nadchodzi zmiana

Dzisiaj w nocy nie tylko zmieni się data w kalendarzu  31 grudnia na 1szego stycznia, ale i stary 2015 rok przemieni się w Nowy 20016 już rok.
I ma być dobrze. W każdym wymiarze i tym politycznym i tym naszym codziennym. Każda zmiana przynosi ryzyko, ale jedno jest pewne, że zawsze o północy w Sylwestra, gdy trzymamy w naszych rękach kielichy z szampanem jesteśmy pełni nadziei, że następny rok będzie jeszcze lepszy.
Mamy mnóstwo postanowień, twardych postanowień, co zamierzamy w tym nowym roku zmienić. Nie zawsze jest to łatwe, przyznaję, mnie ten przeszły już rok wiele rzeczy nauczył, nabrałam wiele dystansu do różnych spraw, szczególnie do samej siebie.
Ale też pragnę, żeby następny nie tylko nie był gorszy, ale żeby odmienił mi się na jeszcze lepszy.
Czy jeszcze coś mogę zmienić? Na pewno, tylko muszę jeszcze dobrze wszystko  bardzo dokładnie rozważyć.
Dzisiejszy dzień trochę mi komplikuje ten mój wydawałoby się radosny nastrój, mój brzuch postanowił w Sylwestra, a właściwie nawet i kilka dni  wcześniej przypomnieć jeszcze o sobie, dlatego muszę zmienić moje sylwestrowe plany, Miałam zaproszenie do Modlnicy, ale nie mogę przecież w tak uroczystym jak dzisiejszy wieczór kwaśną miną psuć wszystkim humory. Dlatego pozostanę w domowym zaciszu i pewnie nawet nie dotrwam do godziny 12 w nocy, przynajmniej się dobrze wyśpię.
Tak więc jak widać stary rok uczy mnie jeszcze na koniec pokory, mam nadzieję, że już od jutra będzie lepiej.

Kochani moi! Myślę, że i dla Was ten przemijający już czas nie był najgorszy, może nie wszystko się udało tak, jak tego planowaliśmy, ale…… nadchodzi nowa nadzieja, nowe myśli, nowe idee, obyśmy wszyscy należycie ten czas wykorzystali

DOSIEGO ROKU

zwyczajny dzień

 

 

Wtorek, zupełnie zwyczajny dzień. Rano trzeba wstać do pracy, a po powrocie…
No właśnie, co ciekawego można sobie po powrocie zaplanować?
Chyba nic szczególnego nie będę miała do rooty, trochę sobie poczytam niusy w internecie (oj znów się sporo w polityce dzieje), trochę poukładam pasjanse i nagle znów się ciemno za oknem zrobi. Trzeba będzie jeszcze trochę poczekać na ten Nowy Rok, gdy na barani skok dnia zacznie nam przybywać.
Jak na razie przed nami wizja chłodnych, zimowych dni, co niektórych cieszy, a niektórych doprowadza do szewskiej pasji.
Nie cierpię mokrych i śliskich chodników, inni nie cierpią lodowej pokrywy na drogach, zanim do pracy, a potem z pracy dojadą.
Ale takie niestety są „uroki” zimy.
Wczorajszy dzień przebiegł o tak nieco z żołądkowymi turbulencjami, cóż trzeba była święta odchorować , aby dzisiaj już czuć się o wiele lepiej, nawet moje ząbki jakby mniej bolały….
Chyba jednak bez obawy będę mogła stanąć dzisiaj na wadze, nie powinnam mieć jakichś niemiłych niespodzianek?
Cieszę się za to już na jutrzejszy dzień, albowiem wiem, że Ulka jutro na pewno już zawita do mojego blogu, jako, że kończy się już Jej turnus ozdrowieńczy i jutro powraca do Poznania.
Muszę wynaleźć dla niej najpiękniejszą z najpiękniejszych róż na powitanie.
Za to pojutrze mamy już ostatni dzień roku, aż wierzyć się nie chce, że tak szybko ten nam już przeminął.
Ciekawe, co nam on przyniesie w polityce, czy będą jakieś korzystne zwroty, bo coraz niemilej nam się w Polsce robi.
A co mi osobiście ten nowy rok przyniesie? rozczarowania, czy radości. Oby nie był gorszy niż ten przemijający.
A ja ciągle jeszcze w świątecznym nastroju przebywająca jestem, wszak jeszcze po świętować sobie aż do 6 stycznia, czyli do Trzech Króli można, stąd jeszcze u mnie banieczki na zdjęciach, a co tam, zawsze to przyjemniej, gdy jest odświętnie i w pokoju i na blogu..
Miłego dnia życzę

