A miało być tak pięknie…

 

 

 

 

I jak tu wierzyć w te wszystkie prognozowania pogody?

Miało być pięknie i słonecznie, tym czasen jest ponuro i deszczowo.

Jednym słowem, ostatni dzień lipca wcale się nie popisuje.

Gdzie te wspaniałe, lipcowe, piękne dni.

Ten, kto ma dopiero teraz urlop, pewnie sobie w brodę pluje, że nie zaplanował

go na lipiec, gdy pogoda była iście jak w Hiszpani czy innych wspaniałych

południowych krajobrazach.

Urlop nad naszym poczciwym polskim Bałtykiem zupełnie śmiało mógł konkurować

ze Złotymi Piaskami, Majorką, czy Las Palmas.

Co prawda dzisiaj znów potwierdzili, że chmury pójdą sobie gdzieś tam w dal,

a słoneczko na niebo wyskoczy, jakoś mało w to wierzę, ale…..

Okazuje się, że jednak musiałam jakiś błąd dietetyczny zrobić, bo dzisiaj znów

cukier nieco mi podskoczył.

Pewnie okaże się, że nie wolno mi za mało jeść, widać wtedy mój cukier się nie

spala i w krwi krąży.

No cóż, nie załamuję rąk, nadal staram się utrzymywać w diecie,jutro następny dzień

do  cukrzanego pomiaru, zobaczymy.

Tak na prawdę przedemną tylko dwa ostatnie dni laby, od poniedziałku wracam do swoich

służbowych obowiązków.

Ale to dopiero pojutrze, dzisiaj cieszę sie jeszcze „wolnością”

Ale fakt, sporo tych wolnych dni miałam, dwa i pół miesiąca ( nie licząc tych

2 dni pracy, w jakiej byłam w międzyczasie) – wystarczy, by człowiek skutecznie

się rozleniwił.

Muszę bardzo silnie się zorganizować, nie ma rady.

Życzę przyjemnego i letniego weekendu – może jednak to słonko do nas zawita????

 

Dziewczyna na 102 czyli lody paprykowe

 

Dzisiaj jestem dziewczyna (?) na 102.

Nie, jeszcze nie w kilogramach, tych mam jeszcze nieco więcej, niestety, ale

w pomiarzach mojej „słodkości”.

I to jest granica normy !! Brawo, utrzymuję się nadal w  bezpiecznym dla  zdrowia

poziomie !!

Kto nie przeżywał tego, nie wie, że jednak sporo trzeba wyrzeczeń, by taką normę

wypracować i utrzymywać.

Cały czas pracuję z indeksem glikemicznym, czyli sprawdzam, czy to co chcę zjeść ma

niewielki poziom węglowodanów.

I wbrew pozorom i wbrew sugestii niektórych ta metoda się sprawdza.

Poza tym zauważyłam, że bardzo często, szczególnie wieczorem mam pokusę pod

tytułem ” coś bym zjadła”, ale staram się jej nie ulegać, na ogół piję wtedy szklankę

wody mineralnej, a kiedy wydaje mi się, że to już głód mi doskwiera biorę sobie

przekąskę w postaci zimnej, prosto z lodówki papryki, którą chętnie chrupię, śmiejąc

się, ze jem …lody paprykowe.

Generalnie mówiąc już po mału odzwyczajam się od jedzenia późno wieczorem,

na ogół ostatni mój posiłek jest około 19 stej.

Najgorsze chyba u grubasków jest…łakomstwo, je się dlatego, że coś tam  dobrego

stoi na stole, jakiś przysmak jest w lodówce czy szafce, a nie wcale dlatego, że jest

się głodnym.

Ja o takim podjadaniu zapomnieć już muszę zapomnieć i basta!!!!!!

Teraz dla mnie wykładnikiem mojej diety jest głównie pomiar cukru, jeżeli jest

nie duży, znaczy się, że jadłam wczoraj poprawnie.

Oczywiście bardzo pilnie przyjmuję zadane mi lekarstwa, szczególnie te na cukrzycę,

nie mogę sobie pozwolić, by znów cukier wybujał mi w górę jak oszalały.

Czyli cały czas muszę się dyscyplinować.

Ale ciekawe, nawet kawa z mlekiem bez cukry wydaje mi się całkiem dobra.

Hm, tyle już zrobiłam, to moze zabrać się jeszcze za następną dyscyplinę, czyli

papieroski?.

Przydałoby by mi się to i zdrowotnie i finansowo.

Podobno nikotyna ma tez swój wpływ na  poziom cukru!!!!

Tylko, że wtedy umrę już całkiem zdrowa !!!!

Miłego dnia.

 

 

 

No to się chwalę

 

Muszę się pochwalić, muszę!!!!!

Bo cała moja praca nademną okazała się skuteczna.

