Na górze róże, a na dole perełeczki dla Kochanej mej Uleczki

I jeszcze motylek niewielki tam fruwa,

świadcząc, że Ewelinka pamięta i nad świętowaniem środy czuwa.

Ot, znów Kalwaryjskie rymy do mnie się przyczepiły,
ale myślę, że to będzie dla Uleczki czas miły,
gdy wierszowane pozdrowienia ode mnie odczyta,
chociaż ze mnie aż taki nie jest erudyta.
Ale gdy czas romantyzmu jakoś mnie napada
mój umysł sam szybciutko wiersze wtedy składa
I chociaż ni Mickiewiczem, ni Słowackim nie będę
ale dziś tymi rymami uśmiech Uli zdobędę.
Bo przecież o to własnie w środę każdą chodzi
By Uleczce tej ważny dzień tygodnia osłodzić
Mam nadzieję, że i dzisiaj rymy me się udały
I Ulka będzie miała ten środowy dzionek wspaniały
Więc całuskami dzisiejsze pozdrowienia zamykam
i po prostu po angielsku cichutko z mego blogu znikam.

Czy wiecie, że już czerwiec praktycznie mamy za sobą?
Dzisiaj ostatni dzień tego miesiąca, od jutra zaczynają się…wakacje.
No tak, co prawda zawsze rok szkolny kończył się pod koniec czerwca, ale jakoś własnie od miesiąca lipca zaczynało się odliczać wakacyjny czas.
I odliczały go nie tylko dzieci, ale także i ich rodzice, snując wspaniałe wakacyjne plany.
A potem przychodzi sierpień i sianokosy (ach uwielbiam ten zapach świeżo skoszonej trawy), a potem, a tam, co się będziemy zastanawiać nad wrześniowymi powrotami. I one mają pewny swój urok, ale na razie śpiewajmy:

NIECH ŻYJĄ WAKACJE, NIECH ŻYJE POLE I LAS
I NIEBO I SŁOŃCE, SWOBODNY WOLNY CZAS


Szkoda tylko, że w tym roku żaden ekscytujący wyjazd mnie w te wakacje nie czeka, no chyba, że….do Parku Krakowskiego, ale i tam może być miło.
Łąką kwietna jest, ptaszki śpiewają, słoneczko świeci, drzewa szumią i lekkim wiatrem otulają, tylko, że niestety Aleje są zbyt blisko i te chmury złego smogu jednak poprzez gałązki się przeciskają, już nie mówiąc o huku samochodów.
Ale gdy się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma.
Zawsze pozostają mi jeszcze kamerki internetowe, gdzie mogę sobie polskie morze, czy Park Zdrojowy w Kudowie podziwiać. Co prawda to jest tylko erzac, ale…… czasami mi się wydaje, że tam rzeczywiście jestem.
No to miłej środy życzę, dzisiaj bez polityki, bo ona jest po prostu beeeee.
Ciągle jeszcze jednak mam nadzieję, że mądre posunięcia opozycji pod kierownictwem Tuska trochę, a może całkowicie zamieni ten marazm w coś naprawdę nowego, i wreszcie sensownego dla naszego kraju.

POWODZENIA!!!!

no i już po studiach…….

Wczoraj Daria, a za kilka dni Matylda zakończonymi studiami zasilają medyczne zaplecze naszej Służby Zdrowia.
A dopiero co „zdawałam” razem z nimi maturę, dopiero co śledziłam wyniki przyjęć na studia, jakby to było wczoraj.
A tu już minęło 6 długich lat od tamtej chwili.
Czego mam życzyć obu naszym „nowo narodzonym” Paniom Doktorkom?
Chyba najpiękniej życzenia napisał na stronie Facebooka Darii Jej Tata, pozwól Maćku, że je tutaj przytoczę, bo one wyrażają to wszystko, co teraz i ja czuję, do moich Dziewczyn się teraz zwracając :

Niech te wszystkie lata Twojej determinacji, poświęcenia, nauki,stresów, zwalczonych przeciwności i braku snu zaowocują spełniającą się w szybkim tempie, wymarzoną przez Ciebie karierą.

W tych słowach zawarte jest to wszystko, co obie dzielne Dziewczyny przez te 6 lat spotykało.
Na pewno wiele nocy obie nie przespały, ślęcząc nad medycznymi książkami i zagłębiając się w meandry łacińskich nazw, poznawania ludzkiego ciała, które mimo sporego rozwoju medycyny, wciąż są pewnego rodzaju zagadką i szukaniem ciekawych przypadków i ich rozwiązań.
Pewnie, to wszystko była teoria, teraz czeka przed Nimi jeszcze trudniejszy czas wprowadzenia w życie tych wszystkich zapamiętanych mądrości, co jest chyba jeszcze bardziej trudne, bo spotkają się w końcu z dniem, gdy będą musiały podejmować pewne decyzje, na początku nieśmiało, jeszcze nie całkiem samodzielnie, pod kontrolą bardziej doświadczonych lekarzy, ale tylko w ten sposób mogą rozwijać swoje aspiracje, rozwijać swoją karierę, by stać się potem osobą w pełni odpowiedzialną za nasze zdrowie i życie.

Moje Kochane Dziewczyny!!!

Za Wami wspaniały czas studenckiej swawoli, bo prócz nauki obracałyście się w świecie swoich kolegów, przyjaciół, razem przeżywałyście niepokoje egzaminów, jak i pewną wspólnotę, która Was na te 6 lat połączyła, czyli czas nauki i czas wspólnej, jakże wolnej od codziennych trosk zabawy, beztroskich spotkań, wypraw, zwierzeń…… jednym słowem czas akademickiej codzienności.
Ten okres własnie odchodzi.
Wpadacie teraz w rutynę życia, w pracę, dom, w codzienność, dzień po dniu już podobnie, aż już po….czas emerytalnego odpoczynku.
Ale takie jest życie.
I ja i Wasi Rodzice też kiedyś byliśmy młodzi, radośni, beztroscy, nawet nie wiadomo, kiedy zaczęliśmy wsiąkać w to normalne życie
Ale niech nigdy nie zabraknie w Was tej młodzieńczej radości , spontaniczności, apetytu na życie, do którego teraz byłyście przyzwyczajone.
Pewnie powiecie, że zwracam się do Was słowami Starej Ciotki Ewy, bo to prawda, bo mam jako seniorka takie prawo tak własnie do Was przemawiać, bo kiedyś czas młodości i jej ideały po prostu przemijają, ale trzeba w sobie pielęgnować te wspomnienia, które już są przeszłością i umieć przekładać je na obecną sytuację, nie zatracając tego, co jeszcze dobrego po przeszłości w Was pozostało.
Bądźcie szczęśliwe rozwijając dalej swoje lekarskie pasje, dalej rozgryzając tajniki ludzkiego życia, może któraś z Was (a może i obie) osiągniecie wyżyny Medycznych Nauk odkrywając coś, czym zadziwicie świat………
Ale pozostańcie dla mnie i dla naszej Rodziny nadal naszymi Ukochanymi Dziewczynami, Darką i Matysią, z których już dzisiaj jesteśmy dumni, że pokonałyście wiele przeszkód, by ukończyć te jakże trudne studia medyczne, a przed którymi własnie teraz rozwija się świat ciekawych medycznych zagadek życia.

Własnie u nas trwa lato, czas radości i czas niespodzianek, niech ta dzisiejsza letnia aura przełoży się na wspaniałą letnią porę dla naszych Kochanych Abiturientek.
NIECH WASZE LATO TRWA WIECZNIE !!!!!


Dobry żart Tynfa wart :-)

