naprawdę chora

Jednak mnie grypa złamała. Pozostaję dzisiaj w domu, tu na moment tylko zaglądnęłam, żeby powiadomić wszystkich, że wpisu ( ciekawego) dzisiaj  z powodu choroby nie będzie Usiłowałam się jakoś ratować wczoraj: zażyłam 2 apapy i 2 rutinoscorbiny włożyłam sweter i położyłam się otulona kołdrą i dodatkowo kocem,
owszem spociłam się, ale dalej jestem chora, obudziłam sie z zaćmioną katarem głową, kręci mi się w niej jak na karuzeli no i kicham i smarkam, lepiej innych nie zarażać.
P.S.Dziękuję Panie Kawusia za wierszyk. jak zwykle zabawny, już wiem, że jesteś w domu!!!!

Środa

Jeszcze nie jestem całkiem zdrowa, ale do pracy iść muszę, bo pacjenci czekają. Na szczęście  dopiero na popołudniu, tak, że rano jeszcze mogę się wygrzać pod pierzyną 🙂
Mam nadzieję, że jakoś do weekendu dotrwam, najgorsze te żyletki w gardle, tylko, że na szczęście nieco się stępiły i tak już nie drapią.. Ale ponieważ i tak mam w planie wizytę w aptece, kupię przy okazji sobie na wszelki wypadek chlorchinaldin i żyletki wtedy  całkiem się wyniosą z mojej gardzieli, ciekawe tylko, jak cukier na to zareaguje??
No właśnie, gdy się w miarę pilnuję cukier jest całkiem dobry ( dzisiaj na czczo 5.5 czyli miodzik), ale gdy coś nie tak zjem, np. makaron z czymś tam, od razu cukier skacze powyżej szóstki. O wyższych cyfrach nawet nie ma co gadać. Na pewno wyłączyłam z diety słodycze i smażone, to drugie zresztą jakoś wcale mojej wątrobie ostatnio nie służy, a po drugie zwyczajnie się boję, że rano glukometr bardzo źle się  o mnie wypowie 🙂
Fakt, przestraszyłam się nieźle, gdy poczytałam sobie, jakie spustoszenie cukrzyca może powodować, a gdy jeszcze w którymś z ostatnich odcinków seriali” Na dobre i na złe” oglądnęłam sobie historię faceta, któremu groziła amputacja nogi z powodu zmian, które uczyniła w nim cukrzyca, zadrżałam ze zgrozy i powiedziałam sobie: Ewa dość, nie wolno!!!!
Przecież w sumie jestem mądrą dziewczynką, prawda?

No i proszę, znów tym razem już prawie wiosenne, środowe uśmiechy i całuski przesyłam do Poznania, do Ulki i Pana Kawusi.
Mam nadzieję, że już Pan Kawusia jest w domku i oboje z Ulą są już szczęśliwi.

Dzisiaj odbędzie ostatnia środowa audiencja  u Ojca św Benedykta XVI, od jutro będzie nosił miano emerytowanego papieża.
A dopiero się człowiek przyzwyczaił, że nie mamy papieża  Jana Pawła II, a Benedykta XVI i znów zmiana. A przecież minęło już te kilkanaście lat jego panowania…..

No to zbieramy się do pracy ( kto już pracuje, pozdrawiam) czekając na te zapowiadane słoneczko, na razie mamy słoneczny kwiatek w moim blogu
Powodzenia w środowy dzionek wszystkim  życzę.

oj, nie dobrze!!

W gardle mam tysiące ostrych jak brzytwa żyletek, nos zapuchnięty od kataru, kaszlę, kicham, jest mi zimno i boli mnie głowa, więc biorę dzisiaj sobie urlop na życzenie ( od blogu też), wchodzę do ciepłego łóżeczka  i …….się kuruję.

NIE PRZESZKADZAĆ !!!!!

Zresztą o czym bym miała pisać, skoro na polu szarówka, mimo, że jest już dziewiąta rano????
Kawka wypita ( wcale mi  jakoś nie smakowała ), więc będzie mi się świetnie spało.

Do jutra.

