nigdy nic nie wiadomo do końca

 

Wczorajszy dzień zapowiadał mi się nijako, ale okazało się, że był bardzo miły.
Po prostu zaprosiłam V.I.P.a na mini obiadek, czyli na pastę. Pyszne to było, nie powiem, mimo, że sama ją przyrządzałam.
Pewnie się zdziwicie, że w  mojej diecie takie mączne potrawy umieszczam, ale ….no właśnie nic tam tłustego w nim  nie było, wszystko podsmażone na oliwce (pomidory, cebulka, jakaś wędlina, czosnek no i może na koniec nieco bardziej tłusty ser gorgonzola dla polepszenia smaku), do tego razowy makaron przemieszany z tym pysznym sosikiem, mówię wam, gęba w niebie.
Wszystko zależy jeszcze od ilości, którą człowiek pochłonął, ale zapewniam, że potrawa była tak syta, że naprawdę nie dało się jej zjeść w większej ilości.
A potem siedzieliśmy przy wodzie mineralnej (powinno było być czerwone wino?), oczywiście wiatraczek był też puszczony i słuchaliśmy przebojów z bardzo sympatycznego Radia Pogoda. Ostatnio namiętnie słucham tego radia (V.I.P. zresztą też), bo tam są przeboje z mojej młodości. A te wszystkie piosenki są takie romantyczne, spokojne, nie takie łubu-dubu jak dzisiejsze przeboje. Dla mnie są nie do słuchania, aż mi w głowie dudni, gdy któraś z dziewczyn puści takie nowoczesne piosenki, a one muszą je oczywiście słuchać puszczone na pełny regulator. Zawsze wtedy mówię, że nawet własnych myśli nie słyszę. Tak wiec w sumie spędziłam bardzo miłą niedzielę.

A dzisiaj idę dopiero na popołudniową zmianę, więc trochę czasu jeszcze mam przed sobą.

Oczywiście puściłam sobie TVN-24, żeby zobaczyć, jak wygląda program Wstajesz i wiesz bez mojego ulubieńca Jarka Kuźniara, przyznam, że byłam bardzo zawiedziona. Obawiam się, że teraz poranna oglądalność tej stacji bardzo wyraźnie spadnie, jednak  poranna kawa bez Jarka już tak nie smakuje, ba, mi w ogóle nie smakuje.
Zaglądnęłam też na Face Booku na stronę Wstajesz i wiesz i…..ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i oburzeniu, wszystkie posty, które były tam zamieszczane za czasów Jarka w dziwny sposób poznikały. Śladu nie ma po tym, że on kiedyś ten program prowadził, a czasami zamieszczał bardzo fajne zdjęcia i bardzo fajne posty. To już jest oburzające. Ma rację A.D., że nie ma sprawiedliwości w Polsce (tak naskarżył prezydentowi Niemiec).
Jeszcze PIS nie rządzi i już czystki robi, to co będzie potem, gdy dojdą do władzy??? Najbardziej Kuźniar przeszkadzał Krystynie Pawłowicz, nawet nazwała ten program Wstajesz i Łżesz. Ale przyjdzie kryska i na Matyska, jeszcze doczekamy się czasów (taką mam przynajmniej nadzieję), że wróci normalność. Przeżyłam socjalizm, przeżyję i kaczyzm, bylebym tylko nie musiała za długo czekać.
Mnie na Face Booku zablokowali udostępnianie wiadomości, ale napisałam im, że jest to ograniczenie moich demokratycznych praw i znów mi udostępnianie włączyli. Tylko gdy PIS wygra, tak już łatwo nie będzie z możliwością udostępniania postów. Wtedy będzie działała już całkiem inna, pisia demokracja.
Już wielu osobom oczy otwarły się na nowo wybranego prezydenta, teraz kolej, by PIS nie doszedł do władzy. Ale co poradzić, skoro tylu głupich Polaków mamy w kraju?
Znów politycznie narzekam, ale przyznam, że krew mnie zalała, bo czemu wszystkim prawicowym stacjom wolno pisać, co im tylko na chory mózg wpadnie, opluwać innych i łgać ile się da, a innych niszczą.
Gdzie jest ta sprawiedliwość panie Duda, o którą tak wczoraj pan walczył???
No właśnie, Pis zawłaszczyła sobie nawet solidarnościowe rocznice,  na wczorajsze uroczystości został zaproszony A.D. i działacze pisowscy, a pani premier oczywiście nie zaproszono. To jest po prostu polityczny skandal, który bardzo źle państwu wróży. Pożyjemy, zobaczymy.

Przed nami jeszcze dwa dni pięknej pogody, a potem możliwe, że już jesień zapuka do naszych okien…..
Na razie jeszcze cieszymy się ciepełkiem, no może to zbyt delikatnie powiedziane, skoro temperatura w Krakowie ma dzisiaj osiągnąć nawet 35 stopni.
Miłego poniedziałku.

P.S. ja naprawdę nie mam anty pisowskiej fiksacji, zresztą sami niedługo się przekonacie, że miałam rację. Bo zaczątki już widać, potem może być co najwyżej tylko coraz gorzej.