Byłam wczoraj u pani roktor – diabetolog i jak pisałam już,tam mnie zważyli.

Dwa razy, bo aż nie wierzyłam.

W ciągu tego miesiąca, czyli od ostatniej wizyty u pani doktor schudłam ( a ważyłam

się na tej samej wadze)…………. 7 kilogramów!!!!!!

Nawet Pani doktor mnie pochwaliła, moimi pomiarami cukrów też była zadowolona.

Następną wizytę mam wyznavczoną dopiero na 16 listopada, z tym, że miesiąc wcześniej

muszę sobie zrobić  u nich takie specjalistyczne badanie cukru.

Byłam ( i jestem) z siebie bardzo dumna.

Co prawda nie uwolniło mnie to od przyjmowanie dwa razy dziennie lekarstw  na obniżenie

cukru – cóż już kiedyś pisałam, że w pewnym wieku lekarstwa trzeba już zażywać –  ale

to nie jest raczej przeszkodą, nie ja jedna takie  czy inne lekarstwa zażywać muszę.

A co jeszcze ciekawego?

Wczoraj jakaś uparta mucha koniecznie chciała się ze mną zaprzyjaźnić.

Nie byłam tym wcale zachwycona, bo była zbyt natrętna z tą swoją „sympatią”, siadała mi

na komputerze, ba, nawet na ręach, mojej głowie, na policzku.

Odganiałam ją wielokrotnie aż sie w koncu wkurzyłam.Trzeba przyznać, że była

bardzo zwinna, bo uciekała mi wielokrotnie przed moimi kontratakami, ale w końcu

wzięłam gazetę i….niestety mucha straciła życie.

No cóż, najlepszy to jest dowód na to, że  natręctwo, nawet w przyjaźni może być

źle przyjmowana 🙂

A teraz idę się cieszyć ostatnimi dniami wolnego, czyli urlopu – od poniedziałku nareszcie

wracam do pracy – pewnie ciężko na początku będzie, oj ciężko.

Miłego dnia

a po nocy przychodzi dzień

 

……i to niestety nie słoneczny, a nadal ponury i bardzo deszczowy.

Deszcz, jakby nie miał umiaru całą noc i teraz równiótko pada….

Martwię się, bo już przeczyatałam w  necie, że Kraków w kilku miejscach jest

już zalewany,nawet jakaś mała rzeczka już wystąpiła ze swojego koryta i zalała

jakieś skrzyżowanie.

Jednym słowem pogoda zawsze robi co chce….

A ja mimo tej ulewy muszę zaraz się zbierać do Pani doktor – diabetyka na kontrolną

wizytę.

Szkoda, ze nie mam kaloszy, przydałyby się!!!!

Ale głowa do góry ! Wszystko będzie dobrze.!!!!

Mimo wszystko życzę słonecznej duszy i dużo uśmiechów dla zrekompensowania

widoczku zza okna.

 

Ciągle pada….

Ciągle pada…..

Wcale na razie tym się nie martwię.

Co prawda byłam na malutkich zakupach w sklepiku  ” na przeciwko”, ale deszcz

nie za bardzo mi dokuczył, widać wiedział, że wychodzę i ledwo tylko siąpił.

Teraz widzę, że opady są całkiem obfite.

No masz, człowiekowi zawsze źle,: leje to źle, upał to też nie dobrze.

Inna sprawa, że ostatnio aura szykuje nam szybkie przeskoki w temperaturach, trudno

do tego się przyzwyczaić.

Na razie wykorzystuje wolne chwile do zamieszczania swoich zdjęć na stronie

http://www.garnek.pl.

Dzisiaj powinnam być bardzo zadowolona, bo rano ciuier wskazywał tylko 103, czyli

wg, nowej nomenklatury około 5.7 , czyli norma.

No zobaczymy jutro, jutro mam wizytę u pani diabetolog.

Tam mnie zważą, przegądną moje pomiary cukru i….

…. chyba pochwalą.

Przynajmniej tak sądzę i taką mam nadzieję !!!!!

Dobra jest !!

 

Za oknem nieco ponuro, ale przynajmniej chłodno.

Pomiar mego cukru  jest wprost wspaniały.

Więc dobra jest!!!!

Wczoraj miałam bardzo przyjemnego gościa.

Nie, nie Ważną Osobę, jeszcze kogos bardziej ważnego dla mnie- moją Magdalenkę.

Zrobiłyśmy sobie dietetyczny obiadek : ćwiartla kurczaczka pieczonego w rękawie,

bez żadnego tłuszczu, na wierzch daje się tylko przyprawy: cebulę w kostce knorra,

płatki czosnku no i koniecznie i obowiązkowo posypuje się ostrą, czerwoną papryką.