Ostatnio krakowskie Media podawały, że nastąpi zmiana nazwy Krakowskiego Parku im Marka Grechuty na Krakowski Park Ciotki Ewy !!!!!!!!
No bo skoro jestem stałą bywalczynią Parku…. co prawda na pewno nie jedną taką jedyną, ale za to niepowtarzalną, nieprawdaż?????
Wczorajsze popołudnie spędziłam oczywiście w moim ukochanym Parku.
Musiałam sprawdzić, czy kaczuszki już się do niego nareszcie wprowadziły.
Jaką wielką radość mi one sprawiły, chociaż nie było ich wiele, ot taki malutkie stadko, widać, że to była Kacza mama ze swoimi Kaczkami, które posłusznie za nią ślad w ślad pływały. Pewnie Tata Kaczor, jak to z Kaczorami bywa, poszedł gdzieś dumać w samotności i swoją własną strategię przeprowadzał.
Oczywiście musiałam jeszcze zwiedzić parkową łączkę, ot tak wpół dziko na niej sobie kwiatki rosną i przynajmniej dają namiastkę tego, co poza murami wielkich miast można na tak zwanym łonie natury zobaczyć.
Nawet dosyć sporo ludzi było wczoraj w Parku, szczególnie gwarno było na Placu Zabaw, gdzie dzieciaczki szalały sobie z rozkoszą po wszystkich podwieszonych mostkach, po rurach no i oczywiście z lubością taplały się w piachu z wodą zmieszaną, robiąc wspaniałe baby, podobne do tych powstających na polskich plażach.
Pogoda była zmienna, niby świeciło słoneczko i wtedy było bardzo przyjemnie, szczególnie, gdy lekki wiaterek powiewał, czasami jednak słoneczko za chmury się kryło, wiaterek się nasilał i wcale nie by już taki przyjemnie ciepły.
Były nawet momenty, że było mi raczej chłodno w tej mojej lekkiej sukieneczce.
Ale wytrwałam w Parku prawie do godziny 19 i zdążyłam oglądnąć sobie Fakty i Fakty po Faktach, chociaż właściwie zawsze temat jest ten sam- polityka i jej ostatnie poczynania. Zaczyna to już po prostu mnie nudzić.
Za to bardzo ciekawe było wczoraj (zresztą przedwczoraj też) Szkło Kontaktowe, które gościło nad naszym polskim Bałtykiem, dokładnie w Darłowie.
Transmisja prowadzona była z tarasu hotelu, z pięknym widokiem na granatowe morze, współgrające z granatem bezchmurnego nieba. Wczoraj gośćmi Szkła Kontaktowego była Kasia Kasia (którą uwielbiam, szczególnie za jej bardzo mądre polityczne riposty) i też lubiany przeze mnie Grzegorz Markowski .
Ta audycja była bardzo ciekawa, bo prowadzona była z udziałem mieszkańców Darłowa i pewnie też z urlopowiczami tam przebywającymi, ale także podłączone były (jak zwykle zresztą) rozmowy z telewidzami.
Niby jest to program polityczny, ale z lekkim przymrużeniem oka prowadzony, przez to jest nie tylko zjadliwy, ale i przez wielu Polaków bardzo lubiany.
Czasami wydawało mi się, że słyszę ten szum morza, a do moich nozdrzy dopadają smakowite zapachy z przyrządzanych na wizji przez kulinarnych mistrzów pysznych potraw.
I jakie to jest własnie fantastyczne, że dzięki tym nowoczesnym wynalazkom, jakim jest telewizja, czy internet w tak łatwy sposób można (prawie że) przenieść się o setki kilometry u nas i być na drugim końcu Polski, wciąż siedząc wygodnie we własnym fotelu.
Jednego dnia Darłowo, na drugi dzień Kudowa Zdrój, którą ciągle podglądam na kamerce ( jednak chyba za Kudową tęsknię) i czasami przypomina mi się wtedy taka scena z polskiego filmu „Smacznego telewizorku” gdy dwaj główni bohaterowie zostali wciągnięci przez media do miejsc, które własnie chwilkę wcześniej na ekranie oglądali.
Żeby tez jakaś tajemna chwila chociaż na moment wciągnęła mnie przez tę oglądną kamerkę i nagle wylądowałabym wtedy na Deptaku przez Pijalnią w Kudowie Zdroju.
Ale życie niestety to nie fikcja, nie ma takich tajemnych sił (no chyba, żeby ktoś wynalazł wehikuł czasu), więc póki co muszę zadowalać się oglądaniem mojej ulubionej Kudowej w kamerce, a potem iść do Krakowskiego parku imienia Ciotki Ewy i zadowalać się rodzimym też pięknym widokiem.
Może i dzisiaj pogoda na to mi pozwoli?
A pomyśleć, że kiedyś ludzi zadziwiały aeroplany …………
Dzisiaj mamy poniedziałek, wiec życzę Wszystkim wiele radości na dzisiaj i na nowy tydzień, szczególnie, że za cztery dni przywitamy już miesiąc LIPIEC 🙂