Witam w sobotę

 

Na szczęście mój wyjątkowo nie fartowny piątek już za mną.
Nie miałam wczoraj wcale humoru, byłam jakaś podenerwowana i wszystko było be.
Czasami tak bywa, mimo, że pogoda była raczej sprzyjająca, chociaż popołudnie znów było nie miłosiernie gorąco, ponad 30 stopni na termometrze.
Ale na szczęście mam niezawodny mój wiatraczek, który te gorące chwile jakoś pozwala mi spędzić w jako takiej formie.
Tylko chłodne powietrze dobrze działa na ciało, a nie na umysł, więc moja psyche wczoraj wyraźnie siadała, chociaż starałam się nie czytać w gazetach  żadnych artykułów, które dotyczyły by polityki, po co dodatkowo miałam się stresować?
Ale kto powiedział, że człowiek zawsze musi być zadowolony i szczęśliwy? Czasami w życiu bywają i gorsze godziny, a takie wyraźnie na mnie wczoraj naszły.
Dlatego poszłam wczoraj bardzo wcześnie jak na mnie spać, bo zaraz po 22-giej. I co? Oczywiście kilka razy się budziłam, a już o 4- tej  świeża i rześka wstałam sobie, by rozpocząć nowy dzień. Nie wydaje mi się, żeby był jakiś dla mnie szczególny, bo na to się nie zanosi. No, ale jedną z atrakcji dnia na pewno będzie wizyta  mojego siostrzeńca Maćka, który przyniesie mi receptę na moje leki. Oczywiście wypijemy sobie wspólnie kawusię, chwilę pogwarzymy i……. pozostanie przede mną jeszcze długa i podobno znów bardzo gorąca sobota. A co się w niej zdarzy, to jeszcze jedna wielka niewiadoma. I taką na godzinę 6-stą rano na razie pozostaje.
Ale ponieważ nie chcę zarażać swoim niezbyt wspaniałym humorkiem innych, więc ten wpis już kończę, życząc wszystkim jednak wspaniałej soboty.

poznajemy lądy nieznane…..

 

 

Zmieniłam zdanie: życie jest zbyt piękne, żeby umierać. Postanowiłam więc: będę żyła ponad 100 lat! Więc proszę mi nie życzyć następnym razem stu lat, tylko co najmniej 500 lat, jak matuzalem.

Wczoraj byłam prawie że w euforii. To był niezwykle udany dzień, jak już dawno tak udanego nie miałam!
Oczywiście spory wpływ miała przepiękna, słoneczna pogoda, ale nie tylko.
Po spacerku do i z pracy pojechałam na umówione spotkanie w restauracji Mangia na Czerwonym Prądniku.
Oczywiście z powodu sporego upału siedziałyśmy w przepięknym letnim ogródku.
Było tam bardzo miło, tylko jakaś jedna osa ciągle się nam naprzykrzała, poprosiłyśmy więc  ją grzecznie, żeby sobie odfrunęła, bo wcale nie chcemy z nią się zaprzyjaźniać i…….o dziwo, rzeczywiście gdzieś sobie pofrunęła w inne miejsce i więcej już nie zaglądała w nasze talerze.

Zamówiłyśmy takie wspaniałe danie:

To był rostbef wołowy na zimno z sałatką ziemniaczaną (tę ledwie spróbowałam) z ogóreczkiem konserwowym i pieczarkami konserwowymi a to tego podana była musztarda, chrzan i żurawina. Pyszne to było, przepięknie jak widać podane, ale porcja była zbyt dla mnie „obszerna”
Na deser podano owoce, ale niestety się nie zmieściły w moim i tak już przepełnionym brzuchu, ale za to nie pogardziłam filiżanką pysznej białej kawy, no i oczywiście wodę mineralną, albowiem było wczoraj bardzo gorąco.
Oczywiście nie mogłyśmy się z Magdą nagadać (jak to kobiety…), ale niestety Magda ma dosyć napięty grafik spotkań tu w Polsce, niebawem znów wyjedzie do Włoch i pragnie z jak największą liczbą znajomych się spotkać.
Ale umówiłyśmy się na  jeszcze jedno spotkanie przed Jej wyjazdem, no i mam nadzieję, że nasz kontakt później też  nie zniknie. Miło jest mieć tak naprawdę sympatyczną, serdeczną  i zorganizowaną koleżankę, nawet, gdy jest Ona daleko…..
A ponieważ wiem, że Magda czyta mój blog (przecież tutaj „spotkałyśmy się” nie tak dawno), więc pozwólcie, że  i tutaj  powiem: dziękuję Ci Magda za wspaniałe wspólne popołudnie, dla mnie będzie ono niezapomniane. I zawsze będę wiedziała, że wkrótce znów przyjedziesz do Krakowa i znów się spotkamy…..

