Bank story ciąg dalszy

To już jest totalnie zwariowany i pokręcony bank, najgorszy ze wszystkich możliwych banków na świecie, pełen niekompetentnych  pracowników.
Straciłam w nim ponad 2 godziny, podczas których moja sprawę rozpoznawały kolejno aż dwie panie, tylko żadna z nich nie mogła problemu do końca rozwiązać. Owszem, jedna z nich  telefonowała do sklepu Avans, gdzie dowiedziała się to, co już jej przekazywałam chwilkę wcześniej, mianowicie,  że sklep nie mógł z nimi zawrzeć żadnej umowy kredytowej dla mnie, bo po prostu nie mają z tym bankiem umowy,  a poza tym mam  ze sklepem Avans zawartą tylko jedną umowę na zakup ratalny Iphone, zawartą przez Santander Bank. Koniec, kropka.
No to pani dalej szukała miejsca, gdzie moje pieniądze mogły być przelane i najpierw sugerowała mi Allegro, ale tam nie ma żadnego śladu mojego zakupu (bo też nic tam nie kupowałam), a potem zatelefonowała do  firmy Payu, która rzekomo miała pośredniczyć w braniu mojego kredytu, tylko że.......nie mam żadnego konta na tej stronie, więc też nie mogli przesłać tam dla mnie pieniędzy.
No to pani  w tym momencie mnie poinformowała, że to ja mam znaleźć miejsce, gdzie zostały moje pieniądze przelane i je odesłać do banku, bo inaczej moje konto nie będzie zamknięte i będę musiała płacić raty.
Ręce mi  na to stwierdzenie  odpadły, bo skoro jakaś pani posłała nie wiadomo gdzie moje pieniądze, a panie w banku nie mogą ich odnaleźć, to w jaki niby sposób ja miałabym wiedzieć gdzie one są????? To jest szukanie igły w stogu siana, bo te pieniądze zostały przez nieodpowiedzialną osobę posłane na Berdyczów, a w końcu Bank podpisując ze mna umowę handlową, na branie kredytu,bo do takiej umowy zaliczyć można umowę handlową, bierze odpowiedzialność za przeprowadzoną transakcję i nie może obciążać wadliwie wykonaną transakcją Bogu winnego klienta, To wszystko usiłowałam pracującej w banku pani wytłumaczyć, jak i to, że już poprzedniego dnia złożyłam telefonicznie w Banku rezygnację z pożyczki, którą to rezygnację przyjęto, a pani zreszta ją potwierdziła,  teraz tylko chcę się dowiedzieć, czy sprawa została do końca doprowadzona, czyli czy moje konto w Alior Bank jest  definitywnie zamknięte.
W takim razie pani przyjęła dodatkowo jeszcze moje zażalenie na nieprawidłowo przeprowadzoną transakcję i na skutki, które z tego wynikają i mam teraz czekać na odpowiedź banku, to znaczy powinnam dostać pismo, że nie jestem dłużnikiem banku.
Pytanie tylko czy i kiedy taką odpowiedź dostanę , zaczynam mieć wątpliwości bo........... sprawę załatwiłam gdzieś między 12- 14  a popołudniu, około 17 dostałam z Banku następnego SMSa o treści,  że  Alior Bank przyznał mi kredyt i niebawem dostanę kartę spłat moich rat. Przecież  SMS dokładnie o tej samej treści dostałam już 4 dni temu i dlatego podjęłam tę interwencję. Nieprzytomni, czy naciągacze pracują w tym Alior Banku?????Czyli totalny bałagan, mimo moich interwencji, mimo rezygnacji, mimo napisanego zażalenia, nadal tkwię jako kredytobiorca w tym Banku, z tym tylko, że moje pieniądze zniknęły, rozpłynęły się nie wiadomo gdzie.
Mam teraz tylko jedno chyba wyjście, muszę zgłosić swoją sprawę do Biura Ochrony Konsumenta , może oni podpowiedzą mi, w jaki sposób definitywnie rozwiązać tę niefortunną umowę z Alior Bankiem, bo jestem po prostu przez czyjąś niekompetencje oszukana i będę musiała spłacać pożyczkę, której de facto nie otrzymałam. Niestety dopiero  najwcześniej w poniedziałek będe mogła z nimi się skontaktować, bo niestety przede mną sobota i niedziela, czyli dni, w których nikt tam nie pracuje.
Rzeczywiście zadziwiającą sprawą jest to, w jaki sposób strona sklepu Avans skierowała mnie na stronę Alior Banku,  skoro sklep nie ma z nimi umowy, ale jeżeli nawet już tak mnie   przekierowano i bank udzielił mi pożyczki, przynajmniej powinien wiedzieć, komu ją w moim imieniu przekazał.
Ciągle mam nadzieję, ze sprawa pmyślnie zostanie do konca przeproadzona i na pewno wiem jedno, ALIOR BANK będę omijała z daleka.
Zresztą nie pierwszy raz coś kupowałam na raty, z różnymi  bankami podpisywałam umowy na kredyt ratalny i nigdy podobnych perturbacji nie miałam.
Coś mi się wydaje że mogę  śmiało napisać ciąg dalszy tej bankowej tragikomedii niebawem nastąpi....Tylko........ mi wcale nie jest do
 śmiechu !!!
Gorzej, że wciąż nie mam tego nowego  telefonu, na stronie sklepu Avans, pod moim numerem zlecenia jest napis, że  towar  jest w przygotowaniu, tylko nie wiem, ile dni oni potrzebują na spakowanie i na wysłanie jednego małego telefonu, skoro sami piszą, że otrzymali zgodę Santander Banku i że zostały przelane już  odpowiednie środki pieniężne na moje konto w sklepie.
Gdy dwa dni wcześniej omylnie zmówiłam za pełna opłatą telefon, przysłać mi go już chcieli na drugi dzień, oczywiście umowę anulowałam, bo nie dysponuje teraz taką kwotą ok 3000 zł, dlatego zdecydowałam się na kupno telefonu na raty. Jakoś aż tylu dni  jak teraz do wysłania przesyłki  nie potrzebowali. Oj coś pechowy jest ten mój telefon, dobrze się jako nie zapowiada, może potem odmieni się na lepsze?
Pewnie, że to jest kara za moje lenistwo, bo gdybym pofatygowała się do fizycznego, a nie internetowego sklepu, już  od paru dni miałabym ten telefon, też zakupiony  na raty i przynajmniej  bez takich różnych dziwnych perturbacji, przynajmniej nerwów bym sobie zaoszczędziła. 
MASZ BABO CO CHCIAŁAS !!!!!! DOBRZE CI TAK!!!!!!
 W dodatku przed chwilą własnie zatelefonowałam do Awansu, żeby się dowiedzieć, czemu przesyłka do mnie jeszcze nie dotarła i co się dowiedziałam? Mianowicie to, że system internetowy sklepu mylnie wycofał moje zamówienie i muszą raz jeszcze moje zamówienie do systemu wprowadzić, podobno bez nowego procesu zamówienia przeze mnie towaru, czyli bez nowych bankowych perypetii, ale muszę czekać następne 2 dni na nową dostawę 
No i co mi z tego, że mnie pani przeprosiła?????? Nic, na telefon czekać będę cały tydzień, (zamiast zwyczajowych 2-3  dni), dobrze, że mój stary jeszcze w miarę  działa, przynajmniej na tyle, że mogę się dodzwonić, wysłać smsa, zrobić zdjęcie, czy zagrać w Pokemony, ale zdarza sie, że trakcie mojej działalności nagle telefon  sam się wyłącza i wszystko od zera muszę zaczynać.
Nie uwierzycie, że to nie koniec moich kłopotów, cały dzisiejszy poranny mój wpis  do blogu po prost zniknął i potrzebowałam  2 godziny na łamanie głowy, w jaki sposób szczęśliwie go odnaleźć i skopiować ( nie miałam już siły od nowa pisać  o tych moich dziwnych perypetiach ).
Więc jeżeli występują w nim jakieś dziwne znaki to przepraszam, próbowałam to sprawdzać, mogłam coś ze skopiowanego tekstu przegapić.