Miłego dnia, jakim jest niedziela

A właściwie miłego pół dnia, chociaż wciąż jest on na szczęście długi.
Szkoda tylko, że pogoda jest taka nieco kapryśna, raz słonko świeci, raz się chmurzy. jakby burza nadejść miała….
Jestem Wam winna, (albo nie, jak ktoś nie chce, niech nie czyta), co też ciekawego TK o moim brzuszku powiedziało.
Wczoraj o tym nie pisałam, chociaż badanie w piątek sobie robiłam, ale musiałam wiele spraw odnośnie mojej przyszłości przemyśleć, przekalkulować.
Otóż najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że zachorowałam na chorobę typową dla alkoholików, wcale alkoholu nie lubiąc i nie pijąc.
Właściwie to nigdy nie miałam zbytniego pociągu do wódki, a teraz nawet i do wina ( piwa nigdy nie tolerowałam i nie mogłam zrozumieć, co ludzie dobrego w piwku widzą, gorzkie to, niedobre, brrr), zawsze starałam się stronić od ludzi pijących (a kilku takich na swojej drodze i owszem, spotkałam), dlatego teraz czuję się przez los oszukana, tak oszukana, bo dlaczego niby mnie, niepijącą, taka marskość wątroby dopadła???
Pewnie, święta nie byłam, a to raczej chodzi o nieprzestrzeganie diety, chociaż od czasu operacji fast foody też mnie raczej nie interesują.
Ktoś powie: jadłaś tłusto, Czy ja wiem, czy tłusto, mięso raczej jem sporadycznie, smażone przez siebie, a nie kupne kotlety mielone od czasu do czasu, schabowego już nie pamiętam kiedy wsuwałam. Ostatnio najczęściej jadałam kurczaka i to też albo gotowaną nóżkę z zupą, albo pieczonego w piekarniku, ale w torebkach do pieczenia, albo we folii, w tzw kąpieli wodnej, czyli pakowałam mięso do worka, dodawałam na smak jakichś przypraw, lekko go kropiłam wodą, wstawiałam do brytfanki, wypełnionej wodą, którą uzupełniałam, by mięso się nie przypalało. Tak też piekłam i inne mięsa np schab czy cielęcinę i zapewniam, że są smaczne, a przez tą kąpiel wodną nie wysuszają się.
No to skąd się biorą te moje zapasy tłuszczu na wątrobie (i nie tylko), przecież nie z niejedzenia. Widać porcje były za duże, pewno też i mało ruchu, a nawet ostatnio i słodycze ograniczyłam, po prostu mi nie smakują.
Całkiem możliwe, że jest to pozostałość po tej operacji bariatrycznej, a może nawet jakiegoś wirusa typu A czy C moja wątroba podczas zabiegu tego czy poprzednich podłapała, o czym nawet nie wiedziałam i rozpoczął się proces niszczenia wątroby.
Miałam wiele symptomów tej choroby, chociażby ten świąd całego ciała, czy wieczne zmęczenie i nadmierna senność, no i te ciągłe bóle brzucha, trochę, przyznam, to zlekceważyłam.
Ale przysięgam ; NA PEWNO ALKOHOLU NIE PIŁAM, więc to nie jest proces poalkoholowy!!!
Tylko dlaczego wszyscy tak podejrzanie jak na alkoholiczkę na mnie patrzą, jakbym gdzieś po cichu smoliła tę wódę, a w dodatku sama tak się czuję i jeszcze do tego tłumaczę z tego, czego nie zrobiłam!!!!
I TO JEST BARDZO NIESPRAWIEDLIWE !!!
Pal licho, stało się, mleko już się rozlało, teraz trzeba przystąpić do czynów.
Przeglądnęłam wszystkie możliwe fora internetowe tyczące chorobom wątroby, sposobom jej leczenia, no a przede wszystkim diety!!!
Znalazłam tez kilka dietetyków, którzy ewentualnie pomogli by ustawić dietę, ale po co, skoro mogę zrobić to sama, na tzw czuja.
Ogólne zasady znam, wiem, czego mi nie wolno jeść, co mam ograniczać, a co jest dozwolone i na podstawie tego sama sobie dietę ustawiam, zobaczy,y tylko z jakim skutkiem, gdy poczuję, że nie dam radę sama uporać się z tym problemem, sięgnę po pomoc doświadczonego dietetyka, chociaż wiem, że i on nic mądrzejszego nie wymyśli.
To ja sama muszę podjąć decyzję o swojej diecie, nikt tego za mnie nie zrobi!!!!
Ogólna zasada to jedzenie 5 razy dziennie w niewielkich porcjach, ale za to urozmaicone.
Teraz jest dobra na to pora, bo nowych jarzynek jest sporo na rynku, chociaż wcale nie przepadam za jarzynkami, no i jednak niektórych, mimo, że to tylko jarzyna, nie mogę jeść.
Najbardziej brak będzie mi tych serków pleśniowych typu VALBON, w których się rozsmakowałam (zresztą mam to chyba po moim Tacie który też takie „śmierdzące” serki uwielbiał), ale trzeba je będzie zastąpić poczciwym białym serkiem, trudno, czasami w życiu trzeba pocierpieć.
Dzisiaj miałam pyszny obiadek (mam nadzieję, że dietetyczny) 2 niewielkie ziemniaczki z koperkiem i do tego gotowaną na parze kulkę z mielonej szynki, a jako jarzynkę pomidorka, oczywiście dodatkiem też był i koperek, jako, że go nawet lubię i wcale mi nie szkodzi, a przynajmniej jakiś smak potrawie nadaje.
Zresztą tych kulek ugotowałam sobie kilka na zapas, tak więc mam zapewniony obiad jeszcze na jakieś 3-4 dni.
No i całkiem ten obiadek mi nie tylko smakował, ale i wystarczył, teraz jeszcze zażyję popołudniową porcję lekarstw i do wieczora mam spokój. A podwieczorek? mam jakiś serek waniliowy, może zrobię go sobie z galaretką bo te też jeść wolno.
No bo cała dieta polega przecież nie niejedzeniu niczego, tylko na mądrym jedzeniu tego, co jest dopuszczalne.
No, skoro to wiem, to po co mi dietetyk? Mój własny smak najlepiej mi podpowie, co jeść mi wolno, co lubię a nie szkodzi…….
W internecie reklamuje się dietetyk pan Topolski. Kiedyś nawet kupiłam od niego taką dietę, ale była ona taka udziwniona, bogata w dania, które wcale mi nie pasowały, wolę zjeść coś prostego, a nie jakieś wymyślane fantasmagorie.
Jak to zawsze Kazik mówi: najlepiej posłuchać swojego brzuszka, bo on najlepiej podpowie, na co ma akurat ochotę.
Jest to prawda, tylko jeszcze do tego trzeba podłączyć trochę umiaru i spora dozę rozumu, a wszystko będzie O.K .
No to dieta wdrożona, leczenie też, teraz czekam na skutki, chociaż na pewno szybko one nie nastąpią.
Potrzebna mi będzie pewnie jakaś wizyta u gastrologa, który ewentualnie będzie kierował moimi krokami.
Nie wiem tylko, czy zgodzę się na biopsję wątroby, bo taka mi grozi, ale tę może właśnie tylko gastrolog zlecić, bo to jedyny sposób, żeby zobaczyć, czy jakiś wirusik nie zamieszkał w mojej wątrobie i ją niszczy.
A z tego co przeczytałam, biopsję można zrobić tylko w warunkach szpitalnych, a nie ambulatoryjnych i niestety jest to zabieg inwazyjny, czyli bolesny.
Póki jednak wpadnę w szpona specjalisty od wątroby muszę sama zacząć leczenie , żeby jej jeszcze bardziej nie pogrążać i dać jej trochę wytchnienia.
Jestem dobrej myśli, a co będzie….zobaczymy.

Na niedzielę życzę wiele powodzeń i wiele fajnych godzin i letniego wytchnienia.

cisza po burzy

a może przed następną burzą?????
Oj szalały wczoraj te pioruny, szalały,
Co jedna burza odchodziła, za chwilę następna nadchodziła i nas straszyła.
Nawet był taki moment, że grad walił jak groch w moje okno i zastanawiałam się, czy za chwilę nie będę miała szyby do wymiany.
Na szczęście okazało się, że Park w pewnym sensie chroni nasz dom przed jakimiś niesamowitymi zjawiskami, a te potrafią być bardzo dokuczliwe. Jak donoszą dzisiejsze media wiele dom zostało przez te wichury pozbawionych dachów, a w Czechach nawet jedna wioska po wczorajszych pogodowych anomaliach po prostu przestała istnieć, domy zostały jak klocki rozwalone po okolicy, inne wioski też skutecznie zostały zniszczone.
Przyznam się, że bałam się tej burzy, bałam się jej następstw, bo jak widać przyroda ostatnio oszalała i jakieś nieprawdopodobnie niebezpieczne wymiary przybiera.
Na domiar złego przeczytałam dzisiaj zamieszczoną na Onecie przepowiednię Królowej Saby i obawiam się, że robi się ona co raz bardziej prawdopodobna.
Wszystko to co się wokoło nas dzieje, te zaburzenia atmosferyczna, ta groza zjawisk przyrody, to głos Boga, jako ostrzeżenie przed całkowitym zatraceniem się ludzi w morzu grzechu i wszelakiej nieprawości.
I coś w tym prawdy jednak musi być, bo zło szerzy się co raz większym zasięgiem, nie ma już żadnej świętości, nawet tam, gdzie powinniśmy się jej spodziewać, czyli w Kościele.
Ale jak można mówić o świętości kapłanów, skoro przesączeni są oni pychą. chciwością, niepohamowaniem w jedzeniu i w piciu, wymuszają na biednych haracz, by sobie swoje żądze spełniać i nie tylko popełniają jeden z największych grzechów przeciwko dzieciom, jakim jest pedofilstwo, ale jeszcze skutecznie mataczą i skrywają wszystkie swoje nieprawości. Zachowują się tak, jakby zostali przez Antychrysta opanowani i jego teraz czcili jako swojego bożka.
Zwyczajni ludzie też są nie lepsi, ich życie też pozbawione jest podstawowych zasad przez chrześcijaństwo głoszonych, nienawiść, zazdrość, żądza pieniądza, rozboje, kradzieże i brak empatii dla innych, prawie nie ma już teraz żadnych wzorców świętości, świat pędzi na zatracenie.
I o tym własnie wczoraj sobie myślałam podczas kolejnych grzmotów i błyskawic z nieba, które wydawały się swoją groźbą przemawiać do naszych sumień.
To nie tylko Polska pędzi w otchłań śmierci, to cały świat tam skutecznie zmierza, nie próbując nawet niczego zmienić, poprawić. Ludzie już całkiem się pogubili, nie odróżniają dobra od zła, chętnie oddając się doczesności, jakby ta ich wieczność miała na zawsze pozostać tu na ziemi, ale czas niestety umyka, wszystkim umyka i tym dobrym i tym złym i trzeba zacząć od samych siebie ten czas zmieniać.
Czy zdążymy na czas zapobiec temu niebezpieczeństwu, które nam zagraża?

Dzisiaj jest dosyć ponura pogoda, czasami gdzieś tam nawet kropi deszcz, byleby dzisiaj chociaż te straszne burze i huragany, ba, nawet gdzieniegdzie występujące w Polsce trąby powietrzne nam odpuściły.
Nie dbamy o nasze sumienia, nie dbamy o otaczająca nas naturę, to teraz natura w bardzo zdecydowany sposób upomina się o swoje prawa. Sumienie pozostawmy….no własnie, właściwie komu mamy je powierzyć, skoro nie ma odpowiednich przywódców oddanych prawdzie, a nie własnym interesom………

Dzisiaj idę na Tomografie Komputerową brzucha, nareszcie wyjaśnią się przyczyny moich brzusznych zawirowań i nareszcie podejmę skuteczna z nimi walkę. Przynajmniej mam takie zamiary, a na ile wytrwałości mi wystarczy?????

Mimo minorowego wpisu życzę dzisiaj przyjemnego oddechu od tej bardzo męczącej kanikuły i spokojnego piątkowego dzionka.
Przed nami następny weekend……….