Przyznam się do jeszcze jednego małego grzechu, który wczoraj „popełniłam” Otóż wczoraj były urodziny naszej Julki i z tej okazji zjadłam małą, malutką porcyjkę lodów. Ach jak smakowały, wiadomo, zakazany owoc smakuje najbardziej. Ale potem spore  wyrzuty sumienia jednak miałam…….
Dzisiaj za karę będę musiała chyba „oblecieć” całe Błonia dookoła. No, może lekko przesadziłam, ale spacerek zaliczyć muszę koniecznie.
Zresztą… no właśnie, zaczęłam na nowo poznawać uroki miejskiej podróży. Ponieważ, jak już pisałam wczoraj, jechałam w miejsce dla mnie dosyć odległe, musiałam dobrze do tej podróży się przygotować. Przeglądnęłam wszystkie możliwe opcje autobusowe,  nawet wydrukowałam sobie trasę marszruty, co najmniej jakbym się przygotowywała do jakiejś zamorskiej, dalekiej wyprawy, w końcu okazało się, że tych opcji było ciut więcej, niż się na początku spodziewałam, sporo autobusów w tamta stronę jeździ, tak więc na spotkanie stawiłam się nawet przed czasem.
Zresztą wracałam też całkiem innym autobusem, niż pierwotnie planowałam, bardziej dla mnie wygodnym.
Ale za to ile Krakowa zwiedziłam? Jeździłam ulicami, które ledwo, że znałam i podziwiałam, jak pięknie nasz Kraków się rozwija.
Oczywiście ta moja wyprawa była spowodowana zaproszeniem Magdy, dzięki Niej zobaczyłam, że stać mnie na więcej, niż się sama po sobie spodziewałam i wcale nie koniecznie potrzebuję do przemieszczania się tylko taksówek.
Już wszelakie podróże nie są dla mnie takie straszne, jak ongiś, nawet, gdy trzeba gdzieś spory kawałek podejść.
Właściwie wczoraj uświadomiłam sobie, że zawsze V.I.P.-owi zazdrościłam, że ciągle gdzieś po Krakowie się szwenda, o przepraszam, jeździ, a teraz okazało się, że to nie jest wcale takie trudne!. Tylko trzeba chcieć. Ale tamte  nadmierne kilogramy całkowicie mnie przytłaczały, teraz, gdy się ich już  troszkę pozbyłam, jest mi o wiele lżej. No oczywiście pod warunkiem, że nie będę jadła lodów, ani innych smakołyków ( a jednak sumienie nadal trochę mnie gryzie).
Wczoraj bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że na Żabińcu już we wrześniu otwierają nowy basen. Fajnie, miałabym blisko i po drodze.
Ale niestety moja radość trwała krótko, albowiem okazało się, że będzie on nastawiony głównie na naukę pływania dla dzieciaczków i osoby starsze nie będą miały tam możliwości popływania sobie. Co prawda pani, z którą rozmawiałam telefonicznie poinformowała mnie, że całkiem możliwe, że ten basen będzie dostępny też i dla osób dorosłych, ale jeszcze na pewno nie w najbliższym czasie.
Podejrzewam, że aż tak pełnej obsady chętnych dzieci do nauki nie znajdą ( a może jednak tak), trudno więc by było, żeby nowy obiekt stał przez wiele godzin pusty i na siebie nie zarabiał. Więc wszystko zależy od liczby chętnych do brania udziału w takich lekcjach, a poza nimi może rzeczywiście w tak zwanym międzyczasie  będą zarabiać na innych „pływakach”. Jak pisałam, byłoby to dla mnie wprost wspaniałe rozwiązanie, bo pływać umiem i lubię, a również i dolegliwości  mojego kręgosłupa no i mojej tuszy byłyby wskazaniem do takich kąpieli. Takie pływanie jest najlepszym naturalnym masażem dla całego ciała, więc nawet 2-3 godziny w tygodniu byłyby dla mnie naprawdę darem niebios.
Ano cóż, poczekamy, zobaczymy……

Wstał dzisiaj piękny piątek i tak już przez najbliższy czas pozostanie.
W związku z tym życzę wszystkim bajecznego odpoczynku, szczególnie dzieciaczkom, bo to już dosłownie ostatnie swobodne dni przed rozpoczynającym się nowym rokiem szkolnym. I znów od wtorku zacznie im się harówka……
Wszystkiego dobrego

tuptanie

 

Koniec popierania korporacji TAXI – BARBAKAN!!!
Odkryłam wczoraj przyjemność chodzenia.
No nie, żeby to były jakieś piesze, dalekie wycieczki, zaczynam od powrotu do dobrych, starych czasów, gdy od przystanków szłam sobie do pracy piechotką.
Wczoraj był akurat świetny ku temu dzień, ciepło, ale wiał lekki wiaterek, tak więc taka przechadzka była samą przyjemnością, nawet dla mnie.
Tak, tak, to prawda, tuptałam wczoraj ile się tylko dało. Z tym, że od przystanku do przychodni jest nawet spory kawałek drogi, a jeszcze powrót (też spacerkiem), to jak na dłuższą przerwę to jest nawet dosyć, jak na moje biedne chore nóżki. Nie powiem, stópki nieco mnie wieczorem  troszeczkę bolały, tak więc na wszelki wypadek wypiłam wieczorem porcję Nimesilu, by dzisiaj znów  móc sobie raźno pomaszerować.
Na tym zdjęciu tuptam jako jeszcze maleństwo, to były moje pierwsze kroki, które poczyniłam  w Bukowinie i miałam około rok życia.
Wczoraj zdecydowanie pewniej chodziłam, przynajmniej nikt mnie za rękę trzymać nie musiał.
Pewnie jeszcze kiedyś wsiądę do taksówki, gdy na przykład będę się gorzej czuła, a czasami mi to się zdarza, ale póki pogoda pozwala, a nóżki nie odmawiają posłuszeństwa, będę starała się chodzić, chociażby, żeby pomóc tłuszczykowi trochę się jeszcze roztopić :-).

A dzisiaj czeka mnie bardzo ważny dzień, zaraz po pracy jestem umówiona z Magdą z Blogu (muszę jakoś te wszystkie moje Magdy rozróżniać) na obiad i na babskie plotki. Obiad oczywiście musi być lekki, dietetyczny i dlatego właśnie Magda wybrała tę restaurację.
Ponieważ umówiłyśmy się dosyć daleko od mojego miejsca zamieszkania i miejsca pracy, w całkiem innej i dosyć dla mnie odległej i raczej mało znanej  dzielnicy, musiałam sobie dokładną marszrutę zrobić, by nie pobłądzić. Nie może Magda przecież na mnie w nieskończoność czekać.
Czyli czeka mnie dzisiaj nie mała przygoda, a w nagrodę miłe spotkanie z Magdą 🙂
Ale dam sobie radę, jestem przecież dzielna, a ostatnio coraz śmielej sobie poczynam w związku z tymi utraconymi kilogramami.
Ale o to przecież chodziło!!!!!!!
A za tydzień znów się zważę i…….. no, zobaczymy, odpowiedź dostaniecie dopiero za tydzień.
Teraz po lekkim zastoju biorę tak zwany drugi oddech!
OLE, OLE, OLE, OLE NIE PODDAM SIĘ, NIE PODDAM SIĘ !!!!!!
Boże!, czemu nie zrobiłam tej operacji jakieś dziesięć lat temu, teraz już bym miała pewnie jeszcze te 30 kilogramów mniej i co najmniej 10 lat przyjemności życia więcej, chociaż teraz, gdy już pewnie niewiele przede mną dobrego życia, też to się przydaje, na pewno w razie jakiejś mojej nie daj Panie Boże przewlekłej choroby, będzie na pewno łatwiej mi pomóc. A i teraz życie bardziej cieszy i na nowo odkrywam jego piękno i jego przyjemności.
Dawniej raczej trudno było mnie gdziekolwiek wyciągnąć, byłam na to zbyt ociężała, leniwa, teraz już nie mam takich zahamowań.
A to, że nie zaliczę Giewontu, czy Babiej Góry?, no cóż, nikt mi tego nie każe, chodzę odpowiednio do moich możliwości, ale chodzę, a to jest dla mnie najważniejsze. Odkryłam na nowo takie moje malutkie szczęście! Ta mała Ewunia na zdjęciu powyżej też jest bardzo szczęśliwa ze swoich małych kroczków 🙂

Za oknem już wstał piękny, gorący i słoneczny dzień. Czyli jednym słowem pogoda dopasowała się do mojego cudnego dzisiaj humoru.
To będzie dla mnie bardzo piękny i bardzo miły dzień, czego wszystkim życzę.
A  już niedługo, za pół godzinki  tuptam do mojej pracy.
Świat jest piękny!!!!!

czy już wiecie?


Czy już wiecie, jaki dzisiaj mamy dzień tygodnia?
Wystarczy popatrzeć na mojego kwiatka i już wszystko wiadomo, dzisiaj mamy??
Kolejną Ś R O D Ę !!
A skoro to środa, obowiązkowa musi być w blogu kolejna różyczka dla mojej Ulki.
Uleczku, serdecznie Cię pozdrawiam z Krakowa i jak zwykle całusy ślę do Poznania (albo pod Poznań, w zależności, gdzie teraz przebywasz)
Fakt, ostatnio mam wrażenie, że tydzień składa się z samych śród, czasami bywają pomiędzy nimi krótkie inne dni tygodnia.
Z moich obliczeń wynika, że teraz jesteś na wsi i bardzo dobrze, bo znów nadchodzi bardzo gorący weekend. Zawsze lepiej być wtedy poza dużym miastem. Może i mi się uda w ten weekend troszkę odpocząć od Krakowa – jeszcze nie wiem tego dokładnie.
Ale przesyłam przez Ciebie serdeczności dla Twojej Magdy i dla całej Jej Rodzinki. Trzymajcie się wszyscy cieplutko!!!! (na szczęście już nie tropikowo!)

Dzisiaj wstał całkiem przyjemny dzień. Tylko mój humor jakiś jest ostatnio znów skiepściały. Mimo, że dwie ostatnie noce przespałam całkowicie smacznie, ciągle tego snu mi brakuje i brakuje. Penie dlatego jestem taka ciągle podenerwowana i niezadowolona.
Musze to opanować, tym bardziej, że jutro czeka mnie bardzo miłe spotkanie z Magdą (tym razem nie z moją siostrzenicą, a z koleżanką, która w blogu poznałam) i koniecznie muszę być w formie, na żadne grymasy sobie pozwalać nie mogę, chociaż czasami to jest takie wygodne!
Magda! też już nie mogę doczekać się jutrzejszego dnia i już na zapas się nim cieszę. Przyrzekam, że do jutra zgromadzę same pozytywne myśli, aby nasze spotkanie było bardzo miłe. A gdy mi humorek nieco się psuje, patrzę na te piękne różyczki od Ciebie i już moja buzia się uśmiecha.
Zresztą Magda należy do osób pozytywnie zakręconych, jest pełna optymizmu, chociaż i ją życie wcale nie rozpieszczało, a co najważniejsze umie tym swoim optymizmem zarażać inne osoby. Jak to dobrze, że  mi Ją niebiosy zesłały, szkoda tylko, że mieszka na co dzień tak daleko ode mnie.

Wczoraj wypróbowałam już chyba wszystkie porady, które dostałam a’propos plamy z długopisu na moich spodniach i…… plama nadal ma się świetnie. Jest optymalnie niewrażliwa na żadne użyte środki. Trudno, trzeba będzie się chyba jednak ze spodniami pożegnać, zresztą i tak są ciut za duże na mnie, mimo, że dopiero co je kupowałam!! Dziwne, bo waga wcale nie pokazuje aż takiej różnicy, a jednak…..
Teraz widać przyszedł czas, gdy organizm pomału przyzwyczaił się do wagi i już tak łatwo jej się nie pozbywa.
I bardzo dobrze, nikt mnie przecież z tą wagą nie goni, zresztą gdybym była zbyt chuda, pewnie głupio bym wyglądała?
Ale jeszcze troszeczkę tej „słoninki”  przydałoby mi się zgubić !!!

Życzę przyjemnej środy dla Ulki, Magdy i wszystkich moich przemiłych czytelników. Bo to właśnie dzięki nim mój blog jest na 330 miejscu najbardziej popularnych blogów na stronie blox.pl
Pozdrawiam też Hanulkę, która też mnie tu odwiedza, tylko nie wiem, czemu ostatnio tak niewiele w swoim blogu zamieszcza postów?
Na szczęście dzisiaj już odezwała się w swoim blogu i wiem, że jest teraz z Nią wszystko O.K.

polityczna heca

 

Ale wyszła heca z tym nowym naszym (??) prezydentem, co?
Niby niewinny, a jednak Pisowiec, musi więc coś zachachmęcić, bo osobiście nie wierzę w te jego tłumaczenia.