Do domu!

 

Koniec świątecznej laby. Dzisiaj z Magdą jadę do pracy, a stamtąd już do swojego domku.
Jak zwykle było mi tu w Modlnicy wspaniale, nawet muszę przyznać, że całkiem dobrze się wysypiałam.
Ale co własny domek, to własny. Nigdzie nie ma lepiej niż u siebie.

Wczorajsza niedziela przeszła pod znakiem gości. Najpierw przyjechali na chwilę Rodzice Jacka, którzy byli przejazdem z Zakopanego do swojego domu
Posiedzieliśmy chwilkę, porozmawiali, było bardzo przyjemnie.
Popołudniu Magda Jack Kamilka i Jasiek poszli do kina na Gwiezdne wojny, ja pozostałam w domu, gdyż takich filmów raczej nie lubię.
Wrócili do domu z gośćmi: z Basią, Matyldą i z Leonem i znów było przyjemnie i wesoło.
No ale nazajutrz trzeba było iść do pracy, i wszyscy w miarę szybko się rozeszliśmy i nawet ja całkiem o przyzwoitej porze zasnęłam.
Za to obudziłam się jeszcze przed budzikiem, trzeba było zebrać swoje rzeczy, zapakować, by wszystko na czas było gotowe.
Jakieś poświąteczne refleksje? No cóż, wszystko kiedyś się kończy, mogę czekać na następne święta, może wtedy już w ogrodzie zacznie robić się zielono, bo przyznać trzeba, że ogród o tej porze roku wygląda bardzo smutno. Ale nie narzekam, było na tyle ciepło, że mogłam wychodzić sobie od czasu do czasu na papieroska na tarasik, chociaż czasami spory wiatr zakłócał spokój mojego nałogu.
No i jeszcze te dokuczające  ciągle bóle dziąseł, człowiek traci wtedy humor i nie chce mu się nawet ani jeść, ani uśmiechać, ani radować.
Czy i kiedy wreszcie przestanę ząbkować? Jutro muszę zamówić sobie wizytę  u pani doktor stomatolog, bo te bóle stają się nieznośne.
Przez święta raczej nie przytyłam, bo mój brzusio dzielnie stał na straży, bym za bardzo sobie nie dogadzała i cały czas mnie przestrzegał, Ewa, więcej nie wolno ci jeść. Nawet dzisiejszy cukier wykazał się normą, mimo, że zjadłam przez święta kawałek sernika i oczywiście musiałam spróbować swojego pysznego kokosowego tortu. Okazuje się, że nawet przy cukrzycy można wszystkiego spróbować, ale trzeba mieć się na baczności, nie można zanadto sobie pofolgować.
Za to wiem już na pewno, że mój żołądek nie toleruje gruszek, nawet takich ugotowanych z kompotu, okropnie się wtedy buntuje. Szkoda, bo gruszki zawsze należały do moich ulubionych owoców.
No to by było tyle na wpis dzisiejszy. Pora wyruszać w drogę.
Życzę przyjemnego poniedziałku. Na pocieszenie powiem tylko, że i ten weekend mamy nieco dłuższy. Już się cieszę.

no i po świętach

 

 