Czy już dotarło do Was, że dzisiaj mamy ostatni dzień sierpnia?
Bardzo ważny to dzień pod względem historycznym, bo 39 lat temu w historycznej już Sali BHP Stoczni Gdańskiej  podpisane  zostało porozumienie między Komisją Rządową, a Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym, reprezentującym ponad 700 zakładów całej Polski i to był początek nowej Polski, kto mógł przypuszczać, że kilkadziesiąt lat później jeden mały mściwy  człowieczek postanowi zmienić raz jeszcze historię i powrócić do minionych czasów, w których czuł się jak ryba w wodzie.
A teraz  od nas teraz zależy, aby nie pozwolić mu na dalszą rujnację naszej Ojczyzny, zło trzeba koniecznie zniszczyć.
Takie jest nasze zobowiązanie wobec tych, którzy wtedy o dobrą, wolną i demokratyczną Polskę walczyli, 
JESTEŚMY IM TO WINNI !!!!!!
I własnie dzisiaj, w tym szczególnym dniu o tym pamiętajmy!!!!

No to żegnamy dzisiaj miesiąc sierpień, rozpoczyna się czas przygotowania do jesieni, która już niedługo do naszych drzwi zapuka 
Niech ten ostatni  dzień sierpnia będzie więc kolorowy, miły i słoneczny.

bankowe perypetie

A tak się chwaliłam, jaka to jestem sprytna, że przez internet wzięłam sobie kredyt na kupno telefonu.
Oszem, wzięłam, nie tylko jeden, ale nawet dwa kredyty, ale z jednego tego kredytu w Alior Banku muszę zrezygnować, bo okazuje się, że ten sklep internetowy, w którym komórkę kupiłam, nie ma zawartej z tym bankiem umowy.
Niby proste prawda?
Ale skąd, Bank, to jest bank, chętnie udziela kredytu, gorzej z rezygnacją z niego.
Niby telefoniczne mogłam przez infolinię złożyć rezygnację, co też i uczyniłam, ale okazało się, że teraz to ja muszę odnaleźć teraz te przyznane mi pieniądze i je odesłać do banku, który wysłał te pieniądze…..na Berdyczów, bo w sumie nie wiadomo, kto, komu i na co je przelał.
Rozmawiałam po kolei z czterema konsultantkami Banku Alior, każda oczywiście mi mówiła co innego, a to, że przesłali je na Allegro, ale przecież ja tam żadnej umowy nie zawarłam, albo do PayO, a tam też nikt moich pieniędzy nie widział.
No dobrze, mam teraz 14 dni (już mniej) na wyjaśnienie sprawy, tylko nie rozumiem, czemu i gdzie ja mam tych pieniędzy szukać.
Jakiś kompletny zamęt w Tym Alior Banku, wynika z tego, że pracują tam same niekompetentne osoby, które udzielają co prawda kredytu, ale na tym ich proces załatwiania klienta się kończy. Tylko poinformowano mnie, że mam kredyt (ale gdzie są pieniądze, już nie wiadomo) i mam raty, które muszę spłacać
Dla przeciwstawienia ich niekompetencji dam przykład tego drugiego banku, Santander, który owszem, poinformował mnie o przydzielonym mi kredycie, ale równocześnie poinformował mnie, że moje pieniądze poszły konkretnie na konto sklepu Avans, gdzie dokonałam zakupy – i wszystko w tym przypadku wiadomo, przynajmniej wiem, ile i komu, a najważniejsze za co, mam spłacać raty.
Tłumaczyłam pani z Alior Banku, że w ten sam sposób mogli przesłać moje pieniądze na przykład do pobliskiego sklepu mięsnego, albo gdziekolwiek, ale to oni powinni wiedzieć, gdzie je przelali, skoro ja nie wyznaczyłam konkretnego takiego celu i oni powinni je odzyskać.
Reasumując, muszę się teraz osobiście pofatygować do najbliższego oddziału Alior Banku, aby pisemnie potwierdzili mi, że zrezygnowałam z tego kredytu i nie mam wobec ich banku żadnych zobowiązań, bo w przyszłości okazać się może, że ta cała moja procedura na infolini nie była ważna i będę spłacała 2500 zł za to, czego od nich nie dostałam.
A co na piśmie jest potwierdzane, jest pewne, w razie kłopotów mam czym się wykazać.
Nie miała baba kłopotów…….. ale w sumie kto mógł przypuszczać, że ten Alior Bank, przed którym Was wszystkich ostrzegam jest taki niesolidny?????
Zaraz się ubieram i do Banku gnam, a Was proszę o trzymanie kciuków, by tę pozornie łatwą, a jednak dziwnie skomplikowaną sprawę rozwiązać.
Jutro w blogu ciąg dalszy nastąpi, czyli opowiem co udało, albo nie udało mi się załatwić, ale mam nadzieję, że jednak ta pierwsza alternatywa będzie jednak obowiązywała. UFF……

A co poza tym?
Trump zrobił Dudzie KUKU i… jednak nie przyjedzie do Polski na obchody rocznicy wybuchu II-giej wojny światowej.
A takie zadęcie w PISIE w związku z tym było….
Co prawda ta wizyta jest nie odwołana, ale przełożona (ciekawe na jaki termin), ale nie wiem, czy Trump nie wykorzystał pierwszej lepszej wymówki w postaci nadchodzącego huraganu do pokazania swojego JA, do dania kolejnego przytyczka Dudzie (już kilka takich „nauk” mu dawał), co w przypadku Trumpa jest całkiem możliwe.
A miało być tak wspaniale………
Co prawda Duda pierwotnie nie wystosował takiego zaproszenie do Donalda Tuska, mimo, że zapraszał wszystkich byłych prezydentów i premierów a także i prominentów z Unii, ale chyba jednak zorientował się że nie zostało to pozytywnie ocenione, wszyscy ujrzeli małość tego naszego niby prezydenta, małość i służalczość zarazem wobec jednej osoby, który niechętnie wita w Polsce prezydenta Unii (a więc najważniejszego ze wszystkich prezydentów w Unii), no chyba, że ten staje przed Komisją Śledczą, w której na siłę chce się wykazać mu przestępstwo, którego nie dokonał.
Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że celem Kaczyńskiego jest umieszczenie Donalda Tuska za kratkami, tymczasem to on sam powinien bać się reperkusji, które pewnie go w niedługiej przyszłości czekają.
Jeżeli jeszcze nie w czasie najbliższej kadencji Sejmu, to jednak kiedyś sprawiedliwośc i jego dosięgnie, bo zły człowiek musi za swoje złe czyny kiedyś odpowiedzieć.
Tak jest prawdziwa sprawiedliwość dziejowa, o czym nie jeden z autokratycznych przywódców już na własnej skórze się przekonał.
Dziwię się tylko, że taki „światowy mąż stanu”, jakim jest podobno Kaczyński, jeszcze o tym nie wie.
Chyba że…….. wie, że jego choroba jest dość groźna i może przynieść niedługo tragiczne dla niego skutki.
Ale to też nie jest żadna alternatywa, bo skoro Kaczyński głosi się takim wielkim, żarliwym katolikiem, to powinien cokolwiek o Bożej karze wiedzieć, a ta jest już na pewno i nieodwołanie spawierdlowa: za dobre wynagradza, a za zło karze.
No chyba, że Kaczyński tylko udaje, że jest katolikiem………

Ale zostawiam teraz Dudę, Kaczyńskiego, Trumpa i to całe bagienko, które wokół nich się toczy na boku, mam poważniejsze swoje kłopoty i nimi teraz muszę się zająć.
Pogoda dzisiaj znów podobna jak wczoraj, czyli tropikalna.
Wczoraj w parku, mimo tej okrutnej 32 stopniowej kanikuły, siedziałam ponad 5 godzin, oczywiście głównie spędzając czas na telefonicznych rozmowach ze sklepem, z Bankami itp, ale również miałam troszkę czasu na baraszkowanie z Lolą, która również wczoraj ze swoim panem do Parku przyszła.
Teraz jest godzina 9 rano, a na termometrze już jest 23 stopnie, muszę pomału zacząć się zbierać i wyruszać na ten swój bankowy szlak, chociaż pewno na razie jeszcze Banki są nieczynne, pewnie otworzą je dopiero o 10 – 12, czyli wtedy, gdy temperatura będzie już nieznośnie wysoka.
Ale mimo to muszę tam dzisiaj dotrzeć i sprawę do końca załatwić.

Życzę przyjemnego dnia, miłego odpoczynku, bo własnie weekend nam się dzisiaj zaczyna
I pamiętajcie ; OMIJAJCIE ALIOR BANK Z DALEKA !!!!!

P.S. A nowego telefonu wciąż nie miem, może w przyszłym tygodniu go dostanę????

a wczoraj w Krakowie była burza

Właściwie można było się jej spodziewać, bo do godz 15 było dosyć parno.
Ale wyszłam sobie na spacerek do parku, troszkę nierozważnie zostawiając na balkonie wietrzącą się pościel.
Usiadłam na ławeczce w cieniu, (w taki skwar nie bardzo mi się spacerowanie uśmiechało) przeglądnęłam pozostawioną tam przez kogoś gazetę i wtedy przyszła Lola z właścicielem.
Lola tym raze nie była skora do zabawy ze mna, bo chwile wcześiej grała w piłke z jakąś kopiącą piłkę grupą młodych ludzi , więc była piekielnie zmęczona, silnie ziajała, z trudem łapiąc dech, a mi jej żal się zrobiło.
Ale za to z panem miło się nam rozmawiało, gdy nagle zaczęły napływać nieco ciemniejsze chmury i gwałtownie zaczął zrywać się wiatr.
Miałam jeszcze w planie zakupy w pobliskim sklepie, więc szybko się z panem i z Lolą pożegnałam, pełna nadziei, że jeszcze uda i się jakoś umknąć wraz zakupami przed ta burzą.
Niestety zanim doszłam do sklepu, zerwał się potężny deszcz, tak więc szybciutko w pełni opadów, mokra jak mysz koscielna do domu wracałam, nieco przerażona zresztą co raz bardziej groźnymi pomrukami i cały czas mając na myśli tę moją nieszczęsną pościel.
Na całe szczęście nad moim balkonem jest niewielki daszek, który uchronił moją pościel na tyle, że nie była całkiem mokra, była nieco tylko skropiona i do nocy zdążyła już całkowicie podeschnąć.
Za to ja czułam się, jakbym wyszła spod prysznica i to w dodatku w ubraniu.
Musiałam szybciutko się przebrać i poratować ciepłą herbatką, aby zapobiec ewentualnemu przeziębieniu.
No a już po chwili rozpętała się prawdziwa burza z piorunami , jak to dobrze, że już byłam we własnym domku, czułam się już bezpieczna.
Dzisiaj mija tydzień od tego wielkiego nieszczęścia, od tej strasznej burzy, która w Zakopanem, pod Giewontem pokonała ponad 100 osób, a cztery osoby zabiła.
Dlatego raz jeszcze wracam do tego tematu, zresztą wzmocniona bardzo dobrą lekturą z blogu zamieszczonego w Polityce, do którego link podaję” https://lekarski.blog.polityka.pl/2019/08/24/tragedia-na-giewoncie-musiala-sie-zdarzyc-bo-solidnie-na-nia-pracowano/
Wydaje mi się, że jednak każdy powinien ku rozwadze ten wpis przeczytać, jest wyważony, bardzo czytelnie napisany. Niestety taka jest prawda: Polacy nie należą do ludzi całkowicie rozgarniętych, nawet powiedziałabym, że bardzo często lekceważą podstawowe zasady życia, obarczeni tą sarmacką jeszcze zasadą, jakoś to będzie, jakoś się uda.
Niestety, tu przyroda pokazała, jak bardzo nie można jej lekceważyć.
I tak, jak napisałam w komentarzu do tego blogu, niestety wiele z tych pseudo turystów idzie tam nie po to, że lubi góry i wspinaczki, lubią zdobywać szczyty i z tego radość czerpią, nie, oni idą tam tylko, żeby się pokazać, żeby zrobić sobie fotkę, którą potem chwalić się będą mogli przed rodziną i znajomymi : „patrzcie, byłam na Giewoncie”
Ja nigdy na Giewoncie nie byłam, bo biorę swoje siły na zamiary wiem, że nie podołałabym trudom wspinaczki, szczególnie własnie przerażały by mnie te łańcuchy, które tyle nieszczęścia ludziom przyniosły, bo okazały się znakomitymi przekaźnikami energii elektrycznej i to o bardzo wysokim woltażu, ogromnej sile, która potrafi zabić, alo ciężko ranić.
No i powstał teraz dylemat, czy pozbyć się krzyża i łańcuchów z Giewontu, skoro są niebezpieczne. Pewnie żelazny krzyż można byłoby zastąpić budowlą w postaci krzyża, zrobioną z kamienia, łańcuchy jakąś miej przewodząca materią ale… niestety Giewont jest szczytem dosyć wysokim, a więc narażonym na bombardowanie przez pioruny i żadne założone tam anty odgramiacze nie pomogą, to ludzie muszą włączyć myślenie, i nie pchać się na taki zagrożony szczyt, skoro w pobliżu słyszy się już pierwsze odgłosy burzy. Właśnie w poprzedni czwartek mieliśmy przykład tego, do czego lekceważenie podstawowych zasad poruszaniu się po górach może się przyczynić
Burza i pioruny są bardzo niebezpieczne nie tylko zresztą w górach, ale jeżeli już na nią się napotkamy, trzeba jak najszybciej schować się w bezpieczne miejsce (broń Boże nie pod drzewami) i ją po prostu przeczekać. Z naturą nie ma zmiłuj się
Właśnie przed chwilą zapowiadali, że temperatura w Krakowie może osiągnąć nawet 34 stopnie Celsjusza i znów mogą występować popołudniowymi godzinami burze.
O, nie! tym razem nie będę taka lekkomyślna i wychodząc z domu nie zostawię swojej pościeli na krzesełku na balkonie, nie ma takiej opcji.
Tyle ile się wywietrzy podczas mojego pobytu w domu musi jej wystarczyć.

To życzę przyjemnego i słonecznego czwartku, jeszcze wiąż tym latem się cieszmy dotąd, póki się da, bo potem pozostaną nam tylko wspomnienia.

P.S dzisiaj panie V.I.P.- ie ani słowa o polityce, ona jest BE, coraz bardziej BE…….

Dla Ciebie Uleczko

Oczywiście, że dla Ciebie Uleczko, a mogłoby być inaczej, skoro znów środę mamy?
Już koniec sierpnia bliziutko, więc pewno albo już powróciłaś do Poznania, albo na dniach do niego zjedziesz, więc chociaż te ostatnie chwile na wspaniałej, pachnącej latem wsi będą dla Ciebie najpiękniejszym czasem, który potem będziesz długo wspominać. Ciesz się każdym promyczkiem słonka, każdym podmuchem ciepłego wiaterku, każdym śpiewem i kwileniem ptaszków, bo akurat te ostatnie dni sierpnia piękne lato nam przynosi. A te wspaniałe spacerki z Olcią – Żabką na pewno na długo Ci w pamięci pozostaną i pewnie obie będziecie za sobą bardzo tęsknić. Wiem coś na ten temat, bo i ja za Pepą tęsknię, chociaż przyznam się szczerze, że nie zawsze późnym wieczorkiem chciało mi się z nią wychodzić na spacer.
Ale dobrze, że nawiązałam taką serdeczną przyjaźń z Lolą i mogę z nią troszkę w Parku czasami pobaraszkować.
A na następny środowy wpis zapraszam Cię już do siebie na blog, wierzę, że okrasisz go swoim komentarzem 🙂 Całuski