Potem wyciąga się tylko z rękawa (tłuszczyk wytopiony z mięska pozostaje w środku) i do

tego jakaś sałatka i …obiad wspaniały, nie obciążający.

Taki rękaw to naprawdę wspaniała sprawa, bo można wcale nie katować się  tylko mięskiem

gotowanym, które w krótkim czasie staje się po prostu nudne.

Już pomału do diety się przyzwyczaiłam, chociaż przyznam, że dwa dni temu strasznie

mi się zatęskniło za chlebusiem naszym powszednim, ale w końcu poskromiłam

swoje łakomstwo.

Boże, już ponad miesiąc temu jadłam jakiekolwiek pieczywo

Na razie muszę zapomnieć.

Ewentualnie na zdjęciach sobie pooglądać.

A propos : zapraszam  ponownie na stronę http://www.garnek.pl

Naprawdę śliczne zdjęcia są tam zamieszczane.

Moje też, tam mam nazwę jasna0.

A ile zdjęć kulinarnuch tam jest, czasami nawet z przepisami.

Oglądam i łykam ślinkę

Nie wolno mi…nie wolno mi…..

Życzę milusiej niedzieli – idę zrobić sobie poranną kawusię !

 

Wekend się rozpoczął

I co? Oczywiście, że będzie ponury.

Mnie to akurat nie robi wielkiej różnicy, bo ja ciągle na razie mam weekend,ale żal

mi pracujących…..

Cały tydzień upał a w weekend chłód.

Dzisiaj nad ranem obudziła mnie burza.

Może niewielka była, ale gdzieś tam huknęło nieco mocniej i to mnie przebudziło.

Popatrzyłam na zegarek: była 4.10.

Niezbyt ciekawa pora do wstawania.

Zapaliłam sobie więc papieroska, oczywiście ani TV ani komputera nie włączyłam, bo się boję

ich używać podczas burzy, po tym, gdy raz już piorun spalił mi odbiornik telewizyjny i kartę

sieciową. komputera. Lepiej złego nie kusić.

Troche się „pobałam” , wyobrażałam sobie, co ten biedny Putek — pies mojego szwagra,

wyczynia, Putek okropnie burzy się boi, goni wtedy jak oszalały i bardzo mocno dyszy ze

strachu.

Na szczęście udało mi się zasnąć, podczas gdy gdzieś tam jeszcze daleko  gromy z nieba

leciały,ale poteżny szum deszczu mnie uśpił. A rano juz słoneczko zza chmur mnie

przywitało.

Nie wiem, czy jest o wiele chłodniej, nadal pot z czoła mi spływa, mimo, że nie ciężka

praca jest tego powodem :-).

Dzisiaj smsowałam do moich dziewczynek, niestety sms nie dotarł, pewno nie ma zasięgu,

może doczekam sie od nich jakichś wiadomości?

No to teraz wypada mi tylko życzyć wszystkim  milusiego odpoczynku w sobotnie i niedzielne

dni upalnego lata.

 

Trzy moje gwiazdy

To zdjęcie robiłam kilka dni temu, podczas mojego pobytu w Modlnicy.

Dzisiaj siedzą  w exluzywnym autobusie i jadą na kolonię do Bułgarii, do Złotych Piasków.

Bawcie się dobrze Darka Oliwko i Wiktorynko !!!

Będę o Was myślała i za Wami tęsknila

Kolejny gorący dzień

Wstał następny dzień.

Chyba też gorący.

Dzisiaj dziewczynki Olcia, Darka i Wika jadą autokarem do Bułgarii.

Trochę im zazdroszczę, sama wspominam mój pobyt z moim tatą w Złotych Piaskach.

Tylko tyle, że ja leciałam samolotem.

Może im współczuję, bo tyle godzin siedzieć na jednym miejscu ( no chyba będa jakieś

przerwy ) jest niezbyt wygodne – mnie odrazu bolała by pupa.

Ale one młode, dadzą sobie radę, tym bardziej, że autobus ma ponoć pełną klimatyzację,

no i oczywiście będzie  toalete w autobusie, nie będzie trzeba wysiadać i…tradycyjne usłyszeć

panowie na lewo panie na prawo :-).

Ale i tak mają dobrze.

Ja muszę przemęczyć urlop w zaduchu Krakowa, a wody używać tyle tylko, co pod

prysznicem.

Żadnego pływania..

Muszę jednak wygrać w tego lotka, odrazu u Magdy na działce wspaniały basen wybuduję!.

Pewnie i Złote Piaski by mnie wtedy nie kusiły.

No, chyba, że stanie się cud i te 80 kg stracę, wtedy kto wie? może bym się na bułgarskiej

plaży pokazała?

Ale to jest tak samo mało prawdopodobne, jak to, że wygram w totolotka

Miłego dnia !