many, many, many, many

 

tłumaczenie utworu ABBY money, money, money

Haruję całą noc, haruję cały dzień
Aby opłacić rachunki
Czyż to nie jest smutne?
I wciąż wychodzi na to, że
nie zostaje ani grosza dla mnie
Jaka szkoda
W marzeniach snuję plan
Gdybym miała bogatego faceta
Nie musiałabym wcale pracować
Wydawałabym kasę i dobrze się przy tym bawiła

Forsa, forsa, forsa
Musi być fajnie
W świecie bogaczy
Forsa, forsa, forsa
Słońce zawsze świeci
W świecie bogaczy
Aha, aha
Tyle bym zrobiła
Gdybym miała więcej kasy
To świat bogaczy
To świat bogaczy

Takiego mężczyznę jest trudno znaleźć
Ale nie mogę przestać o nim myśleć
Czyż to nie jest smutne?
A gdyby się zdarzyło, że taki byłby wolny
Założę się, że nie zechciałby mnie
Jaka szkoda
Więc muszę wyjechać
Do Las Vegas albo do Monako
I wygrać majątek w grze
A moje życie już nigdy nie będzie takie samo

Forsa, forsa, forsa
Musi być fajnie
W świecie bogaczy
Forsa, forsa, forsa
Słońce zawsze świeci
W świecie bogaczy
Aha, aha
Tyle bym mogła zrobić
Gdybym miała więcej kasy
To świat bogaczy
To świat bogaczy

Ano właśnie, gdzie  jest ten świat bogaczy????
Bo mnie niestety ten świat nie dotyczy, no tak, niestety!!!!!
A zresztą, każdy w pewnym sensie ma takie kłopoty i każdy w pewnym sensie żyje na kredyt.
Nie tylko w Polsce, przecież w USA, czy innym zachodnim kraju chyba tylko kloszardzi nie posiadają konta bankowego, z którego by mogli czerpać spłacać, czerpać, spłacać i tak w kółko. Na tym właśnie opiera się bankowość, ja, bankier,  pożyczę ci  te many, many, ale ty musisz mi  oddać je  z naddatkiem, a Ja na tym oczywiście zarobię, bo jestem bankierem i te many, many posiadam. Tylko żeby oddać z naddatkiem, trzeba znów się zapożyczyć  i jakoś się to wszystko kręci. Tylko do tego trzeba mieć naprawdę silne nerwy i nauczyć się z tym żyć.
Niestety, ja jakoś nie bardzo potrafię, bo każdy zaciągnięty dług przyprawia mnie o zawroty głowy i o palpitację serca.
Wielu Polaków nauczyło się już żyć na kredyt, bo tylko w ten sposób można w tej chwili na przykład kupić mieszkanie, czy jakiś inny, nawet nie największy przedmiot codziennego użytku. Ale jednak nawet w takiej sytuacji trzeba sobie zadać pytanie : czy mnie na to jest stać?
Bo przecież czekać na cud, czyli na wygraną w lotka nie ma jednak sensu. To tylko bajki dla mniej, lub bardziej grzecznych dzieci.
Że co?, że ktoś jednak wygrywa? Ale czy na pewno? Rozglądnijcie się, czy kogoś takiego znacie? Owszem, trójkę, czwórkę to nie jest trudno trafić, samej mi się to zdarzało, ale już z piątką są trudności, nie mówiąc o szóstce, a co dopiero o kumulacji!!!!!
Oj, gorzkie są dzisiejsze słowa w moim blogu, gorzkie, ale jakże przecież życiowe?
No dobra, pieniądze, czy ich brak to nie jest dobry temat na piątkowy, prawie już relaksowy dzień.
Tym bardziej, że pogoda nas też nie dopieszcza, więc po co się jeszcze dodatkowo dołować?
Ja jakoś dać sobie radę muszę, zwłaszcza, że jestem solo, ale co mają powiedzieć ci, którzy mają na głowie utrzymanie całej rodziny?
Z dzisiejszych moich rozmyślań wyciągam tylko jeden bardzo ważny wniosek : muszę wprowadzić w swój życiorys wielkie oszczędzanie.
I już nawet mam kilka pomysłów, ale na razie o nich nie piszę, muszę je dokładnie opracować i powoli wdrażać w życie.

To może słowo o pogodzie? to taki przecież bezpieczny temat.
Wczorajszy dzień był okropny, przynajmniej w Krakowie, bo w Warszawie,  w Gdańsku, czy w Poznaniu podobno nawet świeciło słonko.
U nas niestety nie było co prawda bardzo chłodno, były momenty, że temperatura oscylowała w granicach 18 stopni, ale za to przez cały dzień lał deszcz. Owszem, były malutkie przerwy, gdy nie padało, a tylko siąpiło, żeby znów przejść zaraz  w regularne opady i to nawet dosyć obfite.
Oczywiście wczorajszy dzień musiałam „opłacić” Nimesilem, bo bez niego chyba nigdzie bym nie doszła, a tak pomalutku, bo pomalutku, ale jakoś do tuptałam na ten przystanek.

