Bardzo nieprzyjemne są wieczorne powroty.
Wracając z Żabińca muszę iść do autobusu spory kawał w ciemnościach i pustkowiu,po jakichś podwórkach niezbyt dobrze oświetlonych, i przyznam,że czasami strach mnie oblatuje….
Br….wystarczy,żeby jakiś chuligan wyskoczył z krzaków,popchnął i,wyrwał torebkę i uciekł.
Znikąd pomocy……
Tak właśnie sobie wracając dzisiaj z przychodni uświadamiałam,że już tak piąty rok przemierzam tą trasę,na szczęście dotąd szczęśliwie ( no nie licząc tych dwóch upadków ,a jeden nawet z lotem i lądowaniem nosem na krawężniku),ale zawsze w pewnym sensie kuszę los.
Lepiej o tym nie myśleć,zresztą nie mam szansy ani na zakup auta,ani na to,że przystanek przesuną bliżej…..
Więc muszę tak brnąć dalej,na szczęście takie ciemno-wieczorne powroty trwają tylko około pół roku i to w dodatku co drugi tydzień.
Z powrotami od rybek jest ciut lepiej,bo zawsze jednak ktoś spory kawał do przystanku miejskiego autobusu mnie podrzuca autem.
No i dobrze,bo tak po nocy po tej szosie maszerować,to dopiero zgroza…..
Jutro dzień odpoczynku od pracy,nie grożą mi nocne spacery,no i na szczęście będę mogła jutro sobie pospać dłużej…….
A potem tylko pozostanie czwartek i piątek,szybko zleci i znowu….. weekend.