Są już dwa bocianki

 

A w tak zwanym międzyczasie pomiędzy kichaniem, smarkaniem i leżeniem w łóżku odłogiem zaglądam do gniazda w Przygodzicach.
Ostatnią noc bocianek spędził samotnie, dzisiaj rano też był samiutki, ale gdy otworzyłam okienko około 11 stej okazało się, że pani bocianowa doleciała, to znaczy będą chyba bocianiątka, mam nadzieję, że zdążą na czas złożyć jajeczka. a potem wychować pisklęta. I to brzmi bardzo optymistycznie.
Również to, że za oknem dosyć spora temperatura też cieszy, aczkolwiek choroba nie pozwala mi wyściubiać nosa za szybkę, nie jest wcale dobrze, najgorsze są te noce, które budzą mnie kichaniem, kaszlem i okropnie przytkanym nosem, oczywiście jestem całkiem spocona i z trudem zasypiam, by po godzinie znów się budzić, to jest szalenie męczące. Już mi się wydaje, że nigdy nie przestanę być chora, że tak już zostanie na zawsze, bo czemu nie jest ani troszkę lepiej?
A może Magda ma rację, że to jakaś sepsa i trzeba zażywać antybiotyki?
Antybiotyki na katar? – też pomysł, ale mi na prawdę nic a nic nie przechodzi. Do tego jestem okropnie osłabiona, ciekawe, jak ja jutro dam sobie radę w pracy

Ale będę o to martwiła się jutro. Teraz dalej idę chorować