Coś mi się roiło w głowie

Zawsze byłam niepoprawna.

Widać wszystko widzę wg. własnego modelu.

 Niestety, tylko ja.

I chociaż może jeszcze się łudziłam, ( ale po co, skoro z góry wiadomo było co zacz), to teraz już bańka mydlana pękła.

Oj głupaś Ty, głupiaś Ty  – wcale nie Małgośka, chociaż właściwie to jest też moje drugie imię, a jednak coś się ma na rzeczy………

EGOIZM GÓRĄ !!!!!!

O.K. Maj się kończy…..

                                                

                                                                        36 D D K S C Z

   

Dzisiaj nie dam się nabrać na ubranie, zresztą maj kończy się podobnie , jak i zaczął, czyli deszczowo i chłodno.

Ach te dni, miesiące lecą jak szalone, już prawie pół roku za nami.

Do spotkania lipcowego jednak czasu coraz mniej… muszę się sprężyć, musimy się sprężyć……

Jeszcze tyle zadań przed nami.

W sobotę idziemy na rekonesans Alter- Ego, ustalać szczegóły, menu.

Potwierdzenie do Bursy posłałam, czekam dzisiaj na odpowiedź i..

Trzeba jakieś zgrabne zaproszenia porozsyłać po ludziach.

No i ta dieta, oj trudno, nie muszę, jak zakładałam na poczatku aż 10 kg zgubić, po przedwczorajszych "sensacjach" wprowadziłam lekką korektę do mojej diety, tzn. jem oszczędnie ( dla brzucha i kieszeni chacha), ale tak, bym zanadto nie traciła jednak tych sił.

Inaczej zamiast na imprezie wyląduję w …szpitalu.

A tam przecież strajk, to kto mnie ratować będzie???

O.K. Wszystko pod kontrolą

 

PRZEBIERANKA

   

 

ZAUFAŁAM ….

Dzisiaj miało być trochę ponad 20 stopni Celzjusza, więc odpowiednio do tego się ubrałam, nie za lekko, nie za ciepło  i…

Zmarzłam jak cholera.

Nie dość, że był zimny wiatr, to jeszcze siąpiło.Tak nie padało, a siąpilo, co jest chyba jeszcze gorsze.

No więc wsiadłam  pomiędzy dwoma pracami w taxi i pojechałam do domu, aby nieco cieplej się ubrać.

Przecież nie będę wieczorem wracała szczękając zębami – pomyślałam.

No i dobrze zrobiłam.

Niestety widać było, że nie tylko  ja zaufałam prognostykom, mijałam wiele osób z krótkimi rękawkami i ze trzęsącymi się z zimna brodami.

Patrzyłam na nich z góry, z pobłażliwością……

Co tam, że wydałam nieplanowane 20 zł, grunt, że mi ciepło jest i BASTA.

No, ale jak można planować oszczędzanie, jak zawsze coś w paradę wejdzie?

Wybrałam wg.mnie lepsze zło, pieniądz wszak rzecz nabyta, ale fakt, bez niego jest całkiem źle, oj źle.

A jak planować poranne ubieranie, skoro prognoza pogody nie spełnia się nawet w granicach kliku godzin????

Jakichś   marnych tych pracowników mają w metereologii.

Zaoszczędziłam za to na totolotku, obojętnie minęłam kolekturę, chociaż pierwotnie miałam zaplanowane tam wstąpienie.

Cóż i tak bym pewnie nie wygrała.

Pozostawiam to szczęście innym.

 

S W A T K A

                                            

                                                            37 D D K S C Z

           

Moja Koleżanka Grażynka bawi się w….swatkę.

Haha, i tak jej nic z tego nie wyjdzie, napewno nie ze mną.

Wczorajszy skwar, a właściwie zaduch wykończył mnie całkowicie.

Do tego lekko przesadziłam wczoraj z dietą i skutek był, a jakże, w autobusie, oczywiście przepełnionym po brzegi ( do cholery, kto układa te rozkłady jazdy, że autobusy tak rzadko jeżdżą???), mimo siedzącego miejsca ( a wtym ścisku nie było wogóle czym oddychać !!)zrobiło mi się poprostu słabo.

Dojechałam  na "ostatnim oddechu " , z zawrotami głowy i  palpitujacym sercem (tłukło się jak szalone,a bynajmniej nie wzmożone było zadnym stanem zakochania , hihi).

Oczywiście odrazu w Kiosku kupiłam sobie 3 malutkie kostki czekolady i dopiero one nieco wzmogły moją energię. (wyraźnie miałam  pewne objawy niedocukrzenia – to tak tylko dodałam mimochodem, by uspokoić swoje  sumienie).