Teoretycznie, bo dzisiaj niedziela, wiec właściwie też świąteczny czas mamy. Choinka jak stała, tak stoi i świeci, co prawda już wszystkie prezenty spod niej wybrane, ale jeszcze ciągle swój urok trzyma, przynajmniej do Nowego Roku, bo potem zacznie już gubić swoje igły i będzie coraz bardziej oklapnięta.
Jeszcze wciąż tkwimy w tym świątecznym dobrobycie, w rodzinnym kręgu, pośród swoich, mając dla nich i dla siebie czas na miłe rozmowy.
Jutro już powraca na 3 dni czas normalności, chociaż i on będzie jeszcze trwał w świątecznym nastroju, w oczekiwaniu na Sylwestra i Nowy Rok.
Ciekawe co nam on przyniesie, radości, czy rozczarowania, zdrowie, czy choroby, a jeszcze do tego ta polityczna niepewność, która może bardzo nam rzeczywistość zamieszać.
Ale nie wolno nam już z góry zakładać, że wszystko będzie źle, zawsze tak rok wygląda, że są i dobre i złe strony życia, te złe trzeba jakoś przejść, z tych dobrych się cieszyć.
Gdybym miała tak popatrzeć w tył, to ten rok był dla mnie bardzo udany pod wieloma względami. Osiągnęłam nawet więcej, niż zamierzałam i to cieszy, bo każdy sukces jednak cieszy. A że gdzieś po drodze były większe lub mniejsze potknięcia? Właśnie na takich złych krokach człowiek się uczy, właściwie przez całe swoje życie, by na jego końcu stwierdzić, że jeszcze wiele rzeczy nie umie, nie rozumie.
Bo jest takie powiedzenie, że człowiek rodzi się głupi i głupi umiera, co do końca nie jest prawdą, ale to tylko zależy właśnie od nas, od tego, ile rzeczy potrafimy za asymilować i jeszcze potem wprowadzić je w życie. Nie każdy to może, nie tyle nie potrafi, co może nie czuje potrzeby wysiłku, bo zawsze taka asymilacja potrzebuje wysiłku. Jest to pewnego rodzaju wygodnictwo, brzmiące „dobrze jest jak jest, po co to zmieniać”
Ale taka jest już natura człowieka, rzadko kto chce się zmieniać, nawet, gdyby to mu w ogólnym rozrachunku miałoby wyjść na lepsze.
To taka moja poświąteczna refleksja, miałam pewnie więcej czasu na to, by cokolwiek przemyśleć.
Dzisiejszy dzień jeszcze spędzę rodzinnie w Modlnicy, pewnie dopiero jutro razem z Magdą pojadę do Krakowa, najpierw do pracy, a potem już w domu, po przesyłam sobie zdjęcia, które zrobiłam podczas Świąt  na mój duży komputer, będę miała okazję raz jeszcze wszystko przeżyć na nowo.
„Przeżyj to sam, przeżyj to sam, nie zamieniaj serca w twardy głaz, póki jeszcze serce masz”
Więc stosownie od słów tej piosenki mała rekonstrukcja zdarzeń i przemyśleń przy tej okazji bardzo mi się przyda.
Życzę miłej niedzieli.