Muszę Wam zakomunikować, że jednak udało mi się przez internet kupić ten telefon Iphone 8, z tym, że w sumie okazało się, że wcale, wbrew pozorom nie zapłacę mniej, niż bym taką transakcję zawarła na Orange, bo w całym tym procederze bierze udział Bank, (wzięłam telefon na 30 rat), a on też przecież musi na takim interesie zarobić i to nieźle zarobić, bo niby oprocentowanie jest zerowe, ale za to, że Bank udzielił mi pożyczkę, wziął sobie prowizję coś około 383 zł.
Pewnie, gdybym kupowała za gotówkę zaoszczędziłbym w sumie pewnie te pieniądze, ale niestety aż taką nadwyżką pieniężną nie dysponuję.
Jak to mówią? biednemu zawsze wiatr w oczy wieje……
Ale i tak jestem szczęśliwa, że na taki wydatek jednak mogłam sobie pozwolić , już nie mówiąc, że jestem z siebie bardzo dumna, że w sumie nawet dosyć sprawnie mi ta operacja internetowo – bankowa przeszła. Co prawda pani z Banku przez niektóre zawiłości musiała mnie omalże za rączkę przeprowadzić, ale wszystko pomyślnie się skończyło, skoro ze sklepu dostałam zawiadomienie, że już dla mnie zamówiony produkt (co za nazwa?) przygotowano.
Czekam cierpliwie do jutra, nareszcie coś się będzie ciekawszego, niż polityka w moim życiu działo, dostanę zabaweczkę, z którą będę miała, przynajmniej na początku, trochę zabawy, potem już się do niej przyzwyczaję i będzie tylko codziennością, ale zawsze jednak bardzo przydatną, no i bardzo potrzebną.
Jakbym bez Iphona moje walki z Pokemonami miała staczać???? 🙂
Trudno, już teraz za późno na „gdybanie”, kupiłam telefon i już, mają mi go dostarczyć jutro, a już jestem umówiona z Darką, która mi go ustawi
Ale za to jakie piękne zdjęcia teraz będę robiła…… bo podobno akurat ten telefon ma bardzo dobrą rozdzielczość przy robieniu zdjęć.
No to teraz dopiero będę „błyszczała” swoimi zdjęciami na Facebooku, ale pewnie i tutaj nieraz nimi się pochwalę.
Czytałam kilka opinii o tym aparacie, różne były i pochlebne i mniej pochlebne (fakt, nikt nie napisał, że to badziewie), sama muszę się jednak przekonać, co ten aparat „potrafi”, muszę się go nauczyć, bo troszkę od mojego obecnego Iphona się różni. Ale generalnie mówiąc, produkty Iphone są jednak najlepsze. Wszystko pewnie przez to nadgryzione jabłko, ono chyba szczęście firmie przynosi.

Jabłuszko, jabłuszko, jabłuszko pełne snu…….

A dzisiaj będzie kolejny termiczny Armagedon, Słupki termometrów znów ponad 30 stopni skoczą w górę, zaduch, skwar, jednym słowem koszmar.
Najlepiej byłoby nie wychodzić z domu i pod wentylatorem się chłodzić, może późnym popołudniem będzie troszkę lepiej, o ile oczywiście znów burze nie pomieszają nam szyków, a te burze niestety zapowiadają.
Ale już całkiem niedługo będziemy tęsknić za tym ciepełkiem, ja już to wiem, już oczami wyobraźni widzę siebie ubraną w spodnie, dwa sweterki i w dodatku elektrycznym kocykiem szczelnie otuloną i badającą ręką piec, czy jest wystarczająco gorący. Już nie mówiąc, że drugą ręką za kieszeń będę się trzymała, by za duo pieniążków z niej na ogrzewanie mieszkania nie wypłynęło, straszne i wcale nie śmieszne, najgorsze, że całkiem realne !

Ale lato wciąż trwa, więc wszystkiego dobrego Wam życzę.

pomieszanie z poplątanie czyli…….

………zachciało się Starej Babie nowego telefonu.
Tak sobie umyśliłam,że ten mój Iphone 6 już słabiutki jest, nie nagrywa, wiesza sie, nagle wyłącza, o stanie baterii nie wspomnę, wytrzymuje tylko 2 – 3 godziny.
On w sumie też jest stary, bo ma co najmniej 4 lata (jeżeli nie dłużej) i chyba trochę się wyeksploatował w czym dzielnie mu oczywiście pomogłam.
Zatelefonowałam do Organe z zapytaniem, do kiedy mam podpisaną z nimi umowę, okazało się, że już powinnam ją przedłużyć, nawet owszem, mogę dostać Iphon 8 na 24 raty, ale cena tego aparatu jest o wiele droższa, niż w sklepach np Avansu. Zrezygnowałam więc z zakupu w Orange, bo za podobną sumę mogę dostać jeszcze lepszy Iphone 8 plus. Tylko tu zaczęły się schody.
Właściwie to moja wina, bo powinnam ruszyć tyłek i sama do stosownego skepu się udać, a nie zdawać się na wygodnictwo w postaci internetowego zamówienia.
Ale lenistwo znw niestety zwyciężyło.
Pierwsze moje zamówienie okazało się pomyłką, bo było dokonane do zrealizowania zapłaty w gotówce, więc sprawa odpadała w przedbiegach.
Poszukałam w internecie podobne , z możliwością wpłaty ratalnej i…strona skierowała mnie owszem do Banku Alior, wypełniłem wszystko jak należy, przyznano mi nawet odpowiedni kredyt, tylko……… w sumie okazało się, że sklep Avans wcale nie ma umowy z Alior Bankiem. nie rozumiem w takim razie, po jaką cholerę tam mnie przekierunkowali. No cóż, znów musiałam złożyć rezygnację. Do trzech razy sztuka, a ja się okropnie już zaparłam, więc jeszcze raz weszłam na stronę w sumie zamówiłam sobie Iphone 8 (bez plusa) na 30 rat w sumie po całkowicie możliwej spłacie miesięcznej, niecałe 100 ł, da się wytrzymać, ale najważniejsze, że cena tego aparatu w porównaniu do tego samego, który ofiarował mi Orange jest o 500 zł niższa.
Nie rozumiem w takim bądź razie, aż tyle Orange na pośrednictwie zarobić musi?
W każdym razie całe przedpołudnie (nie mówiąc o wczorajszym wieczorze, gdy rozpoczęłam swoją „bitwe o Iphone) miałam z głowy.
Teraz czekam, aż wreszcie sklep. który prawda przyjął już zamówienie, zdecyduje się do przygotowania dla mnie przesyłki.
I już umówioną moją kochaną Darkę, która pomoże mi ten mój nowy sprzęt ujarzmić.
Ale będzie fajnie!!
Tylko muszę na niego bardzo uważać, bo musi mi na bardzo długi czas by przydatny.
Wczoraj w Parku oddawałam się szaleństwom z zaprzyjaźnioną bokserką Lolą, zdecydowanie wolała, żebym to ja jej piłeczki rzucała, niż jej pan, notabene Waldemar ( jakie to piękne, romantyczne imię, szkoda, że nie mam na imię Stefcia), który okazał się bardzo miłym kompanem do rozmów i różnorakich wspomnień. Tak więc wczorajszy mój pobyt w Parku też mogę do bardzo udanych zaliczyć.
Nie wiem, czy dzisiaj upał pozwoli mi w też w Parku posiedzieć, może chociaż na chwilkę tam zaglądnę.
Nieposkładany ten dzisiejszy mój wpis, ale przez to, co się dzieje jestem jakaś taka roztrzepana, z jednej strony, a rozgorączkowana i zafascynowana z drugiej.
Przyrzekam, jutrzejszy mój blog będzie bardziej zwarty/
Dzisiaj nieco bujam w obłokach

Miłego wtorku

I

przewidywalnie, ale też bardzo miło, acz samotnie

No, nie tak zupełnie samotnie, bo jednak Pokemony jak zawsze tkwiły na swoich stanowiskach.
Ale nie udało mi się nikogo rodziny do Parku zwabić, widocznie nie mam takiej siły perswazji jak Diana , której udało się spontanicznie pół rodzinki razem zintegrować 🙂
Myślałam, że chociaż Maciek z Darką zaglądną do Parku, ale…tylko myślałam, wybrali działkę.

Może to i lepiej, bo jednak za duży ruch był wczoraj w tym parku i Sisi i tak by sobie nie pobiegała.
Nie nudziłam się jednak, bo trudno wczoraj było się nudzić.
Wczorajszy dzień poświęcony był ukraińskiej kulturze, więc z boków powiewały kolorowe, papierowe kwiaty i różne kolorowe kompozycje, z każdego zakamarka Parku wydobywa się ukraińska muzyka i liryczna i nowoczesna, różne zespoły prezentowały swoje programy, które ludzie bardzo chętnie nagradzali brawami, a często i w ich rytm tańczyli, czy podrygiwały. Nawet moje nogi bardzo chętnie tupały w rytm tej muzyki. Były też i różne programy sportowe i oczywiście różne imprezy dla dzieci.
Ponieważ pogoda była wprost wymarzona, cudowna, było ciepło, ale wiał leciutki wiaterek, więc nie było gorąco, cała chmara ludzi z Polski, ale także i obcojęzyczni do Parku tłumnie zawitała. Co prawda czasami nadmiernie rozbrykane dzieciaki trochę za dużo krzyczały i ciągle biegały pomiędzy tym przelewającym się każdą możliwą alejką tłumem, ale trudno było ich ganić, fakt, to było również i ich święto, ich Fun.
Tylko dla piesków nie było takiej jak zazwyczaj swobody 😦
Czy muszę dodawać, że znów byłam dzielna i nie skusiłam się na żadną potrawę? Po prawdzie nie było tam nic akurat lekkostrawnego, ale kusiło, rozpościerające się zapachy wciąż mój nos drażniły, ale tym razem nie omijałam tych stoisk, dumnie przeszłam koło nich z miną, jakby mnie to wcale nie interesowało.
Nawet lody, które przecież uwielbiam, wczoraj mnie nie pokonały. Nadal trwam w swoim ciężkim postanowieniu.
A gdy wrócę w poniedziałek do pracy i się zważę, zobacze, czy skórka była warta za wyprawkę. Myślę, że jednak waga drgnie w dół.
Za to po powrocie do domu (a jeszcze po drodze zrobiłam małe zakupy, bo to była niedziela handlowa) zjadłam sobie przykładną, zdrową kolacją, czyli zjadłam TOFU z papryką i do tego ogórek małosolny, popijając herbatą. Wystarczyło !!!!
Już prawie zapomniałam, jak smakuje chleb, ostatnio jadłam go ponad trzy tygodnie temu, ale w sumie można i bez chleba naszego powszedniego się obyć.
Najważniejsze, że mój brzuszek z godnością przyjął moją dietę i już się nie buntuje!!!!
Dzisiaj sprawdziłam: mam już trzy tygodnie „głodowania” za sobą, no przesadzam , bo głodna wcale nie chodzę, a przede mną? oj długie jeszcze miesiące, lata, a pewnie i wieczność :-).
Muszę pozbyć się tych kilogramów, które beztrosko sobie naprodukowałam.
Moja ostateczna waga po operacji i po okresie karencyjnym wynosiła 74 kg, czyli jeszcze sporo mi do niej brakuje.
Tylko wtedy chudłam tak sukcesywnie, szybko, teraz niestety pomalutku, co może nieco zniechęcać, ale……
NIE DAM SIĘ!! JESZCZE WSZYSTKIM POKAŻĘ, GDZIE RAKI ZIMUJĄ!!!!!
W każdym bądź razie, mój kręgosłup już chyba lekko utratę wagi odczuwa, bo tak, jakby mniej mnie boli.
A może to zasługa tej pięknej słonecznej pogody i braku opadów ???????
Właśnie, a propos: przez najbliższe 4 dni trwa alert pogodowy w wielu miejscach w Polsce, w tym właśnie w Małopolsce, gdy temperatury będa osiągały conajmniej 30 sttopni.

Czyli jednym słowem, mamy przedłużone lato, przedłużone wakacje tego roku.
Ja tam się z tego powodu cieszę, bo po pierwsze : kostki mi mniej dokuczają, a poza tym niech, będzie ciepło jak najdłużej, bo już jestem przerażona tymi rachunkami, które czekają mnie za ogrzewanie mieszkania, a podobno jednak w tym roku mają być jakieś podwyżki za prąd.
Nie wyobrażam sobie, bo skoro teraz już prawie 1/4 mojej emerytury idzie na ogrzewanie, to co będzie potem? Chyba, że wybuduję sobie w Parku Krakowskim igloo? Może to nie taka głupia znów myśl?

Dzisiaj mija druga rocznica śmierci wspaniałego dziennikarza i wspaniałego Człowieka – Grzegorza Miecugowa.
Bardzo go nam brak, szczególnie tym, którzy oglądają „Szkło Kontaktowe”, którego był zresztą współtwórcą.
Grzegorz Miecugow miał zawsze bardzo realny i wyważony stosunek do każdej sytuacji i politycznej i społecznej, która akurat się w Polsce i w świecie dokonuje, nigdy nie był stronniczy, w swoich rzetelnych ocenach zawsze był zgodny z własnymi poglądami, ale zawsze cechowała go wysoka rozwaga, wielka etyka dziennikarska i silne poczucie moralności.
Na pewno oceniając dzisiejszą sytuację panującą w Ministerstwie Sprawiedliwości byłby nią bardzo zniesmaczony, wręcz krytykował by tę zmianę, pozbawioną wszelkich moralnych i prawdziwie ludzkich odruchów.
Pazerność i chamstwo nigdy nie byłaby przez niego respektowana.
Odpoczywaj w spokoju Wspaniały Grzegorzu i czuwaj nad tą Twoją ukochaną Polską stamtąd, gdzie teraz jesteś.

A ja życzę Wam Wszystkim miłego i pogodnego poniedziałku i naprawdę sympatycznego całego tygodnia.
Szczególnie mam na myśli nasze kochane dzieciaczki, które już za tydzień znów w szkolnych ławach zasiądą, to będzie dla nich trudny rok, szczególnie dla tych, którzy w tym roku po raz pierwszy pójdą do Liceum, czy do Technikum.
Przerażenie nie tylko samym faktem zmiany szkoły, ale także, a właściwie szczególnie zamieszaniem, które na skutek złej reformy szkolnictwa zapanuje, na pewno już nie jednego przyszłego licealistę ogarnęło.
Biedne „moje dzieci” Jasio, Leon czy Weronika…….
Trzymam za nich kciuki.
Będzie dobrze, musi być dobrze!
Tylko poczekajmy do 13 października i do nowych wyborów.
WSZYSTKO ZALEŻY OD NAS!!!!!!

WSZYSTKIEGO DOBREGO !!!

a wszystko zaczęło się tak spontanicznie……….

Rano zatelefonowała do mnie Diana, z wiadomością, że z Ksawerym i z Zeldą, a także z ich przyjaciółką Esterą z synem wybierają się do Parku Jordana, i spytała, czy jestem zainteresowana takim spotkaniem.
Ależ oczywiście, wykrzyknęłam radośnie, bo dawno ich już nie widziałam, to raz, a po drugie wreszcie jakaś odmiana w parkowych spacerach (nareszcie jakiś inny park) i zaczęłam się do wyjścia przygotowywać.
Pogoda była wręcz cudowna, było słonecznie i leciuteńko wiał mały wietrzyk, a błękitne niebo czasami było przeplatane delikatnymi chmurkami.
Chwilkę potem zatelefonowała do mnie Magda z zapytaniem, jakie mam plany na ten piękny dzionek, więc powiedziałam jej, że wybieram się do Parku Jordana, gdzie umówiłam się z Dianą, Ksawerym z Esterą.
To świetnie, odpowiedziała, Jacek z Jaśkiem jadą na mecz Cracovi, to ja na rowerze przyjadę do Parku Jordana i tam się spotkamy.
Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że razem z Magdą na rowerach przyjechała też Basia z Pawłem i z Leonem, a chwilę potem dotarł do nas Stasiu.
Zrobiło się bardzo piknikowo, na trawie rozłożyliśmy koce, siedzieliśmy, wesoło rozmawiali, czasami ktoś jakieś niewielkie przekąski na ząb wrzucił, ale największą naszą uwagę przyciągała oczywiście Zelda, która nareszcie nauczyła się chodzić i bardzo tym się frapowała.
Czas bardzo miło nam mijał, ale zrobiła się już pora, gdy trzeba było coś nieco solidniejszego przekąsić, więc trafiliśmy do położonej niedaleko miłej restauracji, gdzie siedzieliśmy w małym ogródku i same pyszności zajadali.
W drodze do restauracji dołączyli jeszcze do nas Jacek z Jaśkiem, w szampańskich zresztą humorach, bo ich ulubiona Cracovia wygrała 3:1, tak, że robiła się bardzo liczna grupa i trzeba było połączyć ze sobą dwa stoły, byśmy mogli wszyscy razem posiedzieć.
Ja, ze względu na moja dietę, zamówiłam sobie pieczonego dorsza w szpinaku i wodę mineralną. Trzeba powiedzieć, że wszystkie potrawy były tam nie tylko smacznie wykonane, ale bardzo elegancko podane, każdy z nas był bardzo z tej uczty zadowolony. Zeldunia też pałaszowała swoją porcję z wielkim smakiem.
No ale najważniejsze, że wszyscy mieliśmy wspaniałe humory i wszyscy z tego spontanicznego spotkania się cieszyliśmy.
No bo jest tak, gdybyśmy zaczęli się wcześniej umawiać, pewnie nie byłoby nas tak dużo, bo wiadomo, jeden gdzieś wyjeżdża, innemu termin nie odpowiada, albo ma zupełnie inne plany a tu trzask – prask i niespodziewanie zrobiło się bardzo miłe rodzinne spotkanie.
Nawet Pokemony mnie nie interesowały, zrobiłam tylko kilka zdjęć, nagrałam filmik z Zedunią i z bardzo fajnymi wodnymi zabawkami.
Są to duże, przeźroczyste piłki, do której do każdej z nich weszło sobie dziecko, które potem w tej piłeczce, zamknięte na specjalny zamek, po stawku baraszkowało. A ile było przy tym uciechy, pisków i plusków.
Aż zazdrościłam, że nie mam 5-6 lat, ale i tak nie wiem, czy bym się odważyła do takiej piłki dać zamknąć.
Czas jednak ma to do siebie, że szybko ucieka, więc jeszcze na pożegnanie zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie i każdy udał się w swoją stronę, część poszła pieszo, część odjechało rowerem, a ja wraz z Dianą wróciłyśmy taksówka.
Byłam już okrutnie zmęczona, wszak jak dla mnie, to i tak sporą drogę przebyłam, a zresztą Diana i tak jechała jeszcze na dworzec, bo wybierała się na festiwal do Katowic, więc mnie po drodze pod dom autem podrzuciła.
Zastanawiałam się, czy jeszcze na chwilę nie zahaczyć o mój ulubiony Park Krakowski, jednak zmęczenie zwyciężyło, zresztą teraz już coraz szybciej mrok zapada.
Reasumując, spędziłam niespodziewanie miłą, ciekawą i radosną sobotę, z której byłam, mimo zmęczenia, bardzo zadowolona.
Zresztą wczoraj był chyba dzień niespodzianek, bo na Messengere odezwała sie do mnie Zuza, która z mężem przyjechała ze Stanów na ślub swojej bratanicy Sandry (matko, już mężatka?, a ja ją pamiętam jako malutką jak Zelda dziewczynkę) i umówiliśmy się na kawę w przyszłym tygodniu.
Ciekawe, jedna z internetowych wróżek przepowiedziała mi, że przede mną czas niespodzianek i miłych spotkań, coś w tym prawdy może i jest.
Co prawda wywróżyła mi jeszcze niespodziewaną gotówkę, jakąś wygraną w Lotka (nawet chciała podać mi numery – pewniaki, ale za to musiałabym wcześniej zapłacić), ale w takie wróżby to już na pewno nie uwierzę.
Za dużo szczęścia byłoby naraz. A poza tym, po co ryzykować wysłaną gdzieś, nie wiadomo komu forsą?
To taka głupia, to ja już nie jestem, no może głupi, ale taka to ju nie 🙂
Jeżeli dodam do tego jeszcze moją pozytywną ocenę wczorajszej Konwencji Lewicy, a szczególnie wypowiedź pana Czarzastego, który dosłownie zmiótł z powierzchni swoim przemówieniem prawicę, a szczególnie Zbigniewa Ziobrę, mój humor zdecydowanie wczoraj uległ poprawie, a może też napełnił się małą nadzieją…..
Poczekajmy cierpliwie na następne sondaże.
A co mnie dzisiaj czeka?
Oczywiście Piknik w Parku Krakowskim, dzisiaj raczej samotnie, chociaż….. może akurat też ktoś niespodziewanie z Rodziny do mnie dołączy.
Lubię takie niespodzianki, ale jakby co, zawsze w odwodzie będę miała…Pokemony 🙂
To już przedostatni taki piknik w moim parku, nie mogłabym nie brać w nim udziału przecież.
Wczoraj jednak nieco przeforsowałam te moje biedne nóżki, bo dwa razy w nocy budził mnie skurcz stóp i łydek, musiałam wstawać i nieco po pokoju maszerować i leki przeciwbólowe zażywać, więc jestem trochę śpiąca, ale nieco wzmocniłam się już poranną kawką, (pewnie za chwilę drugą wypiję), tylko, że te nogi po tych skurczach nadal mi dokuczają, tak więc za wiele spacerów dzisiaj o parku nie zrobię, na szczęście jest tam pełno ławek, mam nadzieję, że mimo nawału ludzi jakąś wolną ławeczkę w cieniu sobie znajdę.
A na dzisiaj też zapowiadają śliczną pogodę, już słonko na niebie się pokazało, jeszcze na razie nieśmiało świeci, ale potem ma być nawet spora temperatura.
To co, miłej ostatniej niedzieli miesiąca sierpnia, dużo wesela, zabawy i świetnego humorku.

ta moja Kochana Daria to jednak wspaniała dziewczyna

Daria, córka Maćka to naprawdę Kochana i wspaniała dziewczyna.
Dzięki niej załatwiłam sobie wczoraj to, z czym sie borykałam przez ostatnie dwa, a może i trzy lata.
Już dwa ray stawałam na komisję do spraw inwalidztwa i dwa razy z racji mojej choroby wszystkich stawów, a szczególnie kolan, stóp i kręgosłupa lędźwiowego miałam przyznawaną druga grupe inwalidzką.
Jednak z czasem termin ważności się skończył i trzeba było trzeci raz stanąć przed taką komisją, tylko…… nigdy nie udało mi się na nowo zebrać wszystkich badań i uzyskać skierowania od lekarza pierwszego kontaktu.
Poprosiłem Darię, która teraz w czasie swojej przerwy semestralnej pracuje w Przychodni Maćka, a więc tam, gdzie się leczę aby wypełniła mi to skierowanie i dała pani doktor do podpisania.
Oczywiście wszystko było legalne, bo przecież mam w przychodni stosowną dokumentację medyczną.
Wczoraj Daria przyniosła mi taki wniosek do domu i…pojechała ze mną do Krakowskiego Centrum Orzecznictwa o niepełnosprawności, gdzie wniosek złożyłam, a teraz będę około miesiąca czekała na termin Komisji Lekarskiej, przed którą będę stawała.
Muszę sobie do tego czasu poszukać jeszcze pełniejszą dokumentację, którą mam w domu, ale myślę, że wystarczy tylko popatrzeć na moją przygarbioną figurę i na sposób chodzenia, a także to, że już dwukrotnie takie świadczenie miałam przyznane, żebym i tym razem przyznano mi grupę inwalidzką II stopnia z narządu ruchu (tak jak poprzednio zresztą)
Do czego jest mi potrzebna taka grupa? No przynam, że do pewnego rodzaju przywilejów, które takim osobom przysługują, chociażby darmową krakowską komunikację, ewentualne dopłaty do wczasów zdrowotnych, czy przysługujących mi ortopedycznych przyrządów i materiałów, np ortezy, czy laski (może jednak skuszę się z nią chodzić?), a także np dopłata do remontów mieszkania itp.
Również będę mogła wraz z kierowcą stanąć na miejscu inwalidy, czyli blisko np sklepu, czy urzędu, bez względu na zakaz zatrzymywania się dla osób nieuprawnionych, czasami jednak korzystam z pomocy Magdy, czy właśnie Darki.
Tak jak widać, będę objęta wieloma udogodnieniami, no i jeździć sobie do woli po Krakowie będę mogła, bez pilnowania terminu zakupu biletu.
Dobra, dobra, rozmarzyłam się ale…musze poczekac teraz cierpliwie na decyzję Lekarskiej Komisji.
W Każdym bądź razie dziękuje Ci Darka za wczorajszą pomoc, bo przy tym rozkopanym obecnie Krakowie, trudno byłoby mi tam trafić.
A potem Darka pojechała już do swojego domu, a ja potuptam do…no oczywiście, że do Parku, gdzie spędziłam miłe trzy godzinki, bo słonko świeciło pięknie , a wiaterek lekko powiewał.
Jaki piękny był wczoraj ten mój Park spowity w żółtości lili i w perełkach wody z fontanny, która skarżyła się w słonecznych promieniach, zresztą sami zobaczcie:


Oczywiście spotkałam w parku Lolę, więc chwilę się z nią bawiłam no i połapałam troszkę Pokemonów.
A przed godziną siódmą wróciłam do domku, zjadłam swojego ulubionego śledzika w suszonych pomidorkach na kolacyjkę (ale bez „setki”, ani bez cheba bo ta ma kalorie) i oddałam się oglądaniu Faktów TVN i potem Faktów po Faktach, a także Śpiewających fortepianów – lubię te stare polskie piosenki i zawsze one jakiś fakt z mojego życia mi przypominają, z jakimś zdarzeniem z przeszłości się wiąże, więc i często łezka w moim oku potrafi zawitać.
Mogę z czystym sumieniem powiedzieć: to był bardzo miły i owocny dzień.
Nawet kostki jakby mniej mi dokuczały, może dlatego, że było miłe słoneczko, ale nie było tego nieznośnego zaduchu???
Dzisiejszy dzień też cudownie i słonecznie się już rozpoczął, więc już snuję jakieś plany na mile spędzoną sobotę.
A, najważniejsze!! Mam doskonałą wiadomość: sondaż pokazuje, że poparcie Pisu poleciało o całe 5 procent w dół, co biorę za dobrą zapowiedź politycznej przyszłości Polski.
Może jednak uda się nam unormalnić tę Polskę??????
Oby tylko ich poparcie sukcesywnie leciało w dół, na co jest szansa i jeszcze trochę czasu. Bo Ziobro jednak nie chce zrezygnować ze swojego stanowiska, nie chce podać się do dymisji, mimo, że ponad 65 procent Polaków uznało, że jednak powinien z tego stanowiska wylecieć.
Ano zobaczymy!!
A na razie, póki co, przemiłej, słonecznej soboty Wam życzę.
To już ostatnia sobota miesiąca sierpnia, następna już będzie wrześniowa, czyli zapowiadająca nam już jesień.

Góry, nasze góry…..

Są piękne, są nieposkromione, ale mają w sobie coś, czym ludzi do siebie przyciągają, dlatego tak sporo fanów górskich eskapad do Zakopanego, ale nie tylko, tam się wybiera.
Wczoraj niestety w Zakopanem, pod samym Giewontem, doszło do niebywałej tragedii, spowodowanej gwałtownie i nieoczekiwanie przechodzącą nad szczytami ogromną i bardzo niebezpieczną burzą. Na wskutek porażeń olbrzymią energią elektryczną, która powstała na wskutek wyładowań występujących przy burzy, ponad 150 osób zostało porażonych i odrzuconych od szczytu, szczególnie od łańcucha, które na sam szczyt Giewontu prowadzi, a który tym razem był tragicznym przewodnikiem prądu, niestety też czworo osób, w tym dwoje dzieci straciło życie.
Wiadomo było, że Giewont jest szczytem bardzo niebezpiecznym, jeżeli chodzi właśnie o występowanie burz, tam przeważnie właśnie pioruny uderzają, ale takiej tragedii, jaka była wczoraj, nie było w tym rejonie od ponad 100 lat.
Czy można mówić o lekkomyślności tych niefortunnych turystów, którzy wczoraj na wspinaczkę na Giewont się wybrali?
Właściwie i tak i nie, bo jednej strony sam poranek w Zakopanem był śliczny, słoneczny i bardzo pogodny, a więc wprost kuszący do wycieczek.
Ale trzeba sobie też zdawać sprawę z tego, że w górach pogoda może zmieniać się błyskawicznie i trzeba się liczyć z tym, że burza może nas zaskoczyć. Tak, jak podawał dzisiaj w TVN24 jeden z ratowników GOPR-u, już dość wcześniej było słychać w Tatrach pomruki burzy, niestety widocznie zlekceważone przez niektórych turystów. Są przecież dostępne aplikacje pogodowe i na telefonie komórkowym, tak przecież wszechobecnym prawie dla wszystkich, wystarczyło tylko śledzić stosowne komunikaty i do nich się odpowiednio ustosunkować.
Gór w żadnym wypadku lekceważyć nie wolno !!!!!!!
Bardzo współczuję poszkodowanym, a na pewno jestem myślami z rodzinami tych osób, którzy wczoraj oddali w górach swoje życie.
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI.
To nie jedna smutna wiadomość, która płynie dzisiaj z Zakopanego.
Pisałam kiedyś o tragedii dwóch grotołazów, których niespodziewana woda zatrzymała w Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Akcja ratownicza trwała od zeszłego czwartku, niestety okazało się, że ratownicy natrafili na ciało jednego z grotołazów, drugi, który też najprawdopodobniej nie żyje, wciąż jest poszukiwany.
Te wiadomości całkowicie opanowały ostatnio media, bo to prawda, że życie i zdrowie ludzkie jest rzeczą najważniejszą, ale wciąż jeszcze musimy pamiętać o tym, co się ostatnio w polityce złego wydarzyło i przykre jest to, że osoby, które takie przestępstwa przeciwko ludziom czynili, teraz nie przyznają się do winy, krecą, a co gorsze, w dodatku sami siebie ustawiają w pozycji poszkodowanego.
Niebywała arogancja.
To tak, jakby złodziej złapany na gorącym uczynku twierdził, to nie ja ukradłem, to on to zrobił, wskazując na tego, który go zatrzymał.
Ale taka niestety jest mentalność niektórych Polaków i co jest dziwna, przeważnie są to osoby o dość wysokim statusie społecznym, czyli powinni być wzorcem, są to osoby inteligentne, wykształcone.
A ja się pytam, gdzie podziała się ludzka etyka, która pośród takich ludzi, jak sędziowie powinna być tym bardziej widoczna?
Stanowczo przedmiot ETYKA powinien być jako obowiązkowy wprowadzony do szkół i jak widać również i do programu wyższych uczelni.
Przecież każdy przyszły lekarz, prawnik, czy nawet ten, który w przyszłości będzie odpowiadał za bezpieczeństwo ludzi powinien wiedzieć, jakie są nieprzekraczalne granice i jaka jest odpowiedzialność za ich łamanie.

Wczoraj było dosyć chłodno w Krakowie, tak, że zbyt długo w Parku nie wytrzymałam, ale podziwiałam mój śliczny klombik, który wprost niesamowicie się rozrósł, teraz jest to już nie dywan kwiatów, a wspaniała kompozycja pięknych kolorowych niecierpków.


Z wielką przyjemnością patrzę na te kwiaty na każdym spacerze po Parku i już myślę o nadchodzącej niebawem jesieni, jak mój klombik wtedy będzie wyglądał?