Na szczęście dzisiaj temperatura nieco opadła i wygląda na to, że czeka nas lekki odsap, chociaż czerwiec znów ma być podobno bardzo gorący.

No i wcale się nie zdziwię, jak nagle na plantach, tuż obok mojego domu, zaczną kwitnąć cytryny, pomarańcze i…banany.

Ach, to życie jest jednak strasznym pasmem mąk….

Ale trudno się mówi i…… pracuje się nadal.

Dzisiaj już środa, ( moja ulubiona środa),  do wekendu coraz bliżej, tym razem już w sobotę też odpoczywać będę..

ALTER – EGO

NIEZASTĄPIONY MUCHOMOR, WSZYSTKO ZAŁATWIŁ  BEZEMNIE

Impreza obędzie się  7 lipca w knajpce  o wdzięcznej nazwie "ALTER – EGO ", oczywiście w Krakowie  i to w jego samym centrum, bo na ul. Floriańskiej, skąd już na tradycyjne piwko na rynku Gł. będzie dwa kroki!!!

łMiałam być dzisiaj ( przecież pracuję na okragło), ale Basia, Ela i Patrycja wszystko załatwily za mnie jak potrzeba.

Teraz tylko moja aprobata ( a już to czynię w ciemno) i…możemy rozsyłać zaproszenia.

Teraz muszę potwierdzić  rezerwację w Bursie i…

W sobotę idziemy z Muchomorkiem ustalać menu ( podobno w granicach 50 zł się zmieścimy), a ja…..

No cóż, mnie w udziale oczywiscie przypada głodówka, bo jakoś na tej imprezie wyglądać muszę.

Czyli historia sprzed roku się powtarza…….

W zeszłym roku też chudłam do spodium, w którym na lipcowej imprezie jednak wystąpiłam.

Zawzięłam się.

Teraz też sie zawzięłam, ale…….

 

Ale jak długo na pomidorkach i truskawkach wyżyć można?

No można, przesadzam oczywiście, bo dzisiaj zjadłam jeszcze serek grani i sardynki w oleju, ale….

ciągle jestem okropnie głodna….

Nawet te kawy mi nie pomagają, aż kręci mi się w głowie z głodu…….

Ale byle wytrwać do 9 lipca, bo już 10-tego sobie pozwolę nieco poucztować….

CAŁA  JA !!!!!

 

 

CHWAST

                                                                     38  D D K S C Z


                


 


Takie zdjęcie właśnie zrobiła Darusia moim aparatem


No i powstał bardzo fajny temat na dzisiejszy mój blog.


Taka mała, niby niewiele znacząca roslinka , a jakie ma silne przebicie, że pomiędzy kamieniami znalazła miejsce dla siebie, aby wznieść  się do góry.


Każdy z nas jest taką właśnie roślinką, może nie koniecznie chwastem, bo przecież każde istnienie ma swój sens, ale życie polega właśnie na takim przebijaniu się pomiędzy trudami kamiennego życia,aby walczyć o swoje, o przetrwanie, o to, by być zauważonym i  nie poddawać się żadnym trudnościom.


I jak na tym zdjęciu widać, każda taka walka o życie owocuje, daje  raz większe, raz mniejsze, ale jednak owoce życia.


Takim naszym owocem życia jest sens życia : miłość,  przyjażń, praca, odpoczynek….


I każdy taki owoc pielęgnowac trzeba, by wzrastał i radość nam dawał…….


Ale mądrkuję co?


A życie jest, jakie jest, raz do góry, raz na dół.


Na liście rankingowej znów w dół spadlam, dopiero 693  jestem, trudno,może kiedyś znów się podniosę.


Narazie pędze do swoich obowiązków, bo czas rano tak nieubaganie biegnie….


 

Fotoreporterka

                                                      


 


przez ten weekend znowu wiele fajnych zdjęć zrobiłam, będę miala co do mojego bloga wsadzić.


A tak wogóle, to  takie mieszkanie na wsi, oczywiście o tej porze roku jest całkiem przyjemne, pod warunkiem, że deszcz nie pada…..


Siedzisz sobie na tarasie ( kiedyś był nawet hamak,ale chyba już go wiatr potargał), lekki wiaterek wieje, oczy swoje sycisz zielenią i barwami kwiecia, spokój, cisza, no pozornie, bo niedaleko niestety szosa olkuska biegnie, jeszcze okalające dom drzewka są za małe i ten szum przejeżdzajacych  aut nieco niweczy spokój.


Ale kiedy te tuje i świerki podrosną jeszcze troszkę, będzie całkiem przyjemnie.


W zimie gorzej, bo niestety przez wielkie śniegi ( albo do wyboru błota), dojazd jest nieco utrudniony, no i na tarasie tak przyjemnie się już nie siedz,-  ale za to można bałwana we własnym ogródku ulepić, nawet całkiem dużego.