Bo niby po co do Poznania i okolic jeździł akurat w tym czasie, gdy miał tam wykłady w Poznańskiej Wyższej Szkole  Pedagogiki i Administracji, nawet nie miał tam swojego biura poselskiego i nie ma żadnych notatek sporządzonych w tym czasie z jego niby  wizyt poselskich, a korzystał ze środków lokomocji i z hoteli na koszt podatników? Brał fundusze z Kasy Sejmu na wyjazdy służbowe, a jechał dorabiać sobie i to całkiem nie mało na wykładach.
Duda  twierdzi, że jako prezydent nie musi się z niczego teraz tłumaczyć, chociaż nawet najważniejsza osoba z Pisu pełniąca ważna funkcję w Wielkopolsce, niejaki pan Tadeusz Dziuba twierdzi : Pan prezydent, jak pamiętam, bywał tu głównie z racji wykładów w szkole w zachodniej Wielkopolsce i nie przypomina sobie żadnego spotkania posła Dudy z sympatykami. Oj marną przyszłość przed tym panem Dziubą widzę, jak nic za niesubordynację  wyleci z zarządu, a może i z partii, Co nie zmienia wcale faktu, że  A.Duda oszukał Sejm i wielokrotnie poświadczał nieprawdę.
I to ma być prezydent Rzeczpospolitej Polskiej?????
I pewno sprawie łeb ukręcą, bo Pis ma bardzo długie w prokuratorze ramiona, ale niesmak pozostanie. No i na pewno odbije się to echem również i zagranicą. I znów Polacy wyjdą na głupków, a to co udało się doprowadzić do consensusu z Zachodem, legnie w gruzach, bo jaką teraz wiarygodność nasz prezydent i prawdopodobnie nowy pisowski rząd będzie sobą przedstawiał?
Niestety Pis idzie w tzw zaparte i zaprzecza słowom które sam kiedyś głosił.
Ostatnio prawicowy dziennikarz Piotr Semka podczas jednej z audycji  w Telewizji  aż zapienił się ze złości i kazał pokazać tekst, gdzie Kaczyński twierdził, że Polska jest w ruinie. Według niego i nie tylko niego takie słowa nigdy nie padły, a jeżeli już, to z ust……Peowców, śmiechu warte.
No to społeczność Face Booku poszperała trochę w archiwum i wynalazła taki tekst:

No to teraz i Kaczyński i pan Semka, a także pani Witek. która jest rzeczniczką Kancelarii Prezydenta   i pan Mastalerek, czyli rzecznik Pisu  i inni mają czarne na białym, dowód z dokładnym podanym dniem i miejscem wypowiedzi Kaczyńskiego na ten temat. Już nie mogą się wyłgać.
Chociaż co by nie powiedzieli, niestety ciemny lud nadal im będzie wierzyć.
Może te całe afery z Dudą, a wcześniej z mężem Martusi, czyli adwokatem (nomen omen) Dubienieckim otworzy jednak oczy tym, którzy są wciąż  niedowidzacy? Oby, bo czasu mamy coraz mniej. A PO niestety już opadło z sił i chyba całkowicie się poddało marazmowi? Pewnie teraz myślą o opozycji, ale pewnie nie byłoby to najlepsze z możliwych wyjść, szczególnie, gdy Pis osiąga według sondaży tak wielkie poparcie, że mogli by utworzyć samodzielny rząd. Ale by się wtedy działo, przez lata nie pozbieralibyśmy się ze śmiechu, zwłaszcza, gdyby zaczęli w Konstytucji dłubać, ale o tym już chyba kiedyś pisałam.
Przepraszam, że ja tak często piszę o polityce, ale uwierzcie mi, ja naprawdę bardo Kocham moją Polskę i chciałabym, by była lepsza, a nie spadała na dno, na co się niestety zanosi.
I szlag mnie trafia, że PIS już teraz całkiem jawnie okłamuje tych omamionych przez siebie Polaków, bez żadnej żenady dodają coraz to nowe kłamstwa, a niektórzy Polacy wprost  oszaleli na ich punkcie. Czy to głupota, czy też brak  samozachowawczego instynktu?
Brną, jak ćmy do światła i nic  innego do ich mózgów nie trafia niż to, że Kaczyński z ekipą i Duda ich wybawią od zła, które rzekomo na nich spadło.
Obłęd, matrix jakiś………
No więc sami powiedzcie, jak się tu nie denerwować i udawać, że nic się nie dzieje???

Wczoraj „załatwiłam sobie” moje nowe bojówki, nie zauważyłam, że długopis leje atramentem i zrobiłam sobie plamę na spodniach,
Próbowałam potraktować ją odplamiaczem do plam z tuszu  długopisów firmy Backmann (podobno takie są rewelacyjne te odplamiacze) i…… plama jeszcze bardziej się rozmyła. Jestem wściekła, bo chyba będę musiała te spodnie po prostu wyrzucić, a tak lubię te bojówki.
Może ktoś zna jakiś fajny sposób na wywabienie tej paskudy, czekam na jakieś porady. Na pewno pierwsze co zrobię po przyjściu do pracy, to wywalę ten długopis!!!!!!!  Ale spodni mi żal.

Za oknami jest całkiem pochmurna i niezbyt gorąco, pewnie znów dopiero koło 11 – 12 zrobi się upał I jak tu się teraz ubrać?
Życzę udanego wtorku.

do pracy

Do pracy ludkowie mili, dzisiaj już jest poniedziałek. Dosyć lenistwa, dosyć odpoczynku, trzeba troszkę popracować, by znów na nowy weekend zarobić:-)
Dzisiaj pewno nic ciekawego z siebie nie wyduszę, bo znów mam za sobą nieprzespaną noc. Tym razem zasnęłam co prawda o godziwej godzinie, ale za to już parę minut po godzinie trzeciej obudziłam się i….. no właśnie, nie było żadnego  i, bo żadna dotąd stosowana metoda nie zadziałała, ani słuchanie muzyki, ani układanie pasjansa, ani oglądanie serialu. Jednym słowem, beznadziejna. Przyszło tylko mi spoglądać za okno i podziwiać, jak wstaje nowy dzień, nowy tydzień.
A co mnie obudziło? Może właśnie owa muzyka (miałam puszczone Radio Pogoda), a może trochę było mi za gorąco, mimo, że okno miałam uchylone. Ale pierwsze co zrobiłam po tej przymusowej pobudce, to otwarłam okno na oścież, chociaż temperatura była tylko w okolicy 10-12 stopni.
Czasami tak bywa, że albo człowiek nie może zasnąć, albo nagle w ciągu nocy się budzi i nadal spać nie można.

Z przykrych informacji z dnia poprzedniego to wiadomość o śmierci wspaniałego, znanego aktora Jerzego Kamasa. Znamy go przede wszystkim ze znakomitej roli Wokulskiego w „Lalce”, mi się kojarzy z fantastyczną  z rolą Daniela Ostrzeńskiego w Nocach i dniach. Grał też  świetną rolę Wuja Stefana w serialu „Klan”, ale przede wszystkim w jego dorobku są naprawdę wybitne role teatralne na deskach Teatru Ateneum.
Odszedł następny Wielki Artysta, pozostawiając wielki żal.

Z innych ciekawostek: Wczoraj zostali aresztowani członkowie gangu, na którego czele stał zięć prezydenta Kaczyńskiego, tak, tak, tego Wielkiego i nieskazitelnego prezydenta, który jednak zdążył przed własną śmiercią ułaskawić współorganizatora bandy, kolegę swojego zięcia. Sprawa ułaskawienia były niejasna i wręcz niesmaczna, albowiem dziwnym trafem wszystkie dowody tego faktu zaginęły, a w ukręceniu łba sprawie brał udział dzisiejszy nasz prezydent.
Czy trzeba cos jeszcze więcej dodawać? Wybieramy nadal PIS???? To moje gratulacje.
Sprawiedliwość i prawo jak widać, wcale nie jest domeną partii Prawa i Sprawiedliwości.
No chyba, że oni oba te element swojej nazwy traktują po swojemu.

Teraz dowiedziałam się w TVN-24, że pod koniec tego tygodnia, czyli w piątek, sobotę i niedzielę ma powrócić temperatura 32 stopni Celsjusza,
Ale to już chyba na pewno ostatnie podrygi lata. Ciekawe, jaka będzie jesień (może ciepła), a potem zima (chyba łagodna).
Ale co będę wybiegała myślami na przód?
Na razie mamy letni  poniedziałek i z tego się cieszmy.
Miłego dnia

Ale ło!!!!

 

Ja to nie wiem w czym mam szczęście, ale na pewno  nie mam go w grach liczbowych.
Posłałam wczoraj aż dwa kupony, jeden na chybił trafił, drugi na moje stałe numery. W dodatku oba kupony były wysłane na losowanie z plusem, czyli w sumie czterokrotnie te cyfry brały udział w losowaniu i…… na pewno był chybił, ale nie trafił.
Jak można w sumie na tyle możliwości  obstawić dobrze tylko jedną, jedyną cyfrę? To pech?, nie raczej zdecydowanie brak szczęścia
To w takim razie, po co ja wczoraj skoro świt wstawałam i leciałam do tego punktu???
Już wiem, po co, jak mawiał mój szwagier, zapłaciłam podatek od głupoty, na całe szczęście wynosił on tylko 8 zł.
Ale co za te 8 zł sobie  przez całą długą sobotę pomarzyłam, to moje!

Nareszcie mam naprawiony telefon miejski, tzn mam wymienione akumulatorki, a to dzięki VIP-owi, który wziął mi słuchawkę do miasta i wymieniał stare akumulatorki na nowe i teraz aparat działa bez zarzutu. Przedtem ledwie słuchawkę podnosiłam z matki, natychmiast  się wyładowywała,nie było żadnej możliwości porozmawiać przez ten telefon, teraz chyba ponad godzinę trzymałam go poza matką i słuchawka nadal była załadowana. Porządny jednak jest ten VIP, muszę go tu pochwalić. Bo ja wybierałam się i wybierałam, ale w sumie nigdzie nie doszłam.
A co ciekawe, gdy nie mogłam odbierać telefonów, dzwoniły co chwilę, a wczoraj, już  telefon naładowany  do końca milczał jak zaklęty.
Bardzo się ucieszyłam, że miałam akurat świeżo ugotowaną  na skrzydełkach kurzych zupę szczawiową z jajkiem, przynajmniej mogłam Go ugościć.

