trochę podejrzane, bo rząd powoli powinien już się formować, a oni ciągle mają

czas.

U Palikota w miarę coś się dzieje, wczoraj wybierali przewodniczącego Klubu no i pewnie, że

sam wielki pan Janusz – założyciel został przewodniczącym Klubu.

W ogóle jest to bardzo dziwna partia, ciekawe jak się uformują, bo to chyba niełatwe będzie,

skoro każdy z posłów jest z innej strony świata poglądowego.

No, ale to, że do głosu doszła grupa dotąd w kącie siedząca nie ma nic w tym dziwnego,

skoro mamy demokrację każdy ma prawo swoje poglądy wygłaszać, tylko czy to będzie

zaakceptowane przez większość, nie wiadomo. Chrześcijańskie korzenie jednak w polskiej

mentalności bardzo głęboko siedzą i na pewno nie da się całkiem takich poglądów

z nich wykorzenić.

Za to w SLD po wyborach nowego przewodniczącego Klubu zapadła cisza, pewnie

zastanawiają się, z kim tu mądrą koalicję zawiązać, żeby znów wypłynąć na wierzch.

Czyli ogólnie mówiąc, jak to w polityce, nic do końca nie jest wiadomo, może i dobrze,

bo mniej nerwów trzeba zużywać na co dzień no i fora są bardziej „czytelne”, mniej

zdecydowanie w nich jadu nienawiści. którym to jadem poczytne fora  w okresie wyborczym

wprost ociekały.

Przyznam się bez bicia, też na forach swoje uwagi zamieszczałam, ale nie obrażałam nikogo,

co najwyżej tylko zaznaczałam głupotę mojego przedmówcę, gdy według mnie na taką

krytykę zasługiwał. Ale to też jest tylko obiektywna uwaga, kto powiedział, że mam rację?

A co poza polityką?

Nic specjalnego na razie się nie dzieje, dzień, jak co dzień wstał nieco ponury, podobno

ma się potem rozjaśnić i bardzo dobrze by było, żebym w promieniach słonecznych do pracy

dzisiaj po południu poszła.

Chciałam przeszmuglować do domu kotka, małego, tego od Magdusi, ale okazało się, ze

Monika na koty jest uczulona, więc  mój pomysł legł w gruzach, nic tylko grać w totolotka,

wygrać jakąś tam sumkę pozwalającą własne M kupić i wtedy kot może u mnie już

zamieszkać. No cóż, wspólne mieszkania skutkują niestety pewnymi wyrzeczeniami.

A poza tym, czy ja na tyle lubię koty, żeby taki osobnik u mnie zamieszkał?

Zawsze lubiłam psy i ubolewam, że nie mogę go ze względów technicznych posiadać, pies

wymaga spacerów, czego nie mogę zapewnić niestety, koty owszem dotąd tolerowałam,

ale zawsze coś fajnego „mojego” byłoby w domu i  nie musiałabym przytulać się do

miśka, gdy mi smutno..

Ech, życie, życie…… w każdym człowieku zawsze jednak coś z dziecka drzemie.

P.S. Dzisiaj zaprosiłam do mojego blogu nowego czytelnika – Grzesia , ciekawe, czy tu zagości.

sprawiedliwie – niesprawiedliwie.

                               

Oj dostało mi się wczoraj w pracy. dostało, bo przegapiłam, że serwer coś tam obciął

i nie cały obraz przekazał na serwer lekarski.

Niesprawiedliwe było to, że Ł. wypomniał mi, że wszystko zawsze psuję, co jest nieprawdą,

zawsze bardzo się staram, wczoraj nie dopatrzyłam po prostu do końca.

Dotąd serwer zachowywał sie wzorowo, wczoraj znów jakiś diablik szyki pomieszał,

ale gdy raz jeszcze to samo zdjęcie przerobiłam już obraz poszedł w całości.

Sprawiedliwe było to, że nie uważam, bo od tego jestem technikiem, aby technicznie

zdjęcie opracować do końca. To fakt i biję się w piersi, mea culpa.

Ale co się przy pkazji  gorzkich łez nałykałam, to moje.

Tylko kto powiedział, że w pracy zawsze musi być różowo? Czasami trzeba i oberwać,żeby

było normalnie, hi hi.

A dzisiaj znów słonko zaświeciło, wczoraj długo spało, za to dzisiaj od samiutkiego ranka

pokazało nam swoje oblicze.

No to się cieszmy !!!

w poniedziałek rano

                    

Wstał poniedziałkowy zachmurzony i zamglony dzionek.

Nic to dobrego nie wróży, niestety, te wszystkie prognozy o słoneczku chyba będzie

można między bajki włożyć.

Spało mi się całkiem fajnie,ale kiedyś trzeba wreszcie wstawać.