P.S. Wczoraj był u nas w odwiedzinach „duży pies”, czyli PON (polski owczarek nizinny). Peppa nawet chciała się z nim bawić, ale tylko do momentu, gdy Bruno nie wsadził nosa do jej miski. Od tej pory przyjazna Peppe zrobiła się odważnym psem broniącym swojego domowego ogniska i PON nie mógł swobodnie po kuchni się poruszać, bo był aż do końca swojej wizyty przez naszą Peppę sekowany : było groźne warczenie naszej suni,  śmiesznie  to trochę wyglądało, gdy taka mała pchła warcząc skakała temu wielkiemu psu na grzbiet i kładła na nim łapę, jakby mówiąc : uważaj, bo ja tu jestem i czuwam!
Ile dzielności w tym małym psim  ciałku

Oskary rozdane

 

Niektórzy są szczęśliwi, niektórzy rozczarowani, jak to zwykle po rozdaniu Oskarów bywa.
Wielkim zaskoczeniem było przyznanie Oskara za najlepszy film „Operacja Argo”, za to największą przegraną był film o największej ilości nominacji „Lincoln”, który co prawda dwie nagrody dostał, ale nie te najważniejsze. Nie odbyło się oczywiście bez małej wpadki, odbierająca Oscara za najlepszą rolę kobiecą Jennifer Lawrence  potknęła się i przewróciła się na schodach  prowadzący na podest ( miałam wrażenie, że potknęła się o własną długą suknię), na szczęście szybciutko się pozbierała  i bez przeszkód  nagrodę odebrała. Pech, pewnie gdzieś po drodze czarnego kota wcześniej spotkała?
Oczywiście, że nie oglądałam tej całej imprezy, bo grzecznie sobie spałam, zresztą po co zarywać noc, skoro i tak najważniejsze fragmenty są na drugi dzień pokazywane w TV? A tak po szczęśliwie przespanej nocy jestem dzisiaj rzutka i świeża, do pracy gotowa.
Właśnie, dzisiaj mamy kolejny poniedziałek ( jak ja nie lubię poniedziałków – pamiętacie ten film?), w domu słychać szum odkurzacza i jak na razie niezły rozgardiasz w moim pokoju panuje, albowiem dzień gospodarski u mnie dzisiejszego poranka panuje, miła pani Renia ( a nie jak  niegdyś Iwonka) próbuje wyrzucać wszystkie rzeczy, które dotąd pielęgnowałam, szczególnie jakieś stare papiery, które wygrzebała z głębi mojego tajemnego schowka. Przy okazji okazało się, że niegdyś byłam tą milionerką, moja pensja zasadnicza w Szpitalu Kolejowym wynosiła 3.400 000 zł ( słownie trzy miliony, czterysta tysięcy), ale kiedy to było ( 1974 rok).
Kiedyś i inni tak samo zarabiali ( to było jeszcze przed denominacją), ale przyjemnie myśleć, że kiedyś byłam milionerką……

Za oknem temperatura dodatnia, co prawda nie wielka, ale zawsze jak już na plus, to dobrze rokuje.

Miły tydzień się zapowiada  i taki życzę wszystkim a także fajnego poniedziałku ( czy  już pisałam, że nie lubię poniedziałku???)

ostatnie podrygi zimy??

Tak przynajmniej zapowiadają : od przyszłego tygodnia zaczyna się upragniona przeze mnie wiosna.
I oby tak było. bo inaczej nie będę już więcej telewizji oglądała i będę głośno krzyczała  TELEWIZJA  KŁAMIE !!!
Na razie temperatura oscyluje około 1 stopnia, ale przecież to dopiero początek dnia.

