stresogenna podróż

Ani piwo  dla Piotrka  ,ani kanapki dla Jacka 

  mi  dzisiaj niestety nie pomogły…..

Szłam z firmy  do busu piechotą.

Ce la Vie….

Co prawda, pani Kazia ,która też ze mną szła omalże  nie wpadla przezemnie pod pędzący bus,bo zachciało mi się telefonować po drodze.

A ona stała i patrzyła,zamiast z pobocza, wylazła omalże na środek jezdni.

Głupie żarty chłopaków się trzymaja,oszukali panią Kazię,że nasz Benuś dokonczył żywota,a ta wiadomość przekazana mnie przez  źródełko dobrze poinformowane,czyli ową Panią Kazię  zastopowała mnie na środku ulicy.

Musiałam wykonać kilka telefonów,żeby przekonać się,że na szczęście nie jest to prawda,a Benuś ma się świetnie.

Chyba naszego Maćka uduszę własnymi recoma ,dwoma.

Widać życie lubi dodawać mi stresów,jako przyprawę do i tak bogatego w przeróżne wydarzenia życia..

Ale dobrze chociaż,że Benuś ma się dobrze.

A ja szczęśliwie dotarłam do mojej ukochanej drugiej pracy,gdzie czekały na mnie wspaniał i gorace  gołąbki.

Zawsze mówię,że dane dobro wraca do człowieka,czasami z całkiem innej strony.

Ja rano nakarmiłam biednego i głodnego Jacusia kanapkami,mnie za to nakarmiono pysznymi gołąbkami.I tak świat się kręci dookoła…dobra i jedzonka też :))))

                             

PS. A Jacek konał ze śmiechu,jak mu powiedziałam przez telefon,jak nabrał biedną panią Kazię i mnie pośrednio.                                             

ponarzekam,a co

Czwartek-czyli najgorszy mój dzień tygodnia.

No masz,już od bladego świtu (czytaj ciemnej nocy) negatywnie nastawiam się do życia-istna malkotentka.

Tak po prawdzie tak niby przez sobotę i niedzielę dużo odpoczywałam ,a energii starczyło mi tylko na poniedziałek.

Bo już we wtorek byłam wieczorkiem padnięta,wczoraj też,dzisiaj….ach szkoda gadać.

Dobra,co będzie to będzie.

Wiosna (może) już nie daleko.

Te białe krajobrazy za oknem  już całkowicie mi się znudziły.

Za oknem……a bardziej jeszcze w realu.

Może sam śnieg nie jest taki najgorszy,ale ten  lądolód…….

No i ta droga wiejska-jeszcze nie wspomniałam o tym,ale dwa dni temu ,właśnie niedaleko naszej firmy, auto potrąciło jakiegoś człowieka.

Nie wiem,jak potoczyły się dalsze losy tej osoby,nie wiem czy szła poprawnie lewą stroną szosy ( tak jak zawsze ja idę),niestety,mimo,że człowiek bardzo uważa ( no przynajmniej ja tak) nie zadobre są warunki do takich marszy zimową porą po i tak już wąskiej,a teraz jeszcze węższej przez zaspy  drodze ,w dodatku krętej,po której niektóre auta jeżdzą jak zwariowane, szybko i dla pieszych bardzo niebezpiecznie,czyli tak blisko tych poboczy (których nie ma),że naprawdę nie ma gdzie już uciekać.

No i co mam robić?

Nikt specjalnie wozić mnie nie będzie,chociaż ostatnio nawet udawało mi się chociaż kawałek podjechać….

Staram się jakoś podlizywać chłopakom,żeby mnie chociaż do Zielonek podwozili,nie zawsze się to jednak mi udaje…..

Dzisiaj targam dla Piotrusia piwko

Takie jest życie.

No to szybciutko sie zbieram,bo okropnie od rana marudze i pewno nie zdążę na czas.

PAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA.