a kysz

Ostatnie godziny tego niestety złego dla mnie roku

nie żałuję, że odchodzi, chociaż i w zeszłym roku, pamiętam, siedziałam w oknie

i czekałam, aż sobie rok poprzedni pójdzie, pełna nadziei,że ten bedzie lepszy.

Nie był, mogłam to była przewidzieć, choroba siostry wciąż się nasilała, nie wiem

może na cud liczyłam???  nie nadszedł………..

Ma szczęście jeszcze nie wiem, co mnie w przyszłym roku czeka, ale tez jestem pełna nadziei,

ze da trochę odetchnąć od zmartwień.

Rok będę witała nietypowo: ajerkoniakiem, który bardzo lubię.Napiję się kieliszeczek i

hop do łóżeczka, bo oczywiście telewizja jakaś smętna jest w swoich programach., nie

bardzo będzie po co dłuzej siedzieć.

Oczywiście w ręku o północy ściskać pieniążki będę, by ich mi nie zabrakło w przyszłym

roku.

A jutro, gdy niektórzy skacowani po sylwestrowym balu będą w łóżeczku odsypiali

ból głowy i nóg, ja rześka jak skowronek powiem :

Witaj 2010 roku i obyś był  rzeczywiście lepszy, niż poprzedni.

ostatnie tegoroczne wyjście do pracy

Jutro Dyrekcja dała nam czas wolny na przygotowania sylwestrowe, a więc dzisiaj

po raz ostatni w tym roku, wybieram się do pracy.

Trochę nam zaśnieżyło w Krakowie, pewnie dozorcy jeszcze smacznie śpią i chodniki

są śliskie.

Pewnie też i szanowny Zarząd Dróg też pochrapuje, (co to śnieg spadł???

o tej porze roku???)

oj bedzie się  więc dzisiaj działo, będzie….

Wstawaj Zenek do  odśnieżania, wstawaj, Bo Ewusia po śliskich

chodnikach chodzić nie lubi……

Krótkie podsumowanie : jaki był ten rok w domu,w pracy,w życiu?

W życiu, jak wiemy bardzo, bardzo ciężki i smutny, 10 czerwca tego roku bardzo

mi w pamięci pozostanie na długo, pewnie na zawsze.

W pracy? różnie bywało, wkurzał mnie tylko ten ciągle psujący się aparat rtg,

co prawda przez niego miałam wybitnie przedłużone wakacje,ale ile nerwów

przy nim zjadłam….

W zdrowiu: różnie , raczej nie specjalnie zdrowiem tryskałam, ale niestety

przyznaję, sama jestem sobie winna, bo bardzo się opusciłam w ochronie

swojego zdrowia.

Powinnam podjąć więc noworoczne zobowiązania, rzucenia palenia papierosów

(właśnie w tym momencie, gdy to pisałam, sięgnęłam po nowego papieroska –

jestem okropnie niereformowalna) no i opanowanie mojego nadmiernego, że tak

delikatnie to określę, łakomstwa ( szczególnie tyczy to słodyczy, ale nie tylko)

No tak, pod koniec zeszłego roku też podobne zobowiązania zgłaszałam i co??

poległam na polu nałogów, niestety……

Pewnie jeszcze  kilka innych zobowiązań powinnam podjąć: np.porzucenie

nałogu nadmiernego  serfowania po necie ,większego korzystania z własnych

nóg, czyli więcej spacerków, żeby nogi usprawnić , ale niekoniecznie zimową

porą, gdy śnieg na chodnikach leży,gdy ślisko, bo młodzież chętnie sunie po

chodnikach na butach tworząc szlajki, co z tego, że potem idą niezbyt sprawni

jak np,Ewusia, czy starsze osoby, które się niestety ślizgają i nóżki i rączki łamią).

Spacerkowanie odłożę więc do wiosny.

A może ona w tym roku będzie nieco wcześniej? OBY!!!

Ja już za nia tęsknię !!!!

Pogoda jest całkiem teraz nieprzewidywalna w związku z tym ociepleniem klimatu.

No to jutro o północy sama sobie takie będę składała życzenia ( o ile do północy

wytrwam),a teraz jeszcze myślę o tegorocznej codzienności, czyli zbieram się do

pracy, pacjenci czekają…….

 

P.S. No i jeszcze jedno ważne zobowiązanie: postaram się w Norym Roku bardziej

regularnie umieszczać wpisy w moim blogu.

Niedawno Olcia zarzuciła mi, że blog z moich poprzednich lat był bardziej kolorowy,

pełen fajnych zdjęć, może i w następnym roku powrócę do tej kolorowej tradycji??

 

 

nie ma to jak na własnych śmieciach

A jednak mój pobyt w Modlnicy przedłużył się o jeden dzień.

Wczoraj rano podjechaliśmy tylko na moment pod mój dom i dziewczynki zaniosły moje

bagaże do domu i pojechałam dalej, prosto do pracy.

Tak więc po wielkiej gościnności mojej Magdusi wróciłam do domu po 6 dniach

do własnego domku dopiero późno wieczorową porą.

Hurra, nie ma to jak na własnych śmieciach: własny pokój, własne łożeczko,

duży komputer no i własny telewizor z możliwością oglądania tego, na co akurat

mam ochotę, bez konieczności dzielenia się i konieczności oglądania głośnych

bajek, czy piskliwej Hany Montany.

Nie zrozumcie mnie źle, Magdy dom jest dla mnie bardzo gościnny, ale zawsze

są pewne mankamenty, gdy nie jest się u siebie, chyba każdy to rozumie?

Noc, choć spędzona  na własnym łóżeczku niestety była nieco koszmarna,

męczyły mnie kurcze łydek ( a już dawno tej przypadłości nie miałam), musiałam

kilkakrotnie się budzić i nawet , zmuszona bólem wstawać i masować i gimnastykować

nogi.

A tu dzisiaj normalny dzień pracy, zmiana dopołudniowa, wstawać wcześnie i tak

należało, więc niewyspana z lekka jestem, podratowana nieco kawą i porcją

potasowych tabletek, mimo, że łydki nieco obolałe są nadal.

Trudno, coś boleć  w stosownym wieku przecież musi, więc już nie narzekam więcej,

tylko do pracy gnam i już!!

Cześć .

 

no i już po świętach

Zbyt zajęta byłam przez święta,żeby na blogu urzędować.

Ale mimo łezki w oczach (wspomnienie poprzedniej Wigilii, gdy moja siostra była

z nami) jakoś szczęśliwie prze te święta w rodzinnym kręgu przeszłam.

Byłam na Wigilii najprzód u Magdy,  potem, około 20 stej poszłam na drugą

Wigilię do Maćka ( szkoda,że  jak kiedyś bywało  nie usiedliśmy wszyscy przy

jednym stole)

Oczywiście z okazji moich imienin dostałam całą masę prezentów (a zasłużyłam na nie??)

od tostera począwszy poprzez książki,wino,witrażyk i kupony totolotka{niestety nie celne} na…..przesłodkiej małpie skonczywszy.

Będzie mój miś chyba zazdrosny, bo teraz prócz miejsca na poduszce dla niego ,będzie

jeszcze miejsce  dla mojej małpki.

Pierwszy dzień świat spędziłam w ddomu Magdy,w drugi poszłam wieczorkiem z wizytą

do Maćka.

No i koniec, już po świętach, no  ale dzisiaj  jest niedziela, więc tak jakbu o  jeden dzień

te święta były przedłużone.

Jednakowoż dzisiaj wracam w domowe pielesze, kiedyś trzeba, bo miły gość to taki

gość, który za długo swoją osobą nie zanudza.

 

 

 

 

jedną nogą w Modlnicy

Jeszcze z 2 godzinki pobędę w domu i jadę do Magdy do Modlnicy.

Trzeba troszkę popracować , zanim się będzie konsumowało nieprawdaż?

Najważniejsza częśc programu to karp w galarecie po żydowsku.

W dużej ilości wody trzeba najpierw gotować marchewkę, pietruszkę, bardzo dużo cebuli

w całych główkach i oczywiście głowy i płetwy rybie. (cebula jest bardzo ważna)

Wszystko to trzeba rozgotować na kleisto, długo, na niewielkim ogniu, tak żeby po zagotowaniu troszkę „mrygało”, potem odcedzić.

Do odcedzonego wywaru delikatnie trzeba włożyć dzwonka karpia, rodzynki,

siekane migdały i gotować tak, by dzwonka się nie rozleciały, można dodać jeszcze łyżkę

cukru, bo wywar powinien być słodkawy, pieprz i sól do smaku.

Dzwonka delikatnie wyjmujemy na półmisek.

Sprawdzamy wywar, czy jest należycie kleisty, jeżeli jest troszkę rozwodniony trzeba

rozpuścić jeszcze jedną żelatynę. lekko przestudzonym wywarem zalewamy

ugotowane dzwonki i dajemy do zastygniecia w chłodne miejsce.

Do tego u mnie w rodzinie zawsze podajemy sos tatarski: majonez, pokrojone

ogórki konserwowe, pieczarki w occie, pokrojone 2-3 jajka, śmietanę

i do smaku sól, pieprz, troszkę musztardy.

Jeszcze jeden „rodzinny” świąteczny sos to sos Cuberland:

brusznicę, ewentualnie czerwoną porzeczkę mieszamy z chrzanem, dodajemy

śmietanę i przysmaczamy solą i pieprzem.

Oczywiście musi byc koniecznie czerwony barszczyk: zagotowany susz z buraków

przecedzamy, dodajemy trochę wywaru z gotowanej jarzyny ( ją wykorzystujemy

do sałatki), wywar z gotowanych grzybków i koniecznie buraczany zakwas.

Oczywiście koniecznie musi być kapusta z grzybami ( już sie od dwóch dni gotuje):

kiszona kapustę dwa razy zagotowujemy i odcedzami, aby straciła nadmiar

kwasu, dodajemy do gotowania namoczone grzybki, 1/2 kostki margaryny,

kostki grzybowe knorra.

To tyle z przepisów.

Z ostatniej chwili: sporo wigilijnej pracy wykonała już Magda

 

 

 

Mała przerwa

Teraz jest mała przerwa w zamieszkiwaniu, tzn wczoraj po pracy wróciłam na dwa dni do domu, bo jutro znów jadę do Modlnicy do Magdy już na święta, będziemy razem jutro przygotowywać

świąteczne, pyszne potrawy.

Jak to dobrze, że przynajmniej w domu Magdy jestem mile widziana!!!!!!

Przykra wiadomosć dzisiaj mnie dopadła, nawet nie napiszę, ale… no cóż. ludzie

są różni, nie pamiętają wcale ile się dla nich kiedyś zrobiło………

To był tylko taki niemiły akcent na nadchodzące święta i tak należy to potraktować.

Wczoraj obchodziłam już imieniny w pracy, był przepyszny torcik , oczywiscie nie własnego

jak kiedyś wypieku, teraz już jestem na to za wygodna,zamówiłam tort w cukierni

Słodki Wedel.

Ale wczoraj był dzień pracy,więc torcik został zjedzony pośpiesznie pomiędzy jednym,

a drugim pacjentem, żadnej większej  imprezy imieninowej  nie było.

Owszem impreza była w piątek, tzw Wigilia Firmowa, urządzana w Restauracji, przyszło

sporo ludzi, wielu z nich wogóle pierwszy raz na oczy widziałam.

Nie siedziałam wcale tam długo ( niektórzy balowali tam do 1-szej w nocy),

zaraz po imprezie pojechałam do Magdy do jej gościnnego jak zwykle dla mnie domu.

Ech życie, życie, sskłada się z tych miłych i niemiłych akcentów i na to niestety trzeba być

przygotowanym.

 

 

 

przedświąteczna gorączka

Jestem w Modlnicy  i razem z Magdą opracowujemy przedświąteczną strategię.

W poniedziałek – gotowanie kapuchy

wtorek- moczenie grzybków

środa…….  i td

Ech, zaczyna się

Ale wszystko pozostaje pod ścisłą  kontrolą.

A mróz i śnieg  ostro ( narazie) trzymają……..

 

 

 

Jak cudne są wspomnienia te……

 

 

Dostałam dzisiaj od Przyjaciela z lat dziecinnych i młodzieżowych stare zdjęcia na płytce.

To chyba najpiękniejszy prezent, jaki mogłam otrzymać.

Zdjęcia , gdy byliśmy jeszcze tacy piękni i tacy młodzi…..

Odrazu zatelefonowałam do Janusza z podziękowaniem.

Ucieszył się, że sprawił mi przyjemność.

Dzisiaj już nie jesteśmy tacy sami, różne choroby nas nieco ponękały

( Janusz zmaga się też z bardzo poważną chorobą,ale jest pełen nadziei)

Oczy moje oczywiście się zaszkliły na wspomnienia tamtych lat.

Zdjęć jest oczywiście dużo więcej, niesposób je wszystkie zamieścić.

Wiele osób z tych zdjeć jest już nieobecnych wśród nas,ale zawsze miło

powspominać……

Pamiętam te dni, w których były te zdjęcia robione, to było jakby wczoraj,

pomyśleć, że już minęło ponad 40 lat od tych chwil…..

Dzisiaj jakiś chyba szczególny dzień w moim życiu.

O godzinie 19-stej idę na firmową Wigilię, która będzie się odbywała

w jednej z urokliwych restauracji dzielnicy Stary Kazimierz w Krakowie.

I znów rok przeminął ( jakoś coraz szybciej te lata lecą),znów jest okazja

do wspomnień, do łezki w oku i do uśmiechu wśród tych, których częściej

czy rzadziej w  naszej pracy spotykamy,ale jakże w innej niż na codzień,

odświętnej atmosferze.

Ech życie, życie…

Jak to w popularnym przeboju śpiewają  – życie jest nowelą, której nigdy

nie masz dosyć.