,

Wszystkio jest , a raczej było do czterech liter (zaczynających się od litery d oczywiście)

Mecz, czyli Euro przegrane z kretesem.
I bardzo słusznie, na to niestety zasługujemy i nie ma zmiłuj się.
Chłopakom całkiem przewróciło się w głowach, nie chce im się porządnie grać pod polską bandera, wolą zagraniczne kluby piłkarskie, bo te mamonę przynajmniej przynoszą, a nasze narodowe (nomem omen) polskie mecze traktują jak jakąś tam sobie kopaninkę a’la mecz z pogranicza trzeciej klasy, nie ma co się wysilać, bo i tak za sam udział w Euro jakiś tam grosz i tak wpadnie, to po co się zbytnio zmęczyć porządnym graniem????
A HONOR? a piłkarskie ambicje?
To już słowa dawno wyświechtane.
Takie wartości mógł tylko w swoich wychowankach Kazimierz Górski wzbudzać i jak pamiętamy, zawsze mu się to udawało.
Może dlatego, że nasi ówcześni zawodnicy mieli wtedy szacunek dla swojego przewodnika i bardzo z jego słowami się liczyli.
Teraz niestety selekcjoner jest tak często zmieniany, że piłkarze nie są w stanie nawet do niego się przyzwyczaić, a już mamy kogoś nowego, co najgorsze, ostatnio całkowicie z łapanki, co niestety nie wróży i nie służy dobrze.
Możemy tylko z łezką w oku powiedzieć : mieliśmy kiedyś doskonałą piłkarską drużynę, ale to już przeszłość.
MOŻEMY O TYM ZAPOMNIEĆ!!!!!!

Tak jak i dzisiejszą politykę możemy już uznać jako polityczny cyrk, w której główni rozgrywający, czyli tak zwana Zjednoczona Prawica znów swoją niebywałą arogancję i następną lawinę kłamstw rozegrała wczorajszy swój mecz o wszystko, czyli o dalsze utrzymywanie się przy żłobie,
To był jeden chichot wielkiej politycznej grandy, gdy pewne siebie paniska z rechotem rozgrywały swój pojedynek posługując się fałszywymi kartami.
Mimo merytorycznych i bardzo prawdziwych poważnych zarzutów przeciwko wicemarszałkowi Terleckiemu, czy wicepremierowi Suskiemu, czy ministrów Kamińskiego i Dworczyka nie udało się przeprowadzić votum nieufności i odwołać owych Panów. Niestety wizja utraty intratnych posadek w spółkach zadziałały tak, że prawica nagle się znów zjednoczyła i zagłosowała przeciwko odwołaniu.
No i nadal ciepłe posadki dla pisowskich i niektórych prawicowych polityków i dla ich rodzin są ochronione.
A że przy tym traci nasze państwo? kogo to obchodzi, na pewno nie tych, co są przy korycie, A reszta się przecież i tak nie liczy.
Wyniki głosowań były przez prawicowców przyjmowane z wielka owacją na stojąco i jak to określił jeden ze znawców polskiej polityki, prawicowcy zachowywali się jak indyki przed ścięciem, bo oni już wiedzą, że ich los jest przegrany, to tylko kwestia czasu, gdy rzeczywiście poniosą skutki swojego politycznego chamstwa, bo to nieznośnie kiszące się bezprawie wkrótce zostanie pokonane. Tylko jeszcze opozycja musi w końcu zjednoczyć te swoje siły, bo jak widzimy, tylko wspólna walka przynosi rezultaty.
Teraz tylko sprawa znów została odsunięta w czasie i tak będzie, dopóki tej bezczelności im wystarczy.
Na nasze niedojrzałe społeczeństwo nie bardzo jest co liczyć, niektórzy rzeczywiście zachowują się jak barany na rzeź wiezione i dalej na Pis chcą nie wiedzieć czemu glosować, bo przecież i oni już tych obiecywanych profitów otrzymują co raz mnie, za to bezczelność tej partii rośnie wprost proporcjonalnie do absurdów, które ogłaszają i trzeba być naprawdę całkowitym idiotą. żeby tego nie dostrzegać.
Nawet powiedziałabym, że pisia propaganda już dawno przerosła tę propagandę z minionych komunistycznych czasów, a przecież to własnie ona nas wtedy zmobilizowała do radykalnych rozwiązań.
Gdy słuchałam, jak Kaczyński opowiadał, jakie to kolesiostwo i populizm czy nepotyzm panował za czasów PO nóż w kieszeni mi się otworzył i musiałam wyłączyć telewizor, bo byłam już o krok od wyrzucenia go przez okno.
Trzeba być już naprawdę osobą pomyloną, albo całkowicie bezczelną, żeby własnymi przywarami innych oskarżać, a wystarczy tylko spojrzeć, którzy politycy i ich najbliżsi zajmują prominentne tłuste stołki w państwowych spółkach.
Mam znów więc apel :

OPOZYCJO OPAMIĘTAJ SIĘ, BO SPRAWY POSUNĘŁY SIĘ JUŻ NAPRAWDĘ ZA DALEKO I NAJWYŻSZA PORA WSZYSTKO NAPRAWIĆ, ZMIENIĆ, POSPRZĄTAĆ I WYRZUCIĆ ŚMIECI DO KOSZA.
A MOŻECIE TO ZROBIĆ TYLKO WTEDY, GDY SIĘ WSZYSCY ZJEDNOCZYCIE I RAZEM W SPRZECIWIE STANIECIE.!!!!