Co prawda do pracy idę na popołudniu dopiero, ale jeszcze tyle przede mną

Muszę wysłuchać oczywiście swojego ulubionego programu wstajesz i wiesz, z moim ulubionym

Jareczkiem Kuźniarem .I znów polityka, brr, nie mogę słuchać, gdy Pisowiec twierdzi, że

właściwie to oni nie przegrali, dostali tylko mniej głosów no i oczywiście, że tylko Pis wie jak

dobrze  prowadzić Polskę w dobrobyt, mimo, że wyborcy zdecydowanie powiedzieli coś

innego.

Ale co tam wyborcy wiedzą. Pis wie wszystko najlepiej i będą starali się przekabacić

wyborców na swoją stronę, i oby im się to nie udało, bo strach pomyśleć, co nas będzie wtedy

czekało. Mam nadzieję, że kolejny raz czarny lud pisowskich omamów nie kupi.

Na Węgrzech już są rozruchy, już występuje lud przeciwko Orbanowi, nie podobają

im się jego rządy.

Teraz czekamy na ruch nowego rządu, wszystko po 8 grudnia powinno się zacząć wyjaśniać.

Tylko tyle o polityce, bo znów mnie rodzina upominać będzie, że tylko o polityce nawijam.

Dzisiaj przede mną naprawdę bardzo ciężki dzień, mam co najmniej dwa bardzo trudne

badania, mam nadzieję, że sobie poradzę.

Życzę  przyjemnego tygodnia.

nieskromność

    

 

Nieskromnie przyznam, że moja  wczorajsza zapiekanka była po prostu wyborna.

Patrzyłam tylko, jak niknie w czeluściach mojego gościa ( moich zresztą też), ale

 jeszcze troszkę na dzień dzisiejszy jej pozostało.

No cóż, trzeba przyznać, że jestem bardzo dobrą kucharką.

A ja się pytam tylko, gdzie się podziało to słonko, które na dzisiaj zapowiadali? no gdzie??

A ponieważ niedziela jest raczej ponura, to obie pośpię dzisiaj troszkę, a co, nie mam nic

lepszego do roboty. Czasami tylko, odmykając lewe lub prawe oko pooglądam TV, jeżeli

oczywiście coś ciekawego w niej znajdę.

 A moze lepiej byłoby, gdybym z moimi kijkami poszła na długi spacar???

Wszak na szczęście nie pada. Aha, zapomniałam, kijki pożyczyłam sąsiadce.

Kiedyś, gdy byłam z moją siostrą w Busku kupiłam sobie takie właśnie kijki, ale przyznaję

bez bicia, mało nimi się posługiwałam. Zamiast leżeć w mojej szafie służą mojej sąsiadce i

bardzo dobrze.

Tylko jakoś głupio, że w południe dnia trzeba świecić górne światło.

Za  kilka dni będzie jeszcze gorzej, bo czas na zimowy zmienią,w ogóle coraz mniej tego

dnia będziemy mieli do dyspozycji i znów nocą będę do domu z pracy wracała.

Mam tylko takie pytanie:

Kiedy będzie wiosna?

 

zapiekanka, czyli na pohybel

                          

Dzisiaj, zgodnie z daną przedwyborczą obietnicą pijemy z Bardzo Ważną Osobą

Luksusową na pohybel…wiadomo komu ( przegranej partii, ale nie jest to bynajmniej  SLD).

A jak pijemy musi być i zagryzka, najlepiej na gorąco;

oto składniki :  paczka  makaronu ( najlepiej drobny), 3-4 jajka, śmietana, 10 dk boczku, 10 kg

kiełbasy, 3 pomidory,  3 cebule,  główka czosnku, tarty zółty ser, przyprawy do smaku, oliwa

do smażenia.

Makaron ugotować al dente, 2-3 jajka ugotować na twardo.

Na patelni usmażyć drobno pokrojoną cebulkę, osobno drobno pokrojony czosnek, położyć na

boku.

Na tej samej patelni usmażyć pokrojony  boczek i kiełbasę.

Do wysmarowane oliwą  formy wsypać połowę ugotowanego makaronu, na nim ułożyć

usmażony boczek i kiełbasę i posypać połową usmażonej cebulki i czosnku, posypać czerwoną

papryką

Na ta warstwę płożyć  następną  warstwę makaronu, na niej ułożyć pokrojone w plasterki

jajko i pokrojone w plasterki pomidory, posypać resztką cebuli i czosnku , posypać  tę

warstwę bazylią.

W garnuszku rozmieszać całe jajko ze śmietaną, dodać pieprzu, trochę soli, tym polać

całą naszą zapiekankę, na sam koniec rozłożyć na wierzchu  starty ser.

 Potrawę wstawić do nagrzanego piekarnika do 180 stopni i zapiekać około 30 minut.

Smacznego.

No to lecę przygotowywać te pyszności.

A ten piękny, słoneczny kwiatuszek, oczywiście dzieło Elusi, niech przywoła nam

na ten na razie ponury dzionek  troszkę promyczków na niebie.

Miłej soboty.