WITAJCIE NA MOIM NOWYM BLOGU, który teraz będzie już jedynym miejscem moich wynurzeń. Jeszcze dzisiaj rano dokonałam ostatniego wpisu na stronie blox pl, która już przeszła do historii, odeszła do Lamusa. Popołudniu strona definitywnie została skasowana. A ja jeszcze się łudziłam do ostatniej chwili 😦 Niestety, trzeba rozpocząć nowy etap mojego blogowania. Czy mi będzie z tym źle? Nie sądzę. Do wszystkiego przecież w życiu można się przyzwyczaić. Muszę tylko jeszcze bardziej się tu rozglądnąć, jeszcze bardziej zaznajomić z możliwościami, których do tej pory jeszcze nie opanowałam, a to tylko dlatego, że ten blog traktowałam tylko jako coś zastępczego, najważniejsze były jednak dla mnie blogi te w tamtej witrynie. Pewnie nie będę już miała tylu czytelników, co tam, trudno, na pewno moi wierni Czytelnicy mnie tu odnajdą, może z czasem i nowych trochę przybędzie….. Czego mi na pewno będzie brakowało??? tej zbiorczej strony wszystkich dostępnych tu blogów, do których mogłabym zaglądać. Bo dotychczas nie rozgryzłam jeszcze, jak mam szukać inne blogi, prócz tych dwóch, trzech, których adresy przeniosłam z poprzedniej strony. Na tamtym serwerze był spis najważniejszych bogów według różnych zasad umieszczonych, osobno były blogi kulinarne (sporo fajnych am przepisów było), pamiętniki, blogi polityczne itp. Być może i tutaj jest taki spis tych blogów, tylko nie wiem, jak je mam odnaleźć. A może ktoś mnie poinstruuje?????? Przyznam, trochę dziwna jest ta strona Word Press, na razie dla mnie nie zrozumiała. Ale z biegiem czasu na pewno wiele ciekawostek odnajdę.
Dziwne, ale mimo, że oficjalnie ogłoszone było zamkniecie portalu, on nadal działa. Ale heca. No to małe podsumowanie na koniec, czy nie na koniec zrobię. Wypadałam całkiem nieźle na tym blogu, bo (nie chwaląc się) na 665304 zamieszczone blogi zajmuję (obecnie) w rankingu 37 miejsce, a grupie pamiętnik osobisty, zajmuję nawet zaszczytne pierwsze miejsce. Pewnie, że różnie bywało, raz miałam dosyć wysokie rankingowe notowania, nie raz spadałam nawet o kilka, lub kilkanaście miejsc w dół, ale …. No BRAWO Ewusiu, zasłużyłaś sobie na taki blogowy zaszczyt, wytrwaniem w codziennych wpisach, widać jednak interesujących, skoro tyle osób udało mi się zainteresować tymi moimi wynurzeniami.
No dosyć pochwał na dzisiaj, bo jak to było?
Samochwała w kącie stała…… a ja do kąta wcale nie chcę iść.
Zastanawiam się tylko, jak długo blox.pl działać jeszcze będzie. A może jednak Agora zaniechała swoich podstępnych poczynań wobec wiernych Czytelników? Tylko po co nas w takim razie nastraszyła? Po co przegoniła tylu wspaniałych blogowiczów, którzy pewnie już po przeniesieniu swojego blogu, tutaj nie powrócą. Szkoda, bo zawsze miałam wrażenie, że tworzymy pewnego rodzaju blogową rodzinę, w której wszyscy bardzo dobrze się czują, każdy znalazł dla siebie odpowiednie miejsce.
Ale nie ze mną takie numery AGORO!!! Ja pozostanę wierna do końca, nie pogonisz mnie łatwo precz!!!!
Chyba nie zapowiada nam się przyjemna majówka, na razie regularnie leje deszcz i jest chłodno. Nie wiem, czy jednak nie za wcześnie wyłączyłam to ogrzewanie w domu, bo szczególnie noce są jednak zimne, co oczywiście swoim nieustającym katarkiem i kichaniem manifestuję. Jednak rok temu o tej porze była już piękna i bardzo ciepła wiosna…….. Ale to tylko wspomnienia.
Za to ciepło i wesoło jest w naszej polityce.Nie wiem, czy wiecie, ale nie tylko nasz premier, o przepraszam, prezes Polski Morawiecki na wszystkim się zna. Ostatnio okazało się, że prezes wszystkich prezesów Naczelny Wódz Polski również jest koneserem nie tylko od proszków do prania, ale żaden, nawet najbardziej doświadczony kierowca Tira nie jest w stanie konkurować w tej dziedzinie ze znajomością polskich dróg z Jarosławem.
On absolutnie jest w tym najlepszy, co zresztą wszystkim z trybuny oznajmił i w związku z tym dostaje codziennie liczne telefony z prośbą o poradę techniczną w dalekich podróżach , co niniejszym, żeby nie być gołosłownym dokumentuję::
A tak poza tym życzę Wszystkim miłego wtorku, chociaż pogoda, jak już pisałam całkiem jest nie miła, raczej bardziej przypomina jesienną, niż wiosenną. Ale bądźmy dobrej myśli.
WIOSNA MUSI KIEDYŚ POWRÓCIĆ !!!
P.S. Blog co prawda napisałam, ale czy da się on opublikować???????
Trzy razy dzisiaj próbowałam wpisać cokolwiek tutaj i dopiero za czwartym razem ERROR mi nie wyskoczył. Nie wiem, na ile jeszcze dam radę cokolwiek tu zamieścić, ale… Przyszłość już tutaj się nie liczy. Zresztą, kto w moim wieku o przyszłości myśli???? Liczy się tylko tu i teraz. A „teraz” to już na pewno ostatni mój pobyt w bloxie. Tym bardziej, że praktycznie nie da się już normalnie dzisiaj w nim pisać, jednak w trakcie wpisu co chwilę ZŁOWROGI ERROR wywala.
Jakie to smutne.
Pogoda chyba dostosowała się do naszego pożegnania, bo też deszczem płacze……. Nie, nie będę się dzisiaj na koniec wysilała z moim wpisem tutaj, w bloxie. I tak nic mądrego już nie wymyślę.