Bo jak na razie tak zwana PRAWICA doskonale naszym kosztem się zabawia i sama na pewno od tego nie odejdzie, pora ich po prostu na śmietnik historii wywalić

Wczoraj w sumie miałam całkiem udany dzionek.
Najpierw rano wykonano u mnie badanie krwi, na szczęście beż żadnych perturbacji, bo byłam dobrze napojona wodą i krew była nawet do badań łatwo uchwytna, a potem pojechałam sobie do Magdy do Modlnicy.
Co prawda pogoda z początku była kaprawa, nie było słonka, ale na szczęście nie padało i nie było wiatru, mogłam sobie po ogródku pochodzić i parę pięknych zdjęć zrobić, a potem już siedziałam sobie na tarasie i podziwiałam to piękno przyrody, które mnie otaczało.
Nie bardzo chciałam wczoraj się denerwować, więc mecz oglądałam tylko z doskoku, czyli czasami weszłam do pokoju by zobaczyć co się tam na boisku dzieje, ale zdecydowanie wolałam poczytać sobie gazetę na tarasowej kanapie i relaksować się spokojem wsi.
Do domu wróciłam dopiero pod wieczór, już gdy wysiadałam z auta uderzył mnie ten panujący miejski zaduch, którego jednak w Modlnicy nie dawało się odczuć.
Ten nadmiar pochłoniętego przeze mnie tlenu doskonale podziałał na moją psychikę, nie tylko poczułam spokój, ale również bardzo szybko zasnęłam, nawet nie próbując oglądać tego, co z sejmowej sali relacjonowali, wiedziałam, że o wyniku glosowań i tak dzisiaj z mediów się dowiem.
W sumie nawet taki jednodniowy odpoczynek poza Krakowem jest wspaniałym lekarstwem na zestresowaną moją duszę, pewnie będę musiała znów to powtórzyć.
A piękny obraz tych różanych krzewów wciąż pod moimi powiekami tkwi…….

Dzisiaj następny dzień kanikuły, ale może ona niestety skończyć się dosyć sporymi ulewami i groźnymi burzami.
A ja tak bardzo tej burzy się boje….
Włażę wtedy z głową pod poduszkę i udaję, że mnie nie ma.
A może jednak uda się, że te burze w jakiś cudowny sposób nas ominą?

Życzę bardzo przyjemnego bez burzowego czwartkowego popołudnia i wieczora.

ponieważ………

Ponieważ dzisiaj jest środa, nie może zabraknąć róż dla Ulki.
Ponieważ dzisiaj już od świtu mam bardzo zabiegany dzień, nie będzie dzisiaj długiego wpisu.
Ot tak, aby tradycji zadość się stało, będą serdeczne pozdrowienia dla Uleczki i życzenia, by Jej lato było wesołe i szczęśliwe.
A ja dzisiaj zaczynam leczniczy maraton, dzisiaj muszę zrobić badania krwi przed czekającą mnie w piątek Tomografią Komputerowa mego brzuszka.
Do będzie dalszy etap badań i mam nadzieję początek leczenia, chociaż już odpowiednie tabletki sumiennie 3 razy dziennie pod dyktando budzika zażywam.
No i na dzisiaj mam jeszcze zaplanowaną sesję fotograficzną róż w Magdy ogródku, tak więc w domu będę dopiero wieczorem.
Mam nadzieję, że burza nie przeszkodzi mi w fotograficznym buszowaniu po różanym ogródku.
Ale będzie ślicznie, ale będzie pachniało……… w kolejnych moich blogach urodę tych przepięknych kwiatów na pewno ujawnię, a pewnie będzie je można jeszcze „spotkać” na Facebooku i na Instagramie.
Mimo sporej duchoty udało mi się wczoraj sporą chwilkę w Parku spędzić i podziwiać nowo obsadzony klomb, poprzednio były to bratki, wczoraj były już niecierpki – też pięknie na blogu wyglądały i dobrze, że je zmieniono, bo klomb z bratkami był już nieco przywiędły. Za to zachwycałam się pięknym jaśminem, który tak pięknie w Parku nam zakwitł, nie mogłam przejść obojętnie, musiałam go uwiecznić.

Szkoda tylko, że tego cudownego zapachu nie można tu zamieścić.
Bardzo lubię jaśminy, jakieś takie pozytywne wspomnienia z dawnych młodzieńczych lat mi przynoszą.
Zawsze zapowiadały one nadchodzące wakacje.