W sumie wszystko ma swoje plusy i minusy, może w mieście gdzieśkolwiek łatwiej się ruszyć, na wsi szybciej odpoczywać, ale warunkiem jest jednak swoje własne auto, bez niego poruszanie się, nawet wszędobylskimi busikami jest nieco trudnawe.


A zresztą, urodziłam sie w mieście, to pewno i tu żywota swojego dokonam, a jakby co, mam dużą częśćrodziny na tej wsi, zawsze do kogos podjechać na dwudniowy odpoczynek można ( na dłużj już nie, bo stałabym się uciążliwym gościem)

co dobre

                                                                    39 D D K S C Z


 


 


Co dobre szybko się kończy.


Był wekkend i już po weekendzie.


Ten, w związku z Dniem Matki był wyraźnie uroczysty, co nie powiem, że dobry dla mojego brzucha


W sobotę gril, w niedziele gril i …dietę diabli wzięli.


Ale co tam, nadrobię sobie w tym tygodniu – już dzisiaj przymusowa głodówka.


Specjalnie nieczego nawet na śniadanie z tej okazji sobie nie wzięłam.


Koniec pasibrzuchowania i BASTA.


Dzisiaj rano siedziałam sobie na tarasie u mojej siostry, popijałam kawkę, słoneczko świeciło, a ja patrzyłam na tą ogromna zieleń w ich ogródku, na kwiaty na słońce i tak myslałam sobie, jaki piękny ten świat.


Niestety, gdy zegar wybił siódmą godzinę, trzeba było się zbierać, bo Maciek czekał już na mnie autem i razem do pracy pojechaliśmy.


Właśnie do pracy, czeka mnie następny pracowity tydzień  i mnie i ciebie i innych.


Więc wszelakiej szczęśliwości na te poniedziałkowe i tygodniowe godziny i…BYLE DO NASTĘPNEGO WEEKENDU.


 

Godzina:17 z minutami

Miał być grill, narazie straszy burza.

Oczywiście jestem na wsi.

Coś aura nie sprzyja grilowaniu  i świętowaniu Dnia Matki.

Goście też jakoś specjalnie się nie spieszą.

Ale pomalutku, wszystko o czasie.

Nigdzie się  nam nie spieszy.

Do rana sporo czasu przecież.

Kurcze, kończę juz pisanie, bo mi trzy sroki : Ola, Daria i Wika  siedzą nad glową i przeszkadzają

Nie ma jak samotnie pisać bloga.

A za oknem ciągle mruczy……………………………..

D Z I E Ń M A T K I

                       


                                                          41 D D K S C Z


              


MAMA,   MAMUSIA,   MATEŃKA        


– jak pięknie te słowa brzmią. 


Moja Mama umarła, gdy miałam zaledwie 10 lat.


Krótko dane mi  był cieszenie się Jej dobrem, Jej ciepłem, Jej miłością.


Niewiele pamiętam z tamtego okresu, tylko wyrywkowo  mam gdzieś przebłyski wspólnych chwil.


Zachorowała, gdy miałam  9  lat, nie rozumiałam wtedy jeszcze, co to znaczy, że musi odejść.


Nie pogodzilam się nigdy z  tym rozstaniem, zawsze bardzo mi Jej brakowało.


I nadal brakuje, chociaż zdaje sobie sprawę, że czas nieubłaganie pędzi na przód.


Nigdy też nie dane mi było być matką, czego bardzo żałuję.


Nadal tkwią we mnie niespełnione pokłady miłości, mogę nią obdarowywać  teraz rodzinę mojej siostry, bo warto, bo i oni odwzajemniają moją miłość, teraz już następne pokolenie, dla których jestem Kochaną  Ciotką Ewą  –  przynajmniej tak mi się wydaje…….


Jednak dzisiaj czeka mnie miły dzień. Co prawda pracowity, ale miły.


Dosyć dużo pacjentów zapisało sie do pana doktora ” od skoliozy „, więc napewno wiele tych zdjęć pokrzywionych, biednych kręgosłupów dziecinnych dzisiaj będzie mi dane robić, ale przynajmniej mam obiecaną dodatkową premię za tą sobotnią, rentgenowską działalność.


A potem jadę na wieś na wielki piknik z okazji Dnia Matki..


Myślę, że moja siostra będzie dzisiaj szczęśliwa, mając kolo siebie wszystkie swoje dzieci, wnuki….


I ja też będę się dobrze bawiła, mimo, że ….. nie, nie będę przecież sama, będę  miała wszystkich najbliższych koło siebie i bez pana  K świetnie się obejdę.


 Jego strata……….