Dzisiaj mamy sobotę, niby odpoczynek od polityki, ale nie dla tych, którzy w Radio Zet słuchają programu Moniki Olejnik Siódmy dzień tygodnia, albo w Tvn-24  oglądają Kawę na ławę, a potem Lożę prasową . Pierwszy z nich, czyli Kawa na ławę  jest dyskusją polityków – program bardzo podobny do  Siódmego dnia tygodnia, chociaż mniej polityków w niej bierze udział, druga, czyli Loża prasowa jest rozmową dziennikarzy różnych opcji o polityce.
Ale nie zawsze te programy oglądam, czasami w trakcie nachodzą mnie nerwy i żeby nie dołączać się do dyskusji z telewizorem przełączam go na inny program, zawsze w niedzielę w Kino Polska idzie jakiś  bardziej lub mniej  fajny stary polski film. Dzisiaj będzie film kostiumowy : Barbara Radziwiłłówna, więc nie wiem jeszcze dokładnie, co wybiorę do oglądania.
Tak więc do końca nie jestem jeszcze zdecydowana, bo mam alternatywę w oglądaniu np. mojej ukochanej Rodziny Zastępczej, fajnie mi się przy niej zasypia 🙂
Na pewno za to mam w planie udusić sobie na obiad rybkę na porach, pewnie będzie pyszne!!

Życzę więc w oczekiwaniu na wiosnę miłej niedzieli. Co chwilę spoglądam za okno, czy wyszło już, czy nie słoneczko. Na razie jest ciągle pochmurnie.

I po bólu

 

Ząb Miji wyrwany!!! Oczywiście nie odbyło się bez krzyków, ale największa rozpacz była wtedy, gdy już zęba w dziąśle nie było ( tatuś dorwał córeczkę i udało mu się ten nieszczęsny ząb  wyciągnąć), gdy pokazała się krewka. Oczywiście, że sporo tej krwi nie było, bo przecież to był mocno już nadszarpnięty mleczak, ale  bez troszkę histerii nie mogło się obejść. Dla poprawienia humorku dobra Ciocia Ewa podarowała obiecane zresztą 20 złotych  i już po chwili Mia dzielnie wyruszyła do szkoły, zapomniała o swoim „nieszczęściu” A ja zastanawiałam się ile jeszcze Mia ma tych mleczaków i jaka kwotę będę musiała z tej okazji zarezerwować :-).
Żarty żartami, ale ząb musiał być usunięty ( o normalnej kolei rzeczy, czyli o wizycie u dentysty Mia nie chciała nawet słyszeć), bo nie dość, że ząb już się kiwał, to jeszcze blokował rosnący za nim już stały ząb, mam nadzieje, że trafi on w końcu na swoje miejsce.
No i po co człowiek ma te zęby?? – same tylko przez nie są zmartwienia, od samego dzieciństwa, aż po późna starość, bo nawet z tym trzecim garniturem też bywają kłopoty.

Wczoraj odbyła się następna sesja z naszą gwiazdą Peppą.
Najpierw „przyłapałam”Peppę z Zojką na ziemi m gdy leżały sobie pysk w twarz 🙂

Fajnie tak sobie wyglądały 🙂

Potem przyszła do mnie Wiktoria z koleżanka i obie dziewczyny też zabawiały się z zadowoloną oczywiście z tej sytuacji Peppą, a Ciocia Ewa znów miała okazję wystąpić w roli fotoreportera:

Ta schowana za włosami twarz to Wiktoria, objaśniam, bo prawie jej nie widać, zresztą Peppę też, bo  była akurat zajęta podgryzaniem palców Wiktorii



A tu Peppa pięknie pozuje do zdjęcia na kolanach koleżanki Wiktorii.

Chciałam jeszcze uświetnić Peppę   podczas snu z brzuchem i z wszystkimi czterema łapkami do góry, ale zanim przygotowałam sobie aparat Peppa niestety zmieniła już niestety tą śmieszną pozycję, szkoda, może jeszcze kiedyś uda mi się taką sytuację uwiecznić.

Sporo radości jest z tą naszą Peppą, tak się nieraz zastanawiam, jak bardzo smutny był nasz dom, gdy jej nie było!

To było wczoraj. A dzisiaj jest już sobota, kolejna, spędzana w moim tylko wyłącznie towarzystwie
Zamykam drzwi, gaszę telefon, wyłączam telefony i…cieszę się samotnością. Czasami jest mi to właśnie potrzebne

I znów źle

 