Wczoraj miałam miły dzień towarzyski, bo prócz Vipa przyszła jeszcze koleżanka Magda, którą poznałam tu w moim blogu, a przyszła po moje niepotrzebne już ubrania, które przygotowałam dla mamy jej koleżanki. Oj ciężki był jednak ten worek, z trudem go zniosła na dół do samochodu. Mam nadzieję, że pani, która dostała moje rzeczy będzie zadowolona.
Dostałam od Magdy piękny koszyczek z różami i potem cały dzień (dzisiaj zresztą też) pachniało mi w pokoju, jakbym była w różanym ogrodzie.
Niestety Magda spieszyła się wczoraj, tak że nie miałyśmy czasu na dłuższe ploteczki, ale umówiłyśmy się na wspólny obiad w następny czwartek i wtedy wreszcie będziemy miały okazję sobie porozmawiać do woli.
A inna sprawa, jak internet potrafi zbliżać  do siebie ludzi, Ona mieszka we Włoszech ( chociaż rodem  jest Krakowianką i często do naszego miasta przyjeżdża),  ja jestem tu w Polsce i jakoś nasze drogi się zeszły.
Zresztą wiele osób poznałam i polubiłam przez internet. Chociażby właśnie Ulkę, którą poznałam na czatach, tak samo do tego samego czatowskiego pokoju  pokoju przychodziła i Basia i Halinka i Zosia i wiele innych osób, z którymi też od czasu do czasu mam kontakt, zresztą kilkakrotnie spotykałyśmy się całą nasza paczką za różnych czatowskich zlotach, między innymi i w Krakowie..
W Garnku poznałam też inną Halinkę z Warszawy, teraz trochę nam się kontakt urwał, bo do Garnka nie wchodzę, Elusię, która przysyła mi piękne zdjęcia i przeźrocza, które za jej pozwoleniem wykorzystuję i tutaj w blogu i na Face Booku, ( zresztą z Elą spotkałyśmy się też w realu, gdy byłam kiedyś na wczasach świątecznych w Ustroniu i Ona specjalnie przyjechała, żeby się ze mną spotkać) ), a także w necie poznałam  Grzesia, z którym ongiś grałam w Plemiona. Poznaliśmy się bardzo ciekawie, mianowicie ja odbiłam mu jedną wioskę, a on napisał, że życzy mi powodzenia. Zdziwiło mnie to trochę, że nie miał żadnych pretensji  oto do mnie, więc mu odpisałam i tak zaczęła się nasza korespondencja, która trwa już chyba 4-5 lat, mimo, że ja już na Plemionach nie gram, ale mam tam  jedną malutką wioskę, do której wchodzę nie po to by grać, ale  by chociaż przez chwilę z Grzesiem porozmawiać, ot tak sobie, o tym i o owym. On pracuje w Telewizji w Warszawie, ale mieszka poza Stolicą i do niej musi dojeżdżać. Opowiada mi o swoich dzieciaczkach (ma parkę), o swojej żonce (tak ją czule nazywa), o rodzinie, o wakacjach, na które jeżdżą, o swojej pracy, która jest bardzo ciekawa i jest jej bardzo oddany.. Lubię te nasze rozmowy i zawsze czekam, czy na Plemionach pokaże się biała kopertka z wiadomością od niego.
Tak więc prawdą jest, że internet jest oknem na świat, byleby tylko mądrze go używać.
Sporo poznałam osób również na Face, polubili moje niektóre komentarze i poprosili mnie o zgodę do przyjęcia ich w poczet znajomych.
Pewnie, że można się też narazić na jakieś nieprzyjemności, ale zawsze jest taka możliwość zablokuj znajomego, zresztą kilkakrotnie z takiej blokady skorzystałam.

Za oknem kolejna piękna i słoneczna niedziela. Tylko ja dzisiaj wstałam chyba nie tą, co potrzeba nogą i jakoś mi tak „dziwnie”. Trzeba będzie jeszcze chwilkę się położyć i może po przebudzeniu ten dzień zacznie mi się w końcu wydawać normalny?

kumulacja

Dzisiaj kto żyw pędzi do punktu Lotka, bo dzisiaj olbrzymia kumulacja, aż 35 milionów złotych do wygrania.
Już widzę tę kolejkę „naiwniaków”, każdy z nich  już widzi siebie w scenerii nowego, własnego domku, wcale niekoniecznie białego i na pewno nie małego, z  pięknym ogródkiem, olbrzymim basenem, fontanną i oczkiem ze złotymi rybkami. A do tego dom  obowiązkowo posiadać  ma  aż 3-4 garaże, ze wspaniałymi, wypasionymi furami ( dla mnie koło garażu będzie wybudowany specjalny budynek z mieszkaniem dla mojego prywatnego kierowcy).
A potem jeszcze czeka nas wspaniała podróż pięknym statkiem po morzach i oceanach i wspaniałe zabawy i tańce z przystojnymi kapitanami.
Można sobie jeszcze pofolgować i puścić dalsze wodze fantazji, wszak 35 milionów złotych to jednak ogromna fortuna.
Przyznaję, też należę do tej grupy naiwniaków i na pewno postawię  dzisiaj zakłady, a co mi tam, przynajmniej do wieczora będę miała ułudę, że zostałam milionerką.
A potem…… najwyżej powiem sobie jak zwykle, może następnym razem?

Absurd? Zgadzam się absurd, podobny zresztą jak mój dzisiejszy sen. Śniło mi się, że poleciałam do Stanów Zjednoczonych. Już nie piszę o samym przelocie samolotem, którego bardzo się bałam i cały czas zanudzałam pilotów w kokpicie, czy dolecimy i czy na pewno się nie rozbijemy, głupie, przecież oni też pewnie nie chcieliby rozbić maszyny, Potem podawali w samolocie obiad, którego nie chciałam ze strachu jeść, mimo, że był to mój ulubiony barszczyk z uszkami (ktoś właśnie wczoraj w Rodzinie Zastępczej wspominał o takim barszczu, pewnie dlatego mi się przyśnił) Nareszcie wylądowałam na płycie lotniska, ale dokładnie nie wiem, czy to był Nowy York, czy Chicago i podeszłam do punktu emigracyjnego, gdzie mieli mi podbić wizę. I tu dla mnie się zaczęły schody, bo wzięli mnie w krzyżowy ogień pytań, pierwszy z nich było o ten nieszczęsny barszczyk, którego nie chciałam jeść, ale potem było już gorzej. Pytali mnie, ile zapłaciłam w Polsce za operację bariatryczną i kto mi ją sponsorował i dlaczego.Bardzo pokrętnie starałam się im wytłumaczyć, że ta operacja była darmowa, na koszt państwa, chyba nie za bardzo uwierzyli. A potem pytali ile pieniędzy muszę przeznaczyć na dietę, czyli specjalne odżywianie i skąd mam na to zamiar wziąć pieniądze, obawiali się, że przy tak kosztownej diecie nie będę mogła sama w tym USA się utrzymać. Wiem, że to przesłuchanie trwało bardzo długo, ale jakoś w końcu udało mi się w końcu tam pozostać.
Nie wiem, na jak długo, bo na szczęście się już obudziłam.
Zastanawiam się tylko, skąd u człowieka takie głupkowate sny się biorą?