Dzisiaj też pogoda chyba nas w Krakowie nie będzie rozpieszczać, ale za to na pewno będzie to i tak lepsza, przynajmniej dla mnie aura, niż te niedawne ponad 30 – sto stopniowe upały i dopóki się da, będę sobie te nieduże spacery po Parku robiła. Nie duże, bo niestety mój kręgosłup już prawie całkowicie „padł” i muszę często przez to na ławeczce odpoczywać, aby potem znów kilka alejek w miarę w spokoju przejść.
Może kiedyś ta moja kręgosłupowa przypadłość przeminie?, mam taką nadzieję, przecież i właśnie dlatego walczę nadal z tymi moimi kilogramami.
Jaki skutek? No nie powiem, że już porażający, brzuszek owszem, nieco się zmniejszył (ale nadal jest stanowczo za duży), za to niestety moja pupa za nic schudnąć nie chce 😦
I to jest problem, ale wciąż się nie zniechęcam.
Wczoraj, w ramach eksperymentu kupiłam sobie…TOFU.
Fu, nie jest dobry, mimo, że jest doprawiony, bo z czarnuszką, jest prawie bez smaku, ale zapycha, to jest ważne. No i jest to tylko czyste białko!!!!!!
Ech trudne jest to życie, trudne…
Ale i tak wszystkim miłego piątku życzę, zaczynamy przecież weekend!!!!!
Niech i on będzie udany !!!!!!!

A propos

Właśnie przed chwilą przeczytałam wpis Sagili (polecam) a propos Małej. niewinnej Emili, nic dodać, nic odjąć.
Właściwie nie mam już nawet co na ten temat napisać, chyba tylko tyle, że rzeczywiście musiałaby być strasznie wielką blondyną – idiotką (przepraszam Wszystkie Kobiety o jasnych włosach), która teraz udaje, że nie wie, że czyniła zło.
Wręcz przeciwnie, robiła to z całą swoją wredną świadomością, przepełniona złem, charakterystycznym dla tej całej prawej strony politycznej i jej wielbicieli i nie wierzę, że chęć zysku finansowego nie było też powodem tej jej całej wrednej akcji.
A teraz się kaja przed nami – jakie to niskie…….
Zło zawsze złem będzie, a hejtowanie jest po prostu podłe i nie ma na taką podłość żadnego wytłumaczenia.
A swoją drogą, jeżeli posłucha się, albo poczyta, ale w mądrych, nie propisowskich hejterskich mediach, jakie piekło dla sędziów przyszykowało sobie to niby praworządne stronnictwo, a szczególnie nomen omen, Ministerstwo Sprawiedliwości i prokuratura, główne gniazda hejterskie propagandy (właściwie dlaczego nazywa się ono ministerstwo sprawiedliwości???), to włos na głowie się jeży, że coś takiego co się dzieje, dzieje się nie np, w Turcji, czy na Białorusi, gdzie takie incydenty są ichniejszą normalką, a dzielnie te złe przykłady nasz super dobry, ba, nawet wspaniały rząd bierze za swoje credo i co gorsze, wprowadza je w życie.
Bo nikt mi nie powie, że główny sprawca zła w Polsce, Jarosław Kaczyński, o niczym nie wiedział, bez jego zgody nic się w polskiej polityce dziać przecież nie może.
Co to oznacza?
Ano to, że nikt w Polsce nie może teraz już czuć się bezpiecznie, dzisiaj atakują sędziów, jutro lekarzy, czy inne profesje, a za kilka dni każdego z nas, jeżeli staniemy na drodze jakiegoś pisowskiego urzędasa, któremu będzie się wydawało, że może z nami zrobić, co zechce, że może nas zgnoić, do ziemi przygnieść, bo on jest z tej lepszej kasty.
Smutne? Bardzo nawet smutne i dziwne jest to, że tylu ludzi, widząc to, co się dzieje na razie z sędziami, nie dostrzega, że takie niebezpieczeństwo wisi i nad nim samym.
Bardzo podła to zmiana, która przy pomocy kija (hejty, groźby) i marchewki (500 +, przypominam, że z Twoich pieniędzy) chce w taki sposób władzę sprawować, aby nad ludźmi niepodzielnie panować.
TO NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z DEMOKRACJĄ !!!
Demokracja – jeden z typów ustroju państwa, zakładający udział wszystkich obywateli.
A jeżeli w Polsce tylko około 40 procent Polaków (oszukiwanych, niedoinformowanych, nierozumiejących mechanizmu działania Pisu) che takiej dobrej zmiany”, to nie jest jednak większość.
Trzeba od tych 40 procent odjąć tych, którzy po prostu nic nie rozumieją z polityki, ulegają presji TVP i Kościoła (który, jak już pisałam, niechlubnie w ten trend się wplątał), pozostałoby może niecałe 20 procent prawdziwych, rzeczywistych wyznawców tej wrogiej Polsce partii.
Nie rozumiem chociażby dlatego, że na ogół są to ludzie starsi, pamiętający czasy słuszności PRL i tego całego absurdu propagandy tamtych lat, dzisiejsza propaganda jest zupełnie do tamtej podobna.
Premier opowiada na wiecach bzdury, jak to Polska rośnie w siłę, jaki dobrobyt w Polsce będzie, zupełnie tak samo, jak kiedyś gadał Gomułka, czy Gierek. A co z tego „dobrobytu” wyrosło? Sami się przekonaliśmy, gdy udało nam się pogonić tamtą złą władzę, trzeba było polską rzeczywistość budować od zera.
A niestety nikt nie powie temu biednemu ciemnemu ludowi, że z każdym dniem brniemy w niesamowite długi, które w naszym imieniu rząd zaciągnął i dalej zaciąga, aby zapewnić sobie pieniądze na podwyżki, nagrody i ewentualnie na spełnienie czczych obiecanek typu 500 plu, 300 dla uczniów, czy 13 dla seniorów.
Niestety, kiedyś te pieniądze i to z wielkim procentem, będziemy musieli oddać, a kto to zrobi? Ano nasze dzieci, wnuki i prawnuki, a może i następne jeszcze pokolenia?
Już wtedy Pis nie będzie istniał, długi pozostaną.
A nasze dzieci, wnuki nas przeklną, że zupełnie jak potulne baranki zgadzaliśmy się na takie okradanie państwa, że przez naszą niefrasobliwość doprowadziliśmy fundusze i gospodarkę Polski do ruiny, że oddaliliśmy się od Europy, co było przecież kiedyś najpierw marzeniem, a potem priorytetem pierwszych lat po 80-tych latach ubiegłego wieku, gdy grupa mądrych Wielkich kochających Polskę i wolność ludzi zerwało się do zwycięskiej walki z oblewającego nas komunizmu.
Pamiętam ten wielki entuzjazm tamtych lat i gdy porównuję go do tej obecnej zgnilizny, do tej wszechobecnej degrengolady, łzy do oczu mi napływają.
I co nam teraz pozostało? Nasze drzwi do Europy znów zostają pomału zatrzaskiwane, a niechlubna Polska jest na ustach Europejczyków, którzy teraz zastanawiają się, po co kiedykolwiek do swojej elity polskie państwo dopuścili.
Czy to nie jest przykre? Nie dorośliśmy niestety do demokracji, nie dorośliśmy niestety do tego, by nosić miano Europejczyków, jesteśmy zaściankowym, pełnym nienawistnych ludzi państwem, któremu nie można pomóc, skoro sami sobie pomóc nie umiemy.
Jak bardzo teraz brakuje takich prawdziwych przywódców z tamtych lat prof Geremka, Tadeusza Mazowieckiego i wielu innych, który potrafi nas przez ciężki czas do zwycięstwa doprowadzić.
Pozostał co prawda nam Lech Wałęsa, ale niestety w tej chwili jego możliwości działania bliskie są już zeru, potrzebni są nowi, mądrzy i naprawdę zdecydowani przywódcy, którzy wezmą sprawy w swoje ręce i ruszą Polskę z posad. Tylko gdzie takich mamy szukać? – to jest wielki dylemat obecnej Polski.
Pogoda jest dzisiaj nijaka, ni to ciepło, ni chłodno, czasami świeci słonko, czasami chmury niebo zasłaniają, ale póki deszcz nie pada, na jakiś niewielki spacerek można się udać.
Życzę przyjemnego czwartku.
Od tej polityki już głowa mnie boli…….