W dodatku na krawędzi lewej stopy zrobił mi się ohydny odcisk, który przy każdym moim kroku świdrował olbrzymim bólem w moim mózgu, podobny mam też i na prawej stopie, tuż pod palcami, tak, że wszystkie kroki niestety są powiązane z  bardzo nieprzyjemnymi doznaniami.
W przyszłym tygodniu muszę odwiedzić panią Elę, moją pedicurzystkę, która znów zrobi porządek z moimi stopami i na pewien czas będę miała spokój. Jak widać, te moje dolegliwości nie są powiązane wcale z moją tuszą, bo przecież jednak schudłam te 60 kilogramów, ale z moimi zmianami zwyrodnieniowymi, przez które mam złe ułożenie stóp podczas chodzenia, mimo bardzo wygodnych butów. Przy nieregularnym obciążeniu stóp niestety modzele i odciski muszą się robić. I na to nic już nie poradzę .
Muszę jednak  chodzić i to jest też sposób na rehabilitowanie moich nóg no i na rehabilitację całego mojego ciała. Może powinnam robić większe spacery, ale czasami naprawdę ból jest tak uciążliwy, że mam prawie łzy w oczach.
Wracając jeszcze na moment do mojej wagi, o której już dawno słowa nie pisałam, sama się wczoraj zdziwiłam, gdy dokonałam jej nowego pomiaru. Dawno już się nie ważyłam, teraz robię większe odstępy w tym kierunku, żeby za bardzo się nie stresować, gdy waga ma jakieś wahnięcia 2 kilogramowe w tę, czy w drugą stronę.
Ale nigdy, uwierzcie mi nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach, nie przyszło mi do głowy, że będę kiedyś ważyła 75kg . Ktoś może powie, to jeszcze sporo, owszem, ale nie dla kogoś, kto ważył nie tak jeszcze dawno temu 135 kilogramów, to jest jednak niebywałe zjawisko i spory sukces.
Co prawda według wskaźnika ciała BMI wciąż jeszcze mam nadwagę, ale to nie jest to samo, co kiedyś, gdy miałam otyłość skrajną.
To okropne słowo OBESITAS !!!!! wrr, jak ja go nie cierpiałam, a niestety ono wciąż się za mną wlokło. Na każdym skierowaniu do sanatorium, czy do szpitala, na każdej karcie wypisowej ze szpitala czy z sanatorium to obrzydliwe słowo królowało na pierwszym miejscu, jako moje najważniejsze schorzenie.
Na całe szczęście już ono mnie nie obliguje. I chwała Bogu!!!
Teraz musiałabym jeszcze  schudnąć jakieś następne 8 – 10 kilogramów, żeby uzyskać wagę prawidłową, ale w sumie po co? Wcale nie jest źle, a kto wie, co jeszcze by się wtedy za choróbsko do mnie przyplątać mogło? Więc pozostanę na tym, na czym jestem obecnie, zawsze sobie ten 2 kilogramowy margines pozostawiając. W moim przypadku nie jest to wcale trudne, bo żołądek sam sobie reguluje ilość i częstość posiłków, więc nadmierne jedzenie mi nie grozi, nie pozwoli na to ani żołądek, ani moje jelita, które natychmiast podnoszą bunt.
Ale o to przecież w tej całej mojej operacji bariatrycznej chodziło.
Najważniejsze, bym panowała nad swoim cukrem, który się ostatnio troszkę rozhulał i pamiętała o regularnym zażywaniu lekarstw krwiotwórczych, zwłaszcza żelaza, żebym znów nie musiała wylądować w szpitalu na przetaczaniu krwi. Właśnie a propos, w przyszłym tygodniu idę do przychodni znów zrobić badania, no a potem, około 10 czerwca muszę pamiętać o następnej iniekcji Witaminy B12.

10 czerwca…….znów ten dzień niebawem nadejdzie, jakże bardzo smutny dla mnie i dla Magdy i dla Maćka i pewnie dla Marcina, dzień, w którym 7 lat temu opuściła nas moja ukochana siostra Ania, a ich ukochana Mamusia.
Ale o tym napisze w stosownym czasie.

No to dzisiaj wstał sobie piątek, a jaki? Spoglądam za okno i………..

Dzisiaj jest może o tyle lepiej, że nie pada deszcz, no na razie nie pada, ale kto wie, co się  jeszcze zdarzyć dzisiaj może? Na razie jest pochmurnie i nijako.
Słonko, gdzie jesteś????

 

Życzę udanego dnia i żeby weselej się troszkę zrobiło po moim nieco przygnębiającym blogu ślicznego kwiatka dołączam