Gorzej, że od kilku dni mam jakieś dziwne kłopoty żołądkowe, niby czuję głód, ale gdy cokolwiek zjem (jak na przykład teraz biały serek), od razu zaczyna mnie mdlić i zaczyna boleć brzuch. I wcale nie mogę powiedzieć, że jem więcej, nawet wręcz przeciwnie. Dwa dni temu byłam z kolegą na obiedzie i ledwo zjadłam pół porcji lasagni, mimo, że była bardzo smaczna. Byłam tak pełna, że potem tylko zjadłam jakiś owoc i to wszystko na cały dzień mi wystarczyło. Widocznie po krótkiej przerwie mój żołądek postanowił, że nadeszła pora na dalsze odchudzanie. Ciekawe, jak to się przełoży na moją wagę. Ale teraz mam coraz większe kłopoty z tym odżywianiem, bo moje smaki zaczynają się być coraz bardziej ograniczone i to, co mi dotąd smakowało, teraz nie koniecznie na to mam ochoty. Ale sama przecież chciałam! Nie mogę narzekać.
W każdym bądź razie pani z biura emigracyjnego w USA może śmiało o mnie się nie obawiać, na pewno potrafię się sama wyżywić 🙂
Ale żarty na bok, sprawa jest dosyć poważna, muszę to jakoś sama rozważyć w swoim umyśle, bo na pewno znów nie da rady mi pomóc, tylko ja to wiem najlepiej.

A teraz już kończę, bo pędzę do Kolektury, wydać nawis inflacyjny, źle, idę go po prostu pomnożyć!

Miłej soboty.

rocznica

 

 

 

Dzisiaj mija 109 rocznica urodzin mojego Taty. To był naprawdę wspaniały Człowiek – wspaniały Mąż, Ojciec, Dziadek, Przyjaciel ludzi.
I nie dlatego to piszę, że był moim Tatą, ale ten, kto go znał, na pewno potwierdził by moje słowa.
On naprawdę kochał ludzi, był bardzo oddany swojej pracy, miał bardzo szeroki zakres zainteresowań, był prawdziwym erudytą i wielkim autorytetem nie tylko dla rodziny, ale także dla tych, którzy w Jego otoczeniu przebywali. Naprawdę bardzo trudno jest teraz spotkać taką osobę, szczególnie w czasach, gdy pieniądz odgrywa w życiu człowieka największa rolę.
To On oprowadzał mnie po Krakowie i pokazywał najstarsze zakamarki naszego miasta, opowiadając przy tym ich historię i związane z nimi krakowskie anegdoty. To On na wszystkich wyprawach na łono natury uczył mnie rozróżniać rośliny, drzewa, ptaki i inne napotkane zwierzęta.
Właśnie Tatuś wpajał we mnie wszystkie mądre maksymy życia, na przykład tę: pamiętaj, żeby coś od kogoś brać, musisz najpierw  sama mu coś od siebie dać. Sporo było tych przekazanych od Ojca  życiowych mądrości i do tej pory nadal tkwią one w mojej głowie. Może dlatego nie mogę zrozumieć tych wszystkich ludzkich podłości, które zwłaszcza ostatnio rozszerzają się coraz szerszym kręgiem? Nie takiego życia uczył mnie mój Tata.
Tato! dziękuję Ci za to wszystko, czego mnie nauczyłeś i chociaż w obecnych czasach mogą się one wydawać nierealne, mało praktyczne, ale zawsze byłam i będę wierna Twoim zasadom. Wiem, że i Tobie też nie podobałby się dzisiejszy styl życia wielu osób, ale byłeś na tyle mądry, że potrafiłbyś odróżniać dobro od zła i zawsze stanąć po tej słusznej stronie i umiałbyś potępić tych, którzy  niestety najczęściej bardzo pokrętnymi ścieżkami idą na łatwiznę, wyznaczoną tylko swoimi egoistycznymi celami.
Wreszcie to na Jego bardzo ciekawych wykładach z Radiologii uczyłam się późniejszego swojego zawodu, z którym szłam przez całe swoje życie.
Uwielbiałam Jego wykłady, nigdy nie były nudne, jednostajne, potrafił w ich czasie przekazywać nie tylko wiedzę, ale wkładał  w nie swoje całe zainteresowanie tą dziedziną i potrafił naprawdę to zainteresowanie przelać na swoich słuchaczy. Z Jego wykładów można było czerpać sporą wiedzę, tak, że późniejsze  już samodzielne przygotowanie do egzaminu było tylko przypomnieniem i uporządkowaniem  przekazanej przez Niego wiedzy.
Zresztą egzamin u Ojca był zawsze bardzo przyjemny, to zresztą nie była tylko  moja opinia  – On nigdy starał się nie oblewać swojego ucznia, gdyż uważał, że  stawianie dwój byłoby porażką właśnie dla Niego, bo oznaczałoby to, że nie potrafił tego kogoś niczego nauczyć. Nawet na egzaminie potrafił wyciągnąć z człowieka przynajmniej to minimum wiedzy, by samemu potem raz jeszcze wytłumaczyć temat, zawsze taki delikwent zapamiętywał później to, czego na egzaminie się nauczył, nawet, gdy wychodził z miernym wynikiem. No, musiałby ktoś rzeczywiście nie mieć już żadnej na dany temat wiedzy, żeby nie oblał egzaminu. Pokażcie mi teraz takiego nauczyciela, który wyznawałby taki sam sposób podejścia do nauczania swojego przedmiotu. Ojciec wykazywał przy tym tak wielką cierpliwość i wyrozumiałość, naprawdę godną podziwu. Może dlatego był ulubionym i bardzo szanowanym wykładowcą dla wielu pokoleń?
Za kilka dni, 2 września będę obchodziła Jego już 41 rocznicę Jego śmierci, tyle lat już od niej upłynęło, a ciągle mi Jego brak.
Dla mnie było to jak wczoraj. Przykro mi zwłaszcza w takim dniu, gdy obchodzę rocznicę śmierci Rodziców, czy Rodzeństwa, czuję się wtedy taka opuszczona, samotna……….