Mogę Was tytaj tylko pożegnać słowami Demisa Roussos GOODBYE MY LOVE, GODBYE
Hear the wind sing a sad, old song It knows I’m leaving you today Please don’t cry or my heart will break When I go on my way
Goodbye my love goodbye Goodbye and au revoir As long as you remember me I’ll never be too far
Posłuchaj, jak wiatr śpiewa smutną, starą pieśń. On wie, że dzisiaj cię opuszczam. Proszę, nie płacz, bo serce mi pęknie, Gdy wyruszę w drogę.
Żegnaj, moja kochana, żegnaj, Żegnaj i do widzenia. Jak długo będziesz mnie pamiętać, Nie będę nigdy za daleko.
Czy trzeba coś więcej dodawać???
Wszystko już wiadomo:
TIME IS OVER !!!!!!! ZAWSZE JEST JAKIEŚ JUTRO
A JUTRO BĘDZIE JUŻ NORMALNIE DO ZOBACZENIA NA MOIM NOWYM BLOGU !!!!!!!
Początek i koniec 24 czerwiec 2004 – 29 kwieceń 2019
Właściwie co to za różnica? Przecież ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. Podobno…… Ale ja piszę akurat o chyba przedostatnim moim wpisie tutaj. Przedostatnim, a może i ostatnim, bo nie wiem, czy jutro jeszcze uda mi się cokolwiek tu napisać, czy najpewniej od samego rana blog będzie już zlikwidowany, przejdzie do Lamusa i stanie się przeszłością, historią…….. Ale wytrwałam tu do końca, mimo, że na nowej stronie też swoje wpisy ( identyczne jak te tutaj) zamieszczałam. Niestety, doczekałam się tej, przyznam, bardzo smutnej dla mnie chwili pożegnania, po prawie 15 latach z moją ulubioną stroną http://www.blox.pl, ale mam nadzieję, że nie będzie to pożegnanie z moimi Przyjaciółmi, chociaż mam świadomość, że wiele z nich na pewno odejdzie……. pozostaną Ci najwierniejsi.
Różnie w moim blogu bywało, raz było ciekawie, raz burzliwie, ale zawsze starałam się pamiętać, że Ktoś na mój wpis czeka, więc nie mogę go zawieść. A skoro jutro nie udałoby mi się już tu wejść, powiem to dzisiaj z wielkim i naprawdę szczerym smutkiem:
Tytuł strony pozostaje bez zmian : KRAKOWSKIM TARGIEM
A skoro to ma być ostatni mój wpis tutaj, muszę sobie trochę pofolgować politycznie, a co, wiem, że pośród moich Czytelników są tacy, które moje polityczne spostrzeganie doceniają. Niech tu pozostawię po sobie to oblicze osoby gorszego sortu, wichrzyciela i wywrotowca.Taka byłam i taka pozostanę, mojego politycznego osądu nie da się kupić za żadne srebrniki.
A może jestem jednak niesprawiedliwa???
Jednak ostatnio troska pana prezesa o swój lud wyborczy stała się jeszcze bardziej wyraźna. Powiedzcie, jakże ten biedny Polak może dobre czuć się na codzień, jeżeli ma do czynienia z bardzo marnymi proszkami do prania, które są w cenie tych niemieckich, ale są o wiele gorszego gatunku, już nie mówiąc, że biedny Polak nie może nasycić swojego brzuszka przepysznymi maślanymi ciasteczkami made in Bruksela, bo te nasze maślane ciasteczka są właściwie byle jakie. W każdym bądź razie, synkowi Joachima B te rodzime, polskie, stanowczo nie smakują.
No pewnie, zapomniałam, że wszyscy z rodziny Pis mają bardzo wysublimowane smaki, jako po produkty z tej wysokiej, jak oni zresztą sami, półki sięgają. Ja też mam bardzo wyrafinowany smak (chociaż od Pisu stanowczo się odżegnuję), o czym pisałam wczoraj, porównując na przykład nasze sery brie i camembert do tych oryginalnych francuskich, ale to raczej wynika z gorszej technologi. To tak samo, jak jedna gospodyni upiecze wspaniały sernik, a drugiej gniot tylko wyjdzie. Przecież te proszki i ciasteczka i pewnie wiele innych jeszcze rzeczy są robione u nas, w naszej polskiej rzeczywistości, gdzie obowiązują całkiem inne normy, pewno stąd są te zmiany.
Co prawda tylko jednego nie rozumiem, skąd pan prezes dowiedział się o tej różnicy w jakości proszku, skoro on sam pewnie nawet własnych majtek nie pierze.???? A może pierze kota????????? Ale w proszku??????
Chociaż kota się po prostu nie pierze, a tym bardziej, broń Boże nie wykręca.
Ale teraz dzielna drużyna PSU wybiera się licznie do Europy, same tuzy tam zresztą pojadą ( czy to znaczy, że miernota z Pisu pozostanie w Polsce??) i oni dopiero pokażą tym wszystkim Europejczykom, gdzie raki zimują. Podobno nawet słyszałam, że pani Ann Zalewska zobowiązała się zawalczyć o wprowadzenie nowej reformy szkolnictwa w całej Unii. A co, niech tamtejsza młodzież też odpowiednio się dokształca, niech wie, jakie wartości są dla człowieka najważniejsze, bo Unia musi wrócić do swoich chrześcijańskich korzeni, chociażby Pis Ps ogniem i żelazem na każdym Europejczyku miał to wypalić. Żadne tam gender, żadne inne rodzaje ciasteczek i proszku do prania, wszystko musi być równe dla wszystkich, według zresztą norm i idei, którą chce PIS w Europie zaszczepić. Żadne tam 27:1, to już jest przeszłość, teraz JEDYNKĄ w Europarlamencie będzie PIS. i to ona będzie wytaczała szlaki Nowej Europie.
A fructibus eorum cognoscetis eos – po owocach ich poznacie
A dzisiaj mamy niedzielę, dzień odpoczynku, a dla Katolików również i ważne święto : Dzień Miłosierdzia Bożego. Dzisiaj w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Krakowie – Łagiewnikach odbędą się centralne uroczystości pod hasłem : Miłosierdzie – źródłem pojednania. Jakże to hasło ma specjalny wymiar akurat w obecnej chwili gdy tego pojednania w narodzie nie ma. Dzisiejsza Msza św poprzedzona była nocnym modlitewnym czuwaniem Koronką do Bożego Miłosierdzia . Tak bardzo chciałabym, żeby ten dzień nie był dla niektórych tylko okazją do cielesnego zaistnienia, podejrzewam, że wiele oficjeli z obecnego rządu weźmie udział w tej Mszy św, bo uczestnictwo w większych tego typu uroczystościach ma być przecież świadectwem ich prawdziwego katolicyzmu, muszą się przecież przed swoimi wyborcami w odpowiedniej odsłonie ukazać, szczególnie, gdy teraz walczą o swoje głosy w wyborach, właśnie w poparciu Kościoła. Niestety jak wiemy, wiele ludzi na ten fałszywy obraz ich oblicza wciąż daje się nabierać. A może nie powinnam tego właśnie dzisiaj pisać, skoro miałby być to dzień pojednania? Tylko……….. no własnie, czemu miałby on tylko mnie on dotyczyć????
No to życzę Wszystkim bardzo miłej, chociaż pewnie niezbyt słonecznej niedzieli. W Krakowie pogoda pod psem !!!!!!
Tyle nam dni jeszcze do pożegnania pozostało. Nie, nie tak całkowicie, tylko niestety tu, na blox.pl Jakże mi smutno, jak wciąż nie mogę uwierzyć że to jest prawda. Co prawda zadomowiłam się już trochę na home-bloxie, ale (przeradzam) wciąż nie czuje się tam „u siebie” Przypomina mi się moment, gdy musiałam przeprowadzać się z ul. Smoleńsk na moje nowe miejsce zamieszkania i czułam wtedy pewne zagrożenie, jakiś zamach na mój spokój. Pewnie, że trudno to porównywać z obecna sytuacją, ale również czuje pewien niepokój, chociaż na nowym miejscu jestem już prawie 2 miesiące. Okazało się, że zmiana mojego miejsca zamieszkania wyszła w sumie mi na korzyść, ale czy przejście z bloxu na home też będzie da mnie i dla moich Blogowiczów korzystne???? Czas pokaże, pewnie trzeba będzie się przystosować do nowej strony, ale wciąż mam jakieś dziwne odczucie, ze jednak blox ugnie się pod, może nie presją, ale pod prośbami stałych blogowiczów i jednak pozostanie przy dotychczasowej usłudze „dla ludu” Bo może im też trudno będzie się rozstać z bardzo ciekawymi, niektórymi wpisami????? A może jednak jestem naiwna???????
A dzisiaj mamy sobotę, rozpoczęty weekend i oczywiście tradycyjnie pogodowe załamanie. Po prostu jest chłodno, pada deszczyk, czasami nawet deszcz. A jeszcze wczoraj siedziałam sobie do słoneczka w moim pięknym Parku i cieszyłam się pięknem przyrody, mimo, że wciąż kaczuszek jeszcze nie ma w stawie, gdzie fontanna już funkcjonuje. Bo rzeczywiście ta świeża soczysta zieleń jest bardzo kojąca nie tylko dla oczu, ale także i dla duszy, w tym obcowaniu z przyrodą daje pojęcie jakiejś radości, jakiejś odnowy, dodaje chęci do życia, do tworzenia, do wewnętrznej odnowy. Bo człowiek, podobnie,jak ta przyroda od nowa do życia się budzi i ma przez to więcej wigoru, zwiększona chęć pełnego uczestnictwa we wiosennych przemianach.Wtedy rodzą się chyba najpiękniejsze plany życiowe, inna sprawa, że nie koniecznie potem realizowane. Nie zawsze jednak pogoda musi dopisywać , chociaż teraz, gdy ludziska na wojaże ze świeżym powietrzem się wybierają bardzo by się to przydało. Wracam wspomnieniami do mych moich dziecinnych lat, gdy z rodzicami w taką wiosenną sobotę, czy w niedzielę wyjeżdżaliśmy do Zawoi, a czasami na jakieś wycieczki krajoznawcze. Nie wiem czemu, przypomina mi się tak wycieczka w ruiny zamku , już nie pamiętam w Tenczynku, czy w Ogrodzieńcu, gdzie urządziliśmy sobie rodzinny piknik z Rodzicami, z Anią, z Krzysztofem, była tam też wtedy Tamta mama i Panna Anusia, czyli Adzik, nawet nie wiem, czy nie była też z nami kuzynka Marysia z mamą – taka jakaś migawka z tamtej wyprawy gdzieś w mojej pamięci postała, ale byłam wtedy szczęśliwa. Po śmierci Mamy, zawsze z Tatą robiliśmy długie, piesze wycieczki (wtedy jeszcze je lubiłam), zawsze dla mnie bardzo ciekawe, bo wiele na nich od Taty. który świetnie rozpoznawał wszystkie roślinki, drzewa, ptaki, mogłam się nauczyć.Tata był osobą bardzo zapracowaną, ale bardzo lubił przeznaczać wolny czas na spacery po lesie, po łąkach, czasami były to też wycieczki po Krakowie, również dla mnie bardzo cenne, bo wiele o krakowskich zabytkach, krakowskie architekturze od Taty się na niej dowiadywałam. Nigdy żadna wyprawa z moim Tatą nie była nudna, zawsze można było wiele nowych wiadomości osiągnąć. Zresztą mój Tata zawsze był wspaniałym przewodzikiem, dzięki niemu poznałam na przykład Paryż, który dla niego był drugim ważnym miastem na świecie, skoro w nim wiele lat spędził. Tata wywoził nas metrem w najdalsze zakątki Paryża, aby potem, wędrując paryskimi ulicami, poznać najważniejsze jego zabytki, najważniejsze zakamarki. Taka wędrówka trwała na ogół cały dzień, tak więc dopiero wieczorem, zmęczeni, wracaliśmy do hotelu, by od rana znów pojechać w inna stronę Paryża i znów chodząc, zwiedzać. Może dlatego tak niedawno przeżyłam wielki ból na wiadomość o pożarze Katedry Notre Dame, przypominałam ją sobie z wędrówek z moim Tatą i to dwukrotnie, pierwszy raz w Paryżu byłam z Tatą i Rodzeństwem gdy byłam jeszcze dzieckiem (wtedy nawet, jak pamiętam, lekko upiłam się winem podanym do obiadu u profesora Baclessa , bo nikt podczas rozmów nie zauważył, że dziecko też po wino po cichu sięgnęło ), drugi raz byłam już jako 17- sto latka , z Tatą i jego drugą żoną Felą. Po wczesnym śniadaniu w hotelu, wyruszaliśmy na całodniową wyprawę po Paryżu, ile ja wtedy zwiedziłam ciekawych miejsc. Jeszcze w mej pamięci pozostają ; właśnie katedra notre Dam, Pola Elizejskie, Łuk Triumfalny, wszystkie bardziej znane place i ulice Paryża, Hotel Inwalidów, który jest Muzeum, w którym mieści się grób Napoleona, oczywiście Luwr i wiele innych miejsc.
Pamiętam też piękną wyprawę do Wersalu, gdzie już po zwiedzaniu zasiedliśmy ze znajomym Francuzem w restauracji, gdzie po raz pierwszy podano nam ślimaki. Jak pamiętam, miałam straszne wątpliwości, jak tego małego robaczka z muszli wyjąc i potem go w dodatku rozgryźć i zjeść.
No i te piękne spacery po malowniczym, pełnym bukinistów wzgórzu Montmartre, skąd są piękne widoki na cały Paryż,a gdzie na jego szczycie króluje biała Katedra Cakre – Coeur .
Piękne czasy, to już niestety się nigdy nie wróci, nigdy nie zasiądę w malutkim kawiarnianym ogródko na środku ulicy Paryża ( a pełno tam ich wkoło), nigdy nie wejdę do malutkiej piekarni, w której sprzedają bardzo chrupiącą bagietkę , czy do małego sklepiku z bardzo śmierdzącym, francuskim serem typu brie, czy camembert. Nasze polskie sery tego typu nigdy do tych francuskich się niestety nie umywają. I co ciekawe, im bardziej ten ser jest dojrzały i bardziej miękki i brzydko pachnący, tym jest smaczniejszy. Ach, aż ślinka mi na to wspomnienie mi leci. Jedno co mi się nie podobało, to te liczne stragany na ulicach, na tych rozłożonych licznie straganach, małych, czy dużych, można było kupować wszystkie owoce morza i wspominam z niesmakiem też budki z pieczonymi kasztanami ( nie tylko na placu Pigalle). Ciągle siłą stamtąd musiałam odciągać mego Tatę, by nie nakupował kasztanów, czy jakichś obrzydliwych muli, czy ślimaków.
Miał rację mój Tata mówiąc: patrz i zapamiętaj wszystko, bo już nigdy do Paryża nie powrócisz.
Zresztą teraz na pewno nie miałabym tyle siły, aby zwiedzić całe to piękne miasto jak kiedyś, na własnych nogach, na piechotę.
Ale na szczęście póki co, pozostają mi jeszcze wspomnienia, może troszkę już czasem zatarte, ale wciąż w moich pięknych wspomnieniach żywe.
Rozmarzyłam się troszkę w ten sobotni poranek. Mam nadzieję że każdy z Was pielęgnuje w swojej pamięci też swoje piękne wspomnienia z tamtych dawnych, dobrych lat, co szczególnie ważne jest dla osób starszych, które w ten sposób, gdy dopadnie ich szarzyzna codzienności i pewnego ograniczenia z racji wiek, braku zdrowia, czy też ze względów materialnych, mogą do tamtych szczęśliwych at powrócić i przezywać je raz jeszcze od nowa.
A na dzisiaj życzę Wszystkim miłej i spokojnej soboty jeżeli już nie koniecznie przy pięknej słonecznej pogodzie, ale przynajmniej w miłych okolicznościach budzącej się do życia przyrody.
Zdecydowanie nie, oni nie wycofali się ze swoich, słusznych skądinąd żądań, oni tylko pokazali klasę przed rządem, któremu zależało tylko i wyłącznie na poogromnieniu nauczycieli, a nie walczyli o dobro dzieci, jak to szumnie zapowiadali. Gadali dużo i szumnie, zrobili………..g…….. To właśnie nauczyciele postanowili wyjść naprzód młodym Polakom, nie krępujące im ewentualnej dalszej nauki. Rząd tylko i wyłącznie zaskorupił się w swoim pisim aroganckim marazmie, nie chcąc zrobić ani jednego kroku na przód w tej sprawie. I wydaje mi się, że tym właśnie PIS przegra swoje wybory, bo jedna wiele uczniów jest również wśród pisowskich wyborców , którzy pomału już widzą, jaka buta i arogancja chce nimi nadal rządzić. A kto się jeszcze nie przekonał, na pewni gorzko zapłacze, gdy nie daj Panie Boże Pis pozostanie jednak przy sterach rządów. Bo wtedy pycha tak bardzo ich poniesie, że nie będą już miel żadnych skrupułów wobec nikogo, nawet wobec swojego wyborcy, który już wtedy do niczego im potrzebny nie będzie. Bo jeżeli już teraz z ironią bądź co bądź osoba ważna, bo marszałek Senatu Karczewski powiedział: „czemu nie strajkują w lecie, niech wtedy strajkują”, a rzecznik rządu Mazurek zwraca się do posła z Po słowami, :moja cierpliwość i wyrozumiałość kończy się dla takich blondynek jak pani „, to można sobie wyobrazić, jak bezczelnie, bez żadnych hamulców, będą się po następnych wyborach zwracać do Polków, jeżeli oczywiście ciemna pisia masa da im poparcie. Bo jak nie można nazwać takich ludzi „ciemniakami: skoro nie widzą prawdziwego, bezczelnego oblicza tych, którzy ich wykorzystują, mamiąc marnym groszem, tylko po to, by na nich zagłosowali, a potem ich kopną w cztery litery????? Czy naprawdę jest aż tyle głupich Polaków, którzy im jeszcze wierzą, nie widząc co oni robią?????? Ciekawe, czy gdyby takiemu człowiekowi ktoś powiedział: dostaniesz codziennie szklankę zimnej źródlanej wody i kromkę ciemnego chleba, też na nich by zagłosowali? Nasza cierpliwość i wyrozumiałość pani Mazurek i tobie w pisie podobni już się dawno skończyło, co mam nadzieje zobaczycie podczas następnych wyborów do Parlamentu Europejskiego, do naszego Parlamentu i w przyszłym roku podczas wyboru prezydenta. Każda hucpa kiedyś się kończy. PZPR też przecież było zmuszone wyprowadzić swoje sztandary!!!
NIECH ŻYJĄ DZIELNI NAUCZYCIELE, NIECH ONI I INNI, KTÓRZY CZUJĄ SIĘ POKRZYWDZENI PRZEZ DZISIEJSZĄ WŁADZĘ POKAŻĄ ŚRODKOWY PALEC TYM, KTÓRZY SA TYLKO NAMIASTKĄ WŁADZY.
CZEKAMY NA POLSKĘ Z MĄDRYMI RZĄDAMI !!!!!!
Dzisiaj mamy piątek, może on zapowiadać niektórym nawet bardzo długi weekend. Ale i tak wszystkim życzę, aby był on cieplutki, milutki i prawdziwie wiosenny.
Znów zbliża się następny bardzo długi weekend. Oczywiście nie dla wszystkich, ale jeżeli ktoś był sprytny i wziął sobie trzy dodatkowe dni urlopu, czyli następny poniedziałek, wtorek i piątek, może wyjechać prawie, że na wczasy, bo wtedy akurat w ten sposób będzie miał aż 9 dni wolnego , a także tym bardziej, że pogoda na szczęście dopisuje Co prawda nie wiadomo jeszcze, jak to będzie dalej z tą pogodą, bo jakoś dziwnie jest na przemian, raz słonecznie i ciepło, aby prawie na drugi, czy trzeci dzień znów chłód i może nawet deszcz nas ogarnął. Ale przecież przed nami najpiękniejszy miesiąc roku – maj. Właśnie w maju na moment bramy Raju się otworzyły i całe piękno z nieba spłynęło na ziemię. Ale św Piotr się zorientował, że niebieska brama jest uchylona i szybciutko ja zatrzasnął. Teraz piękno Nieba będzie dostępne tylko dla tych, którzy na nie zasłużą. Tak mi się wydaje, że calutki Pis kopytami do tego Nieba będzie się tam dobijało. Bo oni są przecież bardziej święci, niż sam Papież, tak przynajmniej uważają, więc na pewno BĘDZIE IM SIĘ TO NALEŻAŁO !!! Nie na darmo Krzysztof Szczerski ogłosił, że nowo wydane dowody osobiste będą nosiły znamiona katolickie, będą w nich zawarte modlitwy i prawdy wiary, żeby przypadkiem żaden Polak, który za granicę sobie pojedzie, nie zapomniał, że wywodzi się z katolickiego kraju i żeby przez przypadek nie dał się zniewolić jakiemuś lewakowi, który by mógł owego Polaka z drogi cnoty zawrócić. No proszę, jak to PIS o nasze zbawienie się martwi, ciekawe tylko, czy św Piotr takie paszporty też będzie respektował? Czyli glejt na katolickie podróże otrzymamy, ciekawe, czy inne kraje Europy wezmą z nas przykład i te o zbawianie swoich ziomków się zatroszczą???? Zawsze myślałam że na pobyt w Niebie trzeba sobie zasłużyć dobrymi uczynkami, uczciwym życiem, miłością do bliźnich, okazuje się że wcale nie, wystarczy mieć tylko pisi glejt : „JESTEM PRAWDZIWYM KATOLIKIEM” i HOP, już jesteś w (siódmym) Niebie, nawet wtedy, gdy tu na ziemi kłamałeś kradłeś, oszukiwałeś ludzi. Heca prawda????? Oczywista oczywistość, że taki glejt dostaną tylko ci, którzy będą popierać jedną słuszną partię PIS i będą się jej podporządkowywać we wszystkich ich pomysłach, nawet, gdyby te pomysły komuś by się mogły nie spodobać. No to rozważ teraz dogłębnie człowieku marny, czy chcesz być wielki, chcesz dostać się do Raju, oczywiście po szczęśliwym pobycie na ziemi w kraju mlekiem i miodem płynącym, czyli w Polsce, czy wyrzekniesz się katolickich reguł, ustawionych przez Polski Kościół i Pis (wcale nie koniecznie zgodnych z prawami Bożym) , a wtedy nie tylko piekło jest ci pisane, ale niestety tu, na ziemi będziesz musiał pozostać tułaczem, bo Polska zarezerwowana jest tylko dla tych, którzy Pis uznają i popierają, reszta musi z Polski wyemigrować.
No to teraz wiecie chyba, na jakich rozmyślaniach powinniście te najbliższe świąteczne, wolne od pracy dnie przeznaczyć. Tylko dogłębna kontemplacja może was uratować od tragicznego losu teraz, tu na ziemi, a także później, w wieczności.
No to witaj Uleczko na moim blogu, z Krakowa już pisanego
Wszędzie Ulka jest fajnie, ale we własnym domku jednak najlepiej, najbezpieczniej, tak po prostu swojsko. Pewnie przeczytałaś we wczorajszym moim wpisie, że byłam raczej zadowolona z pobytu we Wiśle, ale..zawsze przecież jakieś „ale” jest. No wiem, akurat te słowa źle zaadresowałam do Ciebie, bo akurat Ty jesteś globtroterem uwielbiasz podróże, zwiedzanie nowych miejsc i dobrze się w terenie czujesz. Ale też pewnie po takich wojażach jakąś ulgę z powodu powrotu w domowe zacisze odczuwasz., przynajmniej na czas, gdy znów nabierzesz wigoru do następnej podróży. Dawniej jakoś bardziej lubiłam podróżować, teraz, przyznam się bez bicia, jakoś tak mnie podróże nie pociągają. Może trochę z lenistwa, może i lekki strach przed drogą mnie trochę przeraża….różnie można to tłumaczyć. Ale jak widzisz, od czasu do czasu jednak się mobilizuję i jadę. Tu miałam akurat szczęście, że i Maciek i Darka mi pomogli, trochę obawiam się, co będzie, gdy dostanę to „regularne” czyli NFZ-owskie skierowanie do sanatorium. I co będzie, gdy okaże się, że to będzie wyjazd na drugi koniec Polski????? Jak sama sobie dam radę w takiej dalekiej podróży??? Ale nie mam co już myślami pełnymi obaw naprzód wybiegać, zobaczmy, co los przyniesie. A może uda mi się, że to będzie na przykład tylko Busko, albo jakaś inna niezbyt odległa sanatoryjna miejscowość? Pożyjemy, zobaczymy, ale jechać jednak będę musiała, bo jak widać, troszkę to sanatorium jednak mi pomaga. Ale fajnie byłoby Uleczku, żeby Tobie udało Ci się w tym samym czasie i w tej samej lokalizacji też dostać sanatorium …… Pomarzyć przecież można, nie? Fajnie by nam razem było, nieprawdaż???? Serdecznie Cię Ueczku pozdrawiam i miłej i słonecznej środy Ci życzę.
A ja osiadam już w krakowskich realiach, chociaż czasami moja głowa buja jeszcze gdzieś po Wiślanych pagórkach. Dobre to było, ale się (niestety) skończyło. Najważniejsze, że teraz mam łazienkę tylko sama dla siebie i nie muszę się martwić że ktoś m ją zajmie, gdy będę z niej potrzebowała pilnie lub mniej pilnie skorzystać. Teraz dopiero doceniam, jakie to jest bardzo ważne!!!!
Jak to mówią? żaba się zarzekała i tak do błota wlazła. No własnie, a ja już wczoraj w internecie szukałam miejsca , gdzie mogłabym w lecie na tydzień, czy na dwa tygodnie wyjechać. Oczywiście myślę o wczasach leczniczych dla seniorów, bo skoro seniorką jestem, należy z tego skorzystać, póki jeszcze na to silę mam. Ale broń Panie Boże nie nad morze. bo to za daleko, chociaż akurat morski klimat zawsze mi służył. Może dlatego, że jak kiedyś już pisałam, według moich obliczeń byłam poczęta własnie w Jastarni, no i potem co roku tam z Mamą i rodzeństwem wakacje spędzałam, tata dojeżdżał tylko na jeden miesiąc, na ogól w sierpniu, bo ktoś przecież na taka liczną rodzinkę zarobić musiał. No więc w któryś sierpniowy dzień 1949 roku tata zjechał do Jastarni, a dziewięć miesięcy później , 22 kwietnia 1950 roku, Ewusia przyszła na świat -) Więc jak mam nie kochać morza?, jak mam nie kochać Jastarni???? Ale teraz samotnie w tak daleką podróż bym się raczej nie wybrała, może więc gdzieś bliżej, myślę wspominanym już Busku, gdzie na pewno dopadną mnie wspomnienia i nie jedną łezkę wyleję. Bo mój ostatni pobyt w Busku, we Włókniarzu, był z moja Kochaną Siostrą Anią i pewnie będzie mi się wszystko przypominało. W sumie ten pobyt dla Niej nie był za dobry, niestety tam się rozchorowała, miała sporą gorączkę, jakaś rana na nodze się jej zrobiła, ale nie chciała wracać, chciała wytrwać do końca, by mnie nie zostawić tam samą. Boże, jaka Ona była Kochana!!!!!! A tak właściwie to własnie tam, w Busku, rozpoczęły się wszystkie jej choroby, które potem w krótkim czasie doprowadziły do Jej śmierci, jedno zapalenie płuc, które właśnie zaczęło się w Busku, niedługo później następne, potem zrobił się Jej ropień na nodze i tak już niestety poszło…….. I chociaż od tamtego mojego i Jej pobytu w Busku minęło 11 lat, wciąż pamiętam, a co dopiero będzie, gdy tam pojadę? Na pewno będę wypatrywała w Parku, czy gdzieś, daleko, nie zamajaczy mi Jej sylwetka….. czy nie spotkam Ją gdzieś siedzącą na ławeczce, albo przy kawiarnianym stoliku, popijającą kawkę. ECH !!!!!!!! Ale na pewno są i inne możliwości, chociażby na przykład Krynica, gdzie niekoniecznie po górkach trzeba chodzić (ale dla chętnych są fajne górskie szlaki), jest na przykład fajny deptak z fontanną i z muszlą koncertową, można tam z dzbankiem pełnym pysznej, zdrowotnej wody mineralnej, przechadzać się tam i z powrotem i odgrywać światowca:-) Zupełnie ta, jak to robi na przykład ceper, który zjechał do Zakopanego i dumnym krokiem po Krupówkach się przechadza, jakby chciał powiedzieć: „patrzcie i podziwiajcie, kto to do Zakopanego zjechał”. Nie, mi wcale nie o to chodzi, by robić wrażenie (to już nie te lata, nie ten wzrok), chcę gdzieś spokojnie odpocząć, z dala od krakowskiego zgiełku. Ale czy mi się to w tym roku uda????? No masz, dopiero co wróciła do Krakowa, a już wyjazdy się jej marzą……
Na razie na pewno odwiedzać będę swój Park Krakowski, bo to i blisko i jest tam całkiem przyjemnie , całkiem już wiosennie( no i bezpłatnie, chyba, że kawkę z wózka, czy lody sobie kupię) Teraz jednak muszę myśleć o bardziej przyziemnych sprawach i zacząć ciułać pieniądze na ewentualny następny wypad z Krakowa, gdzieś, gdzie moje śliczne oczy mnie poniosą. Wczoraj pan (niby) prezydent podpisał zgodę na trzynastą emeryturę dla emerytów i rencistów, więc już 880 zł mam prawie w kieszeni, będę mogła sobie na wyjazd odłożyć albo kupić na przykład nowy materac do mojego łózka. Jeszcze muszę temat przemyśleć.
Życzyłam Uleczce miłej i ciepłej, słonecznej środy i takiego samego dnia życzę Wszystkim Tym, którzy mój dzisiejszy blog przeczytają
Tak jak obiecałam, kolejny wpis już jest z mojego rodzinnego Krakowa. Późno, bo późno, ale najpierw musiałam nieco po powrocie się ogarnąć, zanim do kompa usiadłam. Ostatnie spojrzenie z tarasu sanatorium Jubilat we Wiśle. eleganckie auto z Darią za kierownicą po mnie przyjechało, to trzeba było siadać, nic nie gadać, tylko do domeczku powrócić, dosyć tego świątecznego rozpasania. Droga zleciała mi całkiem przyzwoicie, trzeba przyznać, że Darka jest bardzo dobrym kierowcą, jedzie odważnie, ale ostrożnie, nie nadużywała zanadto prędkość nawet na autostradzie, chociaż 100 -120 na godzinę pędziliśmy. Tylko w tym wygodnym Suzuki nawet bardzo tej prędkości nawet nie czułam, więc mój system obronny przed prędkością nawet się nie włączył. Maciek wie, o co chodzi, a innym tłumaczyć nie będę, bo to sprawa taka nieco wstydliwa, po prostu niezbyt wtedy przyzwoicie się zachowuję, ale to jest silniejsze ode mnie. Ne mogę powiedzieć, z Maćkiem też mi się w tamtą stronę świetnie podróżowało, też nie odczuwałam lęku. Nie, żebym się akurat podlizywała, bo pewnie kiedyś jeszcze z ich grzeczności na pewno korzystać będę, ale taka jest prawda. Ale jednak bezpieczniej lepiej nie krytykować zaprzyjaźnionych kierowców, prawda?
A w Krakowie, ledwo wysiadłam z samochodu i kilka kroków zrobiłam, już mi się tak po krakowsku w głowie zakręciło i od razu poczułam się że jestem u siebie. Co jednak znaczy się przyzwyczajenie do krakowskiego smogu, nieprawdaż? To tak, jak w tym kawale, kobieta podczas spaceru po nadmorskim molo nagle zasłabła i trudno było ją docucić, ale gdy sprawdzili, że pochodzi ona z Krakowa, od razu do rury wydechowej ją podłączyli i po chwili szybciutko otrzeźwiała. Żarty na bok, ale chyba coś w tym, chociaż drobinkę, musi być prawdy.
Podsumowanie mojego pobytu:
Nie było tak źle, żeby gorzej być nie mogło. Jedyny mankament to kłopoty ze spacerami, ale znalazłam sobie „produkt zastępczy”, czyli małe ścieżki wokoło sanatorium, ławeczki na polanie i wspaniały taras, gdzie można się było wystawić do słonka, gdy wietrzyk był nieco bardziej dokuczliwy, bo taras wiatr skutecznie ograniczał. Tapczanik był bardzo wygodny, z mięciutkim materacem, taki sobie własnie muszę kupić do własnego tapczaniku, będzie mi wygodnie tak, jak w Jubilacie. Musiał być chyba wygodny, skoro am znakomicie całe noce przesypiałam i budziłam się rano bez bólu rąk nóg i kręgosłupa. Zresztą pomogły mi w tym też zabiegi, chociaż ich sporo nie było, a jednak trochę mi bóle użyły. Pewnie gdybym tam posiedziała jeszcze dłużej, byłabym taka zdrowa, że na piechotę przyleciałabym do tego Krakowa 🙂
Trochę dokuczała ta wspólna łazienka, zdarzało się, że pani na przykład wchodziła bez pukania, mimo, że paliło się w niej światło i szumiała woda, znak, że ktoś jest wewnątrz, ale pod koniec ciut się polepszyło, nawet miałam „kawałek łazienki” dla siebie, pewnie pani podsłuchała, jak na nią się przez telefon skarzę Ale grzeczna byłam, ładnie się z panią dzisiaj rano pożegnałam, życząc jej miłego pobytu, bo pani jeszcze tydzień w sanatorium pozostanie. Dzisiaj przyjedzie nowy turnus, niech więc teraz przez ten tydzień ktoś inny z nią się męczy 🙂 O jedzeniu nie będę wspominała, bo już pisałam, że było pysznie i było go (za)dużo, dzisiaj już obiadek musiałam przygotować sobie sama. Nie był może taki obfity jak w Jubilacie, ale i tak mi smakował.
W sumie mogę powiedzieć, że nie jestem całkowicie niezadowolona, musiałam tylko do nowych warunków się przystosować, ale następny sanatoryjny pobyt będę na wszelki wypadek planowała gdzieś „w dolinkach”, cobym w kozicę górską bawić się nie musiała 🙂
Wczorajszy urodzinowy dzionek spędziłam bardzo miło, a jakże, było nawet „picie”, co prawda była tylko Cisowianka, ale dobre i to. Nie czułam się samotnie, bo długo rozmawiałam z bardzo miłym starszym małżeństwem i wiele ciekawych, interesujących mnie tematów poruszaliśmy, mam teraz spory temat do przemyślenia i do zrealizowania w najbliższej przyszłości. Oczywiście odbierałam telefony, smsy i życzenia urodzinowe od Rodziny i nie tylko, ale najbardziej wzruszył mnie malutki filmik nagrany przez Dianę i Ksawra, na którym składają mi życzenia, a moja Kochana Zelda posłała mi najwspanialszy pod słońcem uśmiech, od ucha do ucha. Już niedługo będą pierwsze urodziny Zeldy, więc będę mogła odwzajemnić się jej pięknym uśmiechem, słodkim całusem i……. tajemnica….ale prezent już jest zamówiony….. Przez ten ostatni tydzień, gdy nie było mnie w Krakowie, mój Park bardzo się zazielenił, jest cudownie, ale jeszcze na razie fontanna nie działa no i kaczuszek jeszcze wciąż nie ma. Zapowiada się teraz śliczny, gorący czas, pewnie więc na „majówkę” kaczuszki znów zamieszkają w krakowskim Parku. Już nie mogę się doczekać….
Życzę pięknych, słonecznych najbliższych dni i sporo wiosny na dworze i w naszych sercach.
Pierwsze to „ogólnodostępne”, czyli drugi dzień ŚWIĄT WIELKANOCNYCH” A skoro drugi dzień Świąt, to Lany Poniedziałek, czyli polski Śmigus Dyngus. Raczej
nie grozi mi to, że zostanę oblana, bo tu samo „nobliwe” towarzystwo,
chyba będę musiała sama sobie dyngusa urządzić na basenie, włączając ten
bicz wodny, który chlapie niemiłosiernie, aż cały człowiek jest mokry,
nawet oczy są zachlapane, nie mówiąc, że i cała głowa jest
mokrzusieńka. Chociaż nie jestem pewna, czy powinnam dzisiaj iść na
basen, jestem nieco przeziębiona i drapie mnie w gardle po tych
basenowych uciechach. Ale może jednak sobie zrobię taki urodzinowy, mokry prezent, taką uroczystą ablucję na dobre rozpoczęcie mojego nowego rocznika? Bo
gdzie w Krakowie znajdę taki basen z łagodnym, schodkowym zejściem?
Chyba tylko w Parku wodnym. Bo drabinki stanowczo odpadają!!!!!!!! A
swoją drogą, dlaczego na ogólnie dostępnych basenach nie ma takich
właśnie zejść dla osób niepełnosprawnych? Tyle się mówi o ułatwieniach
dla inwalidów, a baseny niestety nie są dobrze w tym kierunku
zabezpieczone. A osoba niepełnosprawna też jest człowiekiem, chętnie też
by się od czasu do czasu popluskała, a tu ZONK, przeszkoda nie do
pokonania. Oj przydałaby się tu w Krakowie taka energiczna osoba, jak
Marta z Jastarni, ona od razu by załatwiła schodki dla
niepełnosprawnych na basenach
Ale dla mnie jest to jeszcze dodatkowa świąteczna okazja, bowiem…… Tak, jak zwykle dzisiaj obchodziłby rodziny Włodzimierz Lenin, za to obchodzi swoje urodziny Donald Tusk i…… oczywiście ja. Może to nie są to jakieś wyjątkowe urodziny, bo nie okrągłe, te będą za rok, ale za to są to urodziny „przejściowe” pomiędzy sześćdziesiątką, a siedemdziesiątką. Boże, naprawdę?????? to wręcz niemożliwe!!!!!! A jednak!!!!! Słyszę Wasze wiwaty i życzenia dla mnie – 100 lat, chociaż czy ja wiem, czy warto tej setki doczekać? A czego ja sobie życzę na te urodziny? Żebym była szczęśliwa, pozbyła się tych moich czasami niedorzecznych lęków, bo one czasami mi komplikują moje życie,żebym troszeczkę nabrała więcej kondycji i siły (ostatnio coś z tym jest słabiutko) i przede wszystkim, abym znów pozbyła się tych nieszczęsnych kilogramów, które niestety, mimo operacji znów mi niepokojąco narosły. Już nawet podjęłam w tym kierunku pewne plany, ale o tym na razie cicho sza.
Dzisiaj ostatni już dzień mojego pobytu we Wiśle, więc muszę go dobrze wykorzystać, jak tylko oczywiście pogoda dopisze. Wczoraj odnalazłam fajne miejsce na polance, nie muszę wcale daleko chodzić, są tam ławeczki, można posiedzieć, troszkę się poopalać, nawet na Facebooka zaglądnąć i całkiem fajne zdjęcia porobić. Co prawda nie mam już wiele miejsca na moim telefonie, musiałam kilka starych zdjęć usunąć, ale po przyjeździe do Krakowa Daria obiecała, ze przeleje mi zdjęcia na komputer, czym zwolnię miejsca w telefonie i znów będę mogła trochę poszaleć z tym moim aparacie w telefonie. Pokemony tu raczej bardzo rzadko przychodzą, zresztą ta mania pokemonowania już troszkę mi minęła, gram tylko okazjonalnie, od czasu do czasu, gdy sobie przypomnę, że te nieznośne istotki sobie bujają w obłokach.
Wszystko kiedyś się kończy, może i dobrze, bo zabiegów za wiele znów nie miałam, przynajmniej na tyle, że całkowicie mnie nie wyleczyły, klimat, jak pisałam niezbyt mi służył (stanowczo wolę morze), w dodatku na pewno jeszcze przybrałam masy, bo karmili mnie naprawdę fantastycznie, smacznie i niestety obficie. Sam kotlet na wczorajszym obiedzie bez przesady zajął mi ponad pół talerza, nie było miejsca na sałatkę z buraczków i tartej marchewki z pomarańczą (tak tak, takie pyszności dawali), do tego był rosół z makaronem i z mięsnymi pulpecikami, a na deser spory kawał orzechowego mazurka. Naprawdę lubię dobrze zjeść, ale te podawane porcje są nie do przejedzenia dla normalnego człowieka, a co dopiero dla zoperowanego żołądka? Tak jeszcze dla przykładu dodam, że wczoraj na kolację podali żurek z jajkiem, pieczoną kiełbasę, a na talerzu był pomidor plastry szynki, pieczeni, kawałek sera Brie i jeszcze do tego rollmops ze śledzia po grecku (z jarzynkami), no kto by dał temu rady????? Aż boję się dzisiejszego dnia, bo mój żołądek już całkiem zastrajkował, a w menu obiadowym jest typowy śląski obiad: zraz, kluski śląskie i modra kapusta. Chyba już tyko oczami będę jadła………. Jak to dobrze, że nie rozpoczynałam diety przed moim pobytem we Wiśle, wszystko w niwecz by poszło 🙂
Dzisiejszy dzień sobie jakoś przeświętuję, a jutro rano, koło 9, przyjedzie po mnie Darka, tak wiec jutrzejszy wpis do blogu będzie trochę później zamieszczony, ale już pisany z Krakowa. A właśnie sobie uprzytomniłam, że przecież niewiele czasu pozostało już do pisania tego blogu na tej stronie blox.pl. Za równy tydzień, czyli 29 kwietnia zamieszczę tu ostatni mój wpis, a potem będę dostępna tylko na stronie : jasna0ster.home.blog
Wciąż nie mogę pogodzić się z tym, że moja 15- sto letnia przygodna na stronie blox.pl przechodzi do lamusa 😦 😦 😦
Dzisiejszy
poranek jest nieco zachmurzony, przynajmniej tu gdzie jestem, we Wiśle,
ale może bliżej południa rozjaśni się i słonko mi zaświeci? Wszak dzisiaj są moje urodziny, powinno być promiennie !
Życzę
Wszystkim udanego Lanego Poniedziałku, czyli bardzo mokrego Śmigusa –
Dyngusa i wiele, wiele radości z tym wiosennym, świątecznym dniem
związanych.