Pogoda dzisiaj nam się lekko popsuła, przynajmniej w Krakowie jest ponuro, ale wciąż ciepło.
Taki lekki odsap po tej kilkudniowej kanikule, gdy oddychać nawet trudno było, dobrze nam zrobi.
Ale zaklinam słoneczko, by podczas mojej fotograficznej sesji trochę mi swoich promyczków dostarczyło, nie za mało, nie za dużo, ot w sam raz.
Za to dzisiaj będzie bardzo gorąco w St Petersburgu – gramy tam ze Szwedami w kolejnym mecz o wszystko, coby to miało nie znaczyć. Osobiście na żadne rewelacyjne wyniki nie oczekuję. Trudności może nam jeszcze przysposobić bardzo wysoka temperatura – własnie na dzisiaj tropiki przeniosły się do Rosji.

No to milutkiej środy wszystkim życzę i cierpliwego oczekiwania na mój następny różany wpis.

Nareszcie LATO!!!!

I to w całej swojej krasie to lato do nas zawitało.
Poprzedniej nocy święto Kupały dziewczyny na pląsaniu spędziły.
Upał nieco zelżał, nawet gdzie nie gdzie burzami straszy
A największa burza jest po Prawicy PRL-Pis-Bis.
Tam już nie tylko w piątkę, ale i w dziesiątkę gonią, a pisowskie bzdety fruwają w powietrzu niby te gołębice.
Ostatnio Bielanowi udało się z Prawicy, a dokładnie z Partii Porozumienie Jarosława Gowina samego prezesa Gowina wyrzucić. To ci dopiero heca, czekam, kiedy partia Pis wywali ze swoich szeregów prezesa Kaczyńskiego.
Bo jak widać, po prawicy wszystko jest możliwe.
Na razie Jarusia chcą grzecznie do łóżeczka zapakować i tak przy okazji drugą nogę mu zoperować, coby po próżnicy po sejmowej sali się nie kręcił i następnych fantasmagorii nie snuł.
Bo kiedyś opowiadał, że rząd, który pozwala sobie na podsłuchy powinien poddać się do dymisji, ale to było za czasów rządu PO, a gdy teraz się okazało, że nie tylko podsłuchy, ale i wszystkie tajne wiadomości rządowe zaczęły wyciekać z prywatnych nomem omen skrzynek pana ministra Dworczyka i innych ważnych rządowych person , a do takich wiadomości powinny być przeznaczone skrzynki pod specjalnym nadzorem, pan Kaczyński oskarżył o cyber ataki ….Putina.
No, kogoś oskarżyć musiał, co prawda do tej pory przyzwyczailiśmy się, że wszystko to była wina Tuska, ale w takiej sytuacji, gdy Tusk jest za daleko od sprawy trzeba było znaleźć inną ofiarę, więc padło w końcu na samego Putina.
Trudno przecież, żeby przyznał, że samych idiotów sobie zatrudnił, którzy tak się na rządach znają jak świnia na balecie.
Ale kto powiedział, że oni na czymkolwiek mają znać? Oni mają tylko słuchać i wykonywać rozkazy!!!!!

Że też musiałam ten fajny letni wpis skwasić polityką? Nie ładnie Ewuniu, nie ładnie…..

No to cieszmy się na razie latem.
I na tym pozostańmy!!!!

jak przeżyć kanikułę

Przyznaję, nie jest łatwo.
Ciekawe, gdy było zimno, a ja kuliłam się we dwa swetry ubrana też szczęśliwa nie byłam.
Okazuje się jednak, że zarówno na niskie jak i na te wysokie temperatury jestem nieprzygotowana.
Właściwie nie powinnam narzekać, bo w moim mieszkaniu teraz jest nawet dosyć przyjemnie, nie to samo, co w bloku, gdzie słońce operuje przez cały dzień i niemiłosiernie mieszkanie nagrzewa.
Moje stare mury tak szybko się nie nagrzewają, a zresztą od strony Parku okna są nieco gałęziami drzew przykryte, tak więc słonko bezkarnie nie może mieszkania przez ten gąszcz liści łatwo się nie przebije.
Mam (nareszcie) otwarte okno w pokoju i otwarte drzwi balkonowe i w związku z tym mam nawet fajny przewiew.
Jedno co mi przeszkadza, to muchy, wstrętne czarne bzyczące i wypasione straszne stworki, które wfruwają wprost z podwórka, gdzie są ustawione kubły na śmieci do mojej kuchni i przeszkadzają mi w błogim odpoczynku.
Okropnie głośno bzyczą!!!!
Dzisiaj nawet listek na drzewie nie zadrży, więc na razie porzucam parkowe spacery, może dopiero koło 17 będzie nieco chłodniej.
A wtedy Park i staw z kaczuszkami już jest mój !!!
Zresztą mój brzuszek znów nieco zastrajkował, więc opuszczanie na większą odległość mojego domku byłoby raczej niebezpieczne.
Dlatego dzisiaj sobie na obiad serwuję zupkę ziemniaczaną na samych jarzynkach, bez żadnych mięsnych wkładek.
Tak sobie dzisiaj mój brzuszek zaordynował, a ja się go słucham (przynajmniej ostatnio)
Dzisiaj bez polityki, za gorąco na powielanie takich bzdur, które ostatnio w przestrzeni medialnej się szerzą.
Trzeba wierzyć w jedno : BĘDZIE DOBRZE!!
Miłego poniedziałku i udanego całego tygodnia