Wielka rewolaryzacja

 

Dostałam wczoraj oficjalne pismo z ZUS-u o rewaloryzacji mojej emerytury, która wzrosła teraz o  całe 3 złote 43 groszy.
No nie wiem, czy kupić bułkę, czy odłożyć może na konto PKO? Ktoś poradził mi, żebym zaczęła zbierać te pieniądze na wakacje, ale pewnie nawet na rozbity namiot na trawce pod domem by jej nie starczyło :-(. Nie wspominając już o grożącym mi mandacie za niszczenie zieleni.
No to mam teraz nowy problem, muszę dokładnie go przeanalizować i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Co prawda dostanę jeszcze tę jednorazową wyrównawczą  jałmużnę od rządu, ale chyba odeślę ją do Rydzyka, przecież trzeba jakoś tego biedaka wspomóc finansowo, prawda??? Z czego on te termy bez mojej pomocy wybuduje? Wreszcie trzeba pomagać w spełnianiu tak „szlachetnych” czynów, jakim jest nabijanie ludzi w butelkę, a przy okazji nabijanie  własnej kasy za czyjeś  pieniądze. Bo to tak po katolicku po prostu wypada.
Ale co tam, pieniądz to w końcu rzecz nabyta, nie należy do niej przykładać wielkiej wagi, no chyba, że się jest takim businessmanem, jakim jest właśnie Rydzyk. Sam nie dojada ( nawet cierpi  ostatnio na  opuchliznę głodową), auta nie ma i musi prosić, by mu łaskawie na krótki momencik Maybacha wypasionego wypożyczyli, by mógł dojechać i dopilnować interesu, koperty z datkami od chętnych radośnie przyjmuje, skrupulatnie przelicza i potem  na  użytek „społeczny” go przeznacza. Oj jaką frajdę wielką zrobi potem tym, którzy będą swoje obolałe ciała w rydzykowych termach pielęgnować,  buląc za takie luksusy ciężką mamonę. Ale interes będzie się kręcił!!!!!. A to jest najważniejsze. Ciekawa tylko jestem, co odpowie stając kiedyś przed Bożym Tronem, gdy dostanie pytanie, jak pomnożyłeś swój majątek i na jakie cele je przeznaczyłeś? Ludzi ewentualnie można oszukać, ale Bóg niestety wszystko widzi i zapamiętuje, a potem go z tego rozliczy. I to jest ta jedna jedyna sprawiedliwość, na którą czekam.

A czy wiecie, że dzisiaj mamy już ostatni dzień marca? Od jutra zaczyna się jeden z piękniejszych miesięcy roku (bo jednak najpiękniejszym pozostanie na zawsze maj). Już widać, że kwiecień kwieci nam łąki, ogrody, drzewa, już owocowe drzewka zaczynają się przystrajać w ślubne welony.
Jeszcze nieśmiało, jeszcze te welony nie są bogato utkane, ale to kwestia jeszcze tylko kilku dni.
Zdecydowanie robi się już ciepło, mży od czasu do czasu wiosenny drobny deszczyk, zraszając nam rozkwitającą w oczach przyrodę, aby szybko i dorodnie wszystko nam się pięknie rozwijało.
Wczoraj, gdy szłam na popołudniu do pracy, świeciło piękne słoneczko i było w miarę ciepło, tak więc skusiłam się ubrać moją nową wiosenną kurteczkę, ale wracając wieczorkiem przyznam, że było mi trochę  chłodno. Ale nic to, napiłam się gorącej herbaty i wszystko powróciło do normy.

Rzeczywiście zaskoczyłaś mnie Ulu wczorajszymi Twoimi  trzema komentarzami, rzeczywiście czasami zły chochlik w blogu siedzi i miesza szyki. Mi też tak się zdarza, ale najgorzej jest wtedy, gdy już dokonam całego wpisu i  naciskam zapisz, a komputer zamiast zapisywać wszystko marze. Muszę wtedy wszystko wpisywać od początku, a  wtedy ze złości najgorsze wyrazy powtarzam po kilka razy 🙂 Dobrze, że nikt tego przynajmniej nie słyszy, bo jestem na szczęście  sama w pokoju.

Już wczoraj czułam, że znów idzie zmiana w pogodzie, nogi niemiłosiernie mnie wczoraj piekły, chodziłam jak po rozżarzonych węgielkach – koszmarne uczucie, a i w głowie kręciło mi się niemiłosiernie. No i rzeczywiście dzisiaj jest ponuro i chyba na deszcz się zanosi, więc nie pomna moich  żołądkowych kłopotów żołądkowych szybciutko, skoro świt, wypiłam sobie spory kubek rozpuszczalnej kawy, żeby znów nie doprowadzić się do niskiego, jak wczoraj ciśnienia. Aż kilka razy  ze zdumieniem Tereska sprawdzała mi  te pomiary ciśnienia, ale wciąż miałam go na granicy 95 na 45, czyli bardzo niziutkie.
Oczywiście na wszelki wypadek wypiłam sobie swój nieodzowny Nimesil, żeby dzisiaj dobrze w pracy funkcjonować. Będzie dobrze!!!
I tego też wszystkim życzę, by ten czwartek przeleciał miło, kolorowo i wesoło.