Radości i smmutki

 Tak jak to już w życiu bywa, życie to przeplatanka tych chwil miłych i chwil smutnych.
Wczoraj byłam na świątecznym obiedzie i Maćków. Było bardzo odświętnie i bardzo smacznie, nareszcie spróbowałam zupy rybnej na słodko, którą u nas w domu robiła moja siostra, a teraz specjalnie dla Macka  (inni domownicy jakoś za nią nie przepadają) gotuje w Wigilię Ela.
Były też i inne pyszności: i schab ze śliwką i piersi z kaczki, oczywiście wypieki Darki i Wiki, ale na wiele rzeczy mogłam tylko sobie popatrzę.
Obiad przeszedł w bardzo przyjemnej atmosferze, tym bardziej, że była też mam Eli, którą bardzo lubię.
Niestety potem przyszły te smutne chwile. Zorientowaliśmy się, że nie ma w domu Putka, ich psa – miniatury sznaucera.
Niestety okazało się, że Putek wynalazł sobie dziurę w płocie, przez którą przelazł na drogę i Ela z dziewczynami znalazły go śmiertelnie potrąconego przez jakiś samochód. Oczywiście wszyscy domownicy bardzo płakali, gdy okazało się, że Putek nie żyje, a i mnie było bardzo, bardzo smutno, bo zawsze kojarzył mi się z domem mojej siostry.  Putek był właściwie psem mojej siostry i szwagra, a po ich śmierci znalazł sobie drugie mieszkanie właśnie w domu Maćków. Przypomniałam sobie, jak na życzenie mojej siostry wraz Magdą 15 lat temu pojechałyśmy na giełdę i tam kupiliśmy małego Putka.
Szkoda go, bo to był bardzo poczciwy i serdeczny pies, został pochowany w ogrodzie za domem Maćków.
Na szczęście do ich domu przyszli jeszcze następni goście, więc gospodarze musieli zachować twarz i podjąć ich honorowo, jakby nic nie stało.
Ale jednak smutek w ich oczach widać było, szczególnie w oczach Darki i
Moja Rodzinka tzn Magda, Jacek i Jasiu nie powrócili jeszcze z Zakopanego, mają być w domu  podobno dzisiaj późnym wieczorem, więc jeżeli nie będą zbyt zmęczeni, może uda nam się skosztować tego pysznego kokosowego tortu, który upiekłyśmy z Oliwią dwa dni temu.
Na razie jestem jakby sama, bo dziewczyny, jak to dziewczyny, własnymi ścieżkami chodzą, Olka rano pojechała na koncert kolęd, Kamila gdzieś tam sobie biega po polach i lasach, bo bieganie jest jej formą najlepszego odpoczynku.
Ale nie mam co narzekać, ja właściwie i tak zawsze siedzę sama, więc czy to święto, czy dzień powszedni, co to za różnica?
A więc sobie póki co tak samotnie świętuję i jest mi całkiem dobrze.
Życzę wszystkim miłego dnia odpoczynku, jeszcze przed nami na szczęście sobota i niedziela, potem chwilka pracy i znów świętowanie.

Wesołych Świąt Kochani

 

Wesołych Świąt!!
Jestem oczywiście w Modlnicy u Magdy i Jacka. Przyjechałam tam wczoraj w południe, a ponieważ Magda nieco się pochorowała, musiałam dokończyć sałatkę, tudzież zrobiłam pyszne sosy: chrzanowy z jajkiem, sos cumberlandzki i sos tatarski.
No a potem trzeba było zacząć się stroić na Wigilię, którą spędziliśmy u Agi (siostry Jacka) i Jarka, jej męża.
Było bardzo przyjemnie i gwarno, chociaż  mała Zosia niestety była troszeczkę chora, miała gorączkę, ale na całe szczęście po zażyciu kolejnego już lekarstwa jakoś nabrała energii do psocenia.
Aga przygotowała naprawdę bardzo pyszne potrawy, jednak musiałam bardzo się ograniczać, aby za nadto nie denerwować mojego brzuszka.
I tak nieco potem fikał!!!
Posiedzieliśmy troszkę, pokolędowali i rozpakowali prezenty.
Ale już po godzinie byłyśmy z powrotem w Modlnicy i zabrałyśmy się z Olą za robienie mojego imieninowego tortu.
Wypadł wspaniale, a jak będzie smakował, zobaczymy dopiero po „rozpakowaniu”
nie adzwonił.
Ale nic to