Zostałam wczoraj upomniana, że tylko narzekam i narzekam na tym blogu.
Fakt, wczoraj trochę sobie nawet i ponarzekałam na markety, a co, może nieprawdę napisałam?????
Dzisiaj postanowiłam wesoły wpis zrobić, żeby moich czytelników zadowolić, chociażby dlatego, że znów mamy piątek weekendowy.
Szczególnie, że na świecie wesoło nie jest. Korea straszy wojną, ludzie zabijają innych bez skrupułów, wypadek za wypadkiem na drogach i w dodatku co drugi to śmiertelny, PO się rozlatuje, Pis prze do władzy na siłę, Hofman robi się coraz bardziej bezczelny, co ludzi takich jak ja przeraża, SLD chce się odnowić ( może to wcale nie taki głupi pomysł bo nie jak PO czy Pis to czemu nie nowe SLD?), nawet zima nie chce odpuścić i lodowatym wiatrem  nas straszy………
Dlatego dla poprawienia humorku dwa kawały :

W eleganckim hotelu przy basenie stoi elegancko ubrany młodzieniec i krzyczy: Wspaniale, niewiarygodne.
Podchodzi do niego drugi młodzieniec i pyta : czym tak się zachwycasz?
-no proszę samemu popatrzeć: tam jest moja cudowna 70 letnia bogata żona, wczoraj braliśmy ślub, dzisiaj rano nauczyłem ją pływać, a teraz już umie nurkować i od pół godziny wytrzymuje pod wodą. 🙂
To był kawał z rodziny macabre i nie każdemu może się podobać, więc drugi jest lżejszy:
Dzieci podchodzą do spacerującego po parku hrabiego i pytają: czy pan mieszka w tym pałacu?
-Tak odpowiada hrabia
– a czy tam nie ma  jakiegoś straszydła? – pytają dalej dzieci?
– nie, jestem jeszcze kawalerem.

Ha ha ha, można się uśmiać ( przypominam, że to już prawie weekend)

Wczoraj wieczorem u nas w domu odbywały się ” dantejskie ” wrzaski, Mia nie pozwoliła sobie wyrwać dyndającego na jednym włosku mleczaka i darła się jakby ją ktoś ze skóry obdzierał. Czekałam tylko, jak ktoś ze sąsiadów wezwie policję. Tomek na nią się  nadenerwował, dziecko spociło się ze strachu, próbowała zresztą sama tego zęba sobie potem  ” wykiwać” z buzi, wreszcie zmęczona zasnęła, a ząb jak był, tak jest nadal, może gdy nadgryzie jakaś skórkę od chleba ząb sam wypadnie???
Trochę ją rozumiem, od razu wspomniałam jakie to ja robiłam wrzaski, gdy mi chcieli mleczaki usuwać, zresztą inne później zęby też, zawsze były ze mną kłopoty u dentysty i usuwać zęby musiałam pod narkozą, inaczej nie dało rady. Z leczeniem zębów też było u mnie marnie, dlatego doczekałam się następnego garnituru, teraz to już nie wstyd, a jaka wygoda, tylko przy kichaniu trzeba uważać he he.

No to myślę, że już Piątkowo wszystkich rozweseliłam i tradycyjnie życzę fajnego, jeszcze ciągle zimowego odpoczynku, bo w ten weekend znów ma nam tego białego puchu  sporo napadać, ale pocieszające jest to, że w przyszłym tygodniu czeka nas prawdziwie przedwiosenna, a może i wiosenna (?) pogoda.
Byle do przyszłego tygodnia , o ile im znów coś się im nie pokręciło z tą prognozą.

W markecie

 