A dzisiaj jestem zaproszona do Eli i Maćka na świąteczny obiad.
Jak to dobrze, że mam część  Rodzinki, która o mnie pamięta nie tylko w Święta, ale także i w każdy inny dzień też.
Przykro tylko, że daremnie czekałam na imieninowo- świąteczne życzenia od jednej bliskiej mi w Rodzinie osoby, tradycyjnie
nie zadzwonił. Ale nic to, pozostały mi tylko wspomnienia po tych Świętach, podczas kiedy wszyscy byliśmy razem.
Ale widać taka jest teraz rodzinna tradycja, każda część rodziny spędza je osobno. Tamte dobre czasy już się nie wrócą.
Przepraszam, musiałam na koniec jedną gorzką uwagę dołączyć, ale właśnie podczas Świąt Bożego Narodzenia robię się bardziej nostalgiczna.
Jeszcze raz wszystkiego dobrego, weselmy się, radujmy się, narodził nam się Król życia i miłości

Dzieląc się opłatkiem

 

I znów nadszedł ten czas magiczny
na który czeka dorosły i dziecię
gdy rok za nami w dni liczny
błyśnie wieczorem najpiękniejszym na świecie
Gdy  niebo nam daje nadzieję,
a pierwsza już gwiazdka zaświeci,
Gdy z dala kolędą zawieje,
wśród nocnej, śnieżnej zamieci.
Być może wędrowiec zastuka
do drzwi naszych, włóczęgą znużony,
bo ciepłej strawy dziś szuka,
samotny, bez dzieci, bez żony.
Zaprośmy go więc radośnie do stołu
i serca otwórzmy z dostatkiem
by z nim i z Rodziną pospołu
podzielić się białym opłatkiem.
Bo właśnie wśród nocy cichej
Anielski głos się rozchodzi,
sam Bóg w stajence lichej
dzisiaj nam się narodzi.
I całe narody świata
swą rączką dziś błogosławi
i przez to wszystkie złe moce
na zawsze miłością swą zdławi.

Ewa Wyrobek 24.12.2015

Z czy bez – oto jest pytanie

 

 

 

 

Oczywiście jest to pytanie o to,  czy dzisiejsza  środa będzie z Ulką, czy bez Ulki? Nie wiem, w zeszłą środę udało Jej się tu do mnie zaglądnąć, a czy i tym razem da rady tak szybko wykonać swoje sanatoryjne ćwiczenia na czas, by odebrać swoją różyczkę – serduszko?
Bardzo bym się ucieszyła ponową niespodzianką, jak w ubiegłym tygodniu, ale…. Zobaczymy.
W każdym bądź razie, nawet gdyby Jej tu dzisiaj nie było, nie będę się gniewała, jest wytłumaczona, przecież życie sanatoryjne zupełnie innymi torami się toczy, niż to nasze szare, a może i ostatnio nawet nie takie bardzo szare, bo urozmaicone iskrzącymi się choinkami i innymi ozdobami, nie wspominając oczywiście o przedświątecznej krzątanina, wszak Wigilia już jutro, uwierzycie? już jutro!!
Uleczku, chociaż będziesz daleko od swojej rodziny (o mnie nie wspominając) życzę Ci, aby te szczególne dni były dla Ciebie i miłe i wesołe i bardzo towarzyskie. Jesteś niezwykłą osobą, na pewno przyciągniesz do siebie w tych dniach mnóstwo miłych osób i nie będziesz się czuć taka osamotniona.
A i do 30 grudnia już coraz bliżej…….
A żeby Cię trochę rozśmieszyć, podsyłam Ci fajny rebus do rozwiązania:

         

 

Na pewno wiesz, co ten rebus oznacza? to są po prostu OZDÓBKI NA CHOINKĘ – ha ha ha.
Wiem, że masz poczucie humoru i właśnie z uśmiechem przyjmiesz ode mnie ten rebusowy prezencik 🙂

Właściwie to nie tylko Ulka mnie opuściła, ale również wczoraj i V.I.P. pojechał daleko, daleko, bo aż do Gdańska, gdzie będzie spędzał i święta i Nowy Rok wraz ze swoją siostrą, jej mężem i pewnie synem.
I bardzo dobrze, przynajmniej odpocznie trochę od tego krakowskiego smogu, a spacery nad morzem o tej porze roku będą dla niego wprost zbawienne.
Dobrego odpoczynku Ci życzę Kaziu, oddychaj pełną piersią za siebie i za mnie, a gdy będziesz już wracał do Krakowa, nie zapomnij nałapać do butelki dla mnie trochę tego ożywczego, morskiego powietrza 🙂

HALLO WIKTORIA!!!!!

Dzisiaj są Twoje Imieniny. Cóż Ci mogę w tym dniu życzyć, sporo radości, dobrych przyjaciół i samych kolorowych dni.
I jeszcze to, byś dobrze i mądrze zaplanowała swoją przyszłość!!!

 

 

Wczoraj oczywiście byłam na wizycie u pani doktor stomatolog, też bardzo przyjemnej, jak i  była moja poprzednia pani doktor. Umówiłyśmy się, że gdyby coś się mi jeszcze działo niedobrego, mam zatelefonować, a ona przyjdzie i mi jeszcze zrobi poprawki.
Ale chyba nie będę jej zawracać głowy już przed świętami, też musi pewnie trochę pokrzątać się w domu i w końcu trochę odpocząć.
Po tej wizycie pojechałam sobie do pracy, gdzie w między czasie na komputerze zrobiłam sobie listę rzeczy, które mam ze sobą zabrać do Modlnicy.
Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam???
Oczywiście włączyłam opcję drukuj i zanim doleciałam z gabinetu do rejestracji, gdzie jest drukarka, dwie wścibskie”baby”, czyli Jadzia i Terenia na głos zaczęły wyczytywać całą moją listę. Co najlepsze, w poczekalni siedział pacjent, młody chłopak i pewnie też się zdziwił, że ktoś napisał o ciasnych majtkach, czy rajtkach, a te prócz sukienki były na czele mojej listy, jako że  podzieliłam  rzeczy na ubranie potrzebne na Wigilię, potem do ubrania na inne dni, akcesoria do mycia i kosmetyki, lekarstwa, tudzież wymieniałam wszelakie potrzebne inne drobiazgi, jak laptop, czy ładowarki, no i wiktuały do spożywania.
Ale o tym nie zdążyły już przeczytać, bo ku ich oburzeniu wyrwałam im zapisaną listę ręki z warknięciem to moje.
Jadzia co prawda tłumaczyła się, że to przyszło faksem i nie wie co to jest, ale przecież musiała słyszeć, że to drukarka chwilę wcześniej pracowała, zresztą przy faksie wcześniej jest włączany sygnał telefoniczny, informujący, że idzie faks.
Biedny pacjent, co on też musiał wysłuchać, a co i sobie pomyślał? Pewnie miał dobry ubaw, gdy po powrocie do domu o tych majtkach opowiadał swojej rodzinie, ha, ha ha.
Byłam na nie zła, bo po co wpychają swój nos, tam gdzie nie trzeba, ale zaraz przypomniałam sobie dość podobną sytuację, gdy wiele lat temu miałam iść na jakąś większą imprezę, o której rozmawiałam przez telefon z Kazikiem, a on tak dla hecy spytał mnie „a czy kupiłaś sobie już nowe majtki”?? Pech chciał, że jakoś przez przypadek włączyła się w rozmowę moja kuzynka Marysia, wtedy nie było jeszcze komórek, a czasami w miejskich telefonach były tzw „przebicia”. Oczywiście Marysia od razu rozpoznała mój głos i kilka dni później spytała mnie tylko, czemu ja przez telefon rozmawiam o majtkach. No na szczęście obie obróciłyśmy to w żart i w sumie to pozostało jakby nie było w rodzinie, ale wczorajsza przygoda jednak miała trochę inny wymiar, trochę inny posmak, szczególnie, że to się działo jakby nie było w Przychodni.
Nie widzę tu żadnej mojej winy, bo nawet gdyby chciały to przeczytać, mogły zrobić to dyskretnie, a nie wzbudzać sensację.
Ale tak już ze wścibskimi „babami” bywa………
Ale jedyny pożytek z tej całej hecy jest taki, że mając gotową listę już na pewno zapakuję wszystkie potrzebne mi rzeczy.

Dzisiaj jest dla mnie magiczny dzień, albowiem to co sobie pomyślę w Wigilię moich Imienin, czyli właśnie 23 grudnia, na ogół się sprawdza.
Nie bardzo rozumiem dlaczego tak jest, ale już wielokrotnie to „przerabiałam”, z tym, że to moje życzenie nie może być zaplanowane, tylko powiedziane ot tak, prosto z serca, To znaczy nie mogę powiedzieć np „chciałabym wygrać w Lotka”, bo to by było marzenie planowane, ale gdyby mi się   niechcący  jakieś marzenie „wyrwało”, to kto wie, kto wie….

No to mamy już prawie, że święta. Pszenica  już ugotowana, czeka na wystygnięcie i na dodatek  do niej pyszności rozmaitych i powstanie wspaniała kutia.
Ciekawa jestem, czy i z Waszych mieszkań płyną takie smakowite zapachy, jak od mojej sąsiadki, Małgosi.
Wczoraj wypiekała makowce, przekładańce, a zapach wspaniałego ciasta rozchodził się po całej klatce schodowej, aż ślinka ciekła.
Pewnie zrobiła też i inne  pyszności – słodkości ( i nie tylko), bo to jeszcze tej starej daty prawdziwa gospodyni, z rodzinnymi tradycjami wspaniałych  świątecznych wypieków i świątecznych potraw. Dzisiaj coraz mniej już takich tradycyjnych gospoś spotkać można.

Życzę wszystkim bardzo udanego przedświątecznego dnia.

Plan wykonany

 

Wszystko  co wczoraj  zaplanowałam, udało mi się wczoraj przed pracą wczoraj  pozałatwiać.
Byłam na Kleparzu, gdzie kupiłam 30 dg pszenicy – kutii, teraz tylko ją trzeba namoczyć na noc, potem ugotować (oj, aby tylko się nie przypaliła).
Kupiłam też kilka fig, które pójdą do kutii, a także mój ulubiony serek – bundz, Ale pychotka, mówię Wam.
Potem poszłam do Rossmanna, gdzie kupiłam kilka kosmetyków, coby na Święta pięknie wyglądać, a na końcu do apteki, by zadbać o swoje brzusio (Gealcid), swoje mięśnie (magnez) i maść na dziąsła (ciągle jeszcze „ząbkuję”). Po drodze odwiedziłam jeszcze sklep monopolowy (tak, tak, dobrze czytacie, monopolowy), gdzie kupiłam mały spirytus, potrzebny mi będzie do masy tortowej.
Można  śmiało powiedzieć, że już wszystkie zakupy świąteczne mam za sobą, (wcześniej już inne rarytasy pokupiłam), potrzebne mi będą tylko….papierosy, ale na ten zakup mam jeszcze trochę czasu.
Tak więc spokojnie oczekuję czwartku, pojadę do Magdy rano, żeby jeszcze przed wyjściem na Wigilię do Agi (bratowej Magdy) zdążyć upiec mój wspaniały torcik kokosowy.
Resztę świąt spędzę u Magdy, no chyba, że jeszcze dostanę jakieś inne zaproszenie?
W środę zacznę się pakować, żeby niczego nie pozapominać, muszę wziąć tę moją nową  sukienkę, 2 swetry(a może jeden, nie wiem) i jeszcze dwie tuniki (jadę w sumie na 4 dni), biżuterię do przyozdabiania, no o moich pachnidłach. Nie mogę zapomnieć o akcesoriach do spania, o kosmetykach, o kąpielowych drobiazgach, ale także o aparacie fotograficznym(już się ładują akumulatorki), ładowarce do telefonu i do aparatu fotograficznego  i  oczywiście o moim laptopie z oporządzeniami.
Czy już o wszystkim wspomniałam? Muszę sobie napisać listę, a potem będę pakować i wykreślać z listy to, co już mam w walizce.
Już tym żyję. Oczywiście nie mogę zapomnieć o kutii, o mięsie z lodówki i o składnikach tortu (w tym o spirytusie), a także o zakwasie buraczanym, który postawiłam już w zeszłym tygodniu, teraz wspaniale się kisi.
Ale na razie mam inne, bardziej przyziemne plany. Dzisiaj przed pracą postaram się jeszcze dostać do pani doktor stomatolog (tej zastępczej, bo „moja” ma  jak wiecie urlop), bo jeszcze z tymi moimi ząbkami nie jest  wszystko w porządku, nie bardzo mogę jeść, szczególnie lewą stroną szczęki, bo nasila się ból po tej stronie. Zresztą poprzedniej nocy obudził mnie ból wszystkich, dokładnie wszystkich zębów i górnych i dolnych po obu stronach twarzy, musiałam wstać, przepłukać usta i posmarować sobie dziąsła, zupełnie jak u ząbkujących dzieciaczków. Ta noc była spokojniejsza, ale i tak  rano z bólem lewej strony szczęki się przebudziłam.
Przecież nie mogę pozostać w takim stanie na święta, prawda????
Potem muszę iść do pracy i po powrocie może zabiorę się wreszcie za tę kutię.

Wczoraj dostałam od Magdy Italiana przepiękną kartkę świąteczną, szczególne jest w niej to, że wiem, że Magda zrobiła ją swoimi zdolnymi rączkami.
Ma dziewczyna smykałkę, przecież dla mnie wcześniej już zrobiła wianuszek świąteczny i malutką choineczkę, które to ozdoby teraz upiększają mój świąteczny pokój.
Dziękuję Ci Magda, zazdroszczę tych Twoich pięknych dzieł, albowiem niestety pod względem manualnym jestem zupełnym antytalenciem.

No to do Wigilii pozostało jeszcze tylko trzy dni, ale skoro ten rok tak szybko minął, te trzy dni oczekiwania będą jak okiem mrugnąć.
No a potem Sylwester i…znów o rok człowiek starszy. Ale czekam na kwiecień, by to moje magiczne 65 przemieniło się skończeniem  66 roku życia, co oznaczać będzie, że przełamałam złą rodzinną tradycję wcześniejszego umierania. No proszę, zamiast umierać, ja postanowiłam właśnie się w tym czasie odmładzać i  zdrowieć, chwała mi za to. Byle tak dalej.

Życzę miłego wtorku, z głową szykujcie te święta, żeby za bardzo się nie przemęczyć, bo potem człowiek pada na nos i mówi do siebie rozżalony (nie do końca wypoczęty) Święta, Święta i po Świętach.

Dzień gospodarczy

Dzisiaj dzień gospodarczy (sprzątanie i strojenie domu), stąd taki późny i krótki wpis.
W każdym bądź razie choineczka i inne stroki świąteczne są już porozkładane w pięknie wysprzątanym pokoju (oczywiście przez niezawodną moją Renię) i mogę już teraz wołać głośno HAPPY CHRISTMAS EVERY ONE.

Zaraz zbieram się do pracy, ale po drodze muszę jeszcze odwiedzić plac, by kupić pszenicę, a potem jeszcze Rossmanna, by dokupić brakujące kosmetyki i jeżeli zdążę muszę jeszcze zahaczyć o aptekę.
Tak więc czasu już mam nie wiele i też niewiele mogłam go poświęcić na dzisiejszy wpis.
Piękna, całkiem niegrudniowa pogoda za oknem, ale te ozdoby przypominają mi, że jednak Święta Bożego narodzenia już tuż tuż, prawie słychać już kolędy, na razie nie polskie, ale i na te się wkrótce doczekamy.

No to do jutra, życzę przemiłego poniedziałku.