Robiłam wczoraj zakupy w markecie. Nie był to wielki market. taki  jak na przykład Tesco, czy Lidl, ale zaduch był  tam całkiem podobny.
Nie byłam tam wcale długo : kupiłam tylko kilka rzeczy, przede wszystkim to, po co pojechałam, czyli żarówki ( bo wyjątkowo szybko się u mnie spalają),
jakiś serek, ciemny chleb (!!!), jabłka….. i byłam zdecydowanie bardzo zmęczona, co oznaczało się tym, że plątały mi się nogi, sama o swoje stopy się potykałam.
 A czemu o tym piszę? Teraz w dobie hasła przodem do człowieka niesprawnego ( lub lekko niesprawnego) nikt nie pomyślał, że zakupy w takim markecie mogą być dla niektórych osób bardzo uciążliwe A przecież tak nie wiele trzeba, można w środku marketu postawić dwa, trzy krzesełka, na którym można by chwilę odsapnąć i robić zakupy dalej.Owszem, poza salą zakupową są ławeczki, ale zanim człowiek do nich trafi potrzebna na to prawie cała wieczność, bo nie dość, że człowiek z tym koszykiem ( albo wózeczkiem, co lepsze, bo na nim wesprzeć przynajmniej można) człapie po dużej hali, to potem jeszcze musi odstać w kolejce do kasy,  no i potem rozładować i załadować  z powrotem swój koszyk, żeby szczęśliwie dotrzeć na końcu do wymarzonej ławeczki.
Rozumiem, że powierzchnia takiego marketu jest wykorzystana do ostatniego miejsca, ale pewnie i tam znalazłoby się jakieś miejsce na króciutki odpoczynek, nieprawdaż? Wystarczy tylko troszkę pomyślunku i troszeczkę dobrej woli. Nie rozumiem też, czemu te sale są tak okropnie duszne, po przejściu jej człowiek wychodzi spocony jak mysz, co też powoduje nasilenie odczucia zmęczenia.
Wiem, że takie markety nastawione są głównie na zysk, ale ten zysk przynoszą im przecież właśnie klienci, którzy powinni tam czuć się komfortowo!!!
Na szczęście rzadko ostatnio takie zakupy robię , chyba zaczęłam być uczulona na zakupy w markecie i dlatego większe zakupy zamawiam w Almie przez telefon.
Dlaczego w Almie? Bo są perfekcyjni i znam ich towary, chociaż muszę przyznać, że ostatnio reklamowałam jakość jednego z otrzymanych od nich towaru i dosłownie kilka minut po moim wpisie interwencyjnym w  internecie miałam telefon z Biura Obsługi Konsumenta z przeprosinami i z propozycja wymiany wadliwego towaru.
Bardzo mi się to spodobało, widać, że dbają o swoich klientów. Kiedyś zamawiałam też towar przez internet w Tesco, nie wiem dlaczego, ale byłam mniej zadowolona, może przede wszystkim dlatego, że pozostawili mi masę dokumentów, które dostarczone były mi z towarem. |PO co oni tyle tych niepotrzebnych nikomu papierków wypisują? W Almie jest to łatwiejsze : podpisuje tylko jeden dokument, który od razu zabierają, a mnie tylko pozostaje jeden  kwit, czyli mam mniej makulatury do wyrzucania :-).
Jednym słowem chwalę Almę, chociaż byłam też w realnym markecie pod tytułem Alma ( czyli nie internetowym) i tam niestety krzesełek do odpoczynku dla osób starszych i niesprawnych też niestety nie ma.
Ot niby nie ma problemu, ale dla niektórych jest to naprawdę poważny problem, dziwię się, że nikt do tej pory w tej sprawie nie interweniował.
Ale musiałby to być jakiś naprawdę ważny głos ( są przecież instytucje opiekujące się osobami niesprawnymi), bo mój wydaje się być tylko głosem wołającego na puszczy.

Patrzę przez okno, a tam pada śnieg. Znowu wrrr, uparta jest  ta zima, ale cóż, takie jej prawo, na szczęście już niedługo.

Cieszę się Ulu, że Poznań pięknie w śniegowej szacie wygląda, ale mam wrażenie, że też już niecierpliwie wiosny oczekujesz.
Takie biało ubrane miasta  i wsie są fajne podczas Świąt Bożego Narodzenia, a nie podczas Wielkanocy.
Chociaż pamiętam, że kiedyś rano w Wielką Sobotę po dyżurze, który pełniłam w Szpitalu kolejowym otwarłam oczy i…… było biało wokoło.
Nawet spytałam dyżurującego ze mną kolegą: Adam, czy to na pewno jutro będą  Święta Wielkanocne, czy może powinnam iść ubierać choinkę?

Miłego dnia

Nadciąga Zygmunt

 

I to bynajmniej nie ma nic wspólnego ze sławnym dzwonem, chociaż też bardzo mobilizuje.
Jest to niż, który nadciąga ze Wschodu i przyniesie nam obfite opady śniegu i co gorsze śniegu marznącego, czyli znów nas zlodowacenie czeka?
Popatrzyłam rano przez okno: dachy, drzewa i ulice lekko przypudrowane tylko śniegiem, nawet charakterystycznego skrobania łopatą nie było słychać, a obudziłam się dzisiaj bardzo wcześnie, bo juz o 5 rano. po co? Sama nie wiem, tak wyszło i już.
Więc strachy na lachy pani M. ( spanikowana zatelefonowała do mnie wczoraj pytając: słyszałaś co się dzieje? Zygmunt nam zagraża), otóż na szczęście nie okazał się taki mocny, a może to tylko początek następnego etapu zimy? Wszak ta właśnie najwięcej szaleje wtedy, gdy już ma wiosna nadchodzić. Nie chce uparciucha ustąpić miejsca i grozi zawiejami. A niech już ucieka do tego morza. MY CHCEMY WIOSNY!!!!

Ju wiem, czemu tak bardzo lubię środę, oczywiście oprócz tego, że jest magicznym łącznikiem pomiędzy mną a Ulką.
Otóż środa jest rodzaju żeńskiego i zapowiada miłe dwa żeńskie dni tygodnia sobotę i niedzielę, jako, że jest w środku tygodnia, czyli do weekendu już blisko.
Właściwie powinna nazywać się środek, a nie środa, bo mamy ten poniedziałek, ten wtorek, ten czwartek, ten piątek i potem dwa miłe dni sobota i niedziela.
 ( Ta) środa jest więc zapowiedzią czegoś miłego, więc jak ja nie lubić??

Hallo Poznań! Hallo Ulka!! czy mnie słyszysz???
Życzę Ci wspaniałej środy, co prawda jeszcze i u Ciebie pewnie zimowej, ale z nadzieją, że to już niedługo ta białość będzie nas straszyć.
Pozdrowienia dla Pana Kawusi, mam nadzieje, że już jest zdrowy?

I wszystkim też miłej środy życzę
Hanulko, jeżeli możesz, wchodź proszę ze swojej aktualnej strony, będzie mi łatwiej wtedy do Ciebie trafić, a tak ciągle Cię szukam i szukam i okropnie sie denerwuję, gdy znaleźć nie mogę…..
Dzisiaj idę na rano, więc już wpis kończyć muszę. Aha i jeszcze mały komunikat, cukier dzisiaj rano 5.1 czyli wspaniały.
A może to jednak ten glukometr jest zepsuty???

coś

Coraz trudniej jest o ciekawy tekst. Chyba znów moja wena się uśpiła.
I pewnie dlatego poczytność mojego blogu wyraźnie zmalała, no cóż, może kiedyś jeszcze dobre myśli do mnie przyjdą z powrotem.
Bo ostatnio albo nudzę o swoim cukrze ( a nadal mam w miarę unormowany), albo o polityce, oba tematy są nudne dla mnie, a co dopiero mówić o szanownych czytelnikach.
Mogę jeszcze napisać słowo o miłej psinie pod tytułem Peppa. Słodziutka jest, zobaczcie sobie sami, pomyśleć, że już jest jakieś 2-3 miesiące z nami.
Bardzo lubi spać sobie na moim tapczanie, niestety jej nie wolno tu spać, jej pan zabrania. Biedny pieseczek, tak miło jest wtulić się w ciociny kocyk i spokojnie sobie pochrapać.
Kiedyś  przemyciłam wieczorem psa do mojego pokoju i przypominałam sobie czasy, gdy kolo mnie chrapała Tina, czy Kaja. Szczególnie, że Peppa jest jakby miniaturą Kai, podobne umaszczenie i podobny pyszczek.
Bo właściciele psów na ogól dzielą się na tych, którzy z psem śpią, albo do tego się nie przyznają. W naszej rodzinie niestety bardziej rygorystyczne warunki panują. A może to jest zazdrość o to, żeby pies nie był chociaż troszeczkę mój???
Zawsze kochałam psy, niestety ze względów zdrowotnych ( nie mogę chodzić na spacery) nie mogę mieć psa, szkoda, ale zawsze  kawałek psa w jakiś sposób posiadam, chociażby  „na odległość”.
To już nie będę  więcej przynudzała, pożyczę tylko